Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.

Zawsze kiedy tam wracam - królestwo przestrzeni

Na obszarze Polski znajduje się tylko część Bieszczadów. Rozciągają się one przez trzy kraje. Największą magią doświadczają te pokryte połoninami, które olśniewają rozległymi, bezkresnymi panoramami. Na terytorium Polski mamy wiele takich miejsc, choć spośród wszystkich połonin to tylko szczypta, do tych, które ciągną się po stronie ukraińskiej. Granice międzypaństwowe w Bieszczadach zmieniały się, czego niemym świadkiem pozostają spotykane stare słupki graniczne. Często napotykaliśmy na takie wędrując przez Bieszczady Ukraińskie, również na obecnym terytoriom polskich Bieszczadów możemy natknąć się na takie ślady. Ostatnie największe zmiany w przebiegu granicy nastąpiły po II wojnie światowej, kiedy po polskiej stronie Bieszczady były zupełnie opustoszałe, bezludne.

Na obszarze Polski międzywojennej stykały się kultury wschodu i zachodu, wywodzące się z różnych religii, zwyczajów i tradycji. Po za tym po zakończeniu I wojny światowej poczucie tożsamości narodowej dotyczyła nie tylko Polaków, ale pojawiło się ono u wielu innych grup kulturowych. Jednym udało się  i stworzyli, albo powrócili do swoich państwowości, innym nie udało się to wcale. Gdyby nie splot szczęśliwych zbiegów okoliczności, to nie wiadomo, czy nam Polakom by się to udało. Po drugiej wojnie światowej powrócił problem stworzenia nowych granic. Wiodący głos w tej sprawie miały oczywiście trzy wielkie zwycięskie mocarstwa: ZSRR, USA i Wielka Brytania. Te podjęły decyzje na Konferencji Teherańskiej (28.XI.–1.XII.1943 r.), potwierdzono je na Konferencji Jałtańskiej (4.II.–11.II.1945 r.), że wschodnia granica Polski po zakończeniu wojny będzie przebiegała według tzw. linii Curzona, która w założeniu miała uwzględniać odmienność kulturową mieszkańców po obu stronach takiej granicy. Dokładny jej przebieg był już uściślany między zainteresowanymi dwiema stronami, czyli Polską i ZSRR. Decyzja trzech mocarstw zastrzegała jednak, że w razie dokonywania zmian „wschodnia granica Polski powinna biec wzdłuż linii Curzona, z odchyleniem od niej w pewnych okolicach o pięć do ośmiu kilometrów na korzyść Polski”. Dawało to Polsce możliwość przeprowadzenia korekt na swoją korzyść, ale w praktyce stało się to niemal niemożliwe, biorąc pod uwagę ówczesne uwarunkowania polityczne i siłę militarną ZSRR. Sowieci mieli świadomość swojej przewagi, co wykorzystywali i wszelkie nadzieje strony polskiej na wprowadzenie większych korekt w przebiegu granicy zostały szybko rozwiane. Polska delegacja rządowa biorąca udział w wypracowaniu ostatecznego porozumienia granicznego była pod presją czasu i okoliczności. Alternatywne rozwiązanie nie istniało. Jedyne co udało się wówczas uzyskać, to nieznaczne przesunięcie granicy na wschód w pobliżu Przemyśla, Kroczowej i Horyńca, dzięki czemu miejscowość Medyka miała się znaleźć po stronie polskiej. W wyniku stanowczości Stanisława Leszczyckiego rejon Bieszczad, obejmujący około 300 kilometrów kwadratowych z Haliczem i Tarnicą został włączony w terytorium powojennej Polski, ale ustalona w tym rejonie granica, opisana w szczegółowym protokole przebiegu linii granicy podpisanych przez obie strony 30 kwietnia 1947 roku,  nie miała przebiegu takiego, jaki obecnie znamy. W Bieszczadach wyznaczała ją rzeka San. Jak to się stało, że obecnie bieszczadzki odcinek rzeki San tworzy malowniczy przełom pomiędzy Otrytem a Tołstą, znajdującymi się na terytorium Polski, a jedynie pierwsze 54 km biegu tej rzeki wyznacza granicę (obecnie między Polską i Ukrainą)? O tym za chwilę.

TRASA:
Przełęcz Wyżna (872 m n.p.m.) Dił Szelesisty, wiata Mała Rawka (1272 m n.p.m.) Wielka Rawka (1304 m n.p.m.) Krzemieniec (1221 m n.p.m.) Ustrzyki Górne (653 m n.p.m.)

Poranek jest rześki, aczkolwiek bardzo słoneczny. Na parkingu nad Przełęczą Wyżną (872 m n.p.m.) stoi tylko jeden autokar (nasz). Z placu parkingowego mamy pociągający widok na Połoninę Wetlińską, a właściwie na jeden z jej wierzchołków – Hasiakową Skałę z nową Chatką Puchatka. Po prawej mamy Połoninę Caryńską, a wodząc dalej wzrokiem przez dolinę Prowczy dojrzeć można grupę Tarnicy.

Przed nami jedna z najpiękniejszych tras w Bieszczadach, a do tego mniej oblegana, niż Tarnica, czy wymienione połoniny. Miejsca, które dzisiaj odwiedzimy są wyjątkowe, a szczególnie to jedno, gdzie schodzą się obecnie granice trzech państw.

Grupa na Przełęczy Wyżnej.

Piękne widoki z Przełęczy Wyżnej zatrzymują nas na paręnaście minut. O godzinie 8.40. ruszamy przed siebie, a tak naprawdę za znakami jednego z niedawno wytyczonych bieszczadzkich szlaków, który prowadzi stąd na grzbiet Działu. Ponoć jest idealny dla rodzin z dziećmi i starszych osób, a więc stanowi propozycję również dla osób, poszukujących czegoś do spokojniejszego wędrowania. Czy faktycznie taki jest - zaraz sprawdzimy to sami.

Połonina Caryńska i dolina Rzeczycy;
w głębi widoczna Tarnica.

Powyżej przełęczy wznosi się Połonina Wetlińska.

Szlak wprowadza na szeroką dróżkę, która odchodzi z górnej części parkingu na prawo, czyli wprowadza na zachodnią stronę niewielkiego wzniesienia ponad parkingiem. Droga pnie się nieznacznie w górę, pomiędzy nieduże buki, z nieco powyginanymi konarami. Niemal zupełnie są pozbawione już liści, przygotowane na hibernację i przetrwanie najsurowszego czasu, który o tej porze roku zwykle zaczyna już swe panowanie, lecz ten rok jest jakiś inny.

Z prawej mijamy blisko szczyt Miśkowe Berdo (895 m n.p.m.), zaraz za nim przechodzimy skraj traw, skąd znów możemy ujrzeć charakterystyczny w kształtach masyw grupy Tarnicy. Dalej mijamy kilka dość swobodnie rosnący brzóz, dróżka nieznacznie obniża się, po czym wracamy do podejścia. Jednocześnie wchodzimy do bukowego lasu. Dróżką zaczynamy trawersować króciutki grzbiet odchodzący od Diła Szelesistego. Na mapach znaczony jest na nim punkt szczytowy o nazwie Nad Dołbią, ale patrząc na poziomice, raczej nie spełnia on parametrów szczytu górskiego, a jedynie może tylko pewnego załamania, bądź garbu na grzbiecie.

Buki na Miśkowym Berdzie.

Miśkowe Berdo.

Skraj traw za Miśkowym Berdem.

Zbocza Diła Szelesistego.

Spoczynek konaru.

Trawers jest dość łagodny, nieco monotonny, lecz przyjemny. Wyżej przeważać zaczynają coraz niższe buki, w końcu dominują karłowate z poskręcanymi konarami. I nagle osiągamy grzbiet, wręcz w naszym odczuciu niespodziewanie. Bardzo szybko osiągamy go, bo o godzinie 9.50, a więc po nieco ponad godzinnym marszu, bardzo nieśpiesznym marszu. Stoi w tym miejscu wygodna wiata turystyczna, ale nie myślimy jeszcze o odpoczynku. Za wcześnie dla nas. To nie jest niska góra, podobnie jak przełęcz na której stoimy, znajdująca się na 1103 m n.p.m. Podejście rzeczywiście nie było trudne. Na grzbiecie przeważają trawy. Słońce silnie grzeje. Jest bardzo przyjemnie. Oglądamy się na Dił Szelesisty (1137 m n.p.m.), który zaraz będziemy zostawiać za sobą.

Chwila przed wejściem na grzbiet pasma.

Widok na Dił Szelesisty.

Wiata pod Diłem Szelesistym.

Połoniasty grzbiet, na który weszliśmy, może być niespodzianką dla tych, którzy tu jeszcze nie byli, czy kojarzą połoniny tylko z grzbietami, które w swojej nazwie mają słowo „połonina”. Takich miejsc jest znacznie więcej i każdy może je odkryć dla siebie. Dzisiaj królują tutaj brązy, czyli prawdziwie jesienne barwy, bliższe tym październikowym, niż listopadowym, a wszystko przez tą niezwykle przyjemną słoneczną aurę. Oglądając fotografie z dzisiejszej wędrówki trudno odgadnąć w jakim miesiącu zostały one wykonane.

Oddalamy się powoli od wiaty turystycznej. Przecinamy wąski pas lasu skarłowaciałych buków, przez który dróżka prowadzi na niedużą polanę. Przecinamy polanę i wchodzimy z powrotem do lasu. Wchodzimy na bezimienny garb. Dalej, zaraz za garbem mamy polanę znaczniejszych rozmiarów, a może fragment połoniny, bo widoki z nich znów jawią się po bezkres południowego i południowo-zachodniego horyzontu. Trawy wznoszą się ku kolejnemu wypiętrzeniu naszego grzbietu. Wchodzimy wyżej,  gdy oglądamy się za siebie, a robimy to nader często ze względu na fenomenalne pejzaże – ukazują się nam schowane dotąd grzbiety – Smereka i Połoniny Wetlińskiej, Połoniny Caryńskiej.

Nieduża polana.

Las bezimiennego garbu.

Teraz polana znaczniejszych rozmiarów.

Przed nami kolejny garb.

Kolejna połać traw.

Na połoninie Małej Rawki.

Na południu równolegle do grzbietu Działu, za doliną Górnej Solinki, ciągnie się grzbiet graniczny, za którym falują wzniesienia Bieszczadów słowackich, które tam noszą nazwę Bukovské vrchy, czyli Góry Bukowskie. To góry mniej znane polskim turystom. Podobnie jak nasze Bieszczady, również tamte góry objęte są ochroną parku narodowego „Połoniny” (słow. Národný park Poloniny). Wbrew nazwie dominującymi zespołami florystycznymi na terenie tego parku są lasy, głównie bukowe, które stanowią tam blisko 70% całego areału leśnego. Znaczną część tych lasów stanowią lasy pierwotne lub takie, w których ingerencja człowieka była stosunkowo niewielka, albo miała miejsce dawno temu.

Będąc pod ciągłym wrażeniem krajobrazów i niezwykłej aury, zdobywamy kolejne metry wysokości, bo kolejne wypiętrzenie jest jeszcze wyższe. Grzbiet na tym odcinku porośnięty jest już wyłącznie trawami, a więc nie musimy opowiadać, jak rozległy krajobraz nas teraz otacza. Z każdym krokiem wyłaniają się coraz dalsze grzbiety. Z każdej niemal strony głębia krajobrazu jest coraz dłuższa, a tylko od wschodu mamy wciąż wznoszące się łagodnie zbocze. Przed nami musi być Mała Rawka, a te trawiaste rozlewisko musi być Połoniną Małej Rawki.

Przed nami szczyt Małej Rawki.

Dróżka przez połoninę Małej Rawki.

Mała Rawka (1272 m n.p.m.).

Tak, to na pewno jest Mała Rawka (1272 m n.p.m.), nie mamy żadnych wątpliwości, gdy o godzinie 10.50 osiągamy jej szczyt. Na chwilę wstrzymujemy oddech przed panoramą, która otacza Małą Rawkę i choć oglądaliśmy ją niejednokrotnie, dzisiaj jest nadzwyczajna. O godzinie 11.00 kontynuujemy dalszy marsz w kierunku Wielkiej Rawki, podekscytowani tym, czego możemy się spodziewać z wyższego położenia.

Pojawił się widok gniazda Tarnicy.

W stronę dalekich Bieszczadow Wschodnich położonych na Ukrainie.

Hasiakowa Skała z Chatką Puchatka na Połoninie Wetlińskiej.

Tam gdzie wznosi się masyw Jasła i Szymowej Hyrlatej.

Schodzimy łagodnie ścieżką, ku niewielkim zagajnikom. Są prawie bezlistne już. Porastają grzbiet na niedużym ciągu. Gdy wychodzimy z nich ukazuje się nam bardzo strome północno-wschodnie zbocze Wielkiej Rawki. Przed nami grzbiet również jest bardzo ostry, a więc ścieżka szlaku skręca na prawo i wchodzi w dość głęboki, aczkolwiek krótki trawers,. Szybko wchodzimy na wydłużony grzbiet Wielkiej Rawki.

Na Rawkach jest coraz więcej turystów. Słońce przygrzewa, ale listopad ma to do siebie, że słońce nawet w południe jest bardzo nisko nad horyzontem i nie przypieka, tak jak latem. Jest bardzo przyjemnie jeśli chodzi o pogodę i nie możemy się wciąż nadziwić, jak to możliwe, żebyśmy taką piękną aurą zostali obdarzeni przez naturę właśnie tym okresie, który charakteryzuje się zmiennością, ale z przewagą dni pochmurnych, mglistych i deszczowych. Mówią, że dobrym ludziom zawsze świeci słońce, i choć w tym wyrażeniu chodzi raczej o duchowe doznawanie pozytywnych emocji, skłonności do emanowania nimi na zewnątrz do innych, nawet gdy warunki atmosferyczne są kiepskie, to dzisiaj słońce uśmiecha się do nas z błękitu nieba.

W kierunku grzbietów odchodzących z gniazda Tarnicy.

Odleglejsze Bieszczedy Wschodnie tonące w morzu mgieł

Pod Wielką Rawką.

Podążamy do punktu szczytowego góry. Nie każdy wie, gdzie dokładnie się on znajduje, bo wydłużony grzbiet Wielkiej Rawki jest dość płaski. Zazwyczaj większość robi sobie fotografię szczytową przy charakterystycznym betonowym słupie, dawnym austriackim znaku geodezyjnym. Owszem, ten wysoki słup sięga wyżej niż jakiekolwiek inne miejsce na tej górze. Najwyższy naturalnie ukształtowany szczyt znajduje się w innym miejscu. Szukając tego miejsca należy przejść jeszcze 100 metrów dalej, gdzie znajduje się usypisko głazów zwanych tutaj z dawna grechotami. To jest to miejsce, które sięga 1307 m n.p.m. bądź 1304 m n.p.m. jak podają inne źródła. Jednak tą drugą wysokość znajdziemy również  300 metrów dalej na tabliczce przy węźle szlaków, na której podana jest nazwa Wielka Rawka i wysokość 1304 m n.p.m. Stąd też wydaje się, że pierwsza wysokość dla szczytu Wielkiej Rawki jest właściwa, a druga wynika właśnie z tej tabliczki. Rozważania te nie są jednak istotniejsze od przyjemności jakich dzisiaj doznajemy z pobytu na Wielkiej Rawce.

Wielka Rawka (1304 m n.p.m.).

Dzisiaj z Wielkiej Rawki można sięgnąć wzrokiem nawet Tatr. Może udałoby się wyodrębnić z ich konturu kilka szczytów. Spoglądając na wschód wzrok zatrzymujemy wpierw na grupie Tarnicy, spod której grzbiet Szerokiego Wierchu schodzi do miejsca, gdzie schodzą się trzy doliny: Rzeczycy i Wołosatki, które po połączeniu przechodzą w dolinę potoku Wołosaty. Ulokowała się w tym miejscu nieduża wieś Ustrzyki Górne. Najstarsze dokumentu mówiące o tej wsi pochodzą z XVI wieku. Nazwa Ustrzyki pochodzi od Rusińskich słów „ustje ryki”, które oznaczają ujście rzeki. W Ustrzykach Górnych zamierzamy zakończyć dzisiejszą wycieczkę.

Tatry widoczne z Wielkiej Rawki.

Ustrzyki Górne.

Placówka SG w Ustrzykach Górnych;
dalej kościół parafialny św. Anny i dom rekolekcyjny.

Widok na ostatnie połoniny po polskiej stronie i miejsce gdzie schodzą się trzy doliny.

Równolegle do grzbietu Szerokiego Wierchu opada grzbiet Bukowego Berda, natomiast za Tarnicą wznosi się Halicz. Nie jest widoczny z każdego miejsca, bowiem przysłania go Tarnica, która jest najwyższym szczytem polskich Bieszczadów. Najlepiej widać ją z węzła szlaków poprzez siodło pod Tarnicą. Dalej widoczne są łany Bieszczadów Wschodnich, znajdujących się już po stronie ukraińskiej.

Zaraz po II wojnie światowej nasze państwo graniczyło z ZSRR, ale granica znajdowała się już przed pasmem Otrytu i Żukowa. Stąd też wojskowy punkt obserwacyjny na Połoninie Wetlińskiej, czyli budynek znany później jako Chatka Puchatka, powstał w relacji do pierwotnego przebiegu powojennej granicy. Wszystko po prawej stronie Sanu znajdowało się na terytorium ZSRR. Połonina Wetlińska, Caryńska i grzbiety w obrębie Tarnicy wciskały się wąskim pasem na wschód jako ziemie polskie, właściwie odcięte i pozbawione komunikacji z pozostałą częścią kraju. Ziemie po polskiej stronie zostały zupełnie wyludnione w wyniku przesiedleń. Dnia 15 maja 1951 roku społeczeństwo polskie zostało zaskoczone komunikatem wyemitowanym przez środki masowego przekazu. Poinformowano, że rządy Polski i ZSRR dokonały wymiany obszarów przygranicznych i dodano, że było to bardzo korzystne dla naszego kraju, z względu na bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Dodano, że stało się to na życzenie strony polskiej. Ludność, która mieszkała na terenach przyłączonych do Polski została przesiedlona zgodnie z obywatelstwem do macierzystych państw. Oczywiście w rzeczywistości komunikat ten rozmijał się zupełnie z prawdę. Dzisiaj wiemy, że inicjatorem tej wymiany była strona sowiecka i to ona istotnie zyskała na niej, gdyż otrzymała tereny bogate w złoża węgla kamiennego po obu stronach Bugu, odkryte przez polskich geologów w okresie międzywojennym. Dokładnie chodzi tu o tereny w pobliżu Sokala. Pierwsze rozmowy w tej kwestii rozpoczęły się w styczniu 1951 roku. Polska delegacja przybyła do Moskwy, gdzie rozpoczęły się negocjacje. Polacy byli zainteresowani innym obszarem. Woleli otrzymać tereny z linią kolejową przechodzącą przez miasta Niżankowice, Dobromil i Chyrów, która została odcięta od Polski granicą ustaloną w 1947 roku. Strona radziecka zażądała wówczas dodatkowej bardzo wysokiej dopłaty 150 milionów dolarów, co było wówczas kwotą nierealną do zapłaty. Polska strona musiała więc zaakceptować w pełni żądania silniejszego i oddała zasobny w złoża obszar Sokala, w zamian za wyeksploatowany rejon Bieszczadów. Wymieniane obszary miały wielkość po 480 km2. Uzgodniono też, że cały majątek na tych obszarach, oprócz mienia osobistego ludności ma pozostać na miejscu nienaruszony. Ostateczna umowa została zawarta 15 lutego 1951 roku.

Z perspektywy czasu, gdy spoglądamy na nieoczekiwanie pozyskany w 1951 roku region, dostrzegamy wysokie walory turystyczno-rekreacyjne. Obejmuje on przecież piękne pasma wzgórz i gór, podzielone malowniczymi dolinami. Walory te podkreślają miejscowości leżące w obrębie gmin Ustrzyki Dolne, Lutowiska, Czarna, czy części gminy Solina z zachowanym krajobrazem kulturowym, którego charakterystycznym elementem są cerkwie, które zostały zupełnie zniszczone zaraz po wojnie w Bieszczadach po polskiej stronie. Cerkwie te mają znaczną wartość zabytkową: Brzegi Dolne, Bystre, Chmiel, Czarna, Krościenko, Michniowiec, Moczary, Polana, Rabe, Smolnik, Żłobek. Otrzymane terytorium pozwoliło na budowę zapory na Solinie, przy której mógł powstać duży ośrodek wypoczynkowy w Polańczyku. Wszystkie te walory, które z czasem zaczęły mieć coraz większe znaczenie dla Polaków, skłaniają do myślenia, że może lepiej wyszliśmy na tej zamianie, niż wcześniej sądzono. Możemy dzisiaj cieszyć się większym królestwem przestrzeni w naszch Bieszczadach, zawsze, gdy w nich jesteśmy.

Słońce wciąż przygrzewa wyjątkowo jak na listopad.

Widok na grzbiet graniczny Wielką Semenową i Małą Semenową,
przez który biegnie granica polsko-ukraińska.

Zejście do granicy polsko-ukraińskiej.

O godzinie 11.35 mijamy węzeł szlaków na Wielkiej Rawce i kierujemy się w stronę granicy polsko-ukraińskiej. Niebieskie znaki szlaku prowadzą nas na południe. Po 5 minutach docieramy do słupków granicznych, gdzie skręcamy w prawo i dalej dróżką wzdłuż kolejnych słupków granicznych schodzimy jeszcze niżej. Szybko wytracamy wysokość. Wszystkie polskie słupki graniczne zostały odnowione, ale coś dziwnego stało się w przypadku ukraińskich słupków granicznych. Wszystkie pozbawione zostały godła ukraińskiego, a na pewno widniało ono na nich wcześniej, podobnie jak widnieje polskie godło na polskich słupkach. To chyba jakiś akt wandalizmu, no chyba, że Ukraińcy też postanowili przeprowadzić renowację swoich słupków.

Pasem granicznym schodzimy na przełęcz, za którą wznosi się Krzemieniec.

Wielka Rawka widziana z podejścia zboczem Krzemieńca.

Przed nami trójstyk granic.

O godzinie 12.10 docieramy do miejsca, gdzie zbiegają się granice trzech państw: Polski, Słowacji i Ukrainy. Po II wojnie światowej był to trójstyk Polski, Czechosłowacji i ZSRR. Sytuacja zmieniła się po rozpadzie Związku Radzieckiego, a później Czechosłowacji. Miejsce to znaczy wysoki obelisk ustawiony w miejscu zbiegu granic. W sąsiedztwie obelisku możemy przemieszczać się wokół niego stając na terytorium każdego z tych państwa. W przypadku Słowacji moglibyśmy zapuścić się głębiej – wystarczy do tego tylko dowód osobisty; w przypadku Ukrainy na tą chwilę jest to niemożliwe, przynajmniej w tym miejscu. Kiedyś może się to zmieni. Bardzo chcielibyśmy dokończyć rozpoczęte tam wędrówki.

Miejsce zbiegu granic zwane jest Krzemieńcem, albo Kremenaros od węgierskiego Kremenáros. Ukraińcy nazywają go Kremenec’ (ukr. Кременець), a Słowacy podobnie Kremenec. Tak naprawdę wszystkie te nazwy odnoszą się do szczytu, od którego nazwa przylgnęła również do trójstyku. Szczyt Krzemieńca położony jest 180 metrów  na północny wschód od trójstyku. Przechodziliśmy tamtędy i będziemy również wracać. Stoi tam polski słupek graniczny nr 2.

Trójstyk granic Polski, Słowacji i Ukrainy na Krzemieńcu.

Zwolniło się miejsce na jednej z ławek, a więc możemy coś przekąsić i napić się herbaty. Zawsze kiedy tu wracamy, wracamy również do wspomnień, które właściwie same do nas przychodzą. Bieszczady ze względu na swoją specyfikę mienią się bezsprzecznie odmiennością na tle innych gór w Polsce, a w szczególności ich fragmenty pokryte połoninami. Dlatego pewnie tak często przyjeżdżamy tu i odwiedzamy wciąż te same miejsca. Można by powiedzieć, że wszystkie tutejsze szlaki mamy oklepane. Tak naprawdę w Bieszczadach nie mamy wielkich możliwości improwizowania wędrówek, bo z jednej strony mamy ograniczenia parku narodowego do poruszania się wyznaczonymi trasami, co oczywiście jest w pełni zrozumiałe. Z  drugiej strony tych połonin, do których masowo lgną turyści, wcale nie jest tu tak dużo. We współczesnych Bieszczadach raczej trudno szukać tych bezludnych i dziewiczych terenów, o których opowiadają legendy i stare opowieści. Takie miejsce znajdziemy dzisiaj prędzej w sąsiednim Beskidzie Niskim, niż w Bieszczadach.

Z Krzemieńcem, czy też Kremenarosem mamy jedno niebywałe wspomnienie z 2016 roku, a dokładnie było to 21 maja, kiedy przypadkiem trafiliśmy tu na uroczystości z okazji ukraińskiego Dnia Pogranicznika. Tamtego dnia nieopodal obelisku została wmurowana w ziemię kapsuła czasu, która zostanie otworzona w 2031 roku. Od tamtego czasu minęło już 8 lat, zostało 7 lat do otwarcia jej. Mamy głęboko w pamięci tamten dzień i czekamy na 28 maja 2031 roku, aby pojawić się tu znowu, gdy kapsuła będzie otwierana.

Kapsuła Czasu po stronie ukraińskiej.

O godzinie 12.50 kończymy przerwę na trójstyku. Wracamy na szczyt Krzemieńca, a po pamiątkowym zdjęciu schodzimy na przełęcz. Po tej stronie góry cień już pada na zbocze. Czujemy w nim lekki, aczkolwiek przyjemny chłód – pokrzepiający przed intensywnym podejściem na Wielką Rawkę, która od naszej strony wciąż jest okryta ciepłymi promieniami słońca. Aż trudno uwierzyć, że z niedługo najpewniej wszędzie będzie tu biało. Zima w Bieszczady przychodzi wcześniej.

Krzemieniec (1221 m n.p.m.).

Podchodzimy na Wielką Rawkę.

Tu rozstajemy się granicą.

O godzinie 13.25 docieramy do miejsca, gdzie skręcamy w lewo i oddalamy się od polsko-ukraińskiej granicy. Dziesięć minut później osiągamy węzeł szlaku na Wielkiej Rawce. Zatrzymujemy się, aby kolejny raz spojrzeć na rozciągające się z niej przestrzenie.

Można tu poczuć wolność i wyjątkowe piękno krajobrazowe przestrzeni, zrozumieć w pełni poezję, tego, który słowami malował nastroje i tutejsze krajobrazy, a którego prochy zostały rozsiane po połoninach. Co więcej, otacza tu nas coś ponadczasowego, jakaś wolność od czasu i przestrzeni. 

Listopadowy dzień jest krótki i trzeba schodzić z gór. Spojrzeć z góry ostatni raz na ciepłe brązy połonin i lasów. Chciałoby się być teraz w każdym z tych widocznych stąd miejsc jednocześnie – Wetlińskiej, Caryńskiej, Tarnicy, czy na  mgliście jawiącym się odległym Pikuju.

Pikuj (ukr. Пікуй; 1408 m n.p.m.) jawi się na wschodzie –
szczyt górski na Ukrainie, najwyższy szczyt Bieszczadów Wschodnich.

Grupa Tarnicy.

Zbliżenie na szczyt Tarnicy.

Połonina Caryńska.

Kierujemy się do szlaku zejścia.


Spojrzenie w kierunku Małej Rawki;
w tle grzbiet Połoniny Wetlińskiej.


Spojrzenie w kierunku grupy Tarnicy;
bliżej zalesiony grzbiet graniczny z Wielką Semenową i Małą Semenową.

Strome zbocze szybko sprowadza nas ku granicy lasu, a jednocześnie w strefę popołudniowego cienia. Na polance wyciętej otoczonej krzywulcowymi bukami łapiemy chyba ostatnie już dzisiaj przyjemne promienie słońca. Dalej czeka nas jednostajne zejście leśnym duktem. Przez pewien czas światło słońca skrada się po koronach listopadowych buków, lecz nie długo. Wkrótce znika zupełnie za grzbietem Rawek. Robi się rześko. Chłód napływa szybko.

Powoli schodzimy.


Krzywulcowy las za polanką.

Słońce dotyka grzbietu Wielkiej Rawki.

Łapiemy ostatnie popołudniowe promienie Słońca.

Buki krzywulcowe.

Sukcesywnie w dół przez piękny bukowy las.

„Wszystkie wiersze są w bukach…”

Słońce jakimś cudem przenika jeszcze przez korony drzew.

Wiata.

O godzinie 14.30 mijamy wiatę turystyczną. Poniżej wiaty  szlak wiedzie generalnie płasko, prowadząc częściowo przez drewniane podesty nad wysiękami śródleśnych młak. Tu pojawia się większa przewaga świerków, które dominują już do samego końca. Z prawej towarzyszy nam głęboko wciętą dolina potoku Wielka Rawka. Stopniowo zniżamy się do jej łożyska. W końcu mamy oberwaną skarpę i stopnie z drewnianą poręczą. Schodzimy na rozlewisko potoku, który zasila w tym miejscu większą Rzeczycę, którą przekraczamy drewnianą kładką.

Drewniany podest nad wysiękami śródleśnych młak.

W dolince potok Wielka Rawka.

Kładka nad Rzeczycą.
Tu potok Wielkiej Rawki kończy bieg zasilając Rzeczycę.

Po rozejrzeniu się po malowniczych rozlewiskach i zakolach rzeki, o godzinie 15.10 wychodzimy na szosę bieszczadzkiej obwodnicy. Skręcamy w prawo na Ustrzyki Górne. Zaskakująco spory ruch panuje dzisiaj na tej drodze, ale kierowcy poruszają się z dużą ostrożnością. Zwalniają na każdym zakręcie i przejeżdżając obok nas. Choć śniegu w Bieszczadach jeszcze nie ma, to fragmenty szosy są oblodzone. Zadziwiający jest ten tegoroczny listopad, ale jakże cudownie piękny.

W końcu przed nami tablica drogowa z napisem „Ustrzyki Górne” i chwilkę później, o godzinie 15.30 docieramy do centrum miejscowości, gdzie u zbiegu dróg  działa szereg punktów pamiątkarski i sklepy spożywcze. Restauracja „Pod Caryńską” pełna jest turystów. Nie ma możliwości, abyśmy zmieścili się tam jeszcze my. Do bazy mamy jednak bardzo blisko i autokar przyjeżdża punktualnie na umówione miejsce odbioru. Podczas długiego wieczoru nie braknie czasu na retrospekcję wspaniałego dnia. Do tego nałożą się z pewnością emocje oczekiwania dnia następnego, który zanosi się na jeszcze bardziej wyjątkowy.


Udostępnij:
Location: Krzemieniec, Polska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas