Największym bieszczadzkim skarbem zawsze były lasy. Niedługo po wojnie opustoszałe Bieszczady chciano zasiedlić i korzystać z tego skarbu. Był to jednak nie łatwy teren, szczególnie dla ludzi z nizin, którzy nie wytrzymywali tutejszych niedogodności i nie umieli gospodarzyć na górskim obszarze, tak jak mieszkający tu przed nimi Bojkowie. Praca właściwie była jedna – przy bieszczadzkim skarbie. W różny sposób próbowano zachęcać ludzi do podjęcia tej ciężkiej pracy, nierzadko nadając temu wydźwięk heroizmu i charakter swoistej propagandy, tak jak w reportażu odszukanym przez nas w zasobach internetowych (patrz Gazeta Bieszczadzka, 21.08.2016) autorstwa Jerzego Woydyłły pt. „Zima 17 drwali” pochodzącym z magazynu „Dookoła świata”nr 24 z dnia 12 czerwca 1960 roku. Nie trudno było kreować z Bieszczadów polski „dziki zachód”. To przyciągało. Ludzie przyjeżdżali tu z różnych przyczyn: licząc na dobry zarobek, czy w poszukiwaniu miejsca do osiedlenie się. Nie wszyscy jednak wytrzymywali trud tutejszego życia.
Życie i prowadzenie prac leśnych w powojennych Bieszczadach było trudne, szczególnie ze względów komunikacyjnych. W latach 50-tych XX wieku nie było tu dróg, zaś rzeki nie nadawały się do spławiania drewna. Wówczas pojawił się pomysł stworzenia parków konnych. Powstawały kolejno w Cisnej, Baligrodzie, Czarnej, Kalnicy, Moczarnem, Zatwarnicy, Stuposianach i Wołosatem. Dzisiaj są już oczywiście niepotrzebne. Parki konne zniknęły z krajobrazu Bieszczadów.
Czym były takie parki konne. Składały się na nie drewniane zabudowania kryte papą: stodoły na siano i magazyny na paszę, stajnie, warsztaty funkcjonujące na potrzeby parku konnego (kowalski, stolarski, rymarski), no i oczywiście stajnie dla koni. Po za nimi stały też w ich pobliżu budynki hotelowe dla wozaków oraz dom brygadiera, czyli kierownika parku konnego. Stajnia parku konnego mieściła około dwudziestu koni. Konie odpoczywały w nich po ciężkiej pracy. W dzisiejszych czasach większość prac leśnych wykonywana jest z użyciem ciężkiego sprzętu. Wozak z koniem pracujący przy zrywce drewna jest niebywałą rzadkością nie tylko w Bieszczadach. Niegdyś codziennością były furmanki konne na bieszczadzkich bezdrożach, które dzisiaj odeszły do przeszłości. Jak wcześniej wspomnieliśmy – parki konne zniknęły z krajobrazu Bieszczadów, aczkolwiek istnieje jeden taki zachowany w Zatwarnicy. Sympatyczni gospodarze ocalili go od zapomnienia.
Dostaliśmy od nich zaproszenie. Udaliśmy się więc wieczorem zobaczyć go na własne oczy. Nie spełnia oczywiście już swojej pierwotnej funkcji, ale stworzono tutaj niezwykłe muzeum, kawiarenkę, miejsce spotkań, koncertów i kino studyjne „Końkret”, w którym obejrzeć można w warunkach dalekich od komercji, jeden z kultowych filmów, kręconych w tamtejszych bieszczadzkich plenerach. Do wyboru mieliśmy filmy „Wolna sobota”, „Kino objazdowe” i „Hasło”. Wybraliśmy ten pierwszy, komedię nakręconą w pięknych bieszczadzkich przestrzeniach. Główny bohater tego filmu Gawełek był wozakiem parku konnego. W pewną wolną sobotę miał pojechać do miasta po prelegenta. Jego podróż do miasta została uwikłana serią niespodziewanych wydarzeń związanych z turystą, który został ukąszony przez żmiję. W rolę Gawełka wcielił się niezapomniany i wyśmienity Wojciech Siemion. Film „Wolna sobota” powstał w 1978 roku. Wyreżyserował go Leszek Staroń do scenariusza Jerzego Janickiego.
Wszystkim z czystym sumieniem polecamy to miejsce. Jak do niego trafić? To proste, bo leży tuż u kresu drogi, która kończy się u zbiegu potoków, w Zatwarnicy, gdzie czas zatrzymuje się naprawdę. Gdy będziemy tu kolejny raz na pewno wstąpimy na kolejny seans w kinie „Końkret”.
Życie i prowadzenie prac leśnych w powojennych Bieszczadach było trudne, szczególnie ze względów komunikacyjnych. W latach 50-tych XX wieku nie było tu dróg, zaś rzeki nie nadawały się do spławiania drewna. Wówczas pojawił się pomysł stworzenia parków konnych. Powstawały kolejno w Cisnej, Baligrodzie, Czarnej, Kalnicy, Moczarnem, Zatwarnicy, Stuposianach i Wołosatem. Dzisiaj są już oczywiście niepotrzebne. Parki konne zniknęły z krajobrazu Bieszczadów.
Czym były takie parki konne. Składały się na nie drewniane zabudowania kryte papą: stodoły na siano i magazyny na paszę, stajnie, warsztaty funkcjonujące na potrzeby parku konnego (kowalski, stolarski, rymarski), no i oczywiście stajnie dla koni. Po za nimi stały też w ich pobliżu budynki hotelowe dla wozaków oraz dom brygadiera, czyli kierownika parku konnego. Stajnia parku konnego mieściła około dwudziestu koni. Konie odpoczywały w nich po ciężkiej pracy. W dzisiejszych czasach większość prac leśnych wykonywana jest z użyciem ciężkiego sprzętu. Wozak z koniem pracujący przy zrywce drewna jest niebywałą rzadkością nie tylko w Bieszczadach. Niegdyś codziennością były furmanki konne na bieszczadzkich bezdrożach, które dzisiaj odeszły do przeszłości. Jak wcześniej wspomnieliśmy – parki konne zniknęły z krajobrazu Bieszczadów, aczkolwiek istnieje jeden taki zachowany w Zatwarnicy. Sympatyczni gospodarze ocalili go od zapomnienia.
Park konny, kino studyjne „Końkret” w Zatwarnicy. |
Dostaliśmy od nich zaproszenie. Udaliśmy się więc wieczorem zobaczyć go na własne oczy. Nie spełnia oczywiście już swojej pierwotnej funkcji, ale stworzono tutaj niezwykłe muzeum, kawiarenkę, miejsce spotkań, koncertów i kino studyjne „Końkret”, w którym obejrzeć można w warunkach dalekich od komercji, jeden z kultowych filmów, kręconych w tamtejszych bieszczadzkich plenerach. Do wyboru mieliśmy filmy „Wolna sobota”, „Kino objazdowe” i „Hasło”. Wybraliśmy ten pierwszy, komedię nakręconą w pięknych bieszczadzkich przestrzeniach. Główny bohater tego filmu Gawełek był wozakiem parku konnego. W pewną wolną sobotę miał pojechać do miasta po prelegenta. Jego podróż do miasta została uwikłana serią niespodziewanych wydarzeń związanych z turystą, który został ukąszony przez żmiję. W rolę Gawełka wcielił się niezapomniany i wyśmienity Wojciech Siemion. Film „Wolna sobota” powstał w 1978 roku. Wyreżyserował go Leszek Staroń do scenariusza Jerzego Janickiego.
Tuż przy końcu drogi... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz