5
Beskid Niski
ZACHODNIA ŁEMKOWSZCZYZNA
dzień 15 rozdział 31
Piętnasty dzień wędrówek po starej Łemkowyni... Przed nami najwyższa góra po polskiej stronie Beskidu Niskiego. A w dolinach kolejne łemkowskie wioski, senne, ciche, położone z dala od cywilizacji.
TRASA:
Izby – Przełęcz Beskid (644 m n.p.m.)
Lackowa (997 m n.p.m.)
Przełęcz Pułaskiego (743 m n.p.m.)
Ostry Wierch, rozstaj
Ostry Wierch (930 m n.p.m.)
Ostry Wierch, rozstaj
Przełęcz Pułaskiego (743 m n.p.m.) – Bieliczna – Izby
OPIS:
Nad rzeką Biała leży dawna rusińska wieś Izby (łem. Ізбы). Jej mieszkańcy zostali przymusowo wysiedleni w 1947 roku. Mieszka w niej obecnie kilka rodzin łemkowskich. W Izbach stoi dawna cerkiew greckokatolicka pw. św. Łukasza, wzniesiona w 1886, a od 1948 roku użytkowana przez kościół rzymskokatolicki.
O godzinie 11.45 rozpoczynamy wędrówkę. Idziemy w górę rozległej, malowniczej doliny. Mijamy cerkiew św. Łukasza. Po 10 minutach przechodzimy obok końcowego przystanku autobusów przy leśniczówce. W lewo odchodzi stąd droga do wsi Bieliczna, my podążamy dalej prosto na południe, dróżką wchodzącą pomiędzy łąki i pastwiska „Końskiej Doliny” - gospodarstwa rolnego i stadniny koni huculskich, i arabskich. Z lewej za trawiastym wyniesieniem wyłania się lesista kopuła Lackowej. O godzinie 12.15 wchodzimy do lasu. Po kolejnych pięciu minutach osiągamy granicę państwową i niewyraźną przełęcz Beskid (644 m n.p.m.). Utwardzona dróżka przecina ją i schodzi na stronę słowacką.
|
Most na rzeką Biała. |
|
Izby. |
|
Rozległa, malownicza dolina wsi Izby. |
|
Łąki i pastwiska „Końskiej Doliny”. |
Na granicy polsko-słowackiej podejmujemy czerwony szlak, który biegnie grzbietem pasma wyznaczającego granicę państwową. Stare, zasłonięte nieco młodnikiem drogowskazy wskazują kierunek na Lackową: na wschód. Szlak wiedzie przez młodniki wtapiające się w las, który wkrótce zaczyna dominować. Po około 20 minutach marszu szlak zaczyna się co raz bardziej wspinać w górę. Nachylenie bardzo szybko rośnie. Już na początku wydaje się ostre, lecz to tylko rozgrzewka przed tym co jest dalej.
Podejście na Lackową od strony zachodniej robi wrażenie, choć nie jest zbyt długie. Nazwane jest ścianą płaczu. Daje wycisk, ale poważne trudności występują, gdy jest mokro i błotniście, po deszczu. Teraz jest sucho, parno, powietrze jest „ciężkie”. Pewnie będzie padać, lecz jeszcze nie teraz. Do lasu wnika intensywny gorąc promieni słonecznych. Dwa, trzy kroki, stop dla wyrównania oddechu - tak wygląda walka ze stromym stokiem. Gdyby było błoto, może wyglądałoby to tak: dwa kroki do tyłu (właściwie ześlizgu), trzy do przodu. Od drzewa do drzewa pokonujemy z mozołem stromiznę zbocza. Byle do góry. W najbardziej stromym fragmencie pojawiają się skałki. Jednak najbardziej pomocne są drzewa i ich wystające korzenie, które stanowią swoiste naturalne oporęczowanie podejścia. Drzewa zaś dają oparcie, na których można zaprzeć się plecami i odpocząć. Zmagania ze stokiem Lackowej od strony przełęczy Beskid przynosi jednak też wiele uśmiechu. Stanowi nie lada atrakcję, choć z drugiej strony potwierdza, że Beskid Niski nie jest taki łatwy. Podejście przed wierzchołkiem łagodnieje, ale wciąż wymaga wysiłku niemal do ostatnich metrów przed niewielką kopułą szczytową.
|
Granica. Tutaj opuszczamy drogę gruntową, która schodzi do słowackiej wsi Petrova. |
|
Przed ścianą płaczu. |
|
Podejście na Lackową. |
|
Lackowa (997 m n.p.m.). |
Na szczyt docieramy jako ostatni z grupy o godzinie 13.30. Szczyt Lackowej