Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.

Mont Blanc, 1. doba: do pierwszej bazy

Dolinę mrok ogarnia jeszcze. Granicę szwajcarsko-francuską przyjeżdżamy w nocy. Do Francji wjeżdżamy wcześniej niż planowaliśmy. Przejeżdżamy wolniutko przez Argentière, gdzie nasz kierowca Marko ma zarezerwowany nocleg. Odszukujemy ciasną uliczkę prowadzącą do pensjonatu White Chalet. Mamy sporo czasu, ale Marko nie chce zatrzymać się, aby sprawdzić dojazd do White Chalet.

– Poradzę sobie – powiada Marko, po czym nieco dociska pedał gazu, lecz nie za dużo, bo kręta uliczka na to nie pozwala.


TRASA:
Les Houches, Télécabine de Bellevue Bellevue (1801 m n.p.m.) - Le Nid d'Aigle (2372 m n.p.m.) - Refuge de Tête Rousse (3165 m n.p.m.)

Wjechaliśmy do Chamonix, a właściwie Chamonix-Mont-Blanc, bo tak brzmi pełna nazwa tej turystycznej miejscowości leżącej w dolinie Vallée de Chamonix, przez którą płynie sobie rzeka Arve. Vallée de Chamonix to wielkie centrum sportów zimowych i alpinizmu, a wbrew temu jest teraz tu zupełnie pusto i cicho. Mimo panującego mroku ta pustka wydaje się jakaś nienormalna. Głucha cisza wypełnia okolicę tego znanego alpejskiego miasteczka, które sprawia wrażenie zupełnie wyludnionego. Spowite w ciemnościach domy byłoby niewidoczne, gdyby nie światła uliczne. Żywej duszy tutaj nie widać, a nawet kota przebiegającego przez szosę. Przejeżdżamy przez rondo, z którego odbija szosa prowadząca do słynnego tunelu przebitego pod masywem Mont Blanc, łączącego Francję i Włochy. Za rondem kontynuujemy podróż doliną. Po opuszczeniu Chamonix wjeżdżamy do Les Houches. Dolina wciąż jeszcze śpi, lecz przy naszej drodze zauważamy stację benzynową z fast food’em. Jest oświetlona, a zatem jest czynna. Zatrzymujemy się. Jest okazja napić się kawy i coś przegryźć. Stąd już niedaleko jest do miejsca, skąd zaczniemy wspinać się w górę, ale jest jeszcze za wcześnie. Czekamy aż się rozwidni.

Les Houches. Szosa pod budynkiem Télécabine de Bellevue.

O godzinie 6:40 promienie wschodzącego słońca zaczynają uwypuklać wierzchołki gór okryte lodowcami. Te kolosy wyrastają kilkaset metrów ponad dolinę. Nie ma co wypatrywać wśród nich naszego szczytu, nie widać go stąd. Kończymy przerwę i przyjeżdżamy pod budynek dolnej stacji gondoli Télécabine de Bellevue. Dokonujemy ostatniej kontroli sprzętu. Team jest w znakomitych nastrojach...

– ...bo jeszcze nikt nie zrobił ani jednego kroku w górę – żartuje Peter i dodaje jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy – a tak naprawdę to na górę wyjeżdżamy kolejką!

I tak faktycznie jest. Na pierwszym etapie wyprawy wspomagamy się kolejką gondolową, która wwozi nas z wysokości 998 m n.p.m. na 1801 m n.p.m. Moglibyśmy wjechać jeszcze wyżej na wysokość 2372 m n.p.m. korzystając z Tramwaju du Mont-Blanc, ale nie chcemy przesadzić z nagłą zmianą wysokości. Tyle wystarczy, a resztę wysokosci zdobędziemy pieszo, powolutku, aby pomóc aklimatyzacji.

Les Houches, Télécabine de Bellevue. (fot. Patryk Ciepiela)



Widok z okna gondoli.

Przystanek Bellevue dla Tramwaju du Mont-Blanc.

O godzinie 8.25 wyjeżdżamy kolejką na szczyt Bellevue (1801 m n.p.m.). Olśniewają nas falujące zielone zbocza okolicy. Malownicze wzniesienia porośnięte są częściowo jodłowymi lasami, ale większość pokrywają widokowe hale. Na wschodzie wznosi się Mont Lachat (2045 m n.p.m.). Wiedzie przez niego wydeptana ścieżka, przeprowadzająca na drugą stronę szczytu. Decydujemy się jednak ominąć to wzniesienia idąc wzdłuż torowiska Tramwaju du Mont-Blanc. Schodzimy 160 metrów w kierunku stacji tramwaju, a stamtąd ruszamy w górę wzdłuż toru. Wnet wchodzimy w cień lasu. Słońce jest jeszcze nisko, lecz powietrze nagrzewa się bardzo szybko. Pokonywany stok jest na początku dość stromy, ale po wyjściu z lasu idziemy dalej łagodnym trawersem. Trawersujemy stoki Mont Lachat, opadające na prawo głęboko do doliny, w której jawi się pokryta szarym kamieniem końcówka jęzora lodowca Bionnassay. Jęzor lodowca Bionnassay dotyka jeziorka o trudniej do określenia barwie, bowiem łożysko doliny zakrywa jeszcze szary cień. Promienie słońca jeszcze tam nie dotarły, natomiast u nas podnoszą nieco temperaturę. Zmusza to nas do zdjęcia kurtek, które przypinamy do plecaków. Plecaki ciążą coraz bardziej. Ważą cały czas dwadzieścia kilka kilogramów - nie zmieniły ciężaru, ale wydaje się, jakby ktoś w trakcie marszu dokładał do nich kamieni. Roma, która wchodziła na Mont Blanc w zeszłym roku mówiła nam aby, spakować się najlżej jak tylko można. Zabrać tylko to co potrzebne. Tak też chyba zrobiliśmy. Mamy tylko to, co będzie potrzebne, ale jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność pogodową. Mamy też plan, który pozwoli nam nie dźwigać wszystkiego po sam szczyt. Z takim ładunkiem na pewno byśmy nie wyszli na wierzchołek Mont Blanc.

Pojawiają się przed nami pierwsze ośnieżone szczyty, ale to jeszcze nie jest nasza Biała Góra. Nie zobaczmy jej jeszcze dzisiaj, ani też jutro, bo skrywa się dalej za tymi mniejszymi gigantami. Wokół jednak otwierają się nam co raz szersze nieprawdopodobnie zielone plenery, łagodne i niezwykle urokliwe. Na zachodzie cudny krajobraz zamyka Masyw Bornes (fr. Massif du Giffre) wchodzący w skład Prealp Sabaudzkich (fr. Préalpes de Savoie). Masyw Bornes wysokością porównać można by do naszych Tatr, pasma najwyższego w Karpatach, jednakże w usytuowaniu alpejskim Masyw Bornes odpowiada karpackim pogórzom. Bądź co bądź to tam należy szukać łagodności krajobrazowych. Masyw Bornes to jednak też surowe skały, a jedyną krajobrazową łagodnością są balony unoszące się na tle Mont Charvin (2409 m n.p.m.). Po przeciwnej stronie krajobraz jest inny, co raz bardziej emanujący chłodem i surowością zimy.

Tramway du Mont-Blanc.

Tramway du Mont-Blanc.

Torrent de Bionnassay.

Balony nad Prealpami Sabaudzkimi.

Przy torowisku.

Panorama Prealp Sabaudzkich z Col du Mont Lachat.

Panorama w stronę lodowców z Col du Mont Lachat.

Przełęcz Col du Mont Lachat.

O godzinie 9.30 docieramy na przełęcz Col du Mont Lachat, na której kończymy trawers stoków Mont Lachat. Jest tutaj przystanek Tramwaju du-Mont-Blanc i węzeł szlaków. Na przełęczy linia tramwaju skręca na południe wchodząc w kolejny trawers bardziej urwistego stoku. Powyżej torowiska widzimy jakieś wydeptane ścieżki, ale mapy z 2017 roku pokazują, że szlak wiedzie dalej wzdłuż linii tramwaju. Zatem po krótkiej przerwie kontynuujemy podejście wzdłuż torów. Trzeba jednak bardzo uważać. Z prawej strony nasyp pod torami przytrzymywany jest drucianą siatką, a kończy się prawie na skraju przepaścistego zbocza, na którym w razie upadku nie ma czego się złapać. Z lewej zaś tory idą przeważnie blisko skał. Nie ma dużo miejsc, gdzie spokojnie można wyminąć się z przejeżdżającymi wagonami Tramwaju du Mont-Blanc.

Dochodzimy do miejsca, gdzie tory tramwaju nikną w ciasnym tunelu wydrążonym w skale, w którym z pewnością nie jesteśmy w stanie zmieścić się jednocześnie z przejeżdżającym tramwajem. Szlak wprowadza nas na prawą stronę, gdzie na skałach wytyczono przejście po skalnej półce zawieszonej nad przepaścią. Dla pewności kroków można na niej przytrzymać się rozwieszonej tutaj liny stalowej. W razie oblodzenia jest ona nieodzowna. W ten sposób obchodzimy pierwszy odcinek tunelu. Drugi oddzielony jest zadaszonym przejazdem. Ze skał schodzimy w sąsiedztwo tego przejazdu. Przechodzimy dalej w chwili, kiedy zjeżdża tramwaj. Ledwie mieści się w korytarzu tunelu, co tylko potwierdza, że nie zmieścilibyśmy się razem z nim we wnętrzu tunelu. Dalej mamy kolejne, ale krótsze obejście dalszej części tunelu wiodące również po zewnętrznej stronie skał, za którymi ukazuje się nam Nid d'Aigle (2362 m n.p.m.). Znajduje się tam końcowy przystanek Tramwaju du Mont-Blanc. Tramwaj jednak nie zawsze dojeżdża do tego miejsca. W miesiącach zimowych ze względu na ryzyko lawin wywozi turystów tylko do Bellevue.

Na przełęczy Col du Mont Lachat.

Widok na Mont Lachat.

Przy torowisku Tramwaju du Mont-Blanc.

Widok na Prealpy Sabaudzkie.

Mont Lachat, a dalej Prealpy Sabaudzkie.


Wymijka z tramwajem.

Przed tunelem.

Obejście tunelu.

Torowisko tramwaju zadaszonym przejazdem przechodzi do drugiego tunelu.

Zejście w sąsiedztwo zadaszonego przejazdu między tunelami.

Przejazd między tunelami.

Przejeżdżający Tramway du Mont-Blanc.

Wymijka z tramwajem.

Obejście drugiego tunelu.

Widok w stronę przebytej trasy.

Przed nami Nid d'Aigle (2362 m n.p.m.).

Punkt widokowy na Nid d'Aigle.

Niezbyt duży plac Nid d'Aigle jest jak gniazdo orła. Ogrodzono go od strony urwiska. Również wejście naszej ścieżki odcięte jest od niego stalową linką, która musimy przekroczyć. Obok drewnianych budynków kasowych jest tu kilka ławek, które wykorzystujemy podczas odpoczynku. Jest godzina 11:00. Oczy nasze mimowolnie kierują się w stronę Lodowca Bionnassay i wznoszących się ponad nim szczytów. Są to już czterotysięczniki, z których najwyższy Aiguille de Bionnassay ma 4052 m n.p.m. wysokości. Niektórzy mylą go z Mont Blanc, bo pewnie trochę go przypomina, ale z pewnością nie jest to Mont Blanc. To grań graniczna między Francją i Włochami, której zwornikiem jest niewidoczny stąd Dôme du Goûter (4304 m. n.p.m.). Dôme du Goûter to wzniesienie, przez które przechodzi tzw. droga normalna na Mont Blanc, która ma nas prowadzić do celu. Odpoczywamy 45 minut. O godzinie 11:45 ruszamy w dalsza drogę.

Z Nid d'Aigle wiedzie droga w kierunku pobliskiego Refuge du Nid d'Aigle. W połowie tej drogi odbija od niej ścieżka na lewo. Jest to początek drogi Goûter na szczyt Mont Blanc, tzw. drogi normalnej, wspomnianej przed momentem, prowadzącej przez schroniska Tête Rousse (3167 m n.p.m.), Goûter (3815 m n.p.m.) oraz szczytowe partie Aiguille du Goûter i Dôme du Goûter, a potem granią Bosse do najwyższego szczytu Alp.

Nid d'Aigle (2362 m n.p.m.).

Nid d'Aigle. Poczatek drogi normalnej na Mont Blanc.

Początek podejścia powyżej Nid d'Aigle.

Dzwonki.

Powyżej Nid d'Aigle.

Przed nami rumosz. Z prawej widać szczytowe partie Aiguille du Goûter.

Wycinek panoramy.

Mamy już okazały widok na Aiguille du Goûter. Na krawędzi tego skalnego wyniesienia widać stojące schroniska (stary i nowy Goûter), a także okryty złą sławą żleb Grand Couloir. Wspinamy się powolutku, oszczędzając siły na kolejne dni. Na trekking w górę mamy dużo czasu. W przyjętej przez nas strategii podzieliliśmy sobie odcinki, tak, aby nie zabrakło nam czasu na wejście i niezbędną aklimatyzację. Tylko zmiana pogody może nam podyktować inny wariant zdobywania góry. Jednak idziemy bez obaw, bo prognozy na kolejne dni są zachwycające. Niepokoi nas jedynie zapowiadany opad śniegu w przededniu planowanego ataku szczytowego, ale na razie nie zaprzątamy sobie tym głowy, bo przed nami jeszcze dwa dni, zanim ma to nastąpić. Pogoda i jej prognozy mogą jeszcze ulec zmianie. Ścieżka szlaku sukcesywnie wprowadza nas wyżej, bez żadnego lawirowania pośród kamieni i głazów, których jest co raz więcej. W końcu kamienny, surowy krajobraz zaczyna dominować. Skąpo rosnące tutaj trawy upodobały sobie jednak tutejsze kozice. Zwierzęta te stanowią część tego surowego krajobrazu – przejściowego między zielonością hal i białością lodowców.

Tymczasem Marko przesyła sygnał, że zakwaterował się. „Oj, to świetnie!” – cieszymy się, że nasz człowiek w odwodzie jest już ustawiony w swojej kwaterze. Mili gospodarze „White Chalet” przyjęli go wcześniej niż podawano to na stronie rezerwacyjnej. Nas jeszcze czeka trochę wysiłku zanim dotrzemy do swojego obiektu noclegowego. Wspinamy się dalej z mozołem i choć stok nie jest bardzo stromy, ciężar plecaków i wysoka temperatura dają nam wycisk. Czujemy się trochę, jak nosicze w Tatrach Słowackich, choć pod względem noszonych ciężarów i tak daleko jest nam do nich. Trenowaliśmy się wiele razy kondycyjnie z dużym ciężarem na plecach podczas zwyczajnych tatrzańskich wycieczek. To one chyba przyczyniły się do tego, że nie potrzebujemy długich odpoczynków na wyrównanie oddechu. Nie mniej krótkie przerwy robimy nader często. Mijamy się co chwilkę z pozostałymi członkami wyprawy. Tylko Łukasz i Peter wypruli do przodu i od pewnego czasu ich nie widzimy. Niedaleko za nimi jest Patryk. Wkrótce kilkoma zakosami po sypkiej ścieżce wchodzimy nieco wyżej na stok grzbietu ciągnącego się po lewej. O godzinie 13.30 docieramy pod kamienny schron Baraque forestière des Rognes (2768 m n.p.m.). W jego wnętrzu stoi jedno piętrowe łóżko, a do dyspozycji alpinistów jest też powierzchnia podłogi, na której można rozłożyć karimaty i przeczekać złą pogodę.

Widok na Aiguille du Goûter.

Przed nami rumosz.

Daleko jeszcze?

Panorama z kamiennego pustkowia.

Pokonany przed chwilą trawers.

Od Baraque forestière des Rognes szlak zmienia kierunek z północno-wschodniego na południowo-wschodni. Idziemy przez niedługi czas w miarę płasko, ale ostry skalny stok rośnie nam w oczach. Prowadzi nim droga do schroniska Tête Rousse, ale nie widać jeszcze nawet jego skrawka. Idziemy po nagrzanych słońcem skałach i rozrzuconych z chaosem głazach, pokrytych rdzawymi plamami. Wiele z tych krystalicznych głazów nie przypomina typowych skał, lecz bryły bogatej rudy. Z lewej mijamy niewielki płat śniegu. Za nim powyżej rysuje się siodło przełęczy, przez którą pokazuje się nam efektowny Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.), szczyt w Masywie Mont Blanc, leżący w grupie górskiej Aiquilles de Chamonix. Z Chamonix położonego na wysokości 1035 m n.p.m. wjeżdża na niego uruchomiona w 1955 roku kolej linowa (fr. Téléphérique de l'Aiguille du Midi). Wagonik tej kolejki dociera na wysokość 3778 m n.p.m., a więc znacznie wyżej niż miejsce do którego mamy dzisiaj dotrzeć. Spiczasty wierzchołek Aiguille du Midi jest bogato zagospodarowany. Znajduje się na nim sklep z pamiątkami, kawiarnia, taras widokowy, toalety. Wieńczy go efektowna iglica.

Baraque forestière des Rognes (2768 m n.p.m.).

Zmiana kierunku szlaku przy Baraque forestière des Rognes.

Przez surowy, kamienny rumosz.

Kozica.

Widok w stronę Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.).

Widok w stronę Prealp Sabaudzkich.

Na kamiennej pustyni.

Tymczasem na tej skalnej pustyni zatrzymuje nas Francuz idący z naprzeciwka. Szybko orientujemy się, że to strażnik, bo pyta się o rezerwację noclegu. Instruuje nas, że na atak szczytowy musimy mieć mniejszy ładunek na plecach, a wszystkie zbędne rzeczy możemy zostawić w schronisku.

– Tak właśnie chcemy zrobić – odpowiadamy, a w tym naszym skromnym angielskim skrada się zapewne słowo polskie, albo akcent, bo strażnik orientuje się, że jesteśmy z Polski. Dopytuje, więc:
– Jesteście przyjaciółmi Patryka?
– Tak – odpowiadamy. Nie musimy zatem szukać zezwolenia, bo strażnik widział nasze nazwiska na zezwoleniu Patryka, który jest niedaleko przed nami, ale wśród tej gęstwiny zakosów trudno go wypatrzeć. Żegnamy się ze strażnikiem serdecznym pozdrowieniem.

Wchodzimy na zakosy, którymi wspinamy się na skalisty stok. Zaczynamy robić niezliczoną ilość skrętów, ale bez nich nie byłoby tych łagodnych zakosów. Ścieżka przebiega czasami po węższych urwistych progach, gdzie pomaga nam stalowa poręczówką. Podejście zaczyna niebawem nużyć i zaczyna się nam wydawać, że jest to droga bez końca – co rusz to w lewo, potem w prawo i znów w lewo, i w prawo, i tak bez końca. Wydaje się, że nie przybliżamy się wcale do szczytowej partii tej skalnej grzędy, choć za plecami zaczynamy mieć niesamowite i niezwykle rozległe widoki. Przed sobą zaś cały czas mamy stromą stertę skał do pokonania. W końcu jednak, gdy mija godzina piętnasta pokazuje się nam dach tego czego już tak bardzo pragniemy – schroniska. Patrzymy jeszcze raz za siebie. Widok jest przepiękny i zaskakujący. Trudno uwierzyć, że tak bardzo oddaliliśmy się od miasteczek usadowionych w dolinie. Naprawdę zrobiliśmy już sporą wysokość.

Ostrzejszy stok przed nami do pokonania.

Przez rumosz.

Helikopter francuskich służb ratunkowych.

W dali widać chmury wiszące nad Francją.

Grupa górska Aiquilles de Chamonix.

Początek ostrego podejścia do Tête Rousse.

Widoki z drogi do Tête Rousse.

Wspinaczka do Tête Rousse.

Pokazał się nam budynek schroniska Tête Rousse.

Vallée de Chamonix z Chamonix-Mont-Blanc.

Wchodzimy na płaskowyż pokryty skrawkami lodowca Tête Rousse (fr. Tête Rousse Glacier). Niespodziewanie jest go znacznie mniej niż myśleliśmy. Pod jego cieńszą warstwą płyną wartko strumienie wody. To nieprawdopodobne, aby tak niewielki lodowiec stanowił zagrożenie dla ludzi mieszkających w odległych dolinach, jak też dla przechodzących po nim alpinistów. Mało kto wie, że pod lodowcem znajduje się ukryte jezioro. Jego wody spowodowały kiedyś śmierć 175 mieszkańców miasta Saint-Gervais-les-Bains. Katastrofa ta miała miejsce w nocy 11 lipca 1892 roku, kiedy z lodowca Tête Rousse uwolniło się nagle 80 tysięcy metrów sześciennych wody zgromadzonej w jego strukturze. Zaczęła gwałtownie przemieszczać się w dół zgarniając ze sobą ogromne ilości pokruszonego lodu, gleby i skał. Stworzyło się swego rodzaju tsunami, które przelało się przez wioskę Saint-Gervais-les-Bains i dosięgło znajdującej się dalej wioski La Fayet. Po tym wydarzeniu w wyniku wypróżnienia się lodowca w jego centrum powstała depresja. W 1904 roku odkryto pod nim jeszcze drugie jezioro, stanowiące potencjalne zagrożenie dla osad leżących niżej. Dlatego jeszcze tego samego roku postanowiono wywiercić otwór, przez który odprowadzono 22 tysięcy metrów sześciennych wody zgromadzanych w jeziorach pod lodowcem Tête Rousse. Podobnego odkrycia dokonano również zupełnie nie dawno, w lipcu 2010 roku, kiedy wykryto w lodowcu inną kieszeń wodną zawierającą 50 tysięcy metrów sześciennych wody. W okresie od 25 sierpnia do 8 października 2010 roku wypompowano z niej 48 tysięcy metrów sześciennych wody. W kolejnym roku sytuacja powtórzyła się, kiedy lodowcowe podziemia wypełniły się wodą jeszcze przed latem. Wodę z lodowca ponownie wypompowano, ale lód znajdujący się nad kieszenią wodną zapadł się. Przez powstałą dziurę pokazało się jedno z jezior. Jeszcze tego samego roku obszar ten ogrodzono i zmieniono przebieg ścieżek prowadzących do schroniska oraz w kierunku szczytu Mont Blanc. Ogrodzenie to istnieje do dzisiaj, a woda wciąż gromadzi się pod lodowcem. Mechanizm powstawania tych wewnątrz lodowcowych jezior nie jest do końca jasny. Prowadzone badania nie doprowadzają do jednoznacznych wniosków.

Lodowiec Tête Rousse.

Ogrodzony obszar lodowca Tête Rousse.

Widok na schronisko Tête Rousse.

Refuge de Tête Rousse (3165 m n.p.m.). (fot. Patryk Ciepiela)

Prognoza pogody z Tête Rousse. (fot. P. Ciepiela)
Nie ma wyboru – każdy, kto zmierza do schroniska Tête Rousse musi przejść po lodowcu Tête Rousse. Przechodzimy na drugą stronę lodowca wzdłuż ogrodzenia otaczającego podlodowcowe jeziora. O godzinie 15:45 wchodzimy do schroniska Tête Rousse (fr. Refuge Tête Rousse).

– Jesteśmy ostatni, na końcu całego zespołu, zjawiamy się tak jak na zwyczajnych wycieczkach – stwierdzamy z uśmiechem – przybywamy jako zamek grupy.

Piotr coś wcina z puszki, Adrianna i Magda zalewają wrzątkiem liofilizaty, zaś Łukasz i Peter wyglądają na zupełnie wypoczętych - przybyli tu najwcześniej, bo lubią szybkie tempo marszu. Zrzucamy ciężkie plecaki. Meldujemy w recepcji całą grupę, a potem zaklepujemy sobie łóżka. Zostawiamy przy nich plecaki i wychodzimy przed schronisko. Wokół zakłębiło się od jaskrawobiałych obłoków. Słońce na wysokości 3165 m n.p.m. operuje tak silnie, że po krótkim pobycie w wycenionych pomieszczeniach schroniska mrużymy oczy, gdy wychodzimy na zewnątrz. Przysiadamy się przy Patryku, który zajął się kuchnią. On już coś zjadł, ale gotuje kolejną porcję wody dla nas na herbatę i liofilizowane danie.



Po zachodzie słońca. (fot. P. Ciepiela)
Na popołudniową porę zaplanowaliśmy kontrolne podejście pod ścianę Aiguille du Goûter, z której opada Grand Couloir, zwany potocznie kuluarem Rolling Stones, albo Żlebem Śmierci. Jest to żleb, który jutro musimy przetrawersować wspinając się na Mont Blanc. Wszyscy oprócz nas udają się zobaczyć ten żleb z bliska, a po powrocie nie mają tęgich min. Nie przynoszą dobrych wieści. Sypie się i to bardzo. Trzeba będzie bardzo uważać.


Udostępnij:

1 komentarz:


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas