Wyśmienita aura już czwarty dzień utrzymuje się w Tatrach. Jeszcze nie ochłonęliśmy z jej uroku, jakiego doznaliśmy w sobotę idąc na Kasprowy. W niedzielę żal było siedzieć w domu. W poniedziałek – trzeba iść do pracy, bo przecież dzięki niej jest za co żyć i za co jeździć na wycieczki, ale wtedy już nie wytrzymywaliśmy tego napięcia spoglądając na prognozy pogody. Dosłownie przed wyjściem z pracy załatwiliśmy konieczne urlopy na wtorek...
TRASA:
Kasprowy Wierch, stacja kolejki (1960 m n.p.m.) Sucha Przełęcz (słow. Suché sedlo; 1950 m n.p.m.) Beskid (2012 m n.p.m.) Liliowe (słow. Ľaliové sedlo; 1952 m n.p.m.) Skrajna Turnia (słow. Krajná kopa; 1297 m n.p.m.) Pośrednia Turnia (słow. Prostredná kopa) Świnicka Przełęcz (słow. Svinicové sedlo; 2051 m n.p.m.) – Świnica Taternicka (słow. Svinica; 2291 m n.p.m.) – Świnicka Przełęcz (słow. Svinicové sedlo; 2051 m n.p.m.) Pośrednia Turnia (słow. Prostredná kopa) Skrajna Turnia (słow. Krajná kopa; 1297 m n.p.m.) Liliowe (słow. Ľaliové sedlo; 1952 m n.p.m.) Dolina Zielona Gąsienicowa
OPIS:
I oto jesteśmy z samego rana w Zakopanem. Właściwie dopiero tutaj świta, bo słońce nie ogarnęło jeszcze promieniami Kotliny Zakopiańskiej, ale z pewnością niebawem to zrobi. Na niebie panuje niesamowity błękit. Żadnej chmurki. Jest ciepło. Plan jest taki jak zwykle ze Świnicą – wyjazd kolejką z Kuźnic na Kasprowy, aby być jak najwcześniej. Jeszcze nigdy nie wychodziliśmy na Świnicę z samego dołu, a dzięki temu byliśmy pierwszymi turystami zmierzającymi na ten szczyt. Udało nam się przyjechać do Zakopanego wcześniej niż planowaliśmy, łapiemy też szybko okazjonalny transport z dworca do Kuźnic. Do odjazdu wagonika mamy jeszcze 40 minut, ale ludzie już stoją w kolejce do kasy. Patrząc na ilość czekających przed nami osób, oceniamy, że powinniśmy załapać się na drugi kurs (kolejka jeździ co 10 minut). Wkrótce jednak okazuje się, że nie będzie tak jak myślimy. Pierwszeństwo mają osoby z karnetami zakupionymi w przedsprzedaży, z wyznaczonymi godzinami wyjazdów. Inni muszą czekać. Są wpuszczani na pokład kolejki w miarę wolnych miejsc. W ten sposób tracimy godzinę. Trudno – mówi się, być może mogliśmy iść pieszo, choć do „Goryczkowej”, ale przynajmniej będziemy mniej zmęczeni atakując szczyt Świnicy. Dopiero o godzinie 9.00 dostajemy się do wagonika. Jedziemy w górę.
Zatrzymujemy się na krótko w restauracji na herbatę i o dziesiątej ruszamy dalej. Narciarze mają dzisiaj raj, nawet poza weekendem jest tutaj całkiem sporo ludzi, nie tylko sympatyków narciarstwa, ale chętnych spojrzeć z centrum na Tatry, bo Kasprowy Wierch leży niemal w samym środku Tatr. Przy dogodnych warunkach atmosferycznych oferuje świetną, dookólną panoramę. Od razu jednak kierujemy się na Suchą Przełęcz, a z niej łagodnym podejściem zdobywamy Beskid. Szlak na ten wierzchołek jest jak zwykle zatłoczony, choć nie tak bardzo, jak w ostatnią sobotę. Prowadzi na niego wygodna, szeroka droga. Zdobycie tego dwutysięcznika (liczy sobie 2012 m n.p.m. wysokości) nie jest problemem, nawet dla osób nie wprawionych w turystyce tatrzańskiej. Za Beskidem nie jest już tak łatwo. Zejście na przełęcz Liliowe prowadzi po stromym stoku, poszarpanym skałami wystającymi spod śniegu. Śniegu jest stosunkowo niedużo. Mamy w pamięci nie tak dawne intensywne opady śniegu i odcięte od świata schroniska. Ciepła aura jednak uczyniła swoje. Śnieg chrupie pod rakami - jest zmrożony, ale jego warstwa na grzbiecie nie jest bardzo duża. Wystają spod niego skały, jak też końce kosodrzewiny. Omijamy Liliową Kopkę. Przełęcz Liliowe (słow. Ľaliové sedlo; 1952 m n.p.m.) przechodzimy o godzinie 10.10. Stanowi ona granicę między Tatrami Zachodnimi i Tatrami Wysokimi, do których teraz wchodzimy.
Przed nami stok Skrajnej Turni pokrytej białym dywanem. Rozległa połać zmrożonego śniegu sprawia, że można poczuć się jak na lodowcu. Podejście jest tak samo łagodne i wygodne, jak na Beskid od strony Suchej Przełęczy. Przed nami pojawia się grupa kursantów z „Betlejemki”. Wyszli na grań główną przed nami. Idą podobnym tempem, jam my. Nie spieszą się oszczędzając siły. Słońce operuje bardzo intensywnie. Jest gorąco - bez wahania można powiedzieć, choć na termometrach temperatura będzie w okolicach zera stopni Celsjusza. Przechodzimy przez wierzchołek Skrajnej Turni (słow. Krajná kopa; 2097 m n.p.m.), który jest pierwszym od zachodu szczytem i zarazem pierwszym dwutysięcznikiem, leżącym w Grani Tatr Wysokich.
Ze szczytu Skrajnej Turni pokazuje się imponująca wielkością Świnica. Rośnie nam w oczach. Zaraz będziemy u jej stóp, jak tylko trawersem przejdziemy stok Pośredniej Turni. Wpierw jednak przechodzimy przez niezbyt szeroką, ale wyraźną Skrajną Przełęcz (słow. Krajné sedlo; 20171 m n.p.m.). Przez stok Pośredniej Turni (słow. Prostredná kopa; 2128 m n.p.m.) przechodzimy wydeptaną ścieżką. Wiedzie ona dość płasko, podobnie zresztą jak latem, ale tuż przed Świnicką Przełęczą (słow. Svinicové sedlo; 2051 m n.p.m.) obniża się ku niej dość ostro. W śniegu wybite są w tym miejscu wysokie stopnie.
Na Świnickiej Przełęczy robimy krótką przerwę. Kursanci z instruktorami z „Betlejemki” również zatrzymują się tutaj na chwilkę, po czym wiążą się linami. Zrobimy to też, ale trochę później. Ruszamy w górę o godzinie 11.15. Idziemy powoli, wolniej niż latem kontrolując każdy krok, choć początkowo śnieżny szlak wije się wśród skałek dających punkt zaczepienia w razie upadku. Z lewej jednak wrażenie robi czeluść Świnickiej Kotlinki, a szczególnie skały urwiście opadające ku niej. Wybieramy optymalne dla nas drogi, bo ślady osób, które szły tędy przed nami w niektórych miejscach rozchodzą się i schodzą.
Wysokość nabieramy dość szybko. Otacza nas co raz więcej powietrznej przestrzeni. Zatrzymujemy się na niewielkim wypłaszczeniu. Spoglądamy w otchłań Doliny Cichej Liptowskiej, która jest już znacznie oddalona. Znakomicie widać stąd Tatry Zachodnie. Z lewej zaś za Liptowskimi kopami widoczny jest fragment pasma Niżnych Tatr. Dokładnie na południu za Granią Hrubego piętrzy się Krywań, zwieńczony charakterystycznym, wygiętym wierzchołkiem. Od jego kształtu góra ta nazywana jest Krzywań. Do 1793 roku wyniosły Krywań uważany był za najwyższy szczyt Tatr. Krywań od 1935 roku stał się narodową górą Słowaków, śpiewają o nim w swoim hymnie narodowym, a od 1 stycznia 2009 roku jego wizerunek znajduje się na słowackich monetach o nominale 1, 2 i 5 eurocentów. Wcześniej miał swoje miejsce w herbie Słowackiej Republiki Socjalistycznej (wieczny ogień na tle góry). Krywań nazywany jest też świętą góra Słowaków. Jest symbolem odrodzenia narodowego. Ponoć to na niej narodziła się Słowacja. W dniu 16 sierpnia 1841 roku na Krywań weszli słowaccy działacze odrodzenia narodowego Ľudovít Štúr i Michal Miloslav Hodža. Od tego czasu co roku na jego szczyt udają się patriotyczne národné výlety.
Ruszamy dalej w górę. Teraz jest naprawdę ostro. Stromość tak duża, że zaczynamy zastanawiać się jak stąd zejdziemy. Trzymamy się blisko krawędzi grani opadającej pionowo ku Dolinie Gąsienicowej Zielonej. Za niedługo jednak musimy oddalić się od krawędzi grani, bo przed nami, skały stają dęba. Skręcamy na prawo, idziemy pod tymi skałami w stronę niewidocznego stąd Żlebu Blatona (słow. Blatonov žľab). Przysłonięty jest opadającym z góry rzędem skał. Idziemy wąziutką ścieżką o szerokości nieco ponad jeden but. Pokryte stwardniałym śniegiem zbocze pod ścieżką opada gładko do Doliny Cichej, która jest już daleko stąd. Trzeba na tym przejściu umiejętnie ominąć skałkę wystającą ponad ścieżkę, a najlepiej obłapić ją i przytulić się do niej całym ciałem. Nie jest to łatwe, bo wydaje się, że plecaki ciążą silniej w drugą stronę, ponad gładki, stromy stok góry. Czekany cały czas są w pogotowiu.
W końcu docieramy pod rząd skał tworzących rynnę Żlebu Blatona. Jego nazwa upamiętnia prof. Jana Blatona, który zginął w nim w czerwcu 1948 roku, spadając w przepaść. Latem szlak przecina rynnę tego żlebu, który rozgranicza też masyw Świnicy niejako na dwie części zwieńczone dwoma wierzchołkami, tym najwyższym liczącym 2301 m n.p.m. i tym nieco niższym liczącym 2291 m n.p.m. (zwany taternickim). Generalnie szliśmy dotąd mniej więcej przebiegiem letniego, znakowanego szlaku turystycznego. W warunkach zimowych nie przecinamy Żlebu Blatona, ale kierujemy się w górę, ku widocznemu już wierzchołkowi niższemu. Zwany jest taternickim, gdyż nie prowadzi na niego żaden znakowany szlak turystyczny. Jest jednak w takich warunkach znacznie łatwiejszym wierzchołkiem do wejścia.
W dalszym ciągu jest bardzo stromo. Wędrówkę w górę ułatwiają wydeptane w śniegu stopnie. Wspinamy się wbijając w śnieżne stopnie ostrza raków. Grupa kursantów jest za nami. Wyprzedziliśmy ich na wypłaszczeniu przed trawersem stoku. Też idą powoli, mierząc każdy krok. Góra zwęża się do niewielkiego czubka swojego wierzchołka. Żleb Blatona mamy cały czas po prawej stronie, z lewej rzędy skał, na których można budować stanowiska asekuracyjne. Na szczyt wdrapujemy się o godzinie 12.35.
Zrzucamy sprzęt. Na szczycie panuje zupełna cisza. Zespoły z „Betlejemki” są jeszcze w drodze. Przy tej pogodzie chciałoby się powiedzieć: teraz sjesta, ale jest zbyt pięknie! Świnica jest pierwszym od zachodu wybitnym szczytem Tatr Wysokich i fenomenalnym punktem widokowym. Z Taternickiej Świnicy na południowym zachodzie widzimy wyższy wierzchołek Świnicy oddalony w linii prostej 85 metrów, a oddzielony jest strzępiastym siodełkiem Świnickiej Szczerbiny Niżniej (słow. Nižná svinicová štrbina; 2278 m n.p.m.). Spod Świnickiej Szczerbiny Niżniej opada na południe okryty złą sławą Żleb Blatona. Z drugiej północnej strony stoki Świnicy obrywają się nad Doliną Gąsienicową. Te 350-metrowej wysokości północne urwiska Świnicy obfitują w popularne drogi wspinaczkowe. Przecięte są północnym filarem, dla taterników będącym jednym z bardziej popularnych celów wspinaczkowych w rejonie Doliny Gąsienicowej. Dalej na północno-wschodniej stronie widać zaskakująco niższy grzbiet Kościelców, za nim Żółtą Turnię i Granaty. Dalej, za „turystycznym” wierzchołkiem rozciąga się cała plejada polskich i słowackich szczytów Tatr Wysokich. Widoczne są również Tatry Bielskie. Na wschodzie u stóp Świnicy (rzec by można, bo są bardzo niziutko) widać Pośrednią i Skrają Turnią, dalej za Beskidem szczyt Kasprowego Wierchu z którego ruszyliśmy na Świnicę. I w dali też oczywiście cała plejada wierzchołków polskich i słowackich tworzących Tatry Zachodnie.
Warto było podjąć trud wspinaczki. Ech, żal schodzić. Na szczyt docierają jeszcze inni wspinacze. Są również pod ogromnym wrażeniem tego, co oferuje dzisiaj szczyt Świnicy. Na szczycie nie ma zbyt dużo miejsca, ale każdy znajduje sobie jakieś miejsce na odpoczynek. Zapanowała przemiła, sympatyczna sielanka. To jednak dopiero połowa tej górskiej przygody. Przed nami zejście – sprawa trudniejsza, choć wymagająca z pewnością mniej wysiłku niż wejście na szczyt tą samą drogą. Sprawdzamy sprzęt, układamy go sobie powoli. O godzinie 13.15 rozpoczynamy powolne schodzenie z góry.
Eksponowane widoki mamy cały czas przed sobą, przestrzeń wokół, a poniżej dolinę, do której zmniejszamy stopniowo dystans. Ktoś jeszcze zmierza na szczyt, bo aura jest cudowna. Wieczór rozświetli z pewnością pełnia srebrnego globu, która ma być dzisiaj wyjątkowa. Wleczemy się, tłumiąc radość w głębi na rzecz pełnej koncentracji. Jest ona bardzo potrzeba. Najtrudniej jest tak jak przy podchodzeniu przy skałce wystającej nad ścieżkę trawersiku. Po jego pokonaniu robimy sobie króciutką przerwę, po czym kontynuujemy zejście. Wkrótce można troszkę odetchnąć. Wydeptane ścieżki wiją się po trochę łagodniejszym stoku. Na Świnicką Przełęcz schodzimy o godzinie 15.20. Robimy kolejną przerwę.
Słońce jest już blisko horyzontu. Przechodzimy Pośrednią i Skrajną Turnię. Na przełęczy Liliowe wydłużamy linę: poćwiczymy sobie zejście na długiej linie. Jednak zanim ruszymy dalej spoglądamy na zachód słońca. Za chwilkę pożegnamy jego blask. Cieniem zasłoniła się już Dolina Gąsienicowa, do której schodzimy. Wkrótce wchodzimy w ten cień ogarniający dolinę. Spodziewaliśmy się w nim chłodu, a jednak temperatura utrzymuje się – nie spada. Ciemność zapada.
W Kotle Gąsienicowym nie ma już narciarzy. Ruszyły ratraki przygotowując nartostrady na kolejny dzień. Nieboskłon szarzeje, pojawiają się na nim pierwsze gwiazdy, wkrótce kolejne, setki gwiazd i coś jeszcze pojawia się na wschodnim firmamencie... coś wyjątkowego... Pełnia Śnieżnego Księżyca (Snow Moon).
Zatrzymujemy się na krótko w restauracji na herbatę i o dziesiątej ruszamy dalej. Narciarze mają dzisiaj raj, nawet poza weekendem jest tutaj całkiem sporo ludzi, nie tylko sympatyków narciarstwa, ale chętnych spojrzeć z centrum na Tatry, bo Kasprowy Wierch leży niemal w samym środku Tatr. Przy dogodnych warunkach atmosferycznych oferuje świetną, dookólną panoramę. Od razu jednak kierujemy się na Suchą Przełęcz, a z niej łagodnym podejściem zdobywamy Beskid. Szlak na ten wierzchołek jest jak zwykle zatłoczony, choć nie tak bardzo, jak w ostatnią sobotę. Prowadzi na niego wygodna, szeroka droga. Zdobycie tego dwutysięcznika (liczy sobie 2012 m n.p.m. wysokości) nie jest problemem, nawet dla osób nie wprawionych w turystyce tatrzańskiej. Za Beskidem nie jest już tak łatwo. Zejście na przełęcz Liliowe prowadzi po stromym stoku, poszarpanym skałami wystającymi spod śniegu. Śniegu jest stosunkowo niedużo. Mamy w pamięci nie tak dawne intensywne opady śniegu i odcięte od świata schroniska. Ciepła aura jednak uczyniła swoje. Śnieg chrupie pod rakami - jest zmrożony, ale jego warstwa na grzbiecie nie jest bardzo duża. Wystają spod niego skały, jak też końce kosodrzewiny. Omijamy Liliową Kopkę. Przełęcz Liliowe (słow. Ľaliové sedlo; 1952 m n.p.m.) przechodzimy o godzinie 10.10. Stanowi ona granicę między Tatrami Zachodnimi i Tatrami Wysokimi, do których teraz wchodzimy.
Przed Suchą Przełęczą. |
Podejście na Beskid. |
Podejście na Beskid. |
Beskid (2012 m n.p.m.). |
Zejście z Beskidu. |
Skała. |
Lód. |
Liliowe (słow. Ľaliové sedlo; 1952 m n.p.m.). |
Przed nami stok Skrajnej Turni pokrytej białym dywanem. Rozległa połać zmrożonego śniegu sprawia, że można poczuć się jak na lodowcu. Podejście jest tak samo łagodne i wygodne, jak na Beskid od strony Suchej Przełęczy. Przed nami pojawia się grupa kursantów z „Betlejemki”. Wyszli na grań główną przed nami. Idą podobnym tempem, jam my. Nie spieszą się oszczędzając siły. Słońce operuje bardzo intensywnie. Jest gorąco - bez wahania można powiedzieć, choć na termometrach temperatura będzie w okolicach zera stopni Celsjusza. Przechodzimy przez wierzchołek Skrajnej Turni (słow. Krajná kopa; 2097 m n.p.m.), który jest pierwszym od zachodu szczytem i zarazem pierwszym dwutysięcznikiem, leżącym w Grani Tatr Wysokich.
Skrajna Turnia. |
Pośrednia Turnia i Świnica. |
Ze szczytu Skrajnej Turni pokazuje się imponująca wielkością Świnica. Rośnie nam w oczach. Zaraz będziemy u jej stóp, jak tylko trawersem przejdziemy stok Pośredniej Turni. Wpierw jednak przechodzimy przez niezbyt szeroką, ale wyraźną Skrajną Przełęcz (słow. Krajné sedlo; 20171 m n.p.m.). Przez stok Pośredniej Turni (słow. Prostredná kopa; 2128 m n.p.m.) przechodzimy wydeptaną ścieżką. Wiedzie ona dość płasko, podobnie zresztą jak latem, ale tuż przed Świnicką Przełęczą (słow. Svinicové sedlo; 2051 m n.p.m.) obniża się ku niej dość ostro. W śniegu wybite są w tym miejscu wysokie stopnie.
Na Świnickiej Przełęczy robimy krótką przerwę. Kursanci z instruktorami z „Betlejemki” również zatrzymują się tutaj na chwilkę, po czym wiążą się linami. Zrobimy to też, ale trochę później. Ruszamy w górę o godzinie 11.15. Idziemy powoli, wolniej niż latem kontrolując każdy krok, choć początkowo śnieżny szlak wije się wśród skałek dających punkt zaczepienia w razie upadku. Z lewej jednak wrażenie robi czeluść Świnickiej Kotlinki, a szczególnie skały urwiście opadające ku niej. Wybieramy optymalne dla nas drogi, bo ślady osób, które szły tędy przed nami w niektórych miejscach rozchodzą się i schodzą.
Stok Świnicy. Dalej widać szczyt Krywania |
Wysokość nabieramy dość szybko. Otacza nas co raz więcej powietrznej przestrzeni. Zatrzymujemy się na niewielkim wypłaszczeniu. Spoglądamy w otchłań Doliny Cichej Liptowskiej, która jest już znacznie oddalona. Znakomicie widać stąd Tatry Zachodnie. Z lewej zaś za Liptowskimi kopami widoczny jest fragment pasma Niżnych Tatr. Dokładnie na południu za Granią Hrubego piętrzy się Krywań, zwieńczony charakterystycznym, wygiętym wierzchołkiem. Od jego kształtu góra ta nazywana jest Krzywań. Do 1793 roku wyniosły Krywań uważany był za najwyższy szczyt Tatr. Krywań od 1935 roku stał się narodową górą Słowaków, śpiewają o nim w swoim hymnie narodowym, a od 1 stycznia 2009 roku jego wizerunek znajduje się na słowackich monetach o nominale 1, 2 i 5 eurocentów. Wcześniej miał swoje miejsce w herbie Słowackiej Republiki Socjalistycznej (wieczny ogień na tle góry). Krywań nazywany jest też świętą góra Słowaków. Jest symbolem odrodzenia narodowego. Ponoć to na niej narodziła się Słowacja. W dniu 16 sierpnia 1841 roku na Krywań weszli słowaccy działacze odrodzenia narodowego Ľudovít Štúr i Michal Miloslav Hodža. Od tego czasu co roku na jego szczyt udają się patriotyczne národné výlety.
Początek natarcia na szczyt. |
Łagodniejszy fragment stoku. |
Ruszamy dalej w górę. Teraz jest naprawdę ostro. Stromość tak duża, że zaczynamy zastanawiać się jak stąd zejdziemy. Trzymamy się blisko krawędzi grani opadającej pionowo ku Dolinie Gąsienicowej Zielonej. Za niedługo jednak musimy oddalić się od krawędzi grani, bo przed nami, skały stają dęba. Skręcamy na prawo, idziemy pod tymi skałami w stronę niewidocznego stąd Żlebu Blatona (słow. Blatonov žľab). Przysłonięty jest opadającym z góry rzędem skał. Idziemy wąziutką ścieżką o szerokości nieco ponad jeden but. Pokryte stwardniałym śniegiem zbocze pod ścieżką opada gładko do Doliny Cichej, która jest już daleko stąd. Trzeba na tym przejściu umiejętnie ominąć skałkę wystającą ponad ścieżkę, a najlepiej obłapić ją i przytulić się do niej całym ciałem. Nie jest to łatwe, bo wydaje się, że plecaki ciążą silniej w drugą stronę, ponad gładki, stromy stok góry. Czekany cały czas są w pogotowiu.
W końcu docieramy pod rząd skał tworzących rynnę Żlebu Blatona. Jego nazwa upamiętnia prof. Jana Blatona, który zginął w nim w czerwcu 1948 roku, spadając w przepaść. Latem szlak przecina rynnę tego żlebu, który rozgranicza też masyw Świnicy niejako na dwie części zwieńczone dwoma wierzchołkami, tym najwyższym liczącym 2301 m n.p.m. i tym nieco niższym liczącym 2291 m n.p.m. (zwany taternickim). Generalnie szliśmy dotąd mniej więcej przebiegiem letniego, znakowanego szlaku turystycznego. W warunkach zimowych nie przecinamy Żlebu Blatona, ale kierujemy się w górę, ku widocznemu już wierzchołkowi niższemu. Zwany jest taternickim, gdyż nie prowadzi na niego żaden znakowany szlak turystyczny. Jest jednak w takich warunkach znacznie łatwiejszym wierzchołkiem do wejścia.
Ścieżka w stronę niewidocznego jeszcze Żlebu Blatona. |
Ponad Żlebem Blatona (jest po lewej na zdjęciu). |
Kopy Liptowskie i inne szczyty Tatr Zachodnich. |
Teraz jest naprawdę ostro w górę. |
W dalszym ciągu jest bardzo stromo. Wędrówkę w górę ułatwiają wydeptane w śniegu stopnie. Wspinamy się wbijając w śnieżne stopnie ostrza raków. Grupa kursantów jest za nami. Wyprzedziliśmy ich na wypłaszczeniu przed trawersem stoku. Też idą powoli, mierząc każdy krok. Góra zwęża się do niewielkiego czubka swojego wierzchołka. Żleb Blatona mamy cały czas po prawej stronie, z lewej rzędy skał, na których można budować stanowiska asekuracyjne. Na szczyt wdrapujemy się o godzinie 12.35.
Przed dwoma wierzchołkami Świnicy (z lewej taternicki, z prawej turystyczny). |
Ostateczne natarcie. |
No i jestesmy na szczycie 2291 m n.p.m. |
Zrzucamy sprzęt. Na szczycie panuje zupełna cisza. Zespoły z „Betlejemki” są jeszcze w drodze. Przy tej pogodzie chciałoby się powiedzieć: teraz sjesta, ale jest zbyt pięknie! Świnica jest pierwszym od zachodu wybitnym szczytem Tatr Wysokich i fenomenalnym punktem widokowym. Z Taternickiej Świnicy na południowym zachodzie widzimy wyższy wierzchołek Świnicy oddalony w linii prostej 85 metrów, a oddzielony jest strzępiastym siodełkiem Świnickiej Szczerbiny Niżniej (słow. Nižná svinicová štrbina; 2278 m n.p.m.). Spod Świnickiej Szczerbiny Niżniej opada na południe okryty złą sławą Żleb Blatona. Z drugiej północnej strony stoki Świnicy obrywają się nad Doliną Gąsienicową. Te 350-metrowej wysokości północne urwiska Świnicy obfitują w popularne drogi wspinaczkowe. Przecięte są północnym filarem, dla taterników będącym jednym z bardziej popularnych celów wspinaczkowych w rejonie Doliny Gąsienicowej. Dalej na północno-wschodniej stronie widać zaskakująco niższy grzbiet Kościelców, za nim Żółtą Turnię i Granaty. Dalej, za „turystycznym” wierzchołkiem rozciąga się cała plejada polskich i słowackich szczytów Tatr Wysokich. Widoczne są również Tatry Bielskie. Na wschodzie u stóp Świnicy (rzec by można, bo są bardzo niziutko) widać Pośrednią i Skrają Turnią, dalej za Beskidem szczyt Kasprowego Wierchu z którego ruszyliśmy na Świnicę. I w dali też oczywiście cała plejada wierzchołków polskich i słowackich tworzących Tatry Zachodnie.
Widok na Dolinę Gąsienicową i Kotlinę Nowotarską. |
Z widokiem na Dolinę Cichą Liptowską i Tatry Zachodnie. |
W stronę Tatr Wysokich i Bielskich. |
Na pożegnanie z wierzchołkiem. W tle za nami Świnica (wyższy wierzchołek), z prawej Grań Hrubego i Krywań. |
Dolina Gąsienicowa z wierzchołka Świnicy. |
Warto było podjąć trud wspinaczki. Ech, żal schodzić. Na szczyt docierają jeszcze inni wspinacze. Są również pod ogromnym wrażeniem tego, co oferuje dzisiaj szczyt Świnicy. Na szczycie nie ma zbyt dużo miejsca, ale każdy znajduje sobie jakieś miejsce na odpoczynek. Zapanowała przemiła, sympatyczna sielanka. To jednak dopiero połowa tej górskiej przygody. Przed nami zejście – sprawa trudniejsza, choć wymagająca z pewnością mniej wysiłku niż wejście na szczyt tą samą drogą. Sprawdzamy sprzęt, układamy go sobie powoli. O godzinie 13.15 rozpoczynamy powolne schodzenie z góry.
Widok na drogę zejścia. |
Pod wierzchołkiem. |
Spojrzenie na wyższy wierzchołek Świnicy. |
Wzdłuż rzędu skał, równoległych do Żlebu Blatona |
W dole widać trawers pod skałami. |
Zakładanie stanowiska asekuracyjnego. |
Eksponowane widoki mamy cały czas przed sobą, przestrzeń wokół, a poniżej dolinę, do której zmniejszamy stopniowo dystans. Ktoś jeszcze zmierza na szczyt, bo aura jest cudowna. Wieczór rozświetli z pewnością pełnia srebrnego globu, która ma być dzisiaj wyjątkowa. Wleczemy się, tłumiąc radość w głębi na rzecz pełnej koncentracji. Jest ona bardzo potrzeba. Najtrudniej jest tak jak przy podchodzeniu przy skałce wystającej nad ścieżkę trawersiku. Po jego pokonaniu robimy sobie króciutką przerwę, po czym kontynuujemy zejście. Wkrótce można troszkę odetchnąć. Wydeptane ścieżki wiją się po trochę łagodniejszym stoku. Na Świnicką Przełęcz schodzimy o godzinie 15.20. Robimy kolejną przerwę.
Wejście w trawers z kłopotliwa skałką. |
W trawersie. |
Widok na Grań Hrubego i Krywań. |
Dalej w dół. |
Ominięcie skałki. |
Przed nami ostatnia ostra stromizna. |
I dalej już znacznie łagodniej na Świnicką Przełęcz. |
Za Świnicką Przełęczą na stoku Pośredniej Turni. |
Widok na Świnicę z Pośredniej Turni. |
Słońce jest już blisko horyzontu. Przechodzimy Pośrednią i Skrajną Turnię. Na przełęczy Liliowe wydłużamy linę: poćwiczymy sobie zejście na długiej linie. Jednak zanim ruszymy dalej spoglądamy na zachód słońca. Za chwilkę pożegnamy jego blask. Cieniem zasłoniła się już Dolina Gąsienicowa, do której schodzimy. Wkrótce wchodzimy w ten cień ogarniający dolinę. Spodziewaliśmy się w nim chłodu, a jednak temperatura utrzymuje się – nie spada. Ciemność zapada.
Na trawersie Pośredniej Turni. |
Giewont i Kasprowy Wierch. |
Przełęcz Liliowe. |
Zachód słońca. |
Zejście z przełęczy Liliowe do Kotła Gąsienicowego. |
Od lewej: Świnica, Pośrednia Turnia, Skrajna Turnia. |
Dolina Zielona Gąsienicowa. |
W Kotle Gąsienicowym nie ma już narciarzy. Ruszyły ratraki przygotowując nartostrady na kolejny dzień. Nieboskłon szarzeje, pojawiają się na nim pierwsze gwiazdy, wkrótce kolejne, setki gwiazd i coś jeszcze pojawia się na wschodnim firmamencie... coś wyjątkowego... Pełnia Śnieżnego Księżyca (Snow Moon).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz