Nigdy wcześniej nie mieliśmy śmiałości nawet zamarzyć o Białej Górze. Nigdy wcześniej nie sądziliśmy, że może znaleźć się w naszym zasięgu. Jej ekstremalność nie pozwalała nam o niej myśleć inaczej, jak o górze dla wybrańców, która wystawia na sprawdzian ludzkie możliwości i nie toleruje żadnych słabości.
Piotr już od jakiegoś czasu nakłaniał nas do tej wyprawy. Nie dawaliśmy się namówić, odciągaliśmy decyzję w czasie, choć towarzyszyła temu iskra zawahania, bo pomysł był pociągający. Ogarnięci byliśmy przekonaniem, że to zbyt wysokie loty dla nas, a przynajmniej na chwilę obecną, bo trzeba by się do tego porządnie przygotować i sprawdzić, a do tego potrzeba przecież trochę czasu. Nigdy wcześniej tak wysoko nie byliśmy. Wchodziliśmy tylko na niespełna trzy tysiące metrów nad poziomem morza, a ten szczyt wznosi się prawie dwa tysiące metrów wyżej niż dotąd byliśmy. I choć z najwyższymi bałkańskimi szczytami nie mieliśmy problemów, to jednak w przypadku tej góry wielką niewiadomą były nasze możliwości w zakresie funkcjonowania w rozrzedzonym powietrzu, gdzie tlenu jest o połowę mniej niż normalnie.
– Świetny pomysł Piotrze – odpowiadaliśmy za każdym razem, dodając argumentację, że... – może zrobimy to za rok, albo lepiej za dwa, bo przecież trzeba przygotować się odpowiednio, wyposażyć i nauczyć korzystania ze sprzętu niezbędnego do wędrówek po lodowcu.
Wracaliśmy do tego tematu przy nadarzającej się okazji, a trwało to może z dwa lata. Dokładnie to już nie wiadomo ile trwało.
Zbliżaliśmy się już do drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia AD 2018. Kto by przypuszczał, że tego dnia może coś zmienić się w sprawie Białej Góry. Piotr zadzwonił do nas:
– Może byście przyszli do nas drugiego dnia świąt na kawałek ciasta świątecznego i kieliszeczek czegoś dobrego.
Nie mieliśmy nic innego w planach, więc ucieszył nas ten telefon i możliwość spotkania z ludźmi, z którymi miło spędzaliśmy czas nie tylko na wycieczkach. Jeszcze przed nastaniem wieczoru przybyliśmy w gości do Piotra i Bogusi. Rozsiedliśmy się wygodnie w niewielkim salonie, którego ozdobą były liczne trofea sportowe gospodarzy. Obydwoje aktywnie i z licznymi sukcesami uprawiają nordic walking. Zaczęła się sympatyczna pogawędka na przeróżne tematy. Skakaliśmy z tematu na temat, przechodząc czasem z wciągającej rozmowy do lekkiej dyskusji. Towarzyskie spotkanie dość szybko ożywiło się, bo Piotr zaproponował coś dobrego i już chyba nikt nie pamięta skąd to przywiózł, bo po skosztowaniu zaproponował kieliszeczek jeszcze czegoś innego, przywiezionego z innego miejsca Europy. Potem znów coś innego i tak dalej, i tak dalej. W końcu zapytał:
– Marek, to co z tym Blankiem będzie? Myślałeś coś o tym? – no i tak wróciliśmy do starego tematu.
– Myślisz o najbliższych wakacjach? – upewniamy się co do intencji jego zapytania, choć doskonale wiemy, że chodzi mu właśnie o te najbliższe.
Zapewne dostrzegł na naszych twarzach zawahanie, bo zamiast odpowiedzieć na pytanie, dołożył drugie od siebie:
– ...bo jak nie teraz, to kiedy?
Poczuliśmy się wtedy, jakby zaraz miała dopaść nas starość. Fakt, że życie nasze biegnie już raczej z górki, no chyba, że pisane nam jest przeżyć ponad 100 lat. Nie możemy powiedzieć, że jesteśmy w młodzieńczym wieku, chociaż czujemy się jak na razie ludźmi dość sprawnymi. Czas jednak ucieka, biegnie nieubłaganie - to wszyscy wiemy i w pewnym momencie nadejdzie taki moment, że człowiek będzie musiał usiąść sobie na tyłku. „No właśnie – jak nie teraz to kiedy” – krzątało się nam w głowach. Piotr chyba nie wytrzymywał tego wyciszenia w oczekiwaniu odpowiedzi, bo rzuca kolejnym argumentem:
– Mój szef Oliwer jest Francuzem i pomoże nam w załatwieniu niezbędnych spraw.
No i decyzja zapadła. Następnego dnia pozostaje tylko potwierdzić decyzję bez udziału trunków.
No i decyzja zapadła. Następnego dnia pozostaje tylko potwierdzić decyzję bez udziału trunków.
Zaczęliśmy przygotowania. Część wyposażenia już mieliśmy. Kaski, uprzęże i kilka innych drobiazgów kupiliśmy z myślą o via ferratach. Pozostawało jednak dokupić mnóstwo innego sprzętu wymaganego do wspinaczki wysokogórskiej i oczywiście nauczyć się go stosować. Z nastaniem zimy rozpoczęliśmy treningi używania czekana i wędrówki w asekuracji lotnej. Czasami wzbudzaliśmy zaskoczenie, niekiedy zadziwienie, na przykład podczas przechadzki po Czarnym Stawie Gąsienicowym, kiedy szliśmy związani długą liną. W większości przypadków ludzie wiedzieli o co chodzi i mówili, że pewnie przygotowujemy się do wędrówki po lodowcu. Niekiedy ktoś, kto nie wiedział o co chodzi zagajał rozmowę tekstem typu: „O, jaki ładny kolor liny”. Bywało czasami śmiesznie, zdarzały się zabawne sytuacje. Na tatrzańskich szczytach pojawialiśmy się oporządzeni sprzętem wspinaczkowym. Schodząc z nich i wychodząc ćwiczyliśmy zakładanie stanowisk w terenie skalistym, a przede wszystkim zimowym. Była to przednia zabawa. Polubiliśmy zimowe Tatry tak bardzo, że żal nam się robiło, gdy zobaczyliśmy jak śnieg zaczął z nich zchodzić.
5.02.2019 Diablak. |
16.02.2019 Dolina Gąsienicowa. |
19.02.2019 Świnica. |
23.03.2019 Kościelec. |
30.03.2019 Kozi Wierch. |
W kwietniu udało się zarezerwować noclegi na dwa kolejne dni sierpnia w Refuge du Goûter. W Refuge de Tête Rousse nie było już takiej możliwości, bo wszystko zostało już zajęte. Przygnębiło nas to trochę, bo bardzo zależało nam na noclegu w Tête Rousse, który pozwalałyby nam zdobywać wysokość stopniowo. Wkrótce jednak, po niezbyt długim czasie okazało się, że zwolniło się parę miejsc w Refuge de Tête Rousse i to w dogodnym dla nas terminie – zaklepaliśmy je bez zastanowienia. Jednakże nieoczekiwanie zaczęli zmieniać się członkowie ekipy. Był to duży problem, bo w obecnie funkcjonującym systemie rezerwacji w tych schroniskach nie da się w prosty sposób wymienić osoby, a rezerwacja na konkretną osobę jest obecnie bardzo ważna, bo od bieżącego roku stanowi ona zezwolenie na pobyt i wspinaczkę po masywie. Nie można w obecnym systemie rezerwacji po prostu zmienić personaliów osób. Jak poinformowała obsługa jednego z tych schronisk trzeba w tym celu najpierw anulować całą rezerwację, a potem na nowo wprowadzić nowy zestaw osób. Tak też i nasz Francuz uczynił, najpierw anulował dokonaną w kwietniu rezerwację w Refuge du Goûter i niezwłocznie wszedł na założenie nowej rezerwacji, i... jakież było jego zdziwienie, które przerodziło się błyskawicznie w przerażenie, gdy zobaczył, że w schronisku nie ma już wolnych miejsc. Na te, które uwolnił już wskoczył ktoś inny. Porwał od razu telefon do ręki, dzwoni do schroniska, pyta rozżalony, że jak to – przecież zrobił dokładnie tak jak mu kazano. Na szczęście obsługa schroniska okazała się być wyrozumiała i szybko sprostowała tę sprawę. Uff! Odetchnęliśmy z ulgą, bo działo się to zaledwie kilka dni przed planowany wyjazdem. Mieliśmy już wszystko gotowe, a utrata tego noclegu niweczyła cały plan wyprawy.
7.04.2019 Zejście z Koziej Dolinki. |
Częste wyjazdy w Tatry sprawiły, że zima w Tatrach szybko nam mijała. Nastała wiosna, podczas której nie zaprzestawaliśmy treningów. Nawet w prostych wędrówkach przez dolinki celowo dociążaliśmy sobie plecaki, aby poprawić wydolność i sprawność fizyczną. Liczyliśmy się z tym, że podczas wyprawy w Alpy z pewnością nasze plecaki będą o wiele cięższe niż zwykle. Generalnie kondycyjnie i technicznie czuliśmy się dość silni, ale pozostał jeszcze jeden niezbadany przez nas aspekt - jedyny, którego obawialiśmy się najbardziej. Nie wiedzieliśmy jakie będzie zachowanie naszego organizmu w warunkach obniżonego ciśnienia atmosferycznego i mniejszej zawartości tlenu. Dlatego tuż przed wyjazdem postanowiliśmy spędzić noc w Tatrach, najwyżej jak się da. Tak zrobiliśmy, choć świadomi byliśmy, że nie zastąpi to pełnej aklimatyzacji. Szukaliśmy jeszcze czegoś, o czym kiedyś słyszeliśmy, ale dopiero na dwa dni przed wyjazdem przypadkiem znaleźliśmy to w Krakowie - to coś pozwalało sprawdzić się warunkach obniżonej zawartości tlenu, odpowiadającej wysokości 4500 m n.p.m. Był to Centrum Treningowe 72D dysponujące specjalistyczną strefą do treningu niskotlenowego. Znajduje się tam substytut tego, co mamy w wysokich górach - specjalna komora hipoksyjna, w której do warunków wysokogórskich przygotowywał się m.in. Andrzej Bargiel. W trybie natychmiastowym dokonaliśmy rezerwacji. Udało się. Skorzystaliśmy z komory i sprawdziliśmy się w nietypowych warunkach, które wspierają proces niezbędnej aklimatyzacji. Wciąż jednak nie wiedzieliśmy wszystkiego. Nurtujące pytanie: co się będzie działo z nami, gdy do dyspozycji będziemy mieli blisko o połowę mniej tlenu, ale też jednocześnie będziemy działać w atmosferze, gdzie ciśnienie powietrza jest mniejsze również blisko o połowę. Tego jednak mieliśmy się dowiedzieć dopiero podczas ostatecznej próby.
4.08.2019 Pod Zawratem |
18.08.2019 Wejście aklimatyzacyjne na Rysy. |
15.08.2019 Prusikowanie. | 20.08.2019 Komora hipoksyjna w Centrum Treningowym 72D. |
Wiedzieliśmy, że czas do wyjazdu szybko nam zleci i faktycznie tak się stało - 22 sierpnia 2019 roku nadszedł szybko. O godzinie 8:30 cała ekipa przybyła na umówioną zbiórkę pod Nowohuckie Centrum Kultury. Wszyscy gotowi i zmotywowani, aby zmierzyć swe siły zprzed wielkim wyzwaniem: Piotr, Adrianna, Magda, Łukasz i drugi Piotr (którego dla odróżnienia od wcześniej wymienionego Piotra będziemy odtąd nazwać Peter), Patryk oraz my, czyli Dorota i Marek. Jest też jeszcze jeden Marek, nasz sprawdzony na różnego rodzajach wyprawach kierowca, którego tutaj będziemy nazywać Marko, tak, aby się nikomu nie myliło o którego Marka chodzi. To dzień radosny, choć nie do końca. Żal nam tych, którzy mnóstwo czasu poświęcili, aby przygotować się do tej wyprawy, ale z przyczyn niezależnych od nich musieli zrezygnować. Tak to bywa. Na losy życia nie zawsze można wpływać. Mają jednak godnych zastępców, a góra im i tak nie ucieknie.
22.08.2019 Kraków, NCK. Gotowi do drogi. |
Kilka minut przed godziną 9:00 rozpoczynamy długą podróż. Jutro rano powinniśmy ją zakończyć. Wyruszamy spełnić marzenie. Nikt nie wie, czy się to uda, bo nikt z nas dotąd nie był na takiej wysokości. Jest to bowiem góra, dla której nie wystarczy być dobrze przygotowanym fizycznie, czy technicznie, nie zawsze wystarczy silna wola walki i samozaparcie. Nikt nie wie jak zachowa się jego organizm w wysokogórskich warunkach i czy założona przez nas forma aklimatyzacji będzie wystarczająca. W sytuacjach kryzysowych z pewnością będziemy się wspierać, ale czy to wystarczy, kiedy przyjdzie chwila słabości, albo bezradności wobec pojawienia się trudności?
Zdjęcia cudowne nigdy się nie spinałam po górach.
OdpowiedzUsuń