Nazwa Pustevny pochodzi od pustelników żyjących tutaj w jaskiniach w XVIII-XIX wieku i oznacza po prostu „pustelnię”. W obecnych czasach miejsce to w ogóle nie przypomina owej pustelni, bowiem od tego czasu zostało zagospodarowane bogatą infrastrukturą.
Ścieżka prowadząca z Radegasta na Pustevny urywa się na skałach zwanych „Podstupně“, opadając ostro w dół po występach skalnych i kamieniach. Ziemia w wielu miejscach zaparta jest tu przed obsuwaniem poprzecznymi drewnianymi belkami.
Na szczycie skał „Podstupně“ postawiono w 1893 roku efektowną drewnianą altankę zwaną „Cyrilka”. Na moment zatrzymujemy się by spojrzeć na malownicze siodło Pustevny, a także rozciągające się za nim masywy Kněhyně - Čertův mlýn.
Następnie zaczynamy kilkuminutowe schodzenie w dół. Po pokonaniu stromego odcinka wchodzimy na wąską drogę asfaltową. Promienie słoneczne przestały do nas docierać, ostatnie z nich łapie jeszcze położono wysoko za nami altanka „Cyrilka”. Pustevny przygotowuje się do nocnego spoczynku. Musimy się śpieszyć.
|
Słońce jest już nisko nad horyzontem. |
|
Pod altanką „Cyrilka”. |
|
Siodło Pustevny (widziane z altanki „Cyrilka”). |
|
Pustevny - dzwonnica. |
Przechodzimy na trawiastą polaną pod drewnianą dzwonnicę z końca XIX wieku, którą zaprojektował jeden z najwybitniejszych architektów słowackich Dušan Jurkovič (nam znany bliżej z zaprojektowanych cmentarzy wojennych w Galicji Zachodniej). Dzwonnica ta jest udekorowana kolorowymi ornamentami, ale autorstwa brneńskich restauratorów Františka Procházki i Ivan Popova, ponieważ pierwotne kolorowe ornamenty zaprojektowane przez Jurkoviča nie zachowały się.
Jednak największe dzieła Dušana Jurkoviča właśnie się rozciągają przed nami. Doskonale je widać spod dzwonnicy - to dwie chaty Maměnka i Libušín, zbudowane tu w latach 1897-1899. Trudno nie zwrócić na nie uwagi, bo zachwycają w każdym calu. Ich żywa folklorystyczna stylizacja, obfitująca w przetworzone motywy ludowe jest oszałamiająca, a jednocześnie idealnie skomponowana z otoczeniem. Libušín został idealnie zharmonizowany z istniejącym tu od 1891 roku schroniskiem Pústevňa, zwanym obecnie Stará Pustevna. Ich ostateczny wygląd powstał z połączenia ze sobą różnych elementów i motywów budownictwa ludowego, zaczerpniętych z różnych regionów Wołoszczyzny Morawskiej i Słowacji. Sprawiają one wrażenie przeniesionych z krainy baśni. Dlatego nie bez przyczyny budowle te zaliczane są do najcenniejszych zabytków kultury narodowej. Aktualnie znajdują się tam hotel Maměnka oraz restauracja Libušín.
|
Libušín. |
|
Maměnka. |
|
Stará Pustevna (z prawej wspólne wejście do recepcji schroniska i resturacji Libušín). |
Najstarszą budowlą jest tu kamienne schronisko Šumná, wybudowane w roku 1894. Później, w 1926 roku wybudowano tu jeszcze jedno schronisko Tanečnice.
Podchodzimy do tych wspaniałych obiektów architektonicznych. Po drodze mijamy największe obniżenie siodła Pustevny - 1010 m n.p.m. Z tabliczki turystycznej przy schronisku Šumná, dowiadujemy się, że trasa zejściowa ma 3 kilometry długości - to zajmie jeszcze trochę czasu. Umówiona obiadokolacja pewnie już nam przepadnie, bo już minęła 20.00, jednak chęć zaglądnięcia do wnętrza, choćby tylko jednego budynku jest silniejsza.
|
Libušín - wnętrze. |
Tylko na „rzut okiem” kierujemy się do restauracji Libušín, nazwanej tak na część czeskiej księżny Libuszy. W opinii znawców jest to najcenniejszy obiekt tutejszej architektury. Jego uroczyste otwarcie miało miejsce 6 sierpnia 1889 roku podczas mszy świętej odprawianej w kaplicy na szczycie góry Radhošť. Po wejściu do środka stajemy zaraz za progiem, bo nie wiemy czy śnimy, czy przenieśliśmy się do świata baśni. Jej wnętrze to jedna bogata kompozycja ornamentyki drewnianych słupków, stropów i ścian, ozdobionych licznymi freskami i sgrafitto przedstawiającymi motywy z wołoskich i słowackich legend, stylizowane motywy roślinne. Wśród tego wszystkiego na ścianach znalazło się jeszcze miejsce na przysłowia. Do tego niezwykłe, idealnie wkomponowane żyrandole i zegar na ścianie czołowej.
Nie mamy więcej czasu. Musimy już wracać. Maměnka, która nazwą oddaje wszystko to, co jest dla ludu wołoskiego wyznacznikiem szacunku i miłości, musi niestety poczekać na inną okazję.
O godzinie 20.15 zaczynamy schodzić do Trojanovic niebieskim szlakiem wzdłuż wyciągu krzesełkowego Ráztoka-Pustevny. W dolinie, do której schodzimy jest już ciemno. Słońce ostatnim czerwonym blaskiem uderza w naszą twarz. Widać jak szybko obniża się ku pofalowanemu górskiemu horyzontowi. Dzisiaj schowa się za dwa szczyty - Kyčera (875 m n.p.m) i Veľky Javornik (918 m n.p.m.). Również Radhošť widoczny nieco na lewo od zachodzącego słońca tuli się do snu.
Jeszcze tylko kilka minut i słońce zanika zupełnie pozostawiając po sobie czerwieniejącą łunę. Przepięknie było. Teraz pozostaje już tylko nasilająca się szarówka.
Stromość zejścia jest znaczna, ale schodzimy w miarę szybko. Trzeba tylko uważać na drobne kamyki, na których nie trudno o poślizg. Patrząc pod nogi wytrzeszczamy coraz bardziej oczy. Powstrzymujemy się jeszcze od założenia czołówek. Wtem tuż przed nami coś niezgrabnie prześlizguje się pomiędzy kępkami trawy. Zamieramy w bezruchu... To salamandra plamista (Salamandra salamandra) - piękny płaz o charakterystycznym wyglądzie, o czarnej i błyszczącej skórze ubarwionej żółtymi plamami. Sunie teraz powoli pod osłoną mroku na łowy. Czyż nie za dużo mamy atrakcji jak na jeden dzień? Chodźmy lepiej dalej, bo ciemność już nadchodzi.
|
Salamandra plamista (Salamandra salamandra). |
O godzinie 20.30 jesteśmy na końcu nartostrady. Teraz jeszcze tylko 10 minut stromego schodzenia i jesteśmy na asfaltowej drodze, przy szumiącym potoku Lomná. To ten sam potok, który płynie obok naszego domku, zatem jesteśmy już bardzo blisko. Droga asfaltowa jest dużo bardziej łagodna od leśnej ścieżki. O godzinie 20.50 przeprowadza nas pod dolną stację wyciągu krzesełkowego na Pustevny (jesteśmy już na wysokości 610 m n.p.m.). W ciemnościach mijamy pierwsze pensjonaty Trojanovic i o 21.05 docieramy do punktu Malá Ráztoka położonego na wysokości 565 m n.p.m. Stąd już tylko kilka minut marszu i docieramy do naszego punktu noclegowego Chata Koksař (550 m n.p.m.).
Tak kończymy wspaniały dzień i kolejny etap górskiej wędrówki. Gdyby nie noc, chętnie byśmy jeszcze gdzieś powędrowali, bo sił w nas jakby nie ubyło po dzisiejszym dniu. Jutro czas na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego. Zatem lepiej chyba odpocząć.
PS. Aha, smaczna i ciepła kolacja mimo naszego spóźnienia czekała na nas, za co dziękujemy szefowi chaty Koksař i jednocześnie wybornemu kucharzowi - panu Chau Hoang.