5
Beskid Niski
ZACHODNIA ŁEMKOWSZCZYZNA
dzień 14 rozdział 29
Niewielu z nich wróciło by osiąść na ziemi ojców. Człowiek człowiekowi sprawił taki los. Trudno teraz rozliczać, kiedy ludzie są już nie ci sami, a nowe pokolenia silnie świadome tragedii i dramatu jaki się tu wydarzył. Ci z wygnania zaglądają jednak tutaj. Tęsknią, choć ziemia już zupełnie inna, i ludzie są inni, i krajobraz nawet się zmienił. Wszak minęło już od tamtego czasu 70 lat. Ludzi, którzy pamiętają czas wojny i czas wysiedleń nie ma już zbyt wielu. Zostały opowieści ojców i matek, książki, publikacje, stare fotografie, lecz wszystko to kończy tragiczne widmo przeszłości. Nikt nie wymaże kart historii, lecz czy teraz, gdy jesteśmy mądrzejsi, można odrodzić się we wspólnej sprawie - Polacy, Łemkowie, Ukraińcy i inne narody - wszak wszyscy są świadomi co się tutaj stało, choć wciąż trudno pojąć dlaczego. Wygnani jednak przybywają tutaj by nikt nie zapomniał ich barwnej kultury.
Władysław Grabana
Ziemia woła
Zdynia na mapie WIG z okresu międzywojennego. [źródło: http://polski.mapywig.org/] |
Łemkowie
rodzinna ziemia woła
gdzie dzikie chaszcze
gdzie ślady domostw
pozostały
siedliska nowe wznoście
Na wzgórzach płonie ogień święty
pradziadów waszych
na połoniny skrzydłach śpiewnych
jest miejsce tam dla żywych
w muzyce słowa
powroty
Łemkowie
Woła was ziemia bracia
w siną obręcz lasów
w zielone
podniebne Karpaty
Zamysł spotkania, które skupiają ponadpokoleniowo Łemków pod wspólną pieśnią pojawił się wiele lat temu w otoczeniu Reprezentacyjnego Zespołu Pieśni i Tańca „Łemkowyna” z Bielanki oraz Władysława Grabana, wybitnego poety i przedstawiciela łemkowskiej literatury. Władysław Graban urodził się w 1955 roku w Kostomłotach pod Wrocławiem. W 1962 roku wrócił z rodzicami tam, gdzie powinien się urodzić, do Beskidu Niskiego. Został zauroczony krajobrazem i przyrodą Łemkowyni, jak z łemkowska zwie ziemie swych przodków, i swoją małą ojczyznę. Zaczął ją utrwalać w swojej twórczości, wrażliwiej i pięknej, w którą wplata również ból zaginionego świata. Chciał był Łemkowynia żyła nie tylko w poetyckich obrazach, ale też stała się namacalnie żywa. Stąd zrodził się pomysł na Łemkowską Watrę, zaś Władysław Graban wpisał się na jej historycznego inicjatora.
Festiwalowa Łemkowska Watra po raz pierwszy zapłonęła 35 lat temu w Czarnej koło Uścia Gorlickiego. Było to w 1983 roku.
Władysław Grabana
ŁEMKOWSKA WATRA
Ten ogień zbolały
spopielona pamięć
jaśnieje od nowa
duszę tysięcy scali
co nie ogrzani
niesyci jutra
od wczoraj
trwają solnymi słupami
bo nie zapomnieli
odwrócić głowy
jeszcze raz zapłonie
Zapłonie ogień trzykroć
na rozstajach dróg
na drodze
gdzie tylko barwinki
pasą się
jak owce
Rok później Łemkowie ponownie spotkali się na Watrze w Czarnej. W roku 1985 Łemkowska Watra powędrowała do Hańczowej, potem w latach 1986-1989 do Bartnego . Od 1990 roku zagościła na stałe do Zdyni organizowana przez Zjednoczenie Łemków w Gorlicach.
Zdynia (łemk. Ждиня) to jedna z wielu wiosek Beskidu Niskiego. Z razu niepozorna, choć na trzy dni w roku podczas Łemkowskiej Watry robi się tutaj gwarno. Trudno wtedy znaleźć tutaj nocleg, który właściwie trzeba na ten okres rezerwować z ponad rocznym wyprzedzeniem. Zdynia jedna z wielu łemkowskich wiosek, cicha, spokojna, zwyczajna, a jednak w sercach Łemków szczególna. Tutaj na świat przyszedł w 1886 roku przyszły duchowny prawosławny i pierwszy łemkowski święty - Maksym Sandowycz. Urodził się w rodzinie grekokatolickiej. Jego ojciec był psalmistą w cerkwi p.w. Opieki Matki Bożej w Zdyni. Od lat młodzieńczych wyróżniał się religijnością. W 1904 roku wstąpił do zakonu bazylianów w Krechowie. Rozczarowany jednak poziomem duchowym postanowił przenieść się z grekokatolickiego monasteru do prawosławnej Ławry Poczajowskiej, gdzie zwrócił na siebie uwagę swoją świętobliwością. Został skierowany do seminarium duchowego w Żytomierzu, gdzie w 1911 roku otrzymał święcenia kapłańskie, tuż po tym jak zawarł związek małżeński. Tego samego roku w listopadzie powrócił w rodzinne strony, gdzie powierzono mu parafię w Grabie, którego mieszkańcy przeszli na prawosławie z powodu zatargu z miejscowym greckokatolickim proboszczem. Były to wówczas tereny zaboru austro-węgierskiego. W związku z odradzaniem się prawosławia na Łemkowszczyźnie władze Monarchii Austro-Węgierskiej widziały zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Stosunki między Austro-Węgrami i Rosją były wówczas silnie zaostrzone. Przewidywano już wtedy wybuch wojny. Dlatego wszelkie ruchy prorosyjskie były wówczas zwalczane w Galicji. Księdzu Sandowyczowi zakazano duszpasterskiej działalności. Sandowicz jednak wbrew zakazowi nadal działał zarówno w Grabie, jak też w okolicznych miejscowościach szerząc tam prawosławie. W marcu 1912 roku został zatrzymany i oskarżony o szpiegostwo i dążenia do oderwania Galicji od Austro-Węgier. Proces jednak zakończył się uniewinnieniem.
Po wybuchu I wojny światowej Maksym Sandowycz wraz z rodziną został aresztowany i osadzony w więzieniu w Gorlicach. Tam w dniu 6 września 1914 roku został rozstrzelany bez wyroku sądowego na oczach rodziny i i innych osób, mieszkańców Gorlic i okolicznych miejscowości. Było to na fali represji władz austriackich przeciwko ludności wykazującej sympatie prorosyjskie. Pogrzeb ks. Maksyma Sandowicza odbył się bez udziału rodziny na cmentarzu w Gorlicach. W 1922 roku na prośbę ojca i żony straconego, dokonano ekshumacja jego szczątków i przeniesienie na cmentarz w Zdyni. Jego grób w Zdyni stal się miejscem pielgrzymek prawosławnych z Łemkowszczyzny i innych stron, choć sama wieś Zdynia i rodzice Maksyma pozostali wierni greko katolicyzmowi. W maju 1994 roku synod Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego uznał trwałość kultu Maksyma Sandowycza oraz przekonania ludu łemkowskiego o jego świętości i został kanonizowany na świętego. W 2003 roku na grobie duchownego wzniesiono nowy pomnik, zaprojektowany przez jego wnuka Michała Sandowicza, nazwany obecnie Łemkowską Golgotą. W 2007 roku szczątki św. Maksyma Sandowicza zostały przeniesione z cmentarza w Zdyni do cerkwi w Gorlicach. W Zdyni pozostał jego symboliczny grób.
W języku łemkowskim Żdynia znaczy tyle co „czekaj na mnie”. Zdynia co rok czeka na Łemków z całego świata, czekaliśmy również my, aby spotkać się z nimi oraz posłuchać łemkowskich pieśni, muzyki i nie tylko. Od chwili pierwszych iskier uroczyście rozpalanej watry rozpoczyna się tutaj coś niepowtarzalnego. Ruszają kiermasz sztuki, wydawnictw, warsztaty odtwarzające charakterystyczne rzemiosła dla Łemków, wystawy, prezentacje i panele dyskusyjna. Ruch i gwar może początkowo przytłaczać, ale szybko zespajamy się z tłumem. Ludzie są towarzyscy, uśmiechnięci i radośni ze spotkania. Kultura łemkowska jest niezwykle barwna, bo wytworzyła się na styku z innymi sąsiednimi kulturami. Nie trzeba być Łemko, aby zrozumieć jej wyjątkowość i zauroczyć się.
Występy na scenie głównej trwają cały czas, a dzisiaj w sobotę zaczęły się już od godzin przedpołudniowych, a trwać będą do późnych godzin nocnych. Najpierw pojawiają się zespoły folklorystyczne - dominuje tradycyjna pieśń i taniec. Trudno oderwać się od tych występów, aby przejść się po stoiskach, obejrzeć wystawę, czy posłuchać o czym mówi się na panelu dyskusyjnym pod namiotem. Coś za coś. W jednej chwili dzieje się mnóstwo rzeczy i aby przy jednej być, z innej trzeba zrezygnować.
Spodziewaliśmy się tego spotkania. W głównej arterii spotykamy Stefana Hładyka, jednego z głównych organizatorów ostatnich edycji Łemkowskiej Watry. Ostatni raz widzieliśmy się na I Zjeździe Karpackim, na którym reprezentował Łemków, zaliczanych do wschodniosłowiańskich grup etnicznych górali. Było o czym pogadać. Na Łemkowskiej Watrze udało się nam poznać w końcu osobiście panią Natalię Hładyk, twórczynię „Drzwi do nieistniejących wiosek”. Ludzie, którzy tu przybyli chcą rozmawiać, po to tu przyjechali, bo impreza ma wymiar bardzo otwarty. Łemkowska Watra to nie tylko występy artystyczne, ale spotkania z różnymi ciekawymi ludźmi, w tym również napotkanymi przypadkiem w alejce między stoiskami, czy podczas posiłku w jadłodajni.
Łemkowska Watra to fenomenem, który ściąga Łemków z całego świata, ale też licznych turystów i sympatyków łemkowskiej kultury, takich jak my. To swoiste święto kultury łemkowskiej, na którym można poznać oraz przekonać się o osobliwości świata Łemków i konieczności zachowania ich dziedzictwa kulturowego. Nie jest to łatwe, bo ziemie które zamieszkiwali przez wiele lat były po wojnie pustkowiem. Świat Łemków wymarł na nich nagle. Łemkowska Watra i inne podobne imprezy sprawiają, iż świat Łemków znów jest żywy, mimo dziejowej krzywdy, która mogła ich zupełnie zniszczyć. Łemkowskie Watry przypominają również trudną historię Łemków. Jest na ten temat teatralna inscenizacja, po której w wieczornym mroku odpłynęły „Lampiony do Nieba”. Upamiętniają one kolejną rocznicę akcji „Wisła”, w tym roku siedemdziesiątą.
Wieczorem zmienia się klimat koncertowy. Na scenie pojawiają się ostrzejsze rytmy z kręgu folkowo-rockowych, takich jak „KoraLLi” z Iwano-Frankiwska, czy innego przedstawiciela ukraińskiej sceny muzycznej „Horpyna” (jest to zespół z Olsztyna). Koncerty tych zespołów przeciągnęły się do późnych godzin nocnych. Ich granie porywało do zabawy i tańca. Na scenie miała być wykonywana już chyba przedostatnia piosenka, gdy zobaczyliśmy nadciągającą burzę. Silniejsze powiewy wiatru były sygnałem aby opuścić teren Łemkowskiej Watry. Pośpiesznym krokiem ruszyliśmy na Ług do naszego ośrodka. Dotarliśmy do niego przed godziną trzecią rano, przemoczeni jak to się mówi - do suchej nitki. Ulewa złapała nas na ostatnich metrach. Tym mokrym akcentem zakończyliśmy udział w Łemkowskiej Watrze.
Łemkowska Watra, jedna z największych łemkowskich imprez kulturalnych była kulminacją naszych spotkań z Łemkowszczyzną. Łemkowska Watra zachowa w nas wspaniałe wspomnienie. Zostało nam 4 godziny snu. Wciąż w uszach słychać nie burzę za oknem, lecz dźwięki występów na scenie. Trudno jest zasnąć, trudno jest wyciszyć emocje. Jutro ostatni dzień, pożegnalny z projektem „Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni”.
Festiwalowa Łemkowska Watra po raz pierwszy zapłonęła 35 lat temu w Czarnej koło Uścia Gorlickiego. Było to w 1983 roku.
Władysław Grabana
ŁEMKOWSKA WATRA
Ten ogień zbolały
spopielona pamięć
jaśnieje od nowa
duszę tysięcy scali
co nie ogrzani
niesyci jutra
od wczoraj
trwają solnymi słupami
bo nie zapomnieli
odwrócić głowy
jeszcze raz zapłonie
Zapłonie ogień trzykroć
na rozstajach dróg
na drodze
gdzie tylko barwinki
pasą się
jak owce
Rok później Łemkowie ponownie spotkali się na Watrze w Czarnej. W roku 1985 Łemkowska Watra powędrowała do Hańczowej, potem w latach 1986-1989 do Bartnego . Od 1990 roku zagościła na stałe do Zdyni organizowana przez Zjednoczenie Łemków w Gorlicach.
Łemkowska Watra 2017. |
Grób Maksyma Sandowycza w Zdyni. |
W języku łemkowskim Żdynia znaczy tyle co „czekaj na mnie”. Zdynia co rok czeka na Łemków z całego świata, czekaliśmy również my, aby spotkać się z nimi oraz posłuchać łemkowskich pieśni, muzyki i nie tylko. Od chwili pierwszych iskier uroczyście rozpalanej watry rozpoczyna się tutaj coś niepowtarzalnego. Ruszają kiermasz sztuki, wydawnictw, warsztaty odtwarzające charakterystyczne rzemiosła dla Łemków, wystawy, prezentacje i panele dyskusyjna. Ruch i gwar może początkowo przytłaczać, ale szybko zespajamy się z tłumem. Ludzie są towarzyscy, uśmiechnięci i radośni ze spotkania. Kultura łemkowska jest niezwykle barwna, bo wytworzyła się na styku z innymi sąsiednimi kulturami. Nie trzeba być Łemko, aby zrozumieć jej wyjątkowość i zauroczyć się.
Skąd przybyli na Łemkowską Watrę. |
Występy na scenie głównej trwają cały czas, a dzisiaj w sobotę zaczęły się już od godzin przedpołudniowych, a trwać będą do późnych godzin nocnych. Najpierw pojawiają się zespoły folklorystyczne - dominuje tradycyjna pieśń i taniec. Trudno oderwać się od tych występów, aby przejść się po stoiskach, obejrzeć wystawę, czy posłuchać o czym mówi się na panelu dyskusyjnym pod namiotem. Coś za coś. W jednej chwili dzieje się mnóstwo rzeczy i aby przy jednej być, z innej trzeba zrezygnować.
„Osławiany” - łemkowski zespół pieśni i tańca, Mokre (Polska). |
„Lemko Tower” - łemkowski zespół folkowy, Strzelce Krajeńskie (Polska) |
„Lemkiwskyj Perstenyk” - łemkowski dziecięco-młodzieżowy zespół folklorystyczny, Gładyszów (Polska) |
„Czeremosz” - zespół pieśni i tańca Lwowskiego Uniwersytetu im. Iwana Franki, Lwów (Ukraina). |
„Makovica” - rusnacki zespół pieśni i tańca, Svidnik (Słowacja). |
Łemkowska Watra to fenomenem, który ściąga Łemków z całego świata, ale też licznych turystów i sympatyków łemkowskiej kultury, takich jak my. To swoiste święto kultury łemkowskiej, na którym można poznać oraz przekonać się o osobliwości świata Łemków i konieczności zachowania ich dziedzictwa kulturowego. Nie jest to łatwe, bo ziemie które zamieszkiwali przez wiele lat były po wojnie pustkowiem. Świat Łemków wymarł na nich nagle. Łemkowska Watra i inne podobne imprezy sprawiają, iż świat Łemków znów jest żywy, mimo dziejowej krzywdy, która mogła ich zupełnie zniszczyć. Łemkowskie Watry przypominają również trudną historię Łemków. Jest na ten temat teatralna inscenizacja, po której w wieczornym mroku odpłynęły „Lampiony do Nieba”. Upamiętniają one kolejną rocznicę akcji „Wisła”, w tym roku siedemdziesiątą.
Akcja Wisła” - wystawa. |
70 lat po akcji „Wisła”. |
Lampiony do Nieba. |
Wieczorem zmienia się klimat koncertowy. Na scenie pojawiają się ostrzejsze rytmy z kręgu folkowo-rockowych, takich jak „KoraLLi” z Iwano-Frankiwska, czy innego przedstawiciela ukraińskiej sceny muzycznej „Horpyna” (jest to zespół z Olsztyna). Koncerty tych zespołów przeciągnęły się do późnych godzin nocnych. Ich granie porywało do zabawy i tańca. Na scenie miała być wykonywana już chyba przedostatnia piosenka, gdy zobaczyliśmy nadciągającą burzę. Silniejsze powiewy wiatru były sygnałem aby opuścić teren Łemkowskiej Watry. Pośpiesznym krokiem ruszyliśmy na Ług do naszego ośrodka. Dotarliśmy do niego przed godziną trzecią rano, przemoczeni jak to się mówi - do suchej nitki. Ulewa złapała nas na ostatnich metrach. Tym mokrym akcentem zakończyliśmy udział w Łemkowskiej Watrze.
KoraLLi. |
Horpyna. |
Łemkowska Watra, jedna z największych łemkowskich imprez kulturalnych była kulminacją naszych spotkań z Łemkowszczyzną. Łemkowska Watra zachowa w nas wspaniałe wspomnienie. Zostało nam 4 godziny snu. Wciąż w uszach słychać nie burzę za oknem, lecz dźwięki występów na scenie. Trudno jest zasnąć, trudno jest wyciszyć emocje. Jutro ostatni dzień, pożegnalny z projektem „Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz