za nami
|
pozostało
| |
519,0 km
|
0,0 km
|
Jesteśmy gotowi na przejście ostatniego fragmentu drogi Głównego Szlaku Beskidzkiego. Nie jest to długa droga, jednakże nacechowana silnymi emocjami, przeżyciami zebranymi podczas wszystkich dni spędzonych na Głównym Szlaku Beskidzkim. Chyba jednak nikt nie jest pewien, czy chciałby, aby ta droga dobiegła końca. Można tylko zwolnić marsz, aby tą drogę i jej przygodę maksymalnie przedłużyć.
POGODA:
noc
|
rano
|
dzień
|
wieczór
|
TRASA:
Ustroń Polana (380 m n.p.m.) Gościniec na Równicy (785 m n.p.m.) Ustroń (330 m n.p.m.)
Ostatnia góra została nam do pokonania, ostatni trud nadzwyczaj przyjemny jest przed nami. Pogoda przepiękna znów nam się nadarzyła. Niespieszno nam dzisiaj i zaczynamy dopiero o godzinie 11.30. Ruszamy od stacji kolejowej „Ustroń Polana”. Zmierzamy uliczkami nad Wisłę, do kładki nad rzeką. Wisła hałasuje sztuczną kaskadą. Urodziła się niedaleko stąd na wysokich stokach Baraniej Góry. Przepłynęła już przez miasto Wisła, a jak przepłynie przez Ustroń, skieruje się do Skoczowa. Wypływając potokami z Beskidu Śląskiego, wycina sobie koryto w beskidzkich utworach fliszowych. Przejmuje kila krótkich dopływów m.in. Łabajówkę, Dziechcinkę, Jawornik, Jaszowiec. Tak królowa polskich rzek zaczyna rosnąć w siłę.
Ustroń Polana - kładka nad Wisłą. |
Wisła. |
Kładka. |
Kładką przechodzimy nad jarzącym się w słońcu nurtem Wisły. Na drugim brzegu skręcamy w lewo w ulicę Turystyczną, którą zaczynamy podchodzić stoki góry. Mijamy obiekty uzdrowiskowo-wypoczynkowe podążając w górę brukowaną droga. Droga ta serpentynami wspina się po stokach Równicy, szlak zaczyna ścinać ją wiodąc ostrzej w górę. Przeprowadza przez trawiaste niwy i zadrzewienia leśne. Drzewa już porzuciły swe liście i czekają zimy, lecz aura bardziej wiosenną dzisiaj przypomina, niż listopadową jesień. Po niecałej godzinie marszu wchodzimy w gęsty zagajnik brzozowy. Ależ w nim jasno od białych, młodych konarów, olśnionych tak silnie promieniami słońca. Wtem dróżka nasza zatrzymuje się przy starym buku posadzonym przed laty. Nie martwi się o starość, lecz twardo stoi na swoim miejscu. W niezliczonych słojach przechowuje wspomnienia pokoleń, które tędy przechodziły. Milczy jednak, nie opowie nam ich. Śpi przysposobiony już do zimy. Musi ją przetrwać, aby trwać dalej.
Ulica Turystyczna. |
Przez wysokie trawy. |
Spojrzenie na Wielką Czantorię. |
Brzozowy gaj. |
Pod starym bukiem. |
Wyżej mijamy usypisko kamieni zmieszane z jesiennymi liśćmi. Najpewniej pochodzą z dawnych pól uprawnych, z których zebrali je ludzie, aby górska gleba była łatwiejsza do obrobienia. Ludzka egzystencja w górach w ostatnich dziesięcioleciach ulegał wielu przemianom. Gospodarze przenieśli się w doliny, parają się innymi zajęciami. Świat się zmienia na lepsze, ale czasem też na gorsze. Nic na to nie poradzimy. Czas biegnie, a my chcielibyśmy się nie zmieniać by być cały czas jak u korzeni swojego życia. Nie da się jednak nic zrobić. Korzenie są z dnia na dzień co raz głębiej schowane w naszej pamięci. Nikt nie powinien ich zapomnieć, nikt nie powinien się od nich odciąć, ale żyć trzeba tym co mamy teraz, nie dla idei, lecz dla człowieka, szczególnie tego, którego mamy blisko siebie. Ważniejsze jest słowo i podana ręka, niż zagrzebywanie się w popiołach przeszłości.
Usypisko kamieni. |
Wychodzimy z lasu. O godzinie 12.45 wchodzimy na rozłożyste wypłaszczenie w grzbiecie Równicy. Miejsce to jest popularnym celem sobotnio-niedzielnych wycieczek mieszkańców Śląska. Powstały tu różne obiekty rekreacyjno-rozrywkowe, a przede wszystkim można skorzystać z pięknych terenów wypoczynkowych, z których ukazuje się rozległa panorama Beskidu Śląskiego ze szczytami Czantorii Wielkiej i Małej, Tułu, Skrzycznego, Soszowa Wielkiego, Malinowskiej Skały i Baraniej Góry. Byliśmy tu przez dwie noce w gości u Ślązaków w Gościńcu „Równica”. Jednak teraz udajemy się do miejsca, w którym kiedyś zatrzymaliśmy się już. Był to wówczas nasz ostatni postój podczas wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, a od tamtego dnia minęło już ponad 7 lat. Koliba pod Czarcim Kopytem nie zmieniła się od tego czasu. Wciąż zionie nietuzinkowym klimatem i niezwykłością oferowanych smaków. To magiczne miejsce, które urzeka odwiedzających. To wspaniałe uczucie powrócić do niego po latach i skosztować diabelskich lodów pieprzowych. Wszystko to w zaadaptowanych pomieszczania bardzo starego, drewnianego budynku, który tu stał zapewne od roku 1793, jak wskazuje data wyryta na belce nad drzwiami.
W Kolibie pod Czarcim Kopytem. |
Widok w stronę doliny Wisły. |
O godzinie 13.45 opuszczamy Kolibę pod Czarcim Kopytem i przechodzimy do Gościńca „Równica”, naszej kwatery podczas tej wyprawy. Przyjemnie jest znów tutaj zasiąć. Nowi gospodarze starają się wykrzesać z tego obiektu cały jego urok, tylko czy im sił na to starczy, bo nie jest łatwo wskrzesić coś i przywrócić dawny blask, gdy na drodze pojawiają się przeciwności ku temu. Gościniec Równica, to niedawne Schronisko PTTK. Zmienił status w 2016 roku. Jego budynek powstał w latach 1926-28, w miejscu niewielkiego drewnianego schroniska powstałego w roku 1921. Niedługo później, w latach 1933-34 doprowadzono do niego serpentynową drogę brukowaną z Ustronia Polany. Dzięki niej prawdopodobnie było to pierwsze w Beskidach schronisko górskie do którego goście mogli dojechać samochodem. Spośród zacnych gości schroniska wymienić można ówczesnego prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego. Po wojnie schronisko reaktywowano, a w kolejnych latach zmodernizowano. Dzisiaj wciąż jest to obiekt ze swoistym klimatem i dużym potencjałem, z którego sami skorzystaliśmy podczas obecnej, ostatniej wyprawy na Główny Szlak Beskidzki.
Gościniec „Równica”. |
O godzinie 14.40 opuszczamy Gościniec i za czerwonymi znakami zaczynamy schodzić z góry. Główny Szlak Beskidzki nie wprowadza na szczyt Równicy, kieruje się od razu w stronę doliny Gościradowca, który jest prawobrzeżnym dopływem Wisły. Schodzimy szerszą drogą do lasu, gdzie co raz większa stromizną obniżamy swoją wysokość. Przez chwilę małe bezleśne odsłonięcie przy drodze ukazuje na Pogórze Cieszyńskie. W tej ostatniej panorami na szlaku widzimy zapewne kolejne przedsięwzięcie, tam gdzie w niknącej dali są Sudety. Jeszcze o tym nie myślimy tak intensywnie, jak o tym co za niedługo nastąpi.
Na zachodnim stoku Równicy. |
Panorama Pogórza Śląskiego. |
Tymczasem zatrzymujemy się na moment przy obiekcie, jednym z wielu istniejących w tym regionie tzw. „leśnych kościołów”. Na otoczonym płotkiem kamiennym ołtarzu można odczytać napis „Miejsce na którym stoisz ziemia święta jest. 2 Mojż. 3,5. Miejsce nabożeństw ewangelickich w latach 1654 – 1709”. Ten napis wyjaśnia pochodzenie tego obiektu. Przy tych dwóch leżących tu głazach, tworzących kamienny ołtarz, zbierali się swego czasu ewangelicy. W ukryciu przez prześladowcami mogli tu spokojnie odprawiać swe nabożeństwa w zaciszu lasu, w niedostępnej górskiej scenerii. Było to w czasach kontrreformacji, kiedy na Śląsku Cieszyńskim cesarz Ferdynand III Habsburg odbiera ewangelikom wszystkie świątynie i zakazuje sprawowania obrządku. Nie jest to jedyny ołtarz leśny, jaki tu wówczas powstał. Podobne zachowały się w Wiśle Bukowej na „Szymkowie”, czy pod Małą Czantorią.
Przy kamiennym ołtarzu ewangelików. |
Odchodząc od kamiennego ołtarza zmagamy jeszcze chwilę ze znaczną stromizną. Później droga układa się wzdłuż jaru Gościradowca. Schodzi jego prawą stroną nieco ponad wyschniętym łożyskiem potoku. Jego wody pojawiają się dalej, gdy zaczynamy już wychodzić z doliny. Słońce chowa się wtedy za horyzontem. Przyspieszamy nieco kroki. Wkrótce opuszczamy las i wchodzimy na uliczki Ustronia, wpierw idziemy Źródlaną, z niej przechodzimy na Leczniczą, a następnie skręcamy w lewo na Uboczną, która doprowadza nas z powrotem nad Gościradowca ze źródłami żelaznymi. Dochodzimy do ulicy Santoryjnej, na której skręcamy w lewo na most nad Gościradowcem, po czym z drugiej strony mostu skręcamy w prawo na uliczkę Gościradowiec. Ta doprowadza nas do ulicy Doktora Michała Grażyńskiego, która w pobliżu ujścia Gościradowca do Wisły przechodzi mostem nad królową polskich rzek.
Stromy fragment zejścia. |
Droga wzdłuż jaru Gościradowca. |
Ulica Źródlana. |
Zostały nam ostatnie metry. Mijamy karczmy „Wrzos” i „Podkowa”, i utworzone przed nimi place parkingowe. Widzimy już budynek stacji „Ustroń-Zdrój”. Przechodzimy przez tory kolejowe i za budyneczkiem stacyjnym skręcamy w lewo. Jest godzina 15.45. Przed sobą mamy czerwoną kropkę końca Głównego Szlaku Beskidzkiego. Czekaliśmy na to 1098 dni, tyle dni temu byliśmy przy kropce znajdującej się na drugim końcu tego szlaku, gdy rozpoczynaliśmy tą niezwykła przygodę.
Przed mostem nad Wisłą. Zostały nam ostatnie metry szlaku. |
Stacja kolejowa „Ustroń-Zdrój”. |
Czerwona kropka - dobiega końca nasza przygoda. |
Została nam na całe życie przygoda,
choć była to droga długa, i niewygoda,
i niekiedy stała przed nami przeszkoda,
a i czasami dopadła nas niepogoda,
w sercu zostawiła ogromny skarb na zawsze
wspaniałe przeżycia pozostaną nasze.
choć była to droga długa, i niewygoda,
i niekiedy stała przed nami przeszkoda,
a i czasami dopadła nas niepogoda,
w sercu zostawiła ogromny skarb na zawsze
wspaniałe przeżycia pozostaną nasze.
Wystrzela korek z butelki szampana. Jest co uczcić. To wielka chwila, choć dopadają nas mieszane uczucia. Radość i smutek kotłują się w nas, satysfakcja i żal, szczęście i jakaś pustka, że to niestety naprawdę koniec. Czerwona kropka. Stop. Dalej nie ma już nic? Czy aby doprawdy nie ma nic? Aż się prosi choćby o jakiś suplement, bo szlak ten jest tego wart, a ludzie są wspaniali. Ci ludzie, którzy po raz pierwszy przeszli ten szlak, nie będą już tymi samymi ludźmi. To zapewne wyczyn, ale raczej żyjemy tym, co wspaniałego przydarzyło się na tym szlaku. Nie liczy się pokonany dystans, ale to co z tego szlaku zostało w nas – krajobrazy, przyroda, zabytki, i ludzie, których spotkaliśmy na tym szlaku, a także Ci z którymi mieliśmy ogromną przyjemność wędrowania, dzielenia z nimi swoich wrażeń i przeżyć. Dziękujemy im serdecznie za wszystko i najlepiej chodźmy od razu do źródeł, tam gdzie zaczynaliśmy... A może ochłońmy najpierw nieco z emocji. Nacieszmy się wpierw bieżącą chwilą, bo powrót do źródła i tak jest nieunikniony.
Szkoda, że nie wiedziałem, że jesteście "u mnie". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo tak długo znamy się wirtualnie poprzez nasze blogi, a nigdy nie spotkaliśmy się w realu. Kawał czasu. Ależ to mogło być spotkanie! Zaczynaliśmy mniej więcej w tym samym czasie blogowo-turystyczną przygodę, blisko 10 lat temu. Wierzymy, że nie była to jedyna okazja na spotkanie. Pozdrowienia dla Ciebie, a właściwie dla Was.
UsuńDziękujemy Agnes, czasami udaje się nam zrobić ładne fotki :) Pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuń