Przed nami piękna trasa turystyczna. Cieszy się ona atrakcyjnością i popularnością o każdej porze roku. W obecnym czasie Beskid Śląski zwabił nas zimowymi urokami, a zamierzamy dotrzeć na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego. Czy uda się to nam? Pisząc tą relację już to wiemy...
TRASA:
Przełęcz Salmopolska (934 m n.p.m.)
Malinów (1115 m n.p.m.)
Malinowska Skała (1152 m n.p.m.)
Kopa Skrzyczeńska (1211 m n.p.m.)
Małe Skrzyczne (1211 m n.p.m.)
Skrzyczne, schronisko PTTK (1257 m n.p.m.)
Polana Jaworzyna (940 m n.p.m.)
Szczyrk (514 m n.p.m.)
OPIS:
Punktem naszego wyjścia na Skrzyczne jest dzisiaj Przełęcz Salmopolska, niezwykle ważna obok przełęczy Kubalonka ze względów komunikacyjnych w Beskidzie Śląskim. Prowadzi na nią droga wybudowana w latach 1965-68. Ma 13 km długości i łączy miejscowości Szczyrk i Wisła. W Wiśle schodzi do dolinki potoku Malinka, który jest pierwszym dopływem królowej polskich rzek Wisły. Ze Szczyrku szosa wspina się na tą przełęcz sześcioma ostrymi zakosami. Pochodzenie słowa „salmopol” wywodzi się najpewniej od połączonych słów zaczerpniętych z języka łacińskiego „salmo”- łosoś oraz rumuńskiego „poli”- liczny. W swobodnym tłumaczeniu można ją przełożyć na „liczne występowanie łososia”, a zapewne odnosi się to w tym przypadku do rzeki Żylicy, przepływającej poniżej przełęczy przez Szczyrk, a mającej źródła na północnych stokach Malinowa i Przełęczy Salmopolskiej. Nie jest to jedyne wyjaśnienie nazwy przełęczy, bo próbują ją też wyjaśnić liczne legendy. Jedna z nich mówi o osadzie założonej tu w 1803 bądź 1804 roku przez pana Ufnarskiego, nazywanej na cześć jego żony Salomei - „Salomei pole”. Inne podanie do określenia „Sarnie pole”, używanego dawno temu do okolicznych łąk, przepełnionych pasącymi się sarnami. W obiegu spotykamy się też z historią o prześladowanych ewangelików ze Śląska Cieszyńskiego, którzy uciekając przed prześladowcami dotarli na przełęcz w II połowie XVII wieku, która okazała się dla nich schronieniem. Miało to być w roku 1688 i pomimo trudnych warunków osadniczych na przełęczy mieli oni założyć na niej wieś o nazwie Salmopol. I faktycznie kiedyś istniała osada o nazwie Salmopol, położona poniżej przełęczy na zboczach opadających do doliny Żylicy - niegdyś tworząca osobną miejscowość, później wchłoniętą przez Szczyrk.
|
Przełęcz Salmopolska. |
Czasami w odniesieniu do Przełęczy Salmopolskiej spotkać można się ze zwyczajową nazwą dla tej przełęczy - Biały Krzyż, pochodzącą od białego, drewnianego krzyża, stojącego na przełęczy nieco ponad drogą. Historia jego powstania również owiana jest legendami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Niektórzy podają, że Biały Krzyż stoi na miejscu upamiętniającym zatargi między katolikami i ewangelikami. Inni opowiadają, że krzyż był symbolem walk konfederatów Barskich z Moskalami na równi Łodygowickiej w 1772 roku. Pośród legend o Białym Krzyżu pojawia się również historia romantyczna. Niegdyś na przełęczy stała karczma, a pewnego dnia odbywało się w niej wesele. Gdy zabawa miała się już ku końcowi pojawili się w niej żołnierze, którzy zabrali pana młodego do wojska. Niedługo potem przyszły wieści, że młodzieniec zginął. Pogrążana w rozpaczy i żałobie zona postanowiła upamiętnić ukochanego stawiając biały krzyż, na którym zawiesić miała swój ślubny welon.
I jest jeszcze jedna legendarna historia, którą chcielibyśmy przytoczyć, a mówi ona o Niemcu Rudolfie Antonim, który w roku 1932 kupił na przełęczy kawałek ziemi i zbudował na niej schronisko o nazwie „Gospoda Antoniego”, a obok niego wzniósł duży drewniany krzyż. Schronisko to spłonęło w 1945 roku, kiedy pewnego wieczora partyzanci urządzili sobie w nim huczną biesiadę ostatkową. Niemcy wykorzystali to. Udało się im podejść niezauważenie pod Gospodę Antoniego i wrzucić do wnętrza granaty, zabijając 3 partyzantów.
Nie jedna już karczma stała na przełęczy. Dzisiaj również możemy w nich zagości, odpocząć i posilić się, nacieszyć ich niezwykłą architekturą i historią. Obecny zajazd stojący pod Białym Krzyżem jest czwartym z kolei o nazwie „Biały Krzyż”. Jest zbudowana na bazie oryginalnej kurnej chaty przeniesionej z Brennej i zrekonstruowanej w 1992 roku. Oprócz tej chaty stoją też na przełęczy dwa inne punkty gastronomiczne.
|
Biały Krzyż. |
|
Świeży śnieg. |
Na Przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m.) wyjechaliśmy z opóźnieniem ze względu na korki w Szczyrku. Mnóstwo osób przejechało dzisiaj do Szczyrku a narty. Tłoczno jest na drodze pod wyciągi narciarskie. Warunki śniegowe są znakomite, zarówno na narty, jak również do wędrówek pieszych. Z pewnością nie będziemy sami na szlaku - zresztą samotność na tym szlaku raczej należy do rzadkości.
Podążmy grzbietem na szczyt Malinów (1115 m n.p.m.). Przełęcz Salmopolska oddziela go od znajdującego się po drugiej stronie szczytu Biały Krzyż (940 m n.p.m.). Krajobraz zimowy prezentuje się baśniowo. Trakt jednostajnie pnie się na szczyt, coraz wyżej i wyżej. Z lewej wąski, przerzedzony szpaler leśny, z prawej stoją jedynie pojedyncze drzewa. Bardzo zmienił się w przeciągu ostatnich lat obraz tego teren. Mamy przed oczyma obraz zaledwie sprzed kilku lat, kiedy trakt ten otoczony był lasem. Dzisiaj, przy tej niebiańskiej aurze cudowne zimowe krajobrazy są zniewalające, że aż trudno uwierzyć w rzeczywistość. Za nami pięknie prezentuje się Pasmo Czantorii i Stożka, ale widzimy też nad nimi niebo zaciągnięte gęstymi barankami. To może świadczyć, że prognozy pogody na dzisiaj potwierdzą się, lecz tymczasem delektujemy się ślicznymi zimowymi pejzażami. Podejście na Malinów wydłuża się, bo co kilka kroków zatrzymujemy się uwieczniając piękne pejzaże, ozdobione puchatym śniegiem, świetliście rozjaśnione promieniującym słońcem, kontrastującym pod soczyście niebieskim sklepieniem nieba.
|
Na podejściu. |
|
Słońce jeszcze nisko. |
|
Ślad narciarza. |
|
Oszronione gałązki. |
|
Szereg wysokich drzew. |
|
Cudowne barwy zimy. |
|
Po bokach ścieżki wysokie zaspy. |
|
Im wyżej, tym dalsze widoki. |
|
Konary buków. |
|
Oglądamy się w dół naszej ścieżki. |
|
Widok na wschód. |
|
Zbliżenie na Stożek Wielki (czes. Velký Stožek; 978 m n.p.m.). |
Część szczytową Malinowa porastają świerki, ślicznie obsypane śniegiem. Szeroki trakt prowadzi nas pomiędzy nimi. O godzinie 10.20 docieramy na szczyt Malinowa. Po krótkiej przerwie ruszamy dalej uroczym, zimowym traktem. Niebawem schodzimy bardziej stromym zboczem na Przełęcz pod Malinowem. W między czasie niebo zaciągnęło się jednolicie chmurami, lecz wciąż jest przyjemna, praktycznie bezwietrzna aura, a chyba nawet zrobiło się trochę cieplej, a więc bardziej komfortowo pod względem termicznym. I wtem pojawia się niespodzianka...
|
Wierzchowina Malinowa. |
|
Malinów (1115 m n.p.m.). |
|
Krótki postój. |
Przy szlaku mamy strzałkę, o której mówił Zygmunt, a kieruje ona do nowej atrakcji w Beskidzie Śląskim. Jest to Jaskinia Malinowska, która została nie tak dawno udostępniona do turystycznego zwiedzania (dokładnie od 8 czerwca 2019 roku). Znajduje się ona na wysokości 1075 m n.p.m. a prowadzi do niej krótka, oznakowana ścieżka odchodząca od naszego czerwonego szlaku. Schodząc ze szczytu Malinowa odchodzi ona na prawo. Do otworu wejściowego jaskini docieramy o godzinie 11.35.
|
To stąd odchodzi ścieżka do Jaskini Malinowskiej. |
|
Wejście do jaskini. |
Jaskinia Malinowska znana jest od bardzo dawna. Przekazy mówią, że kryjówkę w niej mieli husyci w XV wieku, a potem w XVI i XVII wieku ukrywali się w niej prześladowani ewangelicy, zaś na początku XVIII wieku stać się miała jedną z kryjówek zbójników Ondraszka. W literaturze informacje o niej pojawiają się w 1850 roku, a był to opis podróży Ludwika Zejsznera odbytej rok wcześniej do źródeł Wisły: „jama w piaskowcu właściwie szczelina, o kierunku południowo-wschodnim, 12 kroków długa, 4 szeroka, a znajdująca się 30 kroków głęboko”. Faktycznie wejście do jaskini przypomina studnię i zejście do niej byłoby bardzo trudne, gdy nie dwie drabinki, wprowadzające w ciemną czeluść. Koniecznie trzeba zabrać ze sobą czołówki. Pomiędzy drabinkami znajduje się półka szeroka na około 2 metry, z której odchodzi krótki, ślepy korytarzyk. Przeprowadzone badania jaskini stwierdziły, że przez niewielkie okienko (niemożliwe do przejścia) istnieje z tego korytarzyka połączenie z niższymi partiami jaskini. Schodzimy niżej po kilku klamrach, a następnie drugiej drabince niżej. Bez tych ułatwień pokonanie tego odcinka możliwe było z użyciem specjalistycznego sprzętu i w przeszłości, gdy nie było tu drabinek, był to najtrudniejszy fragment do przejścia. Zwiedzanie dalszej części jaskini odbywa się głównie poziomymi korytarzami i wyłącznie z własnym światłem, gdyż tylko do dolnej drabinki dociera z zewnątrz światło dzienne.
|
Plan Jaskini Malinowskiej. |
|
Pionowe zejście po drabinkach. |
Cała studnia zejściowa dochodzi do 12 metrów głębokości (wg niektórych źródeł do 10 metrów). Na dnie studni mamy małą komnatkę, czy może raczej jaskiniowy przedsionek, z którego rozchodzą się dwa ciągi korytarzy o zróżnicowanej charakterystyce. Spośród odkrytych prawie 250 metrów korytarzy do turystycznego zwiedzania dostępnych jest około 40 metrów. Krótkie odejście w lewo w kierunku wschodnim prowadzi pod wąską szczeliną, za którą znajduje się ciąg równie ciasnych korytarzy. W związku z tym, że nie jesteśmy przygotowani na przeciskanie się i czołganie, rezygnujemy ze zwiedzania tej części jaskini. Kierujemy się w stronę północno zachodniego korytarza pochylonego w dół na długości około 8 metrów. Schodząc po tej pochylni przytrzymujemy się klamer zainstalowanych w prawej ścianie, która chronią przed upadkiem w razie poślizgnięcia się na mokrej skale. W jaskini panuje duża wilgotność, jest mokro. W okresie roztopów wiosennych, czy po długotrwałych opadach deszczu w jaskini spotkać się można z tzw. deszczem podziemnym, a za ścianą w Galerii, do której schodzimy podobno słychać szum wody. Temperatura w jaskini utrzymuje się w granicach +6°C.
|
Przejście z półki do niżej położonej drabiny. |
|
|
Tam nie uda się nam wejść. |
|
Zejście pochylnią poniżej drugiej drabiny. |
Po zejściu pochylnią skręcamy w prawo. Przed nami Galeria, największa sala Jaskini Malinowskiej. Liczy sobie ona 13,5 m długości, 9,5 m wysokości, a jej szerokość dochodzi do 1,4 m. Jej dno jest raczej płaskie, choć na drugim końcu widzimy zwalone potężne bloki. Przed nimi rozlała się okresowa nieduża kałuża. Klamry po prawej pomagają nam wejść na te bloki. Za nimi korytarz załamuje się w lewo. To niesamowite, ale jaskinia sprawia wrażenie regularności na dalszym odcinku, a właściwie już od samej Galerii. Wysoki korytarz prowadzi równo, jego imponujące ściany są oddalone od siebie niemal na tą samą odległość, przeciętnie 0,8 m. Na odcinku około 12 m korytarz ten czterokrotnie skręca pod kątem prostym. Taki zygzakowaty przebieg jaskiniowych korytarzy jest charakterystyczny dla jaskiń fliszowych, czyli powstałych przede wszystkim w wyniku masowych ruchów skał, często występujących podczas osuwisk. Między skałami tworzą się wówczas proste, bądź kilkupoziomowe zespoły szczelin, poprzedzielane niekiedy komorami. W przypadku rozwiniętych form korytarze często przybierają postać labiryntu. Wrażenie takiego labiryntu daje właśnie zwiedzany korytarz, ale szanse pobłądzenia raczej są znikome.
|
Wąski korytarz, ale zarazem bardzo wysoki. |
|
Galeria, a w niej kilka głazów do przejścia. |
|
Galeria. |
Za trzecim zakrętem dno korytarza wypełnia częściowo woda. Za czwartym zakrętem korytarz staje się węższy, lecz nadal jest wysoki. Po 6 metrach rozwidla się, a potem łączy doprowadzając do zawaliska, z którego można jeszcze spenetrować około 25 metrów pobocznych korytarzyków. Jednak do tych rozwidlających korytarzyków nie wchodzimy, gdyż tak jak wcześniej już wspominaliśmy, nie jesteśmy do tego przygotowani tzn. nie posiadamy odpowiedniej do tego celu garderoby.
|
Z powrotem pod dolną drabinką. |
Wracamy tą samą drogą do otworu wejściowego jaskini, który zarazem jest też otworem wyjściowym. O godzinie 11.00 wychodzimy na zewnątrz. Penetracja Jaskini Malinowskiej jest niezwykłym urozmaiceniem naszej wędrówki. O jej atrakcji stanowi zarówno wytworzona forma korytarzy, jak też i to, że jest jedną z najdłuższych i najgłębszych jaskiń w Beskidach. W 1987 roku uznana została za pomnik przyrody nieożywionej. Wracamy na szlak.
|
Ścieżka do jaskini w kierunku szlaku. |
Zrobiło się bardziej mgliście. We mgle utonęły wierzchołki, a jedynie widoki na doliny otwierają się nam jeszcze, tak jak widoczna z naszego szlaku dolina Malinki. Zima wciąż prezentuje się nam powabnym pięknem. Za Przełęcz pod Malinowem (1009 m n.p.m.) spokojnie podchodzimy szczyt Malinowskiej Skały. Zadrzewienie po pewnym czasie przerzedza się. Wyżej dominują karłowate, młode świerki. Wysokie drzewo staje się w tym krajobrazie swego rodzaju ewenementem. Wkrótce wchodzimy w zadziwiające otoczenia. Wokół nas są już wyłącznie niskie świerkowe choiny, ale finezyjnie przebrane na biało. Kolejno wynurzają się spod mgły, gdy przemieszczamy się do przodu. Te zaś za nami nikną po kolei w mgielnej otchłani. Stoją nieruchomo, jak jakieś zamarłe śnieżne stwory. Obserwują nasze poczynania. Można powiedzieć, że poruszamy się przez nieosłonięty obszar, przez co też może bardziej wyczuwalny staje się powiew wiatru, niegroźny aczkolwiek przynoszący większy chłód.
|
Zejście na Przełęcz pod Malinowem. |
|
Widok na dolinę Malinowa. |
|
Przełęcz pod Malinowem. Pod samotnym drzewem. |
|
Drzewo tworzące portal do dalszej śnieżnej krainy. |
O godzinie 11.30 osiągamy wierzchołek Malinowskiej Skały (1152 m n.p.m.). Kilkadziesiąt metrów od niego znajduje się charakterystyczna wychodnia skalna, jeden z popularnych symboli Beskidu Śląskiego. Często pojawia się ona w różnego rodzaju publikacjach promujących region, w przewodnikach i na kartkach pocztowych. Wychodnia nazywa się tak jak wierzchołek góry „Malinowską Skałą”. Ma kształt ambony o wymiarach to 6×14×5 m. Na jej ścianach widoczne są ciekawe formy wietrzenia, w tym cieszącą efektowną dość głęboką niszę, która często wykorzystywana w motywach fotograficznych. Od 1977 roku Malinowska Skała objęta jest ochroną jako pomnik przyrody nieożywionej. Przy dogodnych warunkach oferuje ładne widoki, a dzisiaj osłania nas przed chłodnymi powiewami wiatru. Korzystamy zatem z jej osłony, aby chwilkę odpocząć.
Malinowska Skała jest zwornikowym szczytem. Jeden ze schodzących się na nim grzbietów przychodzi z północnego zachodu od Przełęczy Salmopolskiej. To właśnie tym grzbietem przyszliśmy tutaj. Na południe odchodzi kolejnych grzbiet ku Baraniej Górze, zaś ku wschodowi wybiega krótki grzbiecik Kościelca. Z kolei na północ odchodzi od Malinowskiej Skały grzbiet piętrzący się ku Skrzycznemu. Ruszamy tym grzbietem w dalszą drogę o godzinie 12.00.
|
Malinowska Skała (1152 m n.p.m.). |
|
W niszy Malinowskiej Skały. |
Zejście na przełęcz jest krótkie. Przed nami wyższy szczyt. Jego wierzchołek zasłaniają chmury. Wiatr wyraźnie wzmaga się, a widoczność spada jeszcze bardziej. Szerokim, łagodnie wznoszącym się traktem podążamy przed siebie. Wiatr nawiewa świeży śnieg na wydeptaną ścieżkę szlaku, ale jego ciąg jest wyraźny. Ograniczają go po bokach obielone małe świerki. Są finezyjnie oblepione śniegiem zmarzniętym na kamień. Kojarzą się z postaciami przybyłymi nie tej ziemi. Wypełniają śnieżne pustkowie, które niknie we mgle. O godzinie 12.35 przechodzimy przez wydłużony nieco wierzchołek Kopy Skrzyczeńskiej (1189 m n.p.m.). Wytworzył się na nim zwał zaspy, który musimy obejść niedużym łukiem od lewej.
|
Zejście na przełęcz. |
|
W stronę Kopy Skrzyczeńskiej. |
|
Świerki opatulone śniegiem. |
|
Niczym śnieżnobiałe stwory. |
Grzbiet dalej prawie nie obniża się. Wiatr jest tutaj słabszy, bo nie wybrał sobie tego miejsca, aby przebić się z jednej strony grzbietu na drugą. Wybiera sobie drogę łatwiejszą przez przełęcze i doliny niżej położone. Taki z niego cwaniak.
O godzinie 13.00 przechodzimy wypłaszczony wierzchołek Małego Skrzycznego (1211 m n.p.m.). Stanowi on niewybitne wypiętrzenie grzbietu. Jest na nim dość tłumnie, gdyż sięga tutaj jeden z najpopularniejszych ośrodków narciarstwa Szczyrk Mountain Resort (wcześniej Czyrna-Solisko). Znajduje się on na północno zachodnich zboczach opadających ku dolinie Żylicy, pokrytych licznymi polanami. W górnej części tych zboczy rozciąga się Hala Skrzyczeńska. Przeciwległe zbocza, północno-wschodnie, stromo opadają ku dolinie Czyrnej. W latach 90-tych XX wieku zostały one całkowicie ogołocone z lasów, w wyniku czego stały się jednym z nielicznych miejsc w polskich Beskidach, na których w zimie występują zagrożenia lawinowe.
|
We mgle. |
|
Małe Skrzyczne. |
|
Pośród śnieżnych dziwolągów na Małym Skrzycznem. |
|
|
Małe Skrzyczne (1211 m n.p.m.). |
Z Małego Skrzycznego idziemy już prosto na szczyt Skrzycznego (1257 m n.p.m.). Wiatr wyraźnie wzmaga się, robi się uciążliwy. Nadia wysyła już znaki, że jest już bardzo blisko. Wieczorem ma już dmuchać całą siłą, aż do niedzieli. Tymczasem dochodzimy do najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego, bo Skrzyczne sięgające wysokości 1257 m n.p.m. takim właśnie jest. Wiatr już przeraźliwie świszczy, może czasem krzyczy, ale dziwna nazwa „Skrzyczne” ma pochodzić od czegoś innego – od skrzeczenia żab, które licznie zamieszkiwały staw, który znajdować się miał między Skrzycznem a Małym Skrzycznem. Taki przekaz znajduje się w osiemnastowiecznym „Dziejopisie Żywieckim” Andrzeja Komonieckiego.
Chcemy jak najszybciej ogrzać się w schronisku. Słyszymy komunikat z megafonów, że w związku z silnym wiatrem pewne wyciągi narciarskie będą zatrzymywane. Robimy szybie pamiątkowe zdjęcia pod tabliczką szczytową, po czym o godzinie 13.40 wchodzimy do schroniska.
|
Zbliżamy się do szczytu Skrzycznego. |
|
Schronisko PTTK Skrzycznem. |
W Schronisku nie jest łatwo znaleźć wolne miejsce. Trzeba chwilę poczekać, aż coś się zwolni. Skrzyczne cieszy się ogromną popularnością o każdej porze roku, bez względu na aurę. Prowadzi tu wiele szlaków i można też wyjechać kolejką krzesełkową ze Szczyrku. Podobnie jak na Małym Skrzycznem, tak i tu działa ośrodek narciarski oferujący około 14 km tras o różnym stopniu trudności. W lecie ze stoków góry korzystają rowerzyści i paralotniarze. Szczyt Skrzycznego jest łatwo rozpoznawalny z okolicy, gdyż stoi na nim charakterystyczny 87-metrowy maszt nadajnika RTV zbudowany pod koniec lat 90-tych XX wieku. W budynku obok niej mieści się Radiowo-Telewizyjny Ośrodek Nadawczy „Skrzyczne”.
Udaje się nam usiąść przy stoliku. W sam raz, bo chwilę potem wołają nas po odbiór zamówienia. Nie będziemy musieli jeść na stojąco. A za oknem Nadia szaleje. Gdy po posiłku wychodzimy ze schronisko od razu wyczuwamy jej wyraziste wdzięki. Pokazuje, że teraz to tu ona rządzi. Kłaniamy się nisko, aby przedrzeć się przez jej wicher.
|
Ze Skrzycznego schodzimy wzdłuż wyciągu i tras narciarskich. |
Ścieżki są zawiane śniegiem, lecz góra nie jest na obca. Szlak zejściowy do Szczyrku, choć znaków jego nie widać, to wiemy, że mamy iść na północ, pomiędzy platformę widokową i górną stację kolejki krzesełkowej. Tam biegnie nasz szlak. Schodzi dalej równolegle do trasy narciarskiej i słynnego Grzebienia. Następnie odbija na prawo, by potem powrócić w sąsiedztwo trasy narciarskiej. Decydujemy na zejście brzegiem trasy narciarskiej, z której w tej chwili narciarze nie korzystają. Śnieg jest tu przewiany i stosunkowo płytki. Schodzi się w miarę wygodnie, a w bardziej stromych fragmentach robimy trawersy. Mieliśmy schodzić zielonym szlakiem, ale na rozwidleniu szlaku trzymamy się niebieskiego. Wygląda w tym momencie na wygodniejszy. Po za tym ze stromizn tras narciarskich pięknie pokazuje się nam dolina Żylicy, w której gęszczą się domy Szczyrku. W miarę jak obniżamy swoją wysokość za doliną Żylicy pokazują się nam również zbocza grzbietu Klimczoka i Magury. Grzbiet ten zaczyna wkrótce działać jak parawan plażowy, który osłania nas przed wiatrem.
|
Widok na dolinę Żylicy ze Szczyrkiem. |
|
Wypłaszczenie nartostrady. |
|
Jaworzyna. |
O godzinie 15.00 przechodzimy przez polanę Jaworzynę ze stacją pośrednią kolejki krzesełkowej. Na tej wysokości wiatr jest zdecydowanie słabszy, jakby w ogóle nie wyczuwalny i szybko o nim zapominamy. Można teraz spokojnie rozmawiać z innymi. Zwalniamy nieco tempo zejścia, bo do planowanego odjazdu ze Szczyrku mamy sporo czasu. Urwaliśmy sporo czasu na zejściu. W okolice dolnej stacji wyciągu krzesełkowego w Szczyrku pojawiamy się o godzinie 15.30.
|
Zaprzelina |
|
Przed nami centrum Szczyrku. |
Szczyrk (niem. Schirk) jest miastem ciągnącym się w dolinie Żylicy od wysokości 470 m n.p.m. aż po Przełęcz Salmopolską . Najwyższym punktem miasta jest jednak nie przełęcz, lecz wierzchołek Skrzycznego. Osadnictwo, to udokumentowane, pojawiło się w tej dolinie w XV wieku. Przybyszom ziemię nadawano na tzw. „zarębek”, który był odpowiednikiem łana. Każdemu z osadników przedzielając zarębki starano się to robić w ten sam sposób, a więc począwszy od osi doliny każdemu z osadników przydzielano po równo ziemi zarówno na lepiej i gorzej nasłonecznionym zboczu. Oprócz rolnictwa, od XVIII wieku w Szczyrku rozwijało się pasterstwo i produkcja drewna. Wytwarzano również sukno z runa owczego. W 1808 roku w Szczyrku mieszkało 172 zarębników. W 1900 roku według austriackiego spisu ludności odnotowano, że w Szczyrku stało 411 domów zamieszkanych przez 2465 osób., W Salmopolu zaś, wspominanym na wstępie naszej relacji, stały 33 domy, w których mieszkało 169 osób, z czego 50 było katolikami a 119 innych wyznań (głównie ewangelików). Obecnie Szczyrk rozwija się intensywnie jako centrum turystyczne, wychodzące z ofertą na każdą porę roku. Rozwój miasta w tym kierunku rozpoczął się po I wojnie światowej, kiedy powstał w Skrzycznem pierwszy schron dla narciarzy, a po nim w 1933 roku rozpoczęło działalność schronisko turystyczne. Prawa miejskie Szczyrk uzyskał w 1973 roku, mając już silnie rozbudowaną bazę turystyczną.
|
Dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Skrzyczne w Szczyrku. |
W Szczyrku mamy dużo czasu wolnego, więc udajemy się do pobliskie, znanej nie tylko w okolicy „Markowej Destylarni” – taką nazwę nosi ta restauracja, może nie tania, ale ceniona za dobre jadło. Pasuje też nam dzisiaj ten lokal jak ulał do programu dzisiejszej wycieczki, okraszonej wiatrem i zamiecią śnieżną. Gdyby zapytać o tą aurę miejscowych, to zapewne określiliby ją po góralsku „kurnwicą”, zupełnie tak samo jak prezentowane w tym lokalu popularne wódki wytwarzane przez firmę „Wódki Regionalne”. Nic w tym dziwnego, bowiem siedziba i hurtowania znajduje się właśnie tutaj. Bycie tutaj jest inspirującym „doznaniem” i z pewnością, gdy zasiądziemy wieczorem w domowych pieleszach i zaczniemy wspominać na gorąco wspaniałe, niezwykłe wrażenia i przygody z dzisiejszej wycieczki, nie odmówimy sobie kieliszeczka tego wykwintnego napoju z polskich Beskidów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz