Dzisiaj trasa nie wymaga dojazdu autokarem. Ruszamy na nią wprost ze Zdyni z naszej bazy „U Zosi”. Przez lekko przychmurzone niebo wydawało się, że będzie dzisiaj chłodniej, ale jest tak samo ciepło jak w poprzednie dni. Chmury rozpływają się. Za jakąś godzinę powinny odejść zupełnie. Dopisuje pogoda, wręcz rozpieszcza nas podczas tegorocznej Wielkiej Majówki.
Przez ostatnie dni przemierzaliśmy Beskid Niski kontemplując się jego przyrodą, ale też nawiązując do kwitnącej tu niegdyś łemkowskiej kultury. Beskid Niski jest piękny, cichy i spokojny - taki jest teraz, choć kiedyś został nasączony krwią. Obie wojny światowe silnie odcisnęły swe piętno. II wojna światowa, a przede wszystkim akcja „Wisła” zmieniła zupełnie oblicze tych gór, kiedy nagle zniknęli żyjący w nich ludzie. Beskid Niski stał się też pochówkiem dla tysięcy ofiar tzw. Wielkiej Wojny. Piękny, cichy Beskid Niski zmusza do refleksji.
POGODA:
TRASA:
Zdynia-Ług (475 m n.p.m.)
Rotunda (771 m n.p.m.)
Regietów (535 m n.p.m.)
Kozie Żebro (847 m n.p.m.)
Hańczowa (450 m n.p.m.)
OPIS:
Spotykamy się po siódmej na jadalni. Zabieramy dodatkowy ekwipunek i wsad na ognisko, które chcemy rozpalić podczas postoju na trasie wędrówki. Wychodzimy o godzinie 7.20. Czerwony szlak okala naszą bazę schodząc z głównej szosy na boczną drogę prowadzącą wprost do doliny rzeki Zdynianka. Rzekę przechodzimy mostem. Idziemy dalej wzdłuż lewego brzegu rzeki, po czym odbijamy na dróżkę prowadzącą w górę malowniczego wzniesienia pokrytego polami i łąkami. Wkrótce mamy z niego ładny widok na dolinę Zdynianki, wzniesienia po drugiej stronie doliny wraz z Popowymi Wierchami, które pokonywaliśmy wczoraj.
Na źdźbłach traw wystających z dróżki przycupnął rusałka admirał (
Vanessa atalanta). Motyl ten zwykle unika otwartych przestrzeni. Woli sady i ich przejrzałe owoce, gruszki i śliwy z których wypijają soki. Ten tutaj chłodzi się zimną kroplą porannej rosy, bo choć godzina jeszcze wczesna, słońce zaczyna wyglądać zza chmur rozgrzewając powietrze.
|
Zdynia-Ług. Odejście w górę stoku. |
|
Przez łąki z widokami na dolinę Zdynianki. |
|
Rusałka admirał (Vanessa atalanta). |
O godzinie 7.50 wchodzimy na lesną ścieżkę. Otwarte przestrzenie zostawiamy za sobą, przysłonięte wpierw młodnikami, później lasem liczącym z pewnością nie więcej niż 100 lat. Na początku XX wieku góra ta w większości była pozbawiona lasu. Użytkowana przez mieszkających u jej podnóża Łemków z Regetowa leżącego z drugiej strony góry, czy też Ługu, dawnej osady stanowiącej obecnie przysiółek Zdyni. Góra ma kształt dość regularnej kopy, nieco tylko wyciągniętej w kierunku doliny Zdynianki. Owalny kształt przyczynił się do nadania jej nazwy Rotunda.
Na szczyt Rotundy (771 m n.p.m.) docieramy o godzinie 8.20. Stoi na nim niecodzienna mogiła - jedna z wielu takich w Beskidzie Niskim i pogórzach tego pasma, ale będąca zarazem ewenementem w skali światowej. Mogily takie powstały w latach 1915-18 na terenie byłego austriackiego okręgu wojskowego „Galicja Zachodnia”, po definitywnym odejściu frontu, kiedy zastanawiano się jak trwale i godnie upamiętnić poległych żólnierzy. Na terenie działań wojennych istniało mnóstwo prowizorycznych grobów, które wymagały likwidacji i przeniesienia zwłok na cmentarze wojskowe.
|
Na skraju lasu. |
|
Leśna droga na szczyt Rotundy. |
W maju 1915 roku rozegrała się na terenie Beskidu Niskiego przełomowa batalia I wojny światowej - operacja gorlicka. W jej wyniku wojska rosyjskie zostały wypchnięte na wschodni skraj Galicji. Wcześniej w trakcie trwających działań wojennych trudno było zapewnić godziwy pochówek poległym. Dopiero po operacji gorlickiej, kiedy front przesunął się na wschód, a Rosjanie nie byli w stanie już zagrozić, pojawiła się koncepcja zbiorowych mogił. Powołany został Oddział Grobownictwa Wojennego, którego zadaniem takie zaprojektowanie miejsc pochówku i pamięci, aby były zespolone z naturalnym, przyrodniczym i kulturowym krajobrazem regionu. Było to przedsięwzięcie o ogromnej skali i rozmachu. Obejmowała 60 829 poległych. Wcześniej należało przeprowadzić identyfikację zwłok, co nie zawsze było możliwe za pomocą znaczka identyfikacyjnego i nierzadko posługiwano się w tym celu również listami, fotografiami, notatkami, czy innymi przedmiotami znalezionymi przy poległych. Obszar prac podzielony został na okręgi cmentarne, na czele którego stał oficer z wykształceniem inżynierskim lub artystycznym. W trakcie lata 1915 roku powstały pierwsze szkice i rysunki cmentarzy, zaczęto pozyskiwać tereny pod ich budowę. Do wielu miejsc budowy należało wybudować drogi dojazdowe. Na ogół cmentarze lokowano w miejscach eksponowanych, na zboczach lub wierzchołkach wzniesień, aby widoczne z daleka stanowiły przestrogę przed wojną.
Przedsięwzięcie budowy cmentarzy nie zostało do końca zrealizowane na skutek rozpadu monarchii austro-węgierskiej i prace nad nimi definitywnie przerwano we wrześniu 1918 roku. Nie mniej ogrom włożonej pracy i jej efekty imponują do dzisiaj, choć wiele z tych cmentarzy podupadło nie mając instytucjonalnej opieki. W latach międzywojennych były licznie odwiedzane, ale II wojna światowa i wysiedlenia ludności łemkowskiej z Beskidu Niskiego spowodowały zacieranie pamięci o tych miejscach, a także naturalne ich zarastanie lasami. Cmentarz na Rotundzie po latach doczekał się renowacji, dzięki Komitetowi Odbudowy Cmentarza Wojennego na Rotundzie, powołanemu z inicjatywy Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich w Warszawie.
Jest jednak wiele innych zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych, które czekają na renowację i opiekunów. Są na nich mogiły również Polaków, którzy często w tamtej wojnie stanąć musieli naprzeciw walcząc we wrogich mundurach. Są to pomniki walki i męczeństwa, ale też polskiego zwycięstwa w walce o niepodległość, bo ostatecznie i taki skutek miała I wojna światowa.
|
Cmentarz wojenny nr 51 „Rotunda”. |
Cmentarz wojenny nr 51 „Rotunda” zaprojektował wybitny słowacki projektant Dušan Jurkovič. Pochowano na nim 42 żołnierzy austro-węgierskich oraz 12 rosyjskich poległych w lutym i marcu 1915 roku. Cmentarz na Rotundzie utworzono na planie koła. Otoczono go kamiennym murkiem, we wnętrzu stoją krzyże i 5 wysokich drewnianych wież zwieńczonych krzyżami przypominającymi stylistyką wieże łemkowskich cerkwi. Na centralnej, najwyższej wieży odnajdujemy inskrypcję (miał taką każdy cmentarz, a każda była inna). Ta na Rotundzie wykuta jest na kamiennej tablicy z krzyżem maltańskim i jest czterowierszem napisanym w języku niemieckim przez Hansa Hauptmanna. W tłumaczeniu brzmi on:
Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały –
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały.
|
Brama na cmentarz wojenny. |
|
Krzyże na Rotundzie. |
O godzinie 8.55 zaczynamy schodzić do doliny Regietówki. Dróżka wiedzie na początku łagodnie przez ładny bukowy las. Sprowadza nas z kopuły szczytowej góry do stromszego, ale krótkiego uskoku stoku. Dalej już leśną drogą opuszczamy stok góry. O godzinie 9.15 rozpoczynamy biwak, korzystając z obiektów studenckiej bazy namiotowej „Regietów”.
|
Zejście z Rotundy do Regetowa. |
W każdej wędrówce trzeba znaleźć chwilę na przystanek i odpoczynek - na szlaku, w schronisku, czy przy ognisku. Ludzi gór łączy nie tylko zamiłowanie i pasja, swoista kultura bycia i obcowania z naturą, a także nieprzeciętna życzliwość i przyjaźń przerastająca ich poglądowe różnice, religie, granice pokoleniowe i wszelkie inne, jakie można by jeszcze długo wymieniać. Wyrazem tego jest właśnie spotkanie, na którym wspólnie wsłuchujemy się w opowieści, oglądamy fotografie, deklamujemy wiersze lub śpiewamy wspólnie piosenki będące wyrazem zachwytu urokami przyrody i krajobrazu, uzewnętrzniającymi radość z bycia razem w braterskim kręgu wokół ogniska.
Góry to świat wyjątkowy, wypełniony autentyzmem, ekspresją, pięknem zmuszającym do mistycznych uniesień i refleksji. Wędrówka, góry, obcowanie z przyrodą już dawno temu stały się stylem życia, pozwalającym cieszyć się jego pełnią, mimo wszelakich niewygód, jakie pojawiają się podczas takiej wędrówki, czy też pomimo konieczności dostosowania się i radzenia sobie w specyficznych warunkach górskich. Do końca Głównego Szlaku Beskidzkiego pozostał nam jeszcze spory dystans. Drogowskaz na drzewie podaje, że za sobą mamy 222 km, do Ustronia zostało 296 km. Wygaszamy zatem ognisko, zalewając go wodą z pobliskiego źródełka i o godzinie 10.40 ruszamy w dalszą drogę.
|
Dolina Regietówki. |
|
W bazie „Regietów”. |
|
Ognisko już dogasa. Grupa zaraz ruszy w dalszą drogę. |
|
Studencka baza namiotowa „Regietów”. |
|
Rusałka kratkowiec (Araschnia levana). |
Przekraczamy potok Regietówka. Poprowadzono przez niego drogę z przepływem, ale jeszcze niedawno przerzucona była przez niego chwiejna kładka. Teraz to jest łatwizna, ale wcześniej z kładką było jakoś bardziej swojsko. Po drugiej stronie potoku biegnie do niego równoległa droga. Skręcamy na niej w prawo w kierunku Regietowa. Idziemy kilkadziesiąt metrów, po czym schodzimy z drogi na odchodzącą w lewo drogę gruntową. Idziemy w kierunku kolejnego szczytu początkowo dość płasko. Za nami pokazuje się Rotunda porośnięta gęstym lasem. Chwilę później sami wchodzimy do lasu rosnącego na stokach Koziego Żebra. Trochę dalej stok jest co raz bardziej stromy, niebawem podejście staje się wymagające i forsowne.
|
Początek drogi na Kozie Żebro. |
|
Widok na Rotundę. |
Podejście wschodnim stokiem Koziego Żebra znane jest w Beskidzie Niskim, podobnie jak zachodni stok Lackowej, który jest jeszcze bardziej stromy, ale krótszy od tego, który teraz pokonujemy. Ktoś pozostawił na podejściu czerwony rower. Stoi oparty drzewo. Może ten ktoś nie miał już siły dociągnąć nim do szczytu, a może bał się zjeżdżać w dół, a może pozostawił inny turystom, którzy chcieliby się nim wesprzeć. Jest całkiem, całkiem - ma nawet przerzutki, ale tylko poprzymierzaliśmy się do niego. Niech sobie stoi dalej pod drzewem i czeka na kogoś chętnego.
Ciągniemy z mozołem dalej do góry na butach. Mija 11.45, kiedy nachylenie stoku wyraźnie łagodnieje. Wchodzimy na kopułę szczytową i kilka minut później osiągamy kulminację góry. Kozie Żebro (847 m n.p.m.) jest charakterystycznym i wyróżniającym się masywem w okolicy. Jego nazwę nadali mu podobno austriaccy kartografowie, którzy pod szczytem znaleźli szkielet sarny nazywanej przez okolicznych mieszkańców kozą.
|
Podejście wschodnim stokiem. |
|
Czerwony rower. |
|
Górne partie Koziego Żebra. |
|
Niedaleko wierzchołka. |
|
Kozie Żebro (847 m n.p.m.). |
Odpoczywamy dłuższą chwilę na szczycie z inną wesołą grupa. O godzinie 11.50 opuszczamy wierzchołek góry. Idziemy grzbietem masywu na północ. Wkrótce szlak zaczyna schodzić w dół stoku kierując nas na zachód. Przemierzamy cudowny las bukowy. Teraz jest zielony i świetlisty, ale on zawsze jest pięny o każdej porze roku. O godzinie 12.25 wpadamy na utwardzoną drogę. Skręcamy na niej w prawo i idziemy tą drogą na północny-zachód. Trochę dalej drogę pokrywa asfalt. Prowadzi prosto do Hańczowej.
|
Szlak na grzbiecie Koziego Żebra. |
|
Zejście. |
|
Utwardzona droga prowadząca do Hańczowej. |
Wydawać by się mogło, że to królewska droga, bo fruwa nad nią paź królowej. Wyraźnie nie może sobie miejsca znaleźć. Skacze z miejsca na miejsce. Czerwony szlak nieoczekiwanie wprowadza do koryta potoku Matisa - prowadzi jego brzegami i skarpami kilkakrotnie przecinając bród. To kontrastowa odmiana dla wygodnej drogi. Często bywa tutaj błotniście, grząsko, a po deszczu bardzo uciążliwie. Często pędzone są tędy krowy z pastwisk, które pozostawiają placki poślizgu. Jednak nie przypuszczaliśmy, że właśnie dzisiaj teren przy potoku będzie taki suchy, mając na względzie dominującą od kilku dni słoneczną aurę.
|
Paź królowej (Papilio machaon) w locie. |
|
Zejście przez chaszcze nad potok Matisa. |
W końcu wchodzimy na uliczkę wsi Hańczowa, mijamy jej kolejne domostwa. Następnie przechodzimy przez Ropę po zawieszonej wysoko metalowej kładce. Dalej mamy szosę, za szosą sklepik, przy którym umówiliśmy punkt zborny. O godzinie 13.00 docierają tam ostatnie osoby. Kończymy tutaj kolejny etap wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim.
|
Kładka nad Ropą. |
|
Rzeka Ropa. |
O, w Regetowie zrobili drogę obok bazy? Jeny, a taki fajny bród i mostek były. Ech.
OdpowiedzUsuńNo tak, szkoda, bo ta droga nie pasuje do tego miejsca.
Usuń