Dzisiejszego dnia przybyliśmy w Beskid Wyspowy z zamiarem zdobycia drugiego co do wysokości szczytu w Beskidzie Wyspowym, zwanego Ćwilinem. Chyba jeszcze nigdy tak późno nie zaczynaliśmy wędrówki, bo minęła już jedenasta, kiedy przechodzimy mostem nad rzeką Mszanka w Mszanie Dolnej. Za mostem jest żółty szlak, który ma nas poprowadzić na Ćwilin. Ćwilin jest wyjątkową „wyspą”. Poza grzbietem Czarnego Działu nie ma bocznych odnóg, a regularny kształt jego wierzchołka klasyfikuje go do grona typowych beskidzkich wysp. Jego stoki porasta las, w którym żyje wiele dzikich ssaków, takich jak dziki, jelenie, sarny i borsuki, a potwierdzono tutaj też występowanie rzadkiego w Polsce rysia. Okresowo zaglądają tu wilki.
 |
Rzeka Mszanka, z lewej wzgórze Grunwald. |
Chwilkę idziemy wzdłuż Mszanki uliczką o nazwie Zielona. Po jakiś 600 metrach przed ujściem potoku Ściborów odchodzimy w boczną drogę pnącą się stokiem Grunwaldu. Droga prowadzi chwilkę ponad płytkim jarem potoku, potem mija kilka domostw osiedla Ciernie. Za nimi wchodzimy na podmokłą trawiastą drogę idącą równolegle z korytem potoku Ściborów, aż do jego źródliska. Wokół otaczają nas łąki, przy których ciągną się szeregi młodników. Okolica widoczna z otwartego grzbietu zachwyca co raz bardziej. Tłem dla krajobrazu jest nieskazitelny, niebiański błękit. Z lewej po za doliną Słomki wznosi się trzywierzchołkowy grzbiet Lubogoszcza. Za nami znakomita panorama Mszany Dolnej, za która wznosi się Szczebel, a dalej na przedłużeniu grzbietu widoczny jest rozłożysty Luboń Wielki. Bardziej na południe pojawia się znacznie niższa Adamczykowa i Potaczkowa. To co widzimy jest jak retrospekcja poprzednich etapów naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidu Wyspowego, do której nader miło wracamy wspomnieniami, choć nie zawsze była łatwo pokonać te wzniesienia. Nawet tą niepozorną Potaczkową, kiedy śnieg trzeszczał dwudziesto paro stopniowym mrozem, a niebo było wówczas tak samo niebieściutkie jak dzisiaj.
Jar potoku Ściborów wykrawa z grzbietu odrębne wzgórze, wznoszące się bezpośrednio ponad centrum miasta. Mamy go po lewej. Stoi na nim krzyż, zwany „Białym pomnikiem Grunwaldu”. Pierwszy krzyż stanął na tym wzgórzu dnia 15 lipca 1910 roku, kiedy mieszkańcy Mszany Dolnej i okolicznych wiosek postanowili z wielką pompą uczcić rocznicę jednej z największych bitew w historii średniowiecznej Europy (pod względem liczby uczestników), jak i wielkiego zwycięstwa sprzymierzonych wojsk Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego nad siłami zakonu krzyżackiego, jakie miało miejsce 500 lat wcześniej, 15 lipca 1410 roku. W rocznicę tego wydarzenia z Mszany Dolnej wyruszył pochód z konnymi banderiami i mieszkańcami regionu ubranymi w tradycyjne stroje ludowe. Śpiewano pieśni patriotyczne, zaś na wzgórzu odprawiona została uroczysta msza święta. Wtedy ustawiono na nim dębowy krzyż, który przetrwał do lat 80-tych XX wieku. Zbutwiał ze starości i przewrócił się. W jego miejsce postawiono nowy metalowy krzyż z inicjatywy właścicieli pól znajdujących się na stokach wzgórza, który stoi na nim obecnie. Wzgórze to otrzymało wówczas nazwę Grunwald (poprzednio nosiło ono nazwę Kobyla Głowa, a jeszcze wcześniej zwane było Burdelem). Z czasem nazwa Grunwald przylgnęła, czy raczej została rozszerzona również do drugiej kulminacji wznoszącej się po drugiej stronie potoku Ściborów. Literatura krajoznawcza często jednak wskazuje, że przenoszenie nazwy na sąsiednie wyższe wzniesienie grzbietowe sięgające 624 m n.p.m. jest błędne, gdyż tamto zawsze nosiło nazwę Wsołowa od znajdującego się u jego stóp osiedla Wsoły.
 |
Grzbiet Grunwaldu. |
 |
Widok na Mszanę Dolną.
Z lewej wznosi się Szczebel, z prawej Lubogoszcz. |
 |
Kościół św. Michała Archanioła. |
 |
Widok na masyw Lubogoszcza. |
O godzinie 12.00 wchodzimy na wierzchołek Wsołowej. Nie leży ona bezpośrednio na wyznakowanym Głównym Szlaku Beskidu Wyspowego, ale tabliczka szczytowa włącza go w jego przebieg. Z odsłoniętej kopuły Wsołowej mamy szeroką panoramę, właściwie z każdej strony. Rosną na nim niewielkie grupki młodnika, które można obejść jeśli zasłaniają nam widoki, które chcielibyśmy zobaczyć.
Żółty szlak prowadzi dalej w górę grzbietu, na którym widoczna jest kolejna nieznacznie wybijająca się kulminacja, nie posiadająca nazwy. Pokryta jest częściowo lasem. Dalej zaś wyraźnie wypiętrza się już szczyt Czarnego Działu (673 m n.p.m.). Z kolei za nim wznosi się już potężny masyw Ćwilina (1072 m n.p.m.), którego nazwa pochodzi od niemieckiego słowa „zwilling” oznaczającego bliźniaka, w odniesieniu do sąsiedniej Śnieżnicy (1006 m n.p.m.). Idziemy w kierunku Ćwilina. Z prawej strony grzbiet opada w dolinę Łostówki, za którą wznosi się masyw Ostrej i Ogorzałej. Za tym masywem odsłania się nam powolutku Jasień, masyw odchodzący od potężnej Mogielicy, a oddzielony od niej szeroką Przełęczą pod Małym Krzystonowem. Przez masyw Jasienia przebiegała nasza pierwsza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidu Wyspowego, a było to również w listopadzie, blisko rok temu. Jakże ten czas szybko leci. Wówczas to podjęliśmy to wyzwanie - ponad 250 kilometrów trasy i ponad 12 tysięcy przewyższeń, jakie stawia przed nami Beskid Wyspowy. Ruszyliśmy bo góry to wolność i przygoda, a Beskid Wyspowy ma w sobie coś wyjątkowego i jest dostępny oraz wdzięczny do wędrówek o każdej porze roku. Zapewne nie jeden raz wrócimy na każde jego wzniesieniu i wtóry raz z przyjemnością.
 |
Droga na Wsołową. |
 |
Wsołowa (624 m n.p.m.). |
 |
Widok z grzbietu Wsolowej na Luboń Wielki i Szczebel. |
 |
Widok na masyw Ostrej i Ogorzałej. |
 |
Przed nami Czarny Dział, za nim Śnieżnica, a z prawej Ćwilin. |
 |
Złożone ostrewki na łące. |
 |
Brzozowy gaj. |
Piękne krajobrazy, ale i malowniczość najbliższego otoczenia urzeka nas dzisiaj. Pożółkłe murawy gotowe są do przykrycia śnieżną kołdrą. Jeszcze pasą się na nich krowy, niektóre z nich spoczywają leniwie wygrzewając się w jesiennym słońcu. Taka pogoda, że sami przysiadamy na dłuższą chwilę na leżącym przy dróżce konarze, zaraz za sosnowym laskiem. Łapiemy słoneczne promyki. Spoglądamy na ciągnące się po zboczach pola i łąki, na których spoczywają ostrewki wsparte o siebie. Zawsze były i są nadal charakterystycznym elementem pejzażu górskich i podgórskich polan. Potem dalej wspinamy się na Czarny Dział.
 |
Łąki. W tle Gorce. |
 |
Pojawia się Mogielica (widoczna w głębi). |
 |
Wypoczywająca krowa. |
 |
Ostra i Ogorzała. Po lewej w głębi widoczna Mogielica. |
Jesteśmy już na łagodnym podejściu Czarnego Działu, wyraźnej kulminacji w długim grzbiecie między Ćwilinem a Mszaną Dolną. Okolice jego wierzchołka są silniej zalesione. To las mieszany, choć wyczuwa się dominację świerków. Koło tabliczki szczytowej Czarnego Działu (673 m n.p.m.) przechodzimy o godzinie 13.05. Na zejściu zaraz za tabliczką mamy wspaniały widok na dolinę Łostówki wyginająca się na południowy wschód ku Jasieniowi. Na lewo od Jasienia Mogielica chowa się za Ćwilina, którego stoki są coraz bliżej nas. Piętrzą się porośnięte zwartym lasem. Jeszcze około 20-30 minut lekkiej wędrówki i rozpoczynamy ostrzejsze podejście Ćwilina.
 |
Podejście na Czarny Dział. |
 |
Przerwa na stoku Czarnego Działu. |
 |
Czarny Dział (673 m n.p.m.). |
 |
Zejście z Czarnego Działu. Przed nami wznosi się Ćwilin. |
 |
Las. |
 |
Widok na północny zachód.
Z lewej grzbiet Lubogoszczy. W głębi widoczny Lubomir i Kamiennik. Z prawej Wierzbanowska Góra. |
Droga leśna jest pokryta kamieniami wyrwanymi z gruntu przez deszczową wodę. Jest mokra, las otula delikatnie chłodem, zdaje się przydatnym na stromym podejściu. Ćwilin jest niemal typową Beskidzką Wyspą. Poza odnogą grzbietu Czarnego Działu jest wysoką górą o stokach stromo opadających do otaczających ją dolin. Stromość stoków i wewnętrzna budowa geologiczna góry przyczyniła się do serii potężnych ruchów osuwiskowych w latach 20-tych XX wieku. Jedno z największych osuwisk powstało 15.08.1927 po długotrwałych ulewnych deszczach. W jego wyniku oderwała się część północno-wschodniego stoku odsłaniając przepaścistą ścianę skalną o wysokości prawie 20 m. Ślady tamtego wydarzenia ukrywa obecnie las.
Z przepaściami na Ćwilinie wiąże się legenda o młodym chłopaku, który rzucił się w jedną nich z rozpaczy po porzuceniu go przez ukochaną. Odtąd z potoku płynącego u podnóża przepaści można było usłyszeć jęki i zgrzytanie zębami. Jakiś czas później do ćwilińskich lasów wybrała się dziewczyna, by zbierać grzyby i jagody. Była to ta sama dziewczyna, która chłopca rzuciła. Podeszła nad potok i zobaczyła w nim odbicie postaci swego dawnego ukochanego. Odziany był w białą, długą szatę, zaś włosy miał zjeżone, a z ust buchał mu ogień. Przeraziła się i odwróciła chcąc uciekać, ale postać chłopca, która okazała się być upiorem, złapał ją i wciągnął w toń potoku. Od tego dnia nikt już nie usłyszał w tym miejscu żadnych głosów.
 |
Podejście na Ćwilin. |
 |
Mozolne podejście. |
 |
Las Ćwilina. |
Po niecałej godzinie podchodzenia stoku Ćwilina las zmienia się. Wchodzimy w obszar niedużych, młodych świerków. Przecinamy drogę stokową, przy której stoi ambona. Po przeciwnej południowej stronie widoczny jest ośnieżony grzebień Tatr. Na wprost mamy Rysy i Wysoką. Droga wyraźnie wchodzi na rozległą kopułę szczytową góry. Nachylenie stoku jest już niewielkie. Z tyły widać słońce, które jest już dość blisko zachodniego horyzontu. W którym miejscu zajdzie? Czy za Babią Górą się schowa, czy za słowackimi Górami Choczańskimi, czy może w zupełnie innym miejscu? Wchodzimy na cudowne otwarte przestrzenie Ćwilina. Przed nami jest tylko wąski przetrzebiony las dorosłych drzew, a za nim rozległa połać murawy wielkiej polany szczytowej.
 |
Młode świerki rosnące w górnych partiach Ćwilina. |
 |
Słońce nisko nad horyzontem. |
 |
Widoki na zachodnią stronę. |
 |
Tatry. |
 |
Gruszowskie Polany. |
Szczyt Ćwilina przykrywa duża Michurowa Polana. Na jej dolnych części wydzielona jest Polana Mysoglądów i Polana Kuczai, na zachodnich krańcach zaś Gruszowskie Polany. Polana Michurowa pamięta czasy intensywnego pasterstwa na górze. Kiedyś stały na niej trzy szałasy pasterskie. Gospodarzyli na Ćwilinie gospodarze z Wilczyc, Łostówki i Jurkowa. Ostatni z szałasów stał tu jeszcze w latach 80-tych XX wieku. Spalił się na początku lat 90-tych XX wieku. Były już niepotrzebne bo gospodarka pasterska przestała być opłacalna. Szałasy pasterskie służyły również turystom, którzy w razie potrzeby mogli zatrzymać się w nich i przenocować. Na południowo-wschodnim skraju polany znajduje się źródło wody, przy którym biwakują współcześni turyści pod namiotami.
Dzisiejszego dnia na Polanie Michurowej sami zabiwakowaliśmy korzystając ze stojących na polanie ławo stołów. Słońce schodzi ku zachodowi. Rozkładamy się wokół rozpalonego ognia nad którym piecze się przekąska. Rysiek z Łukaszem byli tutaj co najmniej godzinę wcześniej i cały czas pilnują, aby nic się nie przypaliło.
 |
Michurowa Polana. |
 |
Michurowa Polana. |
 |
15:33 |
Nieco poniżej wierzchołka Ćwilina pod drzewkami stoi pomnik wystawiony ku czci papieża Polaka, a obok niego polowy ołtarz ustawiono w 2000 roku z okazji obchodów Roku Milenijnego. Przy samym drzewie umieszczono niewielka drewnianą figurkę Chrystusa Frasobliwego. Słońce jest już nisko zawieszone nad horyzontem jego rozczerwieniona tarcza przenika przez koronę drzewa, promienie rozszczepiają się na gałązkach.
Złota godzina wyzwala podniecenie i szczyptę emocjonalnego napięcia. Góry, postacie na wierzchołku góry zaczynają mienić się zupełnie inną barwnością niż jeszcze kilka, kilkadziesiąt minut temu. Zachowanie fotografików wydaje się być bardziej nerwowe, przemieszczają się z miejsca na miejsca poszukując kadrów, obracają w każda stronę świata, bo Polana Michurowa jest w tym momencie wyjątkową. Wszyscy wiedzą, że jest wspaniałym punktem widokowym, ale teraz kiedy trwa „złota godzina” panorama zabarwia się bursztynem. W panoramie tej widać Tatry, pasma górskie Słowacji i pobliskie Beskidy z Babią Górą na czele. Na wschodzie widać Mogielicę z charakterystyczną kopułą szczytową, ciągnącą się na południowy zachód Polanę Stumorgową i szczyty: Krzystonów, Kutrzycę i Jasień. Za nimi zaś widoczny jest Beskid Sądecki. Spoglądamy na południe, gdzie rozciąga się grzbiet Gorców: od Gorca przez Kudłoń, Turbacz, aż po Maciejową i Rabkę. Nad nimi sterczy położony dalej grzebień Tatr.

 |
Pomnik ku czci papieża Polaka. |
 |
Mogielica z Polany Michurowej. |
 |
Przy ognisku. |
 |
15:46 |
 |
Grupa w blasku zachodzącego słońca. |
Kierujemy po raz wtóry wzrok na zachód, a tam wznoszą się Luboń Wielki, Szczebel oraz Lubogoszcz, zaś za Luboniem Wielkim widać sylwetkę wyniosłej Babiej Góry. Góry goreją czerwonością blasku zachodzącego słońca. Za kilkadziesiąt lat widoki takie jak dziś mogą być rzadkością. Jakże ślicznie prezentuje się krajobraz w klarownym powietrzu, które chyba ktoś nagle przefiltrował z wszelakich zanieczyszczeń.
Na zachodniej nieba stronie.
Błyszczy łuna gorejąca:
W pożegnalnej swej koronie
Lśni miedziany zachód słońca.
Chmury w nowych płyną szatach
Gwiaździe gwiazd na pożegnanie;
Form tysiącem lśnią w szkarłatach,
Przez niebieskie mknąc otchłanie.
Od promiennej miedzi słońca
Wszystkie barwy się promienią:
Seledynów smuga drżąca —
Z szafirami — i z czerwienią
I z fioletem się zaplata —
I w srebrzyste mgły się wtula:
Schodzi — schodzi już ze świata
Rubinowa słońca kula.
(Antoni Lange - „Zachód słońca”, I)
 |
15:50 |
 |
Dopamine przy pracy. |
 |
15:57 |
 |
Tatry Bielskie i Tatry Wysokie. |
 |
15:59 |
 |
Rozciągłość Tatr widziana z Ćwilina. |
Dzisiejszego spektaklu nie psują nawet chmury, które pojawiły się na zachodzie - zapewne wyszły by utulić słońce do snu. I nam taka kołderka by się tutaj teraz przydała, bo zrobiło się z minuty na minutę bardzo zimno, lecz nikt o tym nie myśli teraz. Pojawiają się rękawiczki na dłoniach i czapki na głowach. Płonie jeszcze ognisko, przy którym zagrzewa się kilka osób, lecz większość osób pochłonięta jest pięknem jakie zgotowała nam Matka Natura. Słońce dotyka już chmur, przenikliwie bada je promykami i powoli rozmywa się za nimi obraz jego rozżarzonej tarczy.
Słońce już naprawdę ścieli się do snu, skrywa się zupełnie za beskidzkie wzniesienia. Wciąż jednak nikt nie chce żegnać tego dnia. Zapada szarówka, a my jeszcze spoglądamy w osłupieniu na blask niknącej łuny słonecznej. Ćwilin to wyjątkowa góra. Ponoć to właśnie na Ćwilinie, podczas wycieczki z grupą młodzieży, prof. Kazimierz Sosnowski ujrzał tzw. „morze mgieł” i wymyślił nazwę „Beskid Wyspowy”. Jutrzejszego dnia o poranku być może będzie takie morze mgieł zaleje doliny. Szkoda, że nas tu wtedy nie będzie.
 |
Luboń Wielki, a za nim Babia Góra. |
 |
16:04 |
 |
16:05 |
 |
16:07 |
 |
Luboń Wielki i Ćwilin. |
 |
Wielki Chocz z Ćwilina. |
 |
16:09 |
 |
Tatry Bielskie i Tatry Wysokie. |
 |
16:11 |
 |
16:13 |
 |
16:13 |
 |
16:14 - czas zachodu słońca. |
Minęła już szesnasta trzydzieści. Ktoś jeszcze pyta głośno, czy będziemy tutaj na szczycie czekać na wschód księżyca. Nie chce się schodzić z góry, choć zrobiło się baaaardzo zimno. Mrok bardzo szybko zapada. Schodzimy stokiem wschodnim zostawiając za sobą niknącą łunę nad horyzontem. Wchłania nas ciemny las. Włączamy sztuczne oświetlenie. Opuszczamy wierzchołek góry. Schodzimy niewiele niżej, a już jest cieplej. Czy na wierzchołku góry został chłód nocy, a może i tam zrobiło się cieplej. Teraz to już za nami. Uważnie wpatrujemy się na pnie drzew w poszukiwaniu niebieskich znaków szlaku zejściowego. Droga jednak jest wyrazista, prosta i szeroka. Idąc na azymut z pewnością byśmy doszli tam gdzie chcemy. Wciąż myślimy o tym co nas spotkało dzisiaj, lecz wiemy, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze dzisiaj pojawi się nasza srebrzysta tarcza. Wzejdzie niebawem naprzeciw.
Zachód słońca... Szafirowa
Druga niebios połowica
Lśni przeczysta. Gwiazda nowa
Błyska na niej... Wschód księżyca.
Błysła na niej twarz mięsiąca
W złotej pełni swej rumieńcach
I witała kulę słońca,
Które szło w ognistych wieńcach.
I błyszczały przeciw sobie
Dwie olbrzymie gwiazdy ziemi:
Słońce w pożegnalnej dobie,
Miesiąc blaski lśniąc nowemi.
I błyszczały na błękitach
Promieniste dwie purpury:
Miesiąc — w pełni nowej świtach,
Słońce — płynąc już za góry.
(Antoni Lange - „Zachód słońca”, II)
 |
16:20 |
 |
Ćwilin (1072 m n.p.m.). |
 |
Ćwilin (1072 m n.p.m.). |
 |
Godzina 16:25. |
 |
Tatry po zachodzie słońca. |
 |
16:27 |
 |
16:32 |
Z mroku nocy wyłaniają się rysy Mogielicy. O godzinie 16.45 wychodzi zza niej czerwieniejący księżyc. Rozpoczyna się druga część spektaklu. Piękna gwieździsta noc, pełnia księżyca czerwieniejącego - magiczna noc, która tak jak uśpiony już dzień, odrywa nas od szarej rzeczywistości. Stare legendy i podania w takiej chwili stają się żywe. Ożywają dawne wielkoludy, które niegdyś tutaj miały swoje królestwo. Było to bardzo, bardzo dawno temu... ale przełóżmy tą historię na następny wyjazd, bo przed nami pojawiły się światełka wsi.
I powoli miesiąc wschodzi
Coraz wyżej na szafiry;
I powoli słońce schodzi
W niewiadomej nocy kiry.
Bladła zwolna tarcza słońca,
Aż dukatem złotym błysła;
Bladła zwolna twarz miesiąca,
Aż talarem srebrnym zwisła.
I żegnały się powoli
Jak w siostrzanych uściśnieniach,
Dzień w upojeń aureoli —
Noc w promieniach i marzeniach.
I żegnały się powoli
Jak dwa duchy promieniste —
Nieprzerwanej złotej doli
Dobre prządki wiekuiste.
(Antoni Lange - „Zachód słońca”, III)
 |
Na zejściu do Jurkowa. |
 |
Księżyc wychodzi zza Mogielicy. |
 |
Pełnia księżyca. |
 |
Światełka wsi i blask księżyca rozświetlający drogę. |
Przed nami Jurków, ostatnie metry przez pola i łąki, i wchodzimy na szosę. Skręcamy w lewo, potem w prawo. Przechodzimy przez most, a za mostem w prawo do „Baranówki”, karczmy ze wspaniałymi plackami ziemniaczanymi i piwem.
Osiemnasta godzina. Kończy się dzisiejsza wędrówka. Uff, ileż niesłychanych wrażeń nam dała, trudno je zebrać w te parę zdań, opisać ich piękno i nastrój, w który zostaliśmy wprowadzeni. Chyba tak naprawdę jeszcze nikt nie czuje się na jawie, myślami błądzi po zwyczajnych niezwyczajnych zjawiskach. Jedno jest pewne – Matka Natura dotknęła nas dzisiaj najpiękniejszym blaskiem.
ŁĄŁ...Mogielnica...piękna o zachodzie słońca i wschodzie księżyca...
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
G.J.