- Szczypiorku, jedziesz może w sobotę z Szalami? – piszę smsa do kumpla.
- Tak, jadę zmoknąć i zmarznąć ☺ - odpisuje.
Uśmiecham się, bo przypominają mi się słowa Henia, że ma padać i będzie zła pogoda, i że w ogóle góry odpuszczają. A mi okrutnie tęskni się za wysiłkiem, wiatrem we włosach, przestrzenią, opowiadaniem Marka o górach i dowcipami Doroty.
No to jadymy. Godzina 7.00. Tym razem Sczyrzyc. Byłam tam już, ale nijak nie mogę sobie przypomnieć kiedy, z kim i jakim szlakiem doszłam.
W autobusie Marek opowiada ciekawostki z dzisiejszej trasy: o grodzisku w Kostrzu, które się zapadło i powstała przełęcz, o Matce Bożej Śnieżnej w Jodłowniku. I o przyrodzie. No i że piwo w Szczyrzycu jest tak „Mocne jak głos Kuryera i słodkie jak głos Kiepury”. Dorota rozdziela walkie-talkie.
- Szczypiorowi nie dawaj, bo wystrzeli do przodu i ani jego, ani radia – radzę.
- Ja Tobie dam piłkę – mówi Dorota do Szczypiorka.
- A gdzie urządzimy boisko? – pyta.
- Piłkę do drewna - odpowiada Dorota patrząc na niego dziwnie.