W opuszczonych i tych na nowo zasiedlonych dolinach stoją jeszcze świadkowie historii. Widać na nich upływ czasu, bo nikt go jeszcze nie pokonał. Czas biegnie nieubłaganie do przodu i nikt z nim jeszcze nie wygrał. Nie można go prześcignąć, nie można go zatrzymać. Biegnie. Kiedyś również i ci milczący świadkowie historii ugną się pod upływem czasu i znikną. Zostaną już tylko w pamięci, utrwalone w pomnikach i książkach. Ten Beskid Niski, jego najbardziej opustoszałe skrawki są dla współczesnego pokolenia ostoją spokoju i przyrody. Nie zawsze tak tu było, bo kiedyś doliny Beskidu Niskiego były gwarne, wypełnione śpiewem życia ludzkiego. Dzisiaj te doliny śpią snem Łemków okryte.
POGODA:
TRASA:
Rudawka Rymanowska (388 m n.p.m.)
Wisłoczek (470 m n.p.m.)
Rymanów-Zdrój (380 m n.p.m.)
Sucha Góra, płd. zbocze (611 m n.p.m.)
Iwonicz-Zdrój (400 m n.p.m.)
OPIS:
Nocny deszcz przeciągał się na rześki poranek. Co jakiś czas niebo płacze nad tymi ziemiami, lecz potem wraca pogoda. Słońce przywraca pogodę ducha, nastraja na lepszy czas. Tak też będzie dzisiaj. Około dziesiątej przestaje mżyć. Za niedługo na pewno wyjrzy też słońce. Przyjeżdżamy do Rudawki Rymanowskiej, starej wsi lokowanej na prawie wołoskim w drugiej połowie XVI wieku. Miejscowość leży nad rzeką Wisłok, przepływającą malowniczym jarem. Jego wody podcinają brzegi stromych stoków porośniętych lasem, odsłaniając flisz karpacki. W Rudawce Rymanowskiej jest największe takie odsłonięcie w polskich Karpatach, zwane Ścianą Olzy.
Można dzisiaj powiedzieć, że Rudawka Rymanowska jest uzdrowiskiem, leżącym w cieniu tych najsłynniejszych. W połowie ubiegłego wieku odkryto tu źródła mineralne siarczkowe, solanki jodowe bromowe oraz wody termalne o temperaturze +48 °C. Od pobliskich popularnych uzdrowisk Rudawkę Rymanowską wyróżnia wyjątkowy spokój. To miejsce idealne dla osób poszukujących zupełnego wyciszenia się.
Rudawka Rymanowska graniczy z nieistniejącą wsią łemkowską Tarnawka, przez tereny której biegnie Główny Szlak Beskidzki. Tarnawka była lokowana w tym samym czasie co Rudawka Rymanowska. Stała w niej cerkiew parafialna pw. Opieki Matki Boskiej, wzniesiona w 1860 roku. Do parafii w Tarnawce należały pobliskie wsie: Rudawka Rymanowska, Wisłoczek i Zawoje. We wsi były jeszcze szkoła, tartak oraz folwark Potockich, którzy byli właścicielami okolicznych ziem. Ludzie zajmowali się głównie rolnictwem, ale też pracowali w zakładach kąpielowych uzdrowiskowego Rymanowa, czy w kopalni ropy funkcjonującej wówczas w Rudawce Rymanowskiej.
|
Nagrobek ks. Emiliana Ławrowskiego. |
|
Nagrobek ks. Antoniego Beskida. |
Walki podczas tzw. „operacji dukielskiej” w 1944 roku przyniosły wiosce niemal zupełne zniszczenie. Większa część zabudowań Tarnawki przestała istnieć. Niedługo potem w kwietniu 1946 roku ludność Tarnawki wysiedlono w rejon Tarnopola, leżącego obecne na Ukrainie. Opuszczone budynki zostały rozebrane przez mieszkańców okolicznych miejscowości. Z dawnej wsi pozostały fragmenty kamiennej podmurówki, wyznaczającej miejsce po cerkwi stojącej niegdyś w otoczeniu wiekowych lip. Rozebrano ją na przełomie lat 1955/56. Na przy cerkiewnym cmentarzu zachowały się dwa nagrobki: ks. Emiliana Ławrowskiego (zm. w 1884 r.) i ks. Antoniego Beskida (1835-1926). Można jeszcze odszukać ślady po chatach, studniach i piwnicach, gdyby tylko poszukać przy starej drodze biegnącej za cerkwiskiem wzdłuż potoku Wisłoczek. W Tarnawce istniał jeszcze jeden cmentarz, którego pozostałości można odnaleźć po drugiej stronie obecnej drogi prowadzącej do Wisłoczka. I to właściwie wszystko co zostało po wsi liczącej przed wojną około 350 mieszkańców. Dzisiaj mieszka w niej wyłącznie pustka. Po wojnie spotkać można było tu nielicznych nocujących turystów, takich jak ci z sierpnia 1953 roku, wędrujących z Komańczy do Krynicy czerwonym szlakiem beskidzkim, wśród których był młody ksiądz Karol Wojtyła.
|
Wisłoczek. |
Kiedy Wojtyła wędrował tędy z grupą turystów, znajdujące się za nami Puławy Dolne, Puławy Górne, a także znajdujący się przed nami Wisłoczek były zupełnie niezamieszkałe. Nie było też bazy namiotowej „Wisłoczek”, do której docieramy po 20 minutach marszu o godzinie 10.20. Szlak przeprowadza nas przez Wisłoczek po drewnianej kładce do bazy namiotowej prowadzonej przez Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich w Rzeszowie. Chwilka postoju. Rozglądamy się po infrastrukturze bazy, z której kiedyś korzystaliśmy. Baza namiotowa uruchamiana jest każdego lata na okres wakacji od lipca do sierpnia. Zostały jeszcze dwa tygodnie do jej tegorocznego otwarcia, wtedy pojawią się w niej bazowi i zapłonie ognisko. Na Wisłoczku zaś pod wodospadem zwanym Niagarą uruchomiony zostanie punkt kąpielowy, a niżej punkt mycia brudnych naczyń. Miejsce to zapachnie swoistym biwakowym klimatem.
|
Kładka nad Wisłoczkiem do bazy namiotowej. |
|
Wisłoczek. |
|
Studencka baza namiotowa w Wisłoczku. |
|
Wodospad na Wisłoczku. |
O godzinie 10.35 opuszczamy teren bazy namiotowej. Najpierw przedzieramy się na zachód przez zarośla, zmagając się z dużym błotem. Potem skręcamy na północny zachód i podchodzimy stok Działu. Zagłębiamy się w leśne wzniesienia Wzgórz Rymanowskich. Znanych i chętnie odwiedzanych przez rymanowskich i iwonickich kuracjuszy. Ten fragment drogi jest jednak inny, ale to już ostatni akcent dzikiego Beskidu Niskiego, z którym obcowaliśmy wczoraj i przedwczoraj. Trawersujemy wschodnie stoki Działu, aż w końcu schodzimy w dół stokami porośniętymi łąkami. W dolinie widać zabudowania Rymanowa-Zdroju.
|
Grząskie, rozjeżdżone drogi. |
|
Leśne stoki Działu. |
|
Łąka ponad Wołtuszową. |
Wchodzimy na tereny nieistniejące wsi łemkowskiej Wołtuszowa, leżącej na styku z uzdrowiskową miejscowością. Kuracjusze od lat chętnie się tutaj zapuszczali, nawet w obecnych czasach, kiedy wioski nie ma przychodzą tutaj, by zobaczyć drewnianych Łemków i odszukać nieliczne ślady dawnej wsi, a także zobaczyć malowniczy krajobraz rymanowskich gór, lasów i łąk. Mamy stąd bowiem widok cudownie nastrajający. Nie chce się schodzić stąd do Rymanowa. Tutaj łapie się oddech, bez względu na to, czy szło się pod górkę, czy z górki. Tu nabieramy sił do życia. Krajobraz Wzgórz Rymanowskich jest stąd śliczny. Ostatnim razem zabrały nam go mgły, dzisiaj mgły odparowują z lasów porastających niewysokie, ale jakże majestatycznie wyglądające wzniesienia Wzgórz Rymanowskich. Utrwalamy po raz kolejny ten krajobraz w głowach i w aparatach fotograficznych, choć jest nam nie obcy, a chyba nawet już dość bliski.
|
Wzgórza Rymanowskie. |
|
...odsapnij, bo trzeba... |
Okoliczne wzniesienia, które widzimy przed sobą pokryte są gęsto ścieżkami i szlakami. Czemu by tu kiedyś nie przyjechać i zostać na dłużej? Byłby czas wszystko zobaczyć. Widokowymi łąkami schodzimy do zagajników, przez które ciągnie się stara droga. Przecinamy ciek sączący się przez drogę i dalej płasko idziemy w kierunku duchowego centrum dawnej wsi, czyli do miejsca gdzie stała cerkiew. Z lewej mijamy studzienkę nieużywaną już od wielu lat, a jednak zdaje się z niej wydobywać głos „Jam źródłem radości, jam źródłem nadziei”, bo „Wołtuszowa choć śpi snem Łemków okryta, budzi się dla Ciebie i na nowo świta...”. W południe docieramy w otoczenie cerkwiska, gdzie słychać głosy z przeszłości „Odetchnij choć chwilę, odsapnij, bo trzeba, to czasem ważniejsze jak kawałek chleba”. Nie ma tu jednak żadnych mieszkańców, żadnych domów, tylko zniszczała kamienna chrzcielnica leżąca w trawie, obok kamień pochodzący z ołtarza cerkwi i modrzewiowy krzyż wyznaczający miejsce dawnego cmentarza. Stoją wyłącznie cienie mieszkańców tej wsi w szerokim kręgu, zastygli w drewnianych rzeźbach - tańczą, śpiewają, pracują w swojej doli i niedoli, tylko nie słychać już tu żadnych odgłosów muzyki, śpiewu, czy pracy. Tylko śpiew ptaków i świerszczy, które są jakby ponad czasem. Czas jednak przemija, nasz też przeminie. Może zostanie po nas choć dobre wspomnienia w duszach innych, które będą sprawiać radość i przyjemność.
|
Schodzimy do Wołtuszowej. |
|
Ciek. |
|
"Odetchnij choć chwilę..." |
|
Rzeźby w Wołtuszowej. |
|
Łąki Wołtuszowej. |
|
W Wołtuszowej. |
|
Cmentarz w Wołtuszowej. |
|
Chrzcielnica. |
|
Kamienie z ołtarza cerkiewnego. |
|
Coś tam bzyka w trawie... |
|
...a to tutaj coś bzyka. |
Zatrzymaliśmy się dłużej w Wołtuszowej. To magiczne miejsce, pewnie też takie było, kiedy tętniło tu życie wioski. Schodzimy dróżką do dolinki Czarnego Potoku. Tam znowu rzeźby, ale zupełnie inne przedstawiające rymanowskich zbójów. Chroboczek, Dziurawy, Kiep, Skała, Śliski, Hanka i Ważny to zbóje z czasów, kiedy doliną rymanowską prowadził słynny trakt kupiecki. Wokół tego traktu wiodła „Droga zbója”:
W nocnym mroku w ciszy nocy
Zbójów zgraja przed się kroczy
Idą łąką, idą lasem
Łuk na plecach, nóż za pasem
Księżyc świeci im pod nogi
Pięść ściśnięta, wygląd srogi
Tylko serce ściska w kleszcze,
czy powrócę do swych jeszcze
Śpiewa o nich wilcze echo
Śpiewa strumień, dom ze strzechą
Śpiewa orzeł – hen na niebie
Śpiewa ten, co jest w potrzebie:
„Idź przechodniu zbója śladem
Dasz na pewno sobie radę!
Lecz nie łatwo zbójem być
I w przyjaźni z każdym żyć
Oni jednak ci pomogą
Dadzą lekcję życia srogą
Wskażą, ile jesteś wart
- W życiu to największy skarb –
A gdy dojdziesz końca drogi
Czyś bogaty, czy ubogi
Westchnij, pochyl głowę nisko,
dałem rady i to wszystko
Resztę zrobi Pan na niebie
On jest zawsze w twej potrzebie”
Te i inne rzeźby, wplecione między nimi tablice z wierszowanymi opowieściami (również tą zacytowaną wcześniej) są dziełem pana Adama Śliwki prowadzącego Gospodarstwo Agroturystyczne „Dom pod Lipą”.
|
Zbóje na Polanie Zbójeckiej (Polana Horodziska). |
Opuszczamy Polanę Zbójecką i podążamy do centrum Rymanowa-Zdroju, niezwykle klimatycznej miejscowości, położonej wśród czystych, nieskażonych lasów. Zaczątek Rymanowa-Zdroju sięga dnia 16 sierpnia 1876 roku, kiedy właściciele Rymanowa, Anna i Stanisław Antoni Potocki odkryli tutaj źródło wody leczniczej. Właściwie dokonał tego ich syn Józef podczas rodzinnego spaceru. Potoccy od samego początku pobytu w Rymanowie (tj. od 1870 roku) szukali w okolicznych górach i dolinie rzeki Taba (dzisiejszy Tabor) źródeł podobnych do tych w sąsiednim Iwoniczu-Zdroju. Po pozytywnych wynikach badań przydatności odkrytych wód w widłach Taboru i Czarnego Potoku zaczęło rozwijać się uzdrowisko. W 1888 roku wzniesiono gmach „Dworca Gościnnego”, który pełnił funkcję domu zdrojowego, a wokół zaczęły powstawać wille i pensjonaty, wśród nich ujmujące piękną architekturą secesyjną np. „Pod Matką Boską” (obecnie sanatorium „Maria”), czy „Pogoń” i „Leliwa”. Wśród kuracjuszy byli dostojnicy, znani artyści, pisarze i inne postacie. Wśród nich znaleźć można Stanisława Wyspiańskiego, który był tutaj dwukrotnie. Pierwszy raz z żoną i dziećmi od 20 lipca do 24 sierpnia 1901 roku mieszkał na stancji w Desznie. Wyjeżdżając napisał wówczas wiersz „Hej, las rymanowski za mgłą, a mnie dzisiaj jechać do Krakowa...”. Drugi raz przebywał w uzdrowisku na leczeniu sanatoryjnym w lipcu 1903 roku, ale już bez rodziny. Mieszkał w wilii „Leliwa”, gdzie 7 lipca napisał wiersz „Gdy mi przyjdzie ten świat porzucić”:
Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić,
na jakąż nutę będę nucić
melodię zgonu mą wyprawną?
Rzuciłem przecież go już dawno.
Już dawno się przestałem smucić
o rzeczy miłe mnie stracone.
Miałyżby smutki jeszcze wrócić,
kraść, co już dawno ukradzione.
Przecież już dawno się wyzbyłem
marzeń o utraconym raju.
Żyję, by zwało się, że żyłem...
nad jakąś rzeką, w jakimś kraju...
Nad jakąś rzeką, w jakimś mieście,
gdzie ślubowałem ślub niewieście
gdzie dom stworzyłem jej i sobie
z myślą o jednym wspólnym grobie.
A na tym grobie, wspólnym domie,
niechże mi wichr gałązki łomie,
gałązki zeschłe, zwiędłe, kruche
w jesienną deszczną zawieruchę.
Tak samo będę słuchał w grobie,
jak deszcz po świecie pluszcze sobie,
jak słucham deszczu za tą ścianą -
i wiem, że znów się zbudzę rano.
Niechże mi rano słońce świeci,
niech świeci jasno, mocno grzeje
Nad grób niech moje przyjdą dzieci
i niech się jedno z nich zaśmieje.
Stanisław Wyspiański
7.VII.1903, Rymanów
|
Mała kawka na dawnych posiadłościach Potockich. |
O godzinie 13.20 wchodzimy na arterie spacerowe. Zatrzymujemy się w pierwszej napotkanej knajpce na filiżankę kawy i kawałek ciasta, by choć chwilkę pobyć w uroczej miejscowości. Siadamy na zewnątrz na wolnym powietrzu, gdzie panuje mniejszy zaduch. Stąd można pogapić się na spacerujących ludzi, oglądających obrazy i rzeźby na stoiskach lokalnych twórców, czy też siedzących leniwie na łąkach z wystawionymi licami ku słońcu. Jaka przyjemna sielanka panuje tutaj. Koniecznie musimy tu kiedyś przyjechać, poleniuchować, a może przy okazji poznać gospodarzy „Domu pod Lipą”. Obrazy Wzgórz Rymanowskich mamy jeszcze żywe, a nam „dzisiaj jechać do Krakowa” – żal chyba podobny do tego jaki czuł niegdyś Stanisław Wyspiański opuszczający w 1901 roku rymanowskie zdroje – „czemuż mi to oczy zaszły łzą, czemuż słońce za chmury się chowa?”
Dzisiaj czas nam w dalszą drogę do Iwonicza-Zdroju. Dopijamy kawę i o godzinie 13.55 ruszamy. Przechodzimy mostem nad rzeką Tabor, gdzie na skaju Parku Zdrojowego stoi urokliwy kościółek św. Stanisława Biskupa. Szlak wprowadza początkowo ostro na wzniesienie Mogiła, po czym odchodzi na lewo idąc w trawers łagodniej w górę południowym zboczem wzniesienia. Dróżka leśna rozwidla się przed małą kapliczką zawieszoną na drewnianym krzyżu, za którą zbiega się z powrotem.
|
Park w Rymanowie-Zdroju. |
|
Rzeka Tabor. |
|
Kościół św. Stanisława Biskupa. |
|
Rozwidlenie dróg przed kapliczką. |
Słońce staje się bardziej natarczywe, ale korona lasu jest dość szczelna. Leśna dróżka jest szeroka, wydeptana przez spacerowiczów, choć chyba częściej uczęszczana jest dróżka wiodąca na wierzchołek Mogiły. Za znakami naszego szlaku spokojnie i wygodnie obchodzimy wzniesienie od południowej strony. Trudności pojawiają się po drugiej stronie wzniesienia, gdy około godziny 14.40 odbijamy z wygodnej dróżki w dół dolinki. Ten odcinek szlaku jest zrujnowany, raczej nie przez zrzynkę drzew, lecz przez prace nad przebudową drogi. Przedtem była tu wąska, kamienista ścieżka z trudem przeciskała się przez zarośla.
|
Stok Mogiły. |
|
Tu zaczynają się większe trudności - początek zejścia z Mogiły. |
|
Zejście z Mogiły. |
Przez dolinę sączy się potok Świętokrzyski. Momentami rozlewa się na piaszczystą drogę idącą doliną w kierunku Klimkówki. W dolince szlak skręca na prawo. Pysznie brodzimy po płyciźnie potoku. Niebawem jednak szlak odbija w lewo i bardzo stromo wspina się na kolejne wzniesienie, Suchą Górę. Stromo jest do utwardzonego płaju, na którym skręcamy w lewo. Zaraz potem mamy wiatę, gdzie chwilkę odpoczywany, po czym dalej drogą podążamy w okolice wierzchołka wzniesienia. Pobliże wierzchołka przechodzimy około 15.20. Schodząc mijamy kilku turystów, chyba po raz pierwszy od początku naszej trzydniowej wyprawy. Przemierzają Główny Szlak Beskidzki w przeciwną stronę od samego Ustronia.
|
Dolinka potoku Świętokrzyskiego. |
|
Las na Suchej Górze. |
|
Szczytowe partie Suchej Góry. |
|
Las na Suchej Górze. |
Schodzimy do Iwonicza-Zdroju. Po około 5 minutach od kulminacji szlaku na Suchej Górze z prawej mijamy jeden ze starych szybów naftowych. Wkrótce osiągamy dolinę potoku Morwawa. Idziemy dalej wzdłuż tego potoku w kierunku północnym. Jest już dość płasko. Pojawiają się przy drodze pierwsze budynki, Wychodzimy z lasu. Szlak zmienia kierunek na zachodni. Pokonujemy niewielkie wzniesienie idąc skrajem szosy i krótkim zejściem docieramy na ulicę Słoneczną wiodącą do zdrojów Iwonicza-Zdroju, jednego z najstarszych polskich uzdrowisk, znanego już XVI wieku.
Lecznicze walory wód mineralnych występujących w Iwoniczu-Zdroju opisał już w 1578 roku Wojciech Oczko, nadworny medyk Stefana Batorego. W XVII wieku działający tutaj zakład zdrojowy cieszył się dużą popularnością, zarówno w kraju, jak też za granicą, jednak później wraz z upadkiem państwa polskiego Iwonicz-Zdrój zaczął odchodzić w zapomnienie. Dynamiczny rozwój uzdrowiska nastąpił w XIX wieku, gdy pojawili się nowi jego właściciele – hrabiowie Załuscy. Oni wybudowali w pięknym parku pierwszy zakład kąpielowy oraz pensjonaty. Nadali iwonickiemu uzdrowisku charakter europejskiego kurortu.
|
Szyb naftowy na Suchej Górze. |
|
Dolina potoku Morwawa. |
|
Iwonicz-Zdrój. |
Do Iwonicza-Zdroju powrócimy jesienią, kiedy zaczynać będziemy kolejną wyprawę na Główny Szlak Beskidzki. Przejdziemy wówczas przez część uzdrowiskową miasteczka, a potem dalej przez góry Beskidu Niskiego, przez Łemkowszczyznę, na której nie jeden raz zetkniemy się z pamiątkami i kulturą dawnych jej mieszkańców. Niechętnie nam wracać. Pięknie było.
Wiele osób pracowało nad tym, aby ostatnie trzy dni były dla nas wszystkich czasem cennym, do którego będzie nam tęskno. Było mnóstwo pozytywnych przeżyć, emocji, radości i wzruszeń. Dziękujemy za każdą pomoc, udział i zaangażowanie, które wpłynęło na uświetnienie i podniesienie wartości naszego wyjazdu. Jesteście cudownymi ludźmi. Do zobaczenia na kolejnej wyprawie (...o jakże długo będzie nam trzeba czekać).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz