Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.

Orla Perć: śladem budowniczych - cz.2

Wytyczono go dla orłów tatrzańskiej turystyki, dla turystów doświadczonych, którzy w Tatrach już swoje przeszli. Niestety często jest to bagatelizowane i nie rzadko trafiają na niego ludzie przypadkowi, bez umiejętności poruszania się w tak trudnym terenie i silnie eksponowanym, co oczywiście potwierdzają statystyki i informacje przekazywane przez ratowników TOPR. Wypadki zdarzają się tutaj częściej niż w innych miejscach – z różnych przyczyn, a najczęściej w wyniku poślizgnięć na zalodzonych skalach lub zmrożonych płatach śniegu, pobłądzeń, zasłabnięć, czy też w wyniku spadających kamieni. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zaleca i propaguje na tym szlaku wykorzystywanie podstawowego sprzętu alpinistycznego - sprzętu asekuracyjnego w postaci uprzęży z lonżą, jak również stosowanie kasku wspinaczkowego.


TRASA:
Kuźnice Boczań Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.) Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.) Skrajny Granat (2226 m n.p.m.) Pośredni Granat (2234 m n.p.m.) Zadni Granat (2240 m n.p.m.) Czarne Ściany Żleb Kulczyńskiego Kozi Wierch (2291 m n.p.m.) - Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1671 m n.p.m.)

OPIS:
Orla Perć liczy sobie już ponad 100 lat. Pomysł na jej wytyczenie zrodził się w głowie krakowskiego poety i miłośnika Tatr - Franciszka Henryka Nowickiego. W liście wysłanym do Towarzystwa Tatrzańskiego z dnia 5 lutego 1901 roku zaproponował wytrasowanie tego wysokogórskiego szlaku spod Wodogrzmotów Mickiewicza przez Wołoszyn, Krzyżne, Buczynowe Turnie, Granaty, Kozi Wierch, Zawrat, Świnicę, Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy aż do Doliny Kościeliskiej. W zamyśle tego projektu zaplanował także budowę dwóch schronisk na Krzyżnem i na Suchej Przełęczy. Pomysł był nowatorski, ale też bardzo kosztowny, co czyniło go na starcie nierealnym. Dwa lata później podchwycił go jeden z najlepszych w tamtym czasie taterników, tarnowski ksiądz Walenty Gadowski, który przedstawił Towarzystwu Tatrzańskiemu znacznie niższy kosztorys prac budowy wysokogórskiego szlaku. Wcześniej szacowano go na 6000 koron, teraz na 1000 koron, dzięki temu, że Gadowski zrezygnował z budowy schronisk oraz skrócił szlak do odcinka Wodogrzmoty Mickiewicza – Zawrat. Zaproponowana kwota nie była jednak wystarczająca, mimo istotnie mniejszych kosztów budowy szlaku. Było to wciąż ogromne przedsięwzięcie wymagające zarówno dużych nakładów pracy, jak też instalacji wielu technicznych ułatwień, bez których przejście po graniach i szczytach nie byłoby możliwe, zwłaszcza, że wiele z nich nie było dotąd jeszcze zdobytych nawet przez doświadczonych taterników. Nikt zatem nie mógł być pewny co z tego wyjdzie. W dniu 31 lipca 1903 roku Towarzystwo Tatrzańskie przyznało księdzu Walentemu Gadowskiemu 1500 koron, ale z zastrzeżeniem, że kwota ta będzie wypacana w trzech ratach w miarę postępu prac.

Walenty Gadowski nie czekał jednak na oficjalne przyznanie subwencji. Przy Wodogrzmotach Mickiewicza pojawił się już 16 lipca 1903 roku dokładnie tam, gdzie do drogi do Morskiego Oka dochodzi najstarszy tatrzański szlak z Toporowej Cyrhli wytyczony w 1887 roku przez Walerego Eljasza-Radzikowskiego. Tego dnia i tutaj właśnie w obecności Franciszka Nowickiego, kilku taterników i tragarzy, własnoręcznie przybił do jednego z drzew tabliczkę z napisem: „Na Orlą Perć”. Tak rozpoczyna się epos wytyczenia najsłynniejszego tatrzańskiego szlaku, którego śladem wyruszyliśmy 24 sierpnia 2017 roku i dotarliśmy do Skrajnego Granta. W końcu nadszedł czas, kiedy możemy podążyć dalej śladem budowniczych Orlej Perci.

Później niż zwykle pojawiamy się dzisiaj w Kuźnicach, bo dopiero o dziewiątej, zatrzymując się jeszcze na poranną kawę i kalorycznego gofra ze śmietaną i borówkami. Trzeba przyznać, że bardzo drogo zrobiło się w lubianej dotąd kuźnickiej restauracyjce. Jest w dalszym ciągu sympatyczna i dobre jadło w niej podają, ale ta cena... Szkoda. Dzisiaj ceną odstrasza, a przecież jeszcze niedawno nie była ona tak wysoka. To zastanawia, bo potencjalnych klientów przechodzi tędy cała masa (turystów odwiedzających Tatry jest jak wiemy co raz więcej).

Potok Bystra w Kuźnicach.

Kuźnice opuszczamy o godzinie 9.30. Przechodzimy przez most nad Bystrą. Chwila zastanowienia, czy iść przez Jaworzynkę, czy Boczań. Dawno nie szliśmy przez Jaworzynkę, ale jak zwykle „dla wujka pójdziemy przez Boczań”. Mamy go cały czas w pamięci, człowieka, który wyprowadził nas pierwszy raz na Orlą Perć i był na niej przewodnikiem i nauczycielem. Upłynęło już trochę czasu od tamtej wycieczki, że aż trudno uwierzyć jak wiele. Umykający czas nie pozwala nie mieć do niego żalu, że tak bezwzględnie gna do przodu nie zostawiając nam tylu chwil życia ile byśmy sobie życzyli. Po niecałej godzinie mijamy to miejsce, gdzie na Skupniów Ułazie kończy się las i otwiera przestrzeń na Wielką Kopą Królową. Tu jak zwykle przenika przez nas duch naszego przewodnika. Podchodzimy wyżej ku Kopie Królowej, aby otworzyły się jeszcze szersze widoki, jak zwykle fenomenalne na Kopieńce i Olczyską, Gubałówkę i Podhale, Gorce i grzbiet Jaworzyny Krynickiej. Za niedługo z prawej wyłania się niezmiennie i odwiecznie Giewont, obok niego Czerwone Wierchy, a zza Kopy Magury pokazuje się wierzchołek Kasprowego Wierchu. Wciąż te same wierchy, za każdy razem kiedy tędy przechodzimy, ale fascynują jak wtedy, kiedy widzieliśmy jest podczas pierwszej tatrzańskiej wędrówki.

Przed wyjściem z lasu na Skupniów Upłazie.

Dolina Olczyska ze Skupniowego Upłazu.

Widok w stronę Doliny Olczyskiej i Kopieńców.

Dolina Jaworzynka ze stoków Wielkiej Kopy Królowej.

Dolina Gąsienicowa.

Nad Tatrami przepływają wielkie obłoki, ale nie deszczowe. Na Orlą Perć pogodę staramy się dobierać starannie, choć wiadomo, że prognozy są tylko prognozami. Jednakże dzisiaj prognozy mają wysokie prawdopodobieństwo znakomitej pogody w Tatrach. Na ławeczkach postawionych na Przełęczy między Kopami nie ma miejsca - wszystko jest zajęte. Panorama z Królowej Równi znów zachwyca. To miejsce, kiedy zaczynamy czuć, że jesteśmy w wyjątkowych górach. Schodzimy na Halę Gąsienicową urzekającą pięknym plenerem. Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej już jest oblegane przez turystów. W środku jest jednak trochę wolnego miejsca. Zostajemy w środku, aby odpocząć. Zamawiamy herbatę i butelkę bezalkoholowego piwa dla ochłody. W czasach, gdy wytyczano Orlą Perć nie było tu tego schroniska. Dolina Gąsienicowa wyglądała inaczej, zapełniona szałasami, owcami, bacami i juhasami. Hala Gąsienicowa była jednym z większych ośrodków pasterstwa w Tatrach, aż do lat 60-tych XX wieku, kiedy Skarb Państwa zaczął ją wykupywać od właścicieli. Od tamtego czasu cała hala zarasta z powrotem kosodrzewiną, która pierwotnie tworzyła tu gęste zarośla.

Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej.

Granaty.
Wybija południe. Powinnyśmy ruszać dalej, co też czynimy. Po półgodzinnym marszu w głąb Doliny Czarnej Gąsienicowej dochodzimy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Panuje nad nim błoga sielanka turystyczna. Ludzie z rozkoszą delektują się imponującym miejscem. Dla wielu jest to końcowy cel wędrówki, a dla nas tylko kilkuminutowy postój. Mijamy się ze znajomymi miłośnikami Tatr, korzystającymi z ładnego dnia. Wracają już z Koziego Wierchu. My dzisiaj mamy ten komfort, że zostajemy na noc w Tatrach. Nie musimy się spieszyć. O trzynastej opuszczamy sąsiedztwo Czarnego Stawu Gąsienicowego. Zaczynamy pokonywać ostry spad porośnięty gęsto kosodrzewiną. W mig oddalamy się od lustra stawu. Widoki stają się szersze, wkrótce u wylotu doliny zaczynają sięgać dalej za Podhale.

Czarny Staw Gąsienicowy. Z lewej widać masyw Granatów.

Czarny Staw Gąsienicowy.

W kosodrzewinie.

Powyżej progu porośniętego kosodrzewiną.

Wchodzimy w sąsiedztwo rumowiska żlebu.

Widok na ścianę Kozich Wierchów.

Po niedługim czasie wchodzimy na łagodniejsze nachylenie zbocza. Jednak kamienna ścieżka przybliża nas na ostry stok Skrajnego Granatu. Szlak przed nami wiemy jaki jest. Ścieżka wiedzie krótkimi zakosami, dzięki którym możliwe jest pokonanie urwistego stoku, usłanego kruchym materiałem skalnym. Zejście tędy nie było łatwe, z wejściem powinno być łatwiej. Nie mniej trzeba uważać na ten kruchy materiał skalny i mnóstwo drobnych kamieni, jakimi pokryty jest szlak, aby nie potknąć się oraz nie zrzucić ich na głowy tych, którzy są za nami. Sierp rosnącego po nowiu księżyca pojawił się nad wierzchołkowym granitem Skrajnego Granatu. Poniżej z prawej widać wspinaczy pokonujących żebro skalne. Z lewej inni wspinają się na turnie unikatowych kształtów Wierchu pod Fajki (słow. Vrch pod Fajk; 2135 m n.p.m.). Około godziny 14.00 docieramy na skraj żlebu wypełniony piargowym gruzem głazów. Zakładami kaski. Kijki trekkingowe stają się co raz mniej potrzebne. Przejdziemy jeszcze kawałek, a potem je złożymy i przypniemy do plecaków.

Rumosz żlebu.

Wspinamy się chwilę po skałach mając z prawej rumowisko żlebu. W ten sposób dochodzimy do miejsca, gdzie trzeba przeciąć ten rumosz. Zawsze czujemy dyskomfort w takich miejscach, budzących skojarzenia z kamiennymi lawinami, które w Tatrach widzieliśmy, albo słyszeliśmy. Kamienny rumosz przecinamy o godzinie 14.25. Z drugiej strony żlebu pokonujemy skalny uskok korzystając z pomocy rozwieszonego łańcucha. Wchodzimy na wąską, kruchą ścieżkę wiodącą od teraz nieustannie po ostrym stoku Skrajnego Granatu. Mijamy stanowisko taterników, którzy już odpoczywają po zakończonej wspinaczce. Zagadujemy z nimi, lecz nie na długo, bo musimy ciągnąć dalej w górę.

Przejście po skałkach wzdłuż żlebu.

Księżyc nad Skrajnym Granatem.

Przed przecięciem skalnego rumoszu żlebu.

Łańcuch pod drugiej stronie rynny żlebu.

Czarny Staw Gąsienicowy ze stoku Skrajnego Granatu.

Mijamy odpoczywających na skale taterników.

Jest pięknie.

Stok, który pokonujemy ma charakter urwiska. Ścieżka, którą zostawiamy za sobą znika za krawędzią skał. Patrząc w dół nie zobaczymy skalistego stoku góry, lecz ciemnobłękitne lustro Czarnego Stawu Gąsienicowego otoczonego piargami, zielenią traw i kosodrzewin. Wtem słyszymy nasilający się odgłos śmigłowca TOPR-u. Przy takiej pogodzie nie ma dnia, aby nie startował. Nie rzadko startuje kilka razy na dzień. Tym razem ktoś miał problem pod Niebieską Turnią, gdzie szlak został zamknięty z powodu obrywu skalnego. Wybrał się tam wbrew zakazowi. Odlatując stamtąd pilot zatoczył koło nad Czarnym Stawem Gąsienicowym zniżając lot poniżej otaczających grani. Zawisł na chwilę po północnej stronie jeziora nad rozstajem szlaków, wrócił nad Niebieską Turnię skąd zabrał na pokład przygotowanego przez ratownika niesfornego turystę i odleciał w kierunku Zakopanego. My zaś wspinamy się dalej, nie kryjąc oznak zmęczenia. Szczyt wydaje się być blisko, ale zbliżamy się do niego powoli. Szlak bardzo wije się, czasami wprowadza na skałę, na której nie obejdzie się bez pomocy rąk. Podejście wymaga wysiłku, ale z drugiej strony ogromnie ekscytuje widokami. Szczyt Żółtej Turni i Wierchu pod Fajki jest już wyraźniej poniżej nas. Kościelec również, a jedynie widoczna za nim Świnica piętrzy się z dumą. Leżące dalej Kasprowy Wierch, Giewont, czy nawet dwutysięczne Czerwone Wierchy wydają się być z naszej perspektywy maleństwami. Cóż się jednak dziwić, skoro jesteśmy już co raz bliżej wierzchołka.

TOPRowcy w akcji.

Drobny rumosz na szlaku.

Niewielki uskok.

Trawersik.

Złocieniec alpejski, wrotycz alpejski, złocień alpejski (Leucanthemopsis alpina (L.) Heywood).

Chwila postoju dla wyrównania oddechu.

Ekscytujące turniczki Wierchu pod Fajki.

Obsunięty fragment szlaku.

Wierch pod Fajki (słow. Vrch pod Fajki, niem. Orgelpfeifen, węg. Orgonasípok; ok. 2135 m n.p.m.).

Przed progiem skalnym.

Omieg kozłowiec (Doronicum clusii (All.) Tausch)

W górę niewielką rynienką.

Wierch pod Fajki (bliżej) i Żółta Turnia.

Widok w stronę Doliny Gąsienicowej.

Widok w stronę Doliny Pańszczycy.

Trzeba pokonać ten próg.

Końcówka podejścia na szczyt.

Na szczyt Skrajnego Granatu wchodzimy o godzinie 15.40. Zdejmujemy plecaki, bo odpocząć trzeba i nacieszyć się cudownym widokiem. Cała Orla Perć słynie z pięknych widoków. Są to iście królewskie widoki, bo i ten szlak jest królem pośród innych tatrzańskich szlaków - króluje jak orzeł w przestworzach. Dzisiaj trudno zobaczyć orła szybującego ponad tatrzańskimi graniami, niegdysiejszego króla tatrzańskich wierchów. Dzisiaj znacznie łatwej ujrzeć tutaj niegdyś bardzo rzadkiego kruka, ptaka demonicznego w wyobrażeniach dawnych i współczesnych ludów, pozostającego w związku z nieczystymi i złowrogimi siłami. Jednakże tu w Tatrach, gdzie ostatnio można go coraz łatwiej spotkać jest uznawany za dobrego ducha gór – anioła stróża. W powszechnej opinii uchodzi a najinteligentniejszego ptaka na świecie. Przepełniony jest swoistym majestatem, szczególnie podczas szybowania.

Skrajny Granat (słow. Predný Granát, niem. Nördliche Granatenspitze, węg. Északi-Gránát-csúcs; 2225 m n.p.m.).

Kruk.

Wróćmy jednak do Orlej Perci, na którą własnie dotarliśmy by iść dalej śladem jej budowniczych. Przed nami trzy szczyty Granatów, skupione w jednym ciągu. Znajdujemy się na Skrajnym Granacie (słow. Predný Granát, niem. Nördliche Granatenspitze, węg. Északi-Gránát-csúcs) – najniższym, liczącym 2225 m n.p.m. i najbardziej na północ wysuniętym spośród wszystkich Granatów. Ostatnim razem weszliśmy na niego szlakiem Orlej Perci od strony Orlich Turniczek z Granackiej Przełęczy (2145 m n.p.m.). Podczas tamtego przejścia przypomnieliśmy, żę budownicze stanęli przed nie lada problemem zanim dotarli na wierzchołek Skrajnego Granatu. Przypomnijmy...

Uskok pod Wyżnią Orlą Przełączką zatrzymał budowniczych szlaku wiodącego w stronę Granackiej Przełęczy. Po słynnych słowach Józefa Budza z Bukowiny, że dalej nie pójdzie, „bo mu się w głowie mąci” nakłoniły budowniczych do odwrotu. Zeszli do doliny Roztoki. Trudno się jednak było im dziwić, gdyż górale razem z Gadowskim dokonywali wówczas pierwszych przejść tym odcinkiem. To świadczy o trudnościach technicznych z jakimi musieli się zmierzyć. Trzeba było zmienić strategię i opracować nowy plan. Stało się wówczas jasne, że do wytrasowania najtrudniejszych odcinków Orlej Perci należy zatrudnić doświadczonych taterników. Ksiądz Gadowski zaangażował więc do tego znanych zakopiańskich przewodników Jakuba Wawrytkę starszego i Józefa Wawrytkę. W sierpniu i wrześniu 1903 roku Wawrytkowie udrażniają odcinek z Orlej Baszty na Granacką Przełęcz – instalując szereg ułatwień. Rok później zakładają oni ułatwienia z Granackiej Przełęczy na Skrajny Granat, z których część wymieniają w latach 1905-1906 z powodu skalnych obrywów powstałych w środkowej części tego odcinka.

Skrajny Granat góruje nad trzema dolinami: Buczynową i Pańszczycą oraz Gąsienicową, z której weszliśmy na ten szczyt. Jest to szczyt zwornikowy, przez co często uważany jest za główny wierzchołek Granatów. Ze wschodu przychodzi tu grań od strony Wielkiego Wołoszyna, na której kulminują m.in. takie szczyty jak Mała Buczynowa Turnia, Wielka Buczynowa Turnia, Buczynowe Czuby, Orla Baszta i Orle Turniczki, przez które prowadzi Orla Perć od przełęczy Krzyżne. Na północ od Skrajnego Granatu odchodzi boczna grań, ciągnąca się przez Wierch pod Fajki, którego nazwa pochodzi od małych turniczek o fantastycznych kształtach, zwanych fajkami. Mogliśmy je podziwiać podczas dzisiejszego podejścia na Skrajny Granat. Wierch pod Fajki przechodzi dalej w rozłożystą Żółtą Turnię. Na południu widzimy ciąg dalszy Orlej Perci wiodącej przez kolejne wierzchołki Granatów: Pośredni Granat (słow. Prostredný Granát, niem. Mittlere Granatenspitze, węg. Középső-Gránát-csúcs); 2234 m n.p.m.), a za nim Zadni Granat (słow. Zadný Granát, niem. Südliche Granatenspitze, węg. Déli-Gránát-csúcs; 2240 m n.p.m.). Granaty obdarzają znakomitymi panoramami, z których ta ze Skrajnego Granatu jest najrozleglejsza i uchodzi za najpiękniejszą. Są one wierzchołkami dość często odwiedzanymi przez turystów.




Panoramy ze Skrajnego Granatu.

Widok na Wielką Buczynową Turnię.

Dolina Buczynowa wpadająca do Doliny Roztoki.

Pierwszego turystycznego wejścia na wszystkie wierzchołki Granatów dokonali w 1867 roku ksiądz Eugeniusz Janota i Bronisław Gustawicz z przewodnikiem Maciejem Sieczką. Nie byli jednak pierwszymi, którzy tego dokonali, gdyż na Skrajnym Granacie znaleźli ślady pobytu człowieka. Trzeba zatrzymać się w tym miejscu, by wspomnieć Macieja Sieczkę, bo to jego nazwiskiem nazwano przełączki oddzielające Granaty. Maciej Sieczka prowadził w Tatry wielu znanych badaczy i taterników, czy zwyczajnych turystów jeszcze przed powstaniem Towarzystwa Tatrzańskiego. Był jednym z najbardziej cenionych i lubianych tatrzańskich przewodników, czego wyraz znajdujemy w opisach i relacja z wycieczek. Poeta Adam Asnyk poświęcił mu poetycki poemat „Maciejowi Sieczce, przewodnikowi w Zakopanem”:
Adam Asnyk
Maciejowi Sieczce, przewodnikowi w Zakopanem (fragm.)

Mój przewodniku! Tyś mnie wiódł przez góry,
Dając mi poznać ich poezyę świeżą, —
Nagą, dziewiczą piękność tej natury,
Niezeszpeconą mdłych legend odzieżą,
Nierozdrobnioną na powszednie rysy,
Zdawkowe słowa, zdawkowe opisy.

Tyś ją pojmował swojem sercem prostem
Wiernie, jak staje wyciosana z głazów:
Nie pociągałeś fałszywym pokostem,
Co kryje nicość bezmyślnych obrazów;
Ale umiałeś jędrne znaleźć słowo,
Aby jej wielkość wyrazić surową.
(...)
To wszystko jeszcze w mych myślach się kręci,
I wszystkie twoje starania i prace
We wdzięcznej u mnie zostały pamięci:
Więc dług wdzięczności wspomnieniami płacę,
Które, jakkolwiek spełzły na papierze,
Jednak gór tchnienie przechowują świeże.
Maciej Sieczka znał doskonale Tatry. Poznał je jako wieloletni myśliwy. Potem był jednym z pierwszych gorliwych strażników tatrzańskiej przyrody, świstaków i kozic. Największą sławę zyskał jednak jako przewodnik, który bywała na wielu rzadko wówczas zwiedzanych szczytach, na których sam musiał odnajdywać dogodną drogę. Był mistrzem dla kolejnych pokoleń przewodników tatrzańskich, w tym słynnego Klimka Bachledy, który nadzwyczaj wysoko cenił Sieczkę jako znakomitego przewodnika i człowieka o nieprzeciętnym rozumie. Maciej Sieczka oprócz wybitnych osiągnięć taternickich, zasłynął również z prowadzenia w Tatry kobiet, co wówczas było rzadkością. Poprowadził m.in. Marię Konopnicką, Helenę Modrzejewską i Natalię Janothównę, którą wyprowadził na Gerlach.

Na wierzchołku Skrajnego Granatu.

Żółta Turnia i Dolina Pańszczycy (z prawej).

Widok na Dolinę Gąsienicową Czarną.

Czas nam już ruszać przez Granaty śladem budowniczych Orlej Perci. Dla nich był to łatwiejszy odcinek do wytrasowania. Tak często się słyszy, że odcinek Granatów to najłatwiejsza część Orlej Perci. Ocena taka bywa jednak zgubna, bo nie można bagatelizować żadnego metra tego szlaku. O godzinie 16.50 zaczynamy schodzić ze Skrajnego Granatu na Skrajną Sieczkową Przełączkę (słow. Predné Sieczkovo sedlo, niem. Vorderer Sieczka-Sattel, węg. Elülső-Sieczka-nyereg; ok. 2200 m n.p.m.). To jedna z trzech Sieczkowych Przełączek, jakie znajdują się w masywie Granatów.

Gdy Jakub Wawrytko starszy i Józef Wawrytko ciężko pracowali nad przetrasowaniem przejścia Orlich Turniczek, ksiądz Walenty Gadowski przeniósł się z jednym góralem dalej. W dnia 19-20 sierpnia 1903 roku znakowali znacznie łatwiejszą część Orlej Perci przez Granaty. Po namalowaniu znaków i zainstalowaniu ułatwień znakarze przenieśli się od razu na Kozi Wierch, korzystając z istniejącego już szlaku, przechodzącego Żlebem Kulczyńskiego do Przełęczki nad Buczynową Dolinką, a potem prowadzącego dalej na szczyt Koziego Wierchu. Za Kozim Wierchem czekało ich chyba najtrudniejsze zadanie.

Zejście nie sprawia żadnych trudności. Z lewej grań opada urwiskiem do Buczynowej Dolinki (słow. Bučinová dolinka, niem. Buczynowatal, węg. Buczynowa-völgy), niewielkiej doliny wiszącej, która jest bocznym odgałęzieniem Doliny Roztoki. Opada do niej podciętym wysokim progiem, przez który przechodzi szlak turystyczny łączący Dolinę Pięciu Stawów Polskich i Krzyżne. Buczynowa Dolinka zawalona jest głazami, wśród których zbiera się woda wypływająca podziemnymi przepływami na próg doliny, gdzie tworzy wodospad Buczynowa Siklawa. Wodospad jest niewidoczny stąd. Surowa dolinka tylko po części porośnięta jest niedużymi płatami zielonej kosodrzewiny. Zewsząd, z wyjątkiem ujścia do Doliny Roztoki, dolinka otoczona jest piargami wspartymi o granitowe ściany. Dolinka Buczynowa należy do typowych w polskich Tatrach dolin wiszących. Ksiądz Walenty Gadowski w 1902 roku napisał o niej: „Głucha tu pustynia, Europa została za tobą gdzieś w oddali, a otacza cię natura pierwotna, wspaniała i majestatyczna, ale tak dzika i groźna, że czujesz się wobec niej marnym, nikłym prochem”.

Skrajna Sieczkowa Przełączka, a za nią Pośredni Granat.
Na prawo spod przełączki schodzi Żleb Drège’a.

Oderwana skała na ścianie Skrajnego Granatu.

Zsuwka po skale na Skrajnej Sieczkowej Przełączce.

Pośredni Granat ze Skrajnej Sieczkowej Przełączki.

Po prawej otwiera się nam pokryty kępami zieleni Żleb Drege’a. Zielenią wydaje się ten żleb schodzić do samego Czarnego Stawu Gąsienicowego widocznego w dali, ale to tylko złudzenie optyczne. W rzeczywistości żleb ten jest przyjazny jedynie w górnej części, gdzie jest szeroki i dość łagodny. Niżej załamuje się około 180-metrowym urwiskiem, w postaci kilkukrotnie przewieszonego komina, bardzo trudnego do przejścia nawet dla doświadczonych taterników. Jest pułapką bez wyjścia, dla tych, którzy znajdą się po kilku zsunięciach nad owym kominem. Z tego miejsca powrót w górę staje się już niemożliwy, a dole czeka już tylko czeluść. Był świadkiem wielu śmiertelnych wypadków, również taterników wspinających się nim w górę. Jego nazwa pochodzi od turysty, który był jego pierwszą ofiarą.

Było to niedługo po ukończeniu budowy Orlej Perci - 22 sierpnia 1911 roku. Tego dnia na wycieczkę przez Granaty wybrała się trojka turystów - Jan Drège, młody student uniwersytetu w Moskwie, ze swoimi dwiema siostrami. Zaczął zapadać zmrok, gdy cała trójka zamiast iść prosto skręciła w okolicach Skrajnej Sieczkowej Przełączki na ścieżkę schodzącą łagodnie trawiastą rynną żlebu w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, bo ta...
Widać, jak na przestrzeni kilkuset metrów zbiega łagodnie w dół, a gdzieś niżej, gdzie żleb się kończy - błyszczy tafla Czarnego Stawu. Biada jednak turyście, który by zaufał tej drodze i począł nią schodzić. Początkowo istotnie nie napotka żadnych trudności, potem już nieco gorzej, ale wciąż jeszcze będzie mu się dobrze schodziło poprzez niewielkie progi skalne, oddzielające od siebie połogie części trawiasto-piarżystego żlebu. Wreszcie żleb zaczyna się robić bardzo stromy, a na koniec urywa się olbrzymim, przewieszonym kominem.
(Wawrzyniec Żuławski „Tatrzańskie tragedie”)
Gdy dalej okazało się, że dróżka robi się bardziej stroma, Drège kazał swoim siostrom czekać, a sam poszedł sprawdzić czy powinni iść dalej. Długo nie wracał, więc siostry postanowiły wrócić na grań do czerwonego szlaku. Przenocowały tam, a następnego dnia odnalazły drogę do Zakopanego. Dzięki temu siostry zdołały się uratować, ale on już nie wrócił. Jego ciało znaleziono u podnóża, a śmiertelny żleb został nazwany jego nazwiskiem.

W przypadku Żlebu Drège’a błędnym jest przekonanie, że jeśli bez problemów gdzieś zejdziesz, to również wyjdziesz stamtąd z powrotem. Tam zanim turysta zorientuje się, że dalej już nie da rady – powrócić w górę też nie da rady, bo jest już zbyt stromo. To śmiertelna pułapka bez wyjścia. Trzy lata po śmierci Drège’a w pułapkę tą weszła inna trójka turystów. Dnia 22 lipca 1914 roku szli Orlą Percią z Koziego Wierchu na Granaty - rodzeństwo Maria i Bronisław Bandrowscy oraz ich znajoma, Anna Hackbeilówna. Gdy znaleźli się nad żlebem zaczęli nim schodzić. Prowadził Bronisław, który miał pewne doświadczenie w tatrzańskich wędrówkach, ale nigdy nie zszedł z oznakowanych ścieżek. Gdy znaleźli się niżej w żlebie stracił orientację w terenie, a jednocześnie zatracił zdolność logicznego myślenia. Zeszli do miejsca, gdzie zaczynały się pierwsze trudności. Zapadał zmrok, więc postanowili w tym miejscu przenocować. Znajdowali się jeszcze w takim miejscu, że mogli jeszcze zapewne bez większych problemów powrócić na grań. Mogli to jeszcze zrobić następnego dnia rano, lecz w wyniku wyczerpania psychicznego i fizycznego nie byli w stanie podjąć oczywistej decyzji. Anna Hackbeilówna postanowiła odłączyć się od dwójki rodzeństwa i szukać innej drogi zejścia w dół. Zaczęła trawersować żleb na północ, w kierunku Żółtej Turni. Udało się jej przejść do sąsiedniego żlebu, ale spadła stamtąd na piargi z wysokości około 100 metrów ginąc na miejscu. To podłamało pozostałą dwójkę, szczególnie Bronisława, który czuł się winny tego co się stało. Tkwili w pułapce przez cztery dni. Na nic się zdały wołania o pomoc. Żuławski pisze w swojej książce: „Minął ranek 24 lipca, minęło południe, turyści zdążający od Czarnego Stawu ścieżką w kierunku Zawratu słyszeli krzyki, ale nie rozumieli ich treści, nie domyślili się, że są to wołania o pomoc. Odpowiadali beztroskim pokrzykiwaniem i szli dalej swoją drogą.”

Gdy nadszedł piąty dzień postanowili schodzić dalej w dół. Z rzemieni i plecaków stworzyli sobie prowizoryczne liny. Zsuwali się dalej, kilkakrotnie spadając z półki na półkę, cudem unikając śmierci. Udało się im dotrzeć do wąskiej półki zawieszoną nad 80-metrową przepaścią. Nie było już żadnego sposobu, aby ruszyć się gdziekolwiek. Bronisław zaczął tracić ostatki panowania nad sobą, wciąż obwiniał się o to, że jest sprawcą śmierci Hackbeilówny, był chory, gorączkował. Moralnie zdruzgotana psychika nie była w stanie już tego wytrzymać i piątego dnia od zejścia do żlebu, około godziny 13.00 Bronisław samobójczo skoczył w dół. Gdy zaczął zapadać zmrok Maria postanowiła pójść za bratem...

Tymczasem od czwartego dnia, czyli dzień wcześniej przed samobójczym skokiem Bronisława w przepaść, rozpoczęła się akcja poszukiwawcza zaginionych turystów. Dopiero czwartego dnia ratownicy otrzymali informację o ich nieobecności z pensjonatu, który wynajmowali. Naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Mariusz Zaruski próbował ustalić, gdzie mogli udać się turyści. Dopiero piątego dnia po południu, kiedy Bronisław już nie żył, zaś Maria leżała na skalnej półce, udało się mu ustalić, że miały to być Granaty. Ratownicy szybko się przemieścili i zaczęli przeszukiwać skały Granatów przez lornety. Na skalnej półce wiszącej nad kominem zobaczyli postać zsuwającą się ku przepaści.Górna część ciała tej postaci spoczywały jeszcze na półce, nogi wisiały nad przepaścią. Wówczas gen. Zaruski przyłożył ponoć do ust trąbkę sygnałową, zatrąbił, a potem krzyknął: - Czekać spokojnie! Idziemy! Postać na półce skalnej znieruchomiała i przestała zsuwać się w stronę przepaści. Ratownicy ruszyli z pomocą, choć noc nadciągała, zaś akcja ratunkowa musiała potrwać jeszcze kilka godzin. Ratownicy musieli najpierw wyjść na Granaty, skąd zaczęli schodzić, a następnie zjeżdżać na linach. Gdy Zaruski był już nad półką ujrzał Marię leżącą na krawędzi przepaści. Widząc nad sobą ratownika dziewczyna wypowiedziała do niego następujące słowa, które trwale zapisały się w historii: „Ostrożnie, tam przepaść.”. Zaruski zjechał na linie jeszcze niżej. W ten sposób własnym ciałem odgrodził Marię od przepaści, a potem przywiązał do liny.

Wypadki w Żlebie Drège’a zdarzały się później. W 1954 roku 18-letnia studentka, Joanna Stencówna, wędrując samotnie Orlą Percią, powtórzyła dramat z 1911 roku, kiedy pod koniec dnia zaczęła schodzić żlebem dół. Rano u podnóża komina znaleziono jej ciało. Przestrogą dla ciekawskich niech będzie też fakt, że Żlebem Drège’a wiedzie, tak trudna droga, że dopiero w 1938 roku udało się ją pokonać z asekuracją profesjonalnym wspinaczom. Drogę tą pokonali wówczas: Wanda Heniszówna, Zofia Radwańska (później Paryska) oraz Tadeusz Orłowski. Do dzisiaj tylko czasem zapuszczają się tam wspinacze.

Żleb Drege’a.

Tymczasem po przejściu siodełka Skrajnej Sieczkowej Przełączki przechodzimy na skałki, po których wspinamy się z pomocą rąk do słynnej szczerbiny. O godzinie 17.10 jesteśmy już przy niej. Szczelina wielu osobom sprawia trudności, ale bardziej natury psychologicznej. Dołem jest zasypana kamieniem, a więc nie jest zbyt długa. Istnieje możliwość jej obejścia dołem, od strony wschodniej. Od zachodniej grań opada pionowo do Buczynowej Dolinki. Dla obejścia szczeliny należy zejść dosłownie kilka metrów na stronę wschodnią, w krótki, wąski korytarz między skały. Przechodzimy dalej obok szczeliny wypełnionej kamieniem. Za szczeliną trzeba wspiąć się z powrotem na graniową skałę. Tam czeka na nas kolejny łańcuch (kiedyś go nie było), który pomaga w trawersie niedługiej ścianki. Potem dalej wspinamy się w górę prawie cały czas wąską, poszczerbioną granią. Dopiero pod koniec przed szczytem Pośredniego Granatu grań nieco rozszerza się, a jej nachylenie łagodnieje.

Ponad Żlebem Drege’a - początek wspinaczki na Pośredni Granat.

Nad szczeliną.

Graniowa droga na Pośredni Granat.

Przed wierzchołkiem Pośredniego Granatu.

O godzinie 17.35 wchodzimy na środkowy wierzchołek masywu Granatów - Pośredni Granat (słow. Prostredný Granát, niem. Mittlere Granatenspitze, węg. Középső-Gránát-csúcs; 2234 m n.p.m.). Wierzchołek Pośredniego Granatu nie daje wiele miejsca, ale jesteśmy na nim zupełnie sami, a otacza nas wspaniały krajobraz, upiększony urokliwymi chmurami. Słońce świeci już nisko, stwarzając niezwykle świetlane widowisko. Pośredni Granat opada stromymi ścianami. Ściana nad Dolinką Buczynową ma 280 m wysokości. Po drugiej, zachodniej stronie ściana ma wysokość 430 metrów i opada do Doliny Czarnej Gąsienicowej. Pośredni Granat opuszczamy o godzinie 18.00.

Pośredni Granat (słow. Prostredný Granát, niem. Mittlere Granatenspitze, węg. Középső-Gránát-csúcs; 2234 m n.p.m.).

Najlepsze miejsce na widowni.

Na Pośrednim Granacie.

Orla Perć przez Buczynowe Turnie. Widok w stronę Waksmundzkiego Wierchu i Wołoszyna.

Ścieżka Orlej Perci na Orlej Baszcie.

Widok Skrajnego Granatu z Pośredniego Granatu.

Na Pośrednim Granacie.

Z Pośredniego Granatu schodzimy na Pośrednią Sieczkową Przełączkę (słow. Prostredné Sieczkovo sedlo, niem. Mittlerer Sieczka-Sattel, węg. Középső-Sieczka-nyereg; 2218 m n.p.m.). Schodzimy ścieżką do siodła przełęczy, od którego bieg rozpoczyna zielony szlak do Dolinki Koziej. Szlak Orlej Perci schodzi w tym miejscu nieco poniżej grani na zachodnią stronę. Najpierw musimy ostrożnie zejść po skale na wąską ścieżkę trawersującą urwisty stok porośnięty trawami, tuż pod graniowymi skałami. To krótki odcinek, ale wymagający patrzenia uważnego pod nogi. Nietrudno w tym miejscu potknąć się o wystający, bądź leżący kamień. Po chwili wspinamy się z powrotem na grań, niemal wprost na wierzchołek najwyższego z Granatów.

Zejście ze Skrajnego Granatu na Skrajną Sieczkową Przełączkę.

Ruszamy do zejścia z Pośredniego Granatu.

Trawers pod wschodnią ścianą Zadniego Granatu. W tle Pośredni Granat.

Trawers pod wschodnią ścianą Zadniego Granatu.

Przed wyjściem z trawersu na grań.

Czarny Staw Gąsienicowy.

Tuż przed wierzchołkiem Zadniego Granatu (po wyjściu z trawersu wschodniej ściany).

Zadni Granat (słow. Zadný Granát, niem. Südliche Granatenspitze, węg. Déli-Gránát-csúcs; 2240 m n.p.m.) zdobywamy o godzinie 18.15. Zadni Granat opada w kierunku Koziej Dolinki szerokim i w miarę dość łagodnym, trawiasto-piarżystym zboczem. Podcięty jest jednak po części urwiskami dochodzącymi aż do wielkiego progu Żlebu Kulczyńskiego. Doliny w tym momencie zasnute są cieniem. Chmur przybyło. Wiatr chwilami wzmaga się. Przed nami Czarne Ściany, od których na prawo odchodzi grzebień Koziego Wierchu i Kozich Czubów. Dalej za nimi grań obniża się ku Zamarłej Turni, by znów rosnąć poprzez Zmarzłą Czubę do kulminacji Małego Koziego Wierchu. Za Małym Kozim Wierchu mamy niewidoczną stąd przełęcz Zawrat, gdzie kończy się Orla Perć. Z kolei dalszy ciąg szlaku, który sprowadza nas z Zadniego Granatu istniał jeszcze przed wytyczeniem Orlej Perci. Budowniczowie Orlej Perci nie musieli w tą część szlaku wnieść większych nakładów pracy.

Na Zadni Granat budowniczowie powrócili w czerwcu 1904 roku, aby dokładnie wytyczyć szlak między Zadnim Granatem i Żlebem Kulczyńskiego, a więc odcinek przechodzący przez Czarne Ściany. Od Żlebu Kluczyńskiego nie trzeba było już wytyczać szlaku, bowiem istniał tam już czerwony szlak wytyczony w 1898 roku prowadzący od Zmarzłego Stawu, przez Kozią Dolinkę, dalej Żlebem Kulczyńskiego na Przełączkę nad Dolinką Buczynową i dalej na Kozi Wierch, skąd schodził do Doliny Pięciu Stawów Polskich.

Zadni Granat (słow. Zadný Granát, niem. Südliche Granatenspitze, węg. Déli-Gránát-csúcs; 2240 m n.p.m.).

Schodzimy na Sieczkową Szczerbę (niem. Sieczka-Scharte, słow. Sieczkova štrba, węg. Sieczka-csorba; ok. 2210 m n.p.m.). Przemieszczamy się na zachodnią stronę grani, idąc głównie skalistym terenem. Mijamy trzy Sieczkowe Turnie, które jeszcze nie tak dawno nie posiadały swoje nazwy. Wprowadził je dopiero w 2013 roku Władysław Cywiński, upamiętniając tym Macieja Sieczkę, przewodnika, który 19 września 1867 roku przeprowadził tędy pierwszych znany z imienia i nazwiska zdobywców Granatów. Za Sieczkowymi Turniami mamy Zadnią Sieczkową Przełączkę (niem. Hintere Sieczka-Scharte, słow. Zadná Sieczkova štrbina, węg. Hátsó-Sieczka-csorba; ok. 2210 m n.p.m.), ostatnią już z sieczkowych przełęczek.

Idziemy teraz po zachodniej stronie poszczerbionej grani Czarny Ścian (słow. Čierne steny, niem. Schwarzwand, węg. Fekete-fal), które ciągną się od Zadniej Sieczkowej Przełączki do Przełęczki nad Dolinką Buczynową. Szlak nie prowadzi jednak wprost do Przełęczki nad Dolinką Buczynową, lecz stopniowo schodzi ku szczerbinie nad niewidocznym do ostatniej chwili Kominek pod Czarnym Mniszkiem. Zbliżamy się do turni Czarnego Mniszka (2178 m n.p.m.). Po lewej stronie tej turni jest wejście do kominka. Trochę niewygodne, po skalnej płycie. Dochodzimy tam o godzinie 18.55. Stajemy nad niemal pionowym, 20-metrowym Kominkiem pod Czarnym Mniszkiem. Kominek ten sprowadza wprost do Żlebu Kulczyńskiego. Przejście kominkiem ułatwiają klamry i łańcuchy. W niektórych miejscach trzeba jednak wykazać się pewną sprawnością fizyczną. Wchodzić tym kominkiem jest zdecydowanie wygodniej, na zejście czasem trzeba poświęcić więcej czasy, aby odszukać dogodne punkty podparcia dla nóg. Po 10 minutach znajdujemy się już pod kominkiem. Teraz czeka nas krótki trawers wąskim przejściem pod stromymi skałami, który wprowadza nas do rynny Żlebu Kulczyńskiego stromo opadającego do Dolinki Koziej.

Na zachodnich stokach przed Czarnymi Ścianami. Z prawej widać Kozi Wierch i Kozie Czuby.

Czarne Ściany.

Czarny Mniszek (2178 m n.p.m.). Po lewej stronie tej turni znajduje się komin.

Wejście do komina obok turni Czarnego Mniszka.

Przejście kominem pod Czarnym Mniszkiem.

Szlak odprowadzający od komina do Żlebu Kulczyńskiego.

Za nami Komin pod Czarnym Mniszkiem.

W rynnę Żlebu Kulczyńskiego wpada jeszcze mnóstwo promieni słońca, ale dzień już powoli przysypia. Nad graniami Tatr unosi się przenikliwa cichość. Nikogo tu już nie ma. Tylko my i granitowe góry. Żleb i ściany skał odbijają głuchym echem naszą rozmowę. Strącony niechcący mały kamyczek robi tyle hałasu, jakby staczał się duży kamień. Wspinamy się mozolnie w górę do samej grani ku przełęczce. Żleb Kulczyńskiego (słow. Kulczyńského žľab, niem. Kulczyński-Schlucht, węg. Kulczyński-szakadék) opada dynamicznie spod samej Przełączki nad Dolinką Buczynową na pustkowie Dolinki Koziej. Tam na dole żleb jest wyraźnie podcięty. Szlak, który prowadzi musi to miejsce ominąć prowadząc pionowym kominem i stromą rynną ubezpieczoną łańcuchami i klamrami. Czarny szlak prowadzący Żlebem Kulczyńskiego jest wymagający. Czerwony szlak Orlej Perci prowadzi bodaj najłatwiejszą częścią tego żlebu. Stosunkowo często dochodzi tutaj do wypadków. Jego skały, szczególnie w dolnej części są śliskie, a na całej długości zagrożeniem są kamienie strącane przez nieuważnych turystów. Nazwa tego żlebu pochodzi od nazwiska przyrodnika Władysława Kulczyńskiego, który wraz z przewodnikiem Szymonem Tatarem młodszym przeszedł nim w 1893 roku jako pierwszy turysta, wchodząc później na Kozi Wierch. Nazwę żlebowi nadał Mariusz Zaruski w 1910 roku.

Teraz idziemy w górę Żlebu Kulczyńskiego.

W Żlebie Kulczyńskiego.

Spojrzenie w stronę Koziego Wierchu. Na prawo od niego widać też Kozie Czuby i Zamarłą Turnię.

Przełączka nad Buczynową Doliną.

Zbliża się godzina 19.30, a my dochodzimy pod ekscytującą Przełączkę nad Buczynową Doliną (2225 m n.p.m.). Nie każdy jest w stanie podejść blisko jej urwistej krawędzi, ale szlak Orlej Perci przeprowadza i tak bardzo blisko jej wcięcia. Korci spojrzeć przez tą krawędź w dół, ale mogą to zrobić tylko ludzie o silnych nerwach. Z kolei patrząc przez nią w dal ujrzymy Tatry Bielskie we wspaniałej prezencji.

Grań na Przełączce nad Buczynową Doliną załamuje się w kierunku południowo-wschodnim. Przechodzimy skalną platformą do niewielkiej szczerbiny w grani, którą przechodzimy na zacienioną już stronę grani. U naszych stóp ścieli się cieniem Dolina Pięciu Stawów Polskich. Pod drugiej stronie tej doliny z promieniami słońca zaczynają żegnać się Tatry Wysokie. Nasze cudowne nimi zauroczenie nie może długo trwać. Musimy się ocknąć, bo czasu mamy już mało. Chyba jesteśmy już tylko jedynymi turystami na grani Orlej Perci. Z drugiej strony wchodzimy na kamienny chodnik, którym zaczynami obchodzić wierzchołek Buczynowej Strażnicy (niem. Buchentalwarte, słow. Bučinová strážnica, węg. Bükk-völgyi-őrtorony; 2242 m n.p.m.). Wchodzi ona w skład tzw. Koziego Muru (niem. Gemsenmauer, słow. Kozí múr, węg. Zerge-fal) ciągnącego się do samego Koziego Wierchu. Szlak po trochu obniża się trawersując stoki Koziego Muru. Przekraczamy liczne skalne żeberka, zdarzają się też miejsca, gdzie szlak jest trochę oberwany. Zbocze, które przemierzamy jest lubiane przez kozice. Łatwo je tutaj spotkać, szczególnie teraz, gdy Tatry za niedługo zatoną w wieczornym zaciszu. Kozice wychodzą o tej porze dnia nawet na szlakowe ścieżki, po których nikt już nie wędruje. Od przebywających tu stad kozic masyw ten nazwano Kozim Wierchem. Wspinamy się już na niego. Do czerwonego szlaku dołączyły czarne znaki z Doliny Pięciu Stawów Polskich. Szlak jest trochę zniszczony, ale w sumie nie sprawia dużych trudności.

Widok Tatr Bielskich przez Przełączkę nad Buczynową Doliną.

Przełączka nad Buczynową Doliną.

Odejście szlaku w kierunku grani od Przełączki nad Buczynową Doliną.

Płyta skał na Buczynowej Strażnicy.

Kozi Mur. Z lewej widać szczerbinę przez którą przechodzimy na drugą stronę grani.

Słońce ponad Giewontem.

Dolina Pięciu Stawów Poliskich zasłania się cieniem.

Zejście na drugiej strony grani.

Dalej idziemy w miare płasko trawersując wschodni stok.

Znów trochę zniszczony szlak.

Przygląda się nam kozica.

Kolejna kozica na stoku Koziego Wierchu.

Na wschodzie widać czerwieniejący poblask.

I w końcu jesteśmy na Kozim Wierchu i widzimy z niego zachodzące słońce.

O godzinie 20.35 osiągamy szczyt Koziego Wierchu (słow. Kozí vrch, niem. Gemsenberg, węg. Zerge-hegy; 2291 m n.p.m.). Słońce jest już bardzo  blisko zachodniego horyzontu. Za niedługo zajdzie. Musimy się pośpieszyć. Robimy ostatnie zdjęcia i zbieramy się w drogę zejściową do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Do Koziego Wierchu powrócimy podczas innego etapu wędrówki śladami budowniczych Orlej Perci. Wtedy poświęcimy mu więcej czasu.

Odcinek Orlej Perci od Koziego Wierchu do Zawratu nie był wcześniej przechodzony. Budowniczowie Orlej Perci stanęli więc tutaj na szczycie Koziego Wierchu przed ogromnym wyzwaniem. Grań wymagała szczegółowego poznania, aby można było wybrać najbardziej optymalną drogę dla wytyczanego szlaku.

Kozi Wierch (słow. Kozí vrch, niem. Gemsenberg, węg. Zerge-hegy; 2291 m n.p.m.).

Słońce chowa się za chmurami. Zachodzi. Trzeba już nam wracać.

Przy świetle czołówek dochodzimy do Schroniska PTTK w Dolinie Stawów Polskich. Nie jesteśmy sami. Przy świetle czołówek ktoś też wraca z górnych części doliny, z przeciwległej grani Miedzianego również. Migocące światełka zmierzają w jednym kierunku, tam gdzie widać światło wychodzące z okien schroniska. Nie wiemy dokładnie, o której godzinie docieramy do niego. Nie spodziewaliśmy się, że wokół schroniska spotkamy jeszcze tak dużo turystycznej braci. Nie wszyscy potrafią od razu zasnąć. Choć zmęczenie daje się nam we znaki, to rozpierająca satysfakcja z cudownie spędzonego długo nie pozwala nam jeszcze długo zasnąć. Pod pięknie gwieździstym niebem zaczynamy jednak w pewnym momencie oddawać się władaniu nocy. Sen pod gołym niebem – jakże to znakomity wypoczynek po dniu pełnym emocji i wrażeń. Nawet nocny wiatr nie był w stanie go zmącić, a nawet przebłyski dalekiej burzy w niczym nie wadziły. Minął wspaniały dzień i nastała niezwykła noc. Życzymy wszystkim tak dobrej nocy.

Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Orla tym razem beze mnie ale widoki, zdjęcia i opis jak zwykle na najwyższym poziomie. Pozdrawiam i gratuluję Dorotce. Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo kulturalne opracowanie wycieczki i terenu. trafiłem przypadkiem na stronę. zawsze patrząc na letnie warunki na piargach pod Granatami usypanych do stawu, wantach i głazach, jarach z polami kosówek porównuję ten stan z zimą, kiedy prawie z grani zjeżdżam na nartach do Czarnego Stawu po śnieżnych polach. Prawie nic nie wystaje ponad śnieg.

    OdpowiedzUsuń


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas