Dzień 1 czerwca – to co rok wyjątkowy dzień niemal na całym świecie. Tego dnia przychodzi czas szczęścia i zabawy nie tylko wśród najmłodszych. Tego dnia w naszym autokarze jest wyjątkowo dużo dzieci, blisko połowa osób. To też oczywiście czas prezentów, ale przede wszystkim czas, kiedy silna więź międzypokoleniowa ulega jeszcze większemu wzmocnieniu. Właściwie wszyscy tego dnia wracają do czasów dzieciństwa i bynajmniej nie za pragnieniem powrotu do czasów dziecięcej beztroski (wbrew temu co większości może się nasuwać na myśl). Czego nam zaczyna najbardziej brakować? Czego mieliśmy kiedyś pod dostatkiem? Zmienia się świat, zmieniają się ludzie wokół nas, a czas jest jakby bardziej nakręcony – gna do przodu i umyka. Wtedy w czasach dzieciństwa, przecież wcale nie tak długiego względem całego życia człowieczego, tego upływającego czasu nam nie brakowało. Każdy ma taką świadomość i tym samym chwile życia stają się dla nas cenniejsze, a także to jak i z kim je spędzimy, żeby być prawdziwie szczęśliwym.
W dzisiejszym dniu dzieci zabrały nas do parku linowego. Wyruszyliśmy z nimi na fun tour – podniebny spacer między drzewami na Równicy. Gdyby nie dzieci, zapewne tego dnia robilibyśmy zupełnie coś innego – sprzątali ogródki koło domów, kosili trawę, odkurzali podłogi w domach, myli okna. Robimy coś zupełnie innego – zakładamy uprzęże z karabińczykami i bloczkiem, i udajemy się na niecodzienną przechadzkę bez względu na wiek, bo to zabawa dla każdego, o czym sami się przekonaliśmy. Park Linowy na Równicy był prezentem na Dzień Dziecka nie tylko dla naszych pociech, ale również dla nas samych, a najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że spędziliśmy go razem. Sam zaś prezent nie był kartonowym pudełkiem z materialną zawartościom, ale sercem i darem zapakowanym w uśmiech i uczucia niesienia radości innym, zarówno w relacjach dziecko i rodzic, jak również w relacjach między osobami dorosłym.
|
Fun Tour (fot. Czesław Anioł). |
Tych przeżyć na linach i atrakcjach parku linowego nie da tak po prostu zdefiniować. Zmierzenie się z trudnościami stanowiło oczywiście wielkie wyzwanie. Każda przeszkoda wymagała zgoła innej techniki i umiejętności. Nikt jednak nie rozłożył rąk i nie powiedział nie dam rady. Park linowy może kojarzyć się z via ferratą. Jest oczywiście podobieństwo poprzez zabezpieczenie się za pomocą uprzęży i lonży wpinanej do stalowej liny, ale park linowy to zupełnie inna kategoria wyzwań, inna bajka – jak powiedział jeden z członków ekipy wspinający się po skałach. Skała to skała - daje twarde oparcie, zaś atrakcja w parku linowym chwieje się i kołysze. Wyzwala to emocje i adrenalinę, ale potem przynosi satysfakcję i radość z pokonania przeszkody, i swoich słabości. To jak lekcja pokory, skupienia i radzenia sobie w ekstremalnych sytuacjach, a zarazem fontanna radości z tego, że jednak dałem, czy dałam radę.
W Parku Linowym „Fun Tour” na Równicy spędziliśmy ponad trzy godziny. Potem zagościliśmy w Gościńcu „Równica”. Potem przyszła kolej na miłą przechadzkę górską przez Orłową i Trzy Kopce Wiślańskie. Była to trasa przez ładne lasy i przez widokowe polany z przerwą w klimatycznym Przytulisku „Telesforówka”. W „Telesforówce” odpoczęliśmy na łonie natury chłonąć ciepło promieni słonecznych. Pogoda dopisała niezwykle. Potem pozostało już zejście do Wisły i odjazd do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz