Poranek cieplutki, jakby to już lato było, ale ledwie wiosnę wczoraj poczuliśmy. Cztery dni i czyżby były jak cztery pory roku? Na to się zanosi. Ktoś pyta dlaczego nie zostać jeszcze jeden dzień tutaj, dlaczego tylko cztery dni zaplanowaliśmy? Do końca nie wiadomo co odpowiedzieć, przecież jutro mamy jeszcze jeden dzień wolny. Choć też ponoć ktoś myślał, że jedzie z nami na 3 dni (tak jak zazwyczaj), lecz w autokarze doświadczył miłej niespodzianki, gdy dowiedział się będą 4 dni. Czasami niedoczytanie całego programu (ale tylko czasami) może sprawić tak miłe niespodzianki. I faktycznie, dobrze byłby zostać jeszcze jeden dzień, tym bardziej, że baza „Pod Suliłą” jest wspaniała, a pani Teresa i pan Stanisław to wyjątkowi gospodarze.
Dzisiaj czeka nas krótsza trasa, bo poza trasą pieszą mamy jeszcze coś ekstra. Zgodnie z konceptem naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim – pokonujemy go zatrzymując się w miejscach wyjątkowych, a takimż jest właśnie „dom jasny malowany nadzieją i koronką z drzewa ozdobiony, szumem jodeł wiekowych i zapachem żywicznym w każdej porze szczelnie otulony”.
POGODA:
TRASA:
Duszatyn (496 m n.p.m.)
Prełuki (446 m n.p.m.)
Komańcza PKP (450 m n.p.m.)/Schronisko PTTK
OPIS:
Wpierw przemieszczamy się do Księstwa Duszatyn, jak głosi tablica na barze o głęboko uduchowionej nazwie „Dusza Jeziorek”, o wiele głębiej niż toń sadzawki znajdującej się obok, o żartobliwej nazwie „Ostoja kumaka pijaka”. Duszatyn to również ostoja cichości, błogiego spokoju, kraina zagłębiona pomiędzy leśnymi wzniesieniami w dolinie rzeki Osława. Duszatyn to obecnie niewielka wieś, kiedyś królewska – taką właśnie była, gdy lokował ją kniaź prełucki przed 1572 rokiem.. Zwano ją wówczas nie Duszatyn, lecz Piekarki, aż do drugiej połowy XVIII wieku. W pierwszej połowie XIX wieku funkcjonowała w niej huta żelaza. Na początku ubiegłego stulecia Duszatyn przeobraził się w osadę leśną z tartakiem parowym firmy „Falter i Dattner” z Krakowa. W tamtym czasie, w 1907 roku, miało miejsce wielkie osunięcie ziemi ze stoków Chryszczatej, góry lezącej nieopodal Duszatyna, kiedy powstały słynne Jeziorka Duszatyńskie, ale o tym to już było wczoraj, podobnie jak o Potockicm, który spuścił wodę z najniżej położonego wówczas jeziorka, Hrabia Potocki miał w Duszatynie dworek myśliwski, działała wówczas też we wsi leśniczówka ze schroniskiem i stacja załadunkowa kolejki leśnej. Stała też na tzw. Równi nad Osławą drewniana cerkiew filialna pw. św. Włodzimierza, Wielkiego, wzniesiona w 1925 roku. W 1931 roku istniały tutaj 33 domostwa zamieszkiwane przez 205 osób.
Po II wojnie światowej ludność wsi została zupełnie wysiedlona, a ich domostwa zniszczone. Opustoszała cerkiew stała tu jeszcze do 1956 roku. Stojące tutaj obecnie domy, powstały z końcem lat 50-tych XX-wieku, jako budynki pracowników leśnych. Wtedy też powstała w Duszatynie stacyjka kolejki leśnej łączącej Smolnik i Rzepedź.
W Duszatynie, nieopodal ujścia Potoku Olchowatego do Osławy o godzinie 9.45 rozpoczynamy wędrówkę. Idziemy szosą, która powstała tu niedawno, jeszcze w 2012 roku jej tutaj nie było, a tylko utwardzona droga gruntowa. Obecnie ma ona status drogi leśnej dopuszczonej do użytku publicznego..
|
Osława i droga w Duszatynie. |
Maszerujemy wzdłuż Osławy, która płynie sobie po lewej spokojnym nurtem kamienistym korytem. Po 10 minutach dochodzimy do niezwykłego miejsca, gdzie rzeka oddala się od nas zachodząc za wzniesienie zwane Łokieć (515 m n.p.m.), po czym wraca z drugiej strony wzniesienia. Rzeka zatacza prawie pełne koło wokół wzniesienia i zbliża się do siebie na odległość około 120 metrów. Ten piękny odcinek przełomu Osławy wraz z przylegającym lasem bukowo-jodłowym został objęty w 2000 roku rezerwatem przyrody „Przełom Osławy”.
Osława jest największym dopływem Sanu, wypływającym z Bieszczadów. Jej źródła znajdują się na południowo-zachodnich stokach Matragony, na wysokości 680 m. Rzeka Osława ma prawie 65 km długości.
|
Osława w Duszatynie. |
|
Przełom Osławy przed Łokciem. |
Nad zakolem Osławy przerzucony jest stary, nieużywany już most kolejki wąskotorowej, oparty na żelbetonowym łuku. Ma on ma długość 51 metrów pomiędzy przęsłami i wysokość prawie 9 metrów nad poziomem rzeki. Jest jednym z najwyższych i najdłuższych mostów w Bieszczadach. Przechodząca przez niego linia kolejki wąskotorowej powstała w 1923 roku z inicjatywy właścicieli tutejszych lasów Potockich z Rymanowa, Jana i Stanisława . Po II wojnie światowej została odbudowana na potrzeby potężnego zakładu przemysłu drzewnego w Rzepedzi. Pierwsze składy z drewnem transportowanym do Rzepedzi ruszyły 1957 roku. Kolejkę zlikwidowano na początku lat 90-tych XX wieku.
|
Most kolejki wąskotorowej na zakolu Osławy. |
|
Osława. |
|
Osława. |
Kilka minut po dziesiątej wchodzimy do wsi Prełuki, to kolejna niewielka osada w dolinie Osławy, przez którą prowadzi nas czerwony szlak. W 1880 roku wieś Prełuki liczyła 46 domów i 316 mieszkańców. Stała tu wówczas cerkiew parafialna pw. św. Mikołaja, zbudowana w 1831 roku lub w 1842 roku. W okresie międzywojennym Prełuki liczyły 64 domy i 377 mieszkańców. Dzisiaj stoi tu zaledwie kilka zabudowań.
|
Prełuki. |
O godzinie 10.20 przechodzimy mostem drogowym na drugi brzeg Osławy. Szosa zaczyna pokonywać grzbiet oddzielający dolinę Osławy od doliny Osławicy, wykorzystując niżej położoną przełęcz pomiędzy grzbietem Sokoliska (637 m n.p.m.), a znajdującym się na południu Karnaflowym Łazem (709 m n.p.m.). Czerwony szlak odbija zaś z drogi na zbocze grzbietu Sokoliska i stromo wspina się po nim. Po niedługim czasie osiągamy dość płaską wierzchowiną, ale trochę błotnistą. Ścieżki przeprowadzają nas lasem, obok bajor wypełniających zagłębienia, również na naszej drodze, przy których zadomowiła się knieć błotna (Caltha palustris L.) zwany powszechnie kaczeńcem. Kwitną okazałymi żółtymi kwiatami. Pięknie komponują się z zielenią lasu.
|
Most nad Osławą w Prełukach. |
|
Osława z mostu w Prełukach. |
|
Grzbiet Sokoliska. |
|
Na stokach Sokoliska. |
|
Las na Sokolisku. |
|
Wypłaszczenie grzbietowe. |
|
Knieć błotna (Caltha palustris L.) nad bajorami. |
|
Grząska droga zejściowa. |
Wkrótce zaczynamy schodzić z grzbietu rozjeżdżoną drogą. O godzina 11.20 pokonujemy bród niewielkiego potoczku, szczycącego się nazwą Piwny. W połowie czerwca 1943 roku w zalesionej dolinie potoku Piwnego niemiecki okupant wymordował 28 Cyganów mieszkających wówczas w Komańczy.
Za potokiem Piwnym droga wychodzi między łąki. Na skrajach coś się rusza w rzadkich trawach, a to spłoszone naszymi krokami jaszczurki zwinki (Lacerta agilis) wygrzewające się na słońcu. My również możemy pozwolić sobie na takie niebiańskie leżakowanie. Spoglądając na napływające obłoki odpływamy, by uciąć sobie drzemkę. Przed godziną dwunastą musimy jednak ruszać bo jesteśmy umówieni w „domu jasnym”.
|
Potok Piwny. |
|
Jaszczurka zwinka (Lacerta agilis). |
|
Łąki przed Komańczą. |
Schodzimy między zabudowania Komańczy, na most nad Osławicą. O godzinie 11.55 dochodzimy do drogi wojewódzkiej nr 892 - skręcamy w prawo mijając kościół rzymskokatolicki pw. św. Józefa z 1950 roku. W Komańczy działają jeszcze dwie inne świątynie: murowana cerkiew grekokatolicka przeniesiona do Komańczy w 1988 roku ze wsi Dysyńce oraz drewniana cerkiew prawosławna odbudowana po pożarze w 2006 roku (wcześniejsza pochodziła z 1802 roku, przed rokiem 1963 była kościołem greckokatolickim). Komańcza to miasteczko trzech religii, leżące na styku kultur, na granicy miedzy Bieszczadami i Beskidem Niskim. Mieszkają w niej osoby wyznania prawosławnego, greckokatolickiego i rzymskokatolickiego.
Po I wojnie światowej, gdy formowała się nowa polityczna mapa Europy Komańcza wraz okolicznymi wsiami (około 30 wsi) weszła w skład tzw. Republiki Komańczańskiej, która istniała od 5 listopada 1918 roku do 27 stycznia 1919 roku. Było to państewko utworzone przez jeden z wielu wówczas ruchów narodowościowych, w tym przypadku przez ludność łemkowską opowiadającą się za przynależnością do Ukrainy. Tak można o tym powiedzieć w dużym skrócie, bo w rzeczywistości jest to dość skomplikowana historia.
|
Osławica. |
|
Kościół rzymskokatolicki pw. św. Józefa z 1950 roku. |
|
Droga wojewódzka nr 892 w Komańczy. |
Tymczasem o godzinie 12.15 docieramy pod wiadukt kolejowy. Schodzimy z szosy i przechodzimy pod wiaduktem. Asfaltową dróżką zmierzamy do Klasztoru Sióstr Nazaretanek, który opisywaliśmy na wstępie słowami saletyna ks. Zbigniewa Czuchry:
Jest w Komańczy dom jasny malowany nadzieją
i koronką z drzewa ozdobiony
szumem jodeł wiekowych i zapachem żywicznym
w każdej porze szczelnie otulony…
W dniu 29 października 1955 roku do Klasztoru Sióstr Nazaretanek przywieziono ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, gdzie był internowany do 28 października 1956 roku. Był to czwarty, ostatni już (po Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim i Prudniku Śląskim) etap internowania Księdza Prymasa.
|
Przy dróżce Prymasa Tysiąclecia. |
Czekamy chwilkę przed budynkiem klasztoru na umówione spotkanie. Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu założyła w 1875 roku w Rzymie bł. Franciszka Siedlecka, dla szerzenia Królestwa Bożej Miłości wśród ludzi, zwłaszcza w rodzinach. W Komańczy siostry pojawiły się 1 maja 1928 roku. Pięć sióstr zamieszkało wówczas w wynajętym domu. Podjęły tutaj szeroką działalność charytatywną wśród miejscowej, biednej ludności. Budowę obecnego klasztoru rozpoczęto w 1929 roku na działce w Komańczy-Letnisku ofiarowanej przez właściciela dóbr hrabiego Stanisława Potockiego. Przeżywamy tu duchowe spotkanie, każdy na swój sposób. W przeciągu dwóch lat powstał obiekt o typie pensjonatu uzdrowiskowego w stylu szwajcarskim. Siostry Nazaretanki wprowadziły się do niego w 1931 roku.
Odizolowanie od zgiełku świata i otoczenie przyrody sprawia, iż jest to miejsce idealne do refleksji dla każdego bez względu na poglądy, czy wiarę. Siostra opowiada o dziejach tego miejsca i o człowieku, który na zawsze wpisał się w jego historię - Prymasie Tysiąclecia. W 1986 roku przed budynkiem klasztoru odsłonięto jego pomnik.
|
Pomnik Kardynała Stefana Wyszyńskiego z 1986 roku. |
|
Przed Klasztorem Sióstr Nazaretanek. |
Wprowadzeni zostajemy w mniejszych grupach (bo jest nas zbyt dużo) do kaplicy pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, gdzie ołtarz zdobi obraz Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Jest na nim św. Józef i Matka Boża z Dzieciątkiem Jezus, a obok nich jest klęcząca św. Teresa od Dzieciątka Jezus, patronka tejże kaplicy kanonizowana przez papieża Piusa XI w 1925 roku. Obraz ten został namalowany przez jedną z sióstr nazaretanek w roku 1930.
Przechodzimy korytarzem, którego ściany pokryte są starymi, czarno-białymi fotografiami z czasów internowania Stefana Wyszyńskiego. Z drugiej strony korytarza znajduje się pokój, będący repliką tego na piętrze, w którym mieszkał kardynał w okresie internowania. Oglądamy w nim pamiątki przypominające pobyt Prymasa u Nazaretanek, sprzęty codziennego użytku, szaty liturgiczne, osobiste pamiątki i fotografie. Siostry jednak podkreślają, że nie starły się stworzyć w tym pokoju muzeum, lecz miejsce, w którym odwiedzający mogliby duchowo spotkać prymasa Wyszyńskiego.
|
Kaplica pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. |
|
Pokój pamięci kard. Stefana Wyszyńskiego. |
W tym natchnionym, przepełnionym spokojem miejscu właściwie kończy się nasza czterodniowa wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim. Jeszcze tylko krótka wizyta w bacówce, do której jeszcze wrócimy, gdy będziemy zaczynać kolejna wędrówkę. Ostatnie cztery dni były dla nas osobistą, sentymentalną wędrówką przez Bieszczady, zresztą chyba podobnie jak dla wielu innych uczestników. Jednak część osób z naszej grupy w Bieszczadach była po raz pierwszy w swoim życiu. Zapewne kiedyś też tu wrócą, by odbyć tak jak my taką sentymentalną podróż przez krainę magicznych wspomnień.
Podczas tego pobytu w Bieszczadach był czas na zabawę, czas na wędrówkę, poznawanie i przeżywanie. Takim prawidłom poddał się każdy turysta naszej ogromnej grupy i dzięki temu wszyscy razem, szczęśliwie dotarliśmy do celu Wielkiej Majówki w Bieszczadach. Dziękujemy Wam za to, że byliście wyrozumiali, zawsze wtedy kiedy trzeba było, za to, że promieniowaliście życzliwością i uśmiechem. Z takim ludźmi to przyjemność chodzić po górach. Przez takich ludzi bardzo tęskni się do kolejnej wyprawy, choć na tą zbyt długo czekać nam nie trzeba.
Znajdujemy się na przedsionku kolejnego pasma górskiego polskich Karpat. Bieszczady już za nami, a przed nami dziki (tak mówią) Beskid Niski, kraina ujmująca szczególnym spokojem, rozległa i wyjątkowa, cicha. Bieszczadom dziękujemy za to, że nam sprzyjały. Beskid Niski już otworzył swe progi i czeka. Czekamy i my, by dalej podążać za czerwonymi znakami wraz z kompanią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz