Po całonocnej jeździe o godzinie 6.55 autobus zatrzymuje się na przystanku przy urzędzie pocztowym w Kowarach, gdzie wysiadamy. Kowary (niem. Schmiedeberg) to urocze miasteczko, leżące na styku Karkonoszy, Rudaw Janowickich i Kotliny Jeleniogórskiej, ale nieco w cieniu bardziej popularnego Karpacza.
Historia Kowar sięga 1148 roku, kiedy to pewien waloński gwarek, Laurentius Angelus dokonał odkrycia złóż rud żelaza w okolicy. Wkrótce powstały sztolnie, kuźnie i hamernie. Kowary stały się ważnym ośrodkiem przemysłu wydobywczego i metalurgicznego. Rozkwit miasta zahamowała dopiero wojna trzydziestoletnia. Zalano wówczas działające tutaj kopalnie, a mieszkańcy miasta wyniszczonego wojną zaczęli poszukiwać innych źródeł utrzymania. Ludzie zaczęli zajmować się hodowlą zwierząt i uprawą ziemi. Rozwinął się też wtedy przemysł tkacki. Przemysł wydobywczy powrócił dopiero po I wojnie światowej, kiedy rozpoczęto wydobywać w kowarskich kopalniach nie tylko rudy żelaza, ale również uran. Obecnie w sztolniach dawnych kopalń nie słychać już odgłosów pracy górników, ale czekają one na turystów, którzy chcą zagłębić się w ich ciemne zakamarki i poznać ciężką dolę górniczą. Ograniczony czas nie daje nam możliwości zwiedzenia kowarskich sztolni, ale zapewne zrobią to nasi znajomi, którzy w Kowarach zarezerwowali sobie noclegi (wiemy gdzie, a zatem zostawiamy im pozdrowienia).
Mamy chwilę by pospacerować Starówką Kowarską, ulicą 1 Maja, przy której stoją najciekawsze budynki. Najbardziej typowe dla śląskiego budownictwa z przełomu XVIII i XIX wieku. Zachwycają harmonią, proporcjami. W samo południe Starówkę wypełniają dźwięki hejnału płynące z wieży kościoła parafialnego, do którego zbliżamy się powolutku.
Jeszcze przed najbardziej okazałym z budynków, ratuszem miejskim odnajdujemy znaki szlaku, który poprowadzić ma nas na górskie wierzchowiny Karkonoszy. Kowarski ratusz został wzniesiony w latach 1786-1789. Zachwyca architektoniczną bryłą i detalami.
|
Ratusz w Kowarach wzniesiony w latach 1786-1789. |
|
Starówka Kowarska. |
Idziemy dalej ulicą 1 Maja zostawiając żółte znaki szlaku za sobą. Wrócimy na ten szlak później, bo teraz idziemy Starówką Kowarską, która jest ponad przeciętna, pociąga magią, szczególnie teraz kiedy jest na niej pusto, przechadzamy się po niej tylko my. W ciszy wystarczy zamknąć na chwilę oczy, by usłyszeć przejeżdżającą tędy dorożkę, spacerujących pod kamieniczkami mieszczan. Z tego zamyślenia odrywa nas ciepły głos kobiety:
– Powinniście państwo zaglądnąć do wnętrza naszego kościoła parafialnego stojącego nieco dalej przy placu Franciszkańskim. To najstarszy zabytek w naszym mieście. Właśnie idę tam na mszę.
– Nie chcielibyśmy przeszkadzać w modlitwie – odpowiadamy.
– Nie będziecie, ja idę trochę wcześniej, bo msza jest o 7.30.
|
Kościół pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny w Kowarach. |
Wchodzimy do kościółka pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny. W ławkach widzimy kilkunastu ludzi. Przemieszczamy się w półmroku starego wnętrza gotyckiego kościoła o którym wzmiankowano już w 1401 roku. Uwagę skupia późnobarokowy ołtarz i ambona, wykonane w 1749 roku przez Antoniego Dorasil z Krzeszowa. Zaciekawia również drewniany strop pokryty polichromiami przez malarza Jana Lorenza i jego braci, przedstawiającymi wyobrażenie Trójcy Świętej, Arki Przymierza oraz apokaliptycznej wizji końca świata. Przy prawym bocznym ołtarzu znajduje się grób pański pięknie zaprojektowany na okres tegorocznych świąt Wielkiej Nocy.
|
Wnętrze kościoła pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny w Kowarach. |
|
Drewniany strop pokryty polichromiami
przez malarza Jana Lorenza i jego braci. |
|
Grób Pański. |
Po wyjściu z kościółka przechodzimy przez teren przykościelny. Znajduje się na nim nieczynny już cmentarz stanowiący obecnie swoiste lapidarium z XVII i XIX wieku, na którym pochowani są zacniejsi obywatele miasta. Znajdujemy również pomnik upamiętniający ofiary wojny prusko-austriackiej z 1866 roku - mogiłę, w której wspólnie spoczywają żołnierze Królestwa Prus i Cesarstwa Austriackiego.
|
Pomnik upamiętniający ofiary wojny prusko-austriackiej z 1866 roku. |
Przemierzamy dalej w górę ulicę Matejki. Po lewej mijamy budynek „Biedronki” z wieżyczką zegarową. Nieco dalej już widzimy tabliczkę kierującą do ośrodka „Przedwiośnie”, do którego docieramy o godzinie 7.30. Zostawiamy list dla naszych znajomych. Sprzed budynku „Przedwiośnia” mamy ładny widok na miasteczko, z którego wybija się wieża kościoła pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny. Dalej za miasteczkiem wznoszą się Rudawy Janowickie, a dokładnie grzbiet odchodzący na zachód od Skalnika (945 m n.p.m.) ze wzniesieniem Średnica (621 m n.p.m.). W Rudawach Janowickich nasza znajoma Anastazja z Łotwy została w zeszłym roku zainspirowana do wędrówki Głównym Szlakiem Sudeckim. Właśnie dzisiaj przemierzy leśne ścieżki Rudaw Janowickich dojdzie do Bukowca, a potem dalej do Mysłakowic i Głębocka by wejść na Pogórze Karkonoskie, a następnie w same Karkonosze. W tym momencie Anastazja powinna zaczynać podejście na grzbiet Skalnika z Przełęczy pod Bobrzakiem.
|
Widok spod budynku „Przedwiośnia”. |
Po pogawędce w „Przedwiośniu” ruszamy w stronę Kowarskiego Grzbietu. Przemieszczamy się uliczkami: Górniczą, Szkolną, a następnie Leśną, którą o godzinie 8.00 zaczynamy wspinać się wprost na Kowarski Grzbiet (czes.
Střecha, niem.
Schmiedeberger Kamm). Wtedy po prawej stronie pokazuje się nam szczyt Śnieżki z charakterystyczną zabudową. Chcemy dzisiaj do niego dojść.
|
Na ulicy Leśnej. |
|
Szczyt Śnieżki z ulicy Leśnej. |
|
Dąbrówka rozłogowa (Ajuga reptans). |
Słońce jest już dość wysoko ponad horyzontem. Dzień chyba będzie bardzo ciepły. Maszerujemy asfaltowaną dróżką. Jeszcze przed lasem stajemy na jej rozwidleniu. Żółty szlak wbiega na prawą odnogę, zaś szlaki odchodzące na lewą odnogę drogi prowadzą do kowarskich sztolni. Łagodnie, trawersem wspinamy się po zboczu Wołowej Góry (1041 m n.p.m.). Otaczają nas mieszane niewysokie drzewa, przez które przebijają się bez najmniejszego problemu ciepłe promienie słoneczne. W trawach przy drodze intensywnie pracują pszczółki. Spostrzegamy tam znaną ze skalniaków dąbrówkę rozłogową (
Ajuga reptans) - niską bylinę nie przekraczająca 20 cm wysokości, kwitnącą zwykle w maju.
Wkrótce przy naszej drodze zaczyna przeważać brzoza brodawkowata (Betula pendula) lubiąca takie nasłonecznione miejsca. Wystarczają jej do życia mało żyzne gleby górskie. Mijamy wiatę turystyczną, a zaraz za nią z prawej dochodzi do nas droga z Kowar. Do leśniczówki Jedlinki mamy stąd jeszcze pół kilometra. Docieramy do niej o godzinie 8.40.
Przed leśniczówką biegnie droga. Wzniesienie Wołowej Góry poprzecinane jest wieloma gruntowymi drogami, z których w lecie korzystają sympatycy turystyki konnej, a w zimie sympatycy narciarstwa biegowego. Tymczasem sympatyków wędrówki pieszej żółty szlak wprowadza na leśną ścieżkę, która ostrzej wspina się wzdłuż koryta wydrążonego przez spływające tędy wody deszczowe. Po 10 minutach wracamy jednak na drogę gruntową i znów leniwie zdobywamy kolejne metry.
|
Leśna ścieżka za leśniczówką. |
|
Jar potoku Malina. |
Około godziny 9.05 wchodzimy do Doliny Maliny, przez którą od teraz prowadzi nas szlak, wchodząc pomiędzy zbocza Wołowej Góry (po lewej) i Izbicy (po prawej). Wpierw mijamy ujęcie wody. Potem krótko laskiem przez rumosz głazów aż wychodzimy na polankę, malowniczo przeciętą potokiem Malina. Musimy przekroczyć jego nurt po głazach wystających ponad wody potoku, ale nie tak szybko bo miejsce jest bajecznie piękne. Przelewające się po kamieniach strugi wody opadając drążą w dnie głębsze misy, w których wirująca woda miesza się z bąbelkami powietrza. Otoczenie potoku w znacznej mierze obrosło już zielenią. Stare jesienne liście dostrzec można jedynie w spokojniejszej toni wodnej Maliny, gdzie woda wydaje zatrzymywać się w swoim wartkim biegu. Ładne fotografie wychodzą tutaj z każdego miejsca, każdy kadr jest wspaniały i wcale nie trzeba mieć do tego artystycznego oka.
|
Dolina Maliny na wysokości ujęcia wody pitnej. |
|
Przekraczamy bród Maliny. |
|
Na drugim brzegu Maliny. |
|
Nad Maliną. |
|
Malina. |
Po przerwie nad potokiem Malina o godzinie 9.20 ruszamy dalej w górę doliny. Szlak przechodzi traktem pełnym rumoszu skałek, wypłukanych z góry i toczonych tędy podczas obfitych opadów deszczu. Zapewne już nawet podczas niedużego deszczu nasz szlak przejmuje funkcję koryta dla spływających z góry strug wody. Po 5 minutach znów przecinamy bród Maliny, korzystając częściowo ze zniszczonego betonowego mostku. Brzegi potoku obrastają mchami i drobną kwiatową roślinnością. Znów mamy niewielką polankę, a chwilkę potem docieramy do dawnej osady górskiej Budniki, położonej na wysokości około 900 m n.p.m. Jest tu spora wiata, w której zamieszczono informacje i fotografie nieistniejącej już tu osady. Pozostały po niej jedynie pozostałości fundamentów domów i tabliczki wskazujące położenie dawnych budynków mieszkalnych, szkoły itp. Dziś teren ten w znacznej części zarósł już lasem, ale za czasów bytności osady domy położone były na zboczach pokrytych pastwiskami, na których wypasano bydła. Mieszkańcy zajmowali się wytwarzaniem przetworów mlecznych, niektórzy z nich byli drwalami, a byli też i tacy, którzy trudnili się przemytem i kłusownictwem.
|
Potok Malina. |
|
Dalej w górę doliny. |
|
Ponownie przekraczamy potok Malina. Tutaj był kiedyś betonowy most. |
|
Bezkrwawe polowanie na mchy na brzegu Maliny. |
|
Mech nad brzegiem Maliny. |
|
Malina. |
|
Malina w Budnikach. |
Bez wątpienia lokalizacja osady Budniki nie sprzyjała łatwemu życiu. Gdyby nie Wojna Trzydziestoletnia (1618-1648) zapewne nie powstałyby zarówno Budniki, jak też wiele innych osad ukrytych w tutejszych górach. Osadnictwo na niedostępnych terenach było sposobem na uchronienie dobytku przed splądrowaniem przez wojska. Na początku ludzie mieszkali tutaj w ziemiankach, potem powstały normalne domy, a później także szkoła i schroniska. W 1747 roku stało tu 11 chałup, a w 1845 roku 13. W szczytowym momencie mieszkało w nich 77 osób.
|
Budniki - stare zdjęcie z widokiem w kierunku Karpacza. |
Specyficzne położenie geograficzne Budnik powodowało, że promienie słoneczne nie docierały tu aż przez 113 dni w roku - od 26 listopada do 16 marca. Ludność osady, a w szczególności dzieci uczące się w tutejszej szkole miała zwyczaj witania i żegnania słońca. Budniki wyludniły się po 1957 roku, kiedy na ich obszarze rozpoczęto prace poszukiwawcze rud uranu. Kilka lat temu zawiązała się grupa miłośników dawnej osady Budniki, która przypomina o tym zapomnianym miejscu, owianym dozą tajemnicy, ale wciąż budzącym zachwyt i zainteresowanie turystów i sympatyków gór. Więcej informacji i ciekawostek na temat osady Budniki można znaleźć na stronie
budniki.pl, Grupa organizuje różnego rodzaju imprezy m.in. zaprasza do Budnik na coroczne powitanie i pożegnanie słońca.
W Budnikach ponownie przekraczamy potok Malina. Niedaleko stąd powyżej tzw. Ponurej Kaskady ma on swoje źródliska. Można do nich dotrzeć, korzystając ze ścieżki dydaktycznej, która oprowadza po terenach dawnej osady. Budniki przecina również zielony szlak prowadzący tzw. Tabaczaną Ścieżką łączącą Przełęcz Okraj i Karpacz. My zaś wpinamy się po zboczu za żółtymi znakami również mijając kilka pozostałości po dawnych domach.
|
W Budnikach ponownie przekraczamy potok Malina. |
|
Pozostałości jednego z domów mieszkalnych w Budnikach. |
Po opuszczeniu Budnik szlak wspina się ostro w górę po leśnym stoku. Ciąg leśny po którym biegnie szlak jest zrujnowany przez spływające tędy wody deszczowe. Jest on zabezpieczony drewnianymi progami, podtrzymującymi grunt i głazy na stoku przed obsuwaniem się w dół. W przesmyku drzew pojawia się za nami niewielka panorama. Niedługo potem widoki stają się bardziej okazałe, a w szczególności gdy o godzinie 10.30 wkraczamy na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Zaraz po przekroczeniu granicy parku wchodzimy w obszar wiatrołomów.
|
Drewniane progi zabezpieczające ciąg leśny ze szlakiem. |
Dzięki wiatrołomom widoki są wspaniałe i fascynujące, a z każdy metrem wysokości stają wspanialsze i jeszcze bardziej fascynujące. Podejście jest mozolne, wymagające krótkich przerw odpoczynku, a w takim plenerze są one podwójną przyjemnością. Na każdym takim kolejnym postoju odkrywamy coś nowego, górkę której wcześniej nie dostrzegaliśmy, miejscowość, czy inny obiekt. Widoki obejmują w pierwszej kolejności Kotlinę Jeleniogórską i jej otoczenie: Pogórze Karkonoskie, Rudawy Janowickie i położone dalej Góry Kaczawskie. Z lewej, w dali, skrywane chmurami widać Góry Izerskie.
|
Z każdym metrem zbocze jest bardziej widokowe. |
|
Wspaniały i fascynujący widok. |
|
Panorama ze stoku Skalnego Stołu. |
|
Widok w kierunku Karpacza. |
Patrząc pod nogi przy szlaku widać mnóstwo kamyków intensywnie błyszczących w promieniach słońca, o złotawych i srebrzystych barwach. Zbocza Skalnego Stołu znane są z obfitego występowania różnobarwnych granatów, jak też innych minerałów. Kamienie przy szlaku przyciągają uwagę, są piękne i intrygujące. Podnosimy je, oglądamy, pocieramy palcami czyszcząc z zanieczyszczeń lub płuczemy w spływającym strumyczku. Przez moment czujemy się jak Walonowie - dawni poszukiwacze cennych kruszców w Karkonoszach, które już setki lat temu znane były ze swego bogactwa.
|
Zbocza Skalnego Stołu znane są z występowania różnobarwnych granatów i innych minerałów. |
Ścieżka na chwilę zagłębia się w świerkowy las, który jakimś sposobem oparł się silnym wiatrom. Po kilkunastu minutach znów wychodzimy na pola wiatrołomów, ale do szczytu jest już bardzo blisko. Zbocze górskie traci swoją stromość. Czujemy na sobie lekkie powiewy wietrzyku. Przechodzimy jeszcze przez grupkę zdrowych świerków i zaraz potem, o godzinie 11.15 znajdujemy się na najwyższym szczycie Kowarskiego Grzbietu - Skalny Stół (czes.
Tabule,
Klepý, niem.
Tafelstein) o wysokości 1281 m n.p.m. Leży na granicy polsko-czeskiej. Podobnie na zbocze, po którym wspinaliśmy się na niego, pokryty jest niewielkimi skałkami. Rozciągająca się z niego panorama jest zniewalająca. Całość jest bardzo rozległa, a do tego cośmy do tej pory widzieli z jego odsłoniętego zbocza dochodzą wschodnie Karkonosze, z widoczną zza Czarnej Kopy Śnieżką.
|
Do szczytu jest już bardzo blisko. |
|
Jeszcze tylko kilka kroków. |
|
Skalny Stół (czes. Tabule, Klepý, niem. Tafelstein; 1281 m n.p.m.) |
|
Skały na Skalnym Stole. |
|
Panorama ze Skalnego Stołu w kierunku Karpacza. |
|
Okolice Kostrzycy i Bukowca. |
|
Okolice Kostrzycy i Bukowca. |
Śnieżka jest jeszcze odległa. Najpierw musimy zejść ponad 100 metrów niżej na Przełęcz Sowią (czes.
Soví sedlo,
Můstek; 1164 m n.p.m.). Kierujemy się niebieskim szlakiem. Zejście jest strome, pokryte drobnym, skalnym materiałem, lecz nie jest zbytnio uciążliwe. Jednak z żalem patrzymy na wytracaną wysokość, bo przecież niebawem będziemy musieli ją odzyskać. Jednocześnie szczyt Snieżki chowa się za kopułę Czarnej Kopy.
|
Na Skalnym Stole. |
|
Widok ze Skalnego Stołu w kierunku Czarnej Kopy i Śnieżki. |
|
Karpacz Górny.
|
Wkrótce osiągamy siodło przełęczy, porośnięte ładnym lasem świerkowym regla górnego. Dołącza tutaj czerwony szlak idący z Przełęczy Okraj (1046 m n.p.m.), oddzielającej na wschodzie Kowarski Grzbiet od Lasockiego Grzbietu. Jest godzina 11.35. Zaczynamy teraz wspinać się szutrową dróżką na Czarną Kopę.
Szlak prowadzi granicą państwową. O godzinie 11.50 dochodzimy do czeskiego schroniska „
Jelenka” stojącego zaraz przy naszym szlaku na wysokości 1260 m n.p.m. – Wstąpimy do niego tylko po pieczątkę – tak sobie na początku myśleliśmy, ale fakty okazały się inne. Skusiliśmy się na naleśniki z borówkami. Jeszcze takich nie jedliśmy. W wielu miejscach smakowaliśmy ich i były pyszne. Te z „Jelenki” trudno porównywać z innymi - były po prostu zrobione inaczej, ale z pewnością możemy powiedzieć, że były niewiarygodnie pyszne. Gdy Dorota zaczęła już zlizywać z talerza resztki śmietany zabarwionej borówkowym sokiem, usłyszeliśmy: – Poczekaj, poczekaj, przyniosę ci jeszcze borówek na talerz – powiada na ten widok jeden z Czechów i za chwilę przynosi pełen półmisek borówek w śmietanie – Gratis od firmy – dodaje. Gościnność Czechów okazała się niezrównana, a sympatyczna pogawędka polsko-czeska ciągła by się zapewne do wieczora, gdybyśmy nie musieli iść dalej. Jednak nie tak szybko, bowiem Czesi podjęli między sobą zakład. Marek został wybrany do przecięcia zakładu. Mniejsza o co był ten zakład, ale znów był temat do rozmowy i zasmakowaliśmy innego tutejszego specjału. – Dobrze było nam tu i dziękujemy Wam za gościnę, musimy jednak iść dalej. O godzinie 12.45 wychodzimy z klimatycznego schroniska, ale już wiemy, że kiedyś znów do niego trafimy i z przyjemnością zatrzymamy się w nim na noc.
|
Schronisko „Jelenka”. |
Zaraz za schroniskiem „Jelenka” mijamy źródełko Emmin Pramen i kontynuujemy podejście na szczyt Czarnej Kopy. Wspinamy się kamiennym chodnikiem, ze stopniami. Wchodzimy w pas kosodrzewiny. Ponad jej łanami mamy rozległe widoki. Za nami bardzo malowniczo prezentuje się czeska górska wioska Malá Úpa (pol. Mała Upa), istniejącej już w XVI wieku. Jej mieszkańcy zajmowali się wyrębem drzewa i wypalaniem węgla drzewnego, a później wydobyciem i wytopem rud żelaza i arsenu. Obecnie wioska ma charakter letniskowo-wypoczynkowy. Po drugiej stronie doliny z Małą Upą wznosi się Lasocki Grzbiet. Z lewej widać okazały Grzbiet Kowarski.
|
Opuszczamy schronisko „Jelenka”. |
|
Źródełko Emmin Pramen. |
O godzinie 13.05 zdobywamy szczyt Czarnej Kopy (czes.
Svorová hora, niem.
Schwarze Koppe, 1407 m n.p.m.). Przed nami pojawiła się Śnieżka, ale na krótko, bowiem chwilę potem zachodzi chmurą. Przedzieramy się dalej ciasno przez kosodrzewinę nieznacznie wytracając wysokość, po czym wspinamy się już bocznym grzbietem odchodzącym na północny wschód od szczytu Śnieżki.
Ze szlaku mamy wyśmienite widoki na polską stronę grani. Przed nami za masywem Śnieżki ukazuje się żółty budynek Domu Śląskiego. Kamienny chodnik, którym podążamy wznosi się początkowo łagodnie. Jest niedobry dla kijków trekkingowych, które klinują się między ułożonymi pionowo kamieniami.
|
Widok na Lasocki Grzbiet z Czarnej Kopy. |
|
Panorama z Czarnej Kopy. |
|
Czarna Kopa (czes. Svorová hora, niem. Schwarze Koppe, 1407 m n.p.m.). |
|
Na Czarnej Kopie. |
|
Kotlina Jeleniogórska z Czarnej Kopy. |
|
Przed nami Śnieżka. |
O godzinie 13.35 mijamy ogrodzony punkt widokowy. Po krótkiej przerwie wspinamy się ostrzej na najwyższy szczyt Karkonoszy i całych Sudetów. O godzinie 13.50 osiągamy drogę trawersującą wokół stożek Śnieżki, biegnącą spod Domu Śląskiego na szczyt Śnieżki. Po wejściu na nią skręcamy w lewo i już łagodniej podążamy ku wierzchołkowi góry, który w międzyczasie odsłania się, jednak chmury wciąż są dość nisko.
|
Przełęcz pod Śnieżką i Dom Śląski. |
|
Punkt widokowy pod Śnieżką. |
|
Tuż pod szczytem Śnieżki. |
O godzinie 14.05 jesteśmy właściwie już na szczycie, pod dyskami Obserwatorium Wysokogórskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w którym mieści się również restauracja. Pod drugiej stronie góry za Przełęczą pod Śnieżką widzimy rozległą Równię pod Śnieżką, położoną 200 metrów niżej od nas. Biegnący dalej na zachód grzbiet Karkonoszy miesza się z kłębiastymi chmurami. Pod Przełęczą pod Śnieżką w Dolinie Łomniczki widzimy ścieżkę Głównego Szlaku Sudeckiego – zastanawiamy się gdzie teraz jest Anastazja. Mamy nadzieję, że jeszcze nie kroczy pośpiesznie tamtą doliną, ale jest jeszcze gdzieś przed Karpaczem.
|
Przed dyskami Obserwatorium Wysokogórskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. |
|
Widoki ze Śnieżki na Kotlinę Jeleniogórską i jej okolice. |
Wchodzimy na szczyt Śnieżki (czes.
Sněžka, niem.
Schneekoppe), który według polskich źródeł ma 1602 m n.p.m., ale czeskie pomiary wskazują, że jest on o jeden metr wyższy. Mimo niedawnych opadów śniegu, szczyt jest praktycznie wolny od śniegu. Jego niewielki płat po zachodniej stronie stanowi atrakcję, na której również robimy sobie fotografię.
|
Śnieżka (czes. Sněžka, niem. Schneekoppe; 1602 m n.p.m.). |
Liczyliśmy, że tego dnia uda się nam zaglądnąć do zabytkowej kaplicy św. Wawrzyńca (czes.
Kaple Sv. Vavřince, niem.
Laurentius Kapele). Niestety była zamknięta. Byliśmy już w budynku poczty czeskiej, w którym zeszłego roku zostaliśmy mile ugoszczeni, gdzie odpoczęliśmy i zjedliśmy coś dobrego z menu tamtejszego bufetu. Wówczas polskie obiekty gastronomiczne na Śnieżce były już nieczynne. Dzisiaj jednak jesteśmy na czas.
|
Budynek czeskiej poczty na Śnieżce. |
Historia obserwacji meteorologicznych na Śnieżce sięga 1824 roku, prowadzono je wykorzystując wnętrze kaplicy św. Wawrzyńca. W 1889 obserwacje takie prowadzono w wybudowanym na szczycie schronisku, aż do roku 1900 kiedy ukończono budowę oddzielnego budynku z przeznaczeniem na stację meteorologiczną. Obecne obserwatorium wzniesione zostało w latach 1966-1974. Ma formę trzech połączonych dysków. Najwyższy z nich, ale jednocześnie o najmniejszej średnicy 13 metrów sięga wysokości 1620 m n.p.m. - w nim mieści się obserwatorium meteorologiczne. Posiada okna w całym obwodzie i taras na dachu do dokonywania pomiarów. Po stronie południowej położony jest dysk o średnicy około 20 metrów, przeznaczony na zaplecze techniczne, pokoje pracowników obserwatorium i magazyny. W dolnym dysku o średnicy około 30 metrów zlokalizowana jest ogólnodostępna restauracja, z której można podziwiać widok w kierunku Kotliny Jeleniogórskiej, sklepik z pamiątkami, toalety. Tam wstępujemy by odpocząć.
|
Obserwatorium Wysokogórskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej na Śnieżce. |
Jeść za bardzo nam się nie chce, zresztą jak spojrzeliśmy na menu i ceny to od razu głód nam przeszedł, więc zamawiamy po szklaneczce kawy... ciastka nie ma, możemy na zewnątrz kupić gofry. Zatem kawka po 12 zł za sztukę, a właściwie jak się okazało to 24 zł. zapłaciliśmy za pomyje niekoniecznie z ekspresu, bo kawy nie przypominał ten płyn ani w barwie ani zapachu. Zwykle nie narzekamy, bo wiele do życia nie potrzebujemy. Jednak zbulwersowała nas sytuacja, gdy we wnętrzu pojawiła się rodzina z małym dzieckiem. Chcieli nakarmić malucha przysmakiem dziecięcym, który zabrali dla niego z domu. Mimo, iż nie zajmowali ostatniego dostępnego miejsca w lokalu, zostali przez obsługę poproszeniu o opuszczenie sali, albo zamówienie czegoś u nich. Byliśmy w szoku. Brudno, brudne okna pełne brzęczących much - odeszła nam ochota na konsumpcję i w ogóle na podziwianie stamtąd jakiejkolwiek panoramy. Co się stało ze Śnieżką? - pomyśleliśmy, tęskniąc za klimatem skromniejszego obiektu po stronie czeskiej. Nawet z siku zrezygnowaliśmy, gdy zażądano po 3 złote od osoby, choć byliśmy klientami tej pseudo-restauracji. Opuszczając to miejsce natknęliśmy się na przebierańca, który śmiał zwać siebie Liczyrzepą. Otóż nie dajcie się zwieść kłamstwu drogie dzieci, zarówno te małe jak i duże - według nas ten przebieraniec winien zwać się raczej Liczygroszem, niż hańbić imię prawdziwego Ducha Gór. Jeszcze nigdzie nie spotkaliśmy się z sytuacją, żebyśmy musieli płacić za pieczątki w książeczkach turystycznych. Nasza noga nie przestąpi już tamtych progów, dopóki nie wróci tam autentyczny Duch Gór.
Cieszmy się jednak górami, bo te są tutaj wyjątkowo piękne. O godzinie 14.40 rozpoczynamy zejście. Początkowo myśleliśmy o znacznie łagodniejszej drodze dojazdowej na szczyt, z której po części korzystaliśmy wychodząc tutaj, ale ostatecznie skierowaliśmy się na zachodni czerwony szlak. Obawialiśmy się go, ale okazało się że nie potrzebnie. Szlak prowadzi stromo, ale po wygodnym kamiennym chodniku nie będąc uciążliwym dla zmęczonych stawów. Ekscytujący widok na Równię pod Śnieżką wyniesioną przez naturę ponad kotły polodowcowe, wznoszącą się za nią Smogornię (czes.
Stříbrný hřbet, niem.
Mittagsberg; 1489 m n.p.m.), zaś po czeskiej stronie Studzienną Górę (czes.
Studniční hora, niem.
Brunnenberg; 1554 m n.p.m.) i położoną dalej Łączną Górę (czes.
Luční hora, niem.
Hochwiesenberg; 1555 m n.p.m.) - drugi co do wysokości szczyt Karkonoszy.
|
Początek zejścia ze szczytu Śnieżki. |
Podczas zejścia mamy dwie galeryjki widokowe położone nad przepaścistym południowym zboczem grzbietu Śnieżki, opadającym do doliny Úpy. Tam na południu gdzie ciągnie się dolina Úpy widoczna jest Czarna Góra (czes.
Černá hora, niem.
Schwarzenberg; 1299 m n.p.m.) z charakterystyczną wieżą nadajnika telewizyjnego umieszczona na stożkowatym budynku.
|
Przed nami jedna z galeryjek widokowych.
Za kotłem polodowcowym widać Studzienną Górę i Łączną Górę. |
|
Dolina Úpy. Wzniesienie na horyzoncie (nieco po lewej) to Czarna Góra. |
|
Czarna Góra (czes. Černá hora, niem. Schwarzenberg; 1299 m n.p.m.). |
|
Studzienna Góra (czes. Studniční hora, 1554 m n.p.m.), a za nią Łączna Góra (czes. Luční hora, 1555 m n.p.m.). |
|
Przełęcz pod Śnieżką (1389 m n.p.m.), za którą rozciąga się Równia pod Śnieżką. |
O godzinie 15.00 jesteśmy na Przełęczy pod Śnieżką (1389 m n.p.m.). Czy Anastazja mogłaby tu już być? Mamy nadzieję, że nie i na wszelki wypadek rozglądamy się. Spotkać mamy się dopiero w Samotni, o czym my wiemy, ale ona jeszcze nie. Nie ryzykujemy i nawet nie zaglądamy do Domu Śląskiego, tylko czym prędzej podążamy na Równię pod Śnieżką, spoglądając pożegnalnie od czasu do czasu na Śnieżkę. Kiedy znów na niej będziemy? To zabawne, ale w tym roku w ogóle nie planowaliśmy przyjazdu w Karkonosze, a tym samym na Śnieżkę.
|
Czerwonym szlakiem opuszczamy Przełęcz pod Śnieżką. |
|
Widok ze szlaku w kierunku Karpacza i Kotliny Jeleniogórskiej. |
Od Przełęczy pod Śnieżką idziemy fragmentem Głównego Szlaku Sudeckiego. Tą samą drogą biegnie niebieski szlak po czym odbija na prawo do schroniska „Strzecha Akademicka” i biegnie dalej do „Samotni” położonej w kotle polodowcowym nad Małym Stawem. O godzinie 15.50 mijamy „Strzechę Akademicką”, a kilka minut po szesnastej jesteśmy pod Schroniskiem PTTK „Samotnia” im. Waldemara Siemaszki (1195 m n.p.m.).
|
Schronisko „Strzecha Akademicka”. |
|
Mały Staw. |
|
W kotle Małego Stawu. |
|
W „Samotni”. |
Wchodzimy do wnętrza. Pierwsze nasze pytanie: – Czy była już tu Anastazja? – Nie, nie było!
Od Sławka z Taboru pod Krzywą dowiadujemy się, że jest jeszcze w Karpaczu, a więc mamy jeszcze duuuuużo czasu. Kwaterujemy się, trochę rozpakowujemy, a potem prysznic. Ledwo wychodzimy spod prysznic... dzwoni Sławek: – Anastazja będzie u was za 8 minut! – ubieramy się prędko.
Schodzimy pośpiesznie na jadalnię, siadamy za stołem. Dorota nie wytrzymuje: – Pójdę zobaczyć na zewnątrz czy już idzie. Ledwo wychodzi za próg, a tu zza winkla budynku wyskakuje drobna istotka – Dzień dobry – mówi Dorota. – Dzień dobry – opowiada Anastazja i pędzi dalej do recepcji. Dorota za nią ledwie nadążając – To jest właśnie Anastazja – informuje Dorota panią w recepcji i dalej ciągnie – ona jeszcze nie wie kim ja jestem, ale za chwilkę domyśli się. Pani recepcjonistka wtajemniczona w spisek czeka na reakcję Anastazji, w tej samej chwili Anastazja odwraca się i wydaje z siebie okrzyk: – Dorota!!!
czekam aż się zrobi cieplej i też lecę w Karkonosze :)
OdpowiedzUsuńChyba też zbulwersowałyby mnie 3 zł za WC i herbata jak lura (kawy nie pijam). Dobrze, że widoki piękne i rekompensują niekulturalne zachowanie ludzi. Im więcej ludzi będzie to piętnować, tym może ktoś się zastanowi czy tak traktować wędrowców. A fotorelacja jak zawsze super :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMiło było przypomnieć sobie tę trasę którą przemierzałem w 2001r, aż do Białego Jary . Dziękuję, pozdrawiam i życzę wytrwałości
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :) Bardzo zachęcający wpis do wyjazdu wakacyjnego w Karkonosze :)
OdpowiedzUsuń