Są takie miejsca na Ziemi, gdzie przyroda zaskakuje nienaruszalnością
pomimo prowadzonej gospodarki przez człowieka. Stanowią wzorzec życia
człowieka w symbiozie z naturą. I wcale nie myślimy tutaj o miejscach
głęboko ukrytych gdzieś w niedostępnej dżungli, daleko od zurbanizowanych
osad ludzkich, gdzie przyroda dzika może żyć spokojnie według własnych
praw. Ot blisko w Europie jest takie miejsce, które może uczyć i
zawstydzać tych, którzy nie wiedzą, że właśnie tak można korzystać z
przyrody, pozostawiając ją piękną dla kolejnych pokoleń. Ta przechadzka
uświadamia, że możliwe jest współistnienie człowieka w harmonii z
przyrodą, bo przecież tak naprawdę to my zależymy od niej, bo ona stwarza
nam dogodne warunki do życia, a nie odwrotnie. Przyroda bez nas poradzi
sobie, a my bez niej raczej nie.
Andora, to niezwykłe państewko zanurzone głęboko w Pirenejach. Przed nami
dolina Madriu-Perafita-Claror, która pozwoli nam zatopić się jeszcze głębiej w
nich, zespolić z ich naturą, nacieszyć ostatnimi godzinami pobytu w tym zakątku
Europy. To nasz ostatni dzień w Andorze, gdyż w nocy wyjeżdżamy już stąd do innego zakątka Europy.
O poranku w Arinsal (Andora). Gotowi na ostatnią drogę w Pirenejach.
To przechadzka nieco improwizowana. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi, a więc
kiedy osiągniemy jej końcowy punkt, w którym będziemy musieli zawrócić. Brzmi
to trochę niekonwencjonalnie, ale dzisiaj naprawdę nie mamy skonkretyzowanego
punktu na mapie, który chcielibyśmy osiągnąć. Pragniemy tylko rozkoszować się
niezwykłą doliną i choć na jej końcu znajduje się efektowny szczyt góry,
dzisiaj nie będzie on dominował naszej wędrówki. Dzisiaj nastawiamy się na
totalny spokój bez pośpiechu. Oddajemy się zupełnie w objęcia doliny, która
emanuje właśnie takim spokojem, życiem bez pośpiechu. Niechaj cieszy nas to co
wokół otacza nas na każdym kroku.
Mówi się, że Dolina Madriu-Perafita-Claror to doskonały kierunek turystyczny
na romantyczny wypad we dwoje, bądź rodzinną wycieczkę z dziećmi. Dolina
Madriu-Perafita-Claror emanuje spektakularnym krajobrazem polodowcowym z
wysokimi malowniczymi pastwiskami, skalistymi klifami i jeziorami. Znajduje
się w wysokich partiach Pirenejów, w południowo-zachodniej części Andory.
Kiedyś miała stałych mieszkańców, którzy pojawili się w niej około 750 lat
temu. Powstały tu dwie niewielkie osady liczące łącznie 12 domów zbudowanych z
granitu. Na skalnych tarasach wokół osiedli istniały pola, na których
uprawiano pszenicę i żyto. W średniowieczu na wyższych położeniach także
winorośl. Latem wypasano owce, krowy i konie. Wytapiano również
żelazo. Dopiero około 50 lat temu obie osady straciły swój całoroczny
charakter – obecnie zamieszkane są jedynie w sezonie letnim.
Zaczynamy w Les Escaldes, drugim co do wielkości miastem w Andorze,
sąsiadującym z Andorra la Vella, czyli stolicą Księstwa Andory. Nieopodal
ujścia rzeki Riu Madriu do Valira d’Orient odnajdujemy niewielką stację
benzynową, wciśniętą w strome zbocze przy jednej z głównych dróg Andory
CG-2. Przechodzi tędy końcowa część długodystansowego szlaku turystycznego
GR 7, rozpoczynającego się w Tarify w pobliżu Gibraltaru. Ma on aż 1900 km
długości i prowadzi przez Hiszpanię, Francję i Andorę. W przypadku Hiszpanii
jest pierwszym szlakiem turystycznym wytyczonym w historii tego kraju.
Pojawił się on na mapach turystycznych w 1974 roku. Nasza droga jest też
częścią Ruta Coronallacs, okrężnego szlaku turystycznego w Księstwie Andory,
jednej z najbardziej wymagających tras górskich w Pirenejach, która łączy na
swoim przebiegu cztery górskie schroniska i pozwala poznać całe bogactwo
naturalnego środowiska Andory. Coronallacs rozpoczyna się właśnie tu, w
miasteczku Les Escaldes i przebiega dalej przez Encamp, Canillo, Ordino i La
Massana, by powrócić do punktu początkowego w Les Escaldes. Czyż to nie
rozbrzmiewa pewną zachętą? Kto wie? Ledwie kilka lat temu w ogóle nie
myśleliśmy o wizycie w Andorze, a więc wszystko jest możliwe.
Wędrówkę rozpoczynamy o godzinie 9.15, dość ostrym podejściem. Zaraz za
stacją benzynową w Les Escaldes, szlak kieruje w prawo na stromy kamienny
chodnik, który po kilkunastu metrach skręca ostrym zakosem w lewo i kieruje
nas w stronę łożyska doliny. Koryto rzeki Riu Madriu pozostaje jednak dość
nisko, bo ścieżka biegnie coraz wyżej i nie pozwala zbliżyć się nam do niej.
Jest bardzo ślisko, ale tak naprawdę nie wiemy, co jest tego przyczyną. Jest
wilgotno i parno, a więc może to dlatego, że kamienie tworzące chodnik są
mokre. Kamienie są takie jakby ktoś je posmarował jakąś śliską mazią.
Wierzymy jednak, że podczas powrotu kamienny chodnik będzie zupełnie suchy.
Droga jest niezwykła od samego początku. Na tej kamiennej
drodze jest ślisko, jak na lodzie.
Mchy i paprocie.
Chodnik prowadzi wzdłuż kamiennego muru oporowego, porośniętego mchami i
miniaturowymi zanokcicami skalnymi. Zbocze jest gęsto zadrzewione, a korona
drzew nakrywa chodnik nad naszymi głowami. Po uciążliwym początkowym odcinku
przekraczamy szosę Carretra de la Comella. Za szosą zaczyna się obszar,
który w 2004 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego
UNESCO, a zatem został uznany za wyjątkowo wartościowy dla ludzkości pod
względem dziedzictwa kulturowego i dziedzictwa naturalnego. Granice tego
obszaru obejmują całą dolinę Madriu-Perafita-Claror, aż po szczyty
otaczających ją grzbietów górskich.
Po przekroczeniu szosy idziemy kamiennym chodnikiem Camí de la Muntanya.
Chodnik ten jest suchy, nieco mniej obrośnięty roślinnością niż ten
wcześniejszy przed asfaltową szosą. Po drugiej stronie doliny pojawia się
widok przeciwległego grzbietu ograniczającego dolinę od północnej strony.
Jest równie zielony, co i skalisty. Pół na pół można by rzec, zbocza
porastają drzewa i krzewy, a pozostała część zdominowana jest skałami,
wśród które poprowadzona jest jedna z via ferrat - bardzo popularna jak
wszystkie drogi żelazne w Andorze, Via Ferrata Roc d’Esquers. To droga
niezbyt lotna o umiarkowanym stopniu trudności, kończąca się krótkim mostem
tybetańskim skonstruowanym z łańcuchów.
Wodospad na Riu Madriu.
Na Pont Sassant.
O godzinie 10.00 docieramy do kamiennego mostu Pont Sassant zbudowanego z
granitu w latach 1942-44. Ulepszenie dróg w dolinie w pierwszej połowie lat
40-tych XX wieku związane było z poborem wody z Riu Madriu. Jest to most
łukowy z kamienną balustradą. To pierwszy na szlaku przykład konstrukcji
zaadaptowanej przez człowieka do warunków wysokogórskich. Przechodzimy na
drugą stronę mostu. Za mostem odchodzi alternatywna ścieżka do Les Escaldes,
przy której znajduje się również początek via ferraty Roc d’Esquers.
Szlak kieruje nas dalej w górę doliny. Mijamy stary, opuszczony dom stojący
pod skalnym rumowiskiem. Rumosz skał towarzyszy nam jeszcze przez pewien czas.
Wnet jednak kamienna ścieżka zapuszcza się w zarośla krzewów i brzóz. Wije się
wzdłuż omszałych kamiennych murków, przeprowadza przez tereny, w których dominują łąki, jak te ułożone krótkim kaskadami,
należące do osady Entremesaigües (1470 m n.p.m.). To pierwsza osada, z którą
spotykamy się w dolinie. Dzisiaj już nie jest zamieszkała, jak kiedyś.
Droga przed Entremesaigües.
Omszałe głazy.
Entremesaigües (1470 m n.p.m.).
Mija godzina 10.30, gdy mijamy opuszczone zabudowania Entremesaigües. Niecały
kilometr dalej otwierają się nam z prawej strony kolejne rozleglejsze łąki. W
ich centrum skupionych jest kilka kamiennych budynków. Są przy nich sławojki,
również kamienne, choć z pewnością zbudowane współcześnie, to idealnie
wkomponowują się w dawny charakter wioski. Na pastwiskach wokół tego obejścia
pasą się osły, konie i kucyki. Tereny pastwisk są podzielone na mniejsze
zagrody otoczone kamiennymi murkami. Obecnie miejsce to spełnia funkcje
istotne również dla turysty, który może znaleźć tu miejsce na nocleg, biwak,
czy nawet zjeść posiłek, bo w jednym z budynków funkcjonuje bufet turystyczny.
Ten zakątek to Ràmio, osada położona na wysokości 1639 m n.p.m. Dolina jest
długa, a więc nie zatrzymujemy się w Ràmio, może zrobimy to w drodze
powrotnej.
Droga przed Ràmio.
Ràmio (1639 m n.p.m.).
Zanużamy się w lesie, rosnącym powyżej polan Ràmio.
Przecinamy rumosz skał oberwany ze stromego zbocza, tuż ponad budynkami Ràmio.
Droga zagłębia się znów w zarośla krzewów i lasu, który zajmuje tereny powyżej
łąk i pastwisk. Wciąż sukcesywnie nabieramy wysokości, ale od Ràmio odbywa się
to o wiele spokojniej, bez wysiłku. Powolutku podążamy przez zieloną dolinę.
Wędrówka przeistacza się w sielską przechadzkę. O godzinie 12.00 po lewej
mijamy samotny dom Borda de I’Estall. Przed kamiennym ogrodzeniem widzimy
tabliczkę z informację, że jest to teren prywatny – „propietat privada”. To
informacja dla turystów, aby nie szukali w tym domu miejsca na nocleg, tak jak
to można uczynić w innych budynkach znajdujących się w dolinie. Zaraz dalej
dróżka nieco odbija na lewo, tuż przed rzeką, która spływa spieniając się po
wygładzonych płytach. Można podejść bliżej, byle by nie za blisko mokrych
skał, które z pewnością są bardzo śliskie. Bystrymi strumieniami rzeka
żywiołowo stacza się po wygładzonych skałach, a w jej pieniące się wody
przenikliwie wdzierają się promienie słońca. Woda bawi się z blaskiem słońca,
skrząc i odbijając je jak od powierzchni lustra. To urokliwe miejsce, które
zatrzymuje nas na chwilkę. Powyżej na skały zdają się wdzierać młode drzewka,
którym udało się ukorzenić w skalnych pęknięciach i szczelinach. Tak szukają
sobie tu miejsca dla swojego wzrostu, gdyż po drugiej stronie rzeki raczej
szanse są nikłe, bo tam teren jest już zajęty przez bujny, puszczański las.
Droga w Estall.
Malownicze miejsce w Estall nad kaskadami Madriu. Przyjemnie było tu
odpocząć.
Borda de I’Estall.
Idąc wyżej przechodzimy po rozleglejszych połaciach skał wygładzonych przez
uchodzący lodowiec. Kształt całym Pirenejom został nadany przez rzeki i
lodowce, które zobaczyć można do dziś, choć w większości lodowce te mają już
raczej postać pola firnowego. Największym i najbardziej znanym z nich jest
lodowiec Aneto w masywie najwyższego szczytu Pirenejów Pico de Aneto (3404 m
n.p.m.), mający długość 2 km, szerokość 1,6 km i grubość około 50 m. Jednak
lodowce w Pirenejach mają już najpewniej niedługi czas. Podczas minionych stu lat
pirenejskie lodowce straciły około 90 procent lodu. Na przełomie XIX i XX
wieku zajmowały około 3.300 hektarów, a dziś zajmują powierzchnię tylko 390
hektarów. Globalne ocieplenie sprawia, że szybko zanikają i już za
kilkadziesiąt lat prawdopodobnie nie będzie w Pirenejach ani jednego lodowca.
Połacie skał wygładzonych przez lodowiec.
Po przejściu przez skalne płyty, ścieżka wnika w las, w którym skrywa się
niewysoki, lecz uroczy wodospad. Wchodzimy teraz w węższy odcinek doliny, w
którym droga musiała być wycięta i nadbudowana w skałach ponad wartkim
potokiem Riu Madriu. Od koryta potoku wyłożonego głazami oddzielają nas
drewniane barierki. Przy drodze skrawki gleby wykorzystują śliczne drobniutkie goździki, zupełnie takie same jak w naszych Karpatach.
Dolina rozszerza się nieco, ale my wciąż wędrujemy blisko wód potoku. Na tym
odcinku są one spokojniejsze niż w węższym skalnym gardle, które zostawiamy za
sobą. Tu w kępach traw mamy kolejną fioletowo kwitnącą roślinę. Spróbujemy je
oznaczyć, jak wrócimy do domu.
Wodospad Madriu skryty w roślinności.
Wąskie gardło doliny, gdzie musiano wybrać trochę skał, aby zmieścić w
niej drogę.
Niebawem dochodzimy do drogowskazów u zbiegu ścieżek, z których jedna
prowadzi na Coll de Jovell (1780 m n.p.m.). Nasz kierunek to Refugi de
Fontverd, oddalony stąd zaledwie dziesięć minut marszu. Idąc dalej
podziwiamy kolejne okazy kwiatów, a wśród nich popularne dzwonki. O tej
porze roku to nieliczne okazy flory kwiatowej, bo tu w wysokich górach
jesień przychodzi wcześniej, lecz miododajne pszczoły wciąż jeszcze
bzykają na kwiatach. Wkrótce dolina nagle rozszerza się.
Przechodzimy przez drewnianą furtę w kamiennym ogrodzeniu. I wtedy ukazuje
się nam niezwykle sielski pejzaż, jakiego byśmy nie spodziewali się tu
zobaczyć. Wchodzimy na rozległą łąkę, rozciągającą się od lewego zbocza
po koryto potoku znajdujące się po drugiej stronie. Łąka ciagnie się
jeszcze po jego drugiej stronie potoku, aż pod las. Trawy obsypane są
luźno kamieniami i większymi głazami. Jasne wapienie i dolomity dopełniają
urokliwości tego zakątka.
Furta do Fontverd.
Fontverd.
Na łące pasą się konie. Od razu jak tylko nas zobaczyły podchodzą
do nas, traktując jak stare przyjacielskie dusze. Tablica przy furcie
informowała, aby nie dokarmiać zwierząt, nie podchodzić i nie dotykać. Nie
karmimy ich, ale one same podchodzą do nas i dotykają nas. Proszą o
głaskanie. Chyba chciałby zajrzeć do naszych plecaków, nie
pytając o pozwolenie. Na szczęście nie potrafią otworzyć klapy
plecaka. Cóż za wspaniałe mamy powitanie, które przeciąga się, miast
zwierzyna prosić nas głębiej w dolinę na gościnę, zatrzymuje nas długo.
Jest wśród tego stadka pewien młody źrebaczek, który zbytnio oddalił się
od matki. Zaniepokojony szuka teraz drogi do niej przez rzekę, lecz
skutecznie utrudnia to mu kamienny murek po drugiej stronie rzeki. Wyżej
jest kładka, ale po niej przecież źrebak nie przejdzie, jenak przed kładką
murek się kończy.
Konie na Fontverd.
Fontverd.
Przed nami osada Fontverd (1930 m n.p.m.). A pod naszymi nogami rośnie w
trawie grzyb ciekawy, blado pomarańczowy, przypominający pewien nasz
rodzimy gatunek objęty ochroną. O mały włos, a rozpłaszczyłby się pod
butem, ale udało się. W porę go zobaczyliśmy. Niech rośnie dalej
szczęśliwie i tak jak cała dolina cieszy się życiem. Jakież
spokojne życie musiał mieć tu człowiek, choć zapewne nie było ono łatwe na
tych wysokogórskich obszarach. W rejonie Ràmio, Entremesaigües i tutaj na
Fontverd możemy sobie wyobrazić jakie ono było. Mieszkańcy z ubiegłego
stulecia pozostawili nam infrastrukturę po ówczesnej działalności
rolniczej i hodowlanej, takie jak chaty, kamienne zagrody, mleczarnie oraz
tarasy. Wyżej napotkamy zapewne jeszcze inne ślady dawnych mieszkańców
związane z gospodarką przemysłowo-wydobywczą, takie jak kuźnie i kopalnie
żelaza. Działalność człowieka w dolinie Madriu-Perafita-Claror opierała
się na symbiozie interesów rolniczych, hodowlanych oraz hutniczych, które
musiały dostosować się do niekorzystnej rzeźby terenu i klimatu, nie
powodując jednak degradacji środowiska, w którym człowiek trwał i wiódł
swoje życie. Jednak zasadniczo obszar doliny był objęty gospodarką
rolniczą. Dno doliny nawadniane rzeką wykorzystywane było pod uprawy w
celu uzyskania różnych produktów rolnych, zarówno do spożycia przez ludzi,
jak też niezbędnych do utrzymania stad. Początkowo hodowano w dolinie
owce, później pojawiły się konie, następnie bydło. W rzeczywistości
hodowla zwierząt była drugą podstawową działalnością tego obszaru. Obie
odegrały decydującą rolę w kształtowaniu krajobrazu, jaki można zobaczyć
dzisiaj, czego efektem było zwiększenie różnorodności środowiska. Inaczej
to ujmując, można powiedzieć, że w wyniku działalność rolniczej i
hodowlanej dolina wzbogaciła się nabierając nowych, charakterystycznych do
dzisiaj cech. Dzisiaj stanowią one o wartości przyrodniczej doliny, a są
to napotkane przez nas pozornie przypadkowe mozaiki pól uprawnych, łąk,
zagród, na których w przeszłości uprawiano zboża, winorośle i tytoń.
Wykorzystywano je oczywiście także pod wypas zwierząt, o czym mówią
pozostałości szałasów pasterskich, zagród, które służyły jako schronienie
stad. Ta interakcja pomiędzy
człowiekiem, a przyrodą może nie jest wyjątkowa, bo na wielu górskich terenach prowadzona była
podobna gospodarka, ale tutaj nie widać żadnej biodegradacji, a tylko
znaczne wzbogacenie różnorodności biologicznej, przekładającej się również
na szczególny krajobraz doliny.
Riu Madriu przecinające pastwiska Fontverd.
Refugi de Fontverd (1930 m n.p.m.).
Riu Madriu powyżej Fontverd.
O godzinie 13.00 opuszczamy łąki Fontverd. Madriu przelewa się jeszcze
dość szerokim korytem między sporymi głazami. Idziemy w bliskości do
potoku przez las sędziwych świerków, omszałego runa, pełnego grzybów,
dziewięciosiłów i różnorodnych traw. Mimo poszarzałych konarów las lśni zielenią. Pojawiają się widoki na szczyty wznoszące się nad górnymi
partiami doliny. Przecinamy śródleśną polankę i wtedy krajobraz nagle
zmienia się.
Świerki.
Tajemniczy grzyb.
Riu Madriu.
Polana, gdzie oddalamy się nieco od potoku, ale przecinamy tu
kilka nitek drobnych cieków, które stanowią jego dopływy.
Skalny wąwóz.
Widok szczytów wznoszacych się nad górnymi partiami doliny.
Przed nami Farga del Madriu.
Szlak trawersuje piarg rumoszu, potem przechodzi między dwoma
niewysokimi ściankami, niczym przez skalną bramę. Wznosi się wyżej
na kolejne piętro doliny, przecinając kolejny piarg. W końcu ścieżka
zatacza delikatny łuk w prawo po zboczu i wtedy dostrzegamy, że
poniżej ścieżki na łące stoją pozostałości kamiennych budynków. Kilka
kroków dalej widzimy inne pozostałości budynków rozmieszczonych jakby
nieco w chaosie blisko potoku. Kto by uwierzył, że są one pozostałością po
gospodarce wydobywczo-przemysłowej.
Farga del Madriu, gdzie znów spotykamy się z Riu Madriu.
Skąd my ją znamy, toż to poczciwa wierzbówka kiprzyca.
Pireneje to region bogaty w żelazo z długą historią jego wydobycia.
Jednym z takich miejsc jest Madriu-Perafita-Claror. Szacuje się, że w
XVIII i XIX wieku w Andorze działało 16 kuźnic, a jedną z nich była Farga
d'Escaldes, która powstała w dolinie Madriu, w miejscu, które dziś nazywa
się Solà de la Farga. Nic nie wiadomo o rozmiarze produkcji tej kuźnicy, bo
nie zachowały się żadne księgi rachunkowe dotyczące jej eksploatacji.
Zbudowano ją w 1732 roku, a umowy związane z ją budową określały między
innymi, lasy, z których mógł być pozyskiwany materiał na węgiel drzewny,
cesję praw górniczych, na konserwację obiektów i materiałów kuźnicy oraz
cesję zezwalającą na wypas zwierząt używanych do transportu. Ważnym
aspektem dla funkcjonowania kuźnicy była bliskość nie tylko zasobów
naturalnych, ale lokalizacja przy rzece. Początkowo eksploatacja
przemysłowa w dolinie miała wpływ na las, ale szybko wprowadzono przepisy,
które zapobiegły wyniszczeniu lasów poprzez jednoczesny wymóg ich
regeneracji. Dzierżawcy kuźnicy mogli ścinać drzewa tylko do zapewnienia
działania funkcjonowania kuźnicy, nie można było odsprzedawać drzewa, ani
wytworzonego z niego węgla drzewnego.
Kuźnica składała się z pieca, w którym wytapiano rudę żelaza oraz z jednego
lub dwóch młotów, które kuły sztabki żelaza. Ruda żelaza i węgiel drzewny
były wprowadzane naprzemiennie warstwowo piecu. Do podtrzymania spalania
niezbędny było powietrze z tlenem. Doprowadzono go przez specjalną dyszę,
przez którą przepuszczano również wodę z rzeki. Przepływ wody w swoim
spadku wciągał powietrze, które zasilało piec. W wyniku stopnienia rudy
powstawała masa żelaza i żużla, którą obrabiano młotem, również napędzanym
siłą hydrauliczną. Uderzenia młota odprowadzały jednocześnie żużel. Żelazo
było następnie formowane w sztabki o wymiarach i wadze odpowiednich do
eksportu.
Kuźnica Farga del Madriu (Farga d'Escaldes, Solà de la Farga).
Metal pozyskiwany w kuźnicach Andory miał reputację bardzo dobrej jakości,
tak też jego cena była stosunkowo wysoka. Część produkcji była
wykorzystywana w kraju, ale większość eksportowano do Katalonii.
Pozostałości kuźnicy w Farga stanowią jeden z unikalnych śladów
wykorzystania doliny do celów przemysłowo-wydobywczych. Przemysł ten
istniał tu jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Ostatnia kuźnica przestała pracować w 1836 roku.
Odpoczęliśmy sobie trochę w Solà de la Farga, zwiedziliśmy hutnicze
obiekty. Zajęło nam to pół godziny. Ruszamy dalej w górę doliny o godzinie
13.55. Las powyżej Farga jest rzadszy. Sosny, świerki i inne gatunki drzew
pozwalają rozwijać się górskiej łące porozcinanej wąskimi nitkami potoków,
które zdają się plątać między drzewami. Cudnie to wygląda. Wyżej jest
więcej skał. Dolina znów zwęża się tworząc coś na wzór skalnej bramy.
Droga, potok wciąż dość szeroki ledwie przeciskają się przez nią. Skalna
brama otwiera przed nami kolejne urocze miejsca, pełne zieleni drzew, traw
i kwiatów. Krystaliczne wody potoku spadają niewielką kaskadą przelewając
się przez głazy. To ostatnie jego odgłosy jaki słyszymy, bo wkrótce
zwiększamy dystans od jego koryta. Dolina pnie się nieco stromiej niż
wcześniej, a ponad drzewami dostrzec można więcej surowo skalistych,
postrzępionych szczytów ograniczających naszą dolinę.
Byliny płożące się po skalnej ścianie.
Stary pień.
Riu Mardiu w leśnych zakątkach.
Kolejny przełom potoku przez węższe gardło doliny.
Pszczoła na kwiecie.
Muchomorek.
Niebawem nasza ścieżka wraca w sąsiedztwo Riu Madriu, ale potok jest już
znacznie cichszy, choć wciąż obfituje w wodę. Płynie spokojniej, bo dolina
wypłaszacza się i znacznie rozszerza. Bardziej niż w jakimkolwiek innym
miejscu za nami. Stoi furta na naszym szlaku, przez którą przechodzimy o
godzinie 14.40. Wchodzimy na szeroką połać pastwisk. Pasie się na niej
stado krów, choć tak naprawdę to aktualnie krowy wylegują się w
popołudniowej sjeście. Jest bardzo ciepło i słońce szczytuje na niebie.
Sjesta dobrze zrobi i nam. Zatrzymujemy się tu.
Spojrzenie poprzez Madriu w górę doliny.
Kładka nad Riu Madriu.
Po drugiej stronie potoku znajduje się pasterska Cabana del Serrat de la
Barracota (2191 m n.p.m.). Głębiej w dolinie na wysokości 2230 m n.p.m.
stoi schronisko Refugi Riu dels Orris. Jest to schronisko zbudowane z
kamienia, otwarte przez cały rok, ale bez obsługi. Zostało otwarte w 1981
roku. Znajdują się w nim łóżka piętrowe i kominek, drewno i apteczka. Obok
wiaty jest dostęp do wody. Takich chat napotkaliśmy już kilka w dolinie i
nie jest to ostatnia możliwość schronienia dla turystów podążających dalej
w górę doliny.
Cabana del Serrat de la Barracota (2191 m n.p.m.).
Polana przy Cabana del Serrat de la Barracota.
Tam głębiej w dolinie stoi schronisko Refugi Riu dels Orris, a wyżej
kolejne.
Krowy podczas sjesty.
W najwyższych partiach doliny stoi schronisko Refuge de l'Illa (2480 m
n.p.m.) z obsługą, czynne przez cały rok i mogące pomieścić 50 osób.
Pierwotnie budynek zbudowany dla pracowników pracujących przy budowie
tamy Estany de l'Illa, która znajduje się powyżej schroniska. Do Refuge
de l'Illa dzisiaj już nie dotrzemy. Zatrzymujemy się tu nad Riu Madriu
przed drogą powrotną. Malowniczością dolina wciąż urzeka. Napotykaliśmy
w niej na każdym kroku miejsca niezwykłej urody. Wiele z nich zmieniło
się w wyniku interakcji z działalnością człowieka, lecz wciąż pozostaje
w harmonii z górskim krajobrazem. Żal będzie opuszczać te rajskie
miejsca.
Sjesta nad Riu Madriu.
Żal wracać.
Musimy wracać, bo dzisiaj w nocy rozpoczniemy podróż do innego miejsca,
które czeka na nasz przejazd. O godzinie 15.20 kończymy przerwę. Idziemy
tym samym szlakiem z powrotem utrwalając sobie pamięci piękne krajobrazy
doliny Madriu-Perafita-Claror. Wydają się być jeszcze piękniejsze niż
wcześniej. Może sprawiają to nisko padające promienie słońca, a może to
nasz wzrok dostrzega nowe szczegóły doliny, choć zaczęliśmy poruszać się
dość szybko, bo przed nami 8.5 km drogi do miasta Escaldes.
Znów ten cudownie pachnący las. Tworzą go głównie sosna zwyczajna (Pinus
sylvestris) i sosna górska (Pinus uncinata). W jego podszyt tworzy różna
flora, ale przeważa borówka europejska (Vaccinum myrtillus) i
różanecznik alpejski (Rhododendron ferrugineum). Lasy upodobały sobie
ptaki – może usłyszymy w nim stukanie dzięcioła czarnego (Dryocopus
martius), albo śpiew sikorki bogatki (Parus Major), czy pełzacza
drzewnego (Certhia sp.).
Rajski Riu Madriu.
Plenery zmieniają się za każdym zakrętem ścieżki.
Przecinamy piargi.
Mrowisko.
Kaskada.
Na skalnych progach.
Prawdziwek.
Przekwitnięta sasanka.
Przez bród bocznych cieków rozcinających zbocza sosnowych lasów.
Cały czas zbieramy materiały do relacji z wizyty pięknej doliny
Madriu-Perafita-Claror.
Pszczoły i motyle.
Puszysty grzybek.
Bród strumienia leśnego.
Kolejny strumień przecina naszą dróżkę.
O godzinie 16.10 przechodzimy Farga, a o godzinie 16.30 docieramy do
Fontverd, gdzie zatrzymujemy się na kilkanaście minut w Refugi de Fontverd
(1830 m n.p.m.). Marzymy o zupie z soczewicy w Ràmio, więc nie
rozsiadujemy się tu na dłużej. O godzinie 17.00 przechodzimy obok samotnej
chaty w Estall, a potem stromszym uskokiem doliny schodzimy do Ràmio (1639
m n.p.m.). Tam już nie ma nikogo tylko osioł, muł i kucyk, które wychodzą
nam na powitanie (kucyk trochę płochliwy). Cóż musimy przełknąć ślinkę dla
zmniejszenia apetytów na zupkę. Opuszczamy sielską osadę i podążamy dalej
w dół doliny, ścieżką, która często przyrównywana jest do kręgosłupa
doliny.
Ścieżka prowadząca przez dolinę Madriu-Perafita-Claror, zwana ścieżka
Muntanya jest jedyną trasą komunikacyjną w dolinie. Stanowi jedną z wartości
kulturowych doliny, wokół której skupiała się działalność gospodarcza, która
miała miejsce w dolinie. Dziś stara ścieżka Muntanya jest częścią szlaku
turystycznego GR7, który z kolei jest częścią europejskiego szlaku E4,
prowadzącego z Grecji do Gibraltaru. Można powiedzieć, że jest namacalnym
świadkiem dziejów Andory i sposobu życia wiejskiego w górach, takich jak
Pireneje.
Refugi de Fontverd (1930 m n.p.m.).
Poniżej Refugi de Fontverd.
Fontverd.
Pireneje (hiszp. Pirineos, fr. Pyrénées, kat.
Pirineus) są potężnym łańcuchem górskim, który w środkowej części
osiąga szerokość do 140 kilometrów. Góry te nie mają jednolitego, ciągłego
grzbietu głównego. Mówiąc o łańcuchu górskim chodzi raczej o skupienie
masywów górskich, które często układają się prostopadle do zasadniczego
ciągu Pirenejów. Doliny między tymi pasmami są zazwyczaj bardzo
wąskie i dlatego brak w nich jest większych osad miejskich. Najwyższym
szczytem Pirenejów jest góra Pico de Aneto w hiszpańskiej prowincji Huesca
na północy Aragonii o wysokości 3404 m n.p.m.
Pireneje oddzielają Półwysep Iberyjski od reszty Europy, tworzą naturalną
granicę pomiędzy Francją i Hiszpanią. W jednej z górskich kotlin znajduje
się niezwykłe państwo – Księstwo Andora, jedno z najmniejszych państw w
Europie, które dziś w nocy opuścimy. Nie zdołamy wszystkiego stąd zabrać,
bo trzy dni to zbyt mało, aby tego dokonać. Zabierzemy stąd tylko część
obrazów i wrażeń, a kiedyś przyjedziemy po resztę.
Na skałach wygładzonych przez lodowiec.
Las.
Powitanie w Ràmio, ale ludzi to już tu nie ma.
Ràmio.
Osiołek z Ràmio
Ràmio.
Jaszczurka.
Schodzimy w najniższe, najbardziej zalesione części szlaku, gdzie w
sosny górskie, wplatają się śmielej drzewa liściaste. Ten końcowy
odcinek doliny jest najbardziej stromy na naszej trasie. Dolina opada
wyrazistym progiem ku dolinie rzeki Valira d’Orient. W końcu o godzinie
18.25 docieramy do stacji benzynowej Les Escaldes przy szosie CG02,
jednej z ważniejszych arterii Andory. W tym miejscu był początek naszej
wędrówki, a teraz jest jej koniec.
Zabudowania Escaldes-Engordany.
Dolina Madriu-Perafita-Claror okazała się być niezmiernie przyjemnym i
ekscytującym miejscem na ostatnią przechadzkę po górach Andory. Dolina
urzeka urodą, która zachowana przez dawnych jej mieszkańców, którzy
potrafili czerpać z niej korzyści w taki sposób, aby nie uszczuplić jej
piękna. Dzięki temu kolejne pokolenia, w tym nasze, może w pełni
delektować się nią i podziwiać. Dzieje doliny są lekcją dla każdego
człowieka, który pojawia się tu na Ziemi jedynie z krótką wizytą, bo to co
każdy z nas pozostawi po sobie, zostawi dla szczęścia i radości kolejnych
ludzi.
Dziwna jest nasza sytuacja tu, na Ziemi. Każdy z nas pojawia się z
krótką wizytą, nie wiedząc po co, choć czasem może nam się zdawać,
że potrafimy odgadnąć jej cel. Z perspektywy codziennego życia,
jednakże pewnej rzeczy możemy być pewni: człowiek jest tu dla dobra
innych ludzi, przede wszystkim tych, od których uśmiechu i
dobrostanu zależy nasze własne szczęście.
17-19.05.2019 - wyprawa 9 Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów BAZA: Markowe Szczawiny, Hala MiziowaODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019 odcinek: Bieszczady Wschodnieczyli... od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej
termin 2. wyprawy: wrzesień 2023 odcinek: Gorganyczyli... od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej
termin 3. wyprawy: wrzesień 2024 odcinek: Czarnohoraczyli... od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich
Koszulka Beskidzka
Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu -
koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”. Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności, ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju, pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!
19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3 Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.
I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.
7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4 bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.
Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi! Dziękujemy cudownym ludziom, z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki Słowackiego Raju. Byliście wspaniałymi kompanami.
Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!
15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5 Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol - - Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)
519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce
Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -
WYRÓŻNIENIE prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na
za dostrzeżenie piękna wokół nas.
Dziękujemy i cieszymy się bardzo, że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu, ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na Navigator Festival 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz