Słońce skwarzy. Na niebie ni jednej chmurki. Aż nie chce się wierzyć, że na dzisiaj zapowiadają opady i burze, i to już w południe, a przed nami długa trasa. Główny Szlak Beskidzki prowadzi głównymi grzbietami pasm Beskidu Sądeckiego. Trzeba przejść blisko 30 kilometrów, żeby zejść do doliny znajdującej się po drugiej stronie grzbietu.
Zawitaliśmy o poranku do Rytra. Jest tak samo słonecznie, a nawet bardziej, niż wczoraj po południu, kiedy kończyliśmy tutaj trasę. Piękna, malownicza dolina, leniwa jeszcze, ale przecież dzisiaj jest niedziela - ludzie nie kwapią się do wczesnej pobudki. Poprad nawet płynie jak od niechcenia, bo musi. Sielankowy spokój. Na stacji stoi skład pasażerski - nie odjeżdża.
Jest godzina 8.20. Ruszamy w drogę. Przecinamy tory kolejowe. Pociąg wciąż stoi i nikt nie kwapi się dać mu znaku do odjazdu. Dróżka momentalnie zaczyna prowadzić ostro pod górkę. Rośnie nam piękno doliny. Z jej zieleni wyłania się rzeka, obok niej szosa i linia kolejowa – trzy różne trakty komunikacyjne. Przez dolinę Popradu zawsze wiodły trakty. W średniowieczu pilnował ich ryterski zamek, którego ruiny widzimy po przeciwległej stronie doliny. Zamek w Rytrze był strażnicą komory celnej nad Popradem. Najstarszą pozostałością tego zamku jest zachowana cylindryczna wieża z końca XIII wieku. Wieża ta wpisała się na stałe w urokliwy krajobraz Rytra nad Popradem, którego historia sięga czasów zamku.
Kiedyś przyjechała tu na wypoczynek Maria Kownacka, popularna pisarka dla dzieci i młodzieży. Było to latem 1955 roku. Zamieszkała w przysiółku Mikruty naprzeciwko kościoła. Miał to być pobyt wyłącznie wypoczynkowy, a okazał się pobytem inspirującym do pracy. Niezwykła okolica Rytra i doliny Popradu, przyroda i krajobrazy, legendy o zamku ryterskim, a także bogaty folklor mieszkańców zauroczył i zainspirował pisarkę. Odtąd Sądecczyzna stała się jej ulubionym miejscem.
|
Stacja kolejowa Rytro. |
|
Dolina Popradu. |
|
Wspinamy się na garb. |
|
Roztoka Ryterska i dolina Wielkiej Roztoki. |
Wspięliśmy się na garb, po którym biegnie wąska asfaltowa droga dojazdowa do domostw rozrzuconych na stokach wzniesień. Stoją wysoko powyżej doliny Popradu, a niegdyś stały jeszcze wyżej. Z prawej widzimy dolinę Wielkiej Roztoki. Chowa się za Jastrzębską Góra (683 m n.p.m.), na której zimą działa popularna stacja narciarska „Ryterski Raj”. W tejże dolinie Wielkiej Roztoki umiejscowiona jest akcja książki Marii Kownackiej „Rogaś z Doliny Roztoki” wydanej w 1957 roku. Książka ta przez wiele lat była lekturą w szkole podstawowej.
O godzinie 9.00 przechodzimy przez Brzozowy Gronik (536 m n.p.m.). To znane miejsce z poprzednich wędrówek. Przechodzący tędy ludzie często zatrzymują się pod rosnącymi dwoma brzózkami, pomiędzy którymi wciśnięta jest deska służąca za ławeczkę. Przystają odpocząć, albo żeby uwiecznić się na fotografii w tym niezwykłym miejscu. Za niedługa szlak schodzi z drogi, tu już gruntowej. Prowadzi pośród ukwieconych łąk pełnych owadów, a potem przez nieduży zagajnik wprowadza znów na gruntową drogę. Mijamy dużą kapliczkę domkową. Dalej droga przechodzi pod starym domem, którego pilnuje nieduży pies. Obszczekuje nas. Uspokaja go gospodyni. Miło jest z nią porozmawiać. Przy domu jest mnóstwo kotów. Upodobały sobie go, jak też życzliwą gospodynię. Każdy ma swoje imię, każdy ma swój charakter i zwyczaje. Nie ma dwóch takich samych – mówi gospodyni – ten na przykład to Hrabianka, tak na tego mówię. – A to dlaczego? – Bo przebiera w jedzeniu, zjada tylko szynkę i nie chce się innego jedzenia chwycić – wyjaśnia kobieta.
