Babie lato snuje się po łąkach i lasach, po dróżkach i bezdrożach. Jesień to czas nostalgii, spojrzenia w przeszłość, ocen i podsumowania czasu minionego. Ten rok obfitował w liczne turystyczne atrakcje – podróże łatwe i trudne, bliskie i odległe. Przed oczyma pojawiają się cudowne obrazy z tych podróży. Na pierwszym planie zapewne widzimy te najtrudniejsze i najbardziej pracochłonne przedsięwzięcia: Czeską i Saksońską Szwajcarię, Bałkany, czy Karpaty Ukraińskie. Obdarzyły nas one niezwykłymi przeżyciami i walorami. Przy nich nie gaśnie oczywiście blask innych licznych beskidzkich i tatrzańskich eskapad. Wśród nich znalazło się wiele turystycznych perełek, kiedy niestety brakowało nam miejsc dla wszystkich chętnych. Kiedyś jednak powrócimy do tych perełek i innych odwiedzonych miejsc, bo jesteśmy osobami sentymentalnymi. Jednak postrzeganie wspólnie uprawianej turystyki wyłącznie na płaszczyźnie atrakcji byłoby mdłe i egocentryczne.
niedziela, 22 września 2019
GSBW, etap 14: Sałasz
Beskid Wyspowy, Główny Szlak Beskidu Wyspowego, GSBW, Korab (Beskid Wyspowy), Sałasz
Brak komentarzy
Zaczyna się tak piękny dzień, że aż chce się podskoczyć z radości, a Rysia znowu nie ma – zaspał tym razem. Zaczyna się ostatni dzień lata. Koniec lata to jednak nie pożegnanie z ciepłą, słoneczną aurą. Jesień obdarzy nas jeszcze wieloma takim dniami, a najpiękniejsze w niej jest to, że wkrótce pomaluje przyrodę bogactwem barw. Wszelakie życie zwolni swoje tempo wchodząc w najbardziej kolorową z pór roku. W przyrodzie utrzymuje się jeszcze ostatek zieleni, ale już można dostrzec pierwsze symptomy przeobrażeń, jakie wkrótce nastąpią.
sobota, 21 września 2019
W Beskidzie Śląsko-Morawskim: Zadni hory
Pierwsze osiedlenia na terenie Beskidu Śląsko-Morawskiego miały miejsce w wieku XIII wzdłuż rzeki Ostravica, znajdującej się po zachodniej stronie tego pasma oraz wzdłuż rzeki Olza na północnym wschodzie. W XVI i XVII wieku przyszła tutaj kolejna kolonizacja związana z rozwojem pasterstwa w wyższych częściach gór, czyli kolonizacja wołoska. Do Wołochów powrócimy podczas ostatniej wędrówki w cyklu Korona Beskidów Czeskich, bo wtedy znajdziemy się w miejscu uznawanym za najdalej wysunięte dla wołoskich wędrówek. Tymczasem dzisiejszą wycieczkę rozpoczniemy i zakończymy na północnym wschodzie Beskidu Śląsko-Morawskiego.
piątek, 13 września 2019
NA WSCHÓD, etap 6: Sławsko - Czarna Repa - Przełęcz Wyszkowska
NA WSCHÓD, etap 6: Sławsko - Czarna Repa - Przełęcz Wyszkowska
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Bieszczady Wschodnie, Czarna Repa, Gniliszcze, GSW, Jalina, Karpaty Ukraińskie, Kazanowiec, Płaj, Przełęcz Wyszkowska, Sławsko, Tołsty Żłób, Wysoki Wierch, Zworec
1 komentarz
Nad Sławką, Oporem i Hołowczanką podnoszą zielono głowice Trościan i Krzemieniec, gdzie wypływają źródła Butywki mknącej ku Orawie. Wszystko tu cieszy wzrok zielenią, nawet woda rzek na głębszych plosach ma odcień ciemnej śniedzi, na mieliznach zaś — akwamaryny. „Naszy Beskidy zełenyji“ — szepcą Bojki okoliczni i o zielonych śpiewają górach. Jakże bogata jest ta szkatuła pełna szmaragdów, chryzoprazów, berylów i chryzolitów! W skupieniu panujących tu zielonoszafirowych jodeł wciął się malachitowy klin buczyny, wyżej — jaśniejsze od jodeł bory świerkowe, a jeszcze wyżej, tuż pod niebem — jaskrawo zielone szmaragdowe kobierce połonin, chociaż i na łagodnych zboczach pomiędzy borami zuchwałymi plamami zieleni biją w oczy łąki pastewne, a na nich, niby wzory wymyślne, — złote kępy arniki, esy-floresy błękitnych gencjan, z rzadka, niby mgiełki różowe, kwitnące krzaki azalij, podszytych pędami pstro nakrapianych storczyków. Kołyszą się tam ponad zielenią traw fioletowe dzwonki dziwnie wybujałe, pnie się rozchodnik i kwitnie bogato różanecznik alpejski. Na te kwieciste polany wynurzają się z kniei dziki szczeciniaste i chrząkając szukają ostów rozrosłych i szerokolistnych paproci — nazywanych tu „językami jelenimi“. Na najwyższych szczytach panują mchy i widłaki, nad nimi zaś wyrastają wysokie krzaczki kamionek i borówek, okrytych jagodami niespotykanej nigdzie wielkości (Papée). Płynie tam daleki orli skwir i sunie cień jastrzębi, nad łąkami zataczających koliska szerokie. W jodłowych borach tokują na wiosnę i łopoczą skrzydłami na zapadach oszalałe głuszce, w jesieni całymi stadkami przelatują kwiczoły po jałowcach żerujące, i rozpierzchają się w przerażeniu, gdy w pościgu za wiewiórką, ze zgrzytem mocnych pazurków z konarów drzewa drapieżna ześlizgnie się kuna. Na tajemnych polanach, do których z doliny Oporu i Orawy nie sięgnie oko ludzkie, odbywają się na jesieni rycerskie turnieje jeleni w dni rykowiska i gony kozłów bodliwych, goniących płochliwe sarny. Po matecznikach w zimie i w lecie świecą się „lampy“ wilcze i rysie ślepie. Biada zającom, a nawet lisom przebiegłym i nieufnym borsukom, gdy oko w oko z drapieżcami na wąskiej staną perci! Bandyci gór — szary i centkowany — sieją postrach dokoła i trudno ustrzec przed nimi jelenia, łanię i sarnę, a nawet kierdel owczy i młode „bizunki“ — jałówki niemądre jeszcze i zapędliwe. Żaden pastuch nie ochroni ich na „borłach“ — błotach i na samotnych „borołach“ wystających tam i sam skałach czerwonawych, i to nie tylko jakiś tam głupawy „durbak“ albo „bagłaj“ — niedołęga, ale nawet sam gazda, baca czy watah bywały, bo wszędzie zwęszą i dosięgną owiec i krów wilk nigdy niesyty i żądny krwawej uczty ryś... „Boh ich skare!“ Pastuchy szukający nowych pastwisk, „worogitnyki“ — czarownicy i znachory myszkujący śród zielonych gruni, gdzie wypatrują ziele na febrę — „dyrgawycię“ i na tyfus — „biszgę“; kłusownicy i przemytnicy rozpowiadają, że widzieli tam „girj“ — ślad burego kudłaczu, a nawet ten i ów z nich natknął się na jego „hajno“, ukryte pod wywrotem, posuszem i ziemią przysypane. Jakiś śmiałek, wdrapawszy się na smerek począł nawet „tujkać” na niedźwiedzia, lecz władca gór nie raczył zwrócić na niego uwagi. Zuchwały bowiem pomiędzy Skolem a Tuchlą zamieszkuje ludek — ci górale ze Sławska, Różanki, Wołosianki, Tucholki, Smorza, Libuchory, Komarników, Klimca, Wyżłowa, Oporca, Matkowa i z Husnego spod Pikuja. (Karpaty i Podkarpacie, Ferdynand Antoni Ossendowski, 1939)
czwartek, 12 września 2019
NA WSCHÓD, etap 5: Ławoczne - Trościan - Sławsko
NA WSCHÓD, etap 5: Ławoczne - Trościan - Sławsko
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Bieszczady Wschodnie, GSW, Karpaty Ukraińskie, Ławoczne, Orszowiec, Sławsko, Trościan, Ukraina
1 komentarz
Wracamy do Ławocznego transportem kolejowym. Kolej funkcjonowała tu również w okresie międzywojennym, oddana do użytku w 1872 roku, czyli za czasów austrowęgierskich. Miejscowość, w której założyliśmy naszą bazę, czyli wieś Hukliwe nie znajdowała się (tak samo jak pobliski Wołowiec) w granicach międzywojennej Rzeczpospolitej. Dzisiaj Wołowiec, Hulkiwe, Ławoczne, Sławsko leżą na terytorium jednego państwa. Poruszamy się tutaj, czy przejeżdżamy pociągiem, tak jak to się nam podoba. W okresie międzywojennym trzeba było załatwić ku temu pewne formalności.
środa, 11 września 2019
NA WSCHÓD, etap 4: Korna - Jawornik Wielki - Ławoczne
NA WSCHÓD, etap 4: Korna - Jawornik Wielki - Ławoczne
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Bieszczady Wschodnie, GSW, Jawornik Wielki, Karpaty Ukraińskie, Korna, Ławoczne, Ukraina
1 komentarz
Stare szlaki są już zatarte upływem czasu. Minęły dziesiątki lat, kiedy je wytyczano i znakowano. Niektóre z nich pokrywają się z współczesnymi, ukraińskimi szlakami, lecz część popadła w zapomnienie. Zniknęły zupełnie z map. Przed nami pierwszy z trzech dni wędrówki, w czasie których podążać będziemy dróżkami i ścieżkami nieznakowanymi żadnymi znakami turystycznymi. Z miejsca, w którym zakończyliśmy wczorajszy etap wracamy na szczyt Korna. Do tego szczytu doprowadził nas czerwono znakowany Zakarpacki Szlak Turystyczny (Закарпатський туристичний шлях). Szlak ten sprowadza do Wołowca, a następnie wspina się na przepięknie widokowe grzbiety Borżawy. Wart jest uwagi i kiedyś pewnie wybierzemy się tym szlakiem na podobną wędrówkę jak ta, którą rozpoczęliśmy trzy dni temu. Jak wytrwamy, to kiedyś znów spotkamy go na Howerli w Czarnohorze. Wróćmy jednak do dzisiejszego wyzwania. Przed nami pasma, które stoją nieco w cieniu wyższych gór na południu, co nie oznacza, że są mniej atrakcyjne o czym z pewnością wszyscy już za chwilę się przekonamy.
wtorek, 10 września 2019
NA WSCHÓD, etap 3: Biłasowica - Kozakowa Polana - Korna
NA WSCHÓD, etap 3: Biłasowica - Kozakowa Polana - Korna
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Bieszczady Wschodnie, Biłasowica, GSW, Karpaty Ukraińskie, Klimiec, Korna, Kozakowa Polana, Przełęcz Tucholska, Przełęcz Werecka, Ukraina, Wołowiec
3 komentarze
Niebo soczyście błękitne nad nami, lecz poranny chłód ziębi po rękach. Odziani w koszulki z krótkim rękawkiem jesteśmy przygotowania na to, że lada chwila słońce nas rozgrzeje. Zresztą w marszu zaraz na pewno zrobi się nam cieplej, pewnie już na zacienionej stronie góry, która wznosi się przed nami. Czekają nas dzisiaj wzniesienia inne niż wczoraj, czy przedwczoraj. Znacznie niższe i zagospodarowane w niektórych miejscach po same grzbiety. Są to góry mało znane dla nas, raczej rzadko uczęszczane przez turystów, może z wyjątkiem Węgrów, o czym szarzej będzie później. Już wczoraj spotkaliśmy sporą grupę węgierską, która podążała od tych stron w kierunku swojego kraju. Nawet dogadaliśmy się z jednym z nich, bo świetnie mówił po polsku.
Zaczęliśmy tą wędrówkę przedwczoraj. Układa się nam ona świetnie. Nasza duża, ponad 50-osobowa grupa bezbłędnie pracuje na to, abyśmy dotarli szczęśliwie do celu, ale prawdziwy test będziemy przechodzić jutro. Dzisiaj korzystamy jeszcze ze znakowanych ukraińskich szlaków, lecz przez kolejne będzie trudniej, gdyż poruszać będziemy się nieznakowanymi ścieżkami. Jednak cała grupa od samego początku pracuje na to, abyśmy swoją misję zakończyli sukcesem. Kolejny dzień zapowiada się pięknie.
Zaczęliśmy tą wędrówkę przedwczoraj. Układa się nam ona świetnie. Nasza duża, ponad 50-osobowa grupa bezbłędnie pracuje na to, abyśmy dotarli szczęśliwie do celu, ale prawdziwy test będziemy przechodzić jutro. Dzisiaj korzystamy jeszcze ze znakowanych ukraińskich szlaków, lecz przez kolejne będzie trudniej, gdyż poruszać będziemy się nieznakowanymi ścieżkami. Jednak cała grupa od samego początku pracuje na to, abyśmy swoją misję zakończyli sukcesem. Kolejny dzień zapowiada się pięknie.
poniedziałek, 9 września 2019
NA WSCHÓD, etap 2: Chresty - Pikuj - Biłasowica
NA WSCHÓD, etap 2: Chresty - Pikuj - Biłasowica
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Bieszczady Wschodnie, Biłasowica, GSW, Karpaty Ukraińskie, Khresty, Listkowania, Ostry Wierch, Pikuj, Ukraina, Wielki Wierch, Żurowka
Brak komentarzy
Droga powyżej Górnej Roztoki jest szeroka jak autostrada. Kamienista, ale gładka. Bez trudności można na niej zawrócić dużym autokarem. Marek, nasz kierowca decyduje się podjechać trochę wyżej niż wczoraj. Wczoraj był pełen obaw, bo przy wjeździe do wsi w drodze były tak głębokie dziury, że zastanawiał się, czy nie bezpieczniej będzie przejechać ten fragment drogi na pusto, czyli bez nas. Obeszło się bez wysiadania, gdyż to znakomity kierowca, niezastąpiony na tutejsze trudne drogi. Tutaj bliżej przełęczy droga jest lepsza, utwardzona kamieniem. Na tym fragmencie nigdy nie był kładziony asfalt, dlatego dziury nie miały się w czym zrobić. Powolutku podjeżdżamy, kamienie skrzypią pod kołami. Zatrzymujemy się na 2,5 kilometra przed przełęczą, za którą zaczyna się dolina rzeki Husnyj (Гусний) oraz ulokowana w niej wieś o tej samej nazwie. Stąd ruszymy z powrotem na grzbiet połonin, by kontynuować wczoraj rozpoczętą wędrówkę przez Bieszczady Wschodnie.
niedziela, 8 września 2019
NA WSCHÓD, etap 1: Przełęcz Użocka - Starostyna - Chresty
NA WSCHÓD, etap 1: Przełęcz Użocka - Starostyna - Chresty
…by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Beskid Wielki, Bieszczady Wschodnie, Drohobycki Kamień, GSW, Karpaty Ukraińskie, Kińczyk Hnylski, Kruhla. Bliżnjaja, Perejba, Przełęcz Użocka, Starostyna, Ukraina
Brak komentarzy
Przełęcz Użocka (Ужоцький перевал; 853 m n.p.m.) znajduje się około 200 metrów od granicy polsko-ukraińskiej. Oddziela Bieszczady Zachodnie od Bieszczadów Wschodnich. Przebiega przez nią droga oraz linia kolejowa Lwów-Użgorod. Przełęcz leży w głównym grzbiecie Karpat. Położenie geograficzne czyniło z Przełęczy Użockiej ważny punkt strategiczny. Toczyły się na niej zacięte walki podczas obu wojen światowych, o których przypominają pomniki: cmentarz z okresu I wojny światowej, pomnik Strzelców Siczowych i pomnik żołnierzy radzieckich z października 1944. Po pierwszej wojnie światowej przez Przełęcz Użocką przebiegała granica polsko-czechosłowacka. Po aneksji terytorium obecnego Zakarpacia (wówczas Rusi Podkarpackiej) przez Węgry, jaki nastąpił w następstwie układu monachijskiego zawartego w dniach 29-30 września 1938 roku, ustalono tutaj granicę węgiersko-polską. W dniu 20 marca 1939 roku odbyła się na przełęczy uroczystość z okazji ustanowienia granicy polsko-węgierskiej. Stan ten nie trwał długo, bo jak wiemy po wybuchu II wojny światowej wschodnie terytoria Rzeczypospolitej zostały zagarnięte przez wojska sowieckie i od września 1939 roku przez Przełęcz Użocką zaczęła przechodzić granica węgiersko-sowiecka. Po II wojnie światowej terytorium Zakarpacia wcielone zostało do ZSRR i tym samym Przełęcz Użocka znalazła się w całości na obszarze ZSRR, oddzielając obwód zakarpacki i lwowski. Od 1991 roku po powstaniu Ukrainy przełęcz znajduje się na obszarze tego państwa i oddziela wymienione obwody.
sobota, 7 września 2019
NA WSCHÓD …by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
NA WSCHÓD …by odkryć piękno skryte cieniem dziejów
Kolej Zakarpacka
Bieszczady Wschodnie, GSW, Jasienica Zamkowa, Karpaty Ukraińskie, Matków, Sianki, Ukraina, Użok, Wołosianka
3 komentarze
W początkach II Rzeczpospolitej działaczy Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego niepokoiło zatłoczenie turystami Zakopanego i Tatr. Zastanawiano się, gdzie skierować ich uwagę, aby Tatry uwolnić od tłumów. Spojrzano na krańce wschodnie ówczesnej Rzeczpospolitej, czyli obecne Karpaty Ukraińskie. Tam, na tych wschodnich krańcach Karpat życie toczy się inaczej. Spoglądając na ogromne połoniny, skryte doliny, człowiek czasami myśli, że życie tu jeszcze nie dotarło, a gdy chwilę tu pobędzie zaczyna myśleć o życiu inaczej, że ono jest tutaj prawdziwe. Niezmierzone połacie gór rozcięte długimi dolinami dzikich potoków i rzek, przepastne lasy, ograniczone możliwości komunikacyjne, zwierzyna, która naprawdę musi polować, aby żyć, sprawiają, że ludzie stają się tutaj prawdziwsi. Tu są najprawdziwsze cudne manowce, na których można naprawdę pobłądzić.
poniedziałek, 26 sierpnia 2019
Mont Blanc, 4. doba: powrót
Przespaliśmy twardo noc. Nie mieliśmy problemów z zaśnięciem, takich jak poprzedniej nocy. Położyliśmy się wczoraj dość wcześnie o godzinie 20:00, a i tak trochę zaspaliśmy. Nie obudził nas ani gwar osób ruszających tej nocy do ataku na szczyt Mont Blanc, ani żadne inne odgłosy osób współdzielących pomieszczenie noclegowe. Wstaliśmy tylko na śniadanie, które zamówiliśmy na godzinę 2:15. Zjedliśmy razem z ludźmi ruszającymi do ataku na szczyt, a po śniadaniu znów zapadliśmy w twardy sen. Po otwarciu oczu ze zadziwieniem stwierdzamy, że jesteśmy ostatnimi osobami leżącymi jeszcze w łóżku. Inni już gdzieś wyszli, jeśli nie na szczyt góry, to na jadalnię, albo do toalety, albo na zewnątrz łapiąc zasięg dla telefonu. Pewna część osób, która pozostała w schronisku planuje popołudniową wspinaczkę na szczyt, inni oczekują kolejnej nocy poddając się aklimatyzacji. Tak planują na przykład Ukraińcy, który podejmą wspinaczkę za kilkanaście godzin, czyli następnej nocy.
niedziela, 25 sierpnia 2019
Mont Blanc, 3. doba: atak szczytowy
Trudno było zapaść w twardy sen. Nie jest łatwo wyciszyć się przed czymś tak bardzo emocjonującym. Po za tym ściany pomieszczeń sypialnianych w schronisku Goûter nie są wytłumione. Dokładnie słychać co się dzieje w naszej sali i w salach sąsiednich. Słychać każde otwarcie drzwi, każde potknięcie o plecak lub inne sprzęty stojące przy łóżkach, każde zakaszlnięcie, zachrapanie, gadanie w czasie snu. Każdy odgłos wybudzał. Nie wiadomo ile tak naprawdę czasu przespaliśmy. Może tylko jedną godzinę, a może dwie. Zapewne nie więcej, choć do łóżka położyliśmy się wcześnie, jeszcze za dnia. Spoglądając nocą przez okienko dostrzec można było piękne gwieździste niebo nad Goûter. Wczorajsze popołudniowe chmury rozeszły się zupełnie. Właśnie tak miało być. Pewna, ładna aura miała nastąpić na ten dzień.
W końcu zegarki dzwonią. Niepotrzebnie, bo już nie spaliśmy. Jest godzina 2:00. Nie ma już czasu na ostatni senny odlot. Wstajemy. Do wymarszu mamy wszystko przygotowane. Pozostaje tylko ubrać się, ale jak? Patryk sprawdza jak jest na zewnątrz. Stwierdza, że w miarę ciepło. Wystarczy koszulka i lekka kurtka. Wcześniej jednak udajemy się na śniadanie, które podają o godzinie 2:15. Menu nie różni się zbytnio od ostatniego w Tête Rousse: twardy chleb, wędlina, żółty ser, masło, jakiś dżem i coś jeszcze. Nie jemy dużo. Nie chce się. Ktoś nam powiedział, że podstawą jest picie – trzeba dużo pić, dlatego do plecaka dokupujemy jeszcze półtoralitrową butelkę mineralnej, która tutaj koszuje siedem euro. To się przecież musi udać i nie może tego zniweczyć niedopatrzenie jakiegoś drobiazgu, jeśli wszystko inne nam sprzyja. Wyszliśmy już tak wysoko, ale wciąż trzeba pokonać jeszcze blisko kilometr przewyższenia. Jeszcze nigdy nie doszliśmy tak wysoko.
W końcu zegarki dzwonią. Niepotrzebnie, bo już nie spaliśmy. Jest godzina 2:00. Nie ma już czasu na ostatni senny odlot. Wstajemy. Do wymarszu mamy wszystko przygotowane. Pozostaje tylko ubrać się, ale jak? Patryk sprawdza jak jest na zewnątrz. Stwierdza, że w miarę ciepło. Wystarczy koszulka i lekka kurtka. Wcześniej jednak udajemy się na śniadanie, które podają o godzinie 2:15. Menu nie różni się zbytnio od ostatniego w Tête Rousse: twardy chleb, wędlina, żółty ser, masło, jakiś dżem i coś jeszcze. Nie jemy dużo. Nie chce się. Ktoś nam powiedział, że podstawą jest picie – trzeba dużo pić, dlatego do plecaka dokupujemy jeszcze półtoralitrową butelkę mineralnej, która tutaj koszuje siedem euro. To się przecież musi udać i nie może tego zniweczyć niedopatrzenie jakiegoś drobiazgu, jeśli wszystko inne nam sprzyja. Wyszliśmy już tak wysoko, ale wciąż trzeba pokonać jeszcze blisko kilometr przewyższenia. Jeszcze nigdy nie doszliśmy tak wysoko.
sobota, 24 sierpnia 2019
Mont Blanc, 2. doba: wejście na lodowiec
Wczorajszego dnia z zachwytem spoglądaliśmy na obiady jakie serwują w Refuge de Tête Rousse. Porcje wyglądały imponująco i smakowicie. Pamiętając ich wygląd ze zdziwieniem spoglądaliśmy na śniadanie, które kosztowało nas po 12 euro. Ten czerstwy chleb nie był taki, jakiego byśmy się spodziewali. Peter, ten ciągły gaduła i żartowniś, który przed nami zjawił się na śniadaniu ostrzega nas, że przysługuje nam tylko po jednej kromce tego chleba. Po jego słowach ukradkiem zbieramy ze szwedzkiego stołu po dwie kromki, oglądając się, czy aby nikt nie patrzy. Do chleba mamy dość szeroki wybór: plasterki sera żółtego i wędliny, miód, masło, a ponadto mleko z płatkami oraz herbatę. To wszystko wystarcza, aby najeść się do syta, ale nie zjedliśmy zbyt dużo. Nie czuliśmy takiej potrzeby, aby zjeść więcej niż po kromce chleba. Może to skutek tego, że na tej wysokości uczucie głodu zanika.
piątek, 23 sierpnia 2019
Mont Blanc, 1. doba: do pierwszej bazy
Dolinę mrok ogarnia jeszcze. Granicę szwajcarsko-francuską przyjeżdżamy w nocy. Do Francji wjeżdżamy wcześniej niż planowaliśmy. Przejeżdżamy wolniutko przez Argentière, gdzie nasz kierowca Marko ma zarezerwowany nocleg. Odszukujemy ciasną uliczkę prowadzącą do pensjonatu White Chalet. Mamy sporo czasu, ale Marko nie chce zatrzymać się, aby sprawdzić dojazd do White Chalet.
– Poradzę sobie – powiada Marko, po czym nieco dociska pedał gazu, lecz nie za dużo, bo kręta uliczka na to nie pozwala.
– Poradzę sobie – powiada Marko, po czym nieco dociska pedał gazu, lecz nie za dużo, bo kręta uliczka na to nie pozwala.
czwartek, 22 sierpnia 2019
Mont Blanc: preludium
Nigdy wcześniej nie mieliśmy śmiałości nawet zamarzyć o Białej Górze. Nigdy wcześniej nie sądziliśmy, że może znaleźć się w naszym zasięgu. Jej ekstremalność nie pozwalała nam o niej myśleć inaczej, jak o górze dla wybrańców, która wystawia na sprawdzian ludzkie możliwości i nie toleruje żadnych słabości.
niedziela, 18 sierpnia 2019
Wszyscy na Rysy, a my z Rysów
O mały włos, abyśmy zaspali. W bezkresnej ciszy nocy wydawało się, że czas biegnie wolniej. Tutaj, blisko dwa i pół tysiąca metrów nad poziomem morza, świat nie jest taki sam, jak tam, gdzie żyjemy na co dzień. Ta cisza i pustka nie jest tym, z czym borykamy się tam ma dole. A mimo wszystko za parę godzin pojawią się zapewne tutaj tłumy. Coś tutaj wszystkich przyciąga. Wychodzą i schodzą bez względu na trudy wspinaczki. Nikt nie potrafi tego jednoznacznie zdefiniować: dlaczego? po co?
Kilkanaście minut po piątej docieramy pod wierzchołki Rysów. W masywie rozróżniamy trzy, lecz nie one nas dzisiaj intrygują. Słońce rozjarza się za Lodowym Szczytem. Rozłożysty masyw zasłania moment przełomowy, w czasie którego słońce jawi się zza horyzontu. Nie jest jednak w stanie powstrzymać naporu gwiezdnego blasku i otoczony świetlistą aurą. Chmury płasko wiszące pod sklepieniem mienią się od spodu czerwieniami. W poziomej szczelinie chmur, jaka wytworzyła się na wschodzie wyczekujemy pojawienia się świetlistej kuli. Zdumieni niecodziennym zjawiskiem stoimy wpatrzeni, ale w pewnej chwili coś nam podpowiada, żeby spojrzeć w stronę przeciwną i...
Świta. |
Tam granie tatrzańskie ogarnięte są jeszcze szarością, a tylko Mięguszowieckie Szczyty zapłonęły krwistą czerwienią. Musi na nich siedzieć baśniowy skrzat, który skrywa pod kamieniami dzban pełen złotych dukatów. Z pewnością tak jest, bo znad Mięguszy wystrzeliwuje łuk tęczy. To fascynujący widok, wydający się być magią. Za nami słońce co raz silniej jarzy, a przed nami kropelki wody zawieszone w atmosferze przemieniają jednolite białe promienie w kolory tęczy. Drugim końcem tęcza opada na grzbiet łańcucha Niżnych Tatr. To nieprawdopodobne zjawisko, ale całkowicie prawdziwe.
Tęcza nad Mięguszowieckimi Szczytami. |
Drugi koniec tęczy opada nad Niżnymi Tatrami. |
O godzinie 6.00 docieramy na graniczny szczyt Rysów (2499 m n.p.m.). Możemy z niego spojrzeć w Dolinę Rybiego Potoku, w której rozlewa się Morskie Oko, jeden z największych tatrzańskich stawów. Znajduje się on 1100 metrów niżej niż my. Na morenie zamykającej staw od północy stoi schronisko zaliczane do najstarszych i najpiękniejszych schronisk tatrzańskich. Nazwane zostało imieniem Stanisława Staszica, który w roku 1805 badał Morskie Oko. O godzinie 6.30 przechodzimy jeszcze na właściwy wierzchołek. Rysy posiadają trzy wierzchołki, z czego najwyższy leży w całości po stronie słowackiej. Sąsiaduje z tym, na który prowadzą znakowane szlaki zarówno od strony polskiej, jak i słowackiej. Ten właściwy, czyli najwyższy wierzchołek liczy sobie 2503 m n.p.m. wysokości. Na południowym wschodzie znajduje się najniższy wierzchołek Rysów o wysokości 2473 m n.p.m.
Wejście na graniczny wierzchołek Rysów. W tle widzimy najwyższy wierzchołek 2503 m n.p.m. |
Rysy (2499 m n.p.m.), |
Rysy (2503 m n.p.m.). |
Nad Tatrami wiszą jeszcze chmury. Nie wiadomo skąd się pojawiły, bo nie ma żadnego podmuchu, który by mógł je tutaj przygnać. Cała noc mieniła się pełną gwieździstością. Schodzimy powolutku na przełęcz Waga. Mijamy ją o godzinie 7.10. Skręcamy do schroniska. Dziwnie się jakoś czujemy, gdy pustka tutaj panuje. W pobliżu kręci się zaledwie kilkanaście osób. Nie zatrzymujemy się jednak i schodzimy dalej, choć rozpiera nas, aby podzielić się z tymi osobami cudownymi wrażeniami. Żegnamy i opuszczamy Wolne Królestwo Rysów, ale z silnym przeświadczeniem powrotu. Jesteśmy napełnieni ogromną satysfakcją, urzeczeni niezwyczajnym pięknem, ale poniekąd szczyptę smutni, tym, że trzeba schodzić. Ot mieliśmy tutaj miejscówkę tylko na jedną noc, a zbliża się też większe wyzwanie. Zostało do niego dosłownie kilka dni. Ten wyskok w góry był jednym z ostatnich punktów w programie naszych przygotowań do nadchodzącej wyprawy.
Przed nami Schronisko pod Rysami. |
Na progu Kotlinki pod Wagą. W dole widoczne Żabie Stawy Mięguszowieckie. |
Na progu ponad Żabimi Stawami trafiamy na początek grup ludzi podążających w górę. To dziwne uczucie, gdy schodzimy w dół, kiedy wszyscy inni podążają w górę. Około godziny ósmej jesteśmy już poniżej progu. Idziemy w stronę stawów, gdzie pojawiają się kolejni turyści. Jak na pożegnanie spoglądamy za siebie na szczyty Rysów. Nad nimi odsłania się powoli błękitne niebo. Będzie dzisiaj piękna pogoda, taka jak wczoraj. Na zakosach sprowadzających nas do Doliny Mięguszowieckiej mijamy już niekończący się sznureczek ludzi. Nie, nie, nie, choć kusi zawrócić...
Wszyscy w górę, a my w dół - na progu Kotlinki pod Wagą. |
Dolina Mięguszowiecka. |
Wspaniała dwudniówka musi skończyć się. Zostało już niewiele czasu, aby sprawdzić wszystko jeszcze raz, spakować. Nie możemy o niczym zapomnieć, o żadnym drobiazgu, który wysoko w górach może przerodzić się w problem nie do pokonania. O godzinie 11.00 docieramy do stacji kolei elektrycznej „Popradské pleso”. Za chwilkę stąd odjedziemy, choć to wydaje się niewiarygodne, niepodobne do nas, bo jak człowiek ma się czuć, gdy jeszcze południe nie wybiło, a my już wybywamy z Tatr. To wbrew temu co inni teraz czynią. Tyle aut tu stoi, że nie ma ani wolnego skrawka pobocza po jednej i drugiej stronie szosy. Większość jest już dzisiaj wysoko w górach, a my jesteśmy już nisko. Odjeżdżamy dziękując górom za przychylność. Spędziliśmy w nich niezwykle romantyczne chwile. Zostawimy je w pamięci, by któregoś wieczoru siedząc w domu powrócić do nich - spojrzeć na siebie i wspomnieć jak to wspaniale było, kiedy mieliśmy już nie naście lat. Nie zostawialiśmy marzeń i wyzwań bez inicjatywy, lecz ruszaliśmy w drogę, by je spełniać, nawet wtedy, gdy mogły wydawać się poza zasięgiem.
sobota, 17 sierpnia 2019
Osterwa, a potem wyżej pod gwiazdy
Dolina Mięguszowiecka, Osterwa, Przełęcz pod Osterwą, Rysy, Słowacja, Tatry Wysokie, Tatrzańskie Stawy
Brak komentarzy
Białe ławice ocierają się o granity. Ostrza skał rozcinają je i rozpraszają. Te jednak nie dając za wygraną owijają się wokół poszarpanych skał, wczepiają się w ich zagłębiania. Kto wygra tą bitwę? Jest jeszcze ranek, wilgotny i parny. Minęła godzina ósma trzydzieści. Mamy wiele czasu. Wiemy, że pośród tych grani zostaniemy na noc, a więc nie musimy się w ogóle martwić o zejście na czas. Czujemy się dzisiaj wolni i niezależni od upływającego czasu. Droga do Mięguszowieckiej Doliny jeszcze nie jaśnieje mimo panującego ciepła. Została zmoczona deszczem, który niedawno tutaj padał. Pozostawił po sobie lśniące, pokryte kropelkami trawy.
niedziela, 11 sierpnia 2019
Dolina Juraniowa i jej florystyczna wyjątkowość
Już dawno temu słyszeliśmy o niezwykłej urodzie tej tatrzańskiej dolinki, choć chyba raczej nie jest dostrzegana przez turystów, jako że jest krótka, a poza tym nie prowadzi na wyniosłe szczyty. Zatem co w niej jest takiego atrakcyjnego? Przymierzaliśmy się do tej dolinki mnóstwo razy, ale trudno było wstrzelić się w jakiś wolny termin. Udało się w końcu, zarówno wstrzelić w wolny dzień, jak i zachęcić do wyjazdu całkiem sporą grupę sympatyków górskich wędrówek.
sobota, 10 sierpnia 2019
Kozi Wierch - dotknąć Orlej Perci
Jakiż ten świat zakręcony jest – przecież miesiąc temu byliśmy na Kozim Wierchu. Znowu idziemy i to po raz trzeci w tym roku na tą górę, bo lubimy ją. Dlaczego? Może dlatego, że kiedyś znalazła się obok Kozich Czubów na liście naszych pierwszych zdobytych dwutysięczników. Kozi Wierch podejmiemy najłatwiejszą z dostępnych dróg. Jak wszyscy zapewne wiedzą szczyt ten leży w grani Orlej Perci. Można dostać się na niego przemierzając tenże podniebny szlak, lecz nie trzeba być orłem, aby spróbować zmierzyć się z tą górą, de facto najwyższą na szlaku Orlej Perci i najwyższą jaka leży w całości na terytorium Polski. Istnieje w miarę łatwy szlak podejścia na jej szczyt wiodący zakosami po łagodniejszych, południowych stokach.
niedziela, 4 sierpnia 2019
Zawrat
Wyruszamy w Tatry pochmurne. Najwyższe szczyty Tatr skrywają chmury. Przejście przez Mały Kozi Wierch nam się marzy, bo prognozy zapowiadają, że przed południem chmury rozejdą się. Kiedyś nam się nie udało, bo po zejściu ze Świnicy na Zawrat brakowało nam sił. Zeszliśmy wówczas z Zawratu nad Zmarzły Staw, a potem do Doliny Czarnej Gąsienicowej. Wracamy myślami do tamtej wędrówki. Obecnie szlak Świnica–Zawrat jest zamknięty z powodu aktywnego obrywu skał na Niebieskiej Turni. Wrócimy dzisiaj na Zawrat wchodząc na tą przełęcz od strony Doliny Czarnej Gąsienicowej.
sobota, 27 lipca 2019
Dolina Rohacka
Tak jak dziewięć lat temu Dolina Rohacka zalśniła w kroplach deszczu. Tak pragnęliśmy zobaczyć ją w innej aurze, a z daleka na dojeździe widzieliśmy nad nią burzowe chmury i rozszczepiające się wyładowania atmosferyczne. Prognozy na ten dzień nie napawały optymizmem, ale gdy byliśmy już na miejscu okazały się nietrafione.
niedziela, 14 lipca 2019
GSBW, etap 13: Łopusze
W marcu zastanawialiśmy się, czy uda się nam spotkać na Głównym Szlaku Beskidu Wyspowego wcześniej niż na jesieni. Wszystko zależało od Rysia. Udało się. Ryś wyznaczył termin - ludzie stawili się za wyjątkiem samego Rysia. Musiał mieć jakiś ważny powód. Nie było innego wyjścia, jak wyruszyć bez Rysia. Kolejny etap wędrówki „Tropem Rysia po Beskidzkich Wyspach” jest bardzo krótki. Gdyby go przedłużyć o kolejną wyspę to byłby za długi. Ten projekt ma bowiem swój osobliwy charakter, ukierunkowany na lekką wędrówkę x uwzględnionym czasem na kontakt z naturą Beskidu Wyspowego. Nie może tez zabraknąć na żadnym z etapów towarzyskiej pogawędki przy ognisku.
niedziela, 7 lipca 2019
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Ta noc miała w sobie coś z magii. Wieczorne niebo (a właściwie to była już noc) naszpikowało się mrowiem gwiazd. Jeszcze tak zasianego gwiazdami nieba nie widzieliśmy. To dzięki temu, że nocne niebo tatrzańskie jest bardzo ciemne, a szczególnie kiedy nie ma na nim księżyca. Żal jest zasnąć mając tak cudownie oszałamiający widok wszechświata. Jakże trudno go ogarnąć wzrokiem i umysłem. Jednakże było już chyba po północy, jak zaczęły nasilać się podmuchy ciepłego wiatru. W kilku naszych przebudzeniach widzieliśmy jak gwiazdy nad nami zaczęły znikać, aż niebo zasłoniło się szczelnie wysokimi chmurami. Nie wiemy, która to była godzina, kiedy spostrzegliśmy silne błyski stroboskopowo rozświetlające sklepienie chmur. Chyba zza północną granią było ich źródło, ale nie można było go jednoznacznie określić. To dziwne, bo żadne odgłosy burzy do nas nie docierały, nawet po wytężonym wsłuchiwaniu się jedynym słyszalnym dźwiękiem był wiatr i chrapanie. Trwała cisza nocy przerwana od czasu do czasu świstem podmuchu wiatru. Tak właśnie oddycha natura - myśleliśmy leżąc w śpiworze - zbliżyliśmy się do niej, do tej najbardziej pierwotnej natury człowieka. Jednak pozostali, którzy spali obok zapadli w sen jak kamień. Nic ich nie było w stanie obudzić. Być może było to ogromne zmęczenie, albo ta noc nie była dla nich niczym zaskakującym, bo może dla nich to nie pierwszyzna być w takich objęciach natury.
sobota, 6 lipca 2019
Orla Perć: śladem budowniczych - cz.2
Czarne Ściany, Dolina Gąsienicowa, Granaty, Kozi Wierch, Orla Perć, Pośredni Granat, Skrajny Granat, Tatry Wysokie, Tatrzańskie Dwutysięczniki, Zadni Granat, Żleb Kulczyńskiego
2 komentarze
Wytyczono go dla orłów tatrzańskiej turystyki, dla turystów doświadczonych, którzy w Tatrach już swoje przeszli. Niestety często jest to bagatelizowane i nie rzadko trafiają na niego ludzie przypadkowi, bez umiejętności poruszania się w tak trudnym terenie i silnie eksponowanym, co oczywiście potwierdzają statystyki i informacje przekazywane przez ratowników TOPR. Wypadki zdarzają się tutaj częściej niż w innych miejscach – z różnych przyczyn, a najczęściej w wyniku poślizgnięć na zalodzonych skalach lub zmrożonych płatach śniegu, pobłądzeń, zasłabnięć, czy też w wyniku spadających kamieni. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zaleca i propaguje na tym szlaku wykorzystywanie podstawowego sprzętu alpinistycznego - sprzętu asekuracyjnego w postaci uprzęży z lonżą, jak również stosowanie kasku wspinaczkowego.
niedziela, 30 czerwca 2019
Bystra i Błyszcz
Z dnia na dzień po wczorajszych Tatrach Bielskich wyruszamy na kolejną tatrzańską eskapadę. Za cel obraliśmy sobie po raz kolejny najwyższy szczyt Tatr Zachodnich, choć nie tak dawno, bo niespełna rok temu byliśmy na nim. Wówczas weszliśmy na niego od strony polskiej, a dzisiaj chcemy to zrobić od strony słowackiej. Rok temu szliśmy bez przekonania, w deszczowy czas. Dzisiaj aurę rozpromienia słońce. Zapowiada się przepiękny dzień, ale też bardzo gorący.
sobota, 29 czerwca 2019
Florystyczne bogactwo Tatr Bielskich
Schroniska Tatrzańskie, Słowacja, Szeroka Przełęcz Bielska, Tatranská Kotlina, Tatry Bielskie, Tatrzańskie Stawy, Ždiar
Brak komentarzy
Są niepodobne do granitowych kolosów, z którymi sąsiadują. Chyba bardziej przypominają Pieniny niż ostre szczyty Tatr Wysokich. W samych Tatrach najbliższy im wyglądem jest chyba najdalej od nich położony masyw Siwego Wierchu. Są stosunkowo niewielkie. Ciągną się przez 15 km od Kobylego Wierchu leżącego na południowym wschodzie Tatr po grzbiet Rogowej położony na północnym zachodzie. Tatry Bielskie zajmują tylko około 9% całej powierzchni Tatr. Zadziwiają jednak odmiennością i niezwykłą urodą.
sobota, 22 czerwca 2019
Do zobaczenia słoneczna Grecjo!
I cóż można powiedzieć na koniec tej wyprawy, kiedy łezka w oku się kręci, bo właśnie kończy się wspaniała przygoda. Słoneczna jak rok temu i cóż z tego, że dłuższa, skoro tak samo czas zleciał, jak z bicza strzelił. Trzynasty, ostatni dzień naszego pobytu w Panteleimonas rozpoczynamy od porannego pakowana walizek. Najbliższą noc spędzimy już w podróży. Zostawiamy jedynie tylko to, co potrzebne by pójść na plażę. Po śniadaniu właśnie tam spędzamy czas. Przesiewamy piasek między palcami, dotykamy kamyka wyrzuconego na plaży i zanurzamy się w słonej morskiej wodzie. Zatęsknimy nie jeden raz, gdy po południu odjedziemy stąd. Cóż można zrobić, aby zachować jak najżywsze wspomnienie tej greckiej przygody. Te wspaniałe wrażenia trudno porównać z czymkolwiek innym, co dotąd robiliśmy. Było wszystkiego po trochu: i góry, i plaża, i zwiedzanie, i wspaniała zabawa – wszystko było wspaniałe, również dzięki wspaniałej ekipie ludzi, kreujących niezapomnianą atmosferę i współtworzących znakomicie zgrany, uśmiechnięty i życzliwy kolektyw. O czternastej idziemy pożegnać się z gospodarzami ulubionej tawerny. Znów kosztujemy u nich smaków aromatycznej greckiej kuchni – to ostatni prawdziwie grecki lunch w tym roku. Nadchodzi szesnasta – odjazd do domu.
Do zobaczenia słoneczna Grecjo!
Do zobaczenia słoneczna Grecjo!
piątek, 21 czerwca 2019
Wyjeżdżamy z bazy wcześnie, jeszcze w nocy, bo dojechać musimy do portu Amaliapoli (Αμαλιάπολη) na archipelagu Sporady, a to około 2 godziny jazdy. Dojeżdżamy na kwadrans przed siódmą. W porcie jest tłumnie. Przyjechało kilka autokarów. Flota kapitana Kostasa liczy cztery statki. Bez obaw - wszyscy się zmieszczą i każdy znajdzie bez problemu swoje miejsce. Przypada nam statek „Elisabet 2”, na którym kapitanem jest syn kapitana Kostasa. Tłum rozmywa się wkrótce, pasażerowie rozpraszają się po pokładach. Na pokładzie mamy już wszystkich pasażerów i chyba wcześniej niż zwykle, kilka minut po ósmej cumy zostają wciągnięte na pokład. Odbijamy od lądu.
Rejs na Skiathos
To już dwunasty dzień od naszego wyjazdu z kraju. Dobiega końca nasza bałkańska wyprawa. Wspaniały czas dobiega końca, a przeleciał nam on jak strzała wystrzelona z łuku. Przeleciało, choć tak wiele mieliśmy niezwykłych przystanków. Za nami zdobyte góry, za nami starożytne miasta, rajski kanion Kalipso i uroki Riwiery Olimpijskiej. O oto nadszedł ostatni dzień słonecznej Grecji, stricte wypoczynkowy. Nasz cel to archipelag Sporad.
Elisabet w porcie Amaliapoli (Αμαλιάπολη). |