Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.

A czy znasz ty, bracie młody
…i opowiadał, gdzie leżą, i jak wyglądają wszystkie ziemie Rzeczypospolitej

Niegdyś Łopiennik słynął z ładnej panoramy, bo jego zbocza nie były tak silnie zalesione jak obecnie, a nawet stanowiły tereny pasterskie, o czym nie każdy wie. Dla tych widoków był odwiedzany. Pojawili się na nim m.in. Seweryn Goszczyński, Wincenty Pol, czy Aleksander Fredro, który przybył tu po raz pierwszy na początku XIX, wspominając o tym później w swoich pamiętnikach…
W Baligrodzie wypoczęliśmy koniom. Tam granica świata. Za Baligrodem wjeżdża się jak w czarne gardło. Droga i rzeka jest to jedno i toż samo, a od rzeki z jednej i z drugiej strony wznoszą się czarne ściany jodeł i smereków. Cisna leży w obszerniejszej nieco kotlinie. Folwark, cerkiew, karczma, dalej młynek i tartak ożywiają tę górską wioskę więcej niż wiele innych. Przyjazd nasz wszakże nie w dobrą chwilę miał miejsce. Zanosiło się na słotę. Z gór czarnych kurzyło się wkoło — na co tam zwykli mawiać, że niedźwiedzie piwo warzą. Szczyty gór były całkiem zakryte, nie mogliśmy więc podziwiać pierwszą osobliwość — Łupiennik. Ta góra podług miejscowego podania ma mieć dwadzieścia cztery kondygnacje, a z wierzchołka widać Lwów!
Aleksander Fredro trzykrotnie odwiedzał te tereny, jeszcze jako młody człowiek. Mieszkał tu jego ojciec, hrabia Jacek Fredro, który pod koniec XVIII wieku odziedziczył osadę Cisna, a następnie wykorzystując tutejszą rudę żelaza i tanią siłę roboczą założył w 1810 roku, w pobliskim Majdanie, niewielką hutę i hamernię żelaza tzw. fryszerkę, produkującą narzędzia rolnicze, garnki i piece. Było to coś nowego, na tle typowej dla bieszczadzkich wsi galicyjskich gospodarki rolniczej i hodowlanej. Przez wieś przechodził ponadto szlak kupiecki na Węgry. Stały w niej kościół, folwark, młyn, karczma i domy kmieci.

Udajemy się dzisiaj po raz kolejny w naszym życiu na Łopiennik i do głowy znów przychodzą myśli o Cisnej i Fredrach. To pierwsze co nam się nasuwa, gdy pomyślimy o tej górze i tablicy z wyrytym urywkiem dzienników wspomnień…

TRASA:
Habkowice, parking (591 m n.p.m.) Daniowa (873 m n.p.m.) Łopiennik (1069 m n.p.m.) Jabłonki (542 m n.p.m.)

Odkryliśmy nowy szlak, jaki niedawno tu powstał, a jego początek znajduje się bardzo blisko Cisnej, w Habkowicach lokowanych jeszcze w czasach Balów z Hoczewa tj. w latach 1551–1600. Pusto tu jednak i z naszego miejsca nie widać żadnego domu. Habkowice nigdy nie były duże. W 1921 roku Habkowce liczyły tylko 26 domów oraz 142 mieszkańców, ale po II wojnie światowej wieś została doszczętnie zniszczona i wysiedlona. Ludzie dopiero w 60-latach XX wieku wybudowali w górnej części doliny kilka domów i zamieszkali w nich. Znajdują się one dalej, za zakrętem szosy, jeden dom za pierwszym, kolejne za następnym zakrętem. Nasz szlak rozpoczyna się przy placu wyciętym z lasu pod parking. Przed zakrętem szosy odchodzi leśna drogą, na którą wprowadzają nas drogowskazy szlaku. Łagodnie ruszamy w górę szeroką utwardzoną drogą leśną.

Habkowice - początek ścieżki przyrodniczej Stary Majdan.

Niezły zabytek.

U stóp Łopiennika rozwijała się huta Fredrów. Możemy sobie wyobrazić, jak mogła wyglądać w czasach Fredry. Zapewne stały przy niej mielerze, w których wytwarzano węgiel drzewny dla działających hut. W tamtych czasach nie znano jeszcze efektywniejszych retortów, choć sama technologia produkcji węgla drzewnego polegała na tym samym - spalaniu drewna z niewielkim, kontrolowanym dostępem powietrza. Proces ten powinniśmy dzisiaj nazywać procesem suchej destylacji. Obsługą mielerzy zajmowali się osmoleni węglarze, zwani także węgielnikami. Tworzyli oni tu w Bieszczadach swoistą grupę zawodową wraz ze smolnikami i dziegciarzami.

Nieopodal musiały rosnąć drzewa, gęsty las zupełnie taki jak dzisiaj przy naszej drodze. Jako surowiec wykorzystywano głównie buki. Czasami używano również drewna dębowego, grabowego i jesionowego, zaś dla uzyskania miększego węgla mielerze wypełniano drewnem brzozy, olszy, osiki i niekiedy pochodzącym z drzew iglastych. Węgiel drzewny miał też zastosowanie w wyrobie prochu strzelniczego (węgiel z drewna lipowego), a zwłaszcza powszechny by w chemii spożywczej. Według pewnej starej receptury „wodę cuchnącą i zgniłą przy pomocy węgla czyniono zdatną do picia, tym samym sposobem można było cuchnącemu mięsu odebrać woń paskudną lub uwolnić zboże stęchłe od nieprzyjemnego fetoru. Węgiel drzewny lipowy doskonale nadawał się do usuwania z wódki niedobrego zapachu, który pozostawała po procesie fermentacji, a w szczególności w silnych samogonach i spirytusach surowych.

Leśna droga.

Droga wyściełana jesienymi liśćmi.

Dróżka spokojnie wprowadza nas na wyższe wysokości stoku. Dawniej góra ta wyglądała inaczej. Tu, gdzie teraz jesteśmy można było ujrzeć pastwiska i spotkać pasterzy. Spotkał ich przebywający tu w swej młodości Aleksander Fredro, który wtedy odwiedził również Łopiennik. Był pod wrażeniem tego, co zobaczył na bieszczadzkich pastwiskach. Był to świat, jakiego dotąd nie widział…
Pobyt nasz w Cisnej był pełen uciech. Wszystko dla nas było nowym, nowym dla słuchu i wzroku. Trąby z kory juhasów odzywały się czasami po górach tu i ówdzie. Ton ich melodyjny, trochę jednostajnie przeciągły, powtarzany, a raczej rozciągany echem po skałach i lasach, ma w sobie coś tak swobodnego, a tak tęsknego razem, tak stosownego do tej poważnie milczącej natury gór, że wrażenie, które od pierwszego razu na mnie uczynił, najmniej się nie starło. Odgłos tej trąby jest zawsze dla mnie prawdziwą rozkoszą, a teraz może większą niż wówczas, bo za każdym tonem leci krocie wspomnień. Łapaliśmy pstrągi i kiełbiki, przechodziliśmy rzeczki skacząc z kamienia na kamień, a jeżeli się czasem noga ześliznęła, było to powodem do śmiechu bez końca. Zwiedzaliśmy szałasy po odległych górach, gdzie nas częstowano bundzem i bryndzą.
Wspaniałe buki.

Przerzedzony las.

Dzisiaj po dawnym pasterstwie na Łopienniku nie pozostało raczej już nic. Może tylko ta piękna polana okalająca szczyt góry od południowego zachodu, może tylko ten rzadszy las za szczytem Petrowe, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę, bo pojawiły się tu ograniczone widoki w stronę Falowej i Czereniny, chyba jedne z ostatnich miejsc w Bieszczadach, na których jeszcze nie stanęliśmy, mimo istniejących tam szlaków. Ten masyw w czasach Fredrów musiał również być pokryty łąkami pasterskimi. Jednak Fredrowie nie gościli tu zbyt często, co może wydawać się dziwne, jeśli znajdowała się tu ich posiadłość i huta. Aleksander Fredro nigdy nie zagościł na stałe w Bieszczadach i jego ojciec, Jacek Fredro również nie przebywał tu cały czas. Aleksander Fredro wyjaśnia to w swoich pamiętnikach:
…raz mi ojciec powiedział: „Prawdziwym jest nieszczęściem w górach to oddalenie od wszelkiego światłego towarzystwa. Poznałem to w najwcześniejszej mojej młodości, dlatego wszelkich sił dołożyłem, aby się z gór wydobyć. Ożeniłem się z waszą matką nie zważając, że mogłem większy znaleźć posag. Puściłem Cisnę w dzierżawę, Hoczew przedałem, powiększyłem majątek biorąc znaczne dzierżawy, jako u hrabstwa jarosławskiego, starostwa przemyskiego itp.”
Po śmierci Jacka Fredry w 1828 roku właścicielem na Cisnej został jego syn Julian Fredro, ale na krótko, gdyż zmarł rok później. Majątek przeszedł na jego młodszego brata Henryka Fredrę. W czasie zaborów posiadłość Fredrów w Cisnej, wsi skrytej w niedostępnych Bieszczadach, była dogodnym miejscem spotkań polskich patriotów.

W 1833 roku w Cisnej pojawili się Wincenty Pol i Seweryn Goszczyński. Wybrali się na wycieczkę na pobliski Łopiennik. Udział w niej wziął młody wówczas Zygmunt Kaczkowski, syn Ignacego, który zarządzał majątkiem Fredrów w Cisnej. Z czasem Zygmunt Kaczkowski urósł poprzez swoją twórczość na barda szlachty sanockiej. Zawdzięczamy mu możliwość poznania tamtej historii, bo opisał ją później.

Przed nami Daniowa (873 m n.p.m.).

Widok na Smerek.

Pod Daniową.

Przed nami wznosi się Daniowa (873 m n.p.m.). Podejście na pewnym odcinku jest strome. Za Daniową znów zmagamy się z stromizną, ale są niczym wobec tej ostatniej.  Tablica oparta o drzewo ostrzega: „Uwaga! Zachowaj bezpieczeństwo! Strome podejście! Idziesz na własną odpowiedzialność!” Wszędzie wykrzykniki. Dziwne się czujemy, ale faktycznie jest bardzo stromo. Na nasze szczęście nie będziemy wracać tędy. Gdyby było mokro i ślisko, byłoby to zejście dość trudne, żeby nie powiedzieć dramatyczne.

Ostrzeżenie.

Najbardziej ostra część podejścia.

Węzeł na grzbiecie masywu.

O godzinie 14.10 osiągamy główny grzbiet Łopiennika, wynoszący się znad Dołżycy wpierw ku szczytowi Horodka, a potem wynoszący się jeszcze wyżej ku Łopiennikowi. Pierwotnie mieliśmy właśnie tamtędy iść. Lubimy tamtą drogę i lubimy odwiedzać znajdujący się poza turystycznym szlakiem szczyt Horodka, który przyciąga pozostałościami po dawnej strażnicy i późniejszego schroniska Almaturu. Pod tym względem Horodek wydaje się być tajemniczy, a nawet w naszym odczuciu magiczny. Wszystko obecnie zarosło lasem i trudno sobie wyobrazić te obiekty.

Od węzła ścieżek turystycznych do szczytu Łopiennika mamy już niedaleko. Podążamy znanym nam grzbietem podziwiając małe buki narażone na surowe warunki pogodowe jakie tutaj panują z powykręcanymi przez wiatr gałązkami. Grzbiet usłany jest również ciągiem skałek wystających ponad leśne runo niczym ostrze. Teren wyraźnie się już wypłaszcza. O godzinie 14.15 wychodzimy na polanę rozgrzaną słońcem, a minutę później jesteśmy na szczycie Łopiennika (1069 m n.p.m.). 

Skałki.

Doliny zaścielają mgły.

Poskręcane buki.

Polana pod szczytem Łopiennika.

Sielanka na szczycie.

Łopiennik (1069 m n.p.m.).


…Pol zabrał głos i wskazywał nam, i opowiadał, gdzie leżą, i jak wyglądają wszystkie ziemie Rzeczypospolitej. Jak mi później opowiadał mój ojciec, Pol nigdy nie mówił tak pięknie i tak porywająco jak wtedy. Widać było po nim, że zna tę starą Polskę i czuje ją w sobie, i cały nią żyje.
To tekst z płyty pamiątkowej umieszczonej na szczycie Łopiennika, zaczerpnięty z pamiętnika Zygmunta Kaczkowskiego. Tamtego dnia, podczas podziwiania rozległych widoków ze szczytu zrodził się u Pola pomysł napisania „Pieśni o ziemi naszej”. Dzień ten wywarł niezatarte wrażenie na młodym Kaczkowskim, ale przede wszystkim nader silnie wpłynął na Wincentego Pola. Wejście na bieszczadzki Łopiennik było pierwszym górskim osiągnięciem Wincentego Pola, to raz, ale w jego późniejszym życiu ważniejsze było to drugie, co obudziło u niego zainteresowanie górami. Kolejne lata życia poświęcił na badania w Tatrach, Beskidach i Pieninach. Jego dzieła: „Rzut oka na północne stoki Karpat” i „Północny wschód Europy pod względem natury” dały mu sławę znawcy ziem polskich. W latach 1849-1853 był profesorem geografii na Uniwersytecie Jagiellońskim. I pomimo obcych korzeni (ojciec z pochodzenia Niemiec, matka - Francuzka) Wincenty Pol był cały czas gorącym patriotą, nie tylko na płaszczyźnie swojej twórczości, ale również poprzez rzeczywisty udział w różnych wydarzeniach, w powstaniu listopadowym, czy różnych manifestacjach patriotycznych. Do jednej z takich manifestacji zawsze wracamy myślami, gdy podążamy Doliną Kościeliską w Tatrach, a zwłaszcza, gdy zbliżamy się do Hali Ornak. Otóż w 1852 roku Wincenty Pol również przemierzał Dolinę Kościeliską. Zorganizował i poprowadził w niej wycieczkę naukową, ale była to rozśpiewana grupa naukowa, która podczas drogi śpiewała polskie pieśni patriotyczne. Nie wszystkim to się podobało i w grupie znalazł się donosiciel, który o wszystkim opowiedział władzom zaborcy. W efekcie Wincenty Pol stracił posadę na Uniwersytecie Jagiellońskim wraz z trzema innymi profesorami.

Łopiennik to właśnie góra, która wiąże różne wydarzenia, różne postacie, z czasów polskiego romantyzmu nacechowanego szczególnym patriotyzmem narodowym, który nie miał łatwej ścieżki podczas zaborów. Może niekiedy różniły się one, ale każda z nich miała ten sam cel odzyskania niepodległości.

Na południe ze szczytu.

Na północ ze szczytu.

Miło znów tu stanąć.

Polana z widokami na Rawki.

Pogoda zaskakuje nas dzisiaj wyjątkowo. Jak na listopad jest bardzo ciepło. Nie spodziewaliśmy się tu takiej pogody właśnie teraz. Jest tu jeszcze inna grupa. Ona też jest pewnym zaskoczeniem, bo kiedyś ktoś nas uświadamiał, że w listopadzie w Bieszczadach nie ma nikogo, bo nikt tu nie przyjeżdża, gdy panuje tu wówczas deszcz, wiatr, chmury i pojawiają się pierwsze chłody. Życie w Bieszczadach zamiera, nawet w gwarnych wcześniej Wetlinie i Cisnej, czego doświadczyliśmy, będąc już w listopadowych Bieszczadach. W tym roku jest chyba inaczej. Zobaczymy w kolejne dni naszej wyprawy jak faktycznie jest tu z turystyką w listopadzie.

Słoneczna sielanka, można by rzec utula nas błogo ciepłem. Przyjemnie spędzić czas w trawach polany na Łopienniku, pewnie ostatniej tak dużej. Wykorzystujemy maksymalnie piękny dzień, choć nie jest już długi. Słońce jest już w fazie zachodu. Dotyka szczytów drzew lasu. To już 15.15 i niedługo słońce zajdzie zupełnie. Ruszamy zatem w dół.

Zostawiamy szczyt Łopiennika. Widok od strony Boroło.

Zbocze Boroło.

Zejście z Łopiennika podejmujemy czarnym szlakiem do Jabłonek, bo dawno nim nie szliśmy. Nie jest to krótki szlak, ale poradzimy sobie nawet po zmierzchu. Wpierw przechodzimy na drugą stronę polany, gdzie wypiętrza się Boroło. Wnet obchodzimy jego wierzchołek od południa i ostrym lesistym zboczem schodzimy na przełęcz pomiędzy nim a Łopieninką (953 m n.p.m.). Nie jest łatwo, bo wszelkie nierówności, kamienie, ukryte są pod warstwą szeleszczących liści. Trzeba iść ostrożności, aby przypadkiem nie skręcić nogi. Nie trzeba nam kontuzji, bo to dopiero początek naszej wyprawy. Początek mamy zachwycający.

Las mieni się jeszcze pięknymi odcieniami brązów, czerwieni i żółci, jakby jeszcze złoty czas października był. Jest przepięknie, wręcz cudnie. Jednak chłód przychodzi szybko, gdy słońce chowa się w konarach drzew, ledwie prześwitując przez nie, a gdy znika już zupełnie warto ubrać rękawiczki, bo palce przeszywa zimno.

Wypłaszczenie na stoku.

Przed nami przełęcz między Boroło i Łopieninką.

Pod starym świerkiem.

Ostatnie promienie słońca krzesają barwy jesieni.

Od przełęczy między Boroło i Łopieninką zmierzamy już spokojnie, bez większych stromizn. Nasz kierunek: północny zachód do doliny potoku Żurka. O godzinie 16.35 przecinamy bród potoku i wychodzimy na plac majdanu ze składowanym drewnem. Stąd odchodzi szutrowa droga, która doprowadza nas do szosy, a ta do Jabłonek, na parking, przy którym niegdyś stał słynny Pomnik Świerczewskiego. Kto ciekaw, jak wyglądał, odsyłamy do naszych starszych relacji z wycieczek po Bieszczadach.

Tutaj kończy się nasza pierwsza wycieczka, pierwsza z listopadowej czterodniówki, nawiązującej do trudniejszych czasów, kiedy Polacy musieli naprawdę walczyć o utrzymanie polskości i historii naszego kraju. Teraz jedziemy do Nasicznego, gdzie w „Ślicznym Nasicznem” mamy zarezerwowane kwatery oraz czeka nas smakowity obiad, a potem odpoczynek. Śliczne Nasiczne to jedno z tych miejsc, gdzie można doznać klimatu dawnych Bieszczadów, cichych, odciętych zupełnie od jakiegoś gwaru. Tutaj naprawdę można wsłuchać się w głosy przyrody, choć o tej porze roku z pewnością są już najmniej liczne.



Linki do innych opisów:

Zbliża się zima w Bieszczadach (1) - schyłek złotej jesieni możesz zobaczyć tam,
to co znajduje się na szczycie Horodka i całą trasę, którą pierwotnie mieliśmy przemierzać.

Łopiennik i pierwsze nuty do „Pieśni o Ziemi naszej" - znajdziesz tam
pełniejszy fragment tekstu Zygmunta Kaczkowskiego opisującego wycieczkę na Łopiennik z udziałem Wincentego Pola i Seweryna Goszczyńskiego.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas