Największym bieszczadzkim skarbem zawsze były lasy. Niedługo po wojnie opustoszałe Bieszczady chciano zasiedlić i korzystać z tego skarbu. Był to jednak nie łatwy teren, szczególnie dla ludzi z nizin, którzy nie wytrzymywali tutejszych niedogodności i nie umieli gospodarzyć na górskim obszarze, tak jak mieszkający tu przed nimi Bojkowie. Praca właściwie była jedna – przy bieszczadzkim skarbie. W różny sposób próbowano zachęcać ludzi do podjęcia tej ciężkiej pracy, nierzadko nadając temu wydźwięk heroizmu i charakter swoistej propagandy, tak jak w reportażu odszukanym przez nas w zasobach internetowych (patrz Gazeta Bieszczadzka, 21.08.2016) autorstwa Jerzego Woydyłły pt. „Zima 17 drwali” pochodzącym z magazynu „Dookoła świata”nr 24 z dnia 12 czerwca 1960 roku. Nie trudno było kreować z Bieszczadów polski „dziki zachód”. To przyciągało. Ludzie przyjeżdżali tu z różnych przyczyn: licząc na dobry zarobek, czy w poszukiwaniu miejsca do osiedlenie się. Nie wszyscy jednak wytrzymywali trud tutejszego życia.
Pożegnanie z zimą w Bieszczadach (2) - wietrznie, mgliście i słonecznie
Bieszczady, Hasiakowa Skała, Korona Bieszczadów, Osadzki Wierch, Połonina Wetlińska, Przełęcz Orłowicza, Roh, Smerek, Zatwarnica
Brak komentarzy
W dolinach pojawiły się już pierwsze kwiaty – przebiśniegi, cebulice, a w bezpośrednim sąsiedztwie wodnych cieków pojawiły się pąki lepiężników. Grzbiety Bieszczadów Wysokich są jednak jeszcze białe. Tu zima trzyma. Wyjeżdżając serpentynami bieszczadzkiej obwodnicy na Przełęcz Wyżną przenieśliśmy się w krainę śniegu. Nie powinien on jednak nikogo dziwić, wszak wciąż trwa kalendarzowa zima. Zima chyli się jednak ku swemu końcowi. Widać pierwsze ciemne przebarwienia na połoninach, gdzie spod śniegu odsłoniły się stare trawy. Mają chyba już za sobą najsurowszy okres. Już chyba nie zagrażają im siarczyste mrozy, tak się zdaje, choć w Bieszczadach pogoda bywa przewrotna.
sobota, 16 marca 2019
Pożegnanie z zimą w Bieszczadach (1) - ni to zima, ni to wiosna
Brak stabilizacji pogody w ostatnie dni wystawia nas na niepewność co do aury w najbliższym czasie. Prognozy zmieniają się co kilka godzin. Silne wichry nie ominęły Podkarpacia i wciąż są zagrożeniem. Połoniny są jeszcze pokryte rozległymi płatami śniegu. Jednakże w dolinach odsłoniły się już brązy. Marcowe Bieszczady sieją pustką.
W Lutowiskach ugościło nas ciepłe południe, choć delikatna bryza chłodem podwiewa. Gęste obłoki suną po niebie, co rusz przedostają się między nimi kosmyki promieni słońca. Ciepłem chcą zbudzić kwiaty na łąkach, ale te wciąż jeszcze śpią. Nie ma już zimy, ale wiosny jeszcze też nie widać – nie ma śniegu, ale nie ma też jeszcze kwiatów.
W Lutowiskach ugościło nas ciepłe południe, choć delikatna bryza chłodem podwiewa. Gęste obłoki suną po niebie, co rusz przedostają się między nimi kosmyki promieni słońca. Ciepłem chcą zbudzić kwiaty na łąkach, ale te wciąż jeszcze śpią. Nie ma już zimy, ale wiosny jeszcze też nie widać – nie ma śniegu, ale nie ma też jeszcze kwiatów.
sobota, 2 marca 2019
Zimowe hale Żywiecczyzny
Muńcuł silnie góruje nad Ujsołami, wsią o typowo wiejskim charakterze, położoną u zbiegu trzech potoków Ujsoły, Danielki i Bystrej. Pierwszymi osadnikami tego miejsca byli pasterze wołoscy poszukujący miejsc do wypasu. Przysposabiali sobie porośnięte lasem góry, karczując i wypalając na nich polany, które z czasem przeradzały się w obszerne hale. Wołosi pracowali przy stadach owiec i bydła od świtu do zmierzchu. Była to ciężka praca, ale też wolność. Zażywając tej wolności osiedlali się w dolinach rzek, w pobliżu hal gdzie wypasali owce i bydło. One dawały im prawie wszystko, czego potrzebowali do życia – jedzenie i odzienie. Z czasem jednak wolność osadników zmniejszała się, gdyż zmuszeni zostali do pracy na rzecz panów ziem, na których wypasali. W przypadku Wołochów polegało to głównie na płaceniu czynszu w naturze, a więc oddawaniu części produktów mlecznych, czy też oddawaniu jednej owcy z każdej hodowanej dwudziestki. Była to jedna z form prawno-gospodarczych dla ziem, na których osiedlali się Wołosi zwana prawem wołoskim. Narzucone obciążenia pańszczyźniane bywały różne. Niektórzy górale sprzeciwiając się im przechodzili na zbójnictwo, wybierając na swe siedziby głębokie, trudno dostępne doliny i wysokie góry. Tam mieli swoje kryjówki i tam skrywali swe skarby, o których dzisiaj krąży tak wiele legend. W tutejszej okolicy wszyscy wiedzą o ukrytych zbójnickich skarbach na górze Muńcuł. Nikt jednak nie wie dokładnie gdzie są, nikomu jeszcze nie udało się ich znaleźć. Ponoć zakopano je gdzieś w pobliżu szczytu.
niedziela, 24 lutego 2019
MSP TW-03, etap 4: Lubogoszcz
Podążając za milczącym słowem, słowem majestatycznym, odwieczną wymową gór, idą, wspinają się i pokonują samych siebie, aby dotrzeć na szczyty.
JP II, Valle d'Aosta, lato 1986 r.
|
piątek, 22 lutego 2019
Piąty oddech gór i powiew morskiej bryzy
Jak zwykle z niecierpliwością wyczekiwaliśmy tego wieczoru, podczas którego mieliśmy udać się w kolejną muzyczną podróż. Tym razem przenieśliśmy się na barkę „Aquarius”, zacumowaną u wiślanego nabrzeża tuż pod Wawelskim Wzgórzem. Zimową porą zmrok szybko ogarnął Bulwar Czerwieński, mury Zamku Wawelskiego zapłonęły świetlną iluminacją. Zrobiło się zacisznie i klimatycznie. Jednakże nie zamek królów polskich skupił tego wieczoru naszą uwagę. We wnętrzu „Aquariusa” zapłonęły lampiony jeszcze zanim zapadł zmrok. Załoga mając chyba świadomość dużej pojemności barki nie spieszyła się z przybyciem na pokład. Dopiero na kwadrans przed odpłynięciem pojawili się pierwsi, którzy zaplanowali zaciągnąć się na ten rejs. Zaraz za nimi pojawili się kolejni, a na pomoście łączącym barkę z nabrzeżem zaczęła robić się kolejka. Nad stan załogi szybko dał się we znaki obsłudze, która zmuszona była do zorganizowania dodatkowych krzeseł, wielu krzeseł należałoby dodać, bo potem próbowano zliczyć całą załogę, ale poprzestano liczenie na stu, bowiem po tej setce do policzenia zostawało jeszcze wiele osób (nie dlatego, że obsługa nie potrafiła dalej liczyć, ale po prostu było to niemożliwe, bo załoga krzątała się po mesie, jak mrówki w mrowisku). Któż by się spodziewał, że na łajbie większej od poprzedniej znów zacznie brakować miejsca.
wtorek, 19 lutego 2019
Pełnia Śnieżnego Księżyca (Full Snow Moon)
Słońce zniknęło już za granią Tatr. Rozstaliśmy się z nim opuszczając Liliowe skrzypiącym śniegiem. W górach tak to jest, że zmrok przychodzi bardzo szybko. W Gąsienicowym Kotle zapadła szarówka. Z Kasprowego mrugają do nas światełka restauracji przy stacji kolejki linowej, ale kolejka już nie jeździ. Z drugiej strony, niżej w dolinie błyszczą złotym blaskiem okna „Murowańca” skrywającego się wśród jodeł. Jakaś niezwykła cisza i spokój ogarnia Gąsienicową, pomimo warkotu ratraków układających sztruks na nartostradzie. Zupełna pustka, a w niej tylko my. Noc jest jaśniutka, niebo silnie gwieździste. Ośnieżone góry bielą się w szarówce – Kościelec, Świnica, Skrajna i Pośrednia Turnia piętrzą się z majestatem. Za Kościelcami widzimy Granaty, Żółtą Turnię, Małą Koszystą. Nad nimi płonie świetlista poświata. Zaczyna się dziać coś wyjątkowego.
Świnica - zima w Tatrach
Wyśmienita aura już czwarty dzień utrzymuje się w Tatrach. Jeszcze nie ochłonęliśmy z jej uroku, jakiego doznaliśmy w sobotę idąc na Kasprowy. W niedzielę żal było siedzieć w domu. W poniedziałek – trzeba iść do pracy, bo przecież dzięki niej jest za co żyć i za co jeździć na wycieczki, ale wtedy już nie wytrzymywaliśmy tego napięcia spoglądając na prognozy pogody. Dosłownie przed wyjściem z pracy załatwiliśmy konieczne urlopy na wtorek...
sobota, 16 lutego 2019
Kasprowy Wierch - zima w Tatrach
Blisko rok temu mieliśmy Polskie Karakorum na Kasprowym Wierchu. Niesamowita wędrówka po zimowych Tatrach, które wtedy pokazywały nam swój pazur. A jednak mimo bardzo mroźnych temperatur wierzchołek został zdobyty. Silny wiatr zmusił nas jednak do wdrożenia wariantu rezerwowego dla powrotnej drogi zejściowej. Czekaliśmy tegorocznego wyjścia. Statystycznie rzecz biorąc spodziewaliśmy się oczywiście innej aury, bo skoro wtedy były chmury, to teraz powinniśmy mieć słońce. Tak też się stało. Nad Tatrami otworzyło się czterodniowe okno pogodowe. Wtedy szliśmy niemal w kożuchach, opatuleni w kaptury z goglami na oczach, dzisiaj szybko pozbywaliśmy się nadmiaru odzienia schodząc do warstwy trekingowych koszulek. Niebo bezchmurne, pełne słońca, Powietrze przejrzyste niemal po sam horyzont. Ruszamy.
wtorek, 5 lutego 2019
Na białym lądzie nad morzem mgieł
Opuszczamy naszą dziesiątkę, czyli pokoik numer 10. Tak już nam zostało od pierwszej spędzonej w nim nocy – wtedy dostaliśmy dziesiątkę i odtąd darzymy ją taką sympatią, że każdorazowo, kiedy tu jesteśmy chcemy spać w tym pokoju. Wiedzą o tym mili gospodarze schroniska i jak mogą starają się mieć go dla nas. Nie było z tym żadnego problemu podczas tej nocy, bo byliśmy w schronisku jedynymi gośćmi. Sen nie był zbyt długi, ale musi nam go wystarczyć. Jest godzina 4.15 - opuszczamy cieplutkie wnętrze pokoiku. Zostawiamy w nim kilka niepotrzebnych teraz rzeczy. Wychodzimy ze schroniska. Na zewnątrz zakładamy raki, bo droga ich wymaga. Jest zmrożona, a czasami lodowa. Udajemy się z wizytą do Królowej. Wizytę u niej planowaliśmy już zeszłego roku. Miała nastąpić dwa tygodnie temu, ale nie udało się. Aura nie była wówczas łaskawa, choć była piękna i wyjątkowa. Może Królowa nie chciała nas wtedy widzieć. Kobieta zmienną ma naturę, a może wówczas po prostu źle się czuła, albo progi jej nie były gotowe na przyjęcie wędrowców. Jesteśmy jak wędrowcy z gwiazd. Wystarczy podnieść głowę do góry, aby je ujrzeć. Ileż ich jest - nikt nie jest w stanie policzyć. Czy i tam znajdzie się jakieś życie? Było by to ogromne marnotrawstwo, gdyby nie było wśród tych gwiazd życia. Życie jest cudowne, choć umyka szybko. Korzystamy z niego tutaj na Ziemi chcąc nie stracić ani jednej jego chwili, także w tą głuchą, czarną, ale niezwykle rozgwieżdżoną noc. Piękno Ziemi, a nawet często niedostrzegane piękno najbliższej okolicy przybiera różne szaty, te same miejsca za każdym razem są inne. Piękno trzeba umieć dostrzegać, szczególnie to naturalne, stworzone dla nas wszystkich. Jeśli nie będziemy potrafili go dostrzegać - życie straci sens. Chociaż to piękno, które chcemy dzisiaj ujrzeć wyglądać będzie ponadnaturalne, jakby nie było stworzone dla nas. Emanuje surowością, szczególnie silnie teraz, kiedy jest zima. Odczuwalny mróz minus 15 stopni Celsjusza. Jednak w drodze wysiłek niweluje odczuwalność niskiej temperatury. Chłód odparowuje i ciepłe ubranie okazuje się szybko zbyt ciepłe.
poniedziałek, 4 lutego 2019
OPIS:
TRASA:
Mroczny las
To był prawdziwy spontan. Decyzja sprzed kilku godzin. Okienko pogodowe jest. Jedziemy? No pewnie, że jedziemy! Tylko gdzie? No wiadomo gdzie. Szybkie przepakowanie plecaka (zwykle stoi już zapakowany, ale musieliśmy przepakować się do większych plecaków), sprawdzenie rozkładu jazdy busów. Wyjeżdżamy po osiemnastej. Jadąc łapiemy trochę snu. Sen może się przydać. Przyjeżdżamy na miejsce o godzinie 20.15.
OPIS:
Ruszamy z niedużego placyku parkingowego drogą, która zagłębia się w lesie. Momentalnie ogarnia nas mrok. Las jest cichy i głuchy o tej porze roku. Skrzypienie śniegu pod butami wydaje się być niegrzecznie głośne, ale nie ma na to rady. Mróz zaczyna się wzmagać. W marszu nie jest wyczuwalny aż tak bardzo, ale podczas krótkich postojów można go doświadczyć. Mrok skraca widoczność. Mrok wywołuje różne myśli. Nie widać co kryje ten ciemny las. Wiemy, że czasem zapuszczają się tutaj niedźwiedzie, choć nie zaliczają się do stałych mieszkańców. Bywają wilki przemieszczające się watahą. Osiadłym mieszkańcem jest ryś, samotny kot, którego aktywność wzrasta nocą.
Słyszymy jakiś szmer. Nasłuchyjemy... tak to szmer potoku płynącego równolegle do drogi. Niekiedy hałasuje tutaj świszczący wiatr, lecz teraz jest bezwietrznie. Pomiędzy koronami drzew pojawia się gwieździste niebo. Jesteśmy już daleko od świateł osad, w lesie są tylko dwa nasze punkciki świetlne rozświetlające nam drogę, pokrytą stwardniałym śniegiem. Jeszcze niedawno śniegu było tu znacznie więcej. Wtedy nie było szans, abyśmy tędy przeszli. Przechodzimy przez polankę składowiska drewna z wiatą. Wkrótce rośnie nachylenie stoku, a z tym naszego szlaku. Gdy przecinamy mostkiem wodny strumień zaczyna się ostrzejsze podejście. Dalej przecinką leśną zmierzamy już wprost do naszego celu.
Na tych wysokościach gałązki leśnych drzew oblepione są niezwykłymi lodowymi igiełkami. Wyłaniają się z mroku oświetlone światłem naszych czołówek i nikną za nami. To prawdziwa kraina mroku, bo księżyc jest w nowiu. To noc baśniowego lasu. Robi się już bardzo późno, a my wciąż wędrujemy przez tą tajemniczą, górską krainę. Przed północą na pewno gdzieś dojdziemy, ale gdzie?
Wtem z mroku uwidacznia się światło. To światło z okna, a jak z okna to musi być tam jakiś dom...
Zawoja Markowe Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach (1180 m n.p.m.)
sobota, 2 lutego 2019
Pożegnanie dnia na Wielkiej Raczy
Zimowy dzień, ale też zimowa odwilż. Beskid Żywiecki jest biały, ale plus dwa stopnie Celsjusza czyni swoje – śnieg jest mokry. Trochę topnieje. Wody potoku Śrubita są brunatne i wezbrane powyżej swego normalnego poziomu. Hałasują w dolinie swoim wartkim przepływem. Jest jednak ciepło i przyjemnie na górską wędrówkę. Tam na górze ma silnie wiać, ale tu nic tego nie zapowiada. Jest bezwietrznie.
niedziela, 20 stycznia 2019
Polica, czyli na wschodniej flance Babiej Góry [GSB-26]
Beskid Żywiecki, Cyl Hali Śmietanowej (Kiczorka), Główny Szlak Beskidzki, GSB, Polica, Przełęcz Krowiarki
Brak komentarzy
za nami
|
pozostało
| |
395,2 km
|
123,8 km
|
Zachwyt wczorajszą wędrówką jeszcze nie osłabł ani trochę. Jej czar nie przygasł, choć nogi jeszcze czują trudy zimowej trasy. Ktoś zażartował, że taka zima pojawia się raz na dziesięć – coś w tym chyba jednak prawdy jest, a przynajmniej w ostatnich latach. Dzisiaj trzeba dokończyć tą wędrówkę. Zająć przyczółek przed najwyższą górą na Głównym Szlaku Beskidzkim. Miała być zdobyta dzisiaj, ale siły natury były silniejsze. Dzisiaj musimy wrócić na Kucałową Przełęcz, aby kontynuować niedokończoną wędrówkę z dnia poprzedniego. Dzień zapowiada się też pięknie.
sobota, 19 stycznia 2019
Mróz pod butami skrzypi [GSB-25]
za nami
|
pozostało
| |
385,7 km
|
133,3 km
|
Pozyskane informacje na temat szlaków w Paśmie Policy nie są optymistyczne. Tak duże opady śniegu dawno w Polsce nie występowały, a śniegu dosypało jeszcze wczoraj. W Jordanowie, w Bystrej warstwa śniegu nie jest duża, ale trochę wyżej, na całym grzbiecie masywu Policy, jak również na szlakach dojściowych sytuacja jest zupełnie inna. W Schronisku PTTK na Hali Krupowej powiedzieli, że dotrzeć do nich można jednie drogą techniczną z Wielkiej Polany. Inne szlaki są tak zasypane, że poruszanie się po nich możliwe jest tylko w nartach. Leśniczy patrolujący las poinformował nas, że w niektórych miejscach zaspy mają nawet 2 metry grubości. Gospodarze u których gościmy jeszcze kilka dni temu nie wierzyli, że przyjedziemy do nich ze względu na warunki w górach. Jednak przyjechaliśmy z konkretnym planem. Nie było żadnej dyskusji, ale pełna jednomyślność, w tym, że powinniśmy spróbować zrobić to po co tu przyjechaliśmy. Wiedzieliśmy o opadach śniegu już wcześniej. Postaraliśmy się o kilka par rakiet – liczymy na to, że nam pomogą, a przede wszystkim osobom idącym w nich na szpicy grupy. A więc w drogę.
piątek, 18 stycznia 2019
Przedsionek babiogórskiego królestwa [GSB-24]
za nami
|
pozostało
| |
372,3 km
|
146,7 km
|
Beskid Makowski to kraina ciszy i spokoju. Geografowie nie są jednomyślni, gdzie ta kraina się kończy i gdzie zaczyna. Turyści raczej rzadko do niej zaglądają, choć szlaki nie są specjalnie trudne ani męczące. Stoi w cieniu innych pasm, wyższych, bardziej wybitnych, choć ma swe swoiste i niepowtarzalne walory. Nawet Główny Szlak Beskidzki do końca jej nie dowartościowuje oprowadzając wyłącznie jego skrawkiem, jakby z przymusu, nie mając w tym miejscu innej drogi do wyboru. Szkoda, że jest to kraina tak niedoceniana, ale z drugiej strony to właśnie też stanowi o jej wyjątkowości.
sobota, 12 stycznia 2019
MSP TW-03, etap 3: Szczebel
Człowiek w umiejętnym obcowaniu z przyrodą odzyskuje spokój, ucisza się wewnętrznie.
JP II
|
sobota, 5 stycznia 2019
Tatrzańska Świątynia Lodowa - Basilica Papale di San Pietro
Jest najbardziej monumentalna ze wszystkich dotychczas wybudowanych. Ta baśniowa lodowa budowla hipnotyzuje. Urzeka detalami i unikatowością. Ukryta w kopule rozłożonej na okręgu o średnicy 25 metrów. Co rok jest inna, co rok podporządkowana jest innej tematyce. W tym sezonie twórców inspirowała Bazylika Świętego Piotra na Watykanie z rozciągającym się przed nią Placem Świętego Piotra, otoczonym potężną kolumnadą Berniniego.
środa, 2 stycznia 2019
Galeria Beksińskiego w Sanoku
Zdzisław Beksiński i jego rodzina od lat byli związani z Sanokiem. Pradziadowie Zdzisława przybyli do tego miasta w pierwszej połowie XIX wieku. Dom Beksińskich stał przy ulicy Jagiellońskiej, gdzie obecnie znajduje się skwer, znany pod nazwą Zieleniec Beksińskiego. Ze względu na zły stan budynku dom ten został rozebrany w latach 70-tych XX wieku. Rodzina Beksińskich przeniosła się wówczas do Warszawy.
Tajemnicze Góry Słonne - na pożegnanie pięknych, zimowych dni
U stóp tych gór zaczynaliśmy tą sylwestrowo-noworoczną wyprawę i w górach tych zamierzamy ją zakończyć. Tereny te leżą w strefie klimatu górskiego. Sypnęło tu w ostatnich dniach dużym śniegiem. Sypie gęsto w dalszym ciągu. Wyjazd autokaru na przełęcz nie obył się bez łańcuchów. Na Przełęcz Przysłup wyjeżdżamy na godzinę 10.25. Ścieżka szlaku nie jest przedeptana, ale świeża warstwa wierzchnia śniegu nie jest bardzo gruba. Przecieranie szlaku idzie gładko. Las i przymglone powietrze nie dają jednak żadnych widoków. Urzeka jednak powabna zimowa aura. Nastrój ładnej zimy przywraca nam wspomnienie świąt i sylwestrowej nocy. Przeleciał nam ten świąteczny czas, jak cały rok. Przeleci i ta zima, nastanie wiosna, a po niej znów nadejdą kolejne pory roku - tak, jak co roku.
wtorek, 1 stycznia 2019
Prawie już za nami pierwszy dzień Nowego 2019 Roku
Pierwszy dzień Nowego 2019 Roku prawie już za nami. Wieczór nastał pod Suliłą. Stary rok został już pożegnany. Nadszedł czas zabawy noworocznej, która poniekąd jest zapowiedzią zbliżającego się karnawału. Wpierw jedna uroczysta kolacja, potem muzyka i taniec. Chciałoby się, aby trwały one dopóty dopóki sił wystarczy, ale zdajemy sobie z tego sprawę, że wieczór ten jest jak echo Nocy Sylwestrowej. Pierwszy dzień Nowego Roku jest na ogół cichy i spokojny, bo ludzie odpoczywają po sylwestrowych zabawach. Dlatego też mówi się żartobliwie, że dzień Nowego Roku jest Dniem Świętego Śpiocha. Cichnie zabawa. Nowy Rok został jednak godnie powitany.
Bieszczadzki kulig noworoczny
Wyborny obiad noworoczny zjedliśmy o normalnej, choć dla nas niezwykłej porze. Obiady zwykle jada się w porze obiadowej, a my jemy je wieczorami w ramach obiadokolacji. Dzień jednak jest inny od codziennego. Cisza nocna i sen trwał do południa, ten odpoczynek był niezbędny po roztańczonej Nocy Sylwestrowej. Bardzo szybko minęła nam ta noc, zbyt szybko przeleciał czas zabawy. Nic na to nie poradzimy. Zbliża się zmierzch pierwszego dnia Nowego Roku. Kierowca zagrzewa silnik autokaru. Jedziemy na bezdroża gdzieś na Koniec Świata, nieopodal Starego Łupkowa, gdzie? Tego dokładnie nie wiemy, ale wie przewodnik Łukasz z Bieszczadera. Jedziemy, tam czekają na nas wozy i konie.
Sylwester 2018
Zwyczaj sylwestrowych zabaw liczy sobie już ponad tysiąc lat. Ich początek datuje się na 999 rok, czyli czasów panowania papieża Sylwestra II. Według proroctw Sybilli miał to być ostatni rok przed końcem świata, który za sprawą smoka Lewiatana miał nastąpić w roku 1000. Ludzie ostatniego dnia roku przed prorokowanym końcem świata zaczęli hucznie bawić się i świętować odejście starego roku. Jednak wraz z nadejściem nowego roku koniec świata nie nadszedł, a sylwestrowa zabawa pozostała i przerodziła się w coroczny zwyczaj.
poniedziałek, 31 grudnia 2018
Można siedzieć w domu, ale czy życie nie jest zbyt krótkie
Taki był rok 2018
Czas sobie upływa. Wypełnia go codzienność - praca, szkoła, dom. Pomiędzy tą codziennością są oczywiście wolne chwile. Wolne chwile można spędzić w domu - dobrze jest oczywiście posiedzieć w domu, ale przecież poza nim jest jeszcze tak wiele do zobaczenia, i to wcale niekoniecznie bardzo daleko. Lata biegną, marzeń jest wiele – bardzo chcielibyśmy, aby się spełniły, ale jak się one maja spełniać, gdy będziemy siedzieć w domu. Wczesna, poranna (a nierzadko jeszcze przed świtem) pobudka, to nie jest przyjemna sprawa. Zawsze wymaga samozaparcia i przezwyciężenia zwyczajnych ludzkich słabości. Czyż nie pojawia się wtedy myśl, aby pospać sobie jeszcze w ten wolny dzień? Otwieramy ze snu oczy, czujemy jeszcze ten błogi stan i swoją słabość, szczyptę pokusy – może przymknąć oko na chwilkę, może do dziewiątej albo jeszcze dłużej. Później jest jednak przykro, że nie wyruszyliśmy na kolejną wędrówkę. O dziewiątej, czy dziesiątej jest zwykle zbyt późno, aby ruszyć gdziekolwiek. Wstawanie to trudny moment, ale wystarczy zamknąć za sobą drzwi domu, aby zaczęła rozpierać nas radość, bez względu na aurę pogodową. Deszcz, wiatr, czy słońce – one kreują pejzaż dla naszej wędrówki. Przyroda sama dba o to, aby wędrówka, nawet, gdy wiedzie dokładnie tym samym szlakiem - była za każdym razem inna. Dlatego też chętnie chodzimy tymi samymi szlakami. Mamy na nich wspomnienia, do których z przyjemnością wracamy. Jakże często stajemy przed dylematem, czy jechać tam, gdzie dotąd nigdy nie byliśmy, czy może zaglądnąć ponownie tam, skąd czerpiemy przyjemne wspomnienia. Wspomnienia mają ogromną siłę. W nich zapisana jest historia naszego życia i jego wartość, co przekłada się na nasz teraźniejszy stan duchowy, samopoczucie kreujące zapał do działania. W tych wspomnieniach są radości, ale też oczywiście bywają smutki, są uczucia spełnienia i zadowolenia, i wiele, wiele innych, lecz przede wszystkim mnóstwo ludzi - przyjaciół, z którymi dzieliliśmy przeżycia i emocje przemierzając wspólnie szlaki. Dzięki nim był to wyśmienity rok.
Czas sobie upływa. Wypełnia go codzienność - praca, szkoła, dom. Pomiędzy tą codziennością są oczywiście wolne chwile. Wolne chwile można spędzić w domu - dobrze jest oczywiście posiedzieć w domu, ale przecież poza nim jest jeszcze tak wiele do zobaczenia, i to wcale niekoniecznie bardzo daleko. Lata biegną, marzeń jest wiele – bardzo chcielibyśmy, aby się spełniły, ale jak się one maja spełniać, gdy będziemy siedzieć w domu. Wczesna, poranna (a nierzadko jeszcze przed świtem) pobudka, to nie jest przyjemna sprawa. Zawsze wymaga samozaparcia i przezwyciężenia zwyczajnych ludzkich słabości. Czyż nie pojawia się wtedy myśl, aby pospać sobie jeszcze w ten wolny dzień? Otwieramy ze snu oczy, czujemy jeszcze ten błogi stan i swoją słabość, szczyptę pokusy – może przymknąć oko na chwilkę, może do dziewiątej albo jeszcze dłużej. Później jest jednak przykro, że nie wyruszyliśmy na kolejną wędrówkę. O dziewiątej, czy dziesiątej jest zwykle zbyt późno, aby ruszyć gdziekolwiek. Wstawanie to trudny moment, ale wystarczy zamknąć za sobą drzwi domu, aby zaczęła rozpierać nas radość, bez względu na aurę pogodową. Deszcz, wiatr, czy słońce – one kreują pejzaż dla naszej wędrówki. Przyroda sama dba o to, aby wędrówka, nawet, gdy wiedzie dokładnie tym samym szlakiem - była za każdym razem inna. Dlatego też chętnie chodzimy tymi samymi szlakami. Mamy na nich wspomnienia, do których z przyjemnością wracamy. Jakże często stajemy przed dylematem, czy jechać tam, gdzie dotąd nigdy nie byliśmy, czy może zaglądnąć ponownie tam, skąd czerpiemy przyjemne wspomnienia. Wspomnienia mają ogromną siłę. W nich zapisana jest historia naszego życia i jego wartość, co przekłada się na nasz teraźniejszy stan duchowy, samopoczucie kreujące zapał do działania. W tych wspomnieniach są radości, ale też oczywiście bywają smutki, są uczucia spełnienia i zadowolenia, i wiele, wiele innych, lecz przede wszystkim mnóstwo ludzi - przyjaciół, z którymi dzieliliśmy przeżycia i emocje przemierzając wspólnie szlaki. Dzięki nim był to wyśmienity rok.
Na Koniec Świata
Na Koniec Świata wędrowaliśmy już kiedyś od strony polskiej. Koniec Świata, to miejsce, gdzie możemy zobaczyć Bieszczady takie, jakie były kiedyś, kiedy tworzyła się w nich legenda. Zaraz po wojnie było tu wyludnione pustkowie tak jak w całych Bieszczadach, czy Beskidzie Niskim. Dzisiaj znacznie trudniej jest znaleźć takie miejsce, o jakich mówią legendy. Zaludniło się w Bieszczadach, zapachniało komercją, ale wciąż daleko jest do takiego dużego zagęszczenia ludności, jakie było na tym terenie wcześniej, kiedy gospodarzyli na nim rdzenni mieszkańcy. Koniec Świata to jedno z niewielu już miejsc w polskich Bieszczadach, gdzie zobaczyć można dawne Bieszczady.
niedziela, 30 grudnia 2018
Zimowy wiatr jeszcze nie przewiał świątecznych zapachów
Zimowy wiatr jeszcze nie przewiał świątecznych zapachów zabarwionych nutą cynamonu, wanilii, pomarańczy, anyżu i migdałów. Migocząca kolorowymi światełkami choinka nie przygasa, podtrzymując nastrój wigilijnego wieczoru i radosną wieść Bożego Narodzenia, jaka rozniosła się wtedy po świece. Przed oczami mamy jeszcze stół pełen wigilijnych zapachów, przysmaków, a wokół niego ludzi zatrzymanych w pędzie życia. Tamtego wieczoru życie nabiera oddechu. Tak jest co roku. Jakżeby rok wyglądał, gdyby nie ten najcieplejszy dzień w całym kalendarzowym roku - oby płomień jego ciepła trwał jak najdłużej. Rozświetlał nam drogę ku ludziom dobrej woli.
W dolinie Sanu u ujścia Osławy
Planując ten wyjazd spodziewaliśmy się, że tego dnia tutejsze tereny będą zasypane śniegiem. Tymczasem dolina Sanu u ujścia Osławy wygląda jak w przededniu zimy, a to przecież już przedostatni dzień grudnia. Wiemy, że tam głębiej w dolinie Osławy jest biało, lecz tutaj kraina czeka prawdziwej zimy.
W krainie tej mieszkała kiedyś niegóralska polsko-ruska ludność. Zajmowali oni zarówno Sanok, jak i jego otoczenie. Nazywano ich Dolinianami. Od południa graniczyli z góralami ruskimi - Bojkami i Łemkami, zaś od zachodu z Pogórzanami. W znacznej części ludność ta została przesiedlona po II wojnie światowej do Związku Radzieckiego i na Ziemie Odzyskane. Dziedzictwo wymienionych kultur można dzisiaj oglądać w Parku Etnograficznym - Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.