Ona i On są już zdecydowani, urlop zaplanowany, trasa wytyczona. Czeka ich wiele dni wędrówki, może nawet trzy, albo cztery tygodnie. Od czasu do czasu miną jakąś osadę ludzką, schronisko, schron lub wiatę turystyczną, ale głównie zdani będą wyłącznie na siebie, bo szlak będzie ich wiódł najbliżej natury, przez lasy, łąki, odludne bezdroża, czasem przez chaszcze i dzicz, w skwarze słońca, w deszczu, wietrze i zimnie. Co zabrać ze sobą do plecaka, a czego nie, aby nie było zbyt ciężko? Stawiacie sobie to pytanie, część czytelników stawia je nam szykując się na wyprawę życia, wielką włóczęgę. Kiedyś stanęliśmy przed takim samym problemem. Pytaliśmy, korzystaliśmy z doświadczenia innych, po czym na własnej skórze wszystko zweryfikowaliśmy. Teraz zdradzimy co zawierały nasze plecaki podczas naszej 18-dniowej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, którą odbyliśmy w lipcu 2012 roku.
Sami nosiliśmy własny namiot, ale skorzystaliśmy z niego tylko jeden raz w Brzegach Górnych. Jednak konstrukcyjnie jest to takie cacko, że nie zrezygnowalibyśmy z jego dźwigania idąc GSB po raz drugi. To ultralekki namiot ekspedycyjny Coleman Rigel X2 o wadze 980 gram, który po złożeniu nie zajmuje więcej niż ½ objętości śpiwora (jego rozmiary po spakowaniu: 53x20x5 cm). Za tą zgrabność musieliśmy się jedynie pogodzić z jego ciasnotą, ale coś za coś.
Ekwipunkiem niezbędnym do zapewnienia sobie dobrego spania są śpiwory. Nie stawialiśmy im wielkich wymagań cieplnych, wszak potrzebne były na letnią porę. Miały być one przede wszystkim lekkie, a byliśmy już w wyposażeni w sprawdzone podczas wcześniejszych letnich wędrówek, niedrogie śpiwory Campus Hobo 200 o wymiarach 180 x 75 cm. Waga takiego śpiwora to 1,1 kg. Po spakowaniu śpiwór ten mierzy jedyne 38 cm na 19 cm. Zakres temperatur podawany przez producenta wynosi: min 3°C, max 18°C, optymalny od 9°C do 13°C.
Wybierając śpiwory zależało nam na prostokątnym kształcie, bo dzięki temu mogliśmy używać ich jak tradycyjnej pościeli, śpiąc we dwoje pod jednym przykryciem. Drugi śpiwór spełniał wówczas funkcję prześcieradła. Nie jeden raz taka własna pościel ułatwiła nam skorzystanie z pensjonatów, które nie preferowały przyjmowania gości tylko na jedną noc, m.in. ze względu na konieczność przygotowania i prania pościeli po tak krótkim pobycie. Spanie we własnych śpiworach często obniżało koszty noclegu w schroniskach, jak i w wielu innych obiektach, bo pozwalało to zrezygnować z odpłatnego wypożyczania pościeli.
Zwolennicy śpiworów w kształcie mumii również znajdą na rynku takie, które można ze sobą połączyć. Warunkiem jest tylko to, aby były one jednakowego kształtu i długości. Przykładem takiego śpiwora jest Biker Coleman. Jest lżejszy od tego który posiadaliśmy (waży 0,99 kg) i ma lepsze parametry termiczne na chłodniejsze noce (min -2°C, max 14°C, optymalna w okolicach 10°C). Dzięki specjalnemu, wodoszczelnemu workowi z zaworem do wypompowywania powietrza zajmuje niewiele miejsca (wymiary po spakowaniu 26 x 30 x 8 cm).
Nasz sprzęt do spania uzupełniały dwie lekkie dmuchane poduszki, ważące po 80 gram przy wymiarach 37 x 27 i 10 cm grubości. Praktycznie nie zajmowały one żadnego miejsca w plecaku, a zapewniały wygodne ułożenia głowy.
Izolację od podłoża zapewniały dwie tanie karimaty oklejone z jednej strony warstwą folii aluminiowej.
Na czas wędrówki każde z nas dysponowało trzema koszulkami termoaktywnymi (z krótkim rękawem, albo bez rękawa), a także trzema parami skarpet i majtek. Podczas marszu jeden komplet tej odzieży mieliśmy na sobie, drugi zwykle suszył się przyczepiony do plecaka, a trzeci mieliśmy w zapasie i zazwyczaj wykorzystywaliśmy go jako pidżamy (o ile nie było zbyt gorąco). Dodamy, że w przypadku skarpet świetnie sprawdziły się tanie z domieszką srebra z serii Trekking Deodorant Silver, polecane przez producenta do wspinaczki i trekkingu. Żeńska połowa naszej ekipy dysponowała też krótkim topem (do opalania brzucha).
Spodnie również powinny być z włókien termoaktywnych, bo szybko przesychają po deszczu lub drobnej przepierce i nie lepią się do spoconych nóg. Wystarczy zabrać po jednej parze długich spodni i krótkich na gorące dni. Jakie? Hmm... minęło trochę czasu, gdy kupiliśmy sobie swoje i wciąż nieźle się trzymają, a przeżyły już tyle dni pogody i niepogody, parając się z błotem, deszczem, czy skalnym podłożem, a wcale nie jest to odzież z najwyższej półki.
Spotkaliśmy się przed wymarszem z opiniami, że w lecie na szlaku beskidzkim niepotrzebne są długie spodnie, że wystarczające są spodnie krótkie, ale na własnej skórze przekonaliśmy się, że długie spodnie też trzeba mieć ze sobą. Wędrowaliśmy w lipcowe dni, początkowo bardzo upalne, kiedy żadne z nas nie myślało o założeniu długich spodni. Jednak przyszły również dni tak chłodne, że ludzie siedzący w schronisku zakładali swetry.
– Pamiętasz Doroto przenikliwe do kości wieczorne i poranne chłody Turbacza?
– Jakże by nie. Wieczorem ludzie rezygnowali ze spania w namiotach pod schroniskiem i przenosili się na tzw. „glebę” schroniska. Ale był chyba chłodniejszy dzień pod Rysianką. Być może temperatura nie była bardzo niska, ale wiejący wówczas wiatr sprawiał, że czuliśmy kostnienie dłoni.
– Dobrze, że zabraliśmy ze sobą lekkie rękawiczki.
Spanie
Zacznijmy od przenośnego domu, czyli namiotu. Na beskidzkim szlaku przekonaliśmy się, że można się bez niego obejść. Trochę trudniej w tym względzie jest we wschodniej części Beskidów, gdzie infrastruktura turystyczna jest uboższa, ale można sobie z tym poradzić. Wystarczy tylko odpowiednio dostosować pokonywane odcinki do istniejącej infrastruktury turystycznej. Poza schroniskami przy szlaku napotkamy rozwiniętą sieć obiektów agroturystycznych, a także sezonowe bazy namiotowe, w których istnieje możliwość przespania się bez własnego namiotu, bo stoją tam wieloosobowe namioty z łóżkami polowymi, w których za niewielką opłatą można przenocować.Sami nosiliśmy własny namiot, ale skorzystaliśmy z niego tylko jeden raz w Brzegach Górnych. Jednak konstrukcyjnie jest to takie cacko, że nie zrezygnowalibyśmy z jego dźwigania idąc GSB po raz drugi. To ultralekki namiot ekspedycyjny Coleman Rigel X2 o wadze 980 gram, który po złożeniu nie zajmuje więcej niż ½ objętości śpiwora (jego rozmiary po spakowaniu: 53x20x5 cm). Za tą zgrabność musieliśmy się jedynie pogodzić z jego ciasnotą, ale coś za coś.
Namiot i śpiwór po spakowaniu. |
Wybierając śpiwory zależało nam na prostokątnym kształcie, bo dzięki temu mogliśmy używać ich jak tradycyjnej pościeli, śpiąc we dwoje pod jednym przykryciem. Drugi śpiwór spełniał wówczas funkcję prześcieradła. Nie jeden raz taka własna pościel ułatwiła nam skorzystanie z pensjonatów, które nie preferowały przyjmowania gości tylko na jedną noc, m.in. ze względu na konieczność przygotowania i prania pościeli po tak krótkim pobycie. Spanie we własnych śpiworach często obniżało koszty noclegu w schroniskach, jak i w wielu innych obiektach, bo pozwalało to zrezygnować z odpłatnego wypożyczania pościeli.
Zwolennicy śpiworów w kształcie mumii również znajdą na rynku takie, które można ze sobą połączyć. Warunkiem jest tylko to, aby były one jednakowego kształtu i długości. Przykładem takiego śpiwora jest Biker Coleman. Jest lżejszy od tego który posiadaliśmy (waży 0,99 kg) i ma lepsze parametry termiczne na chłodniejsze noce (min -2°C, max 14°C, optymalna w okolicach 10°C). Dzięki specjalnemu, wodoszczelnemu workowi z zaworem do wypompowywania powietrza zajmuje niewiele miejsca (wymiary po spakowaniu 26 x 30 x 8 cm).
Nasz sprzęt do spania uzupełniały dwie lekkie dmuchane poduszki, ważące po 80 gram przy wymiarach 37 x 27 i 10 cm grubości. Praktycznie nie zajmowały one żadnego miejsca w plecaku, a zapewniały wygodne ułożenia głowy.
Izolację od podłoża zapewniały dwie tanie karimaty oklejone z jednej strony warstwą folii aluminiowej.
Odzież
Podstawą jest odzież termoaktywna, która gwarantuje największy komfort podczas uprawniania turystyki. Wspiera ona czynnie funkcje organizmu, zapewnia odprowadzanie wilgoci utrzymując ciepłotę, jest lekka i szybkoschnąca, łatwo się pierze.Na czas wędrówki każde z nas dysponowało trzema koszulkami termoaktywnymi (z krótkim rękawem, albo bez rękawa), a także trzema parami skarpet i majtek. Podczas marszu jeden komplet tej odzieży mieliśmy na sobie, drugi zwykle suszył się przyczepiony do plecaka, a trzeci mieliśmy w zapasie i zazwyczaj wykorzystywaliśmy go jako pidżamy (o ile nie było zbyt gorąco). Dodamy, że w przypadku skarpet świetnie sprawdziły się tanie z domieszką srebra z serii Trekking Deodorant Silver, polecane przez producenta do wspinaczki i trekkingu. Żeńska połowa naszej ekipy dysponowała też krótkim topem (do opalania brzucha).
Ciepły dzień. |
Spotkaliśmy się przed wymarszem z opiniami, że w lecie na szlaku beskidzkim niepotrzebne są długie spodnie, że wystarczające są spodnie krótkie, ale na własnej skórze przekonaliśmy się, że długie spodnie też trzeba mieć ze sobą. Wędrowaliśmy w lipcowe dni, początkowo bardzo upalne, kiedy żadne z nas nie myślało o założeniu długich spodni. Jednak przyszły również dni tak chłodne, że ludzie siedzący w schronisku zakładali swetry.
– Pamiętasz Doroto przenikliwe do kości wieczorne i poranne chłody Turbacza?
– Jakże by nie. Wieczorem ludzie rezygnowali ze spania w namiotach pod schroniskiem i przenosili się na tzw. „glebę” schroniska. Ale był chyba chłodniejszy dzień pod Rysianką. Być może temperatura nie była bardzo niska, ale wiejący wówczas wiatr sprawiał, że czuliśmy kostnienie dłoni.
– Dobrze, że zabraliśmy ze sobą lekkie rękawiczki.
Wiele osób pewnie się w tym miejscu dziwi, bo jak to - rękawiczki w lecie? A jednak warto je mieć, bo choć nie jest pewne, czy się przydadzą, zdarzyć się może że jednak tak, jak nam, choć zmarzluchami nie jesteśmy. W górach pogoda potrafi być zaskakująca i trzeba być przygotowanym na różne ewentualności nawet w lecie.
Z tejże przyczyny warto zastanowić się również nad cienkim polarem, albo lepiej nad bluzą wykonaną z materiału typu windstopper. Odzież z takich materiałów niewiele waży, choć zawsze zajmuje trochę miejsca w plecaku. Długo zastanawialiśmy się na zabraniem takiej odzieży, ale w końcu stanęło na tym, że w chłodniejsze dni ochronę cieplną dawały nam lekkie kurtki softshell. Podczas marszu były wystarczającym zabezpieczaniem, a tylko podczas postojów czuliśmy dyskomfort termiczny.
O ile spodnie wykonane z materiałów termoaktywnych można wysuszyć na sobie w parę minut, to już trochę inaczej wygląda kwestia suszenia przemoczonego softshell'a. Tańszy będzie zazwyczaj miał słabsze właściwości wodoodporne, a więc krócej będzie opierał się naporowi wody i szybciej staniemy przed problemem suszenia w trasie. Lepszy, ale zazwyczaj droższy pewnie okaże się inwestycją bardziej satysfakcjonującą, tym bardziej, że kurtek nie wymieniamy tak często jak spodni. Są też takie kurtki, które mają we właściwościach zarówno wodoodporność i oddychalność, jak też termoizolacyjność chroniącą przed utratą ciepła. Natomiast najbardziej uniwersalną opcją w zakresie softshell byłaby z pewnością kurtka typu 3w1.
– Podczas kolejnej letniej wędrówki polar lub windstopper przypuszczalnie znów nie znajdzie miejsca w plecaku, choć kto wie, może jednak.
– Pewnie tak, tym bardziej, że w pochmurne i wietrzne dni dodatkową izolację dawały nam peleryny chroniące przed deszczem.
Peleryna chroniąca przed deszczem jest bezwzględnym wyposażeniem. Świetnie sprawdziły się w tym przypadku niedrogie peleryny z rękawami marki Quechua Forclaz 1300, które ubiera się jak zwykłą kurtkę. Posiada ona suwak z przodu, otwierający kurtkę zarówno od dołu, jak i od góry. Nie jest wykonana z tkanin oddychających, ale skutecznie spełnia swoją funkcję chroniąc przed deszczem nas i cały niesiony na plecach dobytek oraz aparat fotograficzny na przodzie. Pewnym mankamentem jest brak regulacji wielkości kaptura, co może powodować zwiewanie go z głowy. Problem ten rozwiązaliśmy czapką z daszkiem, która utrzymuje zaciągnięty kaptur na daszku czapki. Kaptur nie zsuwa się na oczy, a też woda z niego nie kapie do oczu i na nos. Czapka taka musi być oczywiście z włókien szybkoschnących.
Ta sama czapka z daszkiem przydatna jest oczywiście w pogodne dni, dając cień dla oczu i odprowadzając pot zanim spłynie nam z czoła. Alternatywą dla niej były zabrane termoaktywne chusty typu buff, chroniące również przed nadmiernym słońcem i skutecznie odprowadzające pot podczas marszu. Zaletą tego typu chust jest również to, że można je formować na różne sposoby np. przepaskę.
A w upalne dni...
– Następnym razem nasze buty będą miały twardą podeszwę.
– Na pewno, ale pozostaniemy przy obuwiu do kostki, nie wyższym, nie niższym. Zresztą nie mamy innego wyjścia. Te, w których przeszliśmy Główny Szlak Beskidzki dogorywają. Szczególnie twoje Marku. Dobrze, że zapobiegawczo zabraliśmy „Kropelkę”. Przydała się i chyba warto ją mieć zawsze w plecaku na różne awaryjne sytuacje.
– Oj moje buciki, tyle razem przeszliśmy i teraz miałbym się z wami rozstać, teraz kiedy zostałyście okryte chwałą historii. Nie wyrzucę was do kosza, moje skarby.
– To może mój smutny wystawimy je na aukcję, może na Allegro, gdzie kupi je ktoś, kto znajdzie dla nich miejsce na zasłużony spoczynek.
Na wielodniową wędrówkę trzeba też zabrać obuwie schroniskowe, które spełniać będą funkcję pantofli. Świetnie sprawdzają się tutaj zwykłe wodoodporne klapki, takie jakie kupuje się na basen. Można wtedy wejść w nich pod prysznic, czy też do strumienia, by zażyć kąpieli.
– Tak jak pod wodospadem „Niagara” w Wisłoczku, Dorotko, ależ było wtedy romantycznie.
– Cudownie byłoby tam kiedyś wrócić.
Wróćmy jednak do klapek, których nie zabraliśmy, bo wymyśliliśmy sobie, że podobną funkcję spełniać mogą bardzo lekkie, wodoodporne sandały trekkingowe. Takie sandałki przydały się podczas pokonywania gładkich, asfaltowych odcinków szlaku, dając przewiew stopom. Było to jednak dużo droższe rozwiązanie. Sandały trekkingowe znaleźć można w ofercie renomowanych firm jak np. Merrell, czy Salomon.
Z obuwiem związane są stuptuty. W naszej opinii można by się bez nich obejść, choć wygodniej jest w nich wędrować w trudniejszych warunkach, podczas deszczu lub bezpośrednio po nim. Dzięki nim obuwie nasze dłużej będzie opierać się naporowi wody. Stuptuty chronią przed dostawaniem się błota do butów, kamyków czy innych niepożądanych obiektów pochodzących ze ściółki leśnej. Kupując stuptuty trzeba koniecznie sprawdzić jak leżą na nodze i bucie, w którym chcemy wędrować. Muszą szczelnie przylegać do buta, nie mogą się zsuwać z nogi, ani jej uciskać. Na GSB używaliśmy specjalnie kupione na ten szlak niedrogie „Lhotse” wykonane z wodoodpornego materiału Cordura i z regulacją górnego obwodu.
Na szlaku bardzo przydatne okazały się chusteczki nawilżane, a też zapasowa butelka wody pitnej, która wiele razy służyła jako przenośne źródełko wody do picia i mycia. Nie trzeba kupować całego zapasu środków higieny, bo to trochę waży. Szlak prowadzi przez wiele miejsc, gdzie można się zaopatrzyć w takie produkty. Na dwoje wystarczy tradycyjny flakonik o pojemności 200-300 ml żelu i taki sam z szamponem.
Kolejnymi akcesoriami służącymi higienie są szczoteczki do zębów i mała tubka pasty do zębów.
– Przypominają mi się w tym miejscu nasi przyjaciele ze szlaku, kojarzysz Dorotko?
– Wiem kogo masz na myśli. Obniżali wagę swoich plecaków, w każdy sposób, jaki im do głowy przyszedł. Jednym z pomysłów było zmniejszenie uchwytów szczoteczek do zębów poprzez ich przycięcie. Ciekawe do jakiej wagi plecaków zeszli?
– Nie wiem, ale może się odezwą i nam powiedzą. Nasze ważyły po około 15 kg i po długim dniu czuło się to, szczególnie podczas pierwszych dni naszej wędrówki.
Wśród akcesoriów higieny mieliśmy też grzebień do czesania włosów, obcinacz do paznokci, chusteczki higieniczne, patyczki kosmetyczne, plik wacików. Mężczyźni, którzy nie mają zamiaru zapuścić długiej brody i wąsów muszą jeszcze zabrać sprzęt do golenia, zaś kobiety zadbać o swoje sprawy intymne. Dla niektórych osób konieczny będzie kawałek pumeksu do stóp.
Pozostaje jeszcze kwestia ręczników. Wielu osobom wystarcza jeden mały szybkoschnący z mikrofibry. Pomyśleliśmy jednak, że przyjdzie nam czasem przemieścić się po kąpieli przez miejsca ogólnodostępne…
– No tak, też rzeczywiście wiele razy było. Zbyt skąpym ręczniczkiem moglibyśmy wywołać zgorszenie w miejscu publicznym.
– No można jeszcze było ubrać się w normalne ciuchy, ale po co w ciepłą, księżycową noc:-), wszak sama wszystkim mówiłaś, że jesteśmy w podróży poślubnej, mimo że od naszego ślubu minęło już tak wiele lat.
Zabraliśmy więc dwa ręczniki: jeden mały, jeden duży kąpielowy, i jeszcze coś, co możemy polecić kobietom - pareo Nabaji 80x130 cm, które z powodzeniem spełniało funkcję odzienia, jak i ręcznika kąpielowego. Produkt ten przeznaczony jest do zajęć pływackich, ale znakomicie spisał się w warunkach turystycznych. Zarówno ręczniki, jak polecane pareo wykonane są z mikrofibry, które charakteryzuje się dużą skutecznością w pochłanianiu wilgoci, a zarazem lekkością, dużą kompaktowością podczas transportu. Bardzo ważnym parametrem tych tkanin jest też niedługi czas schnięcia.
Podczas wielodniowej wędrówki nie obędzie się bez codziennego prania i czyszczenia odzieży. Trzeba zabrać środki piorące - mały woreczek proszku do prania, albo odlać sobie trochę płynu do prania do małego pojemnika, np. po mydle w płynie, żeby ciężko nie było. Wszystkie płyny lepiej umieścić w dodatkowych woreczkach foliowych, które będą chronić pozostałą zawartość plecaka w razie rozlania.
– Dodajmy, że gdyby środków piorących nam brakło i nie było gdzie ich dokupić, można doraźnie posłużyć się mydłem, żelem pod prysznic, a nawet szamponem, nieprawdaż?
– Tak, w rzeczy samej i pamiętajmy, że w potokach i innych naturalnych zbiornikach wodnych w grę wchodzi tylko szare mydło.
– Dodajmy Dorotko, że na szlaku czasem spotykaliśmy bardzo miłych gospodarzy, którzy zobaczywszy nas umorusanych sami proponowali przepierkę wszystkich naszych ciuchów.
– Nawet z nami włącznie.
I pozostaje jeszcze jedna mała rzecz, o której często zapominamy podczas jednodniowych wędrówek. To mała szczoteczka, która umożliwia zeskrobanie nadmiaru błota z butów, albo ich wypucowanie gdy wchodzimy do ludzi.
– Praktycznie każdego poranka mieliśmy gwarantowane ciepłe śniadanko, wieczorem ciepłą kolacyjkę.
– Również na trasie, prawda?
– Prawda, w plecaku zawsze mieliśmy coś na ząb: jakąś konserwę mięsną, dwie rybne, trochę pieczywa, kawałek masełka, jakieś ciastko i owoc. Nie było problemu z płynami, dzięki bukłakom. Bukłaki to świetny wynalazek.
– Niezwykle wygodny i praktyczny, ale przecież nie tylko dlatego każde z nas miało zainstalowane po dwa bukłaki w swoim plecaku.
– Fakt, ale dzięki temu mogliśmy uraczać się dwoma różnymi smakami napojów. Gdybyśmy musieli przez cały dzień siorpać tylko jeden rodzaj wody, bez urozmaicenia, z pewnością po południu smakowałby on jak z trampka. Nie raz przerabialiśmy to już na szlakach.
– Chyba poza jednym wyjątkiem…
– A tak! Pustelnia św. Jana i życiodajne źródełko wody tak orzeźwiającej, że wylaliśmy wszystkie sklepowe płyny i napełniliśmy tą wodą nasze bukłaki oraz butelki PET. To był jedyny raz, kiedy bukłaki napełniliśmy do pełna. Było co dźwigać jeszcze przez 2 godziny marszu do Chyrowej. Warto wziąć pod uwagę to miejsce za potencjalny punkt zaopatrzenia w wodę pitną. Faktycznie ma w sobie jakąś moc uzdrawiającą.
Dzienne zapotrzebowanie dorosłego człowieka na wodę zależy od wielu czynników - od masy ciała, aktywności fizycznej, a także temperatury, wilgotności i ruchu otaczającego powietrza, a także składników odżywiania. Podejmując wysiłek wędrówki w upale potrzebujemy znacznie więcej wody przed, w trakcie, jak i po wysiłku. Zaś w chłodzie i podczas deszczu mniej. U dorosłego człowieka dzienne zapotrzebowanie na wodę ze wszystkich jej źródeł (napojów i jedzenia) wynosi w zwykłych warunkach przeważnie 2,5 l.
– I nie ma się co dziwić Marku, że potrafiliśmy niemal jednym haustem wypić po litrowym kartonie mleka.
– Normalnie nie dałbym rady wyżłopać jednego litra mleka w dwie minuty. Pamiętasz, gdzie tak było?
– Jakże zapomnieć najbardziej upalne dni i krótkie sjesty pod sklepami spożywczymi w Lubatowej, w Kątach, w Rytrze, chyba jeszcze w Mochnaczce Niżnej, choć wtedy nie było aż tak gorąco. A wieczory, kiedy wypijaliśmy haustem po dużym piwie... aż dziw bierze, jak mieściła się w naszych żołądkach taka ilość płynów.
– Może to skutki odwodnienia, tak łatwo o to w parne dni.
W plecaku pałętała się też często mała butelka, puszka lub dwie czegoś gazowanego, orzeźwiającego. Była też 1,5 litrowa butelka wody mineralnej do picia, dzięki której mogliśmy też zwilżyć spocone czoło lub kark, gdy było daleko do naturalnego źródełka.
Wysoko cenionym elementem naszego wyposażenia był termos. Kubek zwyczajnej herbaty na szlaku, po kilkugodzinnym marszu krzepił i smakował wybornie. Aby móc rozkoszować się na szlaku kubkiem herbaty musieliśmy zapakować do plastikowego pojemnika na żywność trochę cukru i kilkanaście torebek herbaty ekspresowej.
O termosie możemy powiedzieć, że posiadamy bardzo udany model wykonany ze stali nierdzewnej VACUUM firmy Esbit. To rewelacja - tak mówią ci, którym go poleciliśmy. Wiele razy ratował nas ciepłą herbatą, nie tylko na szlaku beskidzkim, ale również na innych wycieczkach, w tym zimowych. Świetnie trzyma temperaturę przechowywanych produktów nawet podczas marszu w ujemnych temperaturach, a do tego jest bardzo lekki. W sklepach dostępny jest w kilku rozmiarach, a dla nas dwojga optymalnym okazała się pojemność 1 l. Termos ten wyeliminował też konieczność zabierania kubków, bowiem dwa stanowią jego standardowe wyposażenie.
– Oj, jak przyjemnie było wtedy rozłożyć się na polance, czy usiąść w lasku na pniaczku, przy kubku ciepłej herbaty i przekąsce.
– Było tak często we wschodniej części Beskidów. Zachodnią część Beskidów zaspokajała już wszelkie nasze zachcianki. Tu mieliśmy większe zagęszczenie schronisk i innych jadłodajnych obiektów, oferujących różne wykwintne potrawy, jak też coś dla wielbicieli fast food’ów i pizzy.
– No ale na ostatniej naszej górce - to dopiero była uczta, iście diabelska - od biesów wyszliśmy i w enklawie biesów kończyliśmy wędrówkę ucztą w Kolibie pod Czarcim Kopytem na stokach Równicy. Każdy powinien tam zaglądnąć, nawet jeśli kasy już mało zostanie, to może wystarczy jej choćby na lody pieprzowe.
Kuchnia nasza wyposażona była ponadto w dwa plastikowe talerzyki, ściereczkę, nóż metalowy przydatny do krojenia pieczywa i owoców oraz zestaw ultra lekkich, polycarbonowych sztućców marki SeaToSummit.
Tak na wszelki wypadek najlepiej od razu wpisać do telefonu numer ratunkowy GOPR 601-100-300, a także numeru telefonu osoby, z którym ratownicy mają się skontaktować w razie nagłego wypadku. Numer ten należy opisać w kontaktach jako ICE, albo I.C.E. (ang. In Case of Emergency, pol. w nagłym wypadku). Jeśli mamy kilka takich numerów wpisujemy je kolejno jako ICE1, ICE2 itd. Trzeba tylko mieć na uwadze to, aby przypisywane osoby miały wiedzę lub dostęp do ważnych informacji na temat właściciela telefonu, takich jak grupa krwi, przyjmowane leki, choroby, problemy ze zdrowiem czy alergie. Numery ICE można też zapisać na kartce i nosić przy sobie - najlepiej w portfelu lub z dokumentami.
Obecne telefony komórkowe zapewniają nie tylko łączność. Wiele modeli wyposażonych jest w urządzenia nawigacyjne, niemal każdy z nich umożliwia nam mobilny dostęp do internetu pozwalając na bieżąco śledzić prognozy pogody i mnóstwo innych rzeczy. Nie posiadaliśmy takiego cacka, ale wgraliśmy sobie do naszych telefonów zeskanowane mapy z przebiegiem Głównego Szlaku Beskidzkiego. Dzięki temu mogliśmy w każdej chwili zerknąć na mapę, bez potrzeby sięgania do plecaka po jej papierową wersję, której i tak nie mieliśmy, za wyjątkiem kompaktowego przewodnika.
Nieodłącznym sprzętem do telefonu komórkowego jest oczywiście ładowarka, o której w żadnym przypadku nie można zapomnieć. Bez niej telefon szybko stanie się bezużyteczny.
Innym sprzętem, który zapewne każdy wędrowiec będzie chciał zabrać na każdą wspaniałą przygodę jest aparat fotograficzny. Do tego sprzętu trzeba zabezpieczyć się w zapasowe źródła zasilania - baterie lub akumulatorki, a w przypadku tych drugich trzeba zabrać również ładowarkę.
Podczas naszej wędrówki po GSB dysponowaliśmy cały czas dwoma aparatami fotograficznymi. Można powiedzieć, że wzajemnie asekurowaliśmy się tworząc dokumentację fotograficzną z wędrówki, ale też dzięki temu umknęło nam z kadru znacznie mniej niespodziewanych momentów.
– Tak to niezłe rozwiązanie. Jeśli każda osoba dysponuje swoim własnym aparatem fotograficznym możemy mieć większą pewność, że „upolujemy” znacznie więcej wspaniałych chwil, i że każde z nas będzie miał serię znakomitych, niepozowanych ujęć z trasy.
– Myślę, że widać to na naszym blogu. Zalety dwóch aparatów szczególnie uwidaczniają się w opisach innych trudniejszych tras skalnych, gdzie przekazywanie sobie aparatu fotograficznego z ręki do ręki jest niemożliwe i niebezpieczne np. na Orlej Perci, czy na Czerwonej Ławce lub w Janosikowych Dierach. Po za tym dwa aparaty stanowią swego rodzaju zabezpieczenie, w razie awarii jednego z nich.
Najwygodniejsze do zastosowań turystycznych są oczywiście kompaktowe aparaty kieszonkowe z automatycznie chowanym obiektywem, który można obsłużyć dosłownie jedną ręką. Trudno tutaj polecić konkretny model. Trzeba rozważyć tę kwestię kompromisowo pomiędzy ceną a jakością zdjęć, choć nie zawsze cena aparatu idzie w parze z jakością fotografii. Sami używamy jednego z najtańszych modeli Panasonic z serii Lumix DMC-LS5. Drugim aparatem jest bardziej zaawansowany, ale też znacznie większy Canon PowerShot SX20 IS. Dobierając sobie te aparaty zadbaliśmy o to, aby miały one ogólnodostępne źródła zasilania tego samego standardu. Dzięki temu nie musieliśmy taszczyć dwóch ładowarek, a w sytuacji rozładowanych akumulatorków ratować się zwykłymi bateriami R6, czyli popularnymi „paluszkami”.
I jeszcze przed wędrówką zadbaliśmy o miejsce dla nich, by zawsze były w zasięgu ręki. Ten mniejszy aparacik przymocowany był w futerale do szelki plecaka, a ten większy przy pasie spodni. Zabezpieczone były futerałami, ale nie były to futerały nieprzemakalne. W razie deszczu chroniliśmy je pod przeciwdeszczową peleryną, chroniącą zarówno nas od głowy niemal po stopy oraz wszystko co mieliśmy do siebie przymocowane lub przypięte. Dzięki tym dwóm aparatom mamy teraz co oglądać wieczorami.
Bardzo ważnym wyposażeniem są czołówki. Bez nich lepiej nie wybierać się na GSB. Raczej nie powinna być to jedna sztuka na dwie osoby. Każda z wędrujących osób powinna dysponować swoim własnym źródłem światła. Może nim być oczywiście latarka, ale ta z pewnością nie jest tak komfortowa podczas wędrówki jak czołówka. Własne źródło światła przyda się również pod namiotem, czy przy łóżku w schronisku.
Można oczywiście mieć ze sobą zarówno czołówkę, jak też poręczną latarkę, stanowiącą jednocześnie zapasowe źródło światła. Jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie, to jak zwykle należy zadbać o to, aby latarka była lekka i niewielka - tak jak niedawno wypuszczone na rynek produkty zbudowane z lotniczego aluminium. Dzięki takiej konstrukcji ważą one niewiele, ale trzeba się jednak liczyć z tym, że wyposażenie wykonane z takich materiałów będzie droższe.
– Mieliśmy już sposobność wędrowania przy jednej czołówce. Moc świetlna dzisiejszych czołówek potrafi oświetlić drogę nie dwójce, trójce, albo większej grupie osób. Można zatem wspólnie wędrować przy jednym źródle światła, ale jak się ono zepsuje, to jesteśmy… lepiej nawet o tym nie myśleć. Doznaliśmy tego na własnej skórze. Pewnego wiosennego wieczoru Marek sprowadzał z gór jedną z turystek, gdy wysiadło jedyne źródło światła jakie posiadał, a wąski sierp księżyca skrył się ponad gęstą koroną drzew. W tej samej chwili znaki szlaku na drzewach jakby zniknęły, a ścieżka rozpłynęła pod nogami. Dobrze, że mieliśmy ze sobą łączność. Dzięki temu można było wezwać pomoc ze schroniska ze źródłem światła.
– A zdarzyło się nam kilkakrotnie mimo długiego dnia, gdy na Głównym Szlaku Beskidzkim złapał nas zmrok. Bez własnego źródła światła byłoby wtedy bardzo trudno dotrzeć do celu. Pamiętasz smak nocnej wspinaczki na Kordowiec, czy na Jaworzynę Krynicką?
Wcześniejsze problemy z tańszymi czołówkami skłoniły nas do zainwestowania w droższe i teraz wiemy, że warto było to zrobić. Jedną z nich jest niezwykle udany Petzl MyoBelt XP z odłączanym pojemnikiem na baterie, który można schować do kieszeni zmniejszając ciężar latarki na głowie do 75 g. Odłączany pojemnik z bateriami pozwala też na ochronę baterii przed zimnem, by nie „siadały” zbyt szybko. Drugą czołówką była dużo tańsza, ale również znakomicie spisująca się MacTronic HLS-K1 PLUS.
I jeszcze parę słów o źródłach energii elektrycznej. Do plecaków zapakowaliśmy pełną rezerwę akumulatorków w liczbie 6 sztuk i tyleż samo zwykłych baterii. Ten zestaw spokojnie wystarczył nam aż do mety wędrówki. Akumulatorki był w ciągłym obiegu z tymi wsuniętymi do aparatów fotograficznych.
– Tak przeważnie było, ale nie zawsze. Przez noc ładowaliśmy zużyte akumulatorki, ale nie zawsze mieliśmy taką możliwość. Nie w każdym miejscu gdzie spaliśmy mieliśmy dostęp do gniazdka elektrycznego. Korzystaliśmy wtedy ze zwykłych baterii. Nie pamiętam ile razy tak się zdarzyło, może jeden, a może dwa razy.
– Trudno powiedzieć, bo takie sytuacje zaliczyć należy do sporadycznych. Lepiej jednak mieć dodatkowy zapas w postaci zwykłych baterii, bo przydać się mogą nie tylko do aparatów, ale również do czołówek. Pamiętasz jak poratowaliśmy dwójkę turystów dwoma „paluszkami”.
– No ale został nam jeszcze jeden sprzęt elektroniczny…
– i pewnie, jak o nim powiemy to wielu zadziwimy.
Przygotowując się do pokonania Głównego Szlaku Beskidzkiego myśleliśmy o czytelnikach bloga „Zanim znów wyruszysz w góry”. Zapragnęliśmy na bieżąco relacjonować im przebieg naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, by mogli w trybie niemal on-line być z nami i poznawać piękno tego szlaku, a przy tym widzieć wszystkie towarzyszące emocje, a także występujące trudności i problemy. Chcieliśmy stworzyć serię krótkich relacji, skleconych ze zdań układanych na szlaku, których czas nie zdążył jeszcze ubarwić.
– To był dodatkowy kilogram w plecaku, ale ileż satysfakcji przyniósł! Trochę było z tym problemów na początku, kiedy wstępowały powszechne problemy z łącznością. Nie mieliśmy też wtedy dostępu do internetu, ale jakoś nadrabialiśmy zaległości przy każdej nadarzającej się okazji.
– Myślę Dorotko, że jeszcze nie jeden raz tak zrobimy, czy to będzie znów GSB, czy też GSS, czy zupełnie coś innego. Tak wiele miłych i radosnych, ale też zaskakujących spotkań przeżyliśmy na szlaku, w których znajomi i nieznajomi z wirtualnego świata stawali się nagle znajomymi w realu.
– A ta serdeczność, tyleż ciepłych, krzepiących słów - są to niezwykłe i niezapomniane dla nas chwile. Jesteśmy za nie niezmiernie wdzięczni i za wszystkie dziękujemy. Każdy komentarz pod naszymi opisami odzwierciedla wielką turystyczną więź, podobnie jak każdy gest i słowa pozdrowienia na szlaku.
– Doskonale to ujęłaś. Dziękujemy wszystkim za każdy wyraz wsparcia.
Relacjonowanie na żywo naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim nie byłoby możliwe, gdybyśmy nie wsunęli do jednego z plecaków odpowiedniego sprzętu. Był to mały netbook, kupiony specjalnie z myślą o naszej wyprawie, jak również o przyszłych, jeśli sprawdziłby się na GSB. Dziś możemy powiedzieć, że sprawdził się doskonale. Chcieliśmy, aby był możliwie najlżejszy netbook, o niskim poborze mocy, zapewniającym jak najdłuższą pracę na własnym źródle zasilania. W ten sposób naszą ofiarą stał się Acer Aspire One D270 o wadze 1,2 kg. Czas jego nieprzerwanej pracy na własnym źródle zasilania sięga 8 godzin. Dzięki takim parametrom netbook ten doskonale sprawdza się w podróży, tak też świetnie spisał się podczas naszej wędrówki. Chronić go musieliśmy specjalnym futerałem. Doposażyliśmy go w modem GSM Huawei E173u-2. Mniejszy bagaż stanowiłby oczywiście tablet, ale nie przywykliśmy do stukania po klawiaturze wyświetlanej na ekranie.
I jeszcze jeden drobiazg - niezbędny gdy musieliśmy podłączyć się z ładowarkami do telefonów, akumulatorków i jeszcze załadować akumulator netbook’a. W schroniskach i różnych innych miejscach noclegowania nierzadko do dyspozycji mieliśmy tylko jedno gniazdko. Kwestię tą doskonale rozwiązywała nam kompaktowa listwa zasilająca „Ever Voyager” o wadze 0,35 kg z trzema gniazdami sieciowymi i dwoma portami ładowarki USB. Jej zaletą jest też zabezpieczenie przeciwprzepięciowe i termiczne.
– To prawda i byłoby świetnie, gdyby podobna publikacja została opracowana dla Głównego Szlaku Sudeckiego.
– Oj te marzenia, marzenia, nie można się od nich oderwać, dręczą i kuszą…
– To fakt, ale wróćmy do tego przewodnika. Mimo wielu jego zalet trzeba uważać z podanymi czasami na mapach.
– Oj tak, są one czasem są bardzo zaniżone np. ze schroniska na Prehybie do Krościenka na Dunajcem. Przewodnik podaje w tym przypadku czas 2:30, kiedy na innych mapach czasy te wynoszą co najmniej 3:30, a tabliczka pod schroniskiem podaje nawet czas sięgający 4 godzin i ten najbardziej przystaje do rzeczywistego. Innym przykładem jest czas wyjścia na Magurkę Radziechowską z Węgierskiej Górki, który według mapy z przewodnika jest taki sam w obie strony. Podobnie jest z czasami podanymi na odcinku Przełęcz Kubalonka - Kiczory.
– Jednak mimo tych błędów (w drugim wydaniu może będą wyeliminowane) przewodnik ten wart jest kupienia i zabrania na szlak, zamiast pliku map.
Nie trzeba tłumaczyć, że mapa jest istotnym elementem wyposażenia turystycznego, nawet dla osób znających szlak. Staje się nieodzowna w sytuacji zagubienia szlaku (a zdarza się to nawet najlepszym), albo konieczności znalezienia drogi awaryjnej, czy też po prostu zaplanowania odcinka.
Proponowany przez nas przewodnik podaje informacje o punktach noclegowych, jednak te lepiej sobie samemu zweryfikować. Faktycznie na szlaku znaleźć można znacznie więcej miejsc, gdzie można się przespać niż podaje to przewodnik. Zrobiliśmy tak przeszukując zasoby internetu i przygotowaliśmy sobie na kartce ściągawkę o dostępnych miejscach noclegowych wraz adresami i numerami telefonów. Pozwoliło to nam dynamicznie dostosowywać noclegi, a także sprawdzić wcześniej czy będziemy mieli w nich wolne miejsce oraz dokonywać ewentualnej rezerwacji.
Zabrać musimy oczywiście dowody osobiste. Poza nimi zabraliśmy również legitymacje PTTK, które dawały nam zniżki w obiektach PTTK. Dodać trzeba, że przynależność do PTTK dała nam również szeroki wachlarz ubezpieczeń od nieszczęśliwych wypadków, w tym od kosztów ewentualnej akcji ratunkowej.
Mieliśmy oczywiście książeczki GOT, bo zbieramy punkty. Jak ktoś będzie chciał zbierać je na odznakę GSB, to musi mieć odrębną książeczkę GOT. Żeby nie marnować czasu na rozpisywanie ich na trasie, wypełniliśmy je jeszcze przed wyjazdem zostawiając jedynie miejsce na wpisanie dat wędrówki.
- gaziki jałowe, gaziki nasączone spirytusem , opaski podtrzymujące opatrunek, opaski elastyczne z zapinką, plaster, plaster z opatrunkiem do opatrywania drobnych skaleczeń, plastry do klejenia głębszych ran (Steri-Strip);
- sól fizjologiczna, woda utleniona;
- leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, przeciwzapalne;
- Altacet – żel na stłuczenia, obrzęki stawowe i pourazowe, obrzęki spowodowane oparzeniem;
- Sudocrem – krem do pielęgnacji skóry (np. w przypadku odparzeń) ;
- Undofen - preparat przeciwgrzybiczy;
- Calcium (tabletki musujące) - wspomagająco przy przeziębieniu i chorobach alergicznych
- igły jednorazowe do przekłuwania bąbli na stopach;
- inne specyfiki (kremy, maści) do utrzymania w dobrej kondycji stóp;
- przydatny może okazać się Stoperan, często słyszeliśmy o tym, choć nam się na szczęście nie przydał;
- nożyczki;
Warto też mieć folię NRC, która niewiele waży i niewiele zajmuje miejsca, a jest niezastąpiona w sytuacjach awaryjnych, nie tylko związanych z udzielaniem pierwszej pomocy.
W sklepie kosmetycznym zaopatrzyć powinniśmy się w jakiś repelent przeciwko komarom i innym kłującym insektom. W górach łatwiej też przedawkować opalanie, szczególnie dotyczy to osób o skórze bardziej wrażliwej. Wówczas nieodzownym jest środek ochronny przez promieniowaniem UV.
W plecakach zainstalowaliśmy bukłaki na napoje. Od czasu kiedy zaopatrzyliśmy się w te bukłaki na stałe goszczą w naszych plecakach, bez względu na długość wędrówek. To bardzo wygodne rozwiązanie. Tym razem w naszych plecakach zainstalowaliśmy po dwa urządzenia marki Deuter Streamer 2.0l. Są to konstrukcyjnie bardzo zaawansowane bukłaki, często rekomendowane i wysoko oceniane, co możemy w stu procentach potwierdzić. Bukłak Deuter Streamer posiada samoblokujący się ustnik dozujący napoje, łatwo się go napełnia bez wyjmowania z plecaka. Posiada też gładką, molekularną powierzchnię ścianek zapobiegającą rozwojowi pleśni. Dzięki takiej konstrukcji ścianek przechowywane w bukłaku napoje pozostają długo świeże, nie tracąc na swojej jakości i przydatności do spożycia.
Nie zapytacie dlaczego zabraliśmy po dwa bukłaki?... A jednak, a więc odpowiadamy: otóż jeden i ten sam napój popijany przez cały dzień potrafił już nie raz zbrzydnąć, choćby był to najlepszy z najlepszych płynów. Dwa bukłaki dawały nam urozmaicenie w postaci dwóch smaków.
Oczywiście kijki trekkingowe będą stanowić niepotrzebny balast, jeśli nie nauczymy się techniki chodzenia z nimi. Przy prawidłowym posługiwaniu się podejmować będą część ciężaru przenoszonego przez stawy kolanowe do stóp.
Wybór kijków trekkingowych jest obecnie bardzo szeroki. Mając na uwadze to, że na GSB nie składaliśmy ich ani razu, można by zasugerować kupno dwuczęściowych. Powinny mieć regulowaną długość, by móc je np. wydłużyć na stromym zejściu. Istotnym parametrem jest ich ciężar własny. Najlżejsze wykonane są z włókien węglowych, ale są one jednocześnie droższe. Każdy indywidualnie powinien zwrócić uwagę na profil rączki i dopasowanie go do dłoni. Po za tym rączki wykonane są z różnych materiałów. Osobiście najbardziej cenimy korkowe, które zachowują lepsze właściwości z kontakcie z spoconymi dłońmi. Nasze kijki nie były tymi wymarzonymi, ale przyznać trzeba, że sprawdziły się doskonale. Przy ich kupnie kierowaliśmy się kompromisem pomiędzy ceną, a lekkością i wytrzymałością kijków. W ten sposób staliśmy się właścicielami Traverse II produkcji Spokey. Wciąż jednak po głowie chodzi nam jakiś mocniejszy produkt firmy Leki, wiodącej na rynku jeśli chodzi o kijki trekkingowe, czy narciarskie.
Wyspecyfikowany sprzęt i wyposażenie był dla nas optymalny. Był w zupełności wystarczający na najdłuższym polskim górskim szlaku, ale dalecy jesteśmy od twierdzenia, że przedstawiony zestaw jest idealny czy też najbardziej uniwersalny. Każdy turysta zapewne mógłby tu coś odrzucić, dołożyć, albo zmienić, zgodnie ze swoimi upodobaniami, potrzebami i nabytym doświadczeniem. Zawartość naszych plecaków była dla nas w zupełności zadowalająca, ale czy dla innych też by była… hmm, napiszcie, chętnie poczytamy.
Dla przejrzystości opisu dołączamy tabelkę, w której wymieniamy wszystko to co powyżej opisaliśmy. Mamy nadzieję, że będzie to pomocne wszystkim, którzy zaczynają kompletować swój ekwipunek na Główny Szlak Beskidzki. Życzymy wszystkim wytrwałości i przejścia go od kropki do kropki oraz doznania na nim wielu pozytywnych wrażeń, spełnienia i satysfakcji.
Chłodny dzień. |
O ile spodnie wykonane z materiałów termoaktywnych można wysuszyć na sobie w parę minut, to już trochę inaczej wygląda kwestia suszenia przemoczonego softshell'a. Tańszy będzie zazwyczaj miał słabsze właściwości wodoodporne, a więc krócej będzie opierał się naporowi wody i szybciej staniemy przed problemem suszenia w trasie. Lepszy, ale zazwyczaj droższy pewnie okaże się inwestycją bardziej satysfakcjonującą, tym bardziej, że kurtek nie wymieniamy tak często jak spodni. Są też takie kurtki, które mają we właściwościach zarówno wodoodporność i oddychalność, jak też termoizolacyjność chroniącą przed utratą ciepła. Natomiast najbardziej uniwersalną opcją w zakresie softshell byłaby z pewnością kurtka typu 3w1.
– Podczas kolejnej letniej wędrówki polar lub windstopper przypuszczalnie znów nie znajdzie miejsca w plecaku, choć kto wie, może jednak.
– Pewnie tak, tym bardziej, że w pochmurne i wietrzne dni dodatkową izolację dawały nam peleryny chroniące przed deszczem.
Peleryna chroniąca przed deszczem jest bezwzględnym wyposażeniem. Świetnie sprawdziły się w tym przypadku niedrogie peleryny z rękawami marki Quechua Forclaz 1300, które ubiera się jak zwykłą kurtkę. Posiada ona suwak z przodu, otwierający kurtkę zarówno od dołu, jak i od góry. Nie jest wykonana z tkanin oddychających, ale skutecznie spełnia swoją funkcję chroniąc przed deszczem nas i cały niesiony na plecach dobytek oraz aparat fotograficzny na przodzie. Pewnym mankamentem jest brak regulacji wielkości kaptura, co może powodować zwiewanie go z głowy. Problem ten rozwiązaliśmy czapką z daszkiem, która utrzymuje zaciągnięty kaptur na daszku czapki. Kaptur nie zsuwa się na oczy, a też woda z niego nie kapie do oczu i na nos. Czapka taka musi być oczywiście z włókien szybkoschnących.
Peleryna chroniąca przed deszczem jest bezwzględnym wyposażeniem. |
Ta sama czapka z daszkiem przydatna jest oczywiście w pogodne dni, dając cień dla oczu i odprowadzając pot zanim spłynie nam z czoła. Alternatywą dla niej były zabrane termoaktywne chusty typu buff, chroniące również przed nadmiernym słońcem i skutecznie odprowadzające pot podczas marszu. Zaletą tego typu chust jest również to, że można je formować na różne sposoby np. przepaskę.
A w upalne dni...
A w upalne dni... (to oczywiście żart, ale tak też można). |
Obuwie
Dobre, sprawdzone buty są jednym z istotniejszych gwarantów udanej wędrówki. Przy wielodniowych wędrówkach warto pomyśleć o obuwiu na twardej podeszwie. My mieliśmy miękką i szybko okazało się, że przenoszą na stopy każdą nierówność terenu, powodując ich ból po całodniowym marszu. Nasze buty były sprawdzone, lecz na krótkich trasach, maksymalnie 3-dniowych. Były też świetne w Tatry, bo znakomicie czuło się w nich skałę.Tyle razem przeszliśmy. |
– Na pewno, ale pozostaniemy przy obuwiu do kostki, nie wyższym, nie niższym. Zresztą nie mamy innego wyjścia. Te, w których przeszliśmy Główny Szlak Beskidzki dogorywają. Szczególnie twoje Marku. Dobrze, że zapobiegawczo zabraliśmy „Kropelkę”. Przydała się i chyba warto ją mieć zawsze w plecaku na różne awaryjne sytuacje.
– Oj moje buciki, tyle razem przeszliśmy i teraz miałbym się z wami rozstać, teraz kiedy zostałyście okryte chwałą historii. Nie wyrzucę was do kosza, moje skarby.
– To może mój smutny wystawimy je na aukcję, może na Allegro, gdzie kupi je ktoś, kto znajdzie dla nich miejsce na zasłużony spoczynek.
Na wielodniową wędrówkę trzeba też zabrać obuwie schroniskowe, które spełniać będą funkcję pantofli. Świetnie sprawdzają się tutaj zwykłe wodoodporne klapki, takie jakie kupuje się na basen. Można wtedy wejść w nich pod prysznic, czy też do strumienia, by zażyć kąpieli.
– Tak jak pod wodospadem „Niagara” w Wisłoczku, Dorotko, ależ było wtedy romantycznie.
– Cudownie byłoby tam kiedyś wrócić.
Wróćmy jednak do klapek, których nie zabraliśmy, bo wymyśliliśmy sobie, że podobną funkcję spełniać mogą bardzo lekkie, wodoodporne sandały trekkingowe. Takie sandałki przydały się podczas pokonywania gładkich, asfaltowych odcinków szlaku, dając przewiew stopom. Było to jednak dużo droższe rozwiązanie. Sandały trekkingowe znaleźć można w ofercie renomowanych firm jak np. Merrell, czy Salomon.
Zmiana obuwia. |
Z obuwiem związane są stuptuty. W naszej opinii można by się bez nich obejść, choć wygodniej jest w nich wędrować w trudniejszych warunkach, podczas deszczu lub bezpośrednio po nim. Dzięki nim obuwie nasze dłużej będzie opierać się naporowi wody. Stuptuty chronią przed dostawaniem się błota do butów, kamyków czy innych niepożądanych obiektów pochodzących ze ściółki leśnej. Kupując stuptuty trzeba koniecznie sprawdzić jak leżą na nodze i bucie, w którym chcemy wędrować. Muszą szczelnie przylegać do buta, nie mogą się zsuwać z nogi, ani jej uciskać. Na GSB używaliśmy specjalnie kupione na ten szlak niedrogie „Lhotse” wykonane z wodoodpornego materiału Cordura i z regulacją górnego obwodu.
Na oroszonych halach przydatne stają się stuptuty. |
Higiena
Podstawowymi akcesoriami, które pozwolą nam utrzymanie higieny to mydło (albo żel pod prysznic jak u nas) oraz szampon. W rzekach i strumieniach powinniśmy używać szarego mydła, ze względu na jego nietoksyczność.Na szlaku bardzo przydatne okazały się chusteczki nawilżane, a też zapasowa butelka wody pitnej, która wiele razy służyła jako przenośne źródełko wody do picia i mycia. Nie trzeba kupować całego zapasu środków higieny, bo to trochę waży. Szlak prowadzi przez wiele miejsc, gdzie można się zaopatrzyć w takie produkty. Na dwoje wystarczy tradycyjny flakonik o pojemności 200-300 ml żelu i taki sam z szamponem.
Kolejnymi akcesoriami służącymi higienie są szczoteczki do zębów i mała tubka pasty do zębów.
– Przypominają mi się w tym miejscu nasi przyjaciele ze szlaku, kojarzysz Dorotko?
– Wiem kogo masz na myśli. Obniżali wagę swoich plecaków, w każdy sposób, jaki im do głowy przyszedł. Jednym z pomysłów było zmniejszenie uchwytów szczoteczek do zębów poprzez ich przycięcie. Ciekawe do jakiej wagi plecaków zeszli?
– Nie wiem, ale może się odezwą i nam powiedzą. Nasze ważyły po około 15 kg i po długim dniu czuło się to, szczególnie podczas pierwszych dni naszej wędrówki.
Wśród akcesoriów higieny mieliśmy też grzebień do czesania włosów, obcinacz do paznokci, chusteczki higieniczne, patyczki kosmetyczne, plik wacików. Mężczyźni, którzy nie mają zamiaru zapuścić długiej brody i wąsów muszą jeszcze zabrać sprzęt do golenia, zaś kobiety zadbać o swoje sprawy intymne. Dla niektórych osób konieczny będzie kawałek pumeksu do stóp.
Ręczniki z mikrofibry. |
– No tak, też rzeczywiście wiele razy było. Zbyt skąpym ręczniczkiem moglibyśmy wywołać zgorszenie w miejscu publicznym.
– No można jeszcze było ubrać się w normalne ciuchy, ale po co w ciepłą, księżycową noc:-), wszak sama wszystkim mówiłaś, że jesteśmy w podróży poślubnej, mimo że od naszego ślubu minęło już tak wiele lat.
Zabraliśmy więc dwa ręczniki: jeden mały, jeden duży kąpielowy, i jeszcze coś, co możemy polecić kobietom - pareo Nabaji 80x130 cm, które z powodzeniem spełniało funkcję odzienia, jak i ręcznika kąpielowego. Produkt ten przeznaczony jest do zajęć pływackich, ale znakomicie spisał się w warunkach turystycznych. Zarówno ręczniki, jak polecane pareo wykonane są z mikrofibry, które charakteryzuje się dużą skutecznością w pochłanianiu wilgoci, a zarazem lekkością, dużą kompaktowością podczas transportu. Bardzo ważnym parametrem tych tkanin jest też niedługi czas schnięcia.
Zamiast ręcznika - pareo. |
Podczas wielodniowej wędrówki nie obędzie się bez codziennego prania i czyszczenia odzieży. Trzeba zabrać środki piorące - mały woreczek proszku do prania, albo odlać sobie trochę płynu do prania do małego pojemnika, np. po mydle w płynie, żeby ciężko nie było. Wszystkie płyny lepiej umieścić w dodatkowych woreczkach foliowych, które będą chronić pozostałą zawartość plecaka w razie rozlania.
– Dodajmy, że gdyby środków piorących nam brakło i nie było gdzie ich dokupić, można doraźnie posłużyć się mydłem, żelem pod prysznic, a nawet szamponem, nieprawdaż?
– Tak, w rzeczy samej i pamiętajmy, że w potokach i innych naturalnych zbiornikach wodnych w grę wchodzi tylko szare mydło.
– Dodajmy Dorotko, że na szlaku czasem spotykaliśmy bardzo miłych gospodarzy, którzy zobaczywszy nas umorusanych sami proponowali przepierkę wszystkich naszych ciuchów.
– Nawet z nami włącznie.
I pozostaje jeszcze jedna mała rzecz, o której często zapominamy podczas jednodniowych wędrówek. To mała szczoteczka, która umożliwia zeskrobanie nadmiaru błota z butów, albo ich wypucowanie gdy wchodzimy do ludzi.
Kuchnia
Na żadnym z fragmentów Głównego Szlaku Beskidzkiego, nawet tych najbardziej odludnych nie odczuwaliśmy braku kuchenki turystycznej.– Praktycznie każdego poranka mieliśmy gwarantowane ciepłe śniadanko, wieczorem ciepłą kolacyjkę.
– Również na trasie, prawda?
– Prawda, w plecaku zawsze mieliśmy coś na ząb: jakąś konserwę mięsną, dwie rybne, trochę pieczywa, kawałek masełka, jakieś ciastko i owoc. Nie było problemu z płynami, dzięki bukłakom. Bukłaki to świetny wynalazek.
– Niezwykle wygodny i praktyczny, ale przecież nie tylko dlatego każde z nas miało zainstalowane po dwa bukłaki w swoim plecaku.
– Fakt, ale dzięki temu mogliśmy uraczać się dwoma różnymi smakami napojów. Gdybyśmy musieli przez cały dzień siorpać tylko jeden rodzaj wody, bez urozmaicenia, z pewnością po południu smakowałby on jak z trampka. Nie raz przerabialiśmy to już na szlakach.
– Chyba poza jednym wyjątkiem…
– A tak! Pustelnia św. Jana i życiodajne źródełko wody tak orzeźwiającej, że wylaliśmy wszystkie sklepowe płyny i napełniliśmy tą wodą nasze bukłaki oraz butelki PET. To był jedyny raz, kiedy bukłaki napełniliśmy do pełna. Było co dźwigać jeszcze przez 2 godziny marszu do Chyrowej. Warto wziąć pod uwagę to miejsce za potencjalny punkt zaopatrzenia w wodę pitną. Faktycznie ma w sobie jakąś moc uzdrawiającą.
Życiodajne źródełko wody w Pustelni św. Jana. |
Dzienne zapotrzebowanie dorosłego człowieka na wodę zależy od wielu czynników - od masy ciała, aktywności fizycznej, a także temperatury, wilgotności i ruchu otaczającego powietrza, a także składników odżywiania. Podejmując wysiłek wędrówki w upale potrzebujemy znacznie więcej wody przed, w trakcie, jak i po wysiłku. Zaś w chłodzie i podczas deszczu mniej. U dorosłego człowieka dzienne zapotrzebowanie na wodę ze wszystkich jej źródeł (napojów i jedzenia) wynosi w zwykłych warunkach przeważnie 2,5 l.
– I nie ma się co dziwić Marku, że potrafiliśmy niemal jednym haustem wypić po litrowym kartonie mleka.
– Normalnie nie dałbym rady wyżłopać jednego litra mleka w dwie minuty. Pamiętasz, gdzie tak było?
– Jakże zapomnieć najbardziej upalne dni i krótkie sjesty pod sklepami spożywczymi w Lubatowej, w Kątach, w Rytrze, chyba jeszcze w Mochnaczce Niżnej, choć wtedy nie było aż tak gorąco. A wieczory, kiedy wypijaliśmy haustem po dużym piwie... aż dziw bierze, jak mieściła się w naszych żołądkach taka ilość płynów.
– Może to skutki odwodnienia, tak łatwo o to w parne dni.
W plecaku pałętała się też często mała butelka, puszka lub dwie czegoś gazowanego, orzeźwiającego. Była też 1,5 litrowa butelka wody mineralnej do picia, dzięki której mogliśmy też zwilżyć spocone czoło lub kark, gdy było daleko do naturalnego źródełka.
Wysoko cenionym elementem naszego wyposażenia był termos. Kubek zwyczajnej herbaty na szlaku, po kilkugodzinnym marszu krzepił i smakował wybornie. Aby móc rozkoszować się na szlaku kubkiem herbaty musieliśmy zapakować do plastikowego pojemnika na żywność trochę cukru i kilkanaście torebek herbaty ekspresowej.
O termosie możemy powiedzieć, że posiadamy bardzo udany model wykonany ze stali nierdzewnej VACUUM firmy Esbit. To rewelacja - tak mówią ci, którym go poleciliśmy. Wiele razy ratował nas ciepłą herbatą, nie tylko na szlaku beskidzkim, ale również na innych wycieczkach, w tym zimowych. Świetnie trzyma temperaturę przechowywanych produktów nawet podczas marszu w ujemnych temperaturach, a do tego jest bardzo lekki. W sklepach dostępny jest w kilku rozmiarach, a dla nas dwojga optymalnym okazała się pojemność 1 l. Termos ten wyeliminował też konieczność zabierania kubków, bowiem dwa stanowią jego standardowe wyposażenie.
Na łące przy kubku herbatki. Termos to wspaniała rzecz nawet podczas letniej wędrówki. |
– Oj, jak przyjemnie było wtedy rozłożyć się na polance, czy usiąść w lasku na pniaczku, przy kubku ciepłej herbaty i przekąsce.
– Było tak często we wschodniej części Beskidów. Zachodnią część Beskidów zaspokajała już wszelkie nasze zachcianki. Tu mieliśmy większe zagęszczenie schronisk i innych jadłodajnych obiektów, oferujących różne wykwintne potrawy, jak też coś dla wielbicieli fast food’ów i pizzy.
– No ale na ostatniej naszej górce - to dopiero była uczta, iście diabelska - od biesów wyszliśmy i w enklawie biesów kończyliśmy wędrówkę ucztą w Kolibie pod Czarcim Kopytem na stokach Równicy. Każdy powinien tam zaglądnąć, nawet jeśli kasy już mało zostanie, to może wystarczy jej choćby na lody pieprzowe.
Od biesów wyszliśmy i w enklawie biesów kończyliśmy wędrówkę ucztą w Kolibie pod Czarcim Kopytem. |
Kuchnia nasza wyposażona była ponadto w dwa plastikowe talerzyki, ściereczkę, nóż metalowy przydatny do krojenia pieczywa i owoców oraz zestaw ultra lekkich, polycarbonowych sztućców marki SeaToSummit.
Elektronika
Telefon komórkowy w obecnych czasach to nierozłączny towarzysz życia. Również podczas górskiej wędrówki jest bardzo przydatnym sprzętem. Potrzebny jest tylko zasięg, a z tym różnie bywa w górach. Na Głównym Szlaku Beskidzkim bardzo duże problemy z zasięgiem występowały w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Tam chyba najłatwiej złapać można sieć Orange i chyba dlatego mieszkańcy tamtych stron używają tej sieci. Oni też wiedzą w których punktach pojawia się choć minimalny sygnał zasięgu i w razie potrzeby wystarczy o takie miejsca zapytać. Sytuacja z zasięgiem uległa diametralnej poprawie dopiero po wejściu do Krynicy-Zdroju. Odtąd zasięg praktycznie nie zanikał aż do samego Ustronia.Tak na wszelki wypadek najlepiej od razu wpisać do telefonu numer ratunkowy GOPR 601-100-300, a także numeru telefonu osoby, z którym ratownicy mają się skontaktować w razie nagłego wypadku. Numer ten należy opisać w kontaktach jako ICE, albo I.C.E. (ang. In Case of Emergency, pol. w nagłym wypadku). Jeśli mamy kilka takich numerów wpisujemy je kolejno jako ICE1, ICE2 itd. Trzeba tylko mieć na uwadze to, aby przypisywane osoby miały wiedzę lub dostęp do ważnych informacji na temat właściciela telefonu, takich jak grupa krwi, przyjmowane leki, choroby, problemy ze zdrowiem czy alergie. Numery ICE można też zapisać na kartce i nosić przy sobie - najlepiej w portfelu lub z dokumentami.
Obecne telefony komórkowe zapewniają nie tylko łączność. Wiele modeli wyposażonych jest w urządzenia nawigacyjne, niemal każdy z nich umożliwia nam mobilny dostęp do internetu pozwalając na bieżąco śledzić prognozy pogody i mnóstwo innych rzeczy. Nie posiadaliśmy takiego cacka, ale wgraliśmy sobie do naszych telefonów zeskanowane mapy z przebiegiem Głównego Szlaku Beskidzkiego. Dzięki temu mogliśmy w każdej chwili zerknąć na mapę, bez potrzeby sięgania do plecaka po jej papierową wersję, której i tak nie mieliśmy, za wyjątkiem kompaktowego przewodnika.
Nieodłącznym sprzętem do telefonu komórkowego jest oczywiście ładowarka, o której w żadnym przypadku nie można zapomnieć. Bez niej telefon szybko stanie się bezużyteczny.
Innym sprzętem, który zapewne każdy wędrowiec będzie chciał zabrać na każdą wspaniałą przygodę jest aparat fotograficzny. Do tego sprzętu trzeba zabezpieczyć się w zapasowe źródła zasilania - baterie lub akumulatorki, a w przypadku tych drugich trzeba zabrać również ładowarkę.
Podczas naszej wędrówki po GSB dysponowaliśmy cały czas dwoma aparatami fotograficznymi. Można powiedzieć, że wzajemnie asekurowaliśmy się tworząc dokumentację fotograficzną z wędrówki, ale też dzięki temu umknęło nam z kadru znacznie mniej niespodziewanych momentów.
– Tak to niezłe rozwiązanie. Jeśli każda osoba dysponuje swoim własnym aparatem fotograficznym możemy mieć większą pewność, że „upolujemy” znacznie więcej wspaniałych chwil, i że każde z nas będzie miał serię znakomitych, niepozowanych ujęć z trasy.
– Myślę, że widać to na naszym blogu. Zalety dwóch aparatów szczególnie uwidaczniają się w opisach innych trudniejszych tras skalnych, gdzie przekazywanie sobie aparatu fotograficznego z ręki do ręki jest niemożliwe i niebezpieczne np. na Orlej Perci, czy na Czerwonej Ławce lub w Janosikowych Dierach. Po za tym dwa aparaty stanowią swego rodzaju zabezpieczenie, w razie awarii jednego z nich.
Najwygodniejsze do zastosowań turystycznych są oczywiście kompaktowe aparaty kieszonkowe z automatycznie chowanym obiektywem, który można obsłużyć dosłownie jedną ręką. Trudno tutaj polecić konkretny model. Trzeba rozważyć tę kwestię kompromisowo pomiędzy ceną a jakością zdjęć, choć nie zawsze cena aparatu idzie w parze z jakością fotografii. Sami używamy jednego z najtańszych modeli Panasonic z serii Lumix DMC-LS5. Drugim aparatem jest bardziej zaawansowany, ale też znacznie większy Canon PowerShot SX20 IS. Dobierając sobie te aparaty zadbaliśmy o to, aby miały one ogólnodostępne źródła zasilania tego samego standardu. Dzięki temu nie musieliśmy taszczyć dwóch ładowarek, a w sytuacji rozładowanych akumulatorków ratować się zwykłymi bateriami R6, czyli popularnymi „paluszkami”.
I jeszcze przed wędrówką zadbaliśmy o miejsce dla nich, by zawsze były w zasięgu ręki. Ten mniejszy aparacik przymocowany był w futerale do szelki plecaka, a ten większy przy pasie spodni. Zabezpieczone były futerałami, ale nie były to futerały nieprzemakalne. W razie deszczu chroniliśmy je pod przeciwdeszczową peleryną, chroniącą zarówno nas od głowy niemal po stopy oraz wszystko co mieliśmy do siebie przymocowane lub przypięte. Dzięki tym dwóm aparatom mamy teraz co oglądać wieczorami.
Tyle byśmy widzieli, gdyby nie czołówki. |
Można oczywiście mieć ze sobą zarówno czołówkę, jak też poręczną latarkę, stanowiącą jednocześnie zapasowe źródło światła. Jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie, to jak zwykle należy zadbać o to, aby latarka była lekka i niewielka - tak jak niedawno wypuszczone na rynek produkty zbudowane z lotniczego aluminium. Dzięki takiej konstrukcji ważą one niewiele, ale trzeba się jednak liczyć z tym, że wyposażenie wykonane z takich materiałów będzie droższe.
– Mieliśmy już sposobność wędrowania przy jednej czołówce. Moc świetlna dzisiejszych czołówek potrafi oświetlić drogę nie dwójce, trójce, albo większej grupie osób. Można zatem wspólnie wędrować przy jednym źródle światła, ale jak się ono zepsuje, to jesteśmy… lepiej nawet o tym nie myśleć. Doznaliśmy tego na własnej skórze. Pewnego wiosennego wieczoru Marek sprowadzał z gór jedną z turystek, gdy wysiadło jedyne źródło światła jakie posiadał, a wąski sierp księżyca skrył się ponad gęstą koroną drzew. W tej samej chwili znaki szlaku na drzewach jakby zniknęły, a ścieżka rozpłynęła pod nogami. Dobrze, że mieliśmy ze sobą łączność. Dzięki temu można było wezwać pomoc ze schroniska ze źródłem światła.
– A zdarzyło się nam kilkakrotnie mimo długiego dnia, gdy na Głównym Szlaku Beskidzkim złapał nas zmrok. Bez własnego źródła światła byłoby wtedy bardzo trudno dotrzeć do celu. Pamiętasz smak nocnej wspinaczki na Kordowiec, czy na Jaworzynę Krynicką?
Wcześniejsze problemy z tańszymi czołówkami skłoniły nas do zainwestowania w droższe i teraz wiemy, że warto było to zrobić. Jedną z nich jest niezwykle udany Petzl MyoBelt XP z odłączanym pojemnikiem na baterie, który można schować do kieszeni zmniejszając ciężar latarki na głowie do 75 g. Odłączany pojemnik z bateriami pozwala też na ochronę baterii przed zimnem, by nie „siadały” zbyt szybko. Drugą czołówką była dużo tańsza, ale również znakomicie spisująca się MacTronic HLS-K1 PLUS.
I jeszcze parę słów o źródłach energii elektrycznej. Do plecaków zapakowaliśmy pełną rezerwę akumulatorków w liczbie 6 sztuk i tyleż samo zwykłych baterii. Ten zestaw spokojnie wystarczył nam aż do mety wędrówki. Akumulatorki był w ciągłym obiegu z tymi wsuniętymi do aparatów fotograficznych.
– Tak przeważnie było, ale nie zawsze. Przez noc ładowaliśmy zużyte akumulatorki, ale nie zawsze mieliśmy taką możliwość. Nie w każdym miejscu gdzie spaliśmy mieliśmy dostęp do gniazdka elektrycznego. Korzystaliśmy wtedy ze zwykłych baterii. Nie pamiętam ile razy tak się zdarzyło, może jeden, a może dwa razy.
– Trudno powiedzieć, bo takie sytuacje zaliczyć należy do sporadycznych. Lepiej jednak mieć dodatkowy zapas w postaci zwykłych baterii, bo przydać się mogą nie tylko do aparatów, ale również do czołówek. Pamiętasz jak poratowaliśmy dwójkę turystów dwoma „paluszkami”.
– No ale został nam jeszcze jeden sprzęt elektroniczny…
– i pewnie, jak o nim powiemy to wielu zadziwimy.
Przygotowując się do pokonania Głównego Szlaku Beskidzkiego myśleliśmy o czytelnikach bloga „Zanim znów wyruszysz w góry”. Zapragnęliśmy na bieżąco relacjonować im przebieg naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, by mogli w trybie niemal on-line być z nami i poznawać piękno tego szlaku, a przy tym widzieć wszystkie towarzyszące emocje, a także występujące trudności i problemy. Chcieliśmy stworzyć serię krótkich relacji, skleconych ze zdań układanych na szlaku, których czas nie zdążył jeszcze ubarwić.
– To był dodatkowy kilogram w plecaku, ale ileż satysfakcji przyniósł! Trochę było z tym problemów na początku, kiedy wstępowały powszechne problemy z łącznością. Nie mieliśmy też wtedy dostępu do internetu, ale jakoś nadrabialiśmy zaległości przy każdej nadarzającej się okazji.
– Myślę Dorotko, że jeszcze nie jeden raz tak zrobimy, czy to będzie znów GSB, czy też GSS, czy zupełnie coś innego. Tak wiele miłych i radosnych, ale też zaskakujących spotkań przeżyliśmy na szlaku, w których znajomi i nieznajomi z wirtualnego świata stawali się nagle znajomymi w realu.
– A ta serdeczność, tyleż ciepłych, krzepiących słów - są to niezwykłe i niezapomniane dla nas chwile. Jesteśmy za nie niezmiernie wdzięczni i za wszystkie dziękujemy. Każdy komentarz pod naszymi opisami odzwierciedla wielką turystyczną więź, podobnie jak każdy gest i słowa pozdrowienia na szlaku.
– Doskonale to ujęłaś. Dziękujemy wszystkim za każdy wyraz wsparcia.
Relacjonowanie na żywo naszej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim nie byłoby możliwe, gdybyśmy nie wsunęli do jednego z plecaków odpowiedniego sprzętu. Był to mały netbook, kupiony specjalnie z myślą o naszej wyprawie, jak również o przyszłych, jeśli sprawdziłby się na GSB. Dziś możemy powiedzieć, że sprawdził się doskonale. Chcieliśmy, aby był możliwie najlżejszy netbook, o niskim poborze mocy, zapewniającym jak najdłuższą pracę na własnym źródle zasilania. W ten sposób naszą ofiarą stał się Acer Aspire One D270 o wadze 1,2 kg. Czas jego nieprzerwanej pracy na własnym źródle zasilania sięga 8 godzin. Dzięki takim parametrom netbook ten doskonale sprawdza się w podróży, tak też świetnie spisał się podczas naszej wędrówki. Chronić go musieliśmy specjalnym futerałem. Doposażyliśmy go w modem GSM Huawei E173u-2. Mniejszy bagaż stanowiłby oczywiście tablet, ale nie przywykliśmy do stukania po klawiaturze wyświetlanej na ekranie.
Ładowanie poprzez listwę zasilającą „Ever Voyager”. |
Żeby się nie zgubić
Na GSB posługiwaliśmy się przewodnikiem Wydawnictwa Kartograficznego „Compass” pt. „Główny Szlak Beskidzki”. Publikacja ta posiada 28 map szczegółowych w skali 1:50 000 uzupełnionych syntetycznym opisem szlaku. Dla osób pragnących przejście całego GSB jest to publikacja niezastąpiona i eliminuje konieczność zabierania „ton” innych map.– To prawda i byłoby świetnie, gdyby podobna publikacja została opracowana dla Głównego Szlaku Sudeckiego.
– Oj te marzenia, marzenia, nie można się od nich oderwać, dręczą i kuszą…
– To fakt, ale wróćmy do tego przewodnika. Mimo wielu jego zalet trzeba uważać z podanymi czasami na mapach.
– Oj tak, są one czasem są bardzo zaniżone np. ze schroniska na Prehybie do Krościenka na Dunajcem. Przewodnik podaje w tym przypadku czas 2:30, kiedy na innych mapach czasy te wynoszą co najmniej 3:30, a tabliczka pod schroniskiem podaje nawet czas sięgający 4 godzin i ten najbardziej przystaje do rzeczywistego. Innym przykładem jest czas wyjścia na Magurkę Radziechowską z Węgierskiej Górki, który według mapy z przewodnika jest taki sam w obie strony. Podobnie jest z czasami podanymi na odcinku Przełęcz Kubalonka - Kiczory.
– Jednak mimo tych błędów (w drugim wydaniu może będą wyeliminowane) przewodnik ten wart jest kupienia i zabrania na szlak, zamiast pliku map.
Nie trzeba tłumaczyć, że mapa jest istotnym elementem wyposażenia turystycznego, nawet dla osób znających szlak. Staje się nieodzowna w sytuacji zagubienia szlaku (a zdarza się to nawet najlepszym), albo konieczności znalezienia drogi awaryjnej, czy też po prostu zaplanowania odcinka.
Proponowany przez nas przewodnik podaje informacje o punktach noclegowych, jednak te lepiej sobie samemu zweryfikować. Faktycznie na szlaku znaleźć można znacznie więcej miejsc, gdzie można się przespać niż podaje to przewodnik. Zrobiliśmy tak przeszukując zasoby internetu i przygotowaliśmy sobie na kartce ściągawkę o dostępnych miejscach noclegowych wraz adresami i numerami telefonów. Pozwoliło to nam dynamicznie dostosowywać noclegi, a także sprawdzić wcześniej czy będziemy mieli w nich wolne miejsce oraz dokonywać ewentualnej rezerwacji.
Przewodnik, książeczki GOT. |
Dokumenty
Książeczki GOT wypełniliśmy jeszcze przed wyjazdem zostawiając jedynie miejsce na wpisanie dat wędrówki. |
Mieliśmy oczywiście książeczki GOT, bo zbieramy punkty. Jak ktoś będzie chciał zbierać je na odznakę GSB, to musi mieć odrębną książeczkę GOT. Żeby nie marnować czasu na rozpisywanie ich na trasie, wypełniliśmy je jeszcze przed wyjazdem zostawiając jedynie miejsce na wpisanie dat wędrówki.
Pieniążki
Tych zabraliśmy 2 tysiące złotych, choć byliśmy przekonani, że nie starczy. Po co jednak nosić całą gotówkę, skoro mamy kartę bankomatową. Łącznie na Głównym Szlaku Beskidzkim wydaliśmy blisko 3 tysiące złotych. Kwota ta mogła być o jakieś 600 złotych niższa. Jednak pod koniec wędrówki zachciewało się nam więcej luksusów w postaci pokoju z łazienką w schronisku, czy bardziej wykwintnego posiłku.Apteczka
W sprzedaży spotkać można wiele gotowych apteczek o różnorodnej zawartości. Turyści kompletują je również sami - podobnie jest w naszym przypadku. Jej zawartość stanowią:- gaziki jałowe, gaziki nasączone spirytusem , opaski podtrzymujące opatrunek, opaski elastyczne z zapinką, plaster, plaster z opatrunkiem do opatrywania drobnych skaleczeń, plastry do klejenia głębszych ran (Steri-Strip);
- sól fizjologiczna, woda utleniona;
- leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, przeciwzapalne;
- Altacet – żel na stłuczenia, obrzęki stawowe i pourazowe, obrzęki spowodowane oparzeniem;
- Sudocrem – krem do pielęgnacji skóry (np. w przypadku odparzeń) ;
- Undofen - preparat przeciwgrzybiczy;
- Calcium (tabletki musujące) - wspomagająco przy przeziębieniu i chorobach alergicznych
- igły jednorazowe do przekłuwania bąbli na stopach;
- inne specyfiki (kremy, maści) do utrzymania w dobrej kondycji stóp;
- przydatny może okazać się Stoperan, często słyszeliśmy o tym, choć nam się na szczęście nie przydał;
- nożyczki;
Warto też mieć folię NRC, która niewiele waży i niewiele zajmuje miejsca, a jest niezastąpiona w sytuacjach awaryjnych, nie tylko związanych z udzielaniem pierwszej pomocy.
Kosmetyki
O antyperspirantach lepiej zapomnieć. Na pewno się nie przydadzą. Nie ma sensu ich zabierać ze sobą. Główny Szlak Beskidzki uczy tego jak lubić swój naturalny zapach.W sklepie kosmetycznym zaopatrzyć powinniśmy się w jakiś repelent przeciwko komarom i innym kłującym insektom. W górach łatwiej też przedawkować opalanie, szczególnie dotyczy to osób o skórze bardziej wrażliwej. Wówczas nieodzownym jest środek ochronny przez promieniowaniem UV.
Zestaw naprawczy
Czy na jednodniową, czy wielodniową wędrówkę zawsze go trzeba mieć. Przydać się może w najmniej oczekiwanym momencie. Igła, nici, kilka agrafek, a nawet klej szybkoschnący (np. typu „Kropelka”) zawsze powinny być w plecaku.Torba podróżna na szelkach, czyli plecak
No cóż, mamy dwa takie stare, ale jeszcze niewysłużone plecaki o pojemności 70 l o nazwie Magnum Pro. Na pewno ich już nie znajdziecie w żadnym sklepie, no chyba, że w jakimś komisie z antykami. Posiadają wszystko to co powinien mieć plecak na GSB. Pojemność ich jest w sam raz i posiadają tak istotne rzeczy, jak pas biodrowy, paski stabilizujące i pasek piersiowy, które przy odpowiedniej regulacji rozkładają ciężar naszego plecaka, tak, by jak najmniej ciążył na plecach. Przydatnym elementem plecaka są paski mocujące, do których przeczepiliśmy karimaty, a czasem inne elementy ekwipunku. Posiadają też system wentylacji pomiędzy nim a plecami, co istotnie podniosło komfort wędrowania.
Z niewysłużonym Magnum Pro na plecach. |
W plecakach zainstalowaliśmy bukłaki na napoje. Od czasu kiedy zaopatrzyliśmy się w te bukłaki na stałe goszczą w naszych plecakach, bez względu na długość wędrówek. To bardzo wygodne rozwiązanie. Tym razem w naszych plecakach zainstalowaliśmy po dwa urządzenia marki Deuter Streamer 2.0l. Są to konstrukcyjnie bardzo zaawansowane bukłaki, często rekomendowane i wysoko oceniane, co możemy w stu procentach potwierdzić. Bukłak Deuter Streamer posiada samoblokujący się ustnik dozujący napoje, łatwo się go napełnia bez wyjmowania z plecaka. Posiada też gładką, molekularną powierzchnię ścianek zapobiegającą rozwojowi pleśni. Dzięki takiej konstrukcji ścianek przechowywane w bukłaku napoje pozostają długo świeże, nie tracąc na swojej jakości i przydatności do spożycia.
Nie zapytacie dlaczego zabraliśmy po dwa bukłaki?... A jednak, a więc odpowiadamy: otóż jeden i ten sam napój popijany przez cały dzień potrafił już nie raz zbrzydnąć, choćby był to najlepszy z najlepszych płynów. Dwa bukłaki dawały nam urozmaicenie w postaci dwóch smaków.
No to w drogę…
I tak wyruszyliśmy na górską przygodę zabierając jeszcze jeden sprzęt - kijki trekkingowe. Choć są osoby, które twierdzą, że ich nie potrzebują, to my twierdzimy, że bez nich było by naprawdę trudno, a przynajmniej znacznie trudniej. Podczas całej wędrówki kijków trekkingowych nie składaliśmy nawet na chwilę. Podczas marszu zespoliliśmy się z nimi zupełnie, czasem nieco zmieniając ich funkcjonalność. Niekiedy posługując się nimi jak szpadą torowaliśmy sobie drogę pomiędzy przerastającymi nas pokrzywami i innymi chaszczami. Z kolei idąc przez gęste trawy, w których ginęła nasza ścieżka, szeleściliśmy nimi przed sobą by wszelkie węże i gady nie czuły się zaskoczone naszą obecnością i mogły spokojnie oddalić się od nas, miast podejmować atak.Oczywiście kijki trekkingowe będą stanowić niepotrzebny balast, jeśli nie nauczymy się techniki chodzenia z nimi. Przy prawidłowym posługiwaniu się podejmować będą część ciężaru przenoszonego przez stawy kolanowe do stóp.
Wybór kijków trekkingowych jest obecnie bardzo szeroki. Mając na uwadze to, że na GSB nie składaliśmy ich ani razu, można by zasugerować kupno dwuczęściowych. Powinny mieć regulowaną długość, by móc je np. wydłużyć na stromym zejściu. Istotnym parametrem jest ich ciężar własny. Najlżejsze wykonane są z włókien węglowych, ale są one jednocześnie droższe. Każdy indywidualnie powinien zwrócić uwagę na profil rączki i dopasowanie go do dłoni. Po za tym rączki wykonane są z różnych materiałów. Osobiście najbardziej cenimy korkowe, które zachowują lepsze właściwości z kontakcie z spoconymi dłońmi. Nasze kijki nie były tymi wymarzonymi, ale przyznać trzeba, że sprawdziły się doskonale. Przy ich kupnie kierowaliśmy się kompromisem pomiędzy ceną, a lekkością i wytrzymałością kijków. W ten sposób staliśmy się właścicielami Traverse II produkcji Spokey. Wciąż jednak po głowie chodzi nam jakiś mocniejszy produkt firmy Leki, wiodącej na rynku jeśli chodzi o kijki trekkingowe, czy narciarskie.
Wyspecyfikowany sprzęt i wyposażenie był dla nas optymalny. Był w zupełności wystarczający na najdłuższym polskim górskim szlaku, ale dalecy jesteśmy od twierdzenia, że przedstawiony zestaw jest idealny czy też najbardziej uniwersalny. Każdy turysta zapewne mógłby tu coś odrzucić, dołożyć, albo zmienić, zgodnie ze swoimi upodobaniami, potrzebami i nabytym doświadczeniem. Zawartość naszych plecaków była dla nas w zupełności zadowalająca, ale czy dla innych też by była… hmm, napiszcie, chętnie poczytamy.
Dla przejrzystości opisu dołączamy tabelkę, w której wymieniamy wszystko to co powyżej opisaliśmy. Mamy nadzieję, że będzie to pomocne wszystkim, którzy zaczynają kompletować swój ekwipunek na Główny Szlak Beskidzki. Życzymy wszystkim wytrwałości i przejścia go od kropki do kropki oraz doznania na nim wielu pozytywnych wrażeń, spełnienia i satysfakcji.
Nazwa ekwipunku | on | ona |
---|---|---|
plecak | ||
bukłak na wodę (2l) | ||
kijki trekkingowe | ||
Spanie | ||
namiot | ||
śpiwór | ||
poduszka dmuchana | ||
karimata | ||
Odzież | ||
koszulka termoaktywna | ||
spodnie termoaktywne | ||
krótkie spodnie | ||
skarpetki | ||
slipy | ||
top | ||
lekkie rękawiczki | ||
chusta (buff) | ||
czapka z daszkiem | ||
kurtka soft-shell | ||
ponczo przeciwdeszczowe | ||
stuptuty | ||
Obuwie | ||
buty trekkingowe | ||
klapki/sandały | ||
Kuchnia | ||
sztućce (nóż, łyżka, łyżeczka, widelec) | ||
talerzyk | ||
termos + 2 kubki | ||
pojemnik na żywność | ||
ściereczka | ||
Higiena | ||
mydło | ||
szampon | ||
pumeks | ||
chusteczki higieniczne | ||
chusteczki nawilżane | ||
patyczki | ||
waciki | ||
podpaski higieniczne | ||
grzebień/szczotka do włosów | ||
szczoteczka do zębów | ||
pasta do zębów | ||
maszynka do golenia | ||
obcinacz do paznokci | ||
ręcznik mały | ||
ręcznik duży/pareo | ||
płyn do prania | ||
szczoteczka do czyszczenia butów | ||
Zestaw naprawczy | ||
igła, nici, kilka agrafek, klej szybkoschnący | ||
Zdrowie | ||
apteczka | ||
środek przeciwko komarom i innym insektom | ||
filtr UV | ||
okulary przeciwsłoneczne | ||
okulary do czytania | ||
Elektronika | ||
telefon komórkowy | ||
ładowarka do telefonu | ||
aparat fotograficzny | ||
zapasowe akumulatory do aparatu foto | ||
ładowarka do akumulatorów | ||
czołówka | ||
zapasowe baterie do czołówki | ||
notebook+mysz+modem | ||
zasilacz/ładowarka do notebook’a | ||
listwa zasilająca | ||
Dokumenty, środki płatnicze | ||
dowód osobisty | ||
legitymacja PTTK | ||
książeczki GOT | ||
karta bankomatowa + gotówka | ||
przewodnik, wykaz noclegów | ||
długopis |
KALKULACJA ODCINKÓW GSB w Excel'u - pobierz arkusz
Arkusz umożliwia podzielenie Głównego Szlaku Beskidzkiego na odcinki. Wystarczy wstawić znaki X tam gdzie zamierzamy zatrzymać się na noc (tj. w kolumnie 'noc'), a arkusz przeliczy nam czas, odległość i punkty GOT za dany dzień. Oczywiście, aby wykorzystywać ten arkusz na bieżąco podczas wędrówki potrzebny jest sprzęt z zainstalowanym systemem Excel. Można oczywiście zaplanować sobie wszystko w domu przed rozpoczęciem wędrówki, ale raczej można być pewnym, że i tak będzie on ulegał zmianom w zależności od sytuacji (np. pogody, zmęczenia, itd.).
-
Opis kolejnych dni na szlaku
Materiały uzupełniające
Świetny wpis i tyyyle przydatnych informacji! Należą się Wam duże podziękowania ;) ... i że się Wam chciało ;) Taka dłuższa wyrypa jest moim marzeniem, jeśli się uda takową zorganizować, na pewno skorzystam z Waszych wskazówek ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJaki długi wpis, ale baaardzo rzeczowy. Mnóstwo przydatnych informacji.
OdpowiedzUsuńSkonczylam... Warto bylo...
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Wam tej pasji...
W podsumowaniu nie zapomnieliscie o... okularach do czytania!
Serdecznosci
Judith
Fascynująca lektura, ależ się zaczytałam; świetne wskazówki, tyle przydatnych informacji, czasami człowiek zabiera zupełnie niepotrzebne rzeczy ... ale nigdy nie wędrowałam tak długo ... te igły do przebijania pęcherzy ... ale wszystko może się zdarzyć; dziękuję za ogrom praktycznych porad, to strasznie dużo pracy; pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńgenialny tekst, jakże przydatny...ciągle się uczę, także dzięki Wam! dziękuję
OdpowiedzUsuńaha, mogę zapytać gdzie jest ten wodospad, gdzie Dorota zażywała kąpieli?
UsuńŚwietny opis! Na pewno się przyda! Dzięki:)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny post, jestem pełen uznania. Chyba takiego pełnego opracowania jeszcze nigdzie nie spotkałem. Brawo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Podziwiam Was za tą wyprawę (bo wycieczką już tego nazwać nie można:) ), potrzeba do tego z pewnością sporo determinacji. Ale czyż nie warto? Myślę, że sam fakt obcowania z górami przez tyle czasu i wspomnienia, które teraz macie są bezcenne :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że i mi uda się kiedyś przemierzyć GSB i poczuć na własnej skórze, jak to jest.
Życzę wiele kolejnych udanych górskich wycieczek! :)
Witam,
OdpowiedzUsuńświetny poradnik! Śledzę Wasz blog od jakiegoś czasu, bo bardzo mi się podobają opisy Waszych wędrówek. Ja, wędrując po Tatrach, zawsze mam w plecaku, oprócz rzeczy przez Was wymienionych, również gwizdek, małe lusterko i zapałki.
Pozdrawiam serdecznie z Warszawy :)
Wanda
P.s. Zapraszam Was do mojego Cudownego Świata,na mój nowo powstały blog wonder175.blogspot.com
Przeczytałam jednym tchem, świetnie napisany praktyczny poradnik z nutą romantyzmu :) Brawo!
OdpowiedzUsuńDziękuję właśnie mój mąż wybrał się tym szlakiem t.j. od 11.07.zaczynał w Wołosatym i dokładnie spakował się wg Państwa wskazówek. Serdecznie dziękuję za tak fantastyczną i przydatną stronkę życzę wielu pięknych wrażeń w pokonywaniu następnych tras. Małgorzata
OdpowiedzUsuńWpis jest po prostu genialny! Dopracowany w 100%. Tylko się spakować wg wskazówek i w drogę na szlak.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Państwa pasję chodzenia po górach i chęć dzielenia się z innymi.
Będę tu wracać.
pozdrawiam
blogerka Barbara
Gratuluje wyprawy, też się bede wybierał w najblizsze wakacje, i z tad moje pytanie, piszecie o 2 ksiazeczkach GOT, nie może byc wszystko w jednej, i pozniej weryfikacja do GOT oraz GSB?
OdpowiedzUsuńTo pytanie należy skierować do Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, który nadzoruje zdobywane tej odznaki. Regulamin odznaki mówi o książeczce, choć nie o odrębnej. Przejrzyściej jest jednak zrobić to w odrębnej książeczce, tym bardziej, że rozpisanie całego GSB zajmuje prawie całą książeczkę GOT.
UsuńOk, dziekuje za odpowiedz. w regulaminie nie widzialem nic o odrębne właśnie dlatego się zdziwilem, niedlugo bede w Krakowie tak ze pewnie podejde i sie poprostu tam zapytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Michał
Przymierzam się do przejścia, ale nie wiem czy dam radę na raz, najwyżej na 2 razy. Świetny tekst, pomocny. Poza tym fajna sprawa z rozplanowaniem tras, postaram się robić takie odcinki jak wy.
OdpowiedzUsuńPomocny wpis, niedługo szykujemy się na Dużą GOT, na pewno skorzystamy z rad :) Pytanie z innej beczki, jak udało się Wam wydrukować trasy w książeczce GOT? Łatwiej pisze się teraz z klawiatury niż ręcznie :)
OdpowiedzUsuńRozszyliśmy oryginalną książeczkę i kartka po kratce przez ręczny podajnik w drukarce. Wyślij swojego mail'a na naszego to prześlę ci w Wordzie dopasowane wpisy GSB z Wołosatego do Ustronia do wdrukowania.
Usuń