Mamy już wiosnę. Przyszła niespodziewanie szybko, tak szybko, że śniegi rozpuściły się w parę dni. Temperatura tak znienacka podskoczyła, że nie zdążyliśmy wyciągnąć z szafy przejściowych kurtek. Przeszliśmy nagle ze skrajności w skrajność, z zimowego chłodu do wiosennego ciepła. Kto by pomyślał, że natura tak zakpi sobie z przedwiośnia. Jest jednak jeszcze takie miejsce w Polsce, gdzie zima nie tak łatwo daje za wygraną, a są to oczywiście nasze Tatry.
Krakowskimi uliczkami trochę głupio spacerować z nartami na ramieniu. Na beskidzkich i podkarpackich wierchach znaleźć można już tylko nieliczne skrawki śniegu. Zaś Tatry porażają lśniącą w słońcu bielą. Spoglądając w ich kierunku nawet z perspektywy położonego u ich stóp Zakopanego, wyglądają jak coś nieprawdopodobnego, a zarazem fantastycznego... i naprawdę rzeczywistszego. Wygląda to tak, jak gdyby za reglowym lasem istniała zupełnie inna strefa klimatyczna. Tam jeszcze można poszaleć na nartach, wystarczy się tam przenieść.