Znajdujemy się pośród pięknych krajobrazów najwyższych polskich gór, niemal w sercu Tatr, stworzonych z kunsztem przez naturę, wielokroć opiewanych przez poetów, pisarzy i malarzy. To najpopularniejsza wśród turystów polska góra, najbardziej oblegana o każdej porze roku. Zimą daje to czego nie można znaleźć w żadnym innym ośrodku narciarskim w naszym kraju - odrobinę klimatu alpejskiego.
Zimowa galeria na Kasprowym
Usytuowanie Kasprowego Wierchu niemal w sercu Tatr czyni z niego znakomity punkt widokowy, dostarczający niezapomnianych wrażeń. Dostać się można na niego szlakiem turystycznym nawet w zimie. Jest taki jeden dość łatwy prowadzący z Kuźnic przez Halę Gąsienicową. Wystarczy zapakować niezbędne wyposażenie do plecaka i ruszyć w górę. Po czterech godzinach spaceru możemy zdobyć szczyt Kasprowego Wierchu z satysfakcją, że uczyniliśmy to na własnych nogach.
niedziela, 17 lutego 2013
W Tatrach nad brzegiem morza
Po półgodzinnej przerwie w Schronisku na Hali Gąsienicowej decydujemy się na wymarsz w kierunku Kasprowego Wierchu. Zima pokazuje się tu w najpiękniejszej krasie. Dolina Gąsienicowa pokryta jest najczystszym śniegiem, porażającym bielą w intensywnym strumieniu światła słonecznego. Tak to fakt, że nie ma ponad nami najmniejszej chmurki, która mogłaby przysłonić nam gorejącą tarczę słoneczną. Słońce grzeje, ale mróz trzyma, choć nie daje się go odczuć. Może dlatego, że nie ma wiatru. Przed wyjściem pozbywamy się nadmiernej odzieży. Takiej cudownej aury nie mają mieszkańcy Podhala i dalszych regionów. Tamte niżej położone tereny zalały tabuny chmur, zaś my jesteśmy jak na wyspie.
Czas biegnie, świat się zmienia
O tej wędrówce myśleliśmy już od kilkunastu dni, lecz ostateczna decyzja o jej podjęciu zapadła raczej spontanicznie. Siedząc w domowym zaciszu sprawdzaliśmy prognozy pogody na najbliższe dni, tak jak zawsze to czynimy zanim znów wyruszymy w góry. Nadchodzące dni w pobliskich nam Beskidach miały być pochmurne, ale ku naszemu zdumieniu w Tatrach miało pokazać się słońce. Odżyło w nas nieco uśpione pragnienie spotkania z naturą wyizolowaną od codziennego świata, ale otwartą dla zwyczajnego śmiertelnika. Był to rodzaj głodu, który zaspokoić mogliśmy w jeden sposób: spakować plecaki i wyruszyć na zimowe szlaki Tatr. Stało za tym też coś bardzo osobistego, z czym zmagamy się od 14 dni - próba wewnętrznego przełamania się po stracie bliskiej nam osoby, właśnie tam w Tatrach.
Kuźnice (1010 m n.p.m.) Boczań (1224 m n.p.m.) Skupniów Upłaz Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.) Hala Gąsienicowa Schronisko PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej (1500 m n.p.m.)
OPIS:
Ruszamy więc w drogę, tak jak zazwyczaj z zakopiańskich Kuźnic o godzinie 7.15. Niebo nad nami szczelnie przykrywają niskie chmury, lecz nie zaprzątamy sobie tym głowy. Będzie źle - trudno zawrócimy, ale jak dotrzemy przynajmniej do schroniska na Hali Gąsienicowej, to będziemy usatysfakcjonowani. Taki mamy minimalny plan, a ewentualny dalszy jeszcze nie został skonkretyzowany. Jak dojdziemy do schroniska to się zobaczy co dalej. Mamy drugi stopień zagrożenia lawinowego, niby nie jest źle, ale wiadomo jak to z lawinami może być nawet przy najniższym stopniu zagrożenia lawinowego. Komunikat TOPR informuje, że pokrywa śnieżna jest na ogół dobrze związana, ale nie wszędzie, bo na niektórych stromych stokach może być gorzej. Tam lawina może zejść samorzutnie, albo wyzwolić się pod wpływem dużego obciążenia dodatkowego.
Most nad Bystrą w Kuźnicach. |
W Kuźnicach przechodzimy mostem nad potokiem Bystra i dalej za niebieskim znakami zaczynamy ostre podejście po leśnym zboczu. Towarzyszą nam początkowo zielone znaki prowadzące na Nosal. Ścieżka jest wygodna, szeroka, a śnieg na niej ubity. Nasze śniegowce dość pewnie trzymają nas na jej stromej nawierzchni. Po około 15 minutach niebieskie znaki odbijają ostro w prawo odłączając się od zielonych. Ścieżka po której prowadzą dalej niebieskie znaki bezustannie pnie się w górę, ale teraz nabiera wysokości w trochę mniejszym tempie, co jednak nie skłania nas do szybszego tempa marszu.
W drodze na Boczań. |
Nic nas nie goni, kroczymy sobie spokojnie w górę, starając się nie mącić ciszy jaka nas otacza. Jesteśmy tu dziś zupełnie sami. Nie ma innych ludzi, nie słychać ptaków, nie widać jakiejkolwiek zwierzyny. Czasem tylko przy ścieżce pojawia się ciąg świeżych lisich tropów. Na ubitej ścieżce nie słychać nawet skrzypienia pod butami. Nie słychać szemrania wiatru między wysokim świerkami, których czubki nawet nie drgną, bo nie ma wiatru który mógłby je poruszyć. Wszystko wokół wydawać by się mogło - zamarło, albo wstrzymało oddech na czas naszej wędrówki. Niewiele rozmawiamy, być może dlatego, by nie dostać zadyszki albo utrzymać regularny oddech, a może w ciszy bardziej przystoi nam zdobywać wysokość, bo milcząca przyroda tak chce. Cokolwiek by to nie było, myśli krzątają się wokół człowieka, który szedł tędy 14 dni temu.
Ścieżka wkrótce zakręca ostro w lewo. Mijamy okolice wzniesienia Boczań (1224 m n.p.m.) i przez chwilę szlak prowadzi nas łagodnie w dół, po czym biegnie znów w górę po zboczach Wysokiego (1287 m n.p.m.). Blisko szczytu Wysokiego szlak skręca w prawo oddalając się od niego. Wyszliśmy już z gęstego lasu. Teraz dopiero do nas dotarło, że znajdujemy się w chmurze albo we mgle ograniczającej widoczność do kilkudziesięciu metrów.
Boczań. |
Przy szlaku mamy jeszcze luźno rosnące małe świerki i wyniosłe jodły. Mija godzina 8.00 - zaczynamy wspinać się trawersem po północnym stoku Skupniów Upłaz. Mgielne sklepienie ponad nami chyba zaczyna przebłyskiwać błękitną poświatą. Czyżby chmury ustępowały? O godzinie 8.07 mijamy tablicę ostrzegającą przed lawinami. Wchodzimy na bardziej otwarty teren, w lecie porośnięty kępami kosodrzewiny, ukrytymi obecnie pod grubą warstwą śniegu.
To już Skupniów Upłaz. |
Mijamy tablicę ostrzegającą przed lawinami i wchodzimy na bardziej otwarty teren. |
Ścieżka wiedzie teraz prosto wzdłuż stoku Skupniowego Upłazu, równomiernie i powoli pnąc się ku jego grzbietowi. Wiemy, że tak jest choć tego nie widzimy, bo ścieżka niknie w białej otchłani, dokładnie na styku śniegu i mgły. Nie widać jej końca, nasze oczy nie są w stanie dostrzec jej dalszego biegu. Ginie w śnieżno-mglistej kurtynie, która skrywa inną, cudowną krainę. Ledwo co wstąpiliśmy tutaj, a przez tą kurtynę przebił się oślepiający blask przebudzonego słońca, które właśnie rozpoczęło swoją przechadzkę po nieboskłonie. Czujemy się jakbyśmy szli w nieznane, ale przecież jeszcze nie tak dawno ścieżka ta nie miała przed nami żadnych tajemnic. Od 3 lutego 2013 roku jest jednak inaczej i nic już tego nie zmieni. Tu gdzieś mijamy ostatni ślad pozostawiony owego dnia przez naszego wuja. Nie wiemy dokąd dalej powędrował, czy dalej tymże niebieskim szlakiem, czy też znalazł wspanialszą ścieżkę.
Nam pozostał jeszcze dalszy ciąg tej ziemskiej ścieżki i być może jeszcze wiele innych ścieżek do przebycia, ale póki co z niemałą pustką wewnętrzna. W głowie mamy jednak ogromny bagaż wspomnień i wiedzy jak chadzać po górach, który pozostawił nam nasz wuj.
Ścieżka trawersująca północne zbocze Skupniowego Upłazu. |
Brniemy dalej przed siebie. Zaraz na przedłużeniu naszej ścieżki z mgły wyłania się zarys Wielkiej Kopy Królowej, zza której słońce rzuca snop światła w naszym kierunku. Jeszcze tylko parę kroków i mgła zostaje nagle za nami, zaś nad głowami pojawia się oszałamiający błękit nieba. Śnieg zaczyna inaczej wyglądać niż do tej pory. Skrzy się rozsianymi, maleńkimi drobinami.
Skupniów Upłaz. Na przedłużeniu naszej ścieżki z mgły wyłania się zarys Wielkiej Kopy Królowej. |
Zza Wielkiej Kopy Królowej słońce rzuca snop światła w naszym kierunku. |
Skupniów Upłaz. Po drugiej stronie jego grzbietu widać Giewont. |
Znajdujemy się już praktycznie na drugim końcu Skupniów Upłazu. Świat rozjaśniał bielą i błękitem. Las przez który niedawno wędrowaliśmy oraz stojące przy nim gromadki drzew utonęły we mgle, z której przed chwilą wyszliśmy. Właściwie to pochłonęło je prawdziwe morze wybujałych obłoków ciągnących się po sam horyzont. W dali widać jedynie czubek Babiej Góry i Pilska.
Świat otworzył przed nami szerszy horyzont, lecz wciąż panuje bezwietrzna cisza. Czujemy się niczym na bezludnej wyspie. Jednak wkrótce okazuje się nie jest tak, jak się nam wydaje. Zbliża się ku nam jakiś człowiek powracający z gór. Nie znamy się, ale jak zwykle z życzliwością pozdrawiamy się wzajemnie.
Morze wybujałych obłoków ciągnących się po horyzont (widok w kierunku północno-wschodnim ze Skupniowego Upłazu). |
Morze wybujałych obłoków ciągnących się po horyzont (widok w kierunku północno-zachodnim ze Skupniowego Upłazu). |
Skupniów Upłaz przed Wielką Kopą Królową. |
Na końcu Skupniowego Upłazu nasz szlak zrównuje się z wysokością jego grzbietu, który zasłaniał nam do tej pory widoki na jego drugą stroną. Tam z dumą wyrasta wspaniały Giewont (1894 m n.p.m.). Pręży się tak bardzo, że wydaje się znacznie wyższy od Czerwonych Wierchów, stykających się z nim od południa poprzez Kondracką Przełęcz. W rzeczywistości jest to tylko omam perspektywy z jakiej nam się Giewont pokazuje. Z drugiej strony Giewontu widoczna jest skalista, nieco poszarpana Sarnia Skała (1377 m n.p.m.), za którą dalej mamy tylko bałwany wypełniające bezkres horyzontu, którego nie da się okiem ogarnąć.
Czerwone Wierchy, Giewont i Sarnia Skała. |
Zbliżenie na Sarnią Skałę. |
Przed Wielką Kopą Królową ścieżka nasza skręca teraz na prawo i biegnie w poprzek zbocza tej góry w kierunku Małej Kopy Królowej (1577 m n.p.m.). Mała Kopa Królowa wbrew swojej nazwy wcale nie jest mniejsza od Wielkiej Kopy Królowej, ale większa o 46 metrów. Nazwy takie zostały im nadane przez dawnych górali, bo wydawało się im, że nazwę Wielka Kopa Królowa nadają tej większej. Tak właśnie postrzegali te wzniesienia, szczególnie z perspektywy Królowej Równi, na której wypasali swe stada (podobnie zresztą prezentowały się nam Giewont i Czerwone Wierchy ze Skupniowego Upłazu).
Na stoku Wielkiej Kopy Królowej. |
Skupniów Upłaz ze zbocza Wielkiej Kopy Królowej. Na horyzoncie widoczny jest czubek Babiej Góry. |
Zbliżenie na Babią Górę. |
Trawers zbocza Wielkiej Kopy Królowej. |
Zza Małej Kopy Królowej wystaje nieco Kopa Magury (1704 m n.p.m.), a na prawo od niej za Zawratem Kasprowym widać wierzchołek poczciwego Kasprowego Wierchu (1987 m n.p.m.) z budynkiem Obserwatorium Meteorologicznego i budynkiem stacji kolejki kabinowo-linowej, dzięki której szczyt Kasprowego Wierchu osiągalny jest dla wszystkich. Może i dla nas mógłby dziś być wspaniałym celem?
Widok w kierunku Kasprowego Wierchu ze Skupniowego Upłazu. |
Zbliżenie na Kasprowy Wierch. |
Przełęcz między Kopami widoczna ze zbocza Wielkiej Kopy Królowej. Na przedłużeniu ścieżki wznosi się Mała Kopa Królowa. |
O godzinie 8.45 docieramy na Przełęcz między Kopami znajdującą się na wysokości 1499 m n.p.m. Zostawiamy z tyłu tabuny kłębiastych chmur i wchodzimy na Królową Rówień. Z lewej na wschodzie dostrzegamy fragment Tatr Bielskich. Ścieżka jeszcze chwilkę wznosi się lekko w górę, aż zaczyna spokojnie opadać ku rozległej Dolinie Gąsienicowej.
Dolina Jaworzynka pod pierzynką. |
Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.). |
Przełęcz między Kopami - wchodzimy na Królową Rówień. |
Droga przez Królową Rówień. |
Uwagę naszą przykuwają strzeliste granie, które wyłaniają się zza wzniesienia. Tyle razy je już widzieliśmy i wciąż są równie fascynujące jak wtedy, kiedy pierwszy raz je zobaczyliśmy. Idziemy przed siebie, a one cały czas przybliżają się do nas – strzelisty Kościelec, za nim Świnica, a na lewo od niej szereg sławetnych szczytów dzięki spektakularnej Orlej Perci: Mały Kozi Wierch, Zmarzłe Czuby, Zamarła Turnia, Kozie Czuby, Kozi Wierch, Buczynowa Strażnica, Czarne Ściany i trzy kolejne Granaty. Tutaj Orla Perć skręca na Buczynowe Czuby i chowa za masywną Żółtą Turnię. Biegnie dalej aż do przełęczy Krzyżne, która pokazała się nam, gdy byliśmy na Królowej Równi.
Wchodzimy do Doliny Gąsienicowej. |
Dolina Gąsienicowa. |
„Góry są dla wszystkich” - jak mawiał nasz wuj i tak powędrowaliśmy po raz pierwszy wspólnie, ot właśnie granią Orlej Perci. Czas jednak biegnie, świat się zmienia. Dziś schodzimy do przepięknej doliny, teraz śnieżnobiałej, uśpionej, lecz za niedługo zacznie tętnić innym, nowym życiem. Zaszumią rwące potoki, zazielenią hale, chciałoby się powiedzieć - jak dawniej, ale wiemy, że już nic nie będzie jak dawniej. Dolina będzie wciąż cudowna, wierchy wspaniałe, ale już bez tych, którym nie udało się do niej dotrzeć. Czas biegnie...
...wędrować będziemy dalej, lecz po przerwie w Schronisku na Hali Gąsienicowej.
piątek, 8 lutego 2013
Dla nas zbyt wcześnie
W niedzielny wieczór siedzimy sobie w zaciszu domowym. Epidemia grypy dopadała również nas. Na góry spoglądamy jedynie przez ekran monitora komputerowego. Tam Tatry powabne, śnieżnobiałe, a u nas szaro i buro jakby zima od nas odeszła, choć to środek zimy kalendarzowej, 3 luty. Komunikaty podają, że do tatrzańskich schronisk szlaki są przetarte, ale w wyższych partiach ogłoszony został III stopień zagrożenia lawinowego. Turyści nie zapuszczają się wysoko, ale niestety również niżej zdarzyła się śmierć turysty. W jednym z portali piszą: „59-letni mężczyzna zmarł na trasie z zakopiańskich Kuźnic w stronę Hali Gąsienicowej. W rejonie Skupniowego Upłazu turysta nagle zasłabł i stracił przytomność. Mimo reanimacji ratownikom nie udało się go uratować...”
Dźwięk telefonu przerywa lekturę: - ...wujek nie żyje...
Dźwięk telefonu przerywa lekturę: - ...wujek nie żyje...