
za nami
| ![]() |
pozostało
|
22,7 km
|
496,3 km
|
Do tego dnia kiedyś powrócimy. Wspomną go na pewno ci, co szczęśliwie zakończą to, co dzisiaj rozpoczęli i dotrą do końcowej kropki szlaku na drugim końcu polskich Beskidów pokonując pieszo najdłuższy górski szlak w Polsce, liczący ponad 500 kilometrów. Nie wiemy ile czasu nam to zajmie, to może jest mniej istotne. Nie chodzi nam bowiem tylko o pokonanie całego dystansu, ale o to by włożony wysiłek w tą wędrówkę przełożył się również na wartości poznawcze i duchowe. Chcemy pokonać ten szlak i zobaczyć wszystkie jego atrakcje, zarówno te znajdujące się bezpośrednio przy jego ścieżkach, jak również te, które znajdują się w jego pobliżu, a zwykle szkoda nam było czasu by zejść ze szlaku by je zobaczyć. Teraz stawiamy sprawy nieco inaczej. Czas chcemy wypełnić jeszcze bardziej wartościowo niż kiedykolwiek. W tej całej wędrówce znajdziemy chwilę by zatrzymać się nie tylko dla odpoczynku, ale też po to by autentycznie poznawać odwiedzany region. Nie tylko spoglądać na niego z góry, ale zejść do ludzi, którzy w nim żyją. Ta wędrówka będzie miała na każdym etapie jakiś suplement, który uzmysłowi nam dlaczego warto było podjąć ten trud i że nie poszedł on na marne.
Nie wiemy ile czasu zajmie nam ta wędrówka i za jak długo dotrzemy do jej końca. Droga przed nami jeszcze daleka. Znajdujemy się dopiero na jej początku. Wiemy jednak z autopsji, że na jej końcu ogarnie nas z pewnością radość, ale też pewien smutek, że skończyło się. Ktoś kto dotrze do końca pomyśli co dalej. Myśl taka pojawiać się będzie już wcześniej, gdy wędrówka zbliżać się będzie ku końcowi. Tym częściej będziemy o tym myśleć, im bliżej będziemy celu tej wędrówki. Powiemy jak zwykle „ależ to zleciało” i co dalej? Jakie nowe wezwanie wtedy sobie wyznaczymy?
Nie wiemy ile czasu zajmie nam ta wędrówka i za jak długo dotrzemy do jej końca. Droga przed nami jeszcze daleka. Znajdujemy się dopiero na jej początku. Wiemy jednak z autopsji, że na jej końcu ogarnie nas z pewnością radość, ale też pewien smutek, że skończyło się. Ktoś kto dotrze do końca pomyśli co dalej. Myśl taka pojawiać się będzie już wcześniej, gdy wędrówka zbliżać się będzie ku końcowi. Tym częściej będziemy o tym myśleć, im bliżej będziemy celu tej wędrówki. Powiemy jak zwykle „ależ to zleciało” i co dalej? Jakie nowe wezwanie wtedy sobie wyznaczymy?
noc
|
rano
|
dzień
|
wieczór
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Wołosate (724 m n.p.m.)
Przełęcz Bukowska (1107 m n.p.m.)
Rozsypaniec (1280 m n.p.m.)
Halicz (1333 m n.p.m.)
Przełęcz Goprowska (1160 m n.p.m.)
Przełęcz pod Tarnicą (1276 m n.p.m.)
Tarnica (1346 m n.p.m.)
Przełęcz pod Tarnicą (1276 m n.p.m.)
Szeroki Wierch (1315 m n.p.m.)
Ustrzyki Górne (656 m n.p.m.)
OPIS:
Zaczynamy w krainie, w której Biesy i Czady harcują. Bieszczady pierwszego dnia naszej wędrówki właśnie tak można określić, chociaż w Wołosatym, gdzie znajduje się słupek z tabliczką krańcową naszego szlaku jest cicho i spokojnie. Jednak pasmo graniczne znajdujące się na południu, jak też grzbiet Tarnicy na północy ogarnęły chmury. Tam pada, jest zimno i pewnie wieje.
Bieszczady są w ostatnim czasie zadeptywane przez turystów. To fakt, że jest ich co raz więcej i co tu ukrywać widać to po naszej grupie. Jest nas tu całkiem sporo, blisko setka turystów spragnionych bieszczadzkich klimatów, gotowych do drogi, choć miejscowi zdziwieni pytają „w taką pogodę?”. Pojechaliśmy jednak dwoma wynajętymi autokarami ze wspaniałymi kierowcami. Do Wołosatego przybyła najpierw „grupa brata Wiesława”, pół godziny później „grupa brata Alberta”. Tak właśnie podzieliliśmy się wczorajszego dnia. Dzisiaj śniadanie jako pierwsza jadła „grupa brata Wiesława” i są teraz o te pół godziny do przodu, ale jutro będzie odwrotnie. Choć nasza baza noclegowa „u księdza” jest bardzo pojemna (105 miejsc noclegowych), to pojemność jadalni jest o połowę mniejsza. Sprawna organizacja i współpraca musi nas cechować, bo inaczej nie podołamy wyzwaniu w tak dużej grupie osób. Każdy z nas bierze odpowiedzialność, za siebie i za drugiego, i za całą grupę. Może na kolejne wyprawy będzie nas mniej, ale teraz musimy sprostać wyzwaniom logistycznym.
W Wołosatym, na końcu świata jak mówią, panuje spokój. Kierowcy wrócili już do Ustrzyk Górnych. Mają już wolne. Swe maszyny odpalą dopiero jutro po trzynastej. My ruszamy po przygodę, spełniać marzenie, kreować wspomnienia na całe życie. Kiedyś, gdy nogi nasze będą zmęczone od starości siądziemy w fotelu przy kominku i cofniemy się do tej historii, którą zaczynamy tworzyć, a zaczyna się ona właśnie teraz, rankiem 22 października 2016 roku.
Dzisiaj w Wołosatym stoi zaledwie kilka domów, ale początkiem XX wieku była to najliczniejsza wieś w południowo-wschodniej części ziemi sanockiej, licząca w 1913 roku 1040 mieszkańców. Spore straty miejscowość ta poniosła podczas I wojny światowej. W 1946 roku mieszkańcy wsi zostali wysiedleni do ZSRR. Kilka rodzin zostało przeniesionych do Ustrzyk Górnych skąd niedługo później wraz z pozostałymi mieszkańcami tej miejscowości wysiedlono ich w ramach akcji „Wisła” w okolice Szczecinka. W 1947 zabudowania wsi wraz z cerkwią zostały spalone. Po dawnej wsi pozostała tylko podmurówka cerkwi oraz nagrobki na cmentarzu, prawie wszystkie bezimienne.
Droga na przełęcz do granicy polsko-ukraińskiej jak zwykle monotonnie dłuży się. Jest mokro, lecz asfalt na drodze, a później utwardzenie drogi chroni nas przed błotem. Lekko mży. Około godziny 9.30 znajdujący się na czele Janek podaje przez radio swoją pozycję: - Jesteśmy na Przełęczy Bukowskiej. Jest mgła. Zatrzymujemy się na półgodzinną przerwę, a po niej idziemy dalej.
Tyły grupy w tym momencie przeszły już most nad Wołosatką. Rozstajemy się z rzeką, która spływa tutaj ze zlewiska licznych potoków spływających ze stoków tworzących gniazdo Tarnicy i Halicza. Wyżej las omamia barwami później jesieni. Blisko z prawej biegnie granica państwowa. Nie dalej jak kilkadziesiąt metrów. Szlak odchodzi na lewo od niej, po czym ostro zmienia kierunek na południowy wschód. Trawersujemy stok Rozsypańca porośnięty na tej wysokości lasem, pokryty kamiennym pobojowiskiem. Jest tu źródełko, ale o dziwo wyschnięte, a może woda spływa pod kamiennym rumoszem. Jest tu jednak urozmaicenie - zachęta z hasłem „Odpocznij przy źródełku”, bo jest tutaj ukryta skrytka geocachingowa. Jest ukryta pod kamieniami! Odszukują ją Szarotka i Piętaszek.
Geocaching na Głównym Szlaku Beskidzkim to coś, czym urozmaicamy tą wędrówkę. Dzisiaj, przy mglistej pogodzie to dobre zajęcie. Na odcinku do Ustrzyk mamy jeszcze dwie tradycyjne skrytki na Haliczu i Tarnicy. Są też „Skalne Biesy” wirtualny rodzaj skrytki typu EartCache zlokalizowany na Rozsypańcu. Wczorajszego wieczoru piętaszek i Szarotka przedstawili nam podstawy i zasady zabawy w Geocaching. Przywieźli ze sobą różne skrytki i przykładowe przedmioty, które można w nich odszukać. Pokazali to wszystko turystom, a dzisiaj mogą wszyscy zobaczyć jak to wygląda w terenie. Trzeba korzystać, bo na kolejnych odcinkach GSB będzie „posucha” skrytek. Dopiero przed Cisną jest następna, ukryta bezpośrednio przy czerwonym szlaku.
Odpoczywamy z dwadzieścia minut pod wiatą na Przełęczy Bukowskiej. Faktycznie mgła jest gęsta. Nie będzie dzisiaj żadnych widoków. O jedenastej opuszczamy wiatę i wchodzimy na połoninę. Podchodzimy ścieżką stok Rozsypańca. Jest błoto, jest ślisko. Mży wciąż i zawiewa chłodem. Buty szybko nabierają wody. Nie wiadomo czy woda przedostaje się do buta w wyniku przemoczenia, czy górą przez cholewkę. W tych czarnych pelerynach wyglądamy jak bieszczadzkie diabły, albo zjawy skrywające się we mgle, która otula dzisiaj całe Bieszczady. Oj przydałby się jakiś płanetnik, który choć na chwilę skierowałby te deszczowe chmury gdzie indziej. Tylko on zna odpowiednie do tego zaklęcie.
Halicz z metalowym krzyżem wyłania się nam koło południa. Krzyż ten pochodzi z Tarnicy. Przeniesiono go tutaj, gdy na Tarnicy stanął nowy, większy. Na krótkim zejściu góra osłania nas przed wiatrem. Wyobrażamy sobie przed sobą wzniesienie Kopy Bukowskiej. Właściwie to wiemy jak ono wygląda, ale ta mgła otępia zmysły. Ktoś, kto pierwszy raz tędy podąża nie jest pewny jak bardzo oddalił się od Halicza, a ile ma jeszcze przed sobą drogi. Ten kto przemierzał już te szlaki może rozpoznać głaz, czy skałę przy szlaku.
Z naprzeciwka pojawiają są jednak inni turyści podążający na Halicz. To zastanawiające po cóż ci ludzie tam idą? Przecież dzisiaj zanikła magia i urok gór pod zasłoną chmur. Nawet nie można za bardzo wyciszyć się i porozmawiać z samym sobą. Zaklęta jakaś siła w tych górach przyciągnęła nas do nich, by walczyć ze swoimi słabościami, czy dolegliwościami. W wewnętrznej głębi gnieździ się jednak radość z tego co robimy, bo lubimy to robić. Idziemy do celu realizując założony plan.
Wieczorem na sali jadalnianej Dorota i Marek (ach! to przecież my;) przedstawią w krótkim przekroju przebieg Głównego Szlaku Beskidzkiego i ukażą całe jego piękno. Przemierzając cały ten szlak trzeba jednak liczyć się z różnymi utrudnieniami, w tym pogodowymi. Na tak długim szlaku na pewno spotkamy się jeszcze z deszczem, trzeba być przygotowanym na jakieś niespodziewane załamanie pogodowe, czy burze. Musimy się z tym liczyć i w razie czego umieć w takich sytuacjach radzić sobie. To dzisiejsze doświadczenie o tym mówi. Oczywiście żal nam, że nie świeci nad nami jesienne słońce podkreślające bieszczadzkie barwy jesieni. Miejsca przez które wędrujemy słyną z fantastycznych widoków, ale... ktoś już podpowiedział: zróbmy zimową dogrywkę w Bieszczadach! To fantastyczny pomysł Nino! Jeszcze nigdy nie widzieliśmy Bieszczadów w zimowej bieli. A jeszcze Ryszard dołożył do tego kulig.
Radiostacja skrzyczy - Janek podaje pozycję czoła grupy. Są na Przełęczy Goprowskiej. Posiedzą chwilkę pod wiatą i pójdą w górę na Tarnicę. Tymczasem nam zaczyna dłużyć się nieco trawers stromych stoków Krzemienia. Kopę Bukowską mamy już za sobą. Wyglądamy przed sobą przełęczy. Przez moment mgła chyba przerzedza się. Pojawia się iskierka nadziei, że może rozwieje się, ale po chwili wraca wszystko do normy, a na dodatek na górze „zmienili sito”. Pada silniej. Beatka z Mikołajem radzą sobie dzielnie. Dogoniliśmy Janka, który minął nas na Haliczu, Janek nie przyjechał z nami, miło spotkac Go na szlaku. Około godziny 13.30 docieramy do wiaty na Przełęczy Goprowskiej. Kwadrans odpoczynku.
Nie wszyscy wchodzą na szczyt Tarnicy, ale nie muszą, bo GSB omija go. Jest na szczycie dzisiaj wyjątkowo, bo pusto - chwilami nie ma na nim żadnej żywej duszy. Przy ładnej pogodzie z pewnością nikt nie odmówiłby sobie wyjścia dla wspaniałej panoramy jaka rozciąga się z niego. Dzisiaj szczyt oferuje widoki jedynie na monumentalny krzyż, który stoi na nim od 2000 roku (jako czwarty już z kolei jaki postawiono na Tarnicy). Surowe warunki panujące na Tarnicy ukracają żywota stawianym na niej krzyżom. Stryboh, tutejszy duch wiatrów jest nam jednak dzisiaj przychylny i daje nie aż tak bardzo dokuczliwe wiatry. Wiemy, że w szale potrafi wywoływać wichury łamiące drzewa i zrywające dachy z domów.
Z przełęczy pod Tarnicą krótkim podejściem zdobywamy Tarniczkę, pierwszą z trzech kulminacji Szerokiego Wierchu i dalej jego grzbietem schodzimy w kierunku Ustrzyk Górnych. Doganiamy przyjaciół z którymi przyjechaliśmy w Bieszczady. Widzimy na ich twarzach zadowolenie i uśmiech. Robią to co lubią, jak wywnioskowaliśmy wcześniej. A wieczorem po wieczerzy spotkamy się znów na sali jadalnianej. Obejrzymy prezentację, zagra muzyka.
O piętnastej schodzimy z połoniny. Wchodzimy do lasu, który pogubił już wiele liści. To dziwne, że na drzewach są obok rudziejących i silnie pożółkłych liści są jeszcze liście zielone. Przecież zima zaglądnęła już w te góry. Jeszcze kilka dni temu leżał na połoninach śnieg. Mamy kolejną wiatę i kolejną gromadkę turystów, która jakby na przekór pogodzie podąża w górę.
Nie pada. Od kiedy przestało padać - nie wiemy. Umknęło to naszej uwadze. Może dlatego, że zbyt pochłonięci byliśmy ostatnimi chwilami obcowania z naturą. Przejaśnia się, ale czy dlatego, że chmury rozchodzą się, czy też może raczej dlatego, że wyszliśmy z wysokości na której wiszą. Szesnasta piętnaście - wchodzimy na asfaltową drogę. Ta w parę minut doprowadza do centrum Ustrzyk Górnych. Tam mamy bazę kwaterunkową.
Przewidywaliśmy późniejsze zejście, ale jesteśmy wcześniej. Sklepik spożywczy jest otwarty - Albert to załatwił, bo normalnie o tej godzinie jest już zamknięty. W końcu setka ludzi przyjechała dzisiaj nocować w Ustrzykach Górnych, a więc więcej niż jest tu stałych mieszkańców. Jest komu co sprzedawać. Wieczór przed nami długi i pewnie nie jeden raz ciepło wspomnimy dzisiejszą trasę. A może przed snem spotkamy jeszcze Peresłenyka - ducha marzeń, który jak za dotknięciem magicznej różdżki przywoła wspaniały sen o Bieszczadach.
Bieszczady są w ostatnim czasie zadeptywane przez turystów. To fakt, że jest ich co raz więcej i co tu ukrywać widać to po naszej grupie. Jest nas tu całkiem sporo, blisko setka turystów spragnionych bieszczadzkich klimatów, gotowych do drogi, choć miejscowi zdziwieni pytają „w taką pogodę?”. Pojechaliśmy jednak dwoma wynajętymi autokarami ze wspaniałymi kierowcami. Do Wołosatego przybyła najpierw „grupa brata Wiesława”, pół godziny później „grupa brata Alberta”. Tak właśnie podzieliliśmy się wczorajszego dnia. Dzisiaj śniadanie jako pierwsza jadła „grupa brata Wiesława” i są teraz o te pół godziny do przodu, ale jutro będzie odwrotnie. Choć nasza baza noclegowa „u księdza” jest bardzo pojemna (105 miejsc noclegowych), to pojemność jadalni jest o połowę mniejsza. Sprawna organizacja i współpraca musi nas cechować, bo inaczej nie podołamy wyzwaniu w tak dużej grupie osób. Każdy z nas bierze odpowiedzialność, za siebie i za drugiego, i za całą grupę. Może na kolejne wyprawy będzie nas mniej, ale teraz musimy sprostać wyzwaniom logistycznym.
W Wołosatym, na końcu świata jak mówią, panuje spokój. Kierowcy wrócili już do Ustrzyk Górnych. Mają już wolne. Swe maszyny odpalą dopiero jutro po trzynastej. My ruszamy po przygodę, spełniać marzenie, kreować wspomnienia na całe życie. Kiedyś, gdy nogi nasze będą zmęczone od starości siądziemy w fotelu przy kominku i cofniemy się do tej historii, którą zaczynamy tworzyć, a zaczyna się ona właśnie teraz, rankiem 22 października 2016 roku.
![]() |
Wołosate, tutaj zaczynamy - początek naszej przygody. |
![]() |
Znów na kropce Głównego Szlaku Beskidzkiego. |
![]() |
Przy dawnym Hoteliku „Pod Tarnicą”. |
![]() |
Pasmo graniczne. |
Dzisiaj w Wołosatym stoi zaledwie kilka domów, ale początkiem XX wieku była to najliczniejsza wieś w południowo-wschodniej części ziemi sanockiej, licząca w 1913 roku 1040 mieszkańców. Spore straty miejscowość ta poniosła podczas I wojny światowej. W 1946 roku mieszkańcy wsi zostali wysiedleni do ZSRR. Kilka rodzin zostało przeniesionych do Ustrzyk Górnych skąd niedługo później wraz z pozostałymi mieszkańcami tej miejscowości wysiedlono ich w ramach akcji „Wisła” w okolice Szczecinka. W 1947 zabudowania wsi wraz z cerkwią zostały spalone. Po dawnej wsi pozostała tylko podmurówka cerkwi oraz nagrobki na cmentarzu, prawie wszystkie bezimienne.
![]() |
Wołosate. |
![]() |
Bezimienne nagrobki. |
![]() |
Grób ziemny z drewnianym krzyżem i tabliczką z inskrypcją: † Tyt спочивають † Бігaниц Д.M. 1896 - 1945 Бігaниц П.Д. 1941 - 1942 |
![]() |
Betonowe nagrobki. |
![]() |
Piaskowcowy nagrobek otoczony kutym żelaznym ogrodzeniem. Pochowano tutaj córkę proboszcza Mychaiła Skrockiego. Inskrypcja na tabliczce: OЛБIA MAPIЯ ЄКPOЦКAЯ * 31 V 1906 † 20 III 1907. |
![]() |
Tam pod chmurami jest Tarnica. |
![]() |
Droga na przełęcz Beskid. |
Droga na przełęcz do granicy polsko-ukraińskiej jak zwykle monotonnie dłuży się. Jest mokro, lecz asfalt na drodze, a później utwardzenie drogi chroni nas przed błotem. Lekko mży. Około godziny 9.30 znajdujący się na czele Janek podaje przez radio swoją pozycję: - Jesteśmy na Przełęczy Bukowskiej. Jest mgła. Zatrzymujemy się na półgodzinną przerwę, a po niej idziemy dalej.
Tyły grupy w tym momencie przeszły już most nad Wołosatką. Rozstajemy się z rzeką, która spływa tutaj ze zlewiska licznych potoków spływających ze stoków tworzących gniazdo Tarnicy i Halicza. Wyżej las omamia barwami później jesieni. Blisko z prawej biegnie granica państwowa. Nie dalej jak kilkadziesiąt metrów. Szlak odchodzi na lewo od niej, po czym ostro zmienia kierunek na południowy wschód. Trawersujemy stok Rozsypańca porośnięty na tej wysokości lasem, pokryty kamiennym pobojowiskiem. Jest tu źródełko, ale o dziwo wyschnięte, a może woda spływa pod kamiennym rumoszem. Jest tu jednak urozmaicenie - zachęta z hasłem „Odpocznij przy źródełku”, bo jest tutaj ukryta skrytka geocachingowa. Jest ukryta pod kamieniami! Odszukują ją Szarotka i Piętaszek.
![]() |
Droga na przełęcz Beskid odchodzi na prawo na most i biegnie dalej na granicę państwową. Szlak wiedzie utwardzoną dróżką po lewej. |
![]() |
Droga na przełęcz Beskid. Most nad Wołosatką. |
![]() |
Most nad Wołosatką z czerwonego szlaku. |
![]() |
Rozlewisko przy szlaku. |
![]() |
Jeden z wielu dopływów Wołosatki. |
![]() |
Wczorajszy wieczór i prelekcja Szarotki i Pietaszka. |
Odpoczywamy z dwadzieścia minut pod wiatą na Przełęczy Bukowskiej. Faktycznie mgła jest gęsta. Nie będzie dzisiaj żadnych widoków. O jedenastej opuszczamy wiatę i wchodzimy na połoninę. Podchodzimy ścieżką stok Rozsypańca. Jest błoto, jest ślisko. Mży wciąż i zawiewa chłodem. Buty szybko nabierają wody. Nie wiadomo czy woda przedostaje się do buta w wyniku przemoczenia, czy górą przez cholewkę. W tych czarnych pelerynach wyglądamy jak bieszczadzkie diabły, albo zjawy skrywające się we mgle, która otula dzisiaj całe Bieszczady. Oj przydałby się jakiś płanetnik, który choć na chwilę skierowałby te deszczowe chmury gdzie indziej. Tylko on zna odpowiednie do tego zaklęcie.
![]() |
Skalny rumosz na stokach Rozsypańca. Tutaj oznaczone jest źródło wody. |
![]() |
Przełęcz Bukowska (1107 m n.p.m.). |
![]() |
Stok Rozsypańca. |
![]() |
Stok Rozsypańca. |
![]() |
Rozsypaniec. |
![]() |
Zejście z Rozsypańca. |
Halicz z metalowym krzyżem wyłania się nam koło południa. Krzyż ten pochodzi z Tarnicy. Przeniesiono go tutaj, gdy na Tarnicy stanął nowy, większy. Na krótkim zejściu góra osłania nas przed wiatrem. Wyobrażamy sobie przed sobą wzniesienie Kopy Bukowskiej. Właściwie to wiemy jak ono wygląda, ale ta mgła otępia zmysły. Ktoś, kto pierwszy raz tędy podąża nie jest pewny jak bardzo oddalił się od Halicza, a ile ma jeszcze przed sobą drogi. Ten kto przemierzał już te szlaki może rozpoznać głaz, czy skałę przy szlaku.
Z naprzeciwka pojawiają są jednak inni turyści podążający na Halicz. To zastanawiające po cóż ci ludzie tam idą? Przecież dzisiaj zanikła magia i urok gór pod zasłoną chmur. Nawet nie można za bardzo wyciszyć się i porozmawiać z samym sobą. Zaklęta jakaś siła w tych górach przyciągnęła nas do nich, by walczyć ze swoimi słabościami, czy dolegliwościami. W wewnętrznej głębi gnieździ się jednak radość z tego co robimy, bo lubimy to robić. Idziemy do celu realizując założony plan.
Wieczorem na sali jadalnianej Dorota i Marek (ach! to przecież my;) przedstawią w krótkim przekroju przebieg Głównego Szlaku Beskidzkiego i ukażą całe jego piękno. Przemierzając cały ten szlak trzeba jednak liczyć się z różnymi utrudnieniami, w tym pogodowymi. Na tak długim szlaku na pewno spotkamy się jeszcze z deszczem, trzeba być przygotowanym na jakieś niespodziewane załamanie pogodowe, czy burze. Musimy się z tym liczyć i w razie czego umieć w takich sytuacjach radzić sobie. To dzisiejsze doświadczenie o tym mówi. Oczywiście żal nam, że nie świeci nad nami jesienne słońce podkreślające bieszczadzkie barwy jesieni. Miejsca przez które wędrujemy słyną z fantastycznych widoków, ale... ktoś już podpowiedział: zróbmy zimową dogrywkę w Bieszczadach! To fantastyczny pomysł Nino! Jeszcze nigdy nie widzieliśmy Bieszczadów w zimowej bieli. A jeszcze Ryszard dołożył do tego kulig.
![]() |
Gdzieś między Rozsypańcem i Haliczem. |
![]() |
Halicz (1333 m n.p.m.). |
![]() |
Między Haliczem a Kopą Bukowską. |
![]() |
Stok Krzemienia i turyści podążający w przeciwnym kierunku. |
Radiostacja skrzyczy - Janek podaje pozycję czoła grupy. Są na Przełęczy Goprowskiej. Posiedzą chwilkę pod wiatą i pójdą w górę na Tarnicę. Tymczasem nam zaczyna dłużyć się nieco trawers stromych stoków Krzemienia. Kopę Bukowską mamy już za sobą. Wyglądamy przed sobą przełęczy. Przez moment mgła chyba przerzedza się. Pojawia się iskierka nadziei, że może rozwieje się, ale po chwili wraca wszystko do normy, a na dodatek na górze „zmienili sito”. Pada silniej. Beatka z Mikołajem radzą sobie dzielnie. Dogoniliśmy Janka, który minął nas na Haliczu, Janek nie przyjechał z nami, miło spotkac Go na szlaku. Około godziny 13.30 docieramy do wiaty na Przełęczy Goprowskiej. Kwadrans odpoczynku.
Nie wszyscy wchodzą na szczyt Tarnicy, ale nie muszą, bo GSB omija go. Jest na szczycie dzisiaj wyjątkowo, bo pusto - chwilami nie ma na nim żadnej żywej duszy. Przy ładnej pogodzie z pewnością nikt nie odmówiłby sobie wyjścia dla wspaniałej panoramy jaka rozciąga się z niego. Dzisiaj szczyt oferuje widoki jedynie na monumentalny krzyż, który stoi na nim od 2000 roku (jako czwarty już z kolei jaki postawiono na Tarnicy). Surowe warunki panujące na Tarnicy ukracają żywota stawianym na niej krzyżom. Stryboh, tutejszy duch wiatrów jest nam jednak dzisiaj przychylny i daje nie aż tak bardzo dokuczliwe wiatry. Wiemy, że w szale potrafi wywoływać wichury łamiące drzewa i zrywające dachy z domów.
![]() |
Kończymy trawers Krzemienia. |
![]() |
Przed nami przełęcz Goprowska. |
![]() |
Podejście po stopniach na Przełęcz pod Tarnicą. |
![]() |
Spojrzenie w stronę Przełęczy Goprowskiej. Z lewej widoczna wiata. |
![]() |
Tarnica (1346 m n.p.m.). |
Z przełęczy pod Tarnicą krótkim podejściem zdobywamy Tarniczkę, pierwszą z trzech kulminacji Szerokiego Wierchu i dalej jego grzbietem schodzimy w kierunku Ustrzyk Górnych. Doganiamy przyjaciół z którymi przyjechaliśmy w Bieszczady. Widzimy na ich twarzach zadowolenie i uśmiech. Robią to co lubią, jak wywnioskowaliśmy wcześniej. A wieczorem po wieczerzy spotkamy się znów na sali jadalnianej. Obejrzymy prezentację, zagra muzyka.
O piętnastej schodzimy z połoniny. Wchodzimy do lasu, który pogubił już wiele liści. To dziwne, że na drzewach są obok rudziejących i silnie pożółkłych liści są jeszcze liście zielone. Przecież zima zaglądnęła już w te góry. Jeszcze kilka dni temu leżał na połoninach śnieg. Mamy kolejną wiatę i kolejną gromadkę turystów, która jakby na przekór pogodzie podąża w górę.
![]() |
Szeroki Wierch. |
![]() |
Zejście z grzbietu Szerokiego Wierchu. |
![]() |
Skraj lasu poniżej połoniny Szerokiego Wierchu. |
![]() |
Wiata. |
![]() |
Dalej lasem. |
![]() |
Wśród barw jesieni. |
![]() |
Zbliżamy się do Ustrzyk Górnych. |
Nie pada. Od kiedy przestało padać - nie wiemy. Umknęło to naszej uwadze. Może dlatego, że zbyt pochłonięci byliśmy ostatnimi chwilami obcowania z naturą. Przejaśnia się, ale czy dlatego, że chmury rozchodzą się, czy też może raczej dlatego, że wyszliśmy z wysokości na której wiszą. Szesnasta piętnaście - wchodzimy na asfaltową drogę. Ta w parę minut doprowadza do centrum Ustrzyk Górnych. Tam mamy bazę kwaterunkową.
Przewidywaliśmy późniejsze zejście, ale jesteśmy wcześniej. Sklepik spożywczy jest otwarty - Albert to załatwił, bo normalnie o tej godzinie jest już zamknięty. W końcu setka ludzi przyjechała dzisiaj nocować w Ustrzykach Górnych, a więc więcej niż jest tu stałych mieszkańców. Jest komu co sprzedawać. Wieczór przed nami długi i pewnie nie jeden raz ciepło wspomnimy dzisiejszą trasę. A może przed snem spotkamy jeszcze Peresłenyka - ducha marzeń, który jak za dotknięciem magicznej różdżki przywoła wspaniały sen o Bieszczadach.
Dziękujemy Wam bardzo za wszystko, a zwłaszcza : za organizację, chęć dzielenia się z innymi tym, czego sami doświadczyliście, za pomoc, wsparcie, doping ;) super Braci, relację. Wczoraj zadałam pytanie, czy w przyszłym roku też jedziemy? Usłyszałam - "jak już zacząłem, to skończę" . :D Więc .... tak łatwo się nas teraz nie pozbędziecie ;) :D Pozdrawiamy B + M
OdpowiedzUsuńMy też dziękujemy wszystkim, za to, że chcieliście dzielić z nami czas, za to, że mogliśmy tak dobrze się bawić. Zapraszamy wszystkich sympatyków wspólnych wypraw na Główny Szlak Beskidzki do społeczności Wyprawa na GSB. Przedsięwzięcie to zostało rozpoczęte. Trochę potrwa, może dwa, może nawet trzy lata. Ta społeczność niech będzie naszą przystanią, gdzie zatrzymamy się między kolejnymi wyprawami, gdzie wszyscy będą mogli wymienić się doświadczeniem, wrażeniami, fotografiami, itd. Tam też będą informacje z pierwszej ręki na temat przyszłych wyjazdów.
OdpowiedzUsuńPodtrzymujmy tam świetne relacje, jakie nas łączą.