1
Beskid Niski
WSCHODNIA ŁEMKOWSZCZYZNA
dzień 3 rozdział 6
Połoniny poza Bieszczadami? Gdzie? Otóż są takie miejsca w Beskidzie Niskim pokryte rozległymi łąkami, na podobieństwo połonin znanych z Bieszczadów. Kiedyś pokryte były pasami łemkowskich pól i łąk, dzisiaj stanowią rozległe murawy, na których powstrzymana została sukcesja lasu. Nie są bardzo rozległe, ale za to... mniej popularne od Bieszczadów.
TRASA:
Na „beskidzkie połoniny” wybieramy się z Iwonicza-Zdroju, spod budynku sanatorium „Pod Jodłą”. Stamtąd kierujemy się na północ idąc wzdłuż potoku Iwonka - aleją Leśną przechodzimy obok basenów i docieramy do amfiteatru stojącego pod stokami Przedziwnej (551 m n.p.m.), góry zwanej też Łysówką, na stoku widoczne są jeszcze ruiny dawnych skoczni narciarskich. Wzniesienia otaczające dolinę Potoku Iwonickiego porośnięte są lasami o charakterze dawnej puszczy karpackiej, w której dominuje buczyna karpacka. O godzinie 10.00 opuszczamy w tym miejscu aleję Leśną. Strzałki zielonego szlaku kierują nas na wschód na leśne stoki Gloriety (552 m n.p.m.), wznoszące się po naprzeciwko Przedziwnej. Na szczycie tej góry stała w XIX wieku ozdobna glorieta, zaś w okresie międzywojennym wysoka dwupiętrowa wieża z dookolnym widokiem.
Zielony szlak jest szlakiem gminnym, łączącym dwa uzdrowiska: Iwonicz-Zdrój i Rymanów-Zdrój. Ma 7 kilometrów długości, a ochrzczony został nazwą „Czy zobaczymy Tatry?”, bo przy dobrej przejrzystości powietrza z „beskidzkich połonin” przez które szlak ten przeprowadza zobaczyć można Tatry.
Tymczasem wspinamy się leśną drogą, zdobywając niezbyt strome zbocze wzniesienia. Droga pnie się po stoku nieco ponad Stefanową Doliną. O godzinie 10.15 wychodzimy na przełęcz, gdzie kończy się las. Można tu odpocząć, bo na skraju lasu stoją ławki i jest też miejsce na rozpalenie ogniska (jaka szkoda, że nie zaopatrzyliśmy się w kiełbaski). W tym miejscu szlak skręca ostro na prawo.
Leśne stoki Gloriety. Z prawej stok opada do Stefanowej Doliny. |
Leśne stoki Gloriety. |
Przełęcz - tu kończy się las. |
Grupa na przełęczy pod Glorietą. |
Chcieliśmy pokazać Tatry, a mówią, że zasłoniliśmy je peleryną z logiem TPN-u. |
Szlak odchodzi od lasu i wspina się lekko na pokryty trawami grzbiet, niezwykle widokowy przy sprzyjających warunkach pogodowych. Jest jednak mgła, a właściwie wchodzimy w bardzo niską chmurę. Widoczność jest niewielka i idziemy w zwartej grupie, bo na łąkach łatwo zgubić szlak w takich warunkach, szczególnie na rozejściach dróg.
Przechodzimy przez obszar dawnej łemkowskiej wsi Wólka. Nie został już po niej żaden ślad. Była to niewielka wioska, założona w 1577 roku na prawie wołoskim na prywatnych dobrach. Nigdy nie było w niej cerkwi, a wierni uczęszczali do świątyń z sąsiedniej Bałuciance lub w Klimkówce. Po wojnie ludność Wólki przesiedlono w sierpniu 1945 roku na teren obecnej Ukrainy w rejon Tarnopola. Opuszczone domy wsi rozebrano w 1948 roku. Przez następne lata pola Wólki uprawiali mieszkańcy okolicznych wsi. Pozostałości po obejściach, studnie i sady zniknęły w wyniku rekultywacji terenu.
Mijamy dróżkę odchodzącą w lewo, i zaraz dalej nasza dróżka wchodzi na chwilkę do młodego lasku. Podchodzimy po nieco bardziej stromym zboczu na grzbiet wzniesienia Przymiarek i niebawem skręcamy w lewo na wschód, a przy okazji mijajmy ścieżkę odchodząca w prawo do Lubatowej. Idziemy w kierunku kulminacji grzbietu Przymiarki (640 m n.p.m.). Po krótkiej chwili znów wychodzimy na trawiaste połacie, przypominające do złudzenia połoniny. Wygodny dukt prowadzi nas przez rozległe łąki okryte mgłą pod drogowskaz do Bałucianki. W skrzyneczce przymocowanej do słupka drogowskazu znajduje się zeszyt do którego można się wpisać. Liczyliśmy też na pieczątkę, a tej nie było. To chyba najbardziej atrakcyjne miejsce pod względem widokowym. Na południowym zachodzie, zaraz po lewej stronie masywu Cergowej Góry szczęściarze, którzy trafią na bardzo dobrą pogodę mogą ujrzeć Tatry.
„Beskidzkie połoniny” we mgle. |
Skraj lasku na grzbiecie Przymiarki. |
Odejście szlaku do Bałucianki na grzbiecie Przymiarki. |
Szlak schodzi na północną stronę grzbietu. Prowadzi pod kapliczkę otoczoną brzozami i świerkami. Tryska przy niej źródlana woda. Kierujemy się stąd na północ w stronę wzniesienia Glorietka (573 m n.p.m.). Wychodzimy z chmury pod którą ukazuje się na dolina Taboru, gdzie leży Rymanów-Zdrój. Opuszczamy „beskidzkie połoniny”. Wkrótce wchodzimy do lasu, gdzie błotnistą, bardziej stromą dróżką wychodzimy na ulicę Spacerową w Rymanowie-Zdroju. Dochodzimy nad rzekę Tabor, gdzie przy przystanku autobusowym robimy sobie przerwę.
Przed nami dolina Taboru. |
Znajdujemy się w granicach administracyjnych miasta Rymanów-Zdrój, ale dawniej miejsce to należało do połemkowsko-polskiej wsi Deszno. Była to graniczna wieś leżąca na północnym skraju Łemkowszczyzny, zamieszkała przez ludność mieszaną. Jej północną część zamieszkiwali Polacy, a południową Łemkowie, którzy nazywali wieś Doszno, a nie Deszno. We wsi żyły również mieszane rodziny polsko-łemkowskie, z których Łemkowie uniknęli przesiedlenia podczas powojennej akcji „Wisła”.
O godzinie 12.20 przechodzimy przez most na rzeką Tabor. Przecinamy dawny trakt węgierski, a obecną drogę wojewódzką nr 887 i wchodzimy na asfaltową alejkę pnącą się na stok Żabiej. Po kilku krokach alejka skręca w prawo. Tutaj odnajdujemy ścieżkę pnącą się ostro wprost na zalesiony stok. Podążamy nią i nie mija pięć minut, gdy po krótkim podejściu osiągamy ścieżkę zdrowia. Z lewej widzimy ostatni przyrząd do ćwiczeń oznaczony numerem 20. Skorzystamy ze ścieżki zdrowia, ale pójdziemy niejako „pod prąd” jej ciągu, mijając wspak kolejne przyrządy do ćwiczeń. Skręcamy zatem w prawo, a zaraz po tym skręcie mamy rozwidlenie dróg. Właściwą jest lewa odnoga. Pokonujemy stromiznę wyprowadzającą nas na grzbiet Żabiej. Jeszcze przed kulminacją Żabiej (481 m n.p.m.) mijamy stanowiska do ćwiczeń oznaczone numerami 19 i 18. Dalej to już mamy lekki spacerek, podczas którego mijamy pięć stanowisk do ćwiczeń.
Rzeka Tabor. |
Nie jest to typowa ścieżka zdrowia. Zwykle tego typu trasy wyposażone są w statyczne przyrządy do ćwiczeń, jak kołki, belki, drabinki. W przypadku tej ścieżki zdrowia jest inaczej, bo znajdujące się tutaj przyrządy są ruchome i przypominają przyrządy znane z siłowni. Podczas marszu zatrzymujemy się przy nich by dociec jak z niego skorzystać. Nic nie szkodzi, że nie zawsze możemy sami na to wpaść, bo z pomocą służą tablice informacyjne zawierające niezbędne instrukcje.
Za stanowiskiem nr 13 wychodzimy na rozległe trawiaste tereny. Zakwitły na nich jasnoróżowe kwiaty zimowitów jesiennych (Colchicum autumnale). To znak, że kończy się już lato i u progu mamy jesień - zimowity zwiastują zbliżającą się zimę. Trawiaste zbocza pną się na południe i południowy wschód, niestety niknąc we mgle. Szkoda, bo zapraszają by podążyć w górę do rosnącej gdzieś tam niedaleko lipy „Królowa Wołtuszowej”. A znajdujemy się na terenach dawnej wsi łemkowskiej Wołtuszowa, której ślady można jeszcze tutaj odszukać.
Trawiaste murawy Wołtuszowej nikną we mgle. |
Zimowit jesienny (Colchicum autumnale). |
Wołtuszowa, zwana po łemkowsku Wołtuszewą założona została na prawie wołoskim w 1470 roku. Wtedy w dokumentach figurowała jako Valathoslava. Była to nieduża wioska - przed II wojną światową liczyła 28 domów. Mieszkańcy Wołtuszowiej i okolicznych miejscowości łączyły dobrosąsiedzkie stosunki, w tym z pobliskim Rymanowem-Zdrojem zamieszkanym przez ludność polską. Świadectwem tego jest założycielka Rymanowa-Zdroju hrabina Anna Potocka, która po śmierci męża zamieszkała w niewielkim folwarku u wylotu wołtuszowskiej doliny, w miejscu zwanym dzisiaj Polaną Wilczą. Wspominała potem tak tamten czasu: „Z wszystkich lat mego wdowieństwa najmilsze mi były ponoć te lata, gdy młodsze dzieci były jeszcze przy mnie, a starsze przyjeżdżały na wakacje w to prześliczne ustronie. Chatynka była maleńka, ale ślicznie urządzona, pełna wonnego ziela i kwiatów, pełna śpiewu i wrzawy mojej siódemki”.
Życie z wioski zniknęło, niedługo potem wioskę dotknął kres istnienia, tak jak inne łemkowskie wioski. W 1945 roku zostali przesiedleni w rejon tarnopolski leżący na terenie obecnej Ukrainy. Oprócz tobołka dobytku każdy z wysiedlonych ponoć zabrał wtedy na pamiątkę jakiś fragment wyposażenia cerkwi pw. Opieki Matki Boskiej (Pokrow) stojącej w wiosce od 1899 roku. Rok po wysiedleniu Wołtuszowej jej opuszczone domostwa zostały spalone przez oddział UPA, by nikt nie mógł się w nich osiedlić. Pozostawiono jedynie drewnianą cerkiew. Rozebrano ją w kilka lat później 1953 roku.
Wołtuszowa i Łemkowie wyrzeźbieni. |
Po Wołtuszowej pozostały łąki, które zaczęła sobie podporządkowywać przyroda. W latach osiemdziesiątych krótko pojawili się na nich górale z Podhala ze stadami swoich owiec, potem znów zostały pozostawione przyrodzie. W dzisiejszych czasach niewiele pozostało po dawnych mieszkańcach wioski, tylko resztki podmurówek, piwnic, studni przy drodze, zdziczałe drzewa sadów, fragment kapliczki, cerkwisko i niewielkie fragmenty cmentarza. Ślady te trwają jako ostatni świadkowie przeszłości tych terenów, m.in. dzięki staraniom i wysiłkom pana Adama Śliwki - aktualnego gospodarza Wołtuszowej, który uporządkował te malownicze tereny dawnej wioski, tak by zaświeciły nowym blaskiem, zarówno pamięci po wcześniejszych gospodarzach tych ziem, jak też swoim naturalnym pięknem przyrodniczym i krajobrazowym. Wytyczono tutaj kilka wspaniałych ścieżek spacerowych, niezwykle widokowych, wiodących m.in. drogami wiejskimi dawnej Wołtuszowej. Dzisiejszego dnia ścieżki te skryły nam chmury, ale choć byliśmy tu już wiele razy, mamy chęć wrócić tu znów.
Chyba sami sobie wyśpiewaliśmy taką aurą poezją Stanisława Wyspiańskiego: „Hej, las rymanowski za mgłą, a mnie dzisiaj jechać do Krakowa... czemuż mi to oczy zaszły łzą, czemuż słońce za chmury się chowa?” Zbliża się nieuchronnie godzina powrotu, pożegnania z łemkowskimi terenami, lecz trzyma nas tu coś, bo...
Wołtuszowa choć śpi snem Łemków okryta
Budzi się dla Ciebie i na nowo świta
Woła szumem potoków i szelestem kniei
„Jam źródłem radości, jam źródłem nadziei”.
Cmentarz łemkowski w Wołtuszowej. |
Teren cmentarza. |
Jakże nie pozostać tu jeszcze parę chwil? Patrzymy na wzniesienia pokryte lasami i łąkami, i wyrzeźbionych w drewnie Łemków, spoglądamy między lipy poszukując wśród nich obrazu dawnej drewnianej cerkwi, potem podchodzimy pod ogrodzony cmentarz z zachowanymi kilkoma kamiennymi nagrobkami, gdzie leżą również resztki chrzcielnicy i kamienie z ołtarza - ostatnie ocalałe pamiątki po cerkwi. Próbujemy ogarnąć ogrom doznanych przeżyć, dociec najgłębszej logiki dawnych dziejów. Co by było gdyby? - to pytanie zadajemy sobie z żałością, że minionego losu nie można już zmienić.
O, jak dobrze, że jesteś tutaj.
O, jak dobrze znów widzieć cię.
Tylko mi się nie wzruszaj.
Przez to będzie nam razem lżej.
...
O, tam widać, że żyli ludzie
Resztki domów i piwnic i sad
I choć idę, ja dziś, po tej grudzie
Słyszę ludzi, choć ich nie ma od lat.
Tu cerkiewka, była, tam cmentarz,
ruski krzyż, by pamiętać i trwać.;
Adam Śliwka, „Dla Gościa” (fragm.)
Wołtuszowa. Z prawej między lipami widać cerkwisko. |
O godzinie 13.45 opuszczamy malownicze wzniesienia Wołtuszowej. Czerwonym szlakiem podążamy do Rymanowa-Zdroju. Po kilku minutach dróżka nasza skręca ostro w lewo niemal dotykając skraju Polany Wilczej leżącej po prawej. Obieramy kierunek w stronę starego traktu handlowego tzw. traktu węgierskiego łączącego niegdyś Węgry i Polskę. Wędrowaliśmy nim pierwszego dnia wyprawy, przedwczoraj. Trakt ten przecinał Karpaty przechodząc Przełęczą nad Czeremchą i dalej przez nieistniejące już łemkowskie wioski Czeremchę, Lipowiec, następnie przez „polska wyspę” na Łemkowszczyźnie, czyli Jaśliska i dalej przez Rymanów przecinał malownicze Rymanowskie Wzgórza. I jeśli mowa o trakcie handlowym, to również musi być mowa o zbójnikach - beskidnikach, którzy przy nim grasowali.
Polana Horodziska. |
Najsłynniejsi rymanowscy zbóje. |
Zatrzymujemy się przy tablicy na polanie Horodziska, gdzie czytamy: „Chroboczek, Dziurawy, Kiep, Skała, Śliski, Hanka i Ważny to najsłynniejsi rymanowscy zbóje z czasów, kiedy rymanowską doliną prowadził słynny trakt kupiecki. I choć zbój to zbój, ale o nich śpiewali piosenki i opowiadali ludzie, że takich zbójów to ze świeczką szukać. Że zrabować zrabowali, to zbójecka rzecz, ale, że tym się dzielili ze swoimi pobratymcami i biednymi to druga. Mówili ludzie, że nigdy nie okradali biednych, podobnych losem do nich, ale zawsze bogatych, skąpych i okradających ludzi z ich dobytku.”
Zbóje o których mowa stoją dziś tutaj na polanie, zwanej Polaną Zbójecką, wskrzeszeni przez pana Adam Śliwkę z „Domu pod Lipą”. Przedstawmy ich z pomocą pana Adama:
„Legenda głosi, że na tej polanie zakończył się proceder rymanowskich zbójów, a stało się to za sprawą pięciu sióstr, które zakochawszy się na umór w najstraszniejszych zbójach, zwojowały ich sercami tak silnie, że twardzi i nieugięci mężczyźni stali się pokornymi, uczciwymi założycielami stabilnej i spokojnej osady o nazwie „Zbójniska”... I już nikt nie bał się przejeżdżać tymi stronami, a nawet szła wieść, że i schronienie w tych stronach łatwo było znaleźć i nocleg z dobrym jadłem odprawić. Gościnność stała się tu nagminna i wszyscy, nawet ci z dalekich krain, chętnie tu zaglądali, aby skorzystać z dobrego jadła, swojskiej wieczerzy i przytulnego odpoczynku. Chętnie też słuchali dawnych opowieści o „zbójnickim” losie i cudownej przemianie za sprawą pięknych i pracowitych kobiet, które wiele z chłopami zrobić mogą! Od tej pory zagościł tu ład i porządek, a okolica stała się oazą ciszy i spokoju, ba nawet niektórzy nazywali ją krainą zaciszy śródgórskich. Wiele jeszcze razy zmieniała swoją nazwę, aż pewnego dnia nazwali ją Rymanów Zdrój, ale to już całkiem inna opowieść” (wg przekazu Adama Śliwki).
Czarny Potok. |
W Rymanowie-Zdroju kończy się nasza pierwsza wyprawa z cyklu „Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni”. Wiodła ona po wschodniej Łemkowszczyźnie przez okolice dawnych traktów handlowych, przez nieistniejące wsie i nekropolie z czasów wojny. Tutaj w Beskidzie Niskim spotkaliśmy niezwykłych ludzi, którzy zaprezentowali nam łemkowskie domostwa, ich tradycyjne wyposażenie, łemkowskie stroje, zwyczaje i sztukę. Idąc dolinką Czarnego Potoku o godzinie 14.20 docieramy do parku zdrojowego Rymanowa-Zdroju. Przed nami jeszcze ostatni, krótki spacer obok amfiteatru na wodzie i kościółka pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika, a potem wzdłuż rzeki Tabor parkowymi alejkami, pośród kwiatowych rabat i klombów, aż w końcu zostaje nam jechać do Krakowa.
Rymanów-Zdrój. Park Zdrojowy. |
Ołtarz kościoła św. Stanisława Biskupa Męczennika w Rymanowie-Zdroju. |
Kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika w Rymanowie-Zdroju. |
Kończymy pierwszy etap wędrówek po Łemkowszczyźnie. Kończy się lato, nadchodzi jesień. Już w październiku, w najpiękniejszy czas polskiej złotej jesieni wyruszymy ponownie na łemkowskie ścieżki, wiodące po zachodnich krańcach Łemkowszczyzny. Szykuj się więc w drogę...
Nie krzycz, nie chmurz się, nie narzekaj!
Z miłością, uśmiechem nie zwlekaj!
Bo cię minie najpiękniejsza przygoda.
Twój czas teraz, na głupoty go szkoda.
(Adam Śliwka, „Życzenie”)
Dziękujemy uczestnikom wyprawy na wschodnią Łemkowszczyznę
za wspólne wędrowanie i zabawę.
Do zobaczenia na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny!
Pozdrawiamy Was.
Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni!
za wspólne wędrowanie i zabawę.
Do zobaczenia na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny!
Pozdrawiamy Was.
Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni!
Wołtuszowa potrafi oczarować.
OdpowiedzUsuńChociaż szczerze mówiąc, dla nas jest zbytnio upstrzona wszelakimi tablicami, znakami, drogowskazami...
To niezbyt się komponuje z pięknym krajobrazem tej nieistniejącej już, ale wciąż żywej (duchem) wioski..
Pozdrawiamy ;)