|
Kapliczka. |
Podążamy dalej przez malownicze łąki z rosnącymi na nich dzwonkami skupionymi (
Campanula glomerata L.). W trawie dostrzegamy wyjątkowo dziwną pajęczynę uplecioną na kształt lejka. Zwężający się do wąskiej rurki lejek pajęczyny niknie zagłębiając się w trawie. Na końcu tej rurki siedzi właściciel, a zarazem twórca niezwykłej sieci. Czeka, aż na szerokim przedzie pajęczyny wyląduje potencjalna ofiara, a wtedy natychmiast wybiega ze swej kryjówki, by wstrzyknąć ofierze jad. Pająk, który skrywa się w tej pajęczynie pochodzi do rodziny Lejkowcowatych (Agalenidae) i najprawdopodobniej jest to lejkowiec labiryntowy (
Agelena labyrinthica).
|
|
Dzwonek skupiony (Campanula glomerata L.) |
|
Pajęczyna lejkowca labiryntowego (Agelena labyrinthica). |
|
Latolistek cytrynek (Gonepteryx rhamni). |
|
Widok w kierunku Makowicy. |
Na niebie pojawiają się pojedyncze chmurki. Przybierają pozycje wertykalne. Wydają się tkwić w bezruchu, bo jest bezwietrzne i duszno. Wchodzimy do lasu - od razu robi się chłodniej, jakby bardziej rześko. Wstępuje w nas odrobina świeżości, dodatkowych sił. Chcieliśmy odwiedzić Andrzeja, znajomego gazdę z Kordowca. Ciekawe, czy nas jeszcze pamięta, bo nie widzieliśmy się już kilka lat. Wiemy, że to spotkanie musimy przełożyć na inną wędrówkę. Od idącego w przeciwną stronę turysty dowiedzieliśmy się, że wybrał się z rana na swoją wędrówkę do słowackiej Litmanowej. O godzinie 10.00 przystajemy na chwilkę w obejściach jego chaty zwanej „Kordowiec” od nazwy góry na której stoi. To stary budynek. W latach 1961-76 działała w niej szkoła, przeniesiona z innego, jeszcze wyżej położonego miejsca w tych górach. W 1974 roku uczęszczało do niej dziewięcioro dzieci. Szkołę zlikwidowano dwa lata później ze względu na spadającą liczbę pierwszoklasistów i trudności związanych ze znalezienie nauczycieli, którzy chcieliby pracować w tak trudnych warunkach. Po opuszczeniu ostatniego mieszkańca budynek zaczął niszczeć, aż do 1998 roku, kiedy pojawił się tutaj Andrzej Kolbusz, który urządził w nim niewielkie, ale jakże klimatyczne schronisko dla miłośników górskich wędrówek. Taką funkcję pełni do dziś, ale jego gospodarz wyruszył na wędrówkę, o czym wcześniej już wspominaliśmy. Popatrzymy sobie tylko spod budynku dawnej szkoły na dolinę Popradu, Beskid Wyspowy i pobliskie Pasmo Jaworzyny i wracamy na szlak.
|
Chata Kordowiec. |
|
Kordowiec (763 m n.p.m.). |
Zaraz po powrocie na szlak mijamy wierzchołek Kordowca (763 m n.p.m.). Droga, która nas prowadzi skręca na prawo w kierunku południowo-zachodnim. Po 10 minutach wchodzimy na polanę Poczekaj. Stoi na niej drewniana kurna chata. Ostatnia lokatorka tej chaty, pani Ludwika Nowakowa zmarła w 2013 roku. Była jedną z ostatnich prawdziwych Góralic. Dziesięć lat wcześniej Wanda Łomnicka-Dulak pisała dla niej wiersz oddający hart jej ducha:
Babci Ludwice Nowakowej
Na Osiemdziesiąte Urodziny
Babko – co na wirchak jesce gazdujecie
samiusieńko jedna jako toten palec
zaziyrom we Wase wesolućkie łocy
i z całego serca scyrze Boga kwole.
Cały świat pagórzasty zdeptały Wase nogi
telo psiorek i mechów nisko się kłaniało
telo leśnyk sumów smrekowych śpiywanek
do snu wysokiego Babke kolybało.
A tote rącyny – kieloz przerobiuły
na ubocacf po lasak i koło zywiny
nic Wom już nie dziwne i nic już nie straśne
kiej wiater głos niesie w nojdalse doliny.
Kieloz ludzi przesło ścizkom pod bukami
ponieftóre na wyśniom wiekuistom strone
ponieftóre ino na drózki spominek
i na banuwanie z serca nieskońcone.
Wase łojcy cejco z chojcem widuwały
z potoków ślicoty kieby tęca piuły
Dej Wom Boze Babko coby jak najdłuzy
po góraf Wos sarnie nózecki nosiuły.
Wanda Łomnicka-Dulak
Piwniczna-Zdrój, 7.09.2002 r.
Dom dalej stoi, ale wykorzystywany jest wyłącznie letniskowo. Dawniej na tej i innych polanach stało więcej domostw, które utrzymywały się w pasterstwa i gospodarki rolnej. Ludzie radzili sobie z trudnymi warunkami bytowania, ale po wojnie zaczęli stopniowo przenosić się do dolin, gdzie można było żyć łatwiej, choćby dlatego, że w domach był prąd i doprowadzona bieżąca woda. Tam też młodzi ludzie znajdowali większe możliwości zarobkowe. Po za tym tradycyjna gospodarka stawała się już w tamtych czasach nieopłacalna. Polana nie jest już uprawiana, wypasana, ani koszona. Stoi na niej jeszcze jeden znacznie nowszy dom drewniany, ale też wygląda na rzadko użytkowany. Polana Poczekaj jest jednak uroczym punktem widokowym na grzbiet Jaworzyny znajdujący się za doliną Popradu.
|
Polana Poczekaj. |
Grzbiet nieco obniża się, po czym znów podnosi. Przechodzimy kolejną polanę o nazwie Stus, zwaną też Stos. W porównaniu do swej pierwotnej wielkości jest już nieduża. Zarasta ją las. Widząc te lasy, trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno Beskidom groziło zupełne wylesienie. W czasach osadnictwa ludzie przesuwali się co raz wyżej w góry przystosowując tereny pod uprawy i wypas. Od połowy XX wieku wygląd Beskidów zaczął się zmieniać. Gdybyśmy cofnęli się w czasie do tamtych lat, być może nie rozpoznalibyśmy tych samych miejsc, w których się znajdujemy obecnie.
Za niedługo rozpoczynamy ostrzejsze podejście stoku porośniętego wysokim lasem bukowym, z domieszką młodych jodeł. Podejście to wprowadza nas na polanę Niemcowa, gdzie wciąż stoi jeszcze jedno gospodarstwo państwa Wielochów. Ogrodzone jest drewnianym płotem. Za domem mieszkalnym stoją budynki gospodarcze i szereg ziemianek do przechowywania produktów rolnych. Jest to jednak gospodarstwo sezonowe. Na zimę gospodarze schodzą do doliny, do Rytra. Podobnie jak na niżej położonych polanach również i na Niemcowej istniało dawniej wiele gospodarstw, których mieszkańcy żyjąc bardzo skromnie, utrzymywali się z uprawy ziemi, pasterstwa i zbieractwa. Rozrzucone wzdłuż grzbietu domostwa ciągnęły się niemal do samego szczytu Niemcowej.
|
Podejście na Niemcową. |
|
Polana Niemcowa. |
Wśród traw, wypatrzeć jeszcze można kamienne pozostałości podmurówek, piwnic. W górnych częściach Niemcowej są jeszcze ślady szkoły uwiecznionej przez Marię Kownacką w książce pt. „Szkoła nad obłokami”, wydanej w 1958 roku. Oprócz szkoły i uczęszczających do nie dzieciaków Kownacka przybliża w niej niełatwe życie, jakie przyszło wieść ludziom tutaj. Szkoła na Niemcowej funkcjonowała od 1937 do 1961 roku (z przerwą w okresie lat wojennych). Była to najwyżej położona szkoła w Polsce na wysokości 1026 m n.p.m. W miejscu, w którym niegdyś stała szkoła nad obłokami, znajduje się pamiątkowa tablica. Takich szkół nad obłokami na Sądecczyźnie nie ma już dzisiaj. Szkoła na Niemcowej pozostała w zamierzchłej krainie, którą trudno sobie w dzisiejszych czasach wyobrazić. Namacalna pozostała jednak piękna przyroda i urok tych gór, pociągający do wędrówki.
|
Tu stała szkoła (Szkoła nad obłokami). |
|
Tablica pamiątkowa „Szkoły nad obłokami”. |
Kilka minut drogi od Niemcowej mamy kolejną polanę - rozległy Trześniowy Groń, z którego rozpościerają się rozległe widoki na Pasmo Jaworzyny, Góry Lubowelskie, czasami na Tatry, a dzisiaj także na piętrzące się chmury, które przybliżają się ku nam z południowego-wschodu. O godzinie 11.00 przechodzimy przez szczytowe partie polany sięgające prawie do samego wierzchołka Trześniowego Gronia (995 m n.p.m.). Nazwa „trześnia” dla polany i szczytu jest nazwą ludową. Oznacza dzikie czereśnie, które są dość częstymi drzewami spotykanymi w górach.
|
Goździk kropkowany (Dianthus deltoides L.). |
|
Szlak na Trześniowy Groń. |
|
Polana Trześniowy Groń. |
|
Sromotnik smrodliwy (Phallus impudicus L.), zwany też sromotnikim bezwstydnym. |
Deszcz wkrótce nas dopada. Niezbyt duży, ale wymusza założenie peleryn. Za niedługo przechodzi, znów robi się gorąco, choć chmury wiszą juz nad nami często przysłaniając słońce. Przechodzimy Międzyradziejówki (1035 m n.p.m.) i około 11.50 wchodzimy na przełęcz między Małym Rogaczem (1162 m n.p.m.) i Wielkim Rogaczem (1172 m n.p.m.). Po krótkiej przerwie podążamy dalej. Obchodzimy wierzchołek Wielkiego Rogacza od południowego-zachodu. Z lewej mamy ładny widok na Pieniny i Tatry. Pełzają nad nimi ciemnogranatowe chmury. Stromym stokiem schodzimy na przełęcz Zawór, zwaną również Żłóbki (1106 m n.p.m.). Podwójne nazewnictwo przełęczy wzięło się stąd, że mieszkańcy Rytra używali nazwy Żłóbki, zaś mieszkańcy Jaworek używali nazwy Zawór lub Zawór Ryterski.
Przed nami wznosi się Radziejowa. Pokazywała się nam już wcześniej m.in. ze stoków Międzyradziejówki. Szlak wprowadza nas bardzo szybko na jego strome stoki. Dróżka pokryta jest dużym kamieniem. Podejście prowadzi częściowo odkrytym terenem, porośniętym niskimi świerkami. Wypłaszczona wierzchowina porośnięta jest już dorodnymi, wysokimi świerkami. O godzinie 12.25 jesteśmy już na szczycie Radziejowej (1266 m n.p.m.). Jest to najwyższy szczyt w Beskidzie Sądeckim. Stoi na niej drewniana wieża widokowa, ale nieczynna ze względu na starość. Oprócz wieży jest tutaj betonowy obelisk i pomnik 1000-lecia Polski.
|
Widok na Rzdziejową. |
|
Widok w kierunku Pienin Właściwych ze stoku Wielkiego Rogacza. |
|
Widok w kierunku Malych Pienin ze stoku Wielkiego Rogacza. |
|
Nieco powyżej przełęczy Żłobki (1106 m n.p.m.) |
|
Podejście na Radziejową. |
|
Las na Radziejowej. |
|
Radziejowa (1266 m n.p.m.). |
|
Złomisty Wierch Pd. (1218 m n.p.m.). |
Zaniosło się chmurami na niebie. Długo nie odpoczywamy na szczycie Radziejowej. Opuszczamy go o godzinie 11.40. Dróżka łagodnie po tej stronie schodzi w dół przez gęsty las, z którego wychodzi przed mało wyraźnym szczytem Małej Radziejowej (1207 m n.p.m.), porośniętej młodym lasem. Przechodzimy przez łagodne siodełko Przełęczy Długiej (1166 m n.p.m.) i po trzynastej rozpoczynamy krótkie podejście na Bukowinę (1209 m n.p.m.). Szlak od Małej Radziejowej obrośnięty jest młodym lasem, nasadzonym po wycince związanej z atakiem szkodników - w 1976 roku pojawiła się tutaj zasnuja wysokogórska, a potem na osłabionych drzewach zaczął żerować kornik drukarz.
|
Złomisty Wierch Pd. (1218 m n.p.m.). |
Las jest młody, dość gęsty. Daje schronienie w czasie burzy, która dopada nas na podejściu przed szczytem Bukowiny. Nie mamy innego wyjścia, jak przysiąść nisko między drzewami i przeczekać w bezruchu. Burza nie trwa zbyt długo. Bywało gorzej. Po dwudziestu minutach przechodzi. Oddala się na północny zachód. Ruszamy zatem. Przechodzimy Bukowinę, po czym przechodzimy przez nieodległy Złomisty Wierch, najpierw przez południowy wierzchołek. Złomisty Wierch składa się z dwóch wierzchołków. Przechodząc przez ten pierwszy, w znacznej części ogołocony z lasu widzimy z lewej potężny maszt antenowy na Prehybie. Tam czeka schronienie i strawa, to nasz półmetek, choć w rzeczywistości Prehyba leży bliżej końca naszej dzisiejszej trasy. Zostało nam jeszcze około 2 kilometry drogi do pokonania. Między wierzchołkami Złomistego Wierchu szlak zmienia kierunek z północnego na zachodni.
Za północnym wierzchołkiem Złomistego Wierchu (1215 m n.p.m.) jest już blisko schronienia. Chwilkę później wchodzimy na Halę Przehyba. O czternastej gościmy w schronisku. Schronisko PTTK na Przechybie (1175 m n.p.m.) to nasz punkt zborny. Kto szybciej szedł zdążył przybyć tu przed burzą, kto szedł wolniej, teraz ma okazję osuszyć pelerynę. Korzystamy z gościnności przytulnego schroniska. Posilamy się strawą i ciepłą herbatą. Odpoczywamy.
|
Złomisty Wierch Pn. (1226 m n.p.m.). Widok na Prehybę. |
|
Złomisty Wierch Pn. (1226 m n.p.m.). |
|
Widok na południe w kierunku Wysokiej. |
|
Hala Prehyba. |
|
Schronisko PTTK na Przechybie (1175 m n.p.m.). |
O godzinie 15.10 wyruszamy w dalszą drogę. Wychodzimy ze schroniska, spoglądamy na południe, gdzie widać Pieniny i Tatry. Gęstość chmur zmniejszyła się, ale możliwość wystąpienia deszczu, czy burzy wciąż istnieje. Mijamy potężną, 87-metrową wieżę RTON Przechyba. Ma bardzo zróżnicowany zasięg transmisyjny i chyba dość zaskakujący. W kierunku północnym przekracza nawet 100 kilometrów, sięgając południowych krańców województwa świętokrzyskiego. Istnieją jednak miejsca bardzo bliskie, jak Krynica-Zdrój, czy Szczawnica, w których pojawiają się problemy z odbiorem sygnału z tej anteny ze względy na ukształtowanie terenu.
Za niedługo przechodzimy wierzchołek Przehyby. W literaturze, na mapach spotyka się zróżnicowane jego nazwy, jak również w odniesieniu do znajdującej się na wschodzie Wielkiej Przehyby, czy hali rozciągającej się pomiędzy tymi wierzchołkami. Spotyka się określenia Prehyba, czy Przechyba. Dawniej u Rusinów zamieszkujących Ruś Szlachtowską funkcjonowała również nazwa Perehyba.
Po niedługim marszu osiągamy wierzchołek Skałka (1163 m n.p.m.). Szczyt ten leży w potężnym masywie, który posiada jeszcze dwa niższe wierzchołki. Czerwony szlak przechodzi przez te wierzchołki, czego nawet nie zauważamy, ponieważ kulminacje te oddzielone są bardzo płytkimi przełęczami. Jedynie ten najwyższy jest zaznaczony starym, betonowym trójnogiem geodezyjnym. Postawiony jest na skałkach wieńczących szczyt. Na północnym zboczu znajdują się inne, efektowne skałki, z których jedna przypominająca kształtem krzesło z oparciem zwana jest Kamieniem św. Kingi. Jest ona pomnikiem przyrody, a jednocześnie przedmiotem jednej z legend o Świętej Kindze, która w 1285 roku miała na tym kamieniu odpoczywać, w trakcie ucieczki przed Tatarami w Pieniny. Ze szczytu Skałki trudno dotrzeć do Kamienia św. Kingi ze względu na sporą stromość stoku. Najlepszą drogą dojścia do niego jest droga dojazdowa do schroniska na Przehybie z Obidzy.
|
Skałka (1163 m n.p.m.). |
Dobrze maszeruje się długim grzbietem masywu Skałki. dzisiaj jest porośnięty lasem, ale dawniej wzdłuż naszego szlaku ciągnęły się przez 2 kilometry hale pasterskie. W tamtych czasach o tej porze roku słychać tu było dzwoneczki pasterskie, a zatrzymując się u bacy na żętycę można było posłuchać opowieści o skarbach i zbójnikach. W latach 1824-1910 na halach tych wypasał znany w okolicach Tomasz Guszkiewicz „Gruś”, uznawany przez miejscowych za czarownika. Droga przez Skałkę jest bardzo wygodna do chwili, kiedy musimy już definitywnie zejść z masywu. Dwukrotnie grzbiet opada ze znaczną stromością.
O godzinie 16.30 osiągamy silnie wciętą przełęcz, za którą wznoszą się już niższe wzniesienia. Najpierw mamy Rokitę (898 m n.p.m.), niewybitne wzniesienie, którego wierzchołek obchodzimy dróżką leśną od strony południowo-wschodniej, a tym samym na moment zmieniamy kierunek marszu. Idziemy na południowy zachód, po czym przed Kubą (888 m n.p.m.), kolejnym wzniesieniem na naszym szlaku wracamy do kierunku zachodniego. Oba te wzniesienia są bardzo malownicze, poryte są głównie górskimi łąkami, z których rozciągają się przepiękne widoki. Obszar, na którym się obecnie znajdujemy jest wyjątkowy pod względem krajobrazowości, włącznie z Przełęczą Przysłop (832 m n.p.m.), leżącą zaraz za wzniesieniem Kuby.
|
Ostre zejście ze Skałki. |
|
Przełęcz między Skałką i Kubą. |
|
Widok w kierunku Koziarza i Błyszcza. |
|
Widok w kierunku Koziarza i Błyszcza. |
Przełęcz Przysłop to polana i przysiółek należący obecnie do Szczawnicy (dawniej należał do Obidzy). Życie pachnie tutaj sielanką, choć w zimie nie jest ono z pewnością łatwe. Kiedyś jeden z mieszkańców powiedział nam, że zima jest tu do przetrwania, trzeba tylko dobrze się do niej przygotować. Ludzie mieszkają tu w niczym nie zmąconej ciszy i spokoju. Nie zamieniliby tego miejsca na żadne inne. Ich mała Ojczyzna jest właśnie tutaj. Jednak nie zawsze ludzie żyli tutaj w takim spokoju, o czym przypominają pamiątki z okresu II wojny światowej. Na środku przełęczy stoi pomnik upamiętniający partyzantów, którzy zginęli w lutym 1944 roku podczas ucieczki z niemieckiej obławy. Poniżej przełęczy, na południowych stokach Kuby mamy piękna kaplicę wzniesioną w stylu podhalańskim - urzeka wyglądem, ale jej historia przenika dramatem istnień ludzkich. Została wzniesiona w miejscu, gdzie dawniej stał dom rodziny Fijasów. W grudniu 1944 roku spalili go Niemcy wraz z 6-osobową rodziną znajdującą się w środku. Zrobili to w odwecie za nieudaną obławę na stacjonujący tutaj oddział partyzancki. Obław takich było więcej, niemal za każdym razem nieudanych, bo mieszkańcy Przysłopu pomagali partyzantom, żywili i dawali nocleg. Zatrzymywali się tutaj również kurierzy z ludźmi przeprowadzanymi przez granicę. Mieszkańcy Przysłopu za udzielaną partyzantom pomoc często płacili życiem.
|
Przełęcz Przysłop. |
|
Kaplica partyzancka na Przysłopie. |
|
Przysłop. |
O godzinie 17.00 opuszczamy siodło Przełęczy Przysłop i zaczynamy wspinać się co raz bardziej stromo na Dzwonkówkę. Wznosi się ponad przełęczą, a wierzchołek znajduje się niedaleko. Z wielu punktów podejścia odsłania się nam śliczny widok na Przesłop, Kubę i Rokitę, Skałkę, za która widać maszt RTON Przehyba. O godzinie 17.30 przechodzimy przez zalesiony szczyt Dzwonkówki (983 m n.p.m.). Na szczycie wśród drzew usypany jest nieduży kopczyk z kamieni obrośniętych mchem. Na kopczyku umieszczono niewielki obelisk z medalionem przedstawiającym wizerunek Jana Pawła II. Pod medalionem wyryto rok jego śmierci. Miejsce to zdobi kilka kwiatów.
|
Dzwonkówka (983 m n.p.m.). |
Dalsza wędrówka przebiega opadającym i zalesionym grzbietem. Nazwa Dzwonkówka wspomina pasterskie dzwonki, jakie nosiły pasące się owce, czy krowy. Polan na których się one pasły już właściwie nie ma tutaj, pozostały tylko nieduże ich skrawki. niewielu pozostało też już gospodarzy zajmujących się gospodarką pasterską. Na całej dzisiejszej trasie, tylko na Przysłopie widzieliśmy niewielkie stadko owiec, kilka krów. Beskidy powoli zamieniają się w takie, jakie były przed pojawieniem się wołoskich pasterzy, którzy nadali Beskidom swoisty etnos góralski. Wielka, niedostępna karpacka puszcza nie ma jednak szans na odrodzenie się, bo ludzie nauczyli się żyć w trudnych warunkach górskich. Z kolei licznie wędrujący tędy turyści nauczyli się dostrzegać i szanować piękno tego niezwykłego ekosystemu - góry, las, ludzie muszą tutaj współistnieć.
|
Nieduża polana. |
|
Droga z Dzwonkówki. |
|
Stok Gronia. |
A na niebie do łask wraca słońce, dla którego co raz częściej rozwierają się chmury. Burza już nam raczej nie grozi, gdy po godzinie 18.30 wychodzimy na otwarte tereny, na stoki opadające do doliny Dunajca. Słychać już odgłosy dużej osady leżącej nad rzeką. Podczas pamiętnej wędrówki z 2012 roku aura była mniej przychylna. Burza zatrzymała nas przed wejściem na te widokowe łąki, przytrzymała w młodnikach lasu, ale w końcu wpuściła do Krościenka nad Dunajcem, wsi leżącej na styku trzech pasm górskich - Beskidu Sądeckiego, Pienin i Gorców. Cały czas wspominamy sobie tamtą wędrówkę, bo przecież ta wiedzie dokładnie jej śladami. Wtedy, w 2012 roku było to nasz kolejny dziesiąty dzień wędrówki od początku Głównego Szlaku Beskidzkiego w Wołosatym. Teraz jest inaczej, bo przyglądamy się bardziej pięknu tego szlaku i ludziom, którzy zamieszkują te góry. Spotykamy z nimi, znajdujemy czas i otwieramy się na poznanie.
Schodzimy z ostatniego wzniesienia na naszej trasie, Stajkowej (706 m n.p.m.). Na jej stokach znajdują się źródła wód mineralnych (szczawy) objęte ochroną. Przed nami wspaniały krajobraz. Z lewej widzimy już niepowtarzalne Pieniny, na wprost Gorce, również niepowtarzalne, w których zachowały się jeszcze spore połacie pasterskich polan, bo przecież z całych polskich Beskidów, właśnie Gorce były najintensywniej użytkowane pastersko.
|
Przed doliną Dunajca. |
|
Stajkowa (730 m n.p.m.). |
|
Kapliczka wotywna pw. Przemienienia Pańskiego na Zawodziu. |
|
Ulica Zdrojowa. |
|
Most nad Dunajcem. |
|
Dunajec i kościół Chrystusa Dobrego Pasterza. |
O godzinie 19.10 przechodzimy mostem nad Dunajcem. Jesteśmy już w Gorcach. Czekają na nas piękne gorczańskie polany, góry niepowtarzalne, lubiane i bardzo znane. Wakacje przeminą i udamy się na wędrówkę przez świat gorczańskich polan, spotkamy z gorczańskimi góralami, oddamy typowej turystyce wędrownej. Weźmiemy dobytek na plecy i przemierzać będziemy całą długość Gorców. Dzisiaj nad Dunajcem kończymy wędrówkę przez Beskid Sądecki, udaną, choć męczącą.
Piękna wyprawa. Zaczęłam chodzić po górach w tym roku i dla mnie póki co przejście 15km jest ogromnym wyczynem, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mogła robić takie trasy.
OdpowiedzUsuńZdjęcia widoków bezcenne:) No i ten zachód słońca O.O
OdpowiedzUsuń