Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.



GSB na raty, etap 12: Krościenko nad Dunajcem - Rytro

TRASA:
Krościenko nad Dunajcem (420 m n.p.m.) [czerwony szlak] Stajkowa (730 m n.p.m.) [czerwony szlak] Groń (803 m n.p.m.) [czerwony szlak] Przełęcz Siodełko (782 m n.p.m.) [czerwony szlak] Dzwonkówka (983 m n.p.m.) [czerwony szlak] Przełęcz Przysłop (832 m n.p.m.) [czerwony szlak] Kuba (888 m n.p.m.) [czerwony szlak] Skałka (1163 m n.p.m.) [czerwony szlak] Schronisko PTTK na Przehybie (1150 m n.p.m.) [czerwony szlak] Wielka Przehyba (1191 m n.p.m.) [czerwony szlak] Złomisty Wierch (1224 m n.p.m.) [czerwony szlak] Przełęcz Długa (1161 m n.p.m.) [czerwony szlak] Mała Radziejowa (1207 m n.p.m.) [czerwony szlak] Radziejowa (1266 m n.p.m.) [czerwony szlak] Przełęcz Żłobki (1106 m n.p.m.) [czerwony szlak] Wielki Rogacz (1182 m n.p.m.) [czerwony szlak] Międzyradziejówki (1037 m n.p.m.) [czerwony szlak] Niemcowa (1001 m n.p.m.) [czerwony szlak] Kordowiec (763 m n.p.m.) [czerwony szlak] Rytro
Udostępnij:

GALERIA PODRÓŻNIKÓW - Podróże, które inspirują

Zapraszam do FOTO GALERII NCK, do obejrzenia GALERII PODRÓŻNIKÓW, gdzie wśród innych ciekawych prac prezentowane są również fotografie z naszych rodzinych wycieczek i wypraw górskich. Wystawa otwarta będzie do 31 sierpnia 2012 roku. Wstęp wolny. Serdecznie zapraszam.
Dorota Szala
Udostępnij:

Najwyższy szczyt Tatr Zachodnich

Spodziewaliśmy się, że to co zobaczymy ze szczytu Bystrej zadowoli najbardziej wybrednych. Wszak to najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Nie mogło być inaczej, bo panorama z Bystrej jest bardzo rozległa. Pisał o niej w 1928 roku Jerzy Młodziejowski: „Wszystko chciałoby się zapamiętać... Bo też widok z Bystrej jest tak wspaniały, że nie tylko geografa, ale i zwykłego turystę zdoła poruszyć.”
Udostępnij:

Od kropki do kropki: Główny Szlak Beskidzki

Mija kolejny dzień od zakończenia wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, a myśli nasze wciąż nie mogą ochłonąć od wrażeń. Chwile spędzone na czerwonym szlaku nie mogą nam zniknąć sprzed oczu. Nawet sny podczas pierwszych nocy po powrocie w domu kreowane były niedawnymi przeżyciami. W porannym sennym letargu wydawało się nam, że trzeba wstawać, by ruszać na podbój kolejnego odcinka czerwonego szlaku. Aż po upływie bliżej nie określonego czasu docierało do nas, że przecież jesteśmy w domu, we własnym łóżku… szkoda.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 18: Wielki Stożek - Ustroń


za nami
pozostało
519,0 km
0,0 km
Niestety skończyło się. Nasz czerwony szlak doprowadził nas do czerwonej kropki w Ustroniu. Jeszcze trudno nam uwierzyć, że tak to szybko się skończyło, przygoda na całe życie, jakie jeszcze nam pozostało. I co dalej? Radość przeplata się ze smutkiem. Jesteśmy szczęśliwi, że udało się dotrzeć pomyślnie do końca, pokonując ponad 500 km niezwykle ekscytującej trasy, ale co będzie jutro… bez plecaka i wędrówki, lasu, gór, dolin i polanki na której można usiąść, odpocząć, zetrzeć pot z czoła i popatrzeć na przepiękne górskie widoki.

Te kilkanaście dni spędzonych na szlaku było dla nas prawdziwą, najwspanialszą przygodą turystyczną. Szkoda tylko, że nie dłuższą. Wielodniowa, wytrwała wędrówka dała wiele ponad przeciętnych doznań, wypełnionych niezwyczajnymi walorami estetycznymi. Trudno powiedzieć, ile zdobyliśmy przez ten czas szczytów górskich, większych i mniejszych, ale nie tylko one stanowią o wspaniałości Głównego Szlaku Beskidzkiego. Dziś to wiemy, że to za czym się tęskni po pokonaniu tego szlaku to bezpośrednia bliskość z przyrodą, a także niezwykli mieszkańcy odwiedzanych regionów, którzy nie raz wsparli nas życzliwością i wskazówką na szlaku. Strumienie potu, zmęczenie i cały poniesiony trud wędrówki warte były tego wszystkiego. Teraz rozpiera nas chęć podzielenia się wszystkim wrażeniami z Głównego Szlaku Beskidzkiego. Gdy wrócimy do domu i trochę ochłoniemy, w ramach podsumowania naszej wyprawy na pewno coś jeszcze napiszemy. W sposób kompleksowy zaprezentujemy to co widziały nasze oczy i do czego teraz tęskni serce i dusza.

Tymczasem dziękujemy wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki byśmy dotrwali do końca, za każdy komentarz pod naszymi relacjami oraz zawarte w nich słowa otuchy i wsparcia. Dziękujemy również tym wszystkim, z którymi mieliśmy przyjemność wspólnego wędrowania, z którymi mogliśmy wspólnie pogawędzić podczas postoju w schronisku lub podczas spotkania na szlaku. Dziękujemy za każde pozdrowienie, każde dobre słowo, wskazówkę, czy radę. Kiedyś na pewno znów spotkamy się w trakcie wędrówki, czego bardzo pragniemy.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 17: Węgierska Górka - Wielki Stożek


za nami
pozostało
494,0 km
25,0 km
Nocując w Willi „u Broni i Waldka” w Węgierskiej Górce wypoczęliśmy jak nigdy. Obiekt ten miał dla nas bardzo dogodną lokalizację, gdyż położony jest bardzo blisko mostka nad Sołą, przez który czerwony szlak wchodzi wprost na stoki górskie Beskidu Śląskiego.

Prognozy pogody na dzisiejszy dzień nie były jednoznaczne, a pasmo Baraniej Góry dało się nam już poznać nie raz z gwałtownych zmian pogodowych. Tymczasem za oknem obudził nas ładny poranek, nie pozwalający na leniuchowanie w łóżku. Szybko zebraliśmy się w drogę i na szlaku stanęliśmy już o 6.30. Nad nami chmury szybko przesuwały się. Nadciągały one z północnego zachodu, wyłaniając się zza grzbietu górskiego na który wspinaliśmy się. Załamanie pogody mogło nas zaskoczyć, a obawy takie powodował fakt, iż co pewien czas jasne obłoczki ustępowały miejsca ciemnym, złowrogo wyglądającym chmurom. Na szczęście przynosiły one jedynie fale chłodu, izolując szczelnie dopływ promieni słonecznych. Na szczycie Baraniej Góry nie gościliśmy zbyt długo, bo akurat w tej samej chwili wisiała nad nim ciemna czapa. Zdążyliśmy jednak spojrzeć jeszcze raz na pożegnanie w kierunku Beskidu Żywieckiego. Potem Barania Góra utonęła we mgle. Na południe zdążyliśmy na obiadek do schroniska na Przysłopie i wtedy dopiero pokropiło trochę. Był to jedyny opad, który spotkał nas tego dnia. Im bliżej końca dnia, tym robiło się cieplej i jaśniej, a wieczorem pokazał się nawet błękit nieba.

Dzień minął pomyślnie mimo tylu obaw o pogodę. Pokonany odcinek, choć dość długi, okazał się lekki. Nogi same niosły i poniosły by nawet dalej, ale na Stożku musieliśmy się zatrzymać, bo mieliśmy zaklepany nocleg, a poza tym dzień chylił się już ku końcowi. To może się wydać nieprawdopodobne, ale fizyczne zmęczenie naszych nóg po tylu dniach wędrówki nie jest większe niż po jakimś niedzielnym spacerze.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 16: Hala Miziowa - Węgierska Górka


za nami
pozostało
460,2 km
58,8 km
Zimno, wietrznie, pochmurnie i deszczowo. Jednak nie zrezygnowaliśmy. Zacisnęliśmy zęby i ruszyliśmy w drogę. Słońce momentami próbowało pokazać się przez chmury, ale bezskutecznie. Na Rysiance zagrzaliśmy się, zjedliśmy śniadanko. W między czasie na zewnątrz zaczęło wiać jeszcze silniej, a pojawiający się falami deszcz zacinał jeszcze mocniej. Mimo to poszliśmy dalej. Pokonaliśmy urwiste zbocza Romanki, ubezpieczone w jednym miejscu łańcuchem, odpoczęliśmy przy kubku herbaty z rumem w „Słowiance”. Potem udało się nam zejść do Węgierskiej Górki, z której pozdrawiamy naszego znajomego Grzegorza.

Na wieczór pogoda zaczęła się poprawiać (podobnie jak wczoraj). Mamy niezłe przedpole do ataku na Baranią Górę, żeby tylko pogoda na zepsuła się. Siedzimy sobie jeszcze w Beskidzie Żywieckim, ale już jutro powinniśmy przekroczyć rzekę Sołę i wejść w ostatni Beskid na trasie naszej wędrówki - Beskid Śląski. Trochę nas to smuci, że zbliżamy się ku końcowi naszej ekscytującej wędrówki. Szkoda, bo plecak od paru dni przestał już ciążyć na ramionach, a nogi jakby nie czuły przedreptanych 460 km.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 15: Markowe Szczawiny - Hala Miziowa


za nami
pozostało
433,7 km
85,3 km
Deszczową mieliśmy dziś wędrówkę. Opady przychodziły falami, ale na szczęście nie ulewne. Otaczała nas gęsta mgła. Tylko chwilami w godzinach południowych pomiędzy chmurami odsłaniały się fragmenty błękitnego nieba, przez które przedostawały się do nas promienie słoneczne. Słońce w swojej krasie pokazało się nam dopiero o zachodzie, gdy wyglądaliśmy już przez okno z naszego schroniska. Czyżby była to zapowiedź pięknego dnia? Prognozy nie są aż tak optymistyczne.

Pokonaliśmy blisko 30 km trasy, na której znalazło się kilka wzniesień, a na końcu podejście zboczami Pilska na Halę Miziową. Ku naszemu zdziwieniu nogi przywykły do ciągłego marszu - stopy już nie kłują na koniec dnia, jak na początku. Kondycyjnie czujemy się wyśmienicie. Nawet myśleliśmy iść dzisiaj dalej na Rysiankę, ale powstał jeden feler. Niestety buty nie wytrzymały naporu wody i doszczętnie przemokły. Musimy mieć czas, aby je wysuszyć. Po za tym w niektórych miejscach wymagają również klejenia (dobrze, że przezornie zabraliśmy ze sobą „kropelkę”).

Przyzwyczailiśmy się już do niezwykłej atmosfery i gościnności na studenckich bazach namiotowych. Tym razem  były to Głuchaczki, gdzie ogrzaliśmy się przy kubku gorącej kawy i przy turystycznej pogawędce przeczekaliśmy pod dachem największy deszcz. Wielkie dzięki. Pozdrawiamy „Bazowego” i „Turystę”.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 14: Kucałowa Przełęcz - Markowe Szczawiny


za nami
pozostało
403,9 km
115,1 km
Wstaliśmy o czwartej rano. Wiedzieliśmy, że aby się wstrzelić w korzystne okienko pogodowe musimy wcześnie wyruszyć na trasę. W nocy lało, a popołudniu może znów padać. Ruszyliśmy zatem o świcie. Połknęliśmy szczyt Policy, potem Cyl Hali Śmietanowej i Shylec. Schodząc na Krowiarki zobaczyliśmy, że przez gęstą koronę świerkowego lasy zaczęły przedzierać się promienie słoneczne. Gdy tylko pokonaliśmy Zubrzyckie Stromizny weszliśmy w pas kosodrzewiny. Pojawiły się pierwsze spektakularne widoki, godne królowej polskich Beskidów. Widok kominów krakowskiego Łęgu, przywiódł nasze myśli ku domowi. Potem na Kępie niespodziewane spotkanie na szlaku z autorami bloga "Tramwaje, pociągi, rowery, wspinaczka i Miauczący Kot - czyli totalny MIXblog" ;)

Wkrótce zrównaliśmy się z płynącymi obłokami. Zrobiło się przepięknie, choć nisko płynące obłoki przysłaniały odleglejsze elementy panoramy. Na szczycie jak zwykle trochę wiało zimnym, zachodnim wiatrem, ale kamienny wiatrochron skutecznie nas od niego chronił. Spędziliśmy na szczycie sporo czasu zanim zdecydowaliśmy się schodzić do schroniska, ale bez pośpiechu bo i tak nie idziemy dalej jak na Markowe Szczawiny. W Schronisku na Markowych Szczawinach znów zostaliśmy ciepło przyjęci przez panią Kasię. To bardzo miłe, że wśród tylu gości schroniska pamięta nasze twarze.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 13: Jordanów - Kucałowa Przełęcz


za nami
pozostało
385,7 km
133,3 km
Postanowiliśmy zrobić odpoczynkowy dzień i wyznaczyliśmy sobie do przejścia tylko 17,5 km. Przyda się nam taka chwila luzu, gdyż od początku wędrówki właściwie nie mieliśmy żadnej przerwy. Pogoda nawet dopisała i tym razem doszliśmy do schroniska w suchych butach. No i po raz pierwszy stopy nie pieką ze zmęczenia.

Oby jutro aura była tak sprzyjająca, bo przed nami Babia Góra - najwyższa kulminacja Głównego Szlaku Beskidzkiego. Bez sprzyjających warunków pogodowych może być ciężko, a prognozy nie są idealne. Czy Babia Góra nas przepuści… zobaczymy jutro. Tymczasem za oknem pada.

Od czasu, gdy weszliśmy na obszar Beskidów Zachodnich plecaki nasze stały się nieco lżejsze.  Nie nosimy dużych  zapasów wody, bo schronisk i sklepów mamy teraz więcej na szlaku, a też mniej pijemy, bo dni nie są tak upalne jak wcześniej. Z pewnością też organizmy nasze przestawiły się do funkcjonowania we wzmożonym wysiłku. Wysiłek ten można przyrównać do wytężonego, całodziennego treningu fizycznego, który w naszym przypadku trwa już trzynasty z kolei dzień. Jego skutki widzimy na sobie. Choć nie żałujemy sobie kalorii, to ciuchy stały się jakby większe. Spodnie trzymają się na swoim miejscu tylko dzięki paskowi.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 12: Turbacz - Jordanów


za nami
pozostało
368,2 km
150,8 km
Nie pierwszy raz piękny poranek obudził nas na Turbaczu. Gorce po raz kolejny imponowały. Znakomita przejrzystość powietrza i blask wschodzącego słońca sprawiły, że Kotlina Nowotarska i piętrząca się za nią ściana Tatr nabrały wyjątkowego kontrastu. Chłód zmusił nas do ubrania kurtek.

Dzisiejszy odcinek jest spacerowy. Cały czas w dół do Rabki, dwa postoje na Starych Wierchach i Maciejowej, a w Rabce przerwa na obiad w pizzerii „Maleńka”. Potem wchodzimy do Beskidu Makowskiego i wtedy zaczyna się sączyć z nieba. Zakładamy pałatki. Szlak robi się błotnisty, a łąki stają się podmokłe. Buty szybko nasiąkają wodą, a wkrótce jej nabierają. Idziemy na pamięć, bo znamy tą trasę.

Główny Szlak  Beskidzki przebiega chwilkę przez Beskid Makowski, aby dłużej w nim pobyć zatrzymujemy się tu na noc, w Jordanowie, w ośrodku „Strumyk”. Poza tym wspinaczka na Pasmo Polic w taką pogodę (barową) nie byłaby prosta, bo błoto zapewne sięga na tym podejściu po kostki. Już kiedyś mieliśmy przyjemność to sprawdzić. Po za tym trzeba się osuszyć, a tu do tego są znakomite warunki.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 11: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz


za nami
pozostało
339,0 km
180,0 km
Dwa duże podejścia na Lubań i Turbacz oraz 32 km trasy wymusiły wczesną pobudkę. To niesamowite, jak organizm ludzki potrafi się zregenerować w ciągu jednej nocy. Na szlak ruszyliśmy o 6.00, we mgle i deszczu. Widoki jakie towarzyszą podczas podejścia nie są nam obce, dlatego nie przejmujemy się, że ich nie ma teraz. Przynajmniej zupełnie możemy skoncentrować się na podejściu. Im bliżej szczytu tym nękało nas mniej deszczu. Wkrótce też część chmur znalazła się na wysokości niższej od naszej. Na szczycie deszczu już nie było, ale były za to pyszne naleśniki, specjał tutejszej bazy namiotowej.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 10: Kordowiec - Krościenko nad Dunajcem


za nami
pozostało
307,0 km
212,0 km
Otworzywszy oczy spojrzeliśmy na blask czerwieni wpadający przez okno naszego pokoiku w chacie „Kordowiec”. To co zobaczyliśmy za oknem było jakby nie z tego świata - olśniewający świt, taki jaki do tej pory widzieliśmy chyba w bajkach i pewnie dlatego po chwili zasnęliśmy ponownie. No cóż, ostatnimi dniami coraz trudniej nam się wstaje. Zmęczenie daje znać, a nie ma się co dziwić - to skutek bezustannej wędrówki. W ciągu dziesięciu kolejnych dni przeszliśmy już ponad 300 km.

Popołudniu zapowiadali burze i faktycznie, gdy schodziliśmy z Radziejowej zaczęło grzmieć. Przyśpieszyliśmy i zdążyliśmy na czas do schroniska na Przechybie. Jedząc obiad obserwowaliśmy jak dwa fronty burzowe ścierają się ze sobą. Dobrze, że dotarliśmy do schroniska na czas.

Do Krościenka nad Dunajcem schodziliśmy w znakomitych nastrojach. Byliśmy już przed ostatnim wzniesieniem, gdy ponownie tego samego dnia usłyszeliśmy pomruki burzy. Wkrótce zobaczyliśmy skąd płynie zagrożenie. Nad Lubaniem kotłowała się potężna burza. Zaczęliśmy gnać jak szaleni w dół góry. Niestety burza była szybsza i wraz z osiągnięciem granicy lasu musieliśmy przysiąść wśród przydrożnych zarośli. Nie mogliśmy wyjść na otwartą przestrzeń. Trudno powiedzieć ile tak siedzieliśmy w bezruchu… pół godziny, a może godzinę.

Gdy później zeszliśmy do Krościenka nad Dunajcem trafił nam się nocleg nieprawdopodobny: luksus jakiego się nie spodziewaliśmy i to za cenę niższą od przeciętnej schroniskowej. Jest to pensjonat „FaFik” prowadzony przez niezwykle sympatyczną Panią Jolę. Znajduje się on przy czerwonym szlaku, przy moście nad Dunajcem. Naprawdę warto go zapamiętać.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 9: Jaworzyna Krynicka - Kordowiec


za nami
pozostało
282,9 km
236,1 km
Długo się dzisiaj pospało i późno wyruszyliśmy na trasę. Jednak lekką mieliśmy dziś wędrówkę, bo startowaliśmy od razu z najwyższego szczytu pasma, na które wspięliśmy się wczoraj. Na Jaworzynie Krynickiej pożegnaliśmy się z Beskidem Niskim i jego nieprzewidywalnymi zdradzieckimi ścieżkami. Dzisiejsze większe zachmurzenie sprawiało, że wędrowało się bez wyciskania potów. Na Hali Łabowskiej robimy sobie dłuższy odpoczynek. Szczęśliwie się złożyło, bo akurat wtedy przeszedł nad nami mały front burzowy, a właściwie jego obrzeże - trochę zagrzmiało i popadało. Trwało to krótko, ale na ciąg dalszy wędrówki na wszelki wypadek przełożyliśmy peleryny w plecaku na wierzch. Z czasem jednak słońce zaczęło pojawiać się coraz częściej i na wieczór całkiem ładnie się rozpogodziło.

Przed zejściem z pasma Jaworzyny zaglądnęliśmy do Schroniska „Cyrla”, gdzie zobaczywszy niespotykane menu nijak nie mogliśmy sobie odmówić spróbowania czegoś. Oferują tu takie wykwintności, że o mały włos nie zatrzymaliśmy się na noc. Dnia jednak pozostało jeszcze nieco, dlatego przemaszerowaliśmy na kolejne pasmo Beskidu Sądeckiego, gdzie w chatce „Kordowiec” zostaliśmy na noc.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 8: Hańczowa - Jaworzyna Krynicka


za nami
pozostało
255,6 km
263,4 km
Czerwony szlak na odcinku Hańczowa - Mochnaczka Niżna przyprawiał do szaleństwa. Oznakowany tak, by zgubić, a nie kierować na właściwe ścieżki. Niektóre znaki prowadziły nas do nikąd, gdzie następny znak pojawiał się dopiero po kilku kilometrach. Inne znaki wyprowadzały na rozległe łąki (i cóż z tego, że piękne i malownicze, skoro zachwyt nimi przytłaczała myśli: gdzie dalej iść?). Jednak dzięki tutejszym gospodarzom, rolnikom szczęśliwe udało się nam opuścić Beskid Niski i wyjść na Jaworzynę Krynicką leżącą już w granicach Beskidu Sądeckiego. Jednak przez to ciągłe kluczenie po łąkach i lasach był to bardzo męczący i długi dzień. Pani ze schroniska na Jaworzynie Krynickiej z całego serca dziękujemy za cierpliwe oczekiwanie na nasze przybycie i kierowanie nas przy zapadającym zmroku do miejsca naszego noclegu (dobrze, że byliśmy w zasięgu telefonii komórkowej). Dziękujemy również za smaczną wyżerkę.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 7: Bartne - Hańczowa


za nami
pozostało
227,6 km
291,4 km
Siódmy dzień wędrówki, niedziela, dzień wypoczynkowy. Chcieliśmy tego dnia zrobić jedynie 12 km i zatrzymać się w Zdyni. Mieliśmy zamiar dać odpocząć naszym stopom, trochę odespać, ale… Pyszny i pożywny obiadek u Pani Zosi z Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego w Zdyni (tam gdzie planowaliśmy odpoczywać) sprawił, że dostaliśmy zastrzyk niebywałej energii i sil witalnych. Pani Zosiu, jeśli Pani to czyta to przepraszamy, że nie zostaliśmy na nocleg, ale po części sama Pani to sprawiła swoją znakomitą strawą domowej kuchni. Na pewno jeszcze kiedyś zaglądniemy i radzimy zrobić to samo wszystkim, którzy przechadzają w pobliżu tego ośrodka. Dziękujemy za tak ciepłe i serdeczne przyjęcie strudzonych wędrowców. Wkrótce okazało się, że przeszliśmy kolejne 12 km, przez Rotundę i Kozie Żebro, aż zastopowaliśmy w Hańczowej „U Romana”, gdzie słychać było pomrukiwania burzy nadchodzącej znad Gorców.

I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: Agatko i Krzyśku bardzo dziękujemy za karteczkę z pozdrowieniami pozostawionymi 6 lipca 2012 roku pod tabliczką na szczycie Koziego Żebra. Bardzo nas uradował ten jakże sympatyczny gest.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 6: Chyrowa - Bartne


za nami
pozostało
204,5 km
314,5 km
Trzeci dzień przedzierania się przez mało uczęszczane szlaki Beskidu Niskiego - trochę nam już one bokiem wychodzą. Przedzierając się przez wysokie trawy i inne chaszcze czujemy się pionierami na tych terenach, traserami nowych szlaków. Kiedyś wytyczono tu szlaki, ale dziś w wielu miejscach są zarośnięte i w ogóle nie widoczne. Po za tym to błoto - ziemi nie wysuszyło nawet kilka dni upału przez ostatnie dni, jaki nam obecnie towarzyszy.

Panująca dzicz przyrody sprawia, że w wielu miejscach czerwone znaki są niewidoczne lub też wcale ich nie ma. Problemy ze znalezieniem szlaku mieliśmy na zboczach góry Polana, zarówno na fragmentach porośniętych lasami, jak też pokrytych połaciami traw (często wyższych od nas).

Dopiero w Magurskim Parku Narodowym stan szlaku można by określić mianem dobry. Jednak trudnością na tym odcinku jest długość i zupełny brak punktów gastronomicznych, czy też noclegowych. Licząc jego odległość od najbliższych osad ludzkich, czyli wsi Kąty i Bacówki w Bartnem ma on ponad 22 km. Oczywiście w kilku miejscach od czerwonego szlaku odbiegają inne szlaki sprowadzające do wiosek poza granicami parku, ale podejmując taki wariant trzeba się liczyć z koniecznością powrotu na szlak tą samą drogą, co wiąże się to z dodatkowymi kilometrami do nadłożenia, no i kolejnymi godzinami marszu. Te boczne szlaki były jedynie naszym ratunkiem np. w przypadku wystąpienia burzy.

Dzisiejszy dzień jednak tym różnił się od innych, bo nie słyszeliśmy ani jednego grzmotu, a słońce cały czas bezlitośnie smażyło. Dlatego na widokowych polanach zatrzymywaliśmy się krótko, by jak najprędzej wejść pod osłonę lasu, choć i tam nie było dużo lżej. W każdym miejscu panował potworny zaduch, że nawet komary i bąki nie miały siły kąsać nas jak w poprzednie dni.

Tego dnia zapamiętamy też dwa niezwykle forsowne podejścia Kamień nad Kątami i Kolanin. Wspinaliśmy się po nich niczym himalaiści: kilka kroków - przerwa na wyrównanie oddechu.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 5: Wisłoczek - Chyrowa


za nami
pozostało
170,7 km
348,3 km
Wstaliśmy wcześnie o czwartej rano, bo łatwiej się idzie, jak słońce wisząc jeszcze nisko ponad horyzontem nie jest jeszcze takie ostre. Poza tym musieliśmy sobie dać więcej czasu, bo był to dość długi odcinek - ponad 36 km do Chyrowej. Fizycznie jakoś wytrzymujemy, psychicznie też, ale jesteśmy pewni, że gdybyśmy zmagali się z trasą w samotności, bez wzajemnego wsparcia i motywacji - byłoby zupełnie inaczej.

Przed wyjściem na trasę z żalem pożegnaliśmy się z niezwykle klimatyczną bazą namiotową w Wisłoczku. Naprawdę, warto to miejsce odwiedzić. Pierwszą część trasy do Rymanowa-Zdroju niemal przebiegliśmy, choć stopy po kolejnym dniu intensywnego wysiłku kłują już na każdym kroku. Pojawiają się na nich pierwsze otarcia, które zabezpieczamy. Dajemy im odsapnąć w Iwoniczu-Zdroju, pięknej miejscowości, która nas oczarowuje.

Potem jednak znów mieliśmy piekło asfaltu na kilkukilometrowym odcinku do Lubatowej i dalej do stóp Cergowej. Z Cergowej zgania nas nadchodząca burza. Zapominamy o niej w zacisznej  Pustelni św. Jana. Jest tam źródełko wody, której chłód i smak przebija wszystkie inne znane nam napoje orzeźwiające. W między czasie burza cofnęła się. Trochę było jeszcze ją słychać podczas drogi do Chyrowej, ale tak jak wcześniej, tak i teraz nie zdążyła nas dopaść.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 4: Komańcza - Wisłoczek


za nami
pozostało
134,0 km
385,0 km
Na pierwszy odcinek Beskidu Niskiego wyruszaliśmy z przekonaniem łatwej wędrówki. Przed nami stosunkowo nieduże przewyższenia i łagodne zbocza górskie. Dlatego też zaplanowaliśmy dłuższy odcinek do bazy namiotowej w Wisłoczku - 36,8 km. Początek wędrówki nie sprawiał żadnych trudności. Weszliśmy na pokryty trawami Wahalowski Wierch, który zauroczył nas nie tylko ładną panoramą, ale również mnóstwem kwiatów i motyli, których nigdy wcześniej nie udało się nam jeszcze spotkać. Potem przyszła kolej na Kamień i relaksacyjny spacer przez jego lasy. Kolejny szczyt Tokarni nie był już taki lekki i przyjemny, bo wędrówka na jego szczyt to przedzieranie się przez gąszcz wysokich traw, w piekącym słońcu. Po przejściu całego grzbietu pasma Tokarni byliśmy już mocno zmęczeni. Znać dają o sobie stopy. Walczymy z bólem niemal podczas każdego kroku. W Puławach Górnych życzliwa kobieta ratuje nas maślanką. Z chełstem wypijamy jej po pół litra. Bardzo dziękujemy tej dobrej kobiecie, bo naładowaliśmy się dzięki niej dodatkową energią, dzięki której mogliśmy zdzierżyć morderczą końcówkę trasy wiodącą cały czas monotonnym asfaltem, ciągnącym cię przez około 10 km.

Baza namiotowa „Wisłoczek” okazała się być rewelacyjnym miejscem noclegowym. Kawa, herbata, kąpiel pod wodospadem, brak gryzących insektów i wygodne spanie (nawet zrezygnowaliśmy z rozkładania własnego namiotu) – to jest to czego nam trzeba było.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 3: Cisna - Komańcza


za nami
pozostało
97,7 km
421,3 km
Bieszczady były dzisiaj najgorętszym miejscem w kraju. Słoneczna i parna pogoda nie odpuszcza, wysysając z nas siły. Żeby choć jakiś delikatny wiaterek trochę powiał. Dzisiaj jednak wędrujemy pod koroną bieszczadzkich lasów. Co prawda już wczoraj wędrowaliśmy pod osłoną bukowych lasów, ale dziś bieszczadzkie lasy osłaniają nas od samego poranka. Uff, dzięki temu maszeruje się znacznie lżej niż wczoraj i przedwczoraj.

Przed szczytem Wołosania spotkała nas rzecz niesamowita, rzec by można niecodzienna - na naszym leśnym szlaku zatrzymało się stadko czterech żubrów. Iść, czy nie iść - oto było pytanie. Baliśmy się trochę podejść do nich bliżej, bo szef stada uważnie przyglądał się nam. Las utrudniał zrobienie fajnych zdjęć, a jak tylko się poruszyliśmy żubry zbiegły w dół zbocza. To spotkanie z pewnością będzie długo tkwiło w pamięci.

Po południu zaczęło namiętnie grzmieć. Na północy musiała być niezła burzowa zawierucha i cały czas obawialiśmy się, że nadciągnie nad nasze głowy. Zależało nam, aby jak najszybciej pokonać Chryszczatą - ostatni szczyt górski na dzisiejszym odcinku. Jak się potem szczęśliwie okazało - kropelka deszczu jednak na głowę nam nie spadła i dotarliśmy tam gdzie planowaliśmy, czyli do Schroniska PTTK w Komańczy. W trzy dni udało się nam pokonać pasmo Bieszczadów i jesteśmy już na wschodnich flankach rozległego Beskidu Niskiego.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 2: Brzegi Górne - Cisna


za nami
pozostało
65,7 km
453,3 km
Nadchodzący upał kazał nam dziś wymaszerować wcześniej. Wstajemy o 4.00, zjadamy śniadanko, składamy namiot i wyruszamy w drogę. Szybko wychodzimy na Połoninę Wetlińską, dużo wcześniej od czasu mapowego. Wczesna pobudka okazała się bardzo dobrym pomysłem, bo grzbiet połoniny niebawem zamieniał się w smażalnię. Ze Smereka szybko już zmykamy pod osłonę lasu. W wiosce Smerek odpoczywamy przy posiłku. Kolejne wzniesienia okrywają już lasy, które dają osłonę przed prażącym słońcem. Strome podejście na Fereczatą daje nam popalić, ale później wędrówka wymaga znacznie mniej wysiłku. Niedługo potem zza Połoniny Wetlińskiej słychać odgłosy wyładowań atmosferycznych. Na szczęście grzbiet Połoniny Wetlińskiej stanowi skuteczną zaporę, która nie dopuszcza do nas złowrogich chmur. Do Cisnej docieramy już przy zapadającym zmroku, przy dłużącym się i często stromym zejściu. Na noc zatrzymujemy się w Bacówce pod Honem.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 1: Wołosate - Brzegi Górne


za nami
pozostało
32,2 km
486,8 km
Blask świtu słońca zza Tarnicy obudził nas wczesnym porankiem. O godzinie 5.00 wyruszmy w trasę. Pojawia się pierwszy problem: gdzie jest czerwona kropka oznaczająca początek (czy też końca dla niektórych piechurów) Głównego Szlaku Beskidzkiego. Nawet wróciliśmy się do centrum Wołosatego spod bramki wejściowej do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, by sprawdzić czy jej nie przeoczyliśmy. Później dowiedzieliśmy się, że z powodu remontu tymczasowo ją usunięto. No trudno. W każdym bądź razie rozpoczynamy wędrówkę. Piękna pogoda nastraja nas bardzo optymistycznie do dzisiejszego dnia. Podejście na Przełęcz Bukowską dłuży się nieco, ale w końcu docieramy do niej i kawałek dalej i trochę wyżej osiągamy piętro połonin. Pierwsze widoki oszałamiają. Ukraina prezentuje się stąd niesamowicie. W pobliżu dostrzegamy słupki graniczne. Wkrótce jednak słoneczna pogoda okazuje się być bardzo dokuczliwa. Żar słoneczny próbuje wypalić z nas życie. Ledwo dech łapiemy. Przez to piekielne słońce pierwsze oznaki potwornego zmęczenia odczuwamy dość wcześnie, ale walczymy. Wytchnienie przynosi przerwa na posiłek w Ustrzykach Dolnych. Przydaje się on na forsownym podejściu Połoniny Caryńskiej, ale gdy tylko wychodzimy na otwartą przestrzeń połoniny duchota słoneczna znowu daje się we znaki. Jednak z drugiej strony może to i lepiej, bo wokół pojawiły się chmury deszczowe. Lało chyba dookoła nas tylko nie nad Połoniną Caryńską. Największe strumienie deszczu pojawiły się tam gdzie przed południem byliśmy - nad Tarnicą, a także dalej nad Ukrainą. Nocujemy na polu namiotowym u przesympatycznej gospodyni w Brzegach Górnych. Dziękujemy za wspaniałą gościnność. Pozdrawiamy też Ewę i Zbyszka spod Kęt, którzy tego samego dnia wyruszyli na tą samą trasę co my. Dziś też nocują w Brzegach Górnych.
Udostępnij:

GSB-21, dzień 0: Na start


za nami
pozostało
0,0 km
519,0 km
Pokonanie Głównego Szlaku Beskidzkiego w czasie nie dłuższym niż 21 dni nie jest sprawą łatwą. Większość osób podejmująca się takiego wyzwania po kilku dniach wędrówki rezygnuje z niej. Czy i nas to czeka? Przekonamy się... miejmy nadzieję, że dopiero w Ustroniu, na drugim końcu czerwonego szlaku.

Wielodniową wędrówkę rozpoczynamy w Wołosatym. Najpierw chcemy zmierzyć się z odcinkami słabiej zagospodarowanymi turystycznie, a zatem trudniejsze z logistycznego punktu widzenia. Jak sobie z nimi poradzimy, to później powinno być łatwiej. Będziemy chcieli informować na bieżąco o tym jak nam idzie, zwięzłymi relacjami opatrzonymi kryptonimem „GSB-21”. Będą one opracowywane w nieco innym tonie, niż dotychczasowe. Raczej nie będziemy mieli czasu na szczegółowe opisywanie przebytych odcinków, ale zawsze w razie czego można takie opisy znaleźć w relacjach z równolegle realizowanego projektu pn. „GSB na raty”. Wędrujemy w nim tym samym szlakiem, tyle, że w przeciwnym kierunku, z Ustronia do Wołosatego.
Udostępnij:

Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas