Bardzo wcześnie rozpoczynamy dzień wypoczynkowy na Riwierze Olimpijskiej. O świcie pojawiamy się na plaży. Zamek w Platamonas oświetlają światła nocy - kolorowe reflektory. Nadmorski horyzont jest zaróżowiony. Morze jest spokojne. Jego powierzchnia jest lekko rozkołysana. Panuje cisza. Nie słychać tutaj hałaśliwych mew, do jakich przyzwyczailiśmy się nad naszym Bałtykiem. Żadne ptactwo nie lata tutaj szukając pod wodą zdobyczy. Na wodzie widać jedynie niewielką łódkę, a w niej postać czekającą na to co my.
Mija godzina 6.00. Zaczyna coś się dziać. Powierzchnia morza staje się nieco nerwowa. Pieniste uderzenia wody o kamienisty brzeg są głośniejsze. Horyzont zaczyna nabierać silniejszych rumieńców. Uwidacznia się na nim kilka obłoków. Morze wyraźnie zaczyna falować. Jest dwie, trzy, może cztery minuty po szóstej, kiedy chmury w centrum rumieńca zaczynają lśnić jaskrawo, jakby pokrył je ktoś środkiem fluorescencyjnym. Szósta pięć – ponad obłokiem pojawia się świetlista źrenica. W kolejnych sekundach powiększa się i poraża narastającym światłem. Pojawia się sprawca lśnienia chmur. W mgnieniu urasta do płomienistej tarczy. Cudowne zjawisko natury budzi kolejny, nowy dzień w Grecji.
Powrót do Achillesa. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz