W dolinie Osławicy, na pograniczu Bieszczadów i Beskidu Niskiego leży duża wieś letniskowa - Komańcza, wieś wyjątkowa gdyż stykają się w niej trzy obrządki chrześcijańskie: rzymski, grecki i prawosławny. Jest to wieś leżąca przy traktach łączących słowackie Medzilaborce i polski Zagórz - drogowym przechodzącym przez Przełęcz Radoszycką i kolejowym przechodzącym tunelem przez Przełęcz Łupkowską.
Z Komańczy grupa pokonująca Główny Szlak Beskidzki wejdzie w krainę gór do dziś wciąż opuszczonych. Obszar górski, do którego wstępujemy, długo leżał w cieniu Bieszczadów niegdyś dzikich i niedostępnych. Dzisiaj to właśnie o Beskidzie Niskim można powiedzieć- dziki i niedostępny. Dopiero od nie dawna jest odkrywany przez turystów, jego najdziksze ostępy znajdują się właśnie tu, blisko pogranicza z Bieszczadami.
POGODA:
TRASA:
Komańcza PKP (450 m n.p.m.)/Schronisko PTTK
![[czerwony szlak]](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN9zfKROR5EnQuFxGWAayNGBdY9X-O_hyphenhypheny3s-hSfVyfnQ7sAxZxPFFOL15bu1rrc5pc78DqjorxIJNQfKMuroIMtsg8x5nGA3xxldRsv1RP6f31Ip9NX_x-tEc3lfULEyzHcBJAH8J3qfZ/s1600/ks-czer2.PNG)
Wahalowski Wierch (666 m n.p.m.)
![[czerwony szlak]](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN9zfKROR5EnQuFxGWAayNGBdY9X-O_hyphenhypheny3s-hSfVyfnQ7sAxZxPFFOL15bu1rrc5pc78DqjorxIJNQfKMuroIMtsg8x5nGA3xxldRsv1RP6f31Ip9NX_x-tEc3lfULEyzHcBJAH8J3qfZ/s1600/ks-czer2.PNG)
Kamień (717 m n.p.m.)
![[czerwony szlak]](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhN9zfKROR5EnQuFxGWAayNGBdY9X-O_hyphenhypheny3s-hSfVyfnQ7sAxZxPFFOL15bu1rrc5pc78DqjorxIJNQfKMuroIMtsg8x5nGA3xxldRsv1RP6f31Ip9NX_x-tEc3lfULEyzHcBJAH8J3qfZ/s1600/ks-czer2.PNG)
Przybyszów (545 m n.p.m.) – Karlików
OPIS:
Żegnamy się z Bieszczadami, przekraczamy próg kolejnego pasma licząc na jego gościnność. O godzinie 11.15 przechodzimy pod wiaduktem kolejowym w letniskowej części Komańczy, za którym znajduje się dojście do klasztoru sióstr nazaretanek wybudowanego w latach 1929-1931 w stylu szwajcarskiego pensjonatu oraz do schroniska turystycznego, w którym zatrzymujemy się na chwilkę przed dalszą drogą, wprowadzającą w Beskid Niski. Ruszamy po przerwie. Główny Szlak Beskidzki zanurza nas w krainę dziką, ale jednocześnie też krainę spokoju i łagodności.
 |
Schronisko PTTK w Komańczy. |
Leśną ścieżynką podchodzimy zbocze. Wiosna już ustabilizowała dorastanie przyrody. Wczesnowiosenne kwiaty już przekwitły, kwitną inne. Życie rozwija się nawet w kałużach i bajorach na dróżce. Pełno w nich kijanek kumaków. Po ich powierzchni szusują nartniki i inne owady wykorzystujące napięcie powierzchniowe wody do poruszania się po jej powierzchni. Z traw pod drzewami Lasu Telehiwki wyrastają podkolan zielonawy (Platanthera chlorantha i dzwonek rozpierzchły (Campanula patula). Wkrótce las przeplata się z zagajnikami. Nieregularna mieszanina drzew i zarośli. I znów nieśmiała polanka z dużym umiarem pokryta polnym kwiatem walczy o przetrwanie z lasem.
 |
Na leśnej ścieżynie. |
 |
Podkolan zielonawy (Platanthera chlorantha). |
 |
Dzwonek rozpierzchły (Campanula patula). |
 |
Polanka. |
 |
Kijanki kumaka. |
Ścieżka prowadzi bardzo łagodnie na wierzchowinę wzniesienia. W pewnym momencie niespodziewanie wychodzi na otwartą przestrzeń. O godzinie 12.30 wychodzimy z lasu. Przed nami łąka sięgająca kresu horyzontu. Poziomą linię horyzontu narusza jedynie pojedynczo rosnąca brzoza z prawej i jakieś dwa krzewy z lewej. Ścieżka wąsko przeciska się przez trawy. Niknie załamując się delikatnie w dół na płytką przełęcz, za którą wznosi się Wahalowski Wierch. Z prawej mamy dolinę Jawornika, potoku przy którym niegdyś sadowiła się łemkowska wioska o tej samej nazwie, lokowana na prawie wołoskim w połowie XVI wieku. Po wojnie zostało tylko widmo tej wioski, zrujnowane fundamenty, zarośnięte piwnice i studnie, resztki cmentarza i cerkwi.
 |
Wychodzimy z lasu. |
Łemkowie, którzy kiedyś zasiedlali tą wioskę byli szczególnie wyczuleni w wierze we wszelkiego rodzaju upiory. Bali się ich bardzo i z góry zakładali, iż każdy mieszkaniec wioski może po śmierci stać się upiorem lub wampirem. Mógł próbować powrócić do swojego domu i aby temu zapobiec stosowano pochówki wampiryczne. Chowanym wbijano w serce ćwieka osikowego i ucinano głowy, które układano w trumnie twarzą na spód u stóp. W usta zmarłego wsypywano wcześniej co najmniej łyżkę maku, które (jak wierzono) musiał wcześniej zliczyć zanim miałby dotrzeć do domu. Wierzono, że na zliczenie ziarenek maku nie starczy upiorowi czasu, bo gdy przeciągnie się do poranka kur zapieje i będzie musiał wrócić do grobu.
Od naszego szlaku jest niedaleko do wyludnionego Jawornika. Iść tam jednak nieprzetartymi ścieżkami jest niebezpiecznie i groźne nie tylko ze względu na upiory przeszłości, ale inne liczne niebezpieczeństwa - zarośnięte chaszczami studnie i piwnice, które są jak wilcze doły - niewidoczne pułapki.
 |
Dolina Jawornika. |
 |
Kwiecista wierzchowina Wahalowskiego Wierchu.
Przed widocznym pasmem granicznym znajduje się dolina Wisłoka. |
 |
Dolina Jawornika. |
O godzinie 12.45 docieramy na wierzchołek rozległej kopuły szczytowej Wahalowskiego Wierchu (666 m n.p.m.), do którego kiedyś sięgały zabudowania wsi Jawornik. Wierzchołek, wyznacza go betonowy trójnóg geodezyjny stojący pośród wysokich zarośli. Siadamy w trawach. Odpoczywamy. Wysokie trawy kołysze delikatny powiew wiatru. Chmury zasłaniające niebo pojaśniały. Na północy za zalesionym Kamieniem widoczny jest wysoki maszt telekomunikacyjny wieńczący Tokarnię (778 m n.p.m.), wzniesienie na które zamierzamy się wspiąć jutrzejszego dnia. Pysznie byłoby oddać się chwilce drzemki wśród zapachów traw i polnych kwiatów. Odlecieć na moment wyłączając inne zmysły, ukojone graniem świerszczy. Patrzymy w górę, gdzie lata duży ptak drapieżny, być może orlik krzykliwy, niegdyś ptak liczny i dość pospolity w Polsce. Kończymy przerwę o godzinie 13.15.
 |
Na szczycie Wahalowskiego Wierchu. |
 |
Maszt telekomunikacyjny na szczycie Tokarni. |
 |
Część naszej grupy na Wahalowskim Wierchu. |
 |
Wahalowski Wierch (666 m n.p.m.). |
Schodzimy w stronę doliny Jawornika, ale uwaga: niebawem z wygodnej drogi szlak odbija na lewo na zarośniętą trawami ścieżkę. Stoi przy niej parę zdziczałych chyba drzew. Znaki szlaku malowane na nich przysłaniają powyginane dziwnie gałęzie i wysokie źdźbła traw. Oddalamy się od trawiastych połaci Wahalowskiego Wierchu. O godzinie 13.40 wchodzimy do lasu.
 |
Schodzimy z Wahalowskiego Wierchu. |
 |
Dwa robaczki. |
 |
Storczyk. |
 |
Kępa drzew przy zarośniętym szlaku. |
 |
Niska, rozłożysta sosenka. |
Las jest jeszcze bardziej dziki niż ten wcześniej. Pamiętamy niewielką polankę z prowizoryczną ławeczką na wejściu do lasu. Kiedyś odpoczywaliśmy na niej, dzisiaj po paru latach zdążyła spróchnieć i zarosnąć trawami. Szlak prowadzi przez las trudny do sklasyfikowania. Tworzą go drzewa różnorodne, liściaste i iglaste. Runo porastają gęste kłącza. Pojawiające się nieliczne polanki pamiętają zapewne czasy łemkowskie.
Schodzimy w dół do cieku, nad którym leży krótka, próchniejąca kładka. Kto obawia się jej wytrzymałości woli przejść brodem, zapadając się nieco w grząskim korycie cieku. Za kładką szlak pnie się w górę. Wysoki zagajniki tworzą nad szlakiem zielone baldachimy. Obchodzimy powalone drzewo i wcale nie jest to stare drzewo. Może padło przez pasożyty, takie jak te stręczycielskie huby porastające sąsiednie drzewo.
 |
Gęste runo. |
 |
Paprocie. |
 |
Na szlaku. |
 |
Huby. |
 |
Pod zielonym baldachimem. |
Wchodzimy na śródleśną drogę. A jednak – przychodzi myśl – las ten nie jest zupełnie opuszczony, skoro przebiega przez niego rozjeżdżona droga. Jednak jak popatrzeć wokół wciąż otacza nas dzika przyroda, co wszystkie zmysły oczarowuje.
...w dzikości jest przetrwanie świata... Dzikość jest istotą życia. Najpełniej żyje to, co najbardziej dzikie. (...) Kiedy pragnę się odrodzić, szukam najciemniejszego lasu, najgęstszego i najbardziej nieprzebytego, szukam najbardziej odludnych mokradeł, z dala od zgiełku miast. Wchodzę tam jak do świętego miejsca, sanctum sanctorum. Tam właśnie tkwi moc, istota Natury.
(Henry David Thoreau)
 |
Śródleśna droga. |
Przy drodze rosną kępy bodziszków cuchnących (Geranium robertianum) i niezapominajek leśnych (Myosotis sylvatica), one lubią wilgotne zarośla. Ścieżka szlaku wchodzi w łagodny trawers stoku i za niedługo wstępujemy na grzbiet, na którym leżą piaskowcowe wychodnie skalne. Góra ta nazywana jest Kamieniem (717 m n.p.m.), a często dodawane jest określenie „nad Rzepedzią” dla odróżnienia innych gór „Kamień” występujących w Beskidzie Niskim. Główny Szlak Beskidzki nie dociera do najwyższego punktu grzbietu, na którym stoimy, prowadzi dalej grzbietem na północ. Niebawem powoli obniża się schodząc po wschodnim stoku.
 |
Bodziszek cuchnący (Geranium robertianum). |
 |
Niezapominajka leśna (Myosotis sylvatica). |
 |
Kamień. |
 |
Na grzbiecie Kamienia. |
 |
Postój. |
O godzinie 15.10 docieramy do skraju lasu. Stoi tu betonowy krzyż pańszczyźniany. Strzeże on miejsce pochówku dekretów i rejestrów zobowiązujących chłopów do pracy na rzecz panów. Gdy w przeddzień Wielkanocy, 22 kwietnia 1846 roku gubernator Galicji Franz von Stadion ogłosił zniesienie pańszczyzny na podległym mu obszarze chłopi urządzali rytualne pożegnania pańszczyzny przygotowując jej symboliczny pogrzeb. Najczęściej odbywało się to tak: do malutkiej trumienki wkładano obwieszczenie o zniesieniu pańszczyzny oraz wszystkie dokumenty wydane przez dziedziców, w których zapisany było obowiązek pracy pańszczyźnianej. Z trumienką ruszał kondukt spod cerkwi i szedł na krańce wsi na wybrane miejsce pochówku. W miejscu zakopanej trumienki stawiano wysoki kamienny krzyż, by nikt nie ważył się (pod groźbą kary boskiej) odkopać tego co zostało pod nim zakopane w ziemi. Czy właśnie tak wyglądał pochówek pańszczyzny w Przybyszowie, wsi która leżała poniżej w dolinie potoku Płonka? Nie wiemy tego, ale stojący tu krzyż pańszczyźniany jest imponujący.
 |
Krzyż pańszczyźniany w Przybyszowie. |
Łąkami schodzimy do doliny Płonki, do nieistniejącej łemkowskiej wsi. Dzisiaj jest to cicha i pusta dolina. Ledwie słychać szemranie Płonki. Idąc przez dolinę gruntową drogą wkrótce napotykamy ślady dawnej wsi *kilka niszczejących krzyży cmentarnych. W 1939 roku wieś Przybyszów liczyła 490 mieszkańców. Podczas II wojny światowej bardzo ucierpiała. Została niemal zupełnie zniszczona w wyniku działań wojennych. To też przyczyniło się do tego, iż mieszkańcy dobrowolnie opuścili zrujnowaną wieś w 1945 roku. W dolinie zostało tylko 26 osób, które wysiedlono w 1947 roku na Ziemie Odzyskane.
 |
Szlak do doliny Płonki. |
 |
Widok na Szeroki Łan. |
 |
Widok na Tokarnię. |
 |
Przed doliną Płonki. |
 |
Łemkowski cmentarz w Przybyszowie. |
 |
Nagrobki na łemkowskim cmentarzu w Przybyszowie. |
Okolicę cmentarza zarastają wysokie trawy i barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi Manden.) – inwazyjna roślina pochodząca z Kaukazu. W połowie XX wieku wprowadzana była do uprawy jako roślina pastewna. Roślina ta stwarzać zaczęła w naszym regionie duże problemy z uprawą i zbiorem, głównie ze względu na zagrożenie dla zdrowia. Uprawy porzucono, a niekontrolowana szybko zaczęła się rozprzestrzeniać powodując degradację naturalnego środowiska. Wyglądem przypomina koper, ale w odróżnieniu od niego dorasta ogromnych rozmiarów i to w czasie jednego sezonu osiągając od 4 do 5 metrów wysokości. U nasady jego łodyga może mieć wówczas średnicę 10-12 cm.
 |
Zbocze Tokarni porośnięte barszczem Sosnowskiego. |
 |
Barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi Manden.). |
Warunki środkowoeuropejskie okazały się być dla niej bardzo sprzyjające. Barszcz Sosnowskiego jest już obecny praktycznie w całej Polsce. Kontakt z nim w okresie wysokich temperatur powoduje silne oparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Objawy poparzenia pojawiają się w ciągu od 30 minut do 2 godzin od kontaktu z rośliną. Objawy tych oparzeń są podobne do oparzenia wrzątkiem i ich następstwem są ropne pęcherze gojące się nawet przez kilka lat. Zagrożenie dla zdrowia stanowią furanokumaryny zawarte w soku rośliny oraz w wydzielinie włosków gruczołowych. W obecności światła słonecznego, a w szczególności promieni UVA i UVB, wiążą się one z DNA komórek skóry. Jest szczególnie niebezpieczny w okresie kwitnienia i owocowania. Właśnie wtedy przy wysokiej temperaturze powietrza nawet pośredni kontakt z tą rośliną może doprowadzić do silnego poparzenia skóry, ponieważ związki furanokumarynowe wydostają się z barszczu w postaci oprysków i osadzają się na skórze osób przebywających w pobliżu.
Barszcz Sosnowskiego szybko się rozprzestrzenia w miejscach nieużytkowanych przez człowieka, takich jak tutaj w Przybyszowie, na odłogach, łąkach, przy drodze, czy też wzdłuż brzegu rzeki, która przemieszcza jego nasiona. Bardzo trudno go zwalczyć ze względu na ogromną zdolność do regeneracji, a poza tym wytwarza ogromną ilość nasion zachowujących zdolność do kiełkowania przez kilka lat. Co rok jesienią w pobliżu roślin macierzystych do gleby dostaje się 12 tysięcy żywych nasion (średnio 6,7 tys. na 1 m²).
 |
Barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi Manden.). |
W Przybyszowie kończymy dzisiejszy etap wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim. Z doliny Płonki szlak ten odchodzi na stoki Tokarni. W okolicy odejścia szlaku stoi jedyny domek w dolinie z szyldem „Chata w Przybyszowie” oferująca wędrującym noclegi. Jednak nie skorzystamy, bo jest nas zbyt dużo. Chata nie pomieściłaby w żaden sposób 55 osób. Nasze noclegi znajdują się jednak w Rzepedzi. U wylotu doliny, dwa kilometry dalej w Karlikowie czeka na nas autokar. O godzinie 16.30 odjeżdżamy.
 |
Pod Chatą w Przybyszowie. |
 |
Karlików. |
Na tym jednak nie koniec. Dzień nie kończy się wraz z zakończeniem naszej wędrówki. Wieczorem spotykamy się znów razem...
Na prawdę lubicie to miejsce ;) Wielokrotnie tu wracacie, co widać na Waszym blogu ;) I to w sumie dzięki Wam tak pociągnęło nas w kierunku Przybyszowa.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie ;)
P.S. - świetne fotki
Pozdrawiamy
W Przybyszowie miałam spotkanie z niedźwiadkiem. Narobił tyle wrzasku, że chyba ja się bardziej wystraszyłam niż on :)
OdpowiedzUsuń