Uchodzi za najbardziej tajemniczą, dziką i niedostępną górę Bieszczadów. Parę lat temu penetrowaliśmy ją odnajdując drogę na jej szczyt. Udało się dotrzeć na niego. Wciąż nie ma na niej znakowanych szlaków. Dzisiaj chcemy spróbować wejścia od innej strony. Mapy satelitarne uwidaczniają nam po wschodniej stronie góry sieć szerokich dróg. Co prawda nikną one w lasach porastających partie wierzchołkowe góry, ale zobaczymy czy faktycznie ich tam nie ma, czy tylko znikają pod osłoną koron drzew lasu.
TRASA:
Maniów/Szczerbanówka (610 m n.p.m.) – Matragona (990 m n.p.m.) – Przełęcz Przysłup (749 m n.p.m.)
OPIS:
Matragona nie jest rozległa górą. Szczypta umiejętności terenowo-orientacyjnych powinna pozwolić na spokojne zdobycie i zejście z góry nawet w czasie 4 godzin. W tegorocznej Matragonie spróbujemy wejść na tą górę inną drogą.
Wędrówkę rozpoczynamy o godzinie 10.00 z Drogi Karpackiej (szosa wojewódzka nr 897), zaraz za wsią Maniów, a dokładnie w miejscu, gdzie rzeka Osława (rusin. Ослава) pojawia się przy tej drodze spływając ze swych źródeł. Przez ostatnie dni stykaliśmy się z tą rzeką kilkakrotnie. Swoje źródła ma niedaleko stąd. Znajdują się one na południowo-zachodnich stokach Matragony. Nazwa „Osława” pojawia się w źródła pisanych po raz pierwszy w 1400 roku. Może pochodzić od starosłowiańskiego słowa „osła”, które oznacza „kamień”. Osława liczy sobie 55 km długości, a jej dolina od dawna stanowiła szlak komunikacyjny. Uchodzi do Sanu koło wsi Zasław. Biegła kiedyś przez dolinę Osławy linia Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej z Balnicy do Rzepedzi. Niebawem przekonamy się na własne oczy, że jej ślady są doskonale widoczne w górnej, źródliskowej części doliny Osławy. Wpierw jednak przeprawiamy się przez rzekę - po raz pierwszy.
Droga jest nieco kamienista, wypłukana deszczowymi wodami. Jest silnie obrośnięta młodnikami. Kilka większych, ściętych gałęzi leży na naszej drodze. Ktoś tutaj był przed nami z piłą. Bardziej jednak skupiamy się na samej drodze. Wpatrujemy się w jej wilgotne podłoże poszukując świeżych śladów niedźwiedzich. Góra rzadko jest odwiedzana przez ludzi, a więc niedźwiedzie są tu stałym bywalcem. Słychać wyciszone rozmowy ludzi tworzących nasz zespół. W ten sposób niedźwiedzie dostają sygnał naszej obecności i miejmy nadzieję, że dzięki temu ustąpią nam drogi. Ponoć w spotkaniu z człowiekiem boją się o wiele bardziej niż on sam. Jednak lepiej, żeby nie doszło do takiej konfrontacji. Choć nie można wykluczyć, a nawet jest to całkiem prawdopodobne, że jakiś osobnik siedzi sobie teraz ukryty w zaroślach i wodzi oczyma po ludzkich postaciach wspinających się na Matragonę.
|
Jedna z zarośniętych dróg na zboczu Matragony. |
Przez przerzedzone rosłe świerki świetnie teraz widać Kopę wznoszącą za naszymi plecami. Posiada tak samo lesiste zboczem, jak nasze. Wtem przed nami droga nasza rozwidla się. Zbocze Matragony jest porozcinane jarami drobnych potoków, a więc na takich rozwidleniach staramy się tak iść, aby nie wejść do takiego jaru, które uwielbiają niedźwiedzie. Skręcamy w lewo, zostawiając drogę drugej odnogi, która wydaje się wpadać w ciemną otchłań jaru. Ta, którą wybraliśmy wydawała się wygodniejsza, bo ewidentnie jest mniej zarośnięta, lecz szybko przekonujemy się o jej innej niewygodzie. W porastających ją trawach leży mnóstwo chrustu - mokrego, a więc śliskiego. Łatwo na takim czymś o kontuzję, więc stawiamy ostrożnie kolejne kroki. Wkrótce droga ta skręca w prawo. Dalej pnie się po zboczu, które wyczuwalnie zmniejsza nachylenie.
|
Tutaj droga jest wyraźna, lecz wcale nie wygląda na uczęszczaną. |
|
Po skręcie w prawo idziemy łagodnym trawersem na północ. |
|
Droga powoli niknie pod roślinnością. |
Niebawem droga nasza niknie, gdy jesteśmy prawie na wierzchowinie góry. Góra jest nieco rozciągnięta równoleżnikowo. Przed nami widoczny jest jakby wierzchołek, ale kilka minut później okazuje się, że to tylko garb. Za nim czekają nas obejścia powalonych konarów. Wygodniej to zrobić od południowej strony, gdzie las jest bardziej przetrzebiony. Od tamtej strony jest pojawia się też plątanina dróżek. Ciekawe kto je wydeptał? Po ominięciu powalonych konarów wracamy na grzbiet. Rośnie na nim piękny las bukowy, lecz runo po nim nie jest zbytnio bogate. Cało dno lasu pokryte jest brązowymi liśćmi. Tak, taki właśnie las pamiętamy z samego wierzchołka Matragony. Zatem chyba jesteśmy już blisko celu. I niebawem spostrzegamy, że idziemy regularną przecinką. Skąd ona się tutaj wzięła? Wracamy pamięcią do dawnej wspinaczki na szczyt Matragony od strony południowej. Tam też taka przecinka występowała i ciągła się niemal do samego szczytu góry. Poszukiwania w różnych źródłach nie przyniosły wówczas żadnego wyjaśnienia. Domyślamy się jednak, że przecinka na Matragonie najprawdopodobniej jest pozostałością po dawnej granicy między miedzy państwowej. Otóż po II wojnie światowej granica pomiędzy Polską, a ówczesną Czechosłowacją biegła początkowo przez szczyt Matragony, gdyż ustalano granice tak jak po I wojnie światowej - wzdłuż wododziałów. Jednak wówczas okazało się, że stacja w Balnicy i około 1 km linii Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej znajduje się po stronie Czechosłowackiej. Było to oczywiście uciążliwe dla obu stron, które na dodatek w tamtym czasie nie darzyły się raczej sympatią. Przejazd kolejki z drewnem był wówczas „rytualnie” eskortowany przez czechosłowackie wojsko. Problem rozwiązano dopiero w 1958 roku w ramach upraszania przebiegu linii granicznej, w efekcie czego granicę przesunięto na południowe zbocza Matragony.
|
Widok w stronę masywu Wołosania. |
|
Jedna z dolinek rozcinających zbocza Matragony. |
|
To początek wierzchowiny. |
|
Dalej jest bez forsownych podejść, aczkolwiek nie ma tu żadnej wydeptanej ścieżki. |
|
Przecinka przed szczytem. |
|
Niezwykły las bukowy na Matragonie. |
Przecinka doprowadza nas o godzinie 12.00 na szczyt Matragony. Od ostatniej naszej wizyty trochę zmieniło się tu. Na szczycie Matragony pojawiły się tabliczki szczytowe, aż dwie: jedna na drzewie, druga na słupku. Wcześniej był tu tylko stalowy znak geodezyjny osnowy wysokościowej tzw. reper otoczony kopczykiem z kamieni. Zaskakująco znakomita aura jak na listopad powoduje, że chętnie zasiadamy na szczycie dłużej, zajmując miejsca na kamieniach, bądź kilku leżących w runie niedużych konarach.
|
Matragona (990 m n.p.m.). |
Wierzchołek góry opuszczamy o godzinie 12.45. Kierujemy się na północ, gdzie zbocze krótkim ramieniem grzbietowym opada na przełęcz Przysłup. To też najłatwiejsza i najkrótsza możliwość dotarcia na szczyt Matragony. My schodzimy tędy, tak jak kiedyś. Nie idziemy jednakże wprost na przełęcz Przysłup, a kierujemy się trochę na lewo idąc blisko ponad jarem potoku Szczerbanówka. Tam wkrótce pojawi się droga, początkowo niezbyt widocznie, ale dalej jest już do samego końca całkowicie wyraźna. Doprowadza nas ona do Drogi Karpackiej, nieco pod przełęcz Przysłup. Na szosie skręcamy zatem w prawo i po kilku minutach osiągamy na przełęcz. O godzinie 13.30 kończy się nasza wędrówka.
|
Początek ostrzejszego zejścia. |
|
Jeszcze niewyraźny, ale widoczny początek drogi ponad jarem potoku Szczerbanówka. |
|
Zakole leśnej drogi. |
|
Za plecami słońce jest już nisko. Listopadowy dzień jest krótki. |
Na przełęczy Przysłup stoi wieża widokowa „Szczerbanówka” zbudowana w 2017 roku. Jej nazwa nawiązuje do nieistniejącej miejscowości, która znajdowała się przed II wojną światową po zachodniej stronie przełęczy nieco powyżej miejsca, z którego rozpoczynaliśmy dzisiejszą wycieczkę. Szczerbanówka tętniąca życiem przed wojną liczyła sobie 150 mieszkańców. Po wysiedleniach całkowicie opustoszała, a zabudowania uległy zniszczeniu. Stojącą we wsi drewnianą filialną cerkiew greckokatolicką św. Dymitra z 1857 roku rozebrano w 1950 roku.
Z wieży widokowej „Szczebranówka” stojącej na przełęczy Przysłup roztacza się ładny widok na wschód, gdzie widoczne są grzbiety polskich Bieszczadów: Jasło, Małe Jasło i Hyrlatą, a także okryty połoninami Smerek i Połoninę Wetlińską. Mówimy, że to zapowiedź przyszłorocznej, październikowej wyprawy w Bieszczady – klasyk obejmujący najbardziej znane połoniny polskich Bieszczadów.
Tak mija trzeci, niezwykle udany dzień wyprawy. Zmrok zapadnie już niebawem, bo dzień jest już krótki.
|
Wieża widokowa „Szczebranówka”. |
|
Zbliżenie na połoniny. |
|
Panorama z przełęczy Przysłup. |
|
Panorama z przełęczy Przysłup. |
|
Na „Szczebranówce”. |
Dzika Matragona, gdzie znajdują się źródliska Osławy, gdzie niedźwiedzie zakładają gawry, oraz gdzie las rośnie niemal pierwotny, zostanie nam długo w pamięci. Był to prawdziwy zew przygody, która pozostawiła ogromną satysfakcję, a także stała się wspaniałą puentą naszej trzydniowej wyprawy przez trzy krainy - Dolinian, Łemków i Bojków. Dziękujemy wszystkim uczestnikom za zaufanie i cały wspaniały, wspólnie spędzony czas.
|
Świetnie się nam wspólnie wędrowało. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz