Zaniosło się przez noc. Spodziewaliśmy się tego, że w ten ostatni dzień słońca
raczej będzie skąpo. Wyruszając dziewięć dni temu na tą wędrówkę świadomi
byliśmy niepewnych prognoz pogody. Widząc takie mieszane prognozy zapewne
niejeden zastanawiałby się, czy w ogóle wyruszać na szlak. W rzeczywistości
pogoda przez minione dni była w kratkę, aczkolwiek aura zdecydowanie sprzyjała
wędrówkom po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, nawet wówczas, gdy mroki dziejów
skrywały mgły. Nierzadko to właśnie te mgły nadawały nieprawdopodobnego uroku
dla odkrywanych tajemnic na Szlaku Orlich Gniazd. Może to i szkoda, że Kraków
jest już tak blisko i ta wędrówka jest już tak blisko celu.
|
POGODA:
TRASA:
Ojców (358 m n.p.m.)
Brama Krakowska (323 m n.p.m.)
Prądnik Czajowski (311 m n.p.m.)
Prądnik Korzkiewski (293 m n.p.m.)
Giebułtów (314 m n.p.m.)
Zielonki (249 m n.p.m.)
Kraków, Krowodrza Górka (225 m n.p.m.)
|
OPIS:
Gospodarze gościńca „u Grażyny” wstali chyba wcześniej od nas, aby dać nam
dobre słowo na drogę. Mniej tego roku mają pensjonariuszy. Co prawda letni
sezon właściwie nie rozpoczął się jeszcze, ale rokowania nie napawają
optymizmem. To sympatyczni i ciekawi ludzie. Szkoda, ze wczoraj nie było
więcej czasu na rozmowę. Jest już 8.40. Musimy ruszać w dół doliny Prądnika, o
której wiele już wczoraj opowiadaliśmy. Dzisiejsza droga prawie cały czas
będzie prowadzić wzdłuż jego spokojnych wód. Będziemy po nich jakby dryfować w
kierunku Krakowa.
O godzinie 8.50 mijamy skałę, na której stoi zamek wzniesiony przez Kazimierza
Wielkiego i na cześć jego ojca nazwany Ojcowem, tak jak ta osada, przez którą
podążamy. Mijamy pensjonaty, restauracyjki i ten ogródek kawowy, w którym
zjedliśmy wczoraj pyszną obiadokolację. Wszystko jest tutaj o tej porze
jeszcze zamknięte. Żywej duszy nie widać. Cisza i spokój panuje tu taki, że
ogania nas odczucie, jakobyśmy w całej tej dolinie byli sami, tylko my dwoje.
Wtem ciszę zaczynają mącić krople deszczu. Zrzucamy plecaki na ławeczki
stojące w alejce, aby wydobyć z nich peleryny. Wczoraj przy tej ławeczce
spotkaliśmy znajomych, a tak naprawdę to oni nas dostrzegli, bo sami byliśmy
wówczas zbyt zaaferowani zamkiem, który ledwo, co skończyliśmy zwiedzać. I nie
jedyne to zaskoczenie, bo wnet wyglądali za pozostałymi, czyli grupą
turystyczną, która miałaby być z nami: – To jesteście sami? – pytali
niedowierzając. – No tak, takie czasy, że musimy sami wędrować – z przykrością
potwierdziliśmy. Jednak nie jest tak, że kiedyś nie wybierzmy się tu tutaj
jeszcze raz, obeznani z atrakcjami, które znajdują się niedaleko przy tym
pięknym szlaku, ale często są niezauważane i pomijane, bo nie leżą zaraz przy
nim. Zdaje się, że ten szlak ma wiele do pokazania nawet tym, którzy go
przemierzyli, a nie zeszli choćby tylko 50 czy 100 metrów w bok, aby poznać
tajemnice skryte w lasach, łąkach, czy na wzgórzach ponad dolinami. Mając tą
wiedzę, moglibyśmy teraz zrobić wspaniałe wycieczki. Wspaniale byłby wyruszyć
znów na ten czerwony szlak.
|
Alejka przed Bazarem Warszawskim.
|
|
Prądnik (w tle willa nr 21).
|
Zostawiamy za sobą Bazar Warszawski, przechodzimy nad Prądnikiem, którego
nitka przenosi się teraz na lewą stronę doliny. Nasza droga nieco podchodzi
pod urwiste zbocza Złotej Góry (458 m n.p.m.). Mijamy kilka urokliwych
pensjonatów. O godzinie 9.05 z prawej mamy ujście Doliny Sąspowskiej. Jest to
druga, co do wielkości dolina na obszarze Ojcowskiego Parku Narodowego,
rozdzielająca Złota Górę od Góry Chełmowej. Dawniej, Chełmowa Góra (473 m
n.p.m.) nie była porośnięta lasem, dawała piękne widoki na Kraków i Beskidy, a
nawet Tatry. Jest jednym z najwyższych wzniesień Ojcowskiego Parku Narodowego.
Po stronie zachodniej znajduje się na niej słynna Grota Łokietka, znana
dawniej m.in. jako Grota Królewska. Znana była od dawien dawna, choć pierwsze
wzmianki o niej pochodzą z końca XVII wieku, gdy nosiła nazwę Spelunca Regia,
czyli Jaskinia Królewska. Związane są z nią podania o Władysławie Łokietku,
który chronił się w niej przez około 6 tygodni, po tym, jak został zmuszony do
ucieczki z Krakowa przed wojskami króla czeskiego Wacława II. Dzieje te
przepięknie ilustruje pod koniec XIX wieku Wojciech Gerson na obrazach
„Łokietek pod Ojcowem”, czy zagrabionym podczas II wojny światowej obrazie
„Władysław Łokietek na skałach w Ojcowie”.
|
Osiedle Czyżówki. Przed boczną doliną Sąspówki.
|
|
Jonaszówka. |
|
Stawy hodowlane pstrągów potokowych. W tle skała Bystra.
|
Tutaj u wylotu Doliny Sąspowskiej ze Szlakiem Orlich Gniazd splatają się
szlaki, przychodzące z Doliny Sąspowskiej i schodzące z Chełmowej Góry od
Groty Łokietka. Grotę Łokietka planowaliśmy oczywiście odwiedzić po raz wtóry
po wielu, naprawdę wielu latach. Obecnie jest niestety zamknięta ze względu na
epidemię, ale może jednak to i dobrze, bo przecież położona jest ona zaraz
przy Szlaku Warowni Jurajskich, a ten szlak poprowadzi nas wkrótce przez czasy
Piastów i ich potomków. Zatem nic straconego, tylko wytrwać w zdrowiu, zanim
znów ruszymy przez Jurę.
Szlak Orlich Gniazd przechodzi obok stawów hodowlanych pstrągów potokowych,
których historia sięga roku 1935, gdy grunty te należały do księżnej Ludwiki
Czartoryskiej. Z prawej wznosi Jonaszówka, wapienne skały z punktem widokowym
na szczycie. Przechodzi przez niego czarny szlak prowadzący do Groty Łokietka.
Na stromych zboczach Jonaszówki występuje wyjątkowa i bardzo rzadka roślina -
Ostnica Jana (Stipa joannis Čelak.). Skała ma około 20 m wysokości.
|
Łokietek pod Ojcowem (Wojciech Gerson, 1890).
|
|
Władysław Łokietek na skałach w Ojcowie (Wojciech Gerson, 1863).
|
|
U stóp Góry Chełmowej.
|
|
Dróżka pod Górą Chełmową.
|
Panieńskie Skały i Igła Deotymy
Idziemy dalej w dół doliny Prądnika. Po lewej stronie pokazują się nam
Panieńskie Skały. Według jednej z legend są to klaryski z klasztoru w
Zawichoście, które uciekały przed Tatarami do Grodziska. W tym miejscu Tatarzy
zaczęli je doganiać, a one nie chcąc być pohańbione zaczęły prosić Boga, aby
zamienił je w skały. Tak też się stało, jak widzimy. Na prawo Panieńskich Skał
odchodzi krótki, zarośnięty lasem Wąwóz Wrześnik. Przed tym wąwozem na łące
stoi wysmuklona skała z jurajskich wapieni zwana Igłą Deotymy. Nazwa skały
pochodzi od literackiego pseudonimu Jadwigi Łuszczewskiej, polskiej poetki i
powieściopisarki romantyzmu. Nadano ją na cześć wizyty poetki w Ojcowie w 1859
roku, podczas której miała mieszkać w willi „Pod Koroną”, stojącej u wylotu
Wąwozu Wrześnik. Po drugiej stronie wąwozu znajdują się Skały Kawalerskie,
które są tu ponoć po to, żeby Pannom smutno nie było. W otoczeniu Igły Deotymy
rosną nasadzone brzozy ojcowskie, znane z nielicznych stanowisk.
|
Panieńskie Skały (w dali po lewej). Bliżej widzimy Skały Kawalerów.
|
|
Igła Deotymy u wylotu Wąwozu Wrześnik.
|
|
Skały Kawalerów. |
|
Węzeł szlaków przy Bramie Krakowskiej.
|
Brama Krakowska
O godzinie 9.20 docieramy pod Bramę Krakowską. To efektowna skalna brama
utworzona z wapieni o wysokości około 15-20 metrów. Jej nazwa nawiązuje do
niegdysiejszego szlaku handlowego z Krakowa na Śląsk, który prowadził Doliną
Prądnika. Za Bramą Krakowską odchodzi Wąwóz za Krakowską Bramą, który po około
150 metrach rozgałęzia się na dwa inne wąwozy: Skałbania i Ciasne Skałki.
Kręcimy się w okolicy Bramy Krakowskiej do godziny 10.00. Tak jak
wspominaliśmy do Bramy Krakowskiej i Groty Łokietka powrócimy za znakami
Szlaku Warowni Jurajskich. Wtedy też planujemy odwiedzić obecnie zamkniętą
Jaskinię Ciemną, a znajdującą się na wysokości około 65 m nad dnem Doliny
Prądnika, która zaliczana jest do najcenniejszych stanowisk archeologicznych w
Polsce. Zaglądamy jedynie do znajdującej się przy Bramie Krakowskiej
ogólnodostępnej Jaskini Krowiej. W XIX wieku podobno trzymano w niej krowy i
owce, które wypasano na pastwiskach Doliny Prądnika.
|
Brama Krakowska.
|
|
Brama Krakowska widziana z Wąwozu za Krakowską Bramą.
|
Źródło Miłości
Tuż przy naszej drodze, nieopodal Bramy Krakowskiej, tryska Źródło Miłości.
Niegdyś tryskało przy lewej skale tworzącej Bramę Krakowską, ale w okresie
międzywojennym przekopem przesunięto miejsce wypływu. Źródło obudowano w 1986
roku. Ma ono wydajność od 0,7 do 2 l/sek. Temperatura wypływającej z niego
wody wynosi 9,2 °C. W upalne dni jest to miejsce idealne na schłodzenie się.
Dla zakochanych miejsce obowiązkowe do odwiedzenia, bowiem powiadają, że każda
para, która wspólnie zakosztuje z niego wody, zostanie cudownie połączona
niegasnącą miłością po wieki. Wypływające ze źródełka wody upodobał sobie
studniczek tatrzański (Niphargus tatrensis).
|
Źródło Miłości.
|
|
Przy Źródle Miłości.
|
Skały Koronne
Na wysokości Źródła Miłości po wschodniej stronie doliny mamy kolejne skalne -
Skały Koronne, wypełniające strome zbocze Góry Koronna (438 m n.p.m.), objętą
Wąwozem Smardzowickim od północy i Wąwozem Żydowskim od południa. Wśród tych
skał kryje się wspomniana Jaskinia Ciemna i piękny szlak turystyczny
obejmujący kilka miejsc widokowych. Na Skały Koronne składa się wiele formacji
skalnych. Najefektowniejsza z nich i zarazem najbardziej znaną jest Rękawica,
wznosząca się około 85 m ponad dno doliny. Wyglądem do złudzenia przypomina
potężną dłoń, stąd też zwana jest także Białą Ręką, bądź Pięciopalcówką.
|
W czasach, gdy Tatarzy plądrowali Dolinę Prądnika, tutejsza ludność
schroniła się w Jaskini Ciemnej. Bóg zasłonił wejście do jaskini boską
ręką, tak, aby było niewidoczne dla zbliżających się Tatarów i w ten
sposób ludzie zostali uchronienie przed śmiercią lub niewolą.
|
|
Skały Koronne. |
|
Zbliżenie na formację Rękawica w Skałach Koronnych.
|
|
Droga przez Prądnik Czajowski.
|
Przestało od pewnego czasu padać. Podążamy żwawo dalej w dół doliny z wijącym
się Prądnikiem. Dno doliny co rusz ograniczone wapiennymi skałami jest
płaskie, porośnięte kośnymi łąkami. Mijamy nieduże skupiska domów, tworzących
niewielkie osady. Ich zaczątkiem były osiedla młynarskie, które zaczęto
budować wzdłuż biegu Prądnika. W Krakowie pierwsze młyny napędzane wodami
Prądnika powstały już w XIV wieku. W 1454 roku król Kazimierz Jagiellończyk
wydał krakowskim rajcom pozwolenie na zbudowanie „młyna do folowania płócien,
sukien i barchanów”, lokalizując go w okolicach dzisiejszej ulicy Blich. Potem
zainteresowano się górnym biegiem Prądnika. Pierwotnie należały one do
majątków klucza korzkiewskiego, starostwa ojcowskiego i szlacheckich z
Czajowic. W XVIII wieku osady wyodrębniły się i wówczas zaczęto używać nazw:
Prądnik Czajowski, Prądnik Ojcowski i Prądnik Korzkiewski.
Pierwszą osadą na naszym szlaku jest Prądnik Czajowski, następna Prądnik
Ojcowski, w którym o godzinie 10.30 w przewężeniu doliny przechodzimy na prawy
brzeg Prądnika. Prądnik płynie tutaj już szerszym korytem.
|
Prądnik Czajowski. |
|
Prądnik w Prądniku Czajowskim.
|
|
Węzeł szlaków Pod Puchaczówką.
|
|
Pod Puchaczówką. |
|
Na prawym brzegu Prądnika.
|
|
Prądnik w Prądniku Ojcowskim.
|
Skały Sucze i Stodolisko
Dziesięć minut od przejścia na prawy brzeg Prądnika przechodzimy pod potężną
ścianą Skał Suczych, których wysokość sięga od kilkunastu do kilkudziesięciu
metrów. W jednej ze skał tworzących tą niezwykłą wapienną ścianę znajduje się
schronisko. W tym miejscu, po drugiej stronie drogi poniżej skarpy znajduje
się Źródło w Prądniku Korzkiewskim, mające charakter wywierzyska. Ma ono
wydajność 9-13 l/s, a wydobywająca się z niego woda ma temperaturę 9,7 °C.
Zaraz za skalnym schroniskiem odchodzi w bok wąwóz Stodoliska. Jest typowym
wąwozem krasowym wyżłobionym w wapieniach, porośnięty lasem bukowym, z dnem
zawalonym rumoszem. Gdzieś pod tym rumoszem płynie potok, który zanika w
ponorze, w przysiółku Iwina należącym do Białego Kościoła, a którego wody
wypływają właśnie w Źródle w Prądniku Korzkiewskim.
|
|
Skały Sucze. |
|
Schronisko w Skałach Suczych.
|
|
Pod Skałami Suczymi.
|
|
Wyjście ze Stodoliska.
|
Po zwiedzeniu wąwozu Stodoliska wracamy do Doliny Prądnika. Idziemy dalej na
południe, gdzie wkrótce zagęszcza się nam zabudowa Prądnika Korzkiewskiego. O
godzinie 11.55 przechodzimy miejsce, gdzie od prawej przychodzi ulica Skalska
z Białego Kościoła. Podążamy odtąd szczyptę ruchliwszą szosą. Prądnik
Korzkiewski powstał w majątkach budowniczego zamku w Korzkwi, niejakiego Jana
Zakliki z Syrokomli. W 1352 roku dołączono te tereny do klucza korzkiewskiego,
nazywając je „Łąką nad Prądnikiem”. Wspominaliśmy już o tym, że w drugiej
połowie XIV wieku powstawały tutaj młyny, a także warsztaty rzemieślnicze
wykorzystujące energię wody, a więc olejarnie, kaszarnie, folusze sukna i
skór. W XV wieku pojawiły się tutaj papiernie i przetwórstwo metalowe (np.
szabelnie). Rzeka była wykorzystywana na około 10-kilometrowym odcinku, stąd
aż po zamek ojcowski. Zakłady były rozlokowane po obu stronach rzeki.
|
Łąki Prądnika Korzkiewskiego.
|
|
Skałka. |
|
Po minięciu ulicy Skalskiej przychodzącej z Białego Kościoła.
|
|
Droga przez Prądnik Korzkiewski.
|
Dolina Prądnika rozszerza się. Przechodzimy przez Prądnik Korzkiewski. Wciąż
emanuje pięknym i romantycznym krajobrazem. Z prawej mamy strome, lesiste
obramowanie doliny. Z lewej oddalające się koryto Prądnika, który ma coraz
więcej miejsca na meandry. Wkrótce przechodzimy przez kolejne skupisko
kilkunastu domów przysiółka Prądnika Korzkiewskiego o nazwie Swawola. Dalej w
dolinie mamy przysiółek Hamernia, ostatni, leżący już na południowym skraju
wsi Prądnik Korzkiewski. Nazwa przysiółka pochodzi od hamerni, czyli zakładów
metalurgicznych założonych tu w XVII wieku. W jej skład wchodziła dymarka, w
której wytapiano stal oraz młot mechaniczny uruchamiany kołem wodnym.
Produkowano w niej blachy kotlarskie oraz broń. W latach 1863-64
wykorzystywali ją powstańcy biorący udział w Powstaniu Styczniowym. Po
zdławieniu powstania Rosjanie zamknęli te zakłady. Z dawnych historycznych
zabudowań Hamerni zachowała się wozownia zwana browarem, stajnia oraz
spichlerz. Przy tych obiektach zachowała się piękna figura św. Floriana.
|
Skałka na końcu poprzecznej uliczki Pstrągowej.
|
|
Konie. |
|
Figura św. Floriana przy zabudowaniach Hamerni.
|
O godzinie 11.30 przecinamy ruchliwą szosę - ulicę Wesołą. Mniej więcej tak
jak przebiega ta szosa, wytyczona była dawna granica austriacko-węgierska.
Zatem wchodzimy na tereny dawnej Galicji. Szlak kieruje nas ku głębokiemu
wąwozowi Kwietnicowe Doły. Ścieżka pnie się ponad zalesione łożysko wąwozu. Po
osiągnięciu wierzchowiny wzgórza wychodzimy z lasu. Idziemy chwilkę wzdłuż
jego ściany, po czym skręcamy w lewo na dróżkę między łąkami, a po chwili w
prawo na długą szosę wsi Giebułtów, biegnącą widokową wierzchowiną na
południowy wschód. Jesteśmy ponad doliną Prądnika, która ciągnie się teraz
równolegle po lewej. Maszerujemy szosą mijając kolejne zabudowania wsi. Od jej
centrum dzieli nas dystans 1,5 km. W godzinach południowych dochodzimy do
niewielkiego parku z placem zabaw. Decydujemy się skorzystać z jego
infrastruktury, tzn. z ławki przy alejce. Przerwa kawowa trwa do godziny
13.00.
|
Ulica Wesoła. |
|
|
Dróżka wyprowadzająca ponad Kwietnicowe Doły.
|
|
Alejka parku w Giebułtowie.
|
|
Giebułtów. |
Kościół św. Idziego w Giebułtowie
Po 400 metrach od placu zabaw w Giebułtowie docieramy pod kościół św. Idziego,
stojący w centrum wsi. Świątynia ta została wzniesiona w latach 1601-04,
zapewne na bazie poprzedniej budowli, pochodzącej z końca X wieku. Jej
korzenie sięgają czasów narodzin Bolesława Krzywoustego, co opisuje Jan
Długosz w swojej kronice pod rokiem 1086:
Księżna Judyta przez cały okres, kiedy nosiła poczęty za łaską Bożą, dzięki
zasługom św. Idziego, płód, spędzała czas na postach, czuwaniach i
modlitwach. Okazywała też zdwojoną hojność wobec kościołów i ich sług,
potrzebujących, ubogich i wszystkich nieszczęśliwych zanosząc prośby, by
poród odbył się szczęśliwie. I Bóg nie dopuścił, by była daremna tak pobożna
i pokorna prośba księżnej Judyty. Wydając bowiem na świat dwudziestego
sierpnia dorodnego syna spełniła przepowiednię daną przez mnichów św.
Idziego i otrzymała nagrodę za swoje czyny i hojne dary. Kiedy na cudowne i
upragnione urodziny zebrali się zaproszeni prałaci i baronowie, ochrzczony
przez biskupa krakowskiego Lamberta otrzymał na polecenie ojca imię dziadka,
Bolesław. Urządzono też wspaniałe uczty, a niezwykle wystawne igrzyska
zatrzymywały ucztujących i zaproszonych przez wiele dni. Od tej pory św.
Idzi zaczął się cieszyć w Polsce wielką czcią, a kobiety bezpłodne zwracały
się do niego w celu uproszenie potomstwa. Stąd i w mieście Krakowie książę
polski Władysław z wdzięczności za świeżo narodzonego syna zbudował najpierw
poświęcony mu kościół, który miał pewną liczbę kanoników zaopatrzonych w
beneficja. Potem w całym Królestwie Polskim, w miastach, wsiach i siołach,
książę Władysław i jego rycerze zakładali kościoły, które dotąd istnieją, a
mianowice: w Tarżku, Pkanowie, Kłodawie, Kcyni, Krobii, Czyrnielowie,
Giebułtowie i Zborowie biskupim.
|
|
Kościół św. Idziego w Giebułtowie.
|
Parę dni temu w Zrębicach spotkaliśmy się już ze św. Idzim. Dzisiaj znów
spotykamy się z jego patronatem. Według starych żywotów św. Idzi urodził się w
Atenach około 640 roku. Jego rodzice, Teodor i Pelagia, pochodzili z
królewskiego rodu. Jednakże Idzi nie pragnął rozgłosu. Pewnego dnia udał się
pielgrzymkę do Rzymu, następne wyruszył do południowej Francji, prawdopodobnie
do Marsylii. Przez wiele lat zamieszkiwał jaskinię na górze Nuria w Katalonii,
gdzie zaczął życie kontemplacyjne, ale też uczynne wobec ludzi. W między
czasie wyrzeźbił figurkę Matki Boskiej z Dzieciątkiem, czczoną od czasu jej
odkrycia w 1079 roku. Idzi pragnął życia w zupełnej samotności, stąd też udał
się nad rzekę Rodan, gdzie zamieszkał z dala od ludzi w skalnej grocie ze
źródełkiem czystej wody. Żywił się mlekiem od łani, która mu towarzyszyła.
Pewnego dnia (około 673 roku) pojawił się u niego król Wizygotów Flavius
Wamba. Król trafił do niego idąc śladem łani podczas polowania. Była to ta
sama łania, która żywiła Idziego. Niespodziewane spotkanie króla ze sławnym
już wówczas Idzim zaowocował propozycją. Początkowo Idzi nie chciał na nią
przystać, ale w końcu zgodził się, aby na darowanej przez króla ziemi założyć
klasztor z królewskiej fundacji. W ten sposób Idzi został opatem wspólnoty
zakonnej, która przyjęła regułę św. Benedykta. Po koniec jego życia objawił
się mu Bóg, który oznajmił, że zbliża się dzień jego śmierci. Idzi przekazał
tą wiadomość swoim braciom, prosząc jednocześnie o modlitwę. Zmarł w Prowansji
około 712 roku (albo według innych źródeł między 720-725 rokiem). Po jego
śmierci opactwo w dalszym ciągu rozwijało się i nazwano je od jego imienia
Saint-Gilles. Wokół niego powstało później miasteczko o tej samej nazwie.
Klasztor i miasteczko Saint-Gilles stało się głównym ośrodkiem kultu świętego
Idziego, który stał się jednym z najpopularniejszych świętych średniowiecza.
Jego relikwie zabierano nawet na wyprawy krzyżowe. Krzyżowcy przybywali do
Saint-Gilles dziękować mu za szczęśliwy powrót, niejednokrotnie z wdzięczności
fundowali świątynie pod jego wezwaniem. Również w Polsce, jak wiemy, zaczęły
powstawać świątynie pod wezwaniem świętego Idziego, tak jak ta w Giebułtowie,
przy której przystanęliśmy.
|
|
Kościół św. Idziego w Giebułtowie.
|
Od godzinie 13.15 zaczynamy oddalać się od kościoła św. Idziego w Giebułtowie.
Najpierw krótko na północny wschód ulicą Podwikle, po niecałych 100 metrach
skręcamy w prawo w ulicę Władysława Hermana, która obchodzi północne obrzeże
cmentarza parafialnego w Giebułtowie, a następnie kieruje się na południowy
wschód. Droga wiedzie grzbietem. Zabudowania Giebułtowa rzednieją, a od drogi
zaczynają odchodzić pola uprawne. Zbocze po lewej opada do doliny Prądnika,
zaś po prawej do doliny potoku Sudół, który w Giebułtowie ma swoje źródła.
Sudół liczy sobie 9 km długości i po przepłynięciu przez krakowskie Tonie,
następnie Prądnik Biały zasila rzekę Białuchę. Przed sobą widzimy już kominy i
szczyty wyższych budynków Krakowa, ale do przejścia zostało nam jeszcze blisko
8 km. Trochę monotonnie zbliżamy się do królewskiego miasta, aczkolwiek otacza
nas ładny krajobraz.
|
|
Spojrzenie w stronę doliny Prądnika.
|
|
Pękowice.
|
|
Na granicy z Krakowem.
|
|
Droga Cesarska przechodząca między austriackimi fortami.
|
Twierdza Kraków
Przechodzimy przez wieś Pękowice. Wchodzimy w obszar XIX-wiecznych
fortyfikacji austriackich zbudowanych wokół Krakowa na rozkaz cesarza
Franciszka Józefa. Podczas ostatnich kilku dni podziewaliśmy pięknie
usytuowane warownie. Większość nich upadła podczas najazdu Szwedów, ponieważ
nie była dostosowana do obrony przed ostrzałem z ciężkiej artylerii, która w
tamtym czasie stała się istotnym elementem w technikach oblężniczych. Szanse
przetrwania miały twierdze odpowiednio dostosowane do ognia artyleryjskiego,
zarówno do jego odpierania, jak też jego stosowania. Stąd też w obwarowaniach
pojawiły się wysunięte bastiony, które z jednej strony pozwalały na lepszą
osłonę murów, a z drugiej strony na prowadzenie skuteczniejszego ostrzału.
Bastiony też pozwalały na umieszczenie ciężkiej artylerii fortecznej, których
nie można było ustawić bezpośrednio na murach ze względu na wymiary takich
dział, jak też siłę odrzutu. Pojawianie się ciężkiej artylerii spowodowało
również zmiany w konstrukcji murów, które odtąd były często pochylone pod
kątem w celu zwiększenia odporności na ostrzał, a dla dodatkowej ich osłony
dodawano raweliny, czyli niższe stanowiska artyleryjskie, pełniące niekiedy
również funkcję bezpośredniej osłony wejścia do twierdzy. W wieku XIX, działa
artylerii zaczęły zwiększać zasięg, a jednocześnie ufortyfikowane miasta
rozrastały się i zwiększały swoją powierzchnię. Trudno było takie miasto
otoczyć murami, a artyleria obronna musiała być znacznie bardziej wysunięta
przed granice miasta. Stąd też w zabudowie obronnej pojawiły się wysunięte w
kierunku przedpola osobne forty, które spełniały rolę dawnych bastionów. Forty
takie tworzyły system fortyfikacji rozproszonych, które otaczały miasto
pierścieniami, czego przykładem jest Twierdza Kraków. Taka ewolucja systemów
fortyfikacyjnych rozpoczęła się w połowie XIX wieku. Kraków był wówczas dla
Austriaków miastem strategicznym, podobnie jak Przemyśl. Miasta te położone
były tuż przy granicy z Rosją, dawnym sojusznikiem rozbiorowym, z którym w
owym czasie stosunki uległy pogorszeniu, do tego stopnia, że konflikt zbrojny
już wtedy wydawał się nieunikniony.
W Pękowicach przechodzimy pomiędzy dwoma fortami Twierdzy Kraków. Na zachodzie
mamy Fort 44 „Tonie”, a na wschodzie Fort 44a „Pękowice”. W między czasie
droga nasza zaczyna pokrywać się z obecną granicą administracyjną Krakowa –
odtąd Kraków mamy po prawej, a po lewej Pękowice, a następnie starą
podkrakowską wieś Zielonki. W trakcie budowy fortyfikacji austriackich
odsłonięto wiele odkrywek archeologicznych, świadczących o osadnictwie
rozwijającym się od tysiącleci. Po raz pierwszy z nazwą Zielonki spotykamy się
w 1270 roku. Osada rozwijała się dzięki dobrym glebom przy rzece Prądnik,
która zwana jest tutaj Białuchą, od bieli wapieni, która dawniej przebijały
się z jej dna. Dzięki wartkiej rzece rozwój wsi wspierały młyny, folusze,
blechy do pliśnienia i bielenia płótna, a także hamernie, prochownie i
szabelnie. Większość tamtejszej wsi stanowiła własność królewską, a tylko
miejsce gdzie przed 1325 rokiem stanął drewniany kościół należało do
krakowskiej kapituły katedralnej. Na wschodnich krańcach wsi, na wzgórzu
Marszowiec (295 m n.p.m.) założono folwark królewski, który w okresie złotego
wieku w dziejach Polski dzierżawiony był przez włoską rodzinę szlachecką
Montelupich, która przybyła z Toskanii do Krakowa w połowie XVI wieku. Byli
wśród nich znani bankierzy i kupcy, a także organizatorzy i administratorzy
pierwszej poczty polskiej. Montelupi udzielali pożyczek szlachcie, miastom, a
nawet prowadzili niektóre interesy finansowe Jagiellonów. Mieli oni swą
posiadłość tam gdzie obecnie znajduje się areszt śledczy w Krakowie i ulica
Montelupich. W czasach współczesnych Montelupim ich posiadłość znajdowała się
jednak poza obrzeżem miasta Krakowa, a nawet poza obrzeżem jeszcze innego
samodzielnego miasta królewskiego, istniejącego od 1366 roku do końca XVIII
wieku pod nazwą Kleparz. Początki osadnictwa na obszarze Kleparza sięgają
czasów o wiele wcześniejszych, bo związane są z ufundowanym pod koniec XII
wieku kościołem św. Floriana. Zostawmy jednak ten temat do epilogu naszej
wędrówki Szlakiem Orlich Gniazd, bo przecież dotrzeć chcemy aż pod sam
królewski Wawel, a drogi do niego powiodą nas właśnie tamtędy.
|
Przed nami zabudowania Krakowa.
|
Tymczasem zbliża się godzina 14.00, a my podążamy utwardzonymi drogami
pomiędzy pasami pól lub nieużytków. Zabudowania Krakowa rosną nam w oczach.
Przed skrzyżowaniem z szosą łączącą Zielonki z krakowskimi Toniami, po prawej
stronie drogi rosną dwa kasztanowce. Między nimi stoi krzyż z Chrystusem
Ukrzyżowanym, a przed nim obelisk z fragmentem poezji Adam Mickiewicza:
Uszło szczęście, i próżno dotąd za niem chodzę.
Nie uszło - czeka ciebie na krzyżowej drodze.
|
|
Obelisk z fragmentem poezji Adama Mickiewicza ustawiony między
kasztanowcami.
|
|
Droga szlaku wciąż wiedzie linią graniczną między Zielonkami i Krakowem.
|
Przecinamy jezdnię. Idąc dalej po prawej mijamy schron amunicyjny „Pękowice”
wchodzący w skład fortyfikacji Twierdzy Kraków, a nieco dalej przechodzimy pod
kolejnym obiektem tej twierdzy – Czerwony Most przez który biegnie dawna droga
rokadowa, umożliwiająca zaopatrzenie dla fortów, jak też w razie potrzeby
przegrupowanie sił i środków. Obecnie stanowi ona zwyczajną, lokalną szosę
(ul. Waliszewskiego i Długopolska). Z kolei droga, którą podążamy stanowiła w
czasach Twierdzy Kraków drogę dojazdową do fortów „Pękowice”. Bezkolizyjne,
dwupoziomowe skrzyżowanie tych dróg zapobiegało ewentualnym zatorom, które
mogłyby się pojawić podczas walk. Obecnie pod Czerwonym Mostem przebiega nasz
wspaniały Szlak Orlich Gniazd, który pokrywa się tutaj ze średniowiecznym
szlakiem handlowym łączącym Kraków z Częstochową i położoną dalej
Wielkopolską.
|
|
Czerwony Most z dawną drogą rokadową.
|
Po przebyciu półtora kilometra od Czerwonego Mostu wchodzimy we współczesne
granice administracyjne miasta Krakowa. Ostatnie zabudowania Zielonek, jakie
mijamy z lewej tworzą osiedle Władysława Łokietka. Granicę miasta wyznacza
znajdująca się za tym osiedlem ulica Wiarusa oraz odchodząca na prawo ulica
Starego Wiarusa. Podążamy dalej utrzymując ten sam kierunek marszu. Po 700
metrach dochodzimy do linii kolejowej. Żeby przejść na drugą stronę musimy
skręcić w prawo na przejście i przejazd drogowy. Za skrzyżowaniem z torami
kolejowymi podążamy dalej chodnikiem wzdłuż ulicy Władysława Łokietka. Od
wejścia w obszar administracyjny Krakowa wędrujemy przez Prądnik Biały, który
wraz z sąsiednim Prądnikiem Czerwonym tworzyły wieś wymienianą w najstarszych
zapisach z około 1123 roku pod nazwą Prutnic. Należała ona wtedy do biskupów
krakowskich. W XII wieku wieś podzieliła się. Po zachodniej stronie wyodrębnił
się Prądnik Mały, zwany również Prądnikiem Biskupim
(Prandnik Episcopalis), jako że należał do krakowskich biskupów. Z
kolei na wschodzie powstał Prądnik Wielki, zwany również Prądnikiem tynieckim,
gdyż należała w znaczącej części do tynieckich benedyktynów.
Obie wsie leżały nad rzeką Prądnik, przy której działały młyny zbożowe.
Produkowano w nich mąkę, z której od XIV wieku zaczęto wypiekać słynny chleb
prądnicki. Wspomina o nim dokument z 1421 roku, zobowiązujący do pieczenia
chleba na użytek biskupa krakowskiego. W 1496 król Jan Olbracht wydał
przywilej prądnickim piekarzom sprzedaży chleba w Krakowie raz w tygodniu, w
czasie targu odbywającego się we wtorki. Ponoć istniał taki zwyczaj, że
pierwszy upieczony po żniwach bochenek przeznaczano dla króla na Wawelu, który
był wręczany mu przez wójta krakowskiego. Nawet gdy stolicę przeniesiono do
Warszawy, burmistrz krakowski nadal dostarczał chleb do króla Stanisława
Augusta na dzień świętego Jana. Chleb Prądnicki cieszył się popularnością do
początków XX wieku. Musiało zatem być coś szczególnego w tym chlebie. Podobno
po upieczeniu chleb ten wciąż dojrzewa, a pełny smak osiąga następnego dnia po
wypieku. Kolejną ciekawostką jest to, iż zachowuje świeżość, bez utraty smaku,
nawet przez okres dwóch tygodni. W czasach PRL-u niemal zaprzestano produkcji
chleba prądnickiego i pewnie popadłby w zapomnienie, gdyby nie spróbował go
odtworzyć Andrzej Madej. Niestety jego piekarnia niedawno zaprzestała
działalności. Nie wiemy, czy obecnie można gdzieś skosztować prądnickiego
chleba.
Dochodzi godzina 14.45. Przechodzimy nad potokiem Sudół, a zaraz dalej przez
ruchliwą arterię ulicy Opolskiej. Po jej drugiej stronie mamy Park
Krowoderski, po którym oprowadzają nas znaki szlaku. Przechodzimy jego
alejkami od północnego zachodu na południowy wschód, gdzie opuszczamy go
wchodząc na ulicę Krowoderskich Zuchów.
|
Linia kolejowa w Prądniku Białym.
|
|
Sudół. |
|
Przed nami przejście przez ulicę Opolską, a za nią Park Krowoderski.
|
|
Park Krowoderski. |
Zostało nam już tylko 500 metrów do czerwonej kropki oznaczający koniec
naszego szlaku. Dochodzimy do tego miejsca o godzinie 15.00. Czerwoną kropkę
szlaku odnajdujemy na betonowym słupie oświetlenia ulicznego stojącym w
pobliżu pętli autobusowo-tramwajowej i osiedla Krowodrza Górka. Mamy tutaj też
analogiczną, niemal identyczną tablicę z opisem Szlaku Orlich Gniazd, jaką
wiedzieliśmy 9 dni temu w Częstochowie, tyle, że tam w nagłówku napisane było
„Częstochowa - Stary Rynek – Początek Szlaku Orlich Gniazd”, a tutaj mamy
„Kraków - Krowodrza – Początek Szlaku Orlich Gniazd”. Strzałka powyżej
informuje o dystansie czekającym śmiałków, którzy zechcą pieszo podążać stąd
do Częstochowy: 166 km. Tyle kilometrów zostawiliśmy za sobą, a nawet wiele
więcej, gdyż zrobiliśmy to w znacznie szerszym zakresie niż zwykle się robi.
Szlak ten można oczywiście przejść szybciej, ale czy warto omijać te
osobliwości znajdujące się tak blisko niego? Odpowiedź jest oczywista, bo
dzisiaj wiemy co byśmy stracili, gdybyśmy na odchodzili na boki tego
niezwykłego szlaku. Ma on niezwykłe walory nie tylko krajobrazowe i
przyrodnicze, a również historyczne. Dlatego samo jego przejście nie miałoby
żadnego sensu. Bezwzględnie warto poświęcić na Szlak Orlich Gniazd więcej
czasu niż potrzeba na samo zaliczenie jego dystansu.
|
Czerwona kropka Szlaku Orlich Gniazd.
|
|
Kraków, Krowodrza Górka.
|
Co teraz? Jak zwykle rozrywa nas żal końca wspaniałej wędrówki, chyba większy
niż radość z pomyślnego przemierzenia całego szlaku, gdyż ciało i duch
chciałyby nie przerywać, lecz podążyć dalej. Wiemy, że nie jest to definitywny
koniec jurajskiej wędrówki. Trzeba jeszcze podążyć do ostatniego,
najpotężniejszego orlego gniazda. Kiedyś znów trzeba by wyruszyć ku innym
piastowskim twierdzom, które czerwony szlak omijał. A być może spróbujemy
odtworzyć pierwotny przebieg Jurajskiego szlaku „Orlich Gniazd” Stanisława
Leszczyckiego? Hmm... To arcyciekawy pomysł! Jedno jest pewne: wrócimy na
szlaki Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Wędrówka tym szlakiem staje się wartościowa, kiedy poza jego przejściem zwrócimy też uwagę na to co przy nim się znajduje, zarówno bezpośrednio przy ścieżce, jak też w jej sąsiedztwie (trzeba wtedy oczywiście nieco zejść ze znakowanego szlaku). Szlak Orlich Gniazd tak właśnie postanowiliśmy przemierzyć. Uzbierał się nam przez dość obszerny materiał, a wszystkie jego rozdziały dostępne są ze spisu treści. Pozdrawiamy.
Usuń