Psotna aura była wczoraj dyrygentem i zmieniła plany. Na nic się zdały prognozy pogody. Jak sprawdzą się dzisiaj? Na dzisiaj również są obiecujące, ale zapowiadają znacznie mniej słońca. Czas zatem by ponowić próbę wejścia na Starorobociański Wierch. Śliczny poranek nastraja optymizmem.
TRASA:
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m n.p.m.)
Polana Chochołowska
Dolina Jarząbcza
Trzydniowiański Wierch, zach. zbocze (ok. 1600 m n.p.m.)
Dolina Jarząbcza
Polana Chochołowska
Polana Huciska
- Siwa Polana
OPIS:
Nie żałowaliśmy sobie snu. Po miłym pobycie w Schronisku PTTK na Polanie Chochołowskiej trudno było rozstać się z jego klimatem. Śniadanie, potem poranna kawa przeciągnęły nieco nasz pobyt w tym schronisku. Dlatego na trasę wyruszamy dopiero o godzinie 8.45. Nie mniej i tak jesteśmy znacznie bliżej celu niż wczoraj o tej samej porze. Wracamy najpierw na Trzydniowiański Wierch, a z niego mamy zamiar podążyć na Kończysty Wierch, a następnie na Starorobociański Wierch. Wyruszamy zatem drogą dokładnie tą samą, jaką wczoraj schodziliśmy ze szczytu Trzydniowiańskiego Wierchu. Czerwony szlak prowadzący przez Dolinę Jarząbczą stanowi najszybszą i najkrótszą drogę na nasz docelowy szczyt.
|
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m n.p.m.). |
Wyłożoną otoczakami drogą podążamy najpierw w dół Polany Chochołowskiej. Mijamy stare szałasy, które ostały się po intensywnej niegdyś gospodarce pasterskiej prowadzonej tutaj. Jeszcze w latach 30-tych stało na niej 60 różnego rodzaju budynków związanych z pasterstwem: szałasów, stodół i szop. Polana Chochołowska jest największą polaną na obszarze polskich Tatr, jedną z największych w całych Tatrach, która w tamtych latach była jednym z największych ośrodków wypasu owiec w Tatrach.
|
Rozpoczynamy wędrówkę. Najpierw podążamy w dół Polany Chochołowskiej. |
|
Chochołowskie Mnichy z Polany Chochołowskiej. |
Pokrótce czerwony szlak odbija na prawo i przechodzimy po drewnianym mostku nad Chochołowskim Potokiem. Po drugiej stronie potoku szeroka dróżka wchodzi do lasu. Wchodzimy w Dolinę Jarząbczą, delikatnie nabierając wysokości. O godzinie 9.00 przecinamy Wyżnią Polanę Jarząbczą. Ponad lasem pokazują się nam Łopata (słow. Lopata, Deravá; 1957 m n.p.m.) i Wołowiec (słow. Volovec; 2064 m n.p.m.) oddzielone Dziurawą Przełęczą (słow. Deravá, Pod Deravou; 1836 m n.p.m.). W zagłębieniach i żlebach zalega jeszcze śnieg, lecz jego dni, zważywszy na temperatury, są już chyba policzone.
|
Wyżnia Jarząbcza Polana. Przed nami Łopata (z lewej) i Wołowiec (z prawej) |
Niebawem przecinamy Jarząbczy Potok przechodząc po podobnym mostku, jak w Dolinie Chochołowskiej, lecz nieco podmytym przez wartki strumień przepływającego potoku. O godzinie 9.20 wchodzimy w obszar słabiej zadrzewiony. Znajdujemy się na ponad 1200 m n.p.m. Przed sobą widzimy Kończysty Wierch (słow. Končistá; 2002 m n.p.m.). Z lewej strony wartko przetacza się po kamieniach Jarząbczy Potok. Mijamy miejsce z obeliskiem upamiętniającym wędrówkę Jana Pawła II z 1983 roku, po czym wspinamy się na zbocze Czerwonego Wierchu, stanowiącego zwieńczenie grzbietu odchodzącego na północ od Łopaty. To sprawia, że nieco oddalamy się od Jarząbczego Potoku i przez jakiś czas idziemy dość wysoko ponad nim i dnem doliny. Wkrótce jednak szlak schodzi w dół zrównując się z potokiem. Pojawiają się duże podmokłości na naszej szlakowej drodze. Przeskakujemy po kamieniach, chroniąc buty przed utopieniem w wodzie i błocie.
|
Dolina Jarząbcza - na stokach Czerwonego Wierchu.
Przed nami Jarząbczy Wierch (z prawej) i Kończysty Wierch (z lewej). |
|
Pokonujemy podmokłości. |
O godzinie 9.40 kładką przechodzimy na przeciwny brzeg Jarząbczego Potoku. Szlak zaczyna ostro piąć się już po zboczu Trzydniowiańskiego Wierchu porośniętym przez las. Ledwie mijamy pierwsze drzewa, gdy nachodzimy na żabę trawną (Rana temporaria) ospale przemieszczającą się przy naszej ścieżce. Żabka ta jest pospolicie występującym płazem w Tatrach, odporna na zimno i niekorzystne warunki atmosferyczne.
|
Mostek nad Jarząbczym Potokiem. |
|
Jarząbczy Potok. |
|
Żaba trawna (Rana temporaria). |
Przechodzimy przez zarastającą borówczyskiem polankę, na której szlak wykonuje ostry zakos zmieniając kierunek naszego marszu na przeciwny. Trawersujemy dalej zbocze porośnięte świerkami. Po 10 minutach na krótko wychodzimy na pas odsłoniętego zbocza. Pojawia się przed nami widok Kończystego Wierchu, skrywającego wierzchołek w chmurze. Zdaje się, że widoków z wierchów dzisiaj nie będzie.
|
Kończysty Wierch, skrywający wierzchołek w chmurze. |
|
Strefa lasu. |
Wydaje się nam, że podążamy ekspresowo, jakbyśmy szybciej szli w górę, niż w dół wczorajszego dnia. To zapewne iluzoryczne wrażenie, bo na pewno szybciej nie idziemy niż wtedy. Mimo wszystko czas nie dłuży się nam i o godzinie 10.10 wychodzimy z lasu, przecinamy znajomy potoczek, a następnie przechodzimy miejsce gdzie wczoraj ucięliśmy sobie drzemkę. W tymże miejscu dopada nas deszcz.
|
Po wyjściu ze strefy lasu. |
Szybko zarzucamy peleryny i pniemy się dalej odsłoniętym zboczem. Nie pada długo, ale powietrze jest dość wilgotne. Przecinamy ponownie spływający żlebem potok i wchodzimy miedzy kosodrzewinę. Około godziny 10.40 zaczynamy wychodzić z niej. Podążamy teraz bardzo stromą ścieżką wprost w górę. Do szczytu Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m n.p.m.) jest już nie więcej niż 200 metrów. Znajdujemy się na wysokości około 1600 m n.p.m. gdy...
|
Wychodzimy z kosodrzewiny i dalej ostro w górę. |
Ho, ho , ho, ale huknęło! I jeszcze jeden raz i kolejny. Wow! – Jest bardzo blisko, tak jakby zaraz po drugiej stronie grzbietu. To nie żarty – wracamy do Chochołowskiej. Robimy bez namysłu szybki zwrot o 180 stopni i pośpiesznie schodzimy w dół, byle w strefę lasu.
|
Maksymalny pułap na dziś (ok. 1600 m n.p.m.) - to miejsce odwrotu. |
Ucieczka przed burzą trwa. Obficie nie pada, ale ogłuszające wyładowania są przerażające. Nie widać błyskawic, a jedynie nagłe rozbłyśnięcia wewnątrz wiszących nad nami chmur. Zgodnie z kanonami bezpieczeństwa zwiększamy między sobą dystans. O godzinie 10.55 jesteśmy już w lesie.
|
Szybki odwrót - byle bliżej do lasu. |
|
Wartkie strumienie przecinają szlak. |
Przestaje padać. W lesie spotykamy dwoje turystów zastanawiających się co dalej? Czy poczekać jeszcze chwilę i iść dalej, czy wracać? Wyładowania jakby oddaliły się trochę. Po krótkiej rozmowie z napotkanymi podążamy dalej do doliny. O godzinie 11.20 przechodzimy przez Jarząbczy Potok i kierujemy się w dół Doliny Jarząbczej. Deszcz i wyładowania powracają falami, ale chyba zostawiamy je za sobą. Dolinę Jarząbczą pokonujemy w 30 minut, po czym wchodzimy na Polanę Chochołowską.
|
Chochołowskie Mnichy spowite deszczowymi chmurami. |
|
Przed Polaną Chochołowską - most nad Chochołowskim Potokiem. |
Przez moment zastanawiamy się czy lepiej wrócić do schroniska, czy lepiej od razu podążyć w dół Doliny Chochołowskiej. Dochodzimy do wniosku, że raczej nie ma co czekać poprawy pogody i korzystać z tego, że burze zatrzymały się na tatrzańskiej grani.
|
Dolina Chochołowska. |
Podążając Doliną Chochołowską mijamy nielicznych turystów podążających w kierunku Schroniska na Polanie Chochołowskiej. Nie pada. Im bardziej zbliżamy się do wylotu doliny, tym więcej przejaśnień nad naszymi głowami. Na Polanie Huciska postanawiamy odpocząć po intensywnym marszu. Siadamy przed bacówką z góralami popijającymi żętycę. To najlepszy podkład przed zakrapianą imprezą – uśmiechają się do nas. Zamawiamy po kubeczku tego znanego specjału, smacznego, krzepiącego, pożywnego. Potem jeszcze jeden duży czerpaczek na spółkę. Popijając sobie żętycę wysłuchujemy zabawnych bacowskich kawałów, ale ich treścią podzielimy się osobiście, gdy się kiedyś spotkamy na szlaku lub w schronisku.
|
Siwa Polana. |
O godzinie 13.45 kończymy dwudniową tatrzańską eskapadę. Zapewne mogłaby być bardziej udana, ale nie był to czas zmarnowany. Wspominać będziemy miło chwile dobrej pogody, choć bez tych planowanych górskich zdobyczy. W pamięci zostanie spotkanie w schronisku z innymi sympatykami gór. Dobrze było wyrwać się z domu na weekend.
No to jak powiadają: do trzech razy sztuka :) Uda się na pewno i to przy ślicznej pogodzie, bo limit chmur, deszczu i wyładowań macie już wykorzystany :)
OdpowiedzUsuńEch, ilekroć patrzę na wasze zdjęcia - przypominają mi się moje wędrówki po naszych pięknych górach... :) A do urlopu taaak daleko....
OdpowiedzUsuń