Ryś gdzieś zabłądził, ale rysiowe tropy wciąż są przed nami. Nie jeden ryś żyje w tych lasach, szczególnie tych najbardziej zacisznych w Beskidzie Wyspowym. Szlaki, które dzisiaj przemierzymy zaliczane są do najbardziej ustronnych i dzikich w Beskidzie Wyspowym. O wiele rzadziej napotkać można tutaj innego turystę, niż na innych beskidzkich wyspach. Dokąd nas dzisiaj zaprowadzą tropy Rysia?
TRASA:
Łukowica (448 m n.p.m.)
Skiełek (749 m n.p.m.)
Jeżowa Woda (895 m n.p.m.)
Ostra (925 m n.p.m.)
Przełęcz pod Ostrą (812 m n.p.m.)
Cichoń (926 m n.p.m.)
Zalesie (747 m n.p.m.)
OPIS:
Wietrznie, a nawet mroźno jest na przełęczy. Wczoraj, po paru dniach odwilży, spadł tutaj znów śnieg. W niektórych miejscach asfaltowej dróżki odwilż ta pozostawiła lód, który skrywa się pod warstwą przewianego śniegu. O godzinie 9.00 ruszamy ostrożnie stawiając pierwsze kroki po drodze wznoszącej się ku ścianie lasu porastającego górę otuloną chmurą. Pod tym lasem, nieco na prawo od naszej drogi źródła ma Zbludzka Rzeka. Dzisiaj z pewnością go nie zobaczymy. Cała okolica pokryta jest śniegiem. Za nami świetny widok na grzbiet Cichonia i Ostrej. Zatrzymujemy się chwilkę wspominając ostatnią wędrówkę Tropem Rysia, po czym przecinamy Wierchową Drogę okalającą górę i wkraczamy do lasu. Zbocze jest bardziej strome niż przedtem. Niedługo po wejściu do lasu na drzewie widzimy pierwszy znak niebieskiego szlaku. Od jakiegoś czasu szlak ten nie jest zaznaczany na mapach. Zniknął z nich z niewiadomych nam przyczyn. Może chcą go zlikwidować?.
|
Ruszamy na Modyń. |
|
Widok w stronę doliny Zbludzkiego Potoku i wieś Zalesie. |
|
Spojrzenie na grzbiet Ostrej i Cichonia. |
Podejście jednostajnie wynosi nas coraz wyżej. Wiedzie cały czas lasem, trochę monotonnie, choć tą monotonię urozmaica jedna, bądź dwie niewielkie polanki. Okalający je gęsty las, obsypany śniegiem, zwarcie strzeże jakichkolwiek widoków zarówno z tych polan, jak też z całego naszego podejścia na szczyt góry. Jedynie gdzieniegdzie w prześwitach drzew porastających strome zbocza można dostrzec nisko leżącą się dolinę Zbludzkiej Rzeki. Jesteśmy blisko szczytu, co potwierdza wyrównujące się do poziomu zbocze. O godzinie 10.00 wchodzimy na kopułę szczytową Modyni (1029 m n.p.m.).
|
Rozpoczynamy podejście. |
|
Idziemy ciągle przez las. |
|
Ostrzejszy fragment podejścia. |
|
Las Modyni. |
|
Tam widać podstawę przyszłej wieży widokowej.
|
Na szczycie Modyni znajduje się dość duża polanka. Las jednak sięga szczytu góry, zasłaniając prawie wszystko, co z niej można by zobaczyć. Za niedługo powinno się to jednak zmienić, bowiem widzimy tu gotowe fundamenty przygotowane pod wieżę widokową. Być może na wiosnę wyrośnie na niej jej konstrukcja. Góra należy do grona najwyższych w Beskidzie Wyspowym. Postanowiliśmy na niej zrobić popas przy ognisku. Nie jest łatwo znaleźć chrust pod sporą warstwą śniegu, jak również rozpalić ogień, ale Łukasz jest niezawodny. Ogień pojawia się prędko, ale trzeba jeszcze zgromadzić zapas patyków, aby cała drużyna zdążyła upiec kiełbaski.
|
Modyń zdobyta. |
|
Niebo nad nami. |
|
Pieczemy. |
Dzisiejszego dnia zmierzamy do zamknięcia pętli Głównego Szlaku Beskidu Wyspowego, który rozpoczęliśmy pokonywać w listopadzie 2016 roku. Mnóstwo czasu minęło o tamtej pierwszej wędrówki. Rozciągnęło się na wszystko w czasie, bo równolegle robiliśmy wiele innych projektów turystycznych. No i oczywiście wpływ na to miał w ostatnim okresie czasu również covid. Pandemia zapewne też miała wpływ na zmniejszenie się liczby potencjalnych zdobywców głównych trofeów naszego projektu. Mamy przyjemność ich wręczenia w najwyższym punkcie dzisiejszego dnia, czyli na Modyni. Takie uroczystości jak ta dzisiejsza na Modyni są dla nas ogromną przyjemnością. Gratulujemy wszystkim wytrwałości i cierpliwości w wędrówce po Beskidzkich Wyspach.
|
Zaczynamy ceremonię wręczania głównych trofeów za przejście GSBW. |
|
Zdobywcy Głównego Szlaku Beskidu Wyspowego. |
|
Szczyt Modyni opustoszał. |
Pod skrzypiącym śniegiem odnajdujemy dróżkę zejściową ze szczytu. Wiedzie po niej niebieski szlak turystyczny, a odchodzi ona w kierunku południowo-zachodnim. Wpierw łagodnie kluczy pośród sędziwych, gęsto rosnących świerków, sprawiając wrażenie błądzenia, czy poszukiwania czegoś – może najlepszego przebiegu. Zrazu ostrzej skręcamy na południe i po chwili wyskakujemy na skraj śródleśnej, zarastającej polanki. Pomiędzy luźniej rosnącymi drzewami można z niej dostrzec rysy Pasma Lubania i zachodniego końca Pasma Radziejowej rozdzielone doliną Dunajca. Niebawem jednak znów zagłębiamy się w leśnych ostępach Modyni, ośnieżonych, ślicznie obielonych. Zima sypnęła tu z większym rozmachem, ale w powietrzu czuć już zbliżające się roztopy. Ścieżka sukcesywnie obniża się, a grubość śnieżnobiałej kołderki stopniowo niknie. Dróżka jest coraz bardziej mokra. Wkrótce przenikliwie biały śnieg miksuje się z brunatno-szarym błotem pod wypływem ciepłych promieni słońca. Słońce przenika przez chmury coraz częściej, coraz silniej do nas. Oj, jakże szybko przechodzi ta zima – takie odczucia towarzyszą nam, choć w kalendarzu napisane, że do końca zimy jeszcze trochę dni pozostało. Gdy wychodzimy z lasu śnieżnobiałe atrybuty zimy wątleją jeszcze bardziej.
|
Szlak na Zbludzę. |
|
Śnieżna dróżka. |
|
Świerkowy gąszcz. |
|
Polanka. |
|
A słoneczko urokliwie pieści promykami. |
|
Urokliwy zimowy szlak na Modyni. |
|
Kosarzyska. |
|
Przed nami dolina Zbludzkiej Rzeki. |
Łąki Kosarzysk, przysiółka Zbludzy pokrywa cieniutka warstwa śniegu. Wśród mijanych domów uwagę zwraca stary drewniany dom pomalowany turkusowym kolorem. Od ognia i wody chroni go św. Florian, umieszczony przez gospodarzy w kapliczce uczepionej tuż pod okapem zadaszenia. Jeszcze tylko wąski pas lasu i wchodzimy na główną szosę wsi spokojnie obniżającą się wraz z Potokiem Zbludza ku dolinie Kamienicy. Potok Zbludzkie, zwany też Zbludzką Rzeką oddala się niebawem na wschód. Dolina rozszerza się, a domostwa w niej rozrzucone są na większej szerokości. Prowadzą do nich boczne odejścia z drogowskazami: os. Watykan, os. Parysz, os. Działy, itd. Część z nich usadowionych jest między wzgórzami Kiercowskiej Góry (606 m n.p.m.) i Okrąg (606 m n.p.m.) wznoszącymi się po wschodniej stronie. Wkrótce wzgórza te zacieśniają dolinę Zbludzkiej Rzeki, zostawiając węższy przesmyk między nimi a Zbludzkimi Wierchami. Jednocześnie opuszczamy wieś Zbludza i wchodzimy do Kamienicy.
|
św. Florian. |
|
Szosa wsi Zbludza. |
|
Drogowskaz do osiedla Watykan. |
|
Przed nami wieś Kamienica. |
|
Za nami Modyń. |
Dochodzimy niemal do łożyska doliny rzeki Kamienicy, gdzie napotykamy czerwony szlak. Jest około godziny trzynastej. Słoneczko radośnie świeci. Zatrzymujemy się na kilka minut przed odejściem w boczną drogę, napierającą na zbocza Zbludzkich Wierchów. Mijamy kilka domów, wyżej otwartymi widokowymi stokami zmierzamy ku leśnym ostępom. Niewielu się w nie zapuszcza. Przed lasem kończy się asfaltowa dróżka, stoją tu rozpadające się, opuszczone domy. Dróżka pnie się dalej na wierchy Zbludzkich Wierchów, przecinając od czas do czasu nieduże zagajniki. Być może kiedyś były tu pola uprawne, bądź pastwiska, ale generalnie na Zbludzkich Wierchach nie rozwijała się gospodarka rolnicza, gdyż zbocza tego niewielkiego pasma są zbyt strome. Nie jest to typowe pasmo dla Beskidu Wyspowego ze względu na postać kilkuwierzchołkowego grzbietu. Przechodzimy wpierw w pobliżu szczytu Kamienne (741 m n.p.m.), następnie przez bezimienny wierzchołek o wysokości 787 m n.p.m., za którym zaraz wznosi się najwyższy szczyt na Zbludzkich Wierchach o wysokości 820 m n.p.m. Ścieżka szlaku obchodzi go od zachodniej strony, ale odnajdujemy dogodną dróżkę dojścia na niego. Szczyt Zbludzkie Wierchy (820 m n.p.m.) osiągamy o godzinie 14.30. Znaczy go mały, kamienny kopczyk. Jest zalesiony jak całe grzbiet pasma.
|
Widoki w stronę doliny Kamienicy z drogi na Zbludzie Wierchy. |
|
Opuszczone domy pod lasem. |
|
Przez zagajniki. |
|
Szczyt Zbludzkie Wierchy (820 m n.p.m.). |
|
Dróżka zejściowa. |
Szlak prowadzi dalej ku kolejnemu bezimiennemu wierzchołkowi o wysokości 808 m n.p.m., za którym zbocze wyraźnie opada w dół. Wkrótce zawijamy na zachód i po niedługim czasie wychodzimy na polankę ponad wsią Szczawa. Wprost przed nami wznoszą się Gorce, a u stóp ścielą się nam domy osiedla Bulandy, w którym urodził się słynny gorczański baca, zwany od nazwy tego osiedla Bulandą. W rzeczywistości nazywał się Tomasz Chlipała. Urodził się około 1830 roku. W 1853, bądź w 1856 roku ożenił się z Marianną lub Anną Wojtyczkówną z Lubomierza, z którą zamieszkał w jej rodzinnej wsi aż do śmierci. Najczęściej kojarzony jest jednakże z gorczańską polaną Jaworzyna Kamienicka, gdzie wypasał kilkaset sztuk owiec. Na jej górnym skraju stoi Kapliczka Bulandy ufundowana przez niego w 1904 roku. Przekazy ludowe mówią, że zbudował ją pod wypływem snu, w którym ukazały mu się dusze pokutujących za grzechy, błądzące po górach w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogliby przyklęknąć przed poświęconym miejscem. Inne podanie mówi, że we śnie ukazała mu się zmarła wcześniej córka, która poprosiła go, aby wybudował kapliczkę na polanie. Jest też legenda, mówiąca o tym, jak Bulanda miał znaleźć skarb zbójnicki przywalony głazem na Polanie Kamienickiej. Kapliczka ponoć stanęła w tym samym miejscu, aby ustrzegała przed świętokradztwem. W innej jeszcze wersji Bulanda miał ukryć pod nią swoją czarodziejską księgę. Do tego legendarnego miejsce dobrze byłoby się wybrać znowu, aby poczuć jego magię i ożywić wspomnienie naszej dawnej, sielskiej wędrówki przez Polanę Kamienicką.
Bulanda ufundował jeszcze jedną kapliczkę, która stanęła w Lubomierzu. Ich koszty pokrył z otrzymywanych datków za leczenie. Był wszechstronnym znachorem, niezwykle cenionym przez ludzi. Leczył z różnych chorób, nastawiał też złamania, a także odczyniał uroki. Jako miejscowy szaman zyskał poparcie nawet proboszcza z Niedźwiedzia, który po tym jak uleczył mu bydło rzekł: „Możesz człowiecze wykonywać swoje praktyki, bo nie czynisz nic złego, tylko dobre”. Był autorytetem wśród tutejszej społeczności. Ludzie przychodzili do niego z prośbą o pomoc w rozstrzyganiu sporów, czy w załatwieniu innych spraw.
Gdy w 1912 poczuł zbliżający kres swoich dni sprosił do siebie wszystkich sąsiadów na ucztę, podczas której wyprawił testament. Następnie wyszedł przed dom zostawiając na chwilkę gości i tak przemówił: „Dziękuję ci, słoneczko, żeś mi świeciło i wom, gwiazdy, tez, dziękuję tobie, wietrzyku, ześ powiewał według mej potrzeby i tobie, rzyko, żeś do mnie sumem gadała...” Pożegnawszy się tak ze światem wrócił do izby, w której rzek do zebranych: „Moi kochani, jo już odchodze bo na mnie cas. Ostajcie z Bogiem.” Zmarł ponoć nadchodzącej nocy.
|
Polana ponad Szczawą. |
|
Widok w kierunku zachodnim. W centrum widoczny grzbiet Kiczory Kamienickiej i Wielkiego Wierchu. |
|
Przecinamy bród potoku w Szczawie na osiedlu Bulandy. |
Schodzimy przez osiedle Bulandy wchodzące w skład wsi Szczawa. Przecinamy bród potoku Szczawa, a potem wzdłuż niego podążamy do doliny Kamienicy do centrum wsi. Nazwa tej wsi wzięła się być może od szczawiu (powszechnie znanej rośliny), a może raczej od licznie występujących tu „szczaw”, czyli wód mających lecznicze właściwości. Wzmianek o nich doszukać można się już w pismach z XV wieku. Pisał o nich Jan Długosz, wspominał o nich Baltazar Hacquet w opisie swojej z podróży z lat 1788–1795, opisywał również Stanisław Staszic w swoim dziele „O ziemiorództwie Karpatów”. Jednak pozyskiwanie tych wód na szerszą skalę rozpoczęło się dopiero w okresie międzywojennym, kiedy Szczawa została uznana za uzdrowisko. W 1938 roku powstała w niej pierwsza pijalnia i rozlewnia wód. Wody zdrojowe ze Szczawy zachwalono również tak: „Czy popijają starzy, czy popijają młodzi, każdy uśmiechnięty, gdy od niej odchodzi”.
Po dotarciu do doliny Kamienicy skręcamy w lewo. Idziemy w górę doliny rozdzielającą Gorce rosnące po lewej i Beskid Wyspowy znajdujący się po prawej. Mijamy gęstniejącą zabudowę wiejską. W starych opracowaniach znaleźć można informacje, że jeszcze w XVII wieku cała górna część doliny Kamienicy porastała nietknięta ludzką nogą gęsta, karpacka puszcza. Najstarsza znana wzmianka o Szczawie pochodzi z 1607 roku. Przez kilka wieków wchodziła w skład rozległego pańszczyźnianego latyfundium klarysek ze Starego Sącza. Zamieszkiwana była przez Białych Górali, podobnie jak Kaminica, czy Łącko.
|
Szczawa. |
|
Rzeka Kamienica w Szczawie. |
O godzinie 16.25 skręcamy na most na rzeką Kamienica. Przechodzimy na drugą stronę rzeki, gdzie stoi kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tutaj zamykamy pętlę Głównego Szlaku Beskidu Wyspowego, która rozpoczęliśmy 19 listopada 2016 roku. Kolejna wędrówka zakończona. Kolejny bagaż wspaniałych wspomnień po niej zostawiamy w pamięci. Dziękujemy tym wszystkim, z którymi mogliśmy dotąd przemierzać szlaki Beskidu Wyspowego. Nie żegnamy się jednak z tym wspaniałym pasmem górskim, tak wdzięcznym do wędrówek górskich o każdej porze roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz