Nie zamawialiśmy tak znakomitej pogody, ale sama do nas przyszła. Nie znamy Grecji z wysokiego sezonu, kiedy panują w niej najgorętsze dni. Może kiedyś zobaczymy, jak to jest w szczycie turystycznym, ale nie jesteśmy pewni, czy chcielibyśmy tego. Przecież już w połowie czerwca jest tu tak gorąco, że nie da się siedzieć w słońcu. Nie chcemy nawet myśleć o tym, jaki skwar musi panować tutaj w lipcu i o tym jak wtedy korzystać z plaży, a przecież ludzie właśnie wtedy licznie przyjeżdżają tutaj na wypoczynek.
Nie zamawialiśmy tak znakomitej pogody na plażowanie, ale sama do nas przyszła. Znaczną część tego dnia spędzamy zatem na plaży. Potrzebujemy takiej beztroskiej laby po trzech intensywnych dniach górskich. W końcu to jest Grecja, a więc jakże nie skosztować, tego, z czego słynie, czyli tych wspaniałych, czystych plaż i klarownego, błękitnego morza. Tęskniliśmy za tym cały rok. Z greckich plaż najlepiej korzystać rano lub późnym popołudniem, bo wtedy nie jest tak gorąco, zaś słońce jest mniej groźne jeśli chodzi o poparzenia. Pospaliśmy sobie jednak dzisiejszego dnia bardzo długo. Odespaliśmy to co musieliśmy, bo podczas dni górskich nie mieliśmy wiele czasu na sen. Z tej to przyczyny na plaży pojawiamy się o niezbyt zalecanej porze. Dopiero po godzinie czternastej. Przed intensywnym słońcem chronimy się pod koroną drzewa. Chyba jest to jedyne drzewo, jakie rośnie w bezpośrednim sąsiedztwie plaży. Dobrze, że nikt nie uprzedził nas i nie zajął wcześniej tego miejsca. Jest pod tym drzewem bardzo dogodne miejsce na rozłożenie koca. Od morza dzieli nas kilka kroków, ale niełatwych, gdyż trzeba przejść po silnie rozgrzanym piasku. Żeby po takim piasku przejść trzeba mieć założone na nogach przynajmniej klapki plażowe. Woda jest cudowna! Bardziej słona niż w naszym Bałtyku, a więc bardziej wyporna. Sama unosi nas na swojej powierzchni. Zachwyca wysoką ciepłotą, hipnotyzuje przejrzystością. Siedzieć w takiej wodzie można cały dzień. Nie chce się z niej wychodzić.
Kończą się godziny greckiej sjesty. Panteleimonas powolutku budzi się dzisiaj po raz drugi, ożywa. Otwierają się sklepiki i tawerny. Zwijamy się z plaży i wstępujemy do naszej ulubionej tawerny „Filoxenia”. To rodzinna restauracja, prowadzona przez sympatycznych Greków. Jedna z tych, gdzie można skosztować tradycyjnych greckich potraw. Są naprawdę smaczne. Kuchnia grecka jest z tego znana i stanowi ważny element życia Greków. Jedna tylko uwaga: porcje są naprawdę bardzo duże. To co dostaniemy na talerzu, to podwójna, albo potrójna porcja tego, co normalnie jemy w domu. Do tego oczywiście nie można odmówić sobie znakomitego greckiego browaru, a także kawy, za którą grecy przepadają. Picie kawy jest dla nich częścią życia. Prawdę mówiąc i u nas nie ma prawie dnia, żeby nie wyjść, choćby na jedną frappe, tudzież inny rodzaj kawy. Przyjemnie jest usiąść sobie w cieniu pod sufitem z korony drzew i winorośli, i popijać leniwie kawę, przepijając wodą, którą Grecy zawsze podają do kawy. Jak to jest, że ta grecka rodzina zapamiętała nas z zeszłego roku, a byliśmy tu zaledwie kilka razy. To bardzo miłe.
Cały ten dzień był przemiły. Był jak głęboki oddech przed kolejnymi atrakcjami, które zaplanowaliśmy na kolejne dni.
|
Panteleimonas Beach. |
|
Wejdźmy do tawerny. |
|
Tawerna „Filoxenia”. |
|
W cieniu drzew i winorośli. |
|
Tawerna „Filoxenia”. |
|
|
Widok na górskie miasteczko Paleo Panteleimonas. |
|
Czas wracać do ośrodka. |
|
Zamek Platamonas w mroku. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz