niedziela, 16 marca 2025
A w górach prószył śnieg
Beskid Śląski, Błatnia, Czupel (B.Śląski), Klimczok, Mały Cisowy, Stołów, Szyndzielnia, Trzy Kopce, Wielka Cisowa, Żywiecka Korona Beskidów
Brak komentarzy
Oto trasa, którą już dawno temu zaprojektowaliśmy sobie do przejścia. Długo
leżała w szufladzie czekając na swoją realizację. Różne pomysły, zarówno te
łatwe i proste, czy bardziej złożone, które chcielibyśmy zrealizować
odkładamy tam, gdzie czekają na swoją chwilę. W przypadku tej trasy –
wierzcie bądź nie – jej zamysł pojawił się we wrześnie 2011 roku. Czekał aż
tak długo, bo chyba zbyt wiele mamy innych różnych pomysłów, które
przekładamy z uwagi na ciągły brak dogodnego, a przede wszystkim wolnego
terminu. W końcu okazało się, że idealnie wkomponowuje się ona w projekt
„Żywiecka Korona Beskidów”, który nie tak dawno podjęliśmy do realizacji.
Projekt ten obejmuje 105 różnych miejsc w pasmach Beskidu Żywieckiego, a
także Beskidy Śląskiego i Beskidu Małego. Dla zbieraczy odznak turystycznych
jest nawet piękne trofeum, a zarazem souvenir do uzyskania, otrzymywany za
odwiedzenie tylko 40 spośród z tych 105 wyspecyfikowanych w regulaminie
miejsc, opracowanym przez Babiogórski Oddział PTTK w Żywcu. I choć te 40
miejsc mamy już od ponad pół roku za sobą (odznaki również zweryfikowane)
wędrujemy dalej szlakami Żywieckiej Korony Beskidów. Zaczynając to
przedsięwzięcie od razu zakładaliśmy, że odwiedzimy wszystkie punkty wymienione
w regulaminie. To góry, z którymi mamy wiele wspaniałych wspomnień,
szczególnie w początkach naszych spotkań z kulturą tamtejszych górali.
Podstawową zaletą w propozycjach zdobywania różnych odznak turystycznych
jest swego rodzaju systematyzacja i ukształtowanie tematyczne naszych
wędrówek, które pozwala poznać pełnię walorów tego, co zostało objęte
pomysłem określonej odznaki. Dlatego ruszamy dalej, aby odwiedzić kolejne
miejsca z Żywieckiej Korony Beskidów.
sobota, 8 marca 2025
W Tatrach pojawił się zapach wiosny

Dzień wcześnie już wstaje. Rozświetla dróżki, lasy, szerokie górskie pejzaże. Przed nami widok iście radosny. Pachnie wiosną w Tatrach. Z dróżki od Starego Smokowca zniknął już śnieg, gdzieniegdzie jest mokra, przesiąknięta wodami stopniałych skrawków śniegu jakie jezcze nie tak dawno na niej leżały. Promień słońca kieruje nas w przestrzeń radości, w której czeka nas nowa opowieść i kolejne przeżycia, które uwalniają od zegara codziennych zajęć.
piątek, 7 marca 2025
Cascata delle Marmore, czyli tam, gdzie żyją Gnefro

Wzbudza ogromny zachwyt. Wygląda jak ponadprzeciętny, spektakularny cud natury, choć tak naprawdę nie jest cudem stworzonym przez naturę. Na pierwszy rzut
oka może wydawać się to niemożliwe, że może być wytworem
człowieka. Mieliśmy okazję podziwiania go w trakcie naszej podróży przez Włochy. Wodospad Marmore (wł. Cascata delle Marmore), czyli Wodospad
Marmurowy jest najwyższym sztucznym wodospadem w Europie i jednym z
najwyższych na świecie. Gdyby połączyć jego kaskady okaże się, że nie ma na
świecie wyższego sztucznego wodospadu, bowiem Wodospad Marmore liczy łącznie 165 m (541
stóp) wysokości. Wodospad znajduje się na biegu rzeki Velino.
czwartek, 6 marca 2025
Zakątek bliski sercu, choć nigdy wcześniej w nim nie byliśmy
Góra Penna (1289 m n.p.m.) wznosząca się ponad toskańską doliną Casentino
we Włoszech jest dla nas wyjątkowa z pewnych względów i łączą nas z nią
nawet osobiste emocje, choć nigdy wcześniej nie byliśmy na tej górze. W
pewnym sensie była nam bardzo bliska, choć kojarzyliśmy ją zwykle z inną
nazwą. Z pewnością marzyliśmy już w czasach nastoletnich, aby kiedyś
zobaczyć to miejsce na własne oczy, ale wówczas chyba nie wierzyliśmy, że
może to urzeczywistnić się. Dzisiaj stało się to faktem.

sobota, 15 lutego 2025
Dla jego zobaczenia...

Droga ta wiedzie aż od Zakopanego. Do Palenicy Białczańskiej można dojechać nią samochodem, dalej już pieszo można nią dotrzeć aż nad Morskie Oko w Dolinie Rybiego Potoku. Ta popularna droga została zbudowana w 1902 roku. Pierwotnie jej nawierzchnia wykonana została z tłucznia wapiennego. Po ulewnym deszczu, czy burzy zwykle ulegała zniszczeniu. Stąd też postawiono przy niej szereg budynków dla tzw. dróżników, którzy mieli obowiązek naprawy tej drogi. Na przełomie lat 50-tych i 60-tych dokonano jej modernizacji. Zmieniono nawierzchnię a asfaltową. Odtąd dojazd nad Morskie Oko stał się możliwy nawet autobusem. Dojeżdżał on prawie do końca, na pobliską polanę zwaną Włosienicą. Asfaltowa droga była odporniejsza na zniszczenia, choć takie zdarzały się nadal w wyniku osuwisk i lawin. Po jednym z większych osuwisk w 1988 roku ruch autobusowy na tej drodze między Palenicą Białczańską i Włosienicą został zamknięty. Asfalt na drodze pozostał, dlatego nie jest to szlak lubiany przez piechurów. Jednak jest to również jeden z niewielu szlaków w Tatrach, który może być pokonywany przez osoby na wózkach inwalidzkich, czy z dziećmi na wózkach. Istnieje na nim również transport konny, o który toczą się mniej lub bardziej uzasadnione dysputy. Od jakiegoś czasu planuje się zastąpić go pojazdami z napędem elektrycznym. Dzisiejszą wędrówką nie zmierzamy w drążenie tych tematów. Jest bowiem w tej drodze coś ciekawszego i ważniejszego dla każdego Polaka. Tak jak Morskie Oko ulokowane w ślicznym tatrzańskim krajobrazie, tak i ta droga była niegdyś uzewnętrznieniem narodowego patriotyzmu.
sobota, 1 lutego 2025
Tatrzańska Świątynia Lodowa i Tatra Ice Masters

Dzisiaj to ewenement, choć może za paręnaście lat nikt tak nie będzie już myślał, mówiąc, że to typowa zimowa aura. Podążając wielokroć ścieżką na Hrebienok odkrywamy ją w niecodziennych pejzażach tegorocznej zimy. Raczej przypominają one przedwiośnie, a może słoneczną końcówkę listopada. Owszem aura jest cudownie piękna – słońce, błękitne niebo, brak wiatru i czyste powietrze, które otwiera dalekosiężne horyzonty. Pogoda cudownie rozpieszcza.
A tak w ogóle to może ktoś zastanawia się po co iść po raz drugi w ciągu niespełna miesiąca na słowacki Hrebienok, wszak widzieliśmy już tegoroczną Tatrzańską Świątynię Lodową. Jest imponująca jak co roku, a na dodatek w tym roku szczególna dla Polaków. Oglądaliśmy ją 6 stycznia w Dzień Trzech Króli, kiedy mogliśmy zobaczyć również inną atrakcję, jakim był pokłon Trzech Króli przy śnieżnej szopce betlejemskiej obok Rainerovej chatki. Dzisiaj żadnej inscenizacji tam już nie zobaczymy, ale jest coś, czego wówczas nie mogliśmy zobaczyć. Kilka dni temu odbył się na Hrebienoku konkurs rzeźb lodowych.
A tak w ogóle to może ktoś zastanawia się po co iść po raz drugi w ciągu niespełna miesiąca na słowacki Hrebienok, wszak widzieliśmy już tegoroczną Tatrzańską Świątynię Lodową. Jest imponująca jak co roku, a na dodatek w tym roku szczególna dla Polaków. Oglądaliśmy ją 6 stycznia w Dzień Trzech Króli, kiedy mogliśmy zobaczyć również inną atrakcję, jakim był pokłon Trzech Króli przy śnieżnej szopce betlejemskiej obok Rainerovej chatki. Dzisiaj żadnej inscenizacji tam już nie zobaczymy, ale jest coś, czego wówczas nie mogliśmy zobaczyć. Kilka dni temu odbył się na Hrebienoku konkurs rzeźb lodowych.
sobota, 18 stycznia 2025
Łopusze Wschodnie

Przełęcz Widoma zaskakuje malowniczymi widokami, szczególnie dzisiaj, kiedy
aura jest taka wspaniała. Jest łatwo dostępna, również dla zmotoryzowanych,
gdyż przechodzi przez nią droga wojewódzka nr 965. Z myślą o zmotoryzowanych
zaaranżowany został tu parking, specjalnie po to, aby można było
bezpiecznie zatrzymać się i rozejrzeć wokół, zachwycić i nadziwić ładną
przestrzenią.
poniedziałek, 6 stycznia 2025
Tatrzańska Świątynia Lodowa - Katedra Wawelska

![]() |
Gerlach widoczny ponad Granatami Wielickimi. Z prawej zbocze Sławkowskiego Szczytu. |
To wspaniały dzień na wycieczkę na słowacki Hrebienok. Choć zima
niezimowa, pogoda ładna się pojawiła 6 stycznia, w Dzień Trzech Króli.
Wybraliśmy ten dzień z niejednej przyczyny, bo kto wie, to wie, a ten
bodziec, o którym wiedzą wszyscy, czeka na słowackim Hrebienoku. Ruszamy
jak zwykle z uroczego Starego Smokowca utartym szlakiem. Można skorzystać
z kolejki linowo-terenowej, ale poranek jest zbyt piękny. Choć gęste
wały chmur jawią się na południu, piętrzące się przed nimi Niżne Tatry
wygadają dzisiaj tak, jakby były magicznym szkłem przybliżone. Przed
nami potężny masyw Sławkowskiego Szczytu, za nim pokazuje się
wierzchołek poszarpanego Gerlacha.
Spacerkiem przejście zajmuje nam 55 minut.
Spacerkiem przejście zajmuje nam 55 minut.
środa, 11 grudnia 2024
Czy spotkamy go tam jeszcze?
Beskid Mały, Jaworzyna, Kiczera (B.Mały), Przełęcz Cisowa, Stary Groń, Wielka Cisowa Grap, Żar (B.Mały), Żywiecka Korona Beskidów
Brak komentarzy

Od czasów dzieciństwa dzień 6 grudnia był wyjątkowym, o jego wyjątkowości nie decydowały wyłącznie mikołajowe prezenty, ale dobro, które co rok zaczynało tego dnia znów otaczać ludzi silniej. Był to dzień, w którym pojawiała się i nie opuszczała nas aura nadchodzących świąt, które były już tak blisko. Oczywiście, że było wówczas pięknie biało, ale bardziej chodzi tu o tą szczególną atmosferę miłości i radości, która kumuluje się najbardziej w momencie spotkania przy wigilijnym stole. Każdy z nas ma to niezwykle ciepłe doświadczenie w sercu. I w tym roku magia ta zadziała, jeśli tylko trochę się postarasz i jeśli wciąż wierzysz w Niego.
wtorek, 12 listopada 2024
Tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady

No i doczekaliśmy w końcu takiej aury, jaka powinna być o tej porze roku. Po
raz pierwszy mamy listopadowo w listopadowych Bieszczadach 2024. Wita nas
chłodny poranek, może nawet z przygruntowym przymrozkiem. Jednak daje się
wyczuć, że temperatura powietrza rośnie i to bynajmniej nie z powodu niezwykle
ciekawej tematyki dzisiejszej wędrówki, choć kto wie. Mgły unoszą się szybko.
Chmury jednak pozostają nad nami skrzętnie zakrywając niebo. Droga sucha – nie
padało w nocy. Wokół sino od szadzi delikatnie otulającej gałązki drzew, które
zdaje się, że pogubiły liście ostatniej nocy, bo jeszcze wczoraj wiele z nich
zabawiało nas barwami jesieni. Tak czy siak zagościła dzisiaj odmienna aura,
aczkolwiek przyjemna i nastrojowa, taka o jakiej w sumie marzyliśmy jeszcze
przed wyjazdem na listopadową eskapadę w Bieszczady, a że okazało się, że
przez ostatnie trzy dni była o wiele lepsza, niż zakładaliśmy, to nie szkodzi
oczywiście.
poniedziałek, 11 listopada 2024
Gdzie zbój zwany Doboszem ukrywał swe skarby...
Gdzie zbój zwany Doboszem ukrywał swe skarby...
Opołonek, czyli być tam, gdzie normalnie nie powinniśmy być
Bieszczady, Czysty Wierch, Opołonek, Piniaszkowy, Sianki, Skała Dobosza, Wierszek, Źródła Sanu
Brak komentarzy

W listopadzie 1918 roku, Polska pojawiła się z powrotem na mapach politycznych Europy po 123 latach nieobecności. Po wybuchu pierwszej wojny światowej stanęły naprzeciw siebie mocarstwa, dotąd solidarnie przeciwstawiające się dążeniom niepodległościowym Polski. Polacy stanęli przed dylematem, po której stronie konfliktu opowiedzieć się. Dostrzegali to, że wojna pomiędzy zaborcami może otworzyć im drogę do niepodległości, aczkolwiek działania wojenne były bratobójcze dla Polaków zmobilizowanych do różnych armii. Przełom nastąpił dopiero w listopadzie 1916 roku, kiedy cesarze Niemiec i Austrii proklamowali odrodzenie państwa polskiego na ziemiach odebranych Rosji. Kilka miesięcy później, gdy w Rosji obalono carat, nowe rosyjskie władze również uznały prawo Polaków do samostanowienia. Wkrótce znalazło to również poparcie Francji i Wielkiej Brytanii, które były sprzymierzone z Rosją porozumieniem Ententy. Wkrótce też sprawa polska zyskała poparcie Stanów Zjednoczonych Ameryki. Polacy musieli jednak dalej czekać na urzeczywistnienie się niepodległość, aż do rozpadu Austro-Węgier i zakończenia wojny na zachodzie Europy, ale nie tylko - musiał nastąpić niecodzienny zbieg okoliczności. Wojnę musiały przegrać wszystkie strony konfliktu i tak też się stało. Austro-Węgry rozpadły się, choć wcześniej pokonały Rosję, przegrywając wraz z Niemcami wojnę na zachodzie Europy. W tym niezwykłym zbiegu okoliczności wojnę przegrali wszyscy zaborcy Polski. Wówczas Polacy przystąpili do rozbrajania okupantów i tworzenia swoich niezależnych instytucji państwowych. Wtedy też do Warszawy przyjechał Józef Piłsudski więziony dotąd przez Niemców. Tam 11 listopada 1918 roku, Rada Regencyjna powierzyła mu pełnię władzy cywilnej i wojskowej nadając tytuł Naczelnika Państwa.
Tamte dzieje Polski wprowadzają nas do wędrówki po nieznanych bieszczadzkich zakątkach. Dzisiaj również mamy 11 listopada. Polacy wracają tego dnia pamięcią do 1918 roku, kiedy rozpoczął się nowy etap w historii Polski. Polska osiągnęła go nie tylko za sprawą Piłsudskiego, czy innych znanych powszechnie postaci takich jak Dmowski, Paderewski, Daszyński, ale przede za sprawą pokoleń Polaków żyjących pod zaborami, którzy przekazywali kolejnym pokoleniom Polaków przywiązanie do języka i kultury narodowej. Gdyby tego nie było polskość zaniknęłaby zupełnie. Celebrujemy tamten dzień w różny sposób, okazując ducha patriotyzmu, jedności narodowej i narodowej dumy. Organizowane są defilady i marsze, na cmentarzach zapalane są znicze dla uczczenia pamięci poległych w walce o niepodległość, odbywają się różne koncerty i widowiska artystyczne o tematyce patriotycznej i związane z historią Polski.
My w ten dzień udajemy się na wędrówkę, ale zupełnie niecodzienną, bo jej celem jest najbardziej wysunięty na południe punkt współczesnej Polski, ale nie tylko. Udajcie się wraz z nami do zakątka, w którym rzadko staje ludzka stopa.
niedziela, 10 listopada 2024
Zawsze kiedy tam wracam - królestwo przestrzeni

Na obszarze Polski znajduje się tylko część Bieszczadów. Rozciągają się one
przez trzy kraje. Największą magią doświadczają te pokryte połoninami, które
olśniewają rozległymi, bezkresnymi panoramami. Na terytorium Polski mamy wiele
takich miejsc, choć spośród wszystkich połonin to tylko szczypta, do tych,
które ciągną się po stronie ukraińskiej. Granice międzypaństwowe w
Bieszczadach zmieniały się, czego niemym świadkiem pozostają spotykane stare
słupki graniczne. Często napotykaliśmy na takie wędrując przez Bieszczady
Ukraińskie, również na obecnym terytoriom polskich Bieszczadów możemy natknąć
się na takie ślady. Ostatnie największe zmiany w przebiegu granicy nastąpiły
po II wojnie światowej, kiedy po polskiej stronie Bieszczady były zupełnie
opustoszałe, bezludne.
Na obszarze Polski międzywojennej stykały się kultury wschodu i zachodu,
wywodzące się z różnych religii, zwyczajów i tradycji. Po za tym po
zakończeniu I wojny światowej poczucie tożsamości narodowej dotyczyła nie
tylko Polaków, ale pojawiło się ono u wielu innych grup kulturowych. Jednym
udało się i stworzyli, albo powrócili do swoich państwowości, innym nie
udało się to wcale. Gdyby nie splot szczęśliwych zbiegów okoliczności, to nie
wiadomo, czy nam Polakom by się to udało. Po drugiej wojnie światowej powrócił
problem stworzenia nowych granic. Wiodący głos w tej sprawie miały oczywiście
trzy wielkie zwycięskie mocarstwa: ZSRR, USA i Wielka Brytania. Te podjęły
decyzje na Konferencji Teherańskiej (28.XI.–1.XII.1943 r.), potwierdzono je na
Konferencji Jałtańskiej (4.II.–11.II.1945 r.), że wschodnia granica Polski po
zakończeniu wojny będzie przebiegała według tzw. linii Curzona, która w
założeniu miała uwzględniać odmienność kulturową mieszkańców po obu stronach
takiej granicy. Dokładny jej przebieg był już uściślany między
zainteresowanymi dwiema stronami, czyli Polską i ZSRR. Decyzja trzech mocarstw
zastrzegała jednak, że w razie dokonywania zmian „wschodnia granica Polski
powinna biec wzdłuż linii Curzona, z odchyleniem od niej w pewnych okolicach o
pięć do ośmiu kilometrów na korzyść Polski”. Dawało to Polsce możliwość
przeprowadzenia korekt na swoją korzyść, ale w praktyce stało się to niemal
niemożliwe, biorąc pod uwagę ówczesne uwarunkowania polityczne i siłę
militarną ZSRR. Sowieci mieli świadomość swojej przewagi, co wykorzystywali i
wszelkie nadzieje strony polskiej na wprowadzenie większych korekt w przebiegu
granicy zostały szybko rozwiane. Polska delegacja rządowa biorąca udział w
wypracowaniu ostatecznego porozumienia granicznego była pod presją czasu i
okoliczności. Alternatywne rozwiązanie nie istniało. Jedyne co udało się
wówczas uzyskać, to nieznaczne przesunięcie granicy na wschód w pobliżu
Przemyśla, Kroczowej i Horyńca, dzięki czemu miejscowość Medyka miała się
znaleźć po stronie polskiej. W wyniku stanowczości Stanisława Leszczyckiego
rejon Bieszczad, obejmujący około 300 kilometrów kwadratowych z Haliczem i
Tarnicą został włączony w terytorium powojennej Polski, ale ustalona w tym
rejonie granica, opisana w szczegółowym protokole przebiegu linii granicy
podpisanych przez obie strony 30 kwietnia 1947 roku, nie miała przebiegu
takiego, jaki obecnie znamy. W Bieszczadach wyznaczała ją rzeka San. Jak to
się stało, że obecnie bieszczadzki odcinek rzeki San tworzy malowniczy przełom
pomiędzy Otrytem a Tołstą, znajdującymi się na terytorium Polski, a jedynie
pierwsze 54 km biegu tej rzeki wyznacza granicę (obecnie między Polską i
Ukrainą)? O tym za chwilę.
sobota, 9 listopada 2024
A czy znasz ty, bracie młody
A czy znasz ty, bracie młody
…i opowiadał, gdzie leżą, i jak wyglądają wszystkie ziemie Rzeczypospolitej

Niegdyś Łopiennik słynął z ładnej panoramy, bo jego zbocza nie były tak silnie zalesione jak obecnie, a nawet stanowiły tereny pasterskie, o czym nie każdy wie. Dla tych widoków był odwiedzany. Pojawili się na nim m.in. Seweryn Goszczyński, Wincenty Pol, czy Aleksander Fredro, który przybył tu po raz pierwszy na początku XIX, wspominając o tym później w swoich pamiętnikach…
W Baligrodzie wypoczęliśmy koniom. Tam granica świata. Za Baligrodem wjeżdża się jak w czarne gardło. Droga i rzeka jest to jedno i toż samo, a od rzeki z jednej i z drugiej strony wznoszą się czarne ściany jodeł i smereków. Cisna leży w obszerniejszej nieco kotlinie. Folwark, cerkiew, karczma, dalej młynek i tartak ożywiają tę górską wioskę więcej niż wiele innych. Przyjazd nasz wszakże nie w dobrą chwilę miał miejsce. Zanosiło się na słotę. Z gór czarnych kurzyło się wkoło — na co tam zwykli mawiać, że niedźwiedzie piwo warzą. Szczyty gór były całkiem zakryte, nie mogliśmy więc podziwiać pierwszą osobliwość — Łupiennik. Ta góra podług miejscowego podania ma mieć dwadzieścia cztery kondygnacje, a z wierzchołka widać Lwów!
Aleksander Fredro trzykrotnie odwiedzał te tereny, jeszcze jako młody człowiek. Mieszkał tu jego ojciec, hrabia Jacek Fredro, który pod koniec XVIII wieku odziedziczył osadę Cisna, a następnie wykorzystując tutejszą rudę żelaza i tanią siłę roboczą założył w 1810 roku, w pobliskim Majdanie, niewielką hutę i hamernię żelaza tzw. fryszerkę, produkującą narzędzia rolnicze, garnki i piece. Było to coś nowego, na tle typowej dla bieszczadzkich wsi galicyjskich gospodarki rolniczej i hodowlanej. Przez wieś przechodził ponadto szlak kupiecki na Węgry. Stały w niej kościół, folwark, młyn, karczma i domy kmieci.
Udajemy się dzisiaj po raz kolejny w naszym życiu na Łopiennik i do głowy znów przychodzą myśli o Cisnej i Fredrach. To pierwsze co nam się nasuwa, gdy pomyślimy o tej górze i tablicy z wyrytym urywkiem dzienników wspomnień…
sobota, 19 października 2024
Najpiękniejszy czas na Wielki Chocz

W cieniu tej wyniosłej góry leży wieś Valaská Dubová. Położona jest niemal 1000 metrów poniżej jej szczytu. Myśli o niej przewijały się w naszych głowach, kiedy kilka lat temu wędrowaliśmy Śladami Juraja Jánošíka. W dolnej części wsi, przy dawnym trakcie zwanym „furmańcem”, obok kościoła św. Michała Archanioła, stoi budynek gospody „Jánošíkova krčma” zbudowany na początku XIX wieku na miejscu dawnej, drewnianej karczmy furmańskiej. Legendy głoszą, że to właśnie w niej schwytano w 1713 roku legendarnego słowackiego zbójnika Juraja Jánošíka, który w Górach Choczańskich znajdował schronienie. W tamte dnie wędrówek janosikowymi śladami mieliśmy równie fenomenalnie barwną, jesienną aurę, a więc ten dzisiejszy dzień komponuje się idealnie jako suplement tamtej wyprawy.
sobota, 12 października 2024
Na Potrójnej grzybów wciąż wcale nie mało, a widoki również pyszne

Wyruszamy tak jak tydzień temu z osady Kocierz-Basie, ale trochę wcześniej, bo udaje się tu dojechać jeszcze przed godziną 8.00. Zaraz wyruszymy stąd z leśnego parkingu wprost w kierunku szczytu Potrójnej. Parking jest zapełniony prywatnymi pojazdami, ale udaje się nam wcisnąć jeszcze jedno auto. Ludzie wyruszyli na grzybobranie licznie, podobnie jak tydzień temu; ale wtedy był ogromny wysyp grzybów, jak już wszyscy wiedzą. Ilość grzybów jaka pojawiła się wówczas w tutejszych i innych lasach przerosła wszelkie oczekiwania. Zostaliśmy zaskoczeni zupełnie; nie byliśmy do tego przygotowani, bo cele mieliśmy inne. Dzisiaj przyjechaliśmy tu lepiej przygotowani z nadzieją, że zbiory znowu będą obfite.
sobota, 5 października 2024
Mgieł nie brakowało i grzybów także…
Beskid Mały, Groń Jana Pawła II, Grota Komonieckiego, Leskowiec, Potrójna, Potrójna (Czarny Groń), Zbójeckie Okno, Żywiecka Korona Beskidów
1 komentarz

Zapach powietrza po deszczu odświeża umysł i rozbudza zmysły. Krople
deszczu, które spadły tej nocy pochłonęły kurz i mikroby – powietrze zostało
oczyszczone. W deszczu, czy po deszczu spotkać można na szlaku o wiele mniej
ludzi, niż w słoneczny dzień. Dlaczego w mokrą podeszczową aurę siedzieć w
domu, kiedy właśnie wtedy spacer pozwala doświadczyć poczucia innej
przestrzeni wokół siebie, a myśli i emocje mogą swobodniej wędrować i
przejawiać się na całkiem nowe sposoby. Wypełniające przestrzeń mgły są
nasycone swoistym romantyzmem, jak na słynnym obrazie Caspara Davida
Friedricha.
niedziela, 29 września 2024
Na spotkanie z Żywczakami – epizod 4: Stoki królowej Beskidów
Babia Góra, Beskid Żywiecki, Diablak, Gówniak, Kępa, Markowe Szczawiny, Perć Akademików, Przełęcz Krowiarki, Sokolica (Babia Góra), Zlot Żywczaków
Brak komentarzy

Corocznie w ostatnią niedzielę września na Markowych Szczawinach organizowany jest Zlot Żywczaków. W tym roku to 57 edycja tej turystycznej imprezy. Na Markowych Szczawinach zaroiło się dzisiaj od turystów. Frekwencja jest może ciut mniejsza ze względu na ostrzejszą aurę na Babiej Górze, ale i tak duża.
Na spotkanie z Żywczakami – epizod 3: Pomiędzy Pilskiem i Babią Górą
Beskid Żywiecki, Głuchaczki, Jaworzyna, Mała Babia Góra, Mędralowa, Przełęcz Brona, Przełęcz Jałowiecka, Zlot Żywczaków
1 komentarz

To niewielka wieś, taka jakich wiele tutaj skrywających się w żywieckich
dolinkach, stojących w cieniu bardziej znanych i popularnych miejscowości
Żywieczyzny. Z Jeleśną rozstaliśmy się niedawno podczas powrotu z wiosennej
wędrówki. Wówczas przejazdem zatrzymaliśmy się w Starej Karczmie, bo jakże
mogło być inaczej, skoro już w sieni karczmy głoszą „Kto karcme minie, noge wywinie…”. To była wspaniała dwudniówka, która wypisała piękne epizody naszego
turystycznego życia. Dobrze jest znów powrócić na tutejsze ścieżki.
sobota, 7 września 2024
Madriu-Perafita-Claror - synonim harmonii człowieka z górskim krajobrazem

Są takie miejsca na Ziemi, gdzie przyroda zaskakuje nienaruszalnością
pomimo prowadzonej gospodarki przez człowieka. Stanowią wzorzec życia
człowieka w symbiozie z naturą. I wcale nie myślimy tutaj o miejscach
głęboko ukrytych gdzieś w niedostępnej dżungli, daleko od zurbanizowanych
osad ludzkich, gdzie przyroda dzika może żyć spokojnie według własnych
praw. Ot blisko w Europie jest takie miejsce, które może uczyć i
zawstydzać tych, którzy nie wiedzą, że właśnie tak można korzystać z
przyrody, pozostawiając ją piękną dla kolejnych pokoleń. Ta przechadzka
uświadamia, że możliwe jest współistnienie człowieka w harmonii z
przyrodą, bo przecież tak naprawdę to my zależymy od niej, bo ona stwarza
nam dogodne warunki do życia, a nie odwrotnie. Przyroda bez nas poradzi
sobie, a my bez niej raczej nie.
piątek, 6 września 2024
Andorra la Vella

Stolica tego kraju nazywa się Andorra la Vella, czyli „Stara Andora” położona w pobliżu rzeki Valila del Norte, na wysokości ponad 1000 m n.p.m., a więc jest najwyżej położoną stolicą w Europie. Niegdyś, jeszcze w latach 30-tych XX wieku, Andora była odcięta od świata. Prowadziły do niej ścieżki i dróżki przecinające pirenejskie górskie olbrzymy, pnące się ostro ku niebu. Pokonanie tych gór było zbyt dużym wyzwaniem, aby obcy odważyli się podróżować do najwyżej położonego państwa w Europie. Izolację od świata zakończyła droga wybudowana w latach 40-tych XX wieku, która połączyła Andorę z Francją i Hiszpanią.
Canillo

Andora jest niewielkim państewkiem, położonym na granicy pomiędzy Francją i Hiszpanią. Leży w zasięgu historycznego regionu. Powierzchnia tego kraju wynosi zaledwie 468 km2, czyli mniej niż powierzchnia Warszawy. Cała Andora ulokowana jest w Pirenejach, na wysokości od 900 do 2 946 m n.p.m. co oczywiście sprawia pewne trudności, np. z budową lotniska. Jednak pomimo tak niewielkiej powierzchni Andora zaskakuje atrakcjami. Nawet tygodniowy pobyt jest zbyt krótki, aby zobaczyć największe atrakcje Andory. Czujemy to z perspektywy naszego trzydniowego pobytu. Trudno było ułożyć optymalny program, a nawet nie było możliwe, aby zawierał ona odwiedzenie tylko najważniejszych, czy też najbardziej znanych atrakcji. Jest ogromna chęć, aby tu wrócić na dłużej, bo 3 dni w Andorze to wiele za krótko, aby poznać ten niewielki kraj.
czwartek, 5 września 2024
W sercu Pirenejów

Księstwo Andory leży w krajobrazie zdominowanym przez góry Pirenejów. W sercu tych gór znajduje się najwyższy szczyt tego kraju, Pic de Coma Pedrosa. Odszukajmy go na mapie Andory i przenieśmy się do miejsca, skąd najlepiej wyruszyć na jego pik.
Arinsal – wieś położona jest w dolinie Riu d'Arinsal, w Andorze, w parafii La Massana. Zajmuje szczytowe partie doliny od wysokości 1550 do 2560 m n.p.m. blisko granicy z Hiszpanią. W zimie zamienia się w ośrodek narciarski, w którym sezon trwa mniej więcej od grudnia do marca. Gdy mija sezon narciarski przyciąga piechurów i rowerzystów, a także tych, którzy po prostu chcą odpocząć w otoczeniu górskiej scenerii. Przepiękna dolina pnie się wysoko, aż pod szczyt Coma Pedrosa (2942 m n.p.m.), który jest najwyższym szczytem Andory. Dotrzeć na niego można przez zróżnicowane krajobrazy. Idąc wzdłuż potoku mijamy leśne wodospady, następnie przecinamy łąki zdobione kępkami roślin kwiatowych, w wyższych partiach napotykamy krystalicznie czyste jeziora, za którymi czekają nas niekończące się skały sięgające aż po Pic de Coma Pedrosa, na którym czeka nas wyjątkowa panorama. Po kolei jednak, zacznijmy tą opowieść od początku.
środa, 4 września 2024
Przerwa w podróży - Barcelona
Opóźniony o dwie godziny samolot ląduje w Barcelonie. Nasz lot opóźniły
warunki pogodowe. Kilkanaście minut temu przez Barcelonę przechodziły
ulewy i burze. Teraz uspokoiło się. Nie pada, a panująca
ciepłota zaczęła osuszać tutejsze ulice i chodniki.

Barcelona jest drugim co do wielkości miastem Hiszpanii, a także stolicą
Katalonii. Należy do miast powszechnie znanych, do niezwykłych miejsc na świecie, za sprawą swojego uroku, architektury oraz wielu innych atrakcji. Z pewnością
w znacznej mierze przyczyniło się do tego pokolenie wybitnych twórców i
architektów z początku XX wieku, z niezwykłym wizjonerem Antonim Gaudím na
czele, który zostawił w mieście mnóstwo niesamowitych budowli, stanowiących
obecnie wizytówkę Barcelony. Do tego dochodzą pachnące kawiarenki i urocze
ogrody, słynne miejsca targowe i oczywiście plaże, wśród których najbardziej
znana Barceloneta przyciąga największe tłumy wielbicieli nadmorskiego
plażowania. Stolica Katalonii to znakomity cel na dłuższy pobyt, ale też
świetnie sprawdza się na krótki weekendowy wypad, czy też nawet jako break in
travel, podobny do tego naszego dzisiejszego. Wystarczy tylko z różnorodnych
atrakcji wybrać takie, które najbardziej nas interesują. Nie jest to oczywiście łatwe z możliwości jakie Barcelona oferuje, ale udało się. Wybraliśmy dwa
miejsca do odwiedzenia w przerwie przed kontynuacją naszej podróży przez
Katalonię.
sobota, 31 sierpnia 2024
Tryptyk Tatrzański: Sławkowski Szczyt
Królewski Nos, Sławkowski Szczyt, Słowacja, Stary Smokowiec, Tatry Wysokie, Tatrzańskie Dwutysięczniki
Brak komentarzy

Długo musieliśmy czekać na naszą trzecią część Tatrzańskiego Tryptyku. Przed nami trzeci tatrzański szczyt pod względem wysokości (po Rysach i Krywaniu), na który można wejść znakowanym szlakiem. Z technicznego punktu widzenia jest górą łatwą do zdobycia, jednak w przypadku złych warunków atmosferycznych, a zwłaszcza gdy dopadnie cię burza nie ma gdzie się schować na jej rozległych, w znacznej części odsłoniętych zboczach, zaś ucieczka z partii szczytowych jest zbyt czasochłonna, aby zdążyć przed zmianą warunków. Dobrze zatem jest poczekać cierpliwie na dobrą i pewną pogodę. Przy korzystnych warunkach atmosferycznych góra ta odwdzięcza się imponującą i szeroką panoramą. Towarzyszy nam ona przez znaczną część długiej i żmudnej drogi, zaś wierzchołek wynagradza ze wzmocnioną siłą jeszcze bardziej zachwycającą panoramą rozłożystej Doliny Staroleśnej, pełnej wodnych oczek, otoczonej grzbietami majestatycznych tatrzańskich szczytów. Przestrzeń otacza nas przy tym zewsząd.
poniedziałek, 12 sierpnia 2024
Na spontanie

– Mam dla ciebie propozycję… – powiedziała może trochę nieśmiało, choć do
niej to niepodobne, jak tylko weszła do domu po pracy.
– Co wymyśliłaś? – przerwał, jakby w ripoście nie pozwalając dokończyć jej
zdania, bo znał ją dobrze i czuł, że święci się coś zaskakującego.
– Chodźmy na Babią Górę – wypaliła bez doszukiwania się już i przytaczania
jakiejś zachęcającej argumentacji do swojej propozycji. Chwilkę musiała
poczekać na odpowiedź. Nie chodzi tu o efekt zaskoczenia, czy jego
nieśmiałość, tylko o to, że był on raczej mniej spontaniczny w decyzjach niż
ona. Jednak zawsze razem dochodzili w tym samym czasie do konsensusu.
Był oczywiście chętny, gdyż tak jak ona lubił Babią Górę, a spotkania z
nią, choć za każdym razem nieco inne, zawsze były tak samo ekscytujące. We
wspomnieniach mieli wielokroć mile spędzony czas, a głębie ich dusz skrywały swego
rodzaju intymne chwile: ty, ja i ona. Znają się dość dobrze, bo naście
wspólnych spotkań było za nimi. Nie ma drugiej takiej, którą by tak często
odwiedzali. Zapytał więc, aby doprecyzowała ofertę:
– Kiedy chcesz iść?
– No dzisiaj – odpowiedziała z przekonaniem, że jeszcze nie jest za późno, a
on zaskoczony nie będzie miał czasu przemyśleć tego do końca, bo przecież
było już po piętnastej, a obiad jeszcze nie zjedzony i rzeczy w ogóle nie
spakowane, choć w sumie nie było to dla nich skomplikowane, bo była w tym
już pewna rutyna i mieli wypracowane schematy, i nie potrzebowali wiele czasu na przemyślenia, co zabrać na taką, czy inną drogę. Ta droga i góra nie była dla nich
żadną nowością. Składali jej wizytę już o różnych porach, w dzień i w nocy,
w lecie i w zimie, czy każdej innej porze roku. Nigdy nie potrzebowali do
tego żadnej motywacji, nawet jeśli miało to być zrobione po ciemku.
czwartek, 1 sierpnia 2024
Jak kiedyś dobra na początek: Suchá Belá

W minionych lata robiliśmy różne projekty, które
stały się zwyczajnością (żeby nie powiedzieć rutyną), a które wcześniej były
nowymi wyzwaniem. Słowacki Raj i Spiska Nowa Wieś były cały ten czas w naszych
głowach, ale tęsknić do nich raczej nie mieliśmy kiedy. Myślenie o nowych
horyzontach przysłaniały przeszłość. Nieustanna ciekawość, chęć rozwijania się
i odkrywanie nowych dróg do nowych zakątków Europy przystopowały nasze powroty
do miejsc znanych już i lubianych. Czujemy progres osiągany w ostatnich
latach, zaś doświadczenie pozwala nam bez wahania iść jeszcze dalej. Jednak
chcemy wracać w miejsca takie jak te, pełne pięknych wspomnień,
wspaniałych przygód i cudnej atmosfery wędrownego bractwa, bo był czas na
pokonywanie szlaków, ale też na spacer i towarzyskie posiady w klimatycznej
Nowej Spiskiej Wsi. Były to cudne chwile. Gdyby zebrać je razem wyjdzie łącznie 17
fantastycznie spędzonych dni.
sobota, 22 czerwca 2024
Juraniowa, Bobrowiecka, Chochołowska, czyli...
Juraniowa, Bobrowiecka, Chochołowska, czyli...
przez Bobrowiecką Przełęcz ze Słowacji do Polski
Bobrowiecka Przełęcz, Dolina Bobrowiecka, Dolina Chochołowska, Dolina Juraniowa, Tatry Zachodnie
1 komentarz

Cieplutko, choć pochmurnie witają nas słowackie Orawice (słow.
Oravice), znane i popularne wśród turystów, narciarzy i sympatyków
wód termalnych. Założone niegdyś jako pasterska osada w XVII wieku, a od
blisko 100 lat, kiedy wybudowano tu schronisko stała się zacisznym centrum
turystycznym ukrytym pośród wzniesień Orawicko-Witowskich Wierchów,
Skoruszyńskich Wierchów oraz Tatr Zachodnich, które sięgają tutaj swoimi
najbardziej wysuniętymi na zachód grzbietami. Splatają sie tu liczne potoki
dające życie wypływającej stąd Oravicy, która w niedalekim Twardoszynie
(słow. Tvrdošín) zasila słynną słowacką Orawę wypływającą ze
sztucznego Jeziora Orawskiego (Oravska priehrada). Wśród potoków,
które współtworzą Oravicę jeden wyróżnia się szczególnie. O godzinie 9.10
wyruszamy w jego poszukiwaniu.
niedziela, 26 maja 2024
Stara Karczma w Jeleśni

Ongiś było ich wiele w beskidzkich osadach. Ich historia sięga wczesnego
średniowiecza, kiedy właściciele dóbr ziemskich otrzymali przywilej czerpania
dochodów z produkcji i sprzedaży piwa, gorzałki i miodu w obrębie swoich dóbr
oraz przywilej do sprowadzania tych wyrobów z innych miast i czerpania z tego
tytułu dochodów.
Spotkanie z Żywczakami - epizod 2: Głusza boru

Coś nas zbudziło wcześnie tuż przed świtem. Za oknem jeszcze ciemnawo... Tak
właśnie zamierzaliśmy, żeby wstać teraz, aby popatrzeć na wschód słońca.
TRASA:
Schronisko PTTK na Hali Mizowej (1271 m n.p.m.)
Las Suchowarski (1143 m n.p.m.)
Przełęcz Glinne (słow. Hliny; 809 m n.p.m.)
Ten dzień zaczyna się o godzinie 4.38. Wschód słońca. Jaki będzie tego dnia?
Nad nami nieco chmur, na wschodnim horyzoncie chyba też. Gdy nadchodzi ta godzina i
na czerwieniejącym horyzoncie pojawia się rąbek jaskrawego słońca już wiemy,
że jego wschód będzie piękny. Słońce wyłania się bezpośrednio zza gór. Wiemy,
że spektakl ten nie potrwa długo. Zawsze jest krótki. Łapiemy pierwsze
promienie. Jeszcze nie czujemy ich ciepła, choć emocje rozpalają się z sekundy
na sekundę. O godzinie 4.41 słońce zaczyna odrywać się od leśnych szczytów,
ale tymczasem górna część jego tarczy wbija się w chmurę. Niesamowity widok.
Chmura zdaje się pochłaniać od góry wschodzące słońce. Pożera jego blask, lecz
sama aż różowieje od siły jego światła. Ponad chmurą rozpływają się na boki
żółte pasemka. Słońce nie dotyka już horyzontu, a chmura wciąż pożera światło. Żółte pasemka robią się bardzo jaskrawe, aż w końcu światło słońca
przebija się przez nie. Zaczyna się nowy dzień, drugi dzień naszej żywieckiej
wędrówki.
sobota, 25 maja 2024
Spotkanie z Żywczakami - epizod 1: Wokół doliny Sopotni
Beskid Żywiecki, Hala Miziowa, Kotarnica, Palenica, Pilsko, Romanka, Rysianka, Trzy Kopce, Żywiecka Korona Beskidów
Brak komentarzy

Dawno go nie widzieliśmy. Przyjechaliśmy do Sopotni Wielkiej, aby znów go
zobaczyć. A potem wyruszymy w piękną drogę żywieckimi grzbietami gór. To
będzie trochę taki wspomnieniowy powrót w czasy przeszłe, w miejsca, gdzie już
bywaliśmy.
sobota, 27 kwietnia 2024
Tatrzańskie doliny maluje już zieleń traw

Siwą Polanę maluje już zieleń traw. Obłoki ponad nią płyną w naszą stronę z zarodka doliny. Ruszamy w jego kierunku o godzinie 7.30. Ogarnia nas sielski spokój, jakiego nie zawsze można tu doznać. Pusta dolina otula nas swoim wiosennym oddechem. Ptaki świergocą skacząc wśród źdźbełek traw, bądź po gałązkach rosłych świerków rosnących nad szemrzącym Potokiem Chochołowskim. Woda falująca wśród otoczaków skrzy odbijając promienie porannego słońca. Ciepło przenika przez nieco rześkie powietrze. Wiosna tutaj już wkroczyła.
wtorek, 16 kwietnia 2024
Droga do Rzymu - dzień 6
poniedziałek, 15 kwietnia 2024
Droga do Rzymu - dzień 5
niedziela, 14 kwietnia 2024