Minęło od jesieni do jesieni. Nie do wiary jak czmychnął ten czas, choć to był
niekrótki czas. Po wielu miesiącach znów spotykamy się na szlakach sygnowanych
wizerunkiem Rysia. Przeciągnęło się, bo nijak nie mogliśmy dobrać dogodnych
terminów z Rysiem, aby mógł z nami ruszyć w Beskid Wyspowy. Do tego jeszcze ta
niespodziewana epidemia, co spowodowała szereg ograniczeń, unicestwiających,
bądź istotnie ograniczających możliwości uprawiania turystyki. Ograniczenia
minęły, a Ryś znów ma inne plany, ale przecież nie możemy przeciągać w
nieskończoność naszego przedsięwzięcia. Czekaliśmy bardzo długo, aby powrócić
na szlaki Beskidu Wyspowego, lecz prawdziwy turysta, to człowiek cierpliwy i
wytrwały w swoich dążeniach. Kto wytrwał jest tutaj z nami, gdzie słońce
skłania się do wyjrzenia zza jesiennej chmurki, by przyświecić tym, którzy
pragną podążyć w poszukiwaniu tropów prawdziwego rysia, który stał się
symbolem tego regionu. Nie jest go łatwo wytropić, a tym bardziej zobaczyć,
lecz nadzieja w nas jest ogromna, że jego poszukiwania poprowadzą nas przez
najpiękniejsze beskidzkie ścieżki.
TRASA:
Limanowa (402 m n.p.m.)
Jabłoniec (624 m n.p.m.)
Zarębówka (561 m n.p.m.)
Kuklacz (702 m n.p.m.)
Łyżka (803 m n.p.m.)
Pępówka (774 m n.p.m.)
Łukowica (448 m n.p.m.)
OPIS:
O godzinie 8.30 dojeżdżamy w niemalże do końca ul. Leśnej, która schodzi z
Miejskiej Góry do doliny Mordarki. Tutaj rozpoczynamy trasę pieszą. Przecinamy
ulicę Kopernika, a potem po przejściu kładką nad Mordarką przemierzamy ulicę
Kilińskiego. Wprost przed nami widoczna jest monumentalna wieża bazyliki
kolegiackiej Matki Boskiej Bolesnej w Limanowej. Tytularny charakter kolegiaty
został nadany tej świątyni w październiku 2018 roku. Skupia ona życie duchowe
mieszkańców Limanowej i okolic wokół słynącej łaskami figurą Matki Bożej
Bolesnej. Papież Jan Paweł II podniósł w 1991 roku rangę tej świątyni do
bazyliki mniejszej. Stojąca w świątyni figura Matki Bożej Bolesnej pochodzi z
XIV wieku. W 1769 roku została uratowana wraz z XVI chrzcielnicą z płomieni
pożaru, który strawił wcześniejszy kościół św. Mikołaja, pierwszy w miejscowej
parafii. W jego miejsce wzniesiono nową świątynię w latach 1776-91. Podobnie
jak poprzednia była to budowla drewniana, jednonawowa z pojedynczą wieżą.
Nasilający się ruch pielgrzymkowy do Matki Bożej Bolesnej wymógł jednak
potrzebę budowę większej świątyni. Tak w 1909 roku drewniany kościół został
rozebrany i na jego miejscu zaczęto wznosić nowy, większy kościół murowany.
Jego budowę ukończono w 1918 roku.
Po dotarciu na limanowski rynek możemy przekonać się o wyjątkowości bryły bazyliki Matki Bożej Bolesnej, która wyróżnia się od innych kościołów Małopolski. Jednakże pomimo osobliwej sylwetki idealnie komponuje się w otoczeniu beskidzkiego miasta i mimo swojej osobliwości jej kształt odwzorowuje piękno starych kościołów, wrośniętych w krajobraz regionu.
Po dotarciu na limanowski rynek możemy przekonać się o wyjątkowości bryły bazyliki Matki Bożej Bolesnej, która wyróżnia się od innych kościołów Małopolski. Jednakże pomimo osobliwej sylwetki idealnie komponuje się w otoczeniu beskidzkiego miasta i mimo swojej osobliwości jej kształt odwzorowuje piękno starych kościołów, wrośniętych w krajobraz regionu.
Kościół Matki Bożej Bolesnej w Limanowej. |
Rynek opuszczamy ulicą Józefa Marka, z której schodzimy pod Dwór Marsów, w
którym mieści się obecnie Muzeum Regionalne Ziemi Limanowskiej. Historia
obecnie stojącego dworu sięga XVII wieku, ale jego rozkwit nastąpił w okresie
gdy mieszkała w nim rodzina Dydyńskich (od połowy XVIII wieku), potem rodzina
Marsów (w latach 1853-1945). Rodziny te przyczyniły się do znaczącego rozwoju
Limanowej. Dwór szlachecki istniał tu już dużo wcześniej, bo od XV wieku, a
należała do niego Stara Wieś leżąca na południu. Dwór stał na granicy miasta
Limanowa i wsi Stara Wieś do II wojny światowej.
Przechodzimy Park Miejski ciągnący się za dworem, następnie osiedlowymi
drogami przechodzimy na ulicę Zygmunta Augusta. Na niej szlak skręca w lewo,
a po 600 metrach dalszego marszu schodzimy z niej w prawo na ulicę
Jabłoniecką. Jabłoniecką wspinamy się na wzgórze Jabłoniec (624 m n.p.m.).
Wtedy właśnie słońce zostaje zasłonięte zupełnie przez zwartą zasłonę chmur.
Dwór Marsów. |
Kaplica pw. Świętej Rodziny na zbiegu ulic Wiejskiej i Jabłonieckiej. |
Wzmaga się wiatr, który wieje nam w twarz. Przynosi chłód. Wraz z wiatrem
zaczyna padać. Najpierw drobnymi kropelkami, lecz wkrótce bardziej
intensywnie. Nieodzownym staje się wyjęcie peleryn. Idziemy szosą dalej ku
kulminacji wzniesienia. Jest ono niemal bezleśne, pokryte zagonami pól
uprawnych. pośród których stoją rozproszone domy. Z partii szczytowych
rozciąga się szeroka panorama, w której wyróżnia się pobliskie Pasmo
Łososińskie. Było ono penetrowane przez nas zeszłego roku. To była wspaniała
wędrówka w tą i w drugą stronę.
Droga na Jabłoniec. |
Pomnik rotmistrza 9 pułku huzarów – Leonarda hr. Thun Hohenstein (w tle wzniesieni Golców). |
Na szczycie wzgórza Jabłoniec stoi jeden z najciekawszych pod względem
architektonicznym cmentarzy wojennych z okresu I wojny światowej.
Zatrzymujemy się przy nim. Jest to cmentarz oznaczony numerem 368, na którym
pochowano 140 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 247 żołnierzy armii
rosyjskiej oraz jednego Niemca. Polegli oni podczas operacji
limanowsko-łapanowskiej w okresie od 7 do 12 grudnia 1914 roku, która
zatrzymała rosyjską ofensywę w kierunku Krakowa i Śląska. Projektantem tej
nekropoli był Gustav Ludvig. Prace budowlane wykonywano pod nadzorem
artystów krakowskich (Henryka Uziembły i Jana Szczepkowskiego) oraz
słowackiego architekta Dušana Jurkoviča, znanego z projektów i budowy wielu
innych tego typu obiektów. Cmentarz ma charakter reprezentacyjny. Oddaje
tragizm tamtych dni, ale jednocześnie składa hołd poległym żołnierzom.
Cmentarz otacza kamienny mur, a wchodzi się do niego przez kute bramki,
znajdujące się po obu stronach swego rodzaju kaplicy, mającej kształt
mauzoleum. Upamiętnia ono dowódcę oddziału astro-węgierskiego, pułkownika
hr. Othomara Muhra, który poległ tutaj podczas walk 11 grudnia 1914 roku. To
dowódca, który przyczynił się do sukcesu operacji limanowsko-łapanowskiej.
Na prawo od kapliczki widzimy pomnik zwieńczony kulą, znaczący miejsce
śmierci pułkownika. Pozostałe nagrobki leżą na obniżających się tarasach, do
których prowadzą chodniki. Pozami murami cmentarza widzimy pomnik
postanowiony w miejscu śmierci rotmistrza 9 pułku huzarów – Leonarda hr.
Thun Hohenstein, który został ufundowany przez rodzinę, a zaprojektowany
również przez Gustava Ludviga. Cmentarz usytuowany jest w niezwykle
widokowym miejscu wzgórza, zaś kolisty taras widokowy z pomnikiem wieńczonym
krzyżem maltańskim wysunięty od strony Limanowej podkreśla związek pochówków
z tym miastem. Szkoda, że otoczony jest dzisiaj kordonem drzew, gdyż z
tarasu byłby ładny widok na Limanową.
Cmentarz wojenny nr 368 – Limanowa-Jabłoniec. |
Pomnik z krzyżem maltańskim. |
O godzinie 9.50 kończymy zwiedzanie cmentarza wojennego. Podążamy dalej
ulicą Jabłoniecką, grzbietem wzgórza. Po chwili mamy rozwidlenie dróg, na
którym wybieramy prawą odnogę. Droga ta nieco obniża się schodząc z
grzbietu. Zbliżamy się do widocznego po prawej wzgórza Kuklacz, porośniętego
w znacznej części lasem. Na kolejnym rozgałęzieniu dróg wybieramy tym razem
lewą odnogę, tak jak wskazuje strzałka zielonego szlaku. Rozchodzą się tutaj
niebieski i zielony szlak, które dotąd wiodły nas wspólnie. Niebieski szlak
odchodzi w kierunki wzniesienia Golców, na którym znajduje się inny cmentarz
wojenny, na którym pochowane są ofiary tej samej bitwy, co na Jabłońcu. Z
kolei zielony szlak sprowadza nas do doliny potoku Słomka. Po przekroczeniu
Słomki zaczynamy podchodzić zboczem Kuklacz. Chmury trzymają się wciąż
nisko, ale przestało padać. Wkrótce przechodzimy skrajem śródleśnej polanki
i zaraz potem, o godzinie 10.50. osiągamy szczyt Kuklacz (693 m n.p.m.).
Szczyt nie przedstawia żadnych walorów widokowych. Na niewielkiej polance
stoi jedynie tabliczka szczytowa. Robimy tu krótką, 20 minutową przerwę.
Wzniesienie Golców (z prawej) i Kuklacz (widoczne dalej z lewej). |
Kapliczka na zejściu do doliny Słomki. |
Za tą szopą szlak skręca w lewo i prowadzi już wprost na szczyt
Kuklacza. |
Widok na dolinę Słomki ze stoków Kuklacza (to widzimy, stojąc pod
lasem). |
Kuklacz (702 m n.p.m.). |
Pod grupą brzóz. |
Leśna dróżka sprowadzająca ze szczytu Kuklacza. |
W międzyczasie istotnie rozpogadza się. Słońce wychodzi, błękit ukazuje się
ponad nami. Ach jak przyjemnie się robi. Z Kuklacza schodzimy do osiedla
Potoki, gdzie chwilkę poruszamy się asfaltowymi dróżkami, najpierw na
wschód, potem na południe. Schodzimy w ten sposób do dolinki, gdzie skupiają
się zabudowania osiedla oraz przekraczamy potok Lasówki. Stąd podążamy w
górę, przechodząc to lasem, to przez młodniki, częściowo podmokłe, na
których łatwo stracić orientację i zgubić szlak. Wkrótce szczęśliwie
wychodzimy na wąską drogę asfaltową, na której skręcamy w prawo, a po chwili
w lewo na gruntową drogę, która biegnie wprost ku szczytowi zalesionej
Łyżki.
Niedługo od wejścia do lasu, zbocze zaczyna zadzierać większą stromizną.
Tutaj ścieżka skręca ostro w prawo, przechodząc w trawers. Nieznaczenie
niweluje stromość podejścia, przynajmniej przez pewien niedługi odcinek,
powyżej którego jest już znacznie łagodniej. Wchodzimy na grzbiet góry i
niebawem osiągamy szczyt Łyżki (803 m n.p.m.).
Widok na Jaworz z południowo-wschodnich zboczy Kuklacza. |
Widok na Kuklacz Wschodni (672 m n.p.m.). |
Widok na Łyżkę. |
Niecierpek gruczołowaty (Impatiens glandulifera). |
Samotne domostwo na zboczach Łyżki. |
Las. |
Na skraju lasu. |
Kapliczka. |
Miejska Góra widoczna ze stoków Łyżki. |
Kuklacz Wschodni, a w tle Pasmo Łososińskie. |
Wieża widokowa na stokach Jaworza w Paśmie Łososińskim. |
Beskid Wyspowy z północnych stoków Łyżki. |
Tuż przed szczytem Łyżki. |
Jest godzina 13.00. Na Łyżce mamy główną przerwę. Rozkładamy jadło,
rozpalamy ognisko. Jest czas pokręcić się i poszukać wejść do piwnic
zamczyska, kryjącego starosądeckie skarby. Zgodnie z przekazami
historycznymi znajdował się na tej górze zamek, zwany Zamkiem w Przyszowej,
o którym świadczą resztki obwarowań, ledwie już widoczne po wschodniej
stronie wierzchołka. Są to pozostałości wału ziemnego i suchej fosy.
Prawdopodobnie zamczysko to było zamieszkiwane już u zarania naszej
państwowości, a więc w IX, bądź X wieku, przez rycerski ród Wierzbiętów. W
zamku tym w XIII wieku schroniła się królowa Kinga, która uciekała tędy
przed Tatarami. Podczas tej ucieczki zgubić miała złotą, bądź srebrną łyżkę,
od której pochodzić ma nazwa góry. Legendy opowiadają również o
klejnotach, które święta Kinga miała tutaj ukryć.
Łyżka (803 m n.p.m.). |
Szczyt opuszczamy łagodnym zejściem do przysiółka Na Bani. Osiągamy siodło
przełęczy, które jest świetnym punktem widokowym. Dostrzegamy przypiętą do
drzewa kartkę. Cóż na niej pisze? Ot to historia z Łyżką związana:
Strzeżone skarby Łyżki
W trzynastym wieku żyła sobie w Starym Sączu,Księżna Krakowsko-Sandomierska, tak prawie na złączu,Węgier i Polski, Bolesławowi Wstydliwemu poślubiona,Ziemię sądecką dostała, choć konsumpcja małżeństwa nie została dopełniona.
Po owdowieniu do zakonu Klarysek wstąpiła,Który przecież sama dla innych dziewic założyła,Będąc na Węgrzech, pierścień do studni wrzuciła,A po przybyciu do Polski, w wielickiej bryle soli go odkryła.
W czasie swojego panowania, przed Tatarami przyszło jej uciekać,Wiozła na sześciu wozach skarby i nie mogła zwlekać.Po cztery konie każdy pojazd z mozołem ciągnęły,A pod ciężarem złota i srebra, aż wozy się gięły.
Tu w łyżce te drogocenności do piwnic złożono,Zamku i skarbów, setki lat strzeżono.Nigdy one do Starego Sącza nie wróciły,Gdyż najazdy Tatarów kilka razy się powtórzyły.
Zostały w zamczysku Łyżki, strzeżone przez duchy wojów.Nie dotarły do nich obce armie, w czasie Polski podbojów.Wiele procesji z obrazami świętymi tu w przyszłości było,Z Sącza, Przyszowej, Łukowicy, Limanowej. Niczego to nie zmieniło.
Zamek zburzono, a w podziemiach pod nim zostały,Skarby starosądeckie, które cudem ocalały.Miejsce owo porosło lasem, trudno go odnaleźć,Wszystkich jednak przyciąga i frapuje, ludowa o tym wieść.
Gdy z Szymkiem i Władziem paśliśmy kózki i barany,Postanowiliśmy wejść do piwnic zamczyska. O rany!Najpierw rzucaliśmy kamienie, które długo po schodach stukały,W tym właśnie miejscu, łopaty i kilofy, otwór kopały.
Po schodach weszliśmy na głębokość dwudziestu metrów,Znaleźliśmy się w dwóch korytarzach, zmarznięci – bez swetrów.Pochodnie z łuczywa zaczęły szybko przygasać,A nam ogromne węże i żmije po plecach zaczęły hasać.
Włosy nam stawały na głowach z przerażenia,Mnie, Władziowi i Szymkowi, zamarły sumienia,Gdy śliskie jaszczury po gołych stopach nam łaziły,A ze szczelin kamiennych, szare ropuchy wyłaziły.
Wtem małe światełko w oddali zamigotało,To nam wielką nadzieję i radość dawało.Poszliśmy do niego, błyskawicznie prawie.Patrzymy! Są drzwi. Wszystko jak na jawie.
Nacisnęliśmy klamkę i drzwi otwarły się na całą szerokość,Oto sztaby złota, wyroby ze srebra, aż budzi się zazdrość.Wtem podchodzi do nas pani na biało ubranaI rzecze, że była w jednym z wojów zakochana.
Razem zgrzeszyli, on jest jaszczurem i wspólnie pokutują,Tak długo, aż ich jacyś bardzo zakochani odczarują.Muszą jednak w czasie pocałunku o nich wspomnieć.Pomodlić się za ich dusze i gromnicy nie zapomnieć.
Weszliśmy do środka, a tam Kinga z całą świtą urzęduje.Powiedziała, iż bardzo się naszą wizytą raduje,Gdyż blisko siedemset lat, tak dzielnych chłopców nie widziała,No i wszystkie skarby strzeżone w Łyżce nam pokazała.
Oczy wychodziły nam z orbit, bo było tego tak wiele,Wszystko ułożone, zabezpieczone, jak dusza w ludzkim ciele,Później Bolesław Wstydliwy się ukazał, co pół wieku rządził,Miał wiele kłopotów, kilka razy zbłądził.
W dwudziestej komnacie ustawione były stoły,Byli ówcześni władcy i służby ludek wesoły.Jedzenie nam smakowało, gdyż było południe,Melodie z owego okresu nastrajały cudnie.
Wyjaśniono nam, że żmije, węże i jaszczury,To duchy wojów czekające, aż przyjdzie wojna w góry.Wówczas wraz ze śpiącymi rycerzami, zjawią się na walkę sprawiedliwą,Bogactwa rozda się biednym. Polska będzie szczęśliwą.
Jaszczury, węże i żmije, które nas tak przestraszyły,Teraz do innych wyjść nas podprowadziły.Kinga dała nam pełno złota do kieszeni,Jeszcze dziś od jego blasku w oczach mi się mieni.
Wyszliśmy z lochów w gąszczu jodeł i modrzewi,Nie mogliśmy się widzianym bogactwom nadziwić.Zaczęliśmy szukać naszego dobytku, w lesie pasionego,A z powodu zwiedzania piwnic zamczyska – zagubionego.
W czasie szukania zaginionego stada,Wypadło nam złoto z kieszeni, mówić nie wypada.Lecz odnaleźliśmy owieczki, kózki, no i słońce jasne,Choć nadal nas frapowały komnaty piwniczne, korytarze ciasne.
Nie chcemy wojny sprawiedliwej, niech wszyscy długo żyją,Skarby Łyżki niech nadal piwnice zamczyska kryją.Niech tacy śmiałkowie jak my, czasem do nich zaglądają,Bogactwa błogosławionej Kingi i Bolesława Wstydliwego ogadają.
(Józef Iwan, 1995)
Droga grzbietowa na Łyżce. |
Pozostałości wałów obronnych dawnego grodziska. |
Widok na Modyń (w głębi). |
Okowaniec (805 m n.p.m.). |
Na przełęczy między Pępówką i Łyżką. |
Przełęcz między Łyżką i Pępówką przecina szosa, do której zbiegają się drogi z
Łukowicy, Roztoki i Przyszowa. Przekraczamy tą drogę, a potem idziemy wzdłuż
zagonu. Z łąki za zagonem przyglądają się nam dwie czerwono-białe mućki.
Przodkowie tych krów pochodzą z Westfalii, Nadrenii i Wschodniej Fryzji. Bydło
rasy czerwono-białej zostało sprowadzone początkowo w rejon Dolnego Śląska i
Opolszczyzny, a później również na teren Polski Południowej, gdzie łatwo
zaadaptowało się do warunków środowiska górskiego i podgórskiego. Można
powiedzieć, że ta samoistnie wytworzona rasa krów odporna i dobrze
przystosowana do trudniejszych warunków jest już rasą polską.
W dali urokliwie majaczy się pejzaż chmur zawisłych nad Górami Grybowskimi.
Zaczynamy podejście na Pępówkę. Po dotarciu do ściany lasu skręcamy w prawo i
idziemy skrajem lasu, po czym tuż przed starym domem przez skarpę wchodzimy do
lasu. Skrajem lasu biegnie drogą, którą mijamy stary dom stojący pod lasem. Za
domem szlak skręca w lewo i przechodzimy do ostrzejszego podejścia. O godzinie
15.05 przechodzimy obok szczytu Pępówki. Mamy go blisko po prawej, a znaczy go
betonowy słupek widoczny ze szlaku. Tabliczka szczytowa jest umieszczona nieco
dalej przy szlaku. Zatrzymujemy się przy nim na kilka minut, po czym podążamy
dalej za zielonymi znakami szlaku.
Widok w stronę Gór Grybowskich. |
Łyżka. |
Stary dom pod lasem. |
Betonowy słupek na szczycie Pępówki. |
Pępówka (774 m n.p.m.). |
Pod szczytem Pępówki. |
Ze szczytu Pępówki szlak kieruje nas na południowy wschód. Niebawem szlak
wprowadza nas na szeroką drogę leśną. Końcowe zejście jest strome, a
odsłonięte podłoże fliszowe jest bardzo śliskie. Wkrótce z leśnej drogi
przechodzimy wkrótce na polną, dalej asfaltową, która prowadzi już wzdłuż
rozproszonych domostw. Wkraczamy do krainy sadów. Sady są niemal przy każdy
domu, albo ciągną się naprzemiennie z polami i łąkami. Sady te muszą
przepięknie prezentować się tutaj wiosną, kiedy obsypują sie biało-różowym
kwieciem. Łukowica, podobnie jak wiele innych wsi w okolicy, stanowią duży
ośrodek sadownictwa. Wkrótce przed rosłym dębem skręcamy w prawo na boczną
uliczkę. Idziemy nią chwilkę pod górkę, a następnie dość stromo w dół.
Dochodzimy do drogi głównej biegnącej wzdłuż koryta potoku Łukowica. Skręcamy
w lewo w stronę centrum Łukowicy. Idziemy szosą wzdłuż potoku. Po minięciu
budynku urzędu gminy i pawilonu handlowego skręcamy w prawo na most.
Przechodzimy na drugą stronę potoku gdzie stoi kościół św. Andrzeja. Tu o
godzinie 16.30 kończy się nasza wędrówka. Zostało jeszcze nam zwiedzić
zabytkową świątynię.
Zejście ze szczytu Pępówki. |
Kotlina Sądecka. |
Na horyzoncie Beskid Niski, a z prawej pasmo Jaworzyny Krynickiej. |
Tatry. |
Kapliczka przy drodze w Łukowicy. |
Pierwsze wzmianki o Łukowicy pochodzą z lat 1325-27, kiedy istniała już tu
parafia. Według przekazów ludowych nazwa miejscowości od wyrabiania w niej
znakomitych łuków. Najcenniejszym skarbem wsi jest stojący w centrum drewniany
kościół św. Andrzeja, wzniesiony w miejsce poprzedniej świątyni w latach
1693-97, z wieżą dobudowaną przed 1720 rokiem. Wewnątrz znajduje się ołtarz
główny z końca XVII wieku z obrazem św. Andrzeja. W ołtarzach bocznych z stylu
barokowym zobaczymy obrazy MB Nieustającej Pomocy i Przemienienia Pańskiego
oraz św. Teresy i św. Michała Archanioła. W nawie odnajdziemy kamienną
chrzcielnicę z 1693 roku. Dawniej w kościele znajdowała się piękna rzeźba
Matki Boskiej z Dzieciątkiem z XIV wieku, ale została zrabowana w czasie
okupacji.
Kościół św. Andrzeja w Łukowicy. |
Kościół św. Andrzeja od strony prezbiterium. |
Kończymy wizytę w Łukowicy. Wyjeżdżamy kończąc tym samym z dawna wyczekiwany
etap wędrówki Tropem Rysia po Beskidzkich Wyspach. Jesteśmy już bardzo blisko
ukończenia tego projektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz