Inaczej niż zwykle. Ruszamy z eMDeA, I do Lubnia podróż sześć kwadransów potrwa. Tutaj każdy „Wędrowiec” z wypchanym plecakiem, Wyrusza na trasę nowym czarnym szlakiem. Celem naszym będzie – i tutaj zabłysnę, Poprzez górę Szczebel, znana Przełęcz Glisne! Były takie myśli: „Sprostamy zadaniu? Przez Szczebel i Glisne stanąć na Lubaniu?” Lubań leży w Gorcach, a to Luboń Wielki… Usłyszałem przyganę koleżanki Elki! Czy to Luboń czy Lubań? Lecz go trzeba zdobyć, Więc nie ma co „afery” z tej przyczyny robić! Na wybranej trasie mamy niezły „mebel” - bardzo strome podejście na szczyt góry Szczebel. Potem dużo łatwiej, nawet dla gamonia, Zejść na Przełęcz Glisne w kierunku Lubonia. Pogoda nam sprzyja, deszcz nie pokrapuje! „Spacer” w tych warunkach lepiej nam smakuje. Postój przy kapliczce, na pierwsze śniadanie, W plecaku bagażu nieco mniej zostanie. A potem pod górę, bez przerwy pod górę, By po drodze minąć gdzieś „lodową” Dziurę, Ostatnim wysiłkiem (tracąc prawie życie)! Całą grupą w komplecie stajemy na szczycie. (Pewien gość powiedział, że będzie „lajtowo”, On za to „lajtowo” to oberwie zdrowo!) Chwila odpoczynku, no a potem z górki, Na następną górę zaostrzyć pazurki. Bo podejście na Luboń znowu strome będzie, I wody z organizmu dużo nam ubędzie! Było bardzo ciężko, straszna była męka! Bo czy ktoś uwierzy, że i Prezes kwękał? Lecz szczyt coraz bliżej, powiem całkiem blisko, Widać wieżę TV i piękne schronisko. Nie wiem czy słów starczy? Chyba będzie mało! By zdać Wam relację, co się potem działo! Bo po odpoczynku naszła nas pokusa, By śpiewać i tańczyć w boskim rytmie bluesa! Ale występ dała?! Gwiazdą była Ona! Chociaż Babka wnukom – młodzieńcza Iwona! Ale reszta grupy też nie odstawała! Występ na miarę Sopotu w tym schronisku dała! Widzicie z opisu, więc Was nie zaskoczy, Że zakończyliśmy, gdzieś, o drugiej w nocy… Potem nocleg grupowy. (Kąpieli nie było!) Lecz chociaż bez wody, ale było miło ! Przebudzenie w niedzielę (chyba) ciężkie było? Ale wspólne śniadanie „imprę” zakończyło. Potem zejście do Rabki. To było „lajtowe”… Więc Jacek Wiechecki uratował głowę! Luboń Wielki - 15/16 listopad 2014 r . Aktywny uczestnik wycieczki - Waldemar Ciszewski. |
|
niedziela, 16 listopada 2014
„Spacerkiem” na Luboń Wielki (Waldemar Ciszewski)
sobota, 15 listopada 2014
Przez Szczebel na Luboń Wielki
Wierzyć się nie chce, że to już połowa listopada. Koniec kalendarzowej jesieni już bliski, a jednak marzenia o śnieżnobiałej zimie wydają się na chwilę obecną nierealne. Ciepły front powietrza nie pozwala, aby beskidzkie wzniesienia zabieliły się. Wciąż zagadką jest to, kiedy założymy zimowe buty (a może w ogóle nie będą one potrzebne). Ta wyjątkowa jesienna aura jest jednak znakomita na beskidzkie wędrówki.
poniedziałek, 10 listopada 2014
Alpy na wariata. Na początku były Ferraty
Tytuł: „Alpy na wariata. Na początku były Ferraty”
Autor: Dariusz Kujawski
Wydawnictwo FLOSART
„Alpy na wariata” to książka – przynęta. Na tych, którzy ciągle na przyszłość odkładają realizację swoich marzeń. Przekładają na później zamianę wizji w czyny, uciszają drzemiące w nich ambicje i pasje. Jej bohaterowie potrafią bowiem bez oporów wsiąść w samochód i pędzić przed siebie tysiące kilometrów, by zdobyć upragniony szczyt.
Książka zawiera cztery opowieści o górach, wędrówce wśród skał oraz męskiej przyjaźni. Tu nie ma hoteli, a zamiast tego noclegi co najwyżej w namiocie, chociaż częściej w samochodzie lub pod gołym niebem. Książka pokazuje, że w dzisiejszych czasach można jechać w nieznane, nawet w centrum Europy. „W nieznane” znaczy po prostu na oślep wybierając kierunek, nie do końca wiedząc, gdzie droga poprowadzi. Jej bohaterowie, gdy tylko mogą, ruszają w góry, by dać się ponieść swojemu szaleństwu. Ich ambicja nie opada wraz z upływem potu i zmęczeniem ciała. Nie ustępują, mimo porażek i błędów. Siła gór kontra siła grupy śmiałków – to esencja czterech wypraw książki „Alpy na wariata”.
niedziela, 9 listopada 2014
100-lecie bitwy pod Krzywopłotami, Załężem i Bydlinem
Zabójstwo następcy tronu Austro-Węgierskiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga i jego małżonki dokonane 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie przez serbskiego zamachowca wywołało ciąg wydarzeń, który doprowadził do wybuchu Wielkiej Wojny. Miesiąc po zamachu rząd austriacki mając informacje o tym, że rząd serbski był inspiratorem zamachu wypowiada wojnę Królestwu Serbii, co zapoczątkowuje kolejne działania ze strony innych państw wynikające ze złożonego systemu sojuszy międzynarodowych. Dzień później Rosja zarządza mobilizację militarną, a Niemcy domagają się odwołania tej mobilizacji i stawiają Rosji ultimatum, grożąc wypowiedzeniem Rosji wojny. W odpowiedzi na to także Francja ogłasza mobilizację. W związku z odrzuceniem ultimatum przez Rosję, Niemcy wypowiadają jej wojnę, a dwa dni później również Francji, na którą rozpoczynają inwazję przemieszczając wojska przez terytorium Belgii bez jej zgody, a więc naruszając jej neutralność. To z kolei zmusza Anglię do wypowiedzenia wojny Niemcom. Niemcy zaś wypowiadają wojnę Belgii. W niedługim czasie stronami konfliktu stają się inne państwa, położone nawet daleko od Europy jak np. Japonia mająca umowę sojuszniczą z Austro-Węgrami. Dawny świat nigdy wcześniej nie stanął w obliczu dramatycznych zmagań wojennych na tak szeroką skalę.
Rodaki: „Chcemy zatrzymać czas”
Pośród lesistych wzniesień Jury Krakowsko-Częstochowskiej, na Szlaku Orlich Gniazd leżą Rodaki. Najstarsze podania o wsi Rodaki pochodzą z 1386 roku i mówią o królewskich wsiach: Rodaki i Klucze. Podczas I wojny światowej przez wieś przebiegał front wojenny. Przemieszczali się tędy Legioniści Piłsudskiego, a wśród nich malarz Wojciech Kossak - jako żołnierz armii austriackiej. Zatrzymali się tutaj przy figurze św. Antoniego Padewskiego. Kossak uwiecznił tamten dzień na swych obrazach, przedstawiając na nich kolegów legionistów i ich konie. Od miejsca, w którym stoi owa zrekonstruowana figura rozpoczęliśmy spotkanie z Rodakami.
sobota, 25 października 2014
W Tatry z seniorami
W końcu udało się nam wybrać na wspólną wycieczkę z grupą seniorów, z Koła PTTK Emerytów i Rencistów. Uprawialiśmy turystykę z różnymi grupami, ale z tą po raz pierwszy... dopiero teraz, bo wcześniej nie mogliśmy zsynchronizować z nimi terminów naszych wojaży. Jednak jak to mówią: lepiej późno, niż wcale.
Nad Morskie Oko (Waldemar Ciszewski)
Znowu w sobotę, wielką chętkę miałem,
Pójść nad Morskie Oko z hutniczym oddziałem.
Jechaliśmy do Palenicy bez chwili postoju,
A tam z parkowiska ruszamy „do boju”.
Wszyscy na asfalcie nabrali ochoty,
Mija pół godziny już są Wodogrzmoty…
I stojąc na mostu każdy się zachwyca,
Kaskadami wody w Grzmotach Mickiewicza.
Nie szliśmy za drogą lecz poszliśmy skrótem,
Asfaltem niech jadą turyści z autem…
Chodzenie po głazach nieco nam doskwiera,
Lecz jest znacznie bliżej iść Drogą Balzera.
Idziemy spacerkiem nikt czasu nie liczy,
Mija pół godziny już przy Włosienicy!
„Kiedy jestem w górach czuję Boga dotyk
A góry działają na mnie jak narkotyk…”
Takie słowa rzekła pewna starsza Pani -
Która wędrowała ze swymi wnukami.
Tuż za Włosienicą wszyscy zobaczymy,
Pierwszy w tym sezonie groźny oddech zimy,
Napadało śniegu jest więc bardzo ślisko,
Tak niestety będzie pod Morskie schronisko…
Wszyscy „twardo” idą i się nie poddają,
Więc kiedy upadną to szybko powstają.
I po trzech godzinach drogi przyjacielu,
Jest już Morskie Oko! Jesteśmy u celu…
Nasze Morskie Oko czy Wy o tym wiecie?
Uznane zostało - teraz w internecie -
Najpiękniejszy stawem z europejskich nacji,
Oczywiście tylko w górskiej destynacji!
Czy też o tym wiecie: że z górskim przekazem,
Łączy się z Bałtykiem tajnym korytarzem!
Obszedłem staw wkoło szczyty podziwiałem,
Chętnych pójść pod Rysy dwóch gości spotkałem.
Nieco zbyt ambitna w tych warunkach trasa!
Po tych śliskich turniach stado kozic hasa…
Do Czarnego Stawu powoli doszliśmy,
Potem z problemami (bez kijków) zeszliśmy!
A potem w schronisku piwko wypiliśmy,
I w powrotną trasę szybko ruszyliśmy.
Wracamy więc trasą Wodogrzmoty blisko,
Za piętnaście minut jest fajne schronisko.
Leży trochę w dole tak gdzieś ze trzy skoki,
Najstarsze schronisko w dolinie Roztoki.
Wyjazd z Palenicy nieco spóźniliśmy,
Więc późno wieczorem w Krakowie byliśmy…
Uczestnik wycieczki - Waldemar Ciszewski
sobota, 18 października 2014
Bukowiński Wierch (Waldemar Ciszewski)
Bukowina Osiedle, Bukowiński Wierch, Łysa Góra, Pasmo Podhalańskie, Podhale, Żeleźnica
Brak komentarzy
|
Jak w każdą sobotę, dziewczyny, chłopaki, Ruszamy w polskie góry, by zdobywać szlaki. W Pasmo Podhalańskie dzisiaj więc jedziemy, I Wierch Bukowiński z marszu zdobędziemy. Autobus jest duży, z kierowcą Grzegorzem, My przy tym kierowcy bezpiecznie się czuć możem… A Pan Marek Szala gość nie byle jaki – To na dwóch fotelach rozłożył plecaki! I choć tak po pańsku gość ten się rozpiera, To jednak nikomu miejsca nie zabiera. Po niedługiej jeździe, gdzieś blisko Podwika, Szlak w barwie niebieskiej do celu pomyka. Szlak dziś jest „lajtowy”, małe przewyższenie, Za cztery godziny będzie zakończenie. Dwie godziny marszu, a w planie ognisko, Trochę więc przyspieszmy bo do celu blisko! Ten Wierch Bukowiński, to szczyt byle jaki… Cztery drzewa „na krzyż” i dokoła krzaki! I gdyby nie fakt, że się do Diademu liczy – Nikt by się nie fatygował dla takiej zdobyczy. Potem na polanę! Ognisko już płonie. Kiełbasy na kijach, trzeba ująć w dłonie. Jedną upieczemy, drugą przypalimy, Po podlaniu trunkiem, nawet to strawimy… Długo nie potrwało takie zabawienie. Bo nasz pan przewodnik wydał polecenie: „Pogasić ogniska! Koniec tej zabawy! Wszyscy się kierujcie w kierunku Sieniawy.” Lecz Pieniążkowice są dziś celem bliższym. Autobus już czeka na miejscu powyższym. Teraz skorzystamy ze szlaku Papieża, No i pojedziemy w kierunku Ludźmierza. Wszyscy się spieszymy i nikt nie nawala, Bo w Ludźmierzu czeka Gaździna Podhala! Zwiedzamy tam kościół oraz z tyłu „dróżki”, I koniec wycieczki ! Bo już bolą nóżki… 18 październik 2014 r., uczestnik wycieczki - Waldemar Ciszewski. |
Bukowiński Wierch [fot. Dariusz Opalski]. |
Sanktuarium w Ludźmierzu
Najstarszą wsią na całym Podhalu jest Ludźmierz, leżący na starym szlaku handlowym łączącym Kraków i Węgry. Pierwsze domostwa wzniesiono tutaj pośród trzęsawisk nad Czarnym Dunajcem, między ujściem potoków Lepietnicy i Rogoźnika. Obecnie w wyniku pogłębiania przepływających potoków większość tych torfowisk zanikła.
Bukowiński Wierch
Naprzeciw Tatr za Kotliną Orawsko-Nowotarską wznosi się niewielkie Pasmo Podhalańskie. Wieńczy ono od północy Podhale, region o szczególnej kulturze ze znaną na całym świecie etnografią, powszechnie rozpoznawalną poprzez tradycyjny strój, muzykę, czy też gwarę. Odszukać w niej można wpływy madziarskie, słowackie, rumuńskie, bałkańskie i innych krain karpackich.
sobota, 11 października 2014
Z Leluchowa na Kraczonik
W Leluchowie – miła zaczyna się koniec świata;
Tam anioł traci głowę, z brzozami się brata.
(Leluchów - Stare Dobre Małżeństwo)
Zatem tam na końcu świata zaczynamy tą wędrówkę. Już nie wiemy która to z kolei w tym roku - było ich tak wiele, że nie nadążamy podzielić się ich wspomnieniem, bo ledwie kończy się jedna, a już zaczyna się następna. We własnym domu staliśmy się chyba gośćmi. Nawet plecaki przestaliśmy rozpakowywać po powrocie do domu, poprzestając na małej przepierce i wymianie prowiantu. Czekają sobie na podłodze oparte o szafkę, a nim zgubią zapach wiatru z ostatniej wędrówki wnet przychodzi taki dzień jak dziś.
Zdobywamy Kraczonika (wg Waldemara Ciszewskiego)
Dziś 11 października i jak z planu wynika, Jedziemy w Góry Leluchowskie – zdobyć Kraczonika! Pogoda o poranku nieco się zachwiała, Grupa na miejscu zbiórki gęstą mgłę zastała. Lista obecności jest u przodownika, Dobrze nam znanego Janeczka Ślazika. Po zliczeniu wszystkich, wyszło – trzech brakuje, Tym to od wycieczki, bardziej sen smakuje… Nareszcie ruszamy. Postój w Łososinie, Każdy z siku i kawą… w kwadrans się uwinie. Już dziewiąta rano; jesteśmy u celu, Na przejściu granicznym jest handlarzy wielu. Czym tu nie handlują? Znicze i wiązanki… „Kupcie parasolkę!” – wołają Cyganki. Są małe autka, lalki dla dziewczyny, A w co drugim domu, swojskie „potrawiny”… Pierwszym naszym celem – cerkiew w Leluchowie, O której historii proboszcz nam opowie. Żyli tam do wojny Łemki rodowici, Dziś są katolicy, a byli unici. Parafia jest mała, proboszcz nam obwieści, Że wiernych jest tylko: dwieście i trzydzieści. Zwiedzanie cerkiewki trwa godzinę „z hakiem”, Potem wyruszamy za niebieskim szlakiem. Od początku w górę, duże przewyższenie, Więc grupę dopada niewielkie zmęczenie. Ale wszyscy idą i się nie poddają, Po drodze widoki sobie oglądają… Jedni rwią podgrzybka, a drudzy rydzyka, I już coraz bliżej jest do Kraczonika. Nikt nam się nie zgubił, wszyscy się sprężyli, I po dwóch godzinach Kraczonik zdobyli! Jeszcze niezbyt zdrowa, więc się w mękach wiła, Lecz szczyt też zdobyła! Dzielna Radomiła… Na szczycie pojedli oraz popiliśmy, Ciekawe historie sobie „sprzedaliśmy”. (Płakał cały oddział i cała rodzinka, Bo Gienkowi Halo, wypadła „jedynka”!) Teraz będzie zejście, czas z zegara znika, By po dwóch godzinach dojść do Powroźnika. Tu kolejna cerkiew, murem wkoło spięta – Lecz nie oglądniemy, no bo jest zamknięta… Lepiej więc zrobili, Ci co w sklepie byli, I piwko z gorzałką dla zdrowia wypili… A teraz przed nami droga do Krakowa, Niech każdy w pamięci, wycieczkę zachowa. Dzień ten był udany, myśmy w górach byli. Wieczorem piłkarze, Niemców rozłożyli! Uczestnik wycieczki - Waldemar Ciszewski |
niedziela, 5 października 2014
60. Zlot Turystów Górskich - Hala Krupowa
Beskid Żywiecki, Czyrniec, Hala Krupowa, Jasna Góra, Polica, Sidzina, zlot turystyczny, Złota Grapa
3 komentarze
Dzielimy się górami z innymi wędrowcami. Są one naszym wspólnym dobrem, napawającym pięknem i dającym regenerującą siłę ducha na codzienność życia. Samotność na górskim szlaku uspokaja i wewnętrznie wycisza. Człowiek jednak nie jest stworzeniem desygnowanym do samotności. W końcu niezależnie od wszystkich posiadanych zmysłów, został obdarzony również mową. Wędrując dłuższy czas samotnie szczególnie cenimy sobie spotkanie na szlaku z drugim człowiekiem. Wówczas nawet krótkie pozdrowienie dodaje nam pewności i otuchy, że nie jesteśmy sami w tym co lubimy robić, że są ludzie nas rozumiejący i nie próbują dociekać, czy zadawać pytań: co ja tutaj robię, po co idę dalej, czym są w ogóle dla mnie góry. Turystyczny zlot jednoczy nas wokół tej samej pasji wędrowania i zdobywania szczytów górskich. Na ten rok przypadł jubileuszowy 60. Zlot Turystów Górskich, odbywający się rokrocznie pod Schroniskiem PTTK na Hali Krupowej.
niedziela, 28 września 2014
Przez świat gorczańskich polan (dzień 2)
Baska, Główny Szlak Beskidzki, Gorce, GSB, Lubań, Makowica, Runek (Gorce), Studzionki, Tylmanowa
Brak komentarzy
Studzionki obudziły nas wspaniałym, słonecznym porankiem, ukazując Tatry w całej swojej szerokości. Kto się dzisiaj tutaj obudził mógł poczuć się niebiańsko. Rześkie, chłodne powietrze, na niebie ani jednej chmurki, a w dali przed Tatrami Zachodnimi balon unosi nad Orawą podniebnych podróżników.
sobota, 27 września 2014
Przez świat gorczańskich polan (dzień 1)
Bukowina Waksmundzka, Główny Szlak Beskidzki, Gorce, GSB, Hala Turbacz, Przełęcz Knurowska, Studzionki, Turbacz
2 komentarze
„...są one zaciszną świątynią przyrody, a choć nie imponują wyniosłością szczytów... to przecież mają niezwykle wiele powabu. Ten powab stanowi wielka obfitość hal i polan, powódź borów i najwspanialsza panorama Tatr” – tak o Gorcach pisał w 1912 roku Kazimierz Sosnowski, autor pierwszego krajoznawczego opisu Gorców. Gorce wznoszą się wysoko ponad otaczającymi je dolinami, ale ich szczyty są łagodne, kopulaste, niewiele wznoszące się ponad grzbiet. Pasmo to jest w większości zalesione. Dolne partie zajmują najmniej zmienione przez człowieka lasy mieszane, zwane buczyną karpacką. Z kolei najwyższe wzniesienia porasta bór świerkowy. Drzewa dożywają tutaj sędziwego wieku i obumierają, ustępując miejsca młodemu pokoleniu. Elementem charakterystycznym pod względem przyrodniczo-krajobrazowym są liczne polany. To dzięki nim Gorce odznaczają się wielką biologiczną różnorodnością. Powstały one w wyniku tradycyjnej gospodarki pasterskiej. Pozostałością dawnej kultury są drewniane szałasy reprezentujące regionalne budownictwo zagórzańskie i podhalańskie.
poniedziałek, 15 września 2014
Kilkakrotnie mieliśmy okazję spotkać pasterzy Redyku na szlaku pasterskiej wędrówki. Cały ten Redyk był dla nas szczególnym przeżyciem. Pozwolił nam spotkać niesamowitych, wspaniałych ludzi. Jesteśmy dumni, że choć maleńką cząstką mogliśmy uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, jakże istotnym dla integracji Karpat, zarówno na płaszczyźnie spadkobierców wołoskiej kultury, ale też sympatyków tych gór. Tak to właśnie postrzegamy. Nie jest w tej sprawie istotne czy w kimś płynie wołoska krew, czy tez nie. Idea Redyku Karpackiego jest ważna nie tylko dla górali, ale też dla każdego kto lubi w nich przebywać, kto czerpie z nich siłę i radość.
Łukiem Karpat. Wspomnienie Redyku (odc.26)
Ta wędrówka musi trwać
Kilkakrotnie mieliśmy okazję spotkać pasterzy Redyku na szlaku pasterskiej wędrówki. Cały ten Redyk był dla nas szczególnym przeżyciem. Pozwolił nam spotkać niesamowitych, wspaniałych ludzi. Jesteśmy dumni, że choć maleńką cząstką mogliśmy uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, jakże istotnym dla integracji Karpat, zarówno na płaszczyźnie spadkobierców wołoskiej kultury, ale też sympatyków tych gór. Tak to właśnie postrzegamy. Nie jest w tej sprawie istotne czy w kimś płynie wołoska krew, czy tez nie. Idea Redyku Karpackiego jest ważna nie tylko dla górali, ale też dla każdego kto lubi w nich przebywać, kto czerpie z nich siłę i radość.
Wędrówka Redyku Karpackiego zakończyła się, ale jego misja musi trwać nadal. W ostatnich latach tradycyjne pasterstwo, które tak silnie wpłynęło na integrację człowieka z górami, niestety zanika. Jednak lepiej nie zastanawiać się jak będą wyglądać nasze góry, gdy nie będzie w nich baców i juhasów, owiec i dźwięku dzwoneczków pasterskich, ale zadbać o to aby idea Redyku Karpackiego urzeczywistniła się dla naszego wspólnego dobra - Karpat.
niedziela, 14 września 2014
Sobota, 14 września. Zbliża się godzina dwunasta, gdy siąpliwy deszczyk nagle ustaje, a zza chmur wyłania się słoneczko. Wtem na zboczu Karlův kopec ukazuje się Redyk Karpacki. Na jego czele widzimy uśmiechniętego Piotra Kohuta. Tuż za nim przy stadzie maszerują Cristian Suciu i Michał Milerski. Za nimi konno podąża rodzina Kożdoniów. Kilka minut później już na szczycie wzgórza stawiają ostatnie kroki. Jeszcze zaganiają tylko stado do przygotowanej koszary. Rozbrzmiewa róg pasterski, a po chwili spod jednej z chałup rozpływa się góralska nuta kapeli z Terchowej ze Słowacji. Chwała pasterzom. Ich wędrówka szczęśliwie dobiegła końca.
Łukiem Karpat. Wspomnienie Redyku (odc.25)
Na krańcu wołoskich wędrówek
Sobota, 14 września. Zbliża się godzina dwunasta, gdy siąpliwy deszczyk nagle ustaje, a zza chmur wyłania się słoneczko. Wtem na zboczu Karlův kopec ukazuje się Redyk Karpacki. Na jego czele widzimy uśmiechniętego Piotra Kohuta. Tuż za nim przy stadzie maszerują Cristian Suciu i Michał Milerski. Za nimi konno podąża rodzina Kożdoniów. Kilka minut później już na szczycie wzgórza stawiają ostatnie kroki. Jeszcze zaganiają tylko stado do przygotowanej koszary. Rozbrzmiewa róg pasterski, a po chwili spod jednej z chałup rozpływa się góralska nuta kapeli z Terchowej ze Słowacji. Chwała pasterzom. Ich wędrówka szczęśliwie dobiegła końca.
piątek, 12 września 2014
Bansko - brama do gór Piryn
Pod północno-wschodnimi zboczami Pirynu leży Bansko - urokliwe miasteczko, zachwycające architekturą starych budynków, mające długą i bogatą historię sięgającą kultury trackiej. Dla jego brukowanych uliczek emanujących sielskim spokojem rezygnujemy z górskiej trasy, bo lubimy poznawać ludzi, ich zwyczaje i kulturę. Są one dopełnieniem bogactwa regionu.
Łukiem Karpat. Wspomnienie Redyku (odc.24)
Pustevny
W czwartek, 12 września o godzinie 15.40 pasterze ze stadem osiągają przełęcz Pustevny. Opromienia ją blask słoneczny przedzierający się przez ciemne, kłębiaste chmurami. Maměnka i Libušín, bo tak zostały nazwane zbudowane tu dzieła architektury autorstwa Dušana Jurkoviča, lśnią dziś niebywałą kolorystką. Redyk Karpacki ma stąd jeszcze tylko kilka kilometrów od kresu swojej historycznej wędrówki. Na łąkach przełęczy stado i pasterze spędzą dzisiaj noc. Wieczorem odbywa się tutaj spotkanie pasterskiej braci połączonej karpackim łukiem wraz z ludźmi dla których góry są czymś więcej niż wzniesieniami, którzy dostrzegają w nich żywą kulturę, bez której wzniesienia te byłyby po prostu martwym krajobrazem.
czwartek, 11 września 2014
Wichren
Niebo ponad marmurowymi masywami wygląda na bardziej błękitne niż u nas w kraju. Pozbawione chmur napawa optymizmem i nieodpartym pragnieniem wymarszu na najwyższy szczyt Pirynu. Chcielibyśmy już być na rozświetlonych graniach, bo tu w dolinie potoku Bynderica panuje jeszcze przenikający poranny chłód. Na ciepłe promyki trzeba tutaj jeszcze poczekać, bo słońce jest jeszcze zbyt nisko na horyzoncie.
środa, 10 września 2014
Grań Konczeto
Grań Konczeto uchodzi za najtrudniejszą technicznie część gór Pirynu, dostępną znakowanymi szlakami turystycznymi. W niektórych miejscach jest ona bardzo wąska i praktycznie cały czas urwista. Łączy szczyty Banski Suchodoł (bułg. Бански Суходол, 2884 m n.p.m.) oraz Kuteło (bułg. Кутело, 2908 m n.p.m.).
wtorek, 9 września 2014
Stobskie Piramidy
Opuszczając Rilski Monastyr, przepiękne dzieło rąk ludzkich, przemieszczamy się na zachodnie krańce gór Riła, gdzie natrafiamy na kolejne dzieło, ale w tym przypadku z jego powstaniem człowiek nie ma nic wspólnego. Znajduje się ono na obrzeżach bardzo starej wioski Stob. Pierwsze wzmianki o niej sięgają VII wieku, czyli początków państwa bułgarskiego. Mówiły o niej stare greckie pisma, w których, wymieniana była pod nazwą Στοβων (Stovon). Uważa się jednak, że jej powstanie sięga nawet czasów rzymskich, o czym świadczyć mają odkryte tutaj pozostałości po starożytnych budowlach rzymskich, stare monety i ceramika.
Rilski Monastyr
Góry Riła skrywają w sobie nie tylko piękno krajobrazowe i przyrodnicze, ale też najwspanialsze perły bułgarskiej kultury. Kultura ta o mało nie zanikła podczas blisko pięciowiecznej niewoli tureckiej w latach 1396-1877. Wypierana przez ludność turecką zasiedlającą podbite tereny przetrwała w odosobnionych klasztorach, dzięki zapobiegliwości mnichów, którzy skrupulatnie utrwalali bułgarskie dzieje i przekazywali je z pokolenia na pokolenie, aż do bułgarskiego odrodzenia narodowego.
poniedziałek, 8 września 2014
Skakawica i Siedem Rilskich Jezior
Góry Riła cechuje bardzo urozmaicony krajobraz. Są strome, ale też istnieje w nich mnóstwo wypłaszczeń oraz dolin pełnych jezior i źródeł. Sama nazwa „Riła” oznacza „góry pełne wody”, co dobitnie oddaje charakter tych gór. Dzisiaj udamy się w jeden z najczęściej odwiedzanych zakątków Riły: nad jeziora, którym nadano oryginalne imiona, by odzwierciedlić ich wygląd i osobowość.
niedziela, 7 września 2014
Musała
Z niecierpliwością czekaliśmy na ten wyjazd, bowiem w naszym przypadku są to Bałkany po raz pierwszy. Wyruszyliśmy w góry dla nas nieznane i choć wypełnione wydawać by się mogło „egzotyczną” kulturą, to jednak genetycznie powiązaną z naszą rodzimą góralszczyzną. Od Bałkanów ruszyła bowiem wielowiekowa migracja ludów pasterskich zwanych Wołochami, która dotarła do Karpat i ciągnęła się przez ich łuk od XIII do XVI wieku. Nastąpiło to prawdopodobnie w związku z pojawieniem się Turków w Bałkanach. W efekcie wędrujący Wołosi zaszczepili w Karpatach nową obyczajowość, charakterystyczny etos góralski.
Łukiem Karpat. Wspomnienie Redyku (odc.23)
Gruň, valaška i symbolicznie na Słowacji
Janek Kożdoń - „przyszłość” pasterstwa w Czechach. |
poniedziałek, 1 września 2014
Ze stoków góry Ochodzita, gdzie rozlokował się Koniaków wędrowcy zobaczyli na zachodzie głęboko wciętą dolinę ograniczoną od północy rozłożystą kopą Kozubowej i masywem Wielkiego Połomu od południa. Jest to dawna dolina pasterska - jedna z najpiękniejszych kotlin w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Leżą tam osady, które swoją nazwę wzięły od płynącej rzeczki Lomná. W tamtym kierunku podąża Redyk Karpacki na czeski etap swojej wędrówki.
Łukiem Karpat. Wspomnienie Redyku (odc.22)
Czechy - ostoja pasterskiej tradycji
Ze stoków góry Ochodzita, gdzie rozlokował się Koniaków wędrowcy zobaczyli na zachodzie głęboko wciętą dolinę ograniczoną od północy rozłożystą kopą Kozubowej i masywem Wielkiego Połomu od południa. Jest to dawna dolina pasterska - jedna z najpiękniejszych kotlin w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Leżą tam osady, które swoją nazwę wzięły od płynącej rzeczki Lomná. W tamtym kierunku podąża Redyk Karpacki na czeski etap swojej wędrówki.
Nieoczekiwanie Vasyl i Vasilie muszą wracać z ważnych przyczyn do swoich rodzinnych stron. Na granicy polsko-czeskiej pojawia się również problem z którym pasterz borykali się już wcześniej. Otóż o ile dzika zwierzyna może przekraczać granicę kiedy tego chce, to hodowlana już nie. Takie są przepisy weterynaryjne. Z pomocą jednak przychodzi Michał Milerski z przygranicznego, czeskiego Nydka, który powierza Redykowi Karpackiemu setkę swoich owiec i sam przyłącza się do niego.
Z nowym stadem Redyk wkracza na czeskie Zaolzie. Zanim pasterze wejdą do doliny Łomnej zbaczają nieco do pobliskiej górskiej osady Košařiska, gdzie w ostatni weekend sierpnia odbywa się co roczny, tradycyjny „Rozsod łowiec”. Jest to jedna z wielu imprez w tym regionie mających na celu zachować tradycyjne rzemiosła, folklor oraz pasterskie tradycje związane z gospodarką szałaśniczą. „Rozsod łowiec" to uroczystość sprowadzenia owiec z górskich pastwisk, czyli zakończenia sezonu pasterskiego. W praktyce oznacza ona zaprzestanie aż do wiosny produkcji serów z owczego mleka: oscypków i bundzu, a także żentycy. Ten piękny festyn region zawdzięcza stowarzyszeniu „Koliba” i Ognisku Goroli Śląskich.