Mamy tu górski raj - cudowny letni poranek i tatrzańską przyrodę, która od świtu urzeka naturalnością. Chcemy się wtopić w tutejsze środowisko, choć nie jest ono środowiskiem naturalnym dla człowieka. Chcielibyśmy zostać tu, albo żeby ta chwila trwała bez upływu czasu. Nie myśleć, o tym co zostawiliśmy niżej, tam gdzie stoją nasze domy, lecz napawać się otaczającym pięknem. Mamy oczywiście świadomość, że miejsce to nie jest zawsze przyjazne dla człowieka i znajduje się jakby na pograniczu ziemskiego i niebiańskiego. Nie prowadzą tutaj żadne drogi, lecz kamieniste szlaki, a stojące na skałach wysokogórskie schronisko może wydawać się odcięte od świata.
TRASA:
Schronisko Zbójnickie (słow.
Zbojnícka chata; 1960 m n.p.m.)
Rohatka (słow.
Prielom; 2288 m n.p.m.)
Rozdroże pod Polskim Grzebieniem (słow.
Rázcestie pod Poľským hrebeňom; 2110 m n.p.m.)
Polski Grzebień (słow.
Poľský hrebeň; 2200 m n.p.m.)
Mała Wysoka (słow.
Východná Vysoká; 2429 m n.p.m.)
Polski Grzebień (słow.
Poľský hrebeň; 2200 m n.p.m.)
Polana pod Wysoką (słow.
Poľana pod Vysokou)
Łysa Polana (słow.
Lysá poľana)
OPIS:
Pierwszy obiekt w górnych partiach Doliny Staroleśnej został zbudowany w latach 1907-08. Był to nieduży domek wybudowany przez węgierski zarząd lasów. W roku 1910 po drobnych przeróbkach udostępniono go turystom. Przebudowany w okresie międzywojennym dał początek schronisku, które stało się ważnym miejscem dla turystów zapuszczających się w najwyższe partie Tatr. W tamtym okresie nadano mu nazwę Zbójnícka chata, od pobliskich Zbójnickich Stawów. Schronisko to zostało ponownie przebudowane w latach 1984-1986. Obecne schronisko to budowla nowa. Stanęła w miejscu poprzedniej, która spłonęła w roku 1998.
|
Schronisko Zbójnickie (słow. Zbojnícka chata; 1960 m n.p.m.). |
Schronisko Zbójnickie z racji położenia na znacznej wysokości jest zaopatrywane przez nosiczów, którzy przynoszą na własnych plecach wszystko to co potrzebne dla jego istnienia. Zapewne już ruszyli z Hrebienoka, tak samo jak wczoraj. Są na kamiennej dróżce wiodącej wzdłuż Staroleśnego potoku. Docierają tu zazwyczaj w tempie typowego turysty, czyli w około 3 godzin, lecz z tą różnicą, że na plecach dźwigają ładunek o wadze 60-80 kg. W drodze powrotnej nosicze zabiorą śmieci. To ciężka praca wykonywana zarówno w lecie, jak też o każdej innej porze roku, nawet w zimie.
Zanim jednak dotrą tu pierwsi nosicze korytarzem doliny nadlatuje helikopter z podczepioną na linach paletą. Na palecie oplecionej siecią załadowane są towary dla schroniska. To alternatywny sposób zaopatrywania wysokogórskiego schroniska, ale może być stosowany gdy warunki pogodowe na to pozwalają, a więc gdy nie ma silnego wiatru, czy mgły. Obsługa naziemna pod schroniskiem zabezpiecza punkt zrzutu. Jest cały czas w łączności radiowej z pilotem helikoptera. Odczepiają paletę i podczepiają inną, bo helikopter nie wraca „na pusto” - zabiera zapakowane śmieci ze schroniska. Nosicze będą mieli dzisiaj mniej pracy.
|
Helikopter zaopatrzeniowy. |
|
Odbiór zaopatrzenia. |
Tymczasem kończymy śniadanie. Dopinamy swoje plecaki. Przed nami ostatnia wędrówka podczas tej tatrzańskiej trzydniówki. O godzinie 8.15 za znakami niebieskiego szlaku ruszamy w górę Doliny Staroleśnej (słow.
Veľká Studená dolina, niem.
Großes Kohlbachtal, węg.
Nagy-Tarpataki-völgy). Powietrze zdążyło się już nagrzać. Jest gorąco. Chłód poranka poszedł już w niepamięć. Szlak prowadzi po kamiennym chodniku na zachód. Mimo iż idziemy w górę doliny, szlak schodzi nieco w dół ku zagłębieniu, w którym płynie ciek łączący Zbójnickie Stawy (słow.
Zbojnícke plesá,
Sesterské plesá). Ciek ten zwany jest Zbójnicką Wodą.
W polskim nazewnictwie wyróżnia się trzy Zbójnickie Stawy. Największym i najgłębszym Wyżni Zbójnicki Staw (słow. Vyšné Zbojnícke pleso; 1962 m n.p.m., 0,664 ha, głębokość 7,0 m) leżący najwyżej i najdalej od naszego szlaku. Na wschód od niego mamy Pośredni Zbójnicki Staw (słow. Prostredné Zbojnícke pleso; 1955 m n.p.m.; 0,321 ha, głębokość 5,4 m), a przy naszym szlaku leży najbardziej wysunięty na wschód Niżni Zbójnicki Staw (słow. Nižné Sesterské pleso, Nižné Zbojnícke pleso; 1955 m n.p.m., 0,345 ha, głębokość 4,8 m). Pośredni Zbójnicki Staw i Niżni Zbójnicki Staw są oddzielone niewielkim, wąskim przesmykiem oraz mają ten sam poziom wody. W rzeczywistości są zatem jak jedno jezioro. Niektóre przewodniki (np. Józefa Nyki) tak właśnie opisują ten akwen nazywając go w całości Pośrednim Zbójnickim Stawem, a nazwa Niżni Zbójnicki Staw przenoszona jest wtedy na leżące niżej jeziorko, które przez niektórych zaliczane jest do grupy Harnaskich Stawów. Nazewnictwo tych stawków jest bardzo pogmatwane (nie tylko w języku polskim, ale również w słowackim) i z tych chyba względów na mapach nie wszystkie te stawy są podpisywane.
Dla jasności dalszego opisu przyjmujemy jednak nazewnictwo, które rozdziela na dwie części akwen znajdujący się na wysokości 1955 m n.p.m. na Pośredni Zbójnicki Staw i Niżni Zbójnicki Staw. Tak jak wcześniej już sygnalizowaliśmy szlak schodzi ku zagłębieniu przez które przepływa ciek wodny zwany Zbójnicką Wodą. Przecinamy ten ciek przechodząc po kamieniach mając po prawej Niżni Zbójnicki Staw (słow. Nižné Sesterské pleso, Nižné Zbojnícke pleso), zaś po lewej Niżni Harnaski Staw (słow. Nižné Sesterské pleso; 1958 m n.p.m., 0,22 ha powierzchni, głębokość ok. 2,4 m).
|
Zbójnicka Woda. |
|
Niżni Harnaski Staw (słow. Nižné Sesterské pleso; 1958 m n.p.m.). |
|
Przejście przez Zbójnicką Wodę. |
|
Świstowy Grzbiet (słow. Svišťový chrbát). |
Odtąd szlak zaczyna sukcesywnie podążać w górę doliny. Łukiem kieruje się na południowy zachód. Przełęcz na która podążamy stała się niewidoczna, schowała się za grzbietem do którego zbliżamy się. Grzbiet ten odchodzi na południowy wschód od Świstowego Szczytu (słow. Svišťový štít, niem. Mittelgebirge, węg. Közép-hegység; 2283 m n.p.m.), zwany Świstowym Grzbietem (słow. Svišťový chrbát). Szlak doprowadza pod końcówkę tego grzbietu, po czym omija przechodząc na południowa stronę. Tak właśnie widać to wodząc oczyma po nitce szlaku ułożonego z płaskich kamieni.
Wodzimy oczyma po nitce szlaku ciągnącego się przed nami i nagle zauważamy jakieś małe stworzenie, które przechadza się po niej, zatrzymuje się, rozgląda, a najczęściej spogląda w stronę Zbójnickiej chaty, nad którą słychać warkot silników helikoptera. Helikopter wciąż dostarcza zaopatrzenie do schroniska, zagłuszając percepcję tatrzańskich stworzeń, również i tego przed nami, który dotąd nie słyszał naszego stąpania po kamienia i prowadzonej rozmowy. Rozmowa ta zamieniła się w tym momencie w szept: „ciiiiii” i odtąd nastało milczenie.
|
Widzicie go na ścieżce szlaku? |
Dajemy sobie porozumiewawcze znaki głową i dłońmi: spróbujemy podejść bliżej, nasze kroki powinien zagłuszyć hałas helikoptera. Względem zauważonego stworzonka jesteśmy od zawietrznej, a więc wywęszyć nas nie powinien. Nie patrzymy pod nogi, poruszamy się jak na filmie odtwarzanym w zwolnionym tempie. Nie spuszczamy z oczu małego futrzaka. Chcielibyśmy przekazać informacje: „wiemy od samego początku kim jesteś, nie bój się nas, nie stanowimy zagrożenia”.
Wtem helikopter odlatuje, oddala się, a jego dźwięki cichną. Zatrzymujemy się. Poczekamy, aż ponownie nadleci. Zrobiło się cicho, a świstak zamiast teraz właśnie czuć się bezpiecznie, schował się w norce ukrytej w trawie. Widzieliśmy jednak w którym miejscu jest jego norka i o dziwo - znajduje się ona w bezpośrednim sąsiedztwie szlaku.
|
Helikopter oddala się. |
Wraca helikopter. Głuchy łoskot nasila się i wypełnia dolinę. Ruszamy powoli, stawiając delikatnie kroki jak w miękkich bamboszach. Podchodzimy do otworu norki. Udaje się nam podejść do niej na odległość około jednego metra. Zatrzymujemy się w bezruchu. W dłoniach mamy przygotowane aparaty fotograficzne. Obiekt siedzi w norce. Widać w niej ukryty nosek. Wystawia go na zewnątrz. Nie wiadomo, czy bardziej zainteresowany jest naszymi osobami, czy hałasującym helikopterem. Oczyma wodzi raz tam, raz na nas. Wystawia całą głowę, rzucając okiem na lewo, potem na prawo, potem znów na lewo, gdzie widzi nas. Zapewne jest zdziwiony, czy ogłupiały, bo przecież coś stoi przed nim nieruchomo, a przedtem tego nie było. Wysyłamy mu swe myśli: „Odwagi, pokaż się cały, zwierzaczku mały.” Jego śmiałość wydaje się w pewnym momencie być wyjątkowo zuchwała. Zwierzaczek dzielnie sobie poczynia, bo wychodzi zupełnie z norki. „Odwagi bracie” i jakby czytał w naszych myślach robi dwa, trzy może cztery kroczki w naszym kierunku. Badawczo spogląda, a może trochę milusińsko, jakby coś chciał od nas. Chcielibyśmy cię pogłaskać miluśki, ale obawiamy się, że cię spłoszymy. Spoglądasz ufnymi oczkami, ale chyba nie pozwoliłbyś dać się dotknąć.
Świstak tatrzański (Marmota marmota latirostris) jest jednym z najsympatyczniejszych zwierząt tatrzańskich. Nie jest go łatwo spotkać czy wypatrzeć, częściej można usłyszeć jego gwizdy, które oprócz sposobu porozumiewania się, są przede wszystkim najważniejszym elementem systemu ostrzegania przed niebezpieczeństwami. W systemie świstaczego sposobu ostrzegania przed niebezpieczeństwami można wyróżnić kilka różnych stopni gwizdów alarmowych. Obecność człowieka, psa, czy lisa sygnalizowana jest serią gwizdów o średnim natężeniu. Po ich usłyszeniu świstaki sprawnie przechodzą bez paniki do najbliższej nory i u jej wylotu obserwują otoczenie. Są wtedy w pobliżu kryjówki, w której w razie czego mogą szybko ukryć się. Gdy jednak pojawi się największe zagrożenie (takim jest np. orzeł), świstak obserwator wydaje jeden ostry gwizd, który jest sygnałem do ucieczki i ukrycia się w norkach.
Kolonia świstaków ma na swoim terytorium całą sieć norek. Cały czas porusza się w ich otoczeniu, zarówno podczas posilania się, czy też zabawy. W ten sposób wydeptuje sieć ścieżek wśród górskiej roślinności. Świstaki uwielbiają kopać. Nora dla świstaka stanowi podstawę bytowania. Najgłębsze są nory zimowe, kopane poniżej poziomu zamarzania gruntu, a więc co najmniej ponad metr pod powierzchnią ziemi. Dochodzą one do wyścielonej wysuszoną trawą komór gniazdowych, w których świstaki zimują. Komory te są umiejscawiane najgłębiej, niekiedy na głębokości dochodzącej 7 metrów pod powierzchnią ziemią. Na czas letni kolonia świstaków posiada płytsze nory, a także tzw. sieć krótkich, ślepych korytarzy (tzw. nory przejściowe), w których świstaki chowają się w razie nagłego niebezpieczeństwa.
Przeszłość jedna pokazała, że największym wrogiem świstaka nie był ani orzeł, ani wilk, czy lis, lecz człowiek, którego działalność sprawiła, że populacja świstaków w Tatrach prawie wyginęła. Polowano na te zwierzęta przede wszystkim ze względu na sadło, któremu przypisywano właściwości lecznicze. W XIX wieku w Tatrach pozostały tylko nieliczne miejsca, trudno dostępne dla człowieka, w których ocalały świstaki. Sytuacja zaczęła się zmieniać po uchwaleniu 5 października 1868 roku na galicyjskim Sejmie Krajowym we Lwowie ustawy „względem zakazu łapania, wytępienia i sprzedawania zwierząt alpejskich właściwych Tatrom, świstaka i dzikich kóz”. Była to pierwsza na świecie parlamentarna ustawa o ochronie gatunkowej zwierząt.
Helikopter nad schroniskiem znów oddala się, jego odgłos cichnie. Świstak spogląda na nas jeszcze chwilkę, aż w końcu odwraca się i znika w swej norce. No więc godzinę temu wyszliśmy ze schroniska, a ledwie nieco ponad 500 metrów oddaliliśmy się od niego. Mija 9.00. Trudno będzie ochłonąć po tak niespodziewanym spotkaniu na szlaku. Idziemy jednak w górę doliny, zachodząc na lewo Świstowy Grzbiet. Wchodzimy na Kotlinę pod Rohatką (słow. kotlina pod Prielomom). Znajdujemy się już na wysokości ponad 2000 m n.p.m.
|
Trawers stoku Świstowego Grzbietu. |
Trawersujemy dolne partie stoku Świstowego Grzbietu, ponad piargami leżącymi pod urwistym grzbietem, ciągnącym się od Staroleśnego Szczytu (słow. Bradavica, niem. Warze, węg. Bibircs; 2476 m n.p.m.) do Małej Wysokiej (słow. Východná Vysoká, niem. Kleine Viszoka, węg. Kis-Viszoka; 2427 m n.p.m.). Wkrótce zza Małej Wysokiej ukazuje się nam przełęcz Rohatka z widocznymi zakosami podchodzącego na nią szlaku. Za Rohatką wznosi się Dzika Turnia (słow. Divá veža, niem. Roter Flossturm, węg. Vörös-patak-torony; 2373 m n.p.m.).
Wkrótce szlak przecina zagłębienie dna kotliny, przez które spływa ciek. Szlak przechodzi przez skrawek trawiastej murawy, za którą czekają nas już tylko skały. Dobrze stąd widać, że znajdujemy się już prawie na samym końcu doliny. Ogranicza ją grzebień skał głównej grani Tatr, rozciągający się od Dzikiej Przełęczy (słow. Predné Divé sedlo, Severné Divé sedlo, węg. Marmotacsorba) znajdującej się zaraz za Dziką Turnią, a ciągnący się po wierzchołek widocznego w głębi Świstowego Szczytu (słow. Svišťový štít, niem. Mittelgebirge, węg. Közép-hegység; 2383 m n.p.m.).
|
Przed nami Rohatka. Po lewej stronie przełęczy wznosi się Mała Wysoka, po prawej Dzika Turnia. |
W tym momencie szlak zadziera ostro w górę. Lawiruje wśród głazów po piarżystym i bardzo miałkim podłożu. Czasem niknie pod skałą i nie wiadomo czy wspiąć się na tą skałę, czy przejść pod nią. Na piarżystych odcinkach szlak zapewne prowadził po ułożonych stopniach, chodniku z płaskich głazów. Widać, że tak kiedyś było, ale na tak niestabilnym podłożu stopnie takie nie mają prawa długo przetrwać. Nie zawsze też widoczne są znaki naszego niebieskiego szlaku. Powolutku wspinamy się co raz wyżej, a wysokość rośnie szybko w oczach.
Nad Doliną Staroleśną zaczynają napływać duże, rozbudowane obłoki. Niebiański błękit zanika, a dno doliny zaczyna zalegać cieniami. Niebo zabiela się coraz bardziej. Niewielki jest już budyneczek Zbójnickiej chaty. Jest jak rozpłaszczone kartonowe pudełko. Nie nadlatuje już nad niego helikopter, który dostarczył do schronisko wszystkiego czego mu trzeba było. Panuje zupełna cisza, którą zakłóca już tylko odgłos obsuwającego się miałkiego rumoszu, wydobywający się spod naszego obuwia. Jest bardzo stromo i musimy uważać, aby nie strącić w dół kamieni, które mogłyby komuś znajdującemu się niżej zagrozić.
|
Pod skałą. |
|
Szlak zadziera ostro w górę. |
|
Nad Doliną Staroleśną pojawiają się obłoki. |
O godzinie 10.15 docieramy do wąskiej szczerbiny w grani. Pierwszy cel osiągnięty! Rohatka (słow. Prielom, niem. Kerbchen, węg. Rovátka) - przełęcz na wysokości 2288 m n.p.m. rozdzielająca Małą Wysoką (słow. Východná Vysoká, niem. Kleine Viszoka, węg. Kis-Viszoka; 2427 m n.p.m.) i Dziką Turnię (słow. Divá veža, niem. Roter Flossturm, węg. Vörös-patak-torony; 2373 m n.p.m.). Rohatka jest najwygodniejszym przejściem łączącym Dolinę Staroleśną z Doliną Białej Wody. Węgierska, słowacka i niemiecka nazwa przełęczy oznacza karb lub wrąb. Polska forma miała wzorować się na nazwie węgierskiej i wyszło jak wyszło. Na przełomie XIX i XX wieku próbowano łączyć tą nazwę z słowem rogatka ze względu na graniczne położenie przełęczy.
Pierwsze znane przejście turystyczne zostało dokonane w 1864 roku przez Karla Kalchbrennera z dwoma towarzyszami i dwoma przewodnikami. Pierwsze zimowe przejście odnotowano 17 kwietnia 1911 roku przez zespół w składzie: Lajos K. Horn i Jenő Serényi. Z kolei znakowany szlak turystyczny, którym dzisiaj przecinamy przełęcz został wytyczony w 1912. Wtedy też został zabezpieczony łańcuchami. Łańcuchy znajdują się od strony Doliny Białej Wody, gdzie jest zdecydowanie bardziej urwiście. W przypadku oblodzenia przejście tamtędy byłoby bardzo trudne i niebezpieczne.
Na samej przełęczy jest mało miejsca. Chwilkę odpoczywamy. O godzinie 10.25 zaczynamy schodzić. Najpierw krótkim skalnym korytarzem, przechodzącym w urwistą rynnę. Po prawej na skałach mamy rozciągnięty łańcuch. Po kilku metrach dochodzimy nad uskok. Dalsze zejście prowadzi pionową ścianką po prawej. Można od razu wejść na klamry (są dość szeroko rozstawione), które sprowadzą na dół uskoku. Można też wybrać drugi wariant i iść gzymsem nad skalną ścianką przytrzymując się łańcucha, a potem łagodniej w dół zejść do wnętrza rynny.
|
Rohatka (słow. Prielom, niem. Kerbchen, węg. Rovátka; 2288 m n.p.m.). |
|
Widok na drugą stronę przełęczy. |
|
Początek zejścia z Rohatki do kotła pod Polskim Grzebieniem. |
|
W urwistej rynnie pod Rohatką. |
|
Klamry na ściance umożliwiające pokonanie uskoku. |
|
Wariant przejścia z ominięciem klamer. |
Po uporaniu się z uskokiem schodzimy dalej dnem wciąż bardzo stromej rynny. Skała jest dobrze urzeźbiona, ale pokryta częściowo skalnym miałem. Rynna wyprowadza nas na wierzchołek stożka piargu, gdzie podobnie jak to było po drugiej stronie grani. Szlak ułożony z płaskich głazów jest miejscami pozrywany. Z wierzchołka stożka piargowego skręcamy najpierw na prawo wchodząc w trawers zbocza. Po niedługim czasie szlak zakosem zakręca na lewo i trawersuje piarg w przeciwną stronę. Widać stąd inna znaną przełęcz o nazwie Polski Grzebień, na która zamierzamy wejść. Przed nami jednak najpierw polodowcowy Kocioł pod Polskim Grzebieniem, którego dno wypełnia Zmarzły Staw. Schodzimy piargami pod urwiste ściany Małej Wysokiej. Są tu płaty starego śniegu. Utrzymał się tu tak długo, bo promienie słońca mają zapewne ogromne trudności z dotarciem tutaj.
|
Rynna pod Rohatką. |
|
Po wyjściu z rynny. Z lewej w kotle widać Zmarzły Staw. |
W pewnym momencie słyszmy za sobą stukot staczających się kamieni. Oglądamy się. Widzimy osobę, która zerwała się i biegnie w naszym kierunku. Nie wie czy nad nią, czy w innym miejscu ruszyły się kamienie. Nie widać, ale dobrze słychać staczające się kamienie. Nie wiadomo, czy to ktoś je strącił, czy jest to zjawisko samoistne. Na szczęście kończy się tylko na strachu. O godzinie 11.25 mijamy rozdroże szlaków pod Polskim Grzebieniem (słow. Pod Poľským hrebeňom; 2110 m n.p.m.). Niebieski szlak odbija stąd w kierunku wylotu Doliny Białej Wody. My zaś idziemy w przeciwnym kierunku zielonym szlakiem, który zaczyna wspinać się na Polski Grzebień.
Wspinamy się stromo zrujnowanym szlakiem. Szlak jest pozrywany mimo zaparcia go drewnianymi belkami. Natura jest tutaj silniejsza. Wyjście jednak nie jest długie. Uporaliśmy się z nim w około 15 minut. Siadamy na naszych ulubionych skałach nieco powyżej przełęczy od strony Małej Wysokiej. Tylko na chwilkę, bo Mała Wysoka wciąż na nas czeka, a na niebie jest słoneczko, choć coraz więcej chmur mu przeszkadza. Zostawiamy plecaki na kamieniach - będzie lżej. Zabieramy tylko aparat fotograficzny. Zaczynamy wspinać się na szczyt.
|
Na piargach pod Rohatką. |
|
Polski Grzebień. |
|
Rumosz. |
|
Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem. |
|
Szlak na Polski Grzebień. |
|
Podejście na Polski Grzebień. |
|
Widok na Rohatkę z podejścia na Polski Grzebień.
Z lewej mamy Dziką Turnię, z prawej grzbiet Małej Wysokiej. |
|
Mała Wysoka widoczna z podejścia na Polski Grzebień. |
Na początku jest to skalna wspinaczka, gdzie niezbędne są dłonie do pomocy. Szybko nabieramy wysokości dość wąskim grzebieniem, po którym szlak chwilami przeprowadza nad dość urwistymi stokami ponad Doliną Wielicką, którą mamy po południowej stronie. Oddalamy się od siodła przełęczy, na której widać już tylko małe, kolorowe ludziki. Po około 20 minutach wchodzimy w inną scenerię. Stok wyżej pokryty jest głównie rumoszem, pośród którego zakosami wije się szlak.
W Dolinę Wielicką napływają postrzępione chmury. Ocierają się o stoki Małej Wysokiej i inne wznoszące się wokół doliny. Skrył się w niej Gerlach i Sławkowski Szczyt, a nawet dużo niższy Świstowy Szczyt stojący po drugiej stronie Polskiego Grzebienia. Te białe poszarpane chmury chętnie przedarłby się nad dolinę znajdującą się z drugiej strony przełęczy. Na razie przedzierają się tylko skrawki. W dali po południowej i północnej stronie Tatr widać oświetlone słońcem kotliny. Na stoki Małej Wysokiej nie pada już żaden promyk słońca.
Podążamy ku szczytowi góry czasem poszukując właściwej drogi, ale nie dlatego, że widoczność spadła, bo ta jest dobra, ale dlatego, że znaki szlaku giną w wysypisku kamieni. Z prawej wysypisko to zdaje się sięgać dna doliny. Z lewej zaś widzimy stok urywający się przepaściście do Kotła pod Polskim Grzebieniem. Około godziny 12.30 osiągamy szczyt góry. Siadamy na wierzchołkowych głazach.
|
Początkowy fragment podejścia na Małą Wysoką. |
|
Druga cześć podejścia wiedzie wśród skalnego rumoszu. |
|
Spojrzenie w kierunku wierzchołka Małej Wysokiej. |
|
Stok Małej Wysokiej. |
|
Wielicki Szczyt. |
|
Stok Małej Wysokiej. |
Mała Wysoka (słow. Východná Vysoká, niem. Kleine Viszoka, węg. Kis-Viszoka; 2429 m n.p.m.) leży w głównej grani Tatr i wznosi się pomiędzy odwiedzonymi dzisiaj przełęczami: Rohatką i Polskim Grzebieniem. Szczyt jest też zwornikiem dla odchodzącej w kierunku południowo-wschodnim długiej grani bocznej za Staroleśnym Szczytem (słow. Bradavica, niem. Warze, węg. Bibircs, 2476 m n.p.m.) Na wschodzie widzimy Dolinę Staroleśną, gdzie spędziliśmy ostatnią noc. Widać w niej naszą kwaterę, czyli Zbójnicką chatę i mnóstwo stawów rozrzuconych na różnych poziomach doliny. Dolina Staroleśna jest jedną z największych w Tatrach i najbardziej zasobna w stawy. Wylicza się w niej aż 27 stałych Staroleśnych Stawów, a oprócz nich kilka okresowych stawków.
Widok na Dolinę Staroleśną jest pasjonujący i budzi wspaniałe, żywe emocje, który niedawno doznaliśmy. Napływające chmury zmieniły jednak wygląd doliny. Wygląda zupełnie inaczej niż o poranku, kiedy była całkowicie pokryta słonecznymi promieniami. Na południu widać świetnie dolinę Świstową (słow. Svišťová dolina, niem. Swistowatal, węg. Marmota-völgy), której dnem biegnie jasna wijąca się nitka kamieni, kojarzących się z ułożonym szlakiem turystycznym, lecz w rzeczywistości jest to koryto Świstowego Potoku (słow. Svišťovský potok). Nazwa tego potoku jak całej Doliny Świstowej, czy wznoszącego się powyżej niej Świstowego Szczytu odnosi się do świstaków, które licznie zamieszkują ten rejon. Świstowa Dolina podchodzi do Kotła pod Polskim Grzebieniem, w którym początek też ma sąsiednia Dolina Litworowa.
|
Mała Wysoka (słow. Východná Vysoká, niem. Kleine Viszoka, węg. Kis-Viszoka; 2429 m n.p.m.). |
|
Dolina Staroleśna (słow. Veľká Studená dolina, niem. Großes Kohlbachtal, węg. Nagy-Tarpataki-völgy). |
|
Wielicki Staw i Śląski Dom. |
Odpoczęliśmy na szczycie Małej Wysokiej. Schodzimy w dół tą samą drogą, bo nie ma tu innego szlaku. Chmury odsłoniły Dolinę Wielicka, która mamy u stóp. Widać w niej budynek hotelu górskiego „Śląski Dom” (słow. Sliezsky dom, niem. Schlesierhaus, węg. Sziléziai-ház) i fragment tafli Wielickiego Stawu (słow. Velické pleso, niem. Felker See, węg. Felkai-tó). Z niższego położenia obiekty te stają się niewidoczne, gdyż kryją się za środkowym piętrem Doliny Wielickiej. Ukazuje się nam jednak Długi Staw Wielicki (słow. Dlhé pleso, niem. Langer See, węg. Hosszú-tó), przysłonięty dotąd Suchą Kopą (słow. Guľatý kopec, 2121 m n.p.m.). Wznoszący się po przeciwległej stronie Długiego Stawu potężny masyw Gerlacha jest wciąż niewidoczny.
Schodzimy z rumoszu pokrywającego południowo-zachodni stok Małej Wysokiej. Zaczyna się wąska grań, ubezpieczona łańcuchem na jednym z trudniejszych odcinków. Widzimy przed sobą przełęcz i wznoszący się po drugiej stronie Wielicki Szczyt (słow. Velický štít, niem. Felker Spitze, węg. Felkai-csúcs; 2318 m n.p.m.). Po lewej u jego podnóża mamy dwa Wielickie Oka (słow. Vyšné Velické plieska), niewielkie stawki znajdujące się w najwyższych partiach Doliny Wielickiej. Wschodni z tych dwóch stawków nosi nazwę Niżnie Wielickie Oko, zaś zachodni nazywany Wyżnim Wielickim Okiem.
Końcówka zejścia na przełęcz prowadzi przez wąską ścieżkę na półce urwistego stoku. Około godziny 13.20 osiągamy siodło Polskiego Grzebienia (słow. Poľský hrebeň, niem. Polnischer Kamm, węg. Lengyel-nyereg; 2200 m n.p.m.). Siadamy, odpoczywamy. Następuje zmiana planów, nie schodzimy do Doliny Wielickiej, ale do znajdującej się po drugiej stronie przełęczy, a więc „na polską stronę”, jak często przejęzyczamy się, choć wiemy, że po obu stronach przełęczy jest Słowacja. W przeszłości przełęcz często była jednak wykorzystywana przez myśliwych, kłusowników z polskiego Podhala , którzy robili przez nią nielegalne wypady na kozice i świstaki. Może właśnie stąd taka nazwa przełęczy, choć w tej kwestii nie ma jasności.
|
Na zejściu ze szczytu Małej Wysokiej. |
|
Fragment z łańcuchami. W dole widać Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem. |
|
Sucha Kopa (słow. Guľatý kopec, 2121 m n.p.m.),
z prawej mamy Długi Staw Wielicki (słow. Dlhé pleso, niem. Langer See, węg. Hosszú-tó). |
|
Końcowa ścieżka przed siodłem Polskiego Grzebienia. |
Dochodzi godzina czternasta. Zaczynamy schodzić do Kotła pod Polskim Grzebieniem. Nie jest łatwo, bo szlak jest zniszczony, ale znamy to sprzed południa, czy też z innej wędrówki. Na rozstaj pod Polskim Grzebieniem docieramy o godzinie 14.20. Tutaj spotykamy niebieski szlak schodzący z Rohatki, który skręca w kierunku ujścia Doliny Białej Wody, gdzie i my kierujemy się.
Przez rumosz skalny Doliny Kotła pod Polskim Grzebieniem przeprowadza nas kamienny chodnik. Potem pokonujemy nieduży uskok ubezpieczony łańcuchem i wkrótce przechodzimy wzdłuż brzegu Zmarzłego Stawu pod Polskim Grzebieniem (słow. Zamrznuté pleso, niem. Gefrorener See, węg. Fagyott-tó, dawniej Jeges-tó), który dawniej nazywany był także Polskim Stawem. Staw ten leży na wysokości 2047 m n.p.m.
Za Zmarzłym Stawem wznosi się Hruba Turnia (słow. Hrubá veža, niem. Dicker Turm, węg. Vastagtorony, 2091 m n.p.m.), która rozdziela dolinę na dwie: na prawo odchodzi Dolina Świstowa, na lewo Dolina Litworowa. Obie doliny stanowią górne odnogi znajdującej się dalej Doliny Białej Wody. Szlak wprowadza nas do Doliny Litworowej, bardzo ostrym uskokiem terenu. Żegnamy się z Mała Wysoką, Polskim Grzebieniem, Rohatką. Za chwilę stracimy je z oczu. W tym ostatnim spojrzeniu za siebie dostrzegamy ziarenko niepokoju, bo za granią panosza się granatowe chmury. Czyżby zmiana pogody?
|
Zejście z Polskiego Grzebienia do Kotła pod Polskim Grzebieniem. |
|
Nad Zmarzłym Stawem pod Polskim Grzebieniem. |
|
Nieduży uskok w Kotle pod Polskim Grzebieniem. |
|
Nieduży uskok w Kotle pod Polskim Grzebieniem. |
|
Widok na Rohatkę. |
|
Wchodzimy do Doliny Litworowej. |
|
Wchodzimy do Doliny Litworowej.
W tle mamy Polski Grzebień, a po lewej wznosi się Mała Wysoka. |
|
Hruba Turnia (słow. Hrubá veža, niem. Dicker Turm, węg. Vastagtorony; 2091 m n.p.m.). |
|
Dolina Litworowa i Litworowy Staw. |
Przed nami spory kawek drogi. Dolina Białej Wody jest bardzo długa. Przed nami widać lustro Litworowego Stawu. Schodzimy do niego ostrym zejściem, mając przed sobą widok na Ganek (słow. Ganek; 2462 m n.p.m.). O godzinie 15.10 dochodzimy do brzegu Litworowego Stawu (słow. Litvorové pleso, niem. Litvorovysee, węg. Litvorovy-tó). Leży na wysokości 1863 m n.p.m. Ma 1,67 ha powierzchni, a wymiary 181x162 m. Jego głębokość wynosi 19 m.
Chwilkę przycupnęliśmy nad brzegiem Litworowego Stawu. Łagodny, żwirowaty brzeg wcale nie zdaje się potwierdzać maksymalnej głębokości jeziorka. Odbija w swoim lustrze popielate piargi i zielone murawy, a nawet przez parę chwil skrawek błękitu nieba. Unosimy głowy... odsłoniły się Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze, węg. Tengerszem-csúcs; 2503 m n.p.m.), a obok nich Niżnie Rysy (słow. Nižné Rysy, niem. Dénesspitze, węg. Dénes-csúcs; 2430 m n.p.m.) i dalej na północ Żabi Szczyt Wyżni (słow. Veľký Žabí štít, niem. Große Froschspitze, węg. Nagy-Békás-csúcs; 2259 m n.p.m.). Dolinę Litworową rozjaśniło słońce na parę chwil, ale napływ chmur od południa ewidentnie nasila się.
W Dolinie Litworowej (słow. Litvorová dolina, niem. Litvorovytal, węg. Litvorovy-völgy) jest zielono. Nie ma już surowego rumoszu, z którym mieliśmy cały czas do czynienia wyżej. Miłosna górska (Adenostyles alliariae). Tojad mocny (Aconitum firmum Rchb.). Dzwonek wąskolistny (Campanula polymorpha)......
|
Litworowy Staw (słow. Litvorové pleso, niem. Litvorovysee, węg. Litvorovy-tó; 1863 m n.p.m.). |
|
Różeniec górski (Rhodiola rosea L.). |
|
Różeniec górski (Rhodiola rosea L.). |
|
Miłosna górska (Adenostyles alliariae). |
|
Ciemiężyca zielona (Veratrum lobelianum Bernh.). |
|
Paprotnik kolczysty (Polystichum aculeatum). |
|
Tojad mocny (Aconitum firmum Rchb.). |
|
Rdest wężownik (Polygonum bistorta L.). |
|
Starzec górski (Senecio subalpinus). |
|
Dzwonek wąskolistny (Campanula polymorpha). |
|
Jastrun okrągłolistny, złocień okrągłolistny (Leucanthemum waldsteinii). |
|
Ostróżka tatrzańska (Delphinium oxysepalum). |
|
Ostróżka tatrzańska (Delphinium oxysepalum). |
|
Widok znad lustra Litworowego Stawu. |
Za Litworowym Stawem spadek terenu jest w dalszym ciągu znaczny, a szlak sprowadza bardzo stromo. Litworowy Staw jest zamknięty od tej strony wałem moreny czołowej, która utrzymuje jego wody. Wypływa z niego tylko Litworowy Potok (słow. Litvorový potok), który dalej szybko przelewa się po skałach i głazach. Poniżej Kaczej Siklawy połączy się z Kaczym Potokiem, tworząc razem z nim potok Biała Woda. Kilkakrotnie przecinamy obficie spływający Litworowy Potok, w międzyczasie wchodzimy w pas kosodrzewiny. Odwykliśmy od takiej ilości zieleni i napotkanej tutaj różnorodności roślinności. Teren ten musi być wyjątkowo żyzny, jak na Tatry.
Szlak zaczyna kierować się na północ, skąd widzimy wylot Doliny Białej Wody. Pozornie wydaje się tylko nieodległy. Z lewej nad doliną wznosi się imponująca ściana Młynarza, zwanego też Wielkim Młynarzem (słow. Mlynár, Veľký Mlynár, niem. Müller, węg. Molnár; 2170 m n.p.m.). Z lewej mamy najlepszy z naszej trasy widok na około 15-metrową Kaczą Siklawa (słow. Hviezdoslavov vodopád) opadającą na progu Doliny Kaczej (słow. Kačacia dolina).
|
Przez Litworowy Potok (słow. Litvorový potok). |
|
Dolina Białej Wody (słow. Bielovodská dolina, niem. Poduplaskital, węg. Poduplaszki-völgy).
Z lewej urwiste skały masywu Młynarza. |
O godzinie 16.00 zakosami szlaku zaczynamy zagłębiać się w krzewiastą roślinność, poprzedzającą las, do którego za niedługo wchodzimy. Dno lasu, do którego wkroczyliśmy wypełnione jest mnóstwem traw i paproci. Są też kwiaty. Potok przecinamy przechodząc po drewnianych mostkach. Jesteśmy pod ścianą masywu Młynarza, gdy słyszymy za sobą wyładowanie atmosferyczne. Warto chyba chwilę odpocząć, tym bardziej, że mamy tutaj obszerną wiatę bazy taternickiej. Zaczyna padać, my zaś rozkładamy się z przekąską pod wiatą. Po przekąsce nie odmawiamy sobie leżakowania na ławach.
Zaniosło się jednak i nie chce przestać padać. Ubieramy więc peleryny i ruszamy dalej w dół doliny Białej Wody. Przechodzimy przez zarastającą lasem Polanę pod Wysoką (słow. Poľana pod Vysokou, niem. Pod Visoka, węg. Pod Viszoka). Od bazy taternickiej szlak wiedzie po utwardzonej drodze. Z czasem przestaje padać, ale od czasu do czasy słychać pojedyncze pomrukiwanie wyładowania atmosferycznego. Wszystkie jednak to dzieje się za nami po drugiej stronie tatrzańskiej grani, którą zostawiliśmy już dość daleko z tyłu.
|
Zaczynamy zagłębiać się w krzewiastą roślinność, a potem wchodzimy do lasu. |
|
Strzeliste granie zostawiamy za sobą. Z prawej ściana masywu Młynarza. |
|
Biała Woda. |
|
Dolina Białej Wody. |
Idziemy pośpiesznym krokiem, raczej płaskim już dnem doliny wzdłuż wartko płynącej Białej Wody. Dolina posiada żyzne gleby. Dostrzegliśmy to już w Dolinie Litworowej. Kiedyś W Dolinie Białej Wody kwitło pasterstwo, a wypasali w niej górale z Jurgowa, Rzepisk i Czarnej Góry, Lendaku i Łapsz. Stały tu wówczas liczne szałasy. Jednak w 1879 roku cały obszar doliny wykupił książę Christian Hohenlohe dla celów myśliwskich, w wyniku czego pasterstwo w dolinie zostało silnie ograniczone, a ostatecznie wygasło jeszcze przed II wojną światową.
Wędrówka Doliną Białej Wody dłuży się jak zwykle. To bardzo długa dolina, która nie chce się skończyć. Przestało padać. O godzinie 18.20 przechodzimy przez Polanę Biała Woda (słow. Bielovodská poľana, niem. Bialkawiese, węg. Bialka-rét). Znajdujemy się na wysokości Schroniska PTTK w Dolinie Roztoki, które stoi po drugiej stronie rzeki Białki (słow. Biela voda), która powstała nieco wcześniej z połączenia Białej Wody i Rybiego Potoku. Słowacy traktują tą rzekę inaczej, uznając ją za kontynuację Białej Wody, którego dopływem jest Rybi Potok.
Podobnie rzecz ma się z dolinami: Dolina Białki i Dolina Białej Wody obejmowane są wspólnym mianem Bielovodská dolina. Na drugim końcu polany Biała Woda stoi leśniczówka (słow. Horareň Biela voda), a przy niej obudowane źródełko dobrej wody z tekstem wiersza Chotárne studničky słowackiego poety Milana Rúfusa. Do dyspozycji turystów znajdują się obok wiata i ławki.
|
Polana Biała Woda (słow. Bielovodská poľana, niem. Bialkawiese, węg. Bialka-rét). |
|
Tatry z Polany Biała Woda. |
|
Przed leśniczówką na Polanie Biała Woda. |
Maszerujemy dalej szybkim tempem. Wydaje się, że od leśniczówki jest już bardzo blisko, ale to jeszcze ponad pół godziny marszu. O godzinie 19.00 docieramy na Łysą Polanę, gdzie udaje się niemal od razu złapać busa do Zakopanego. Chyba trochę zmęczeni, ale w pełni zadowoleni wracamy z tatrzańskiej trzydniówki, choć mogła to być dłuższa wyprawa, bo ciągle nam mało, oj wróciłoby się na wierchy, tylko niech te deszczowe chmury przejdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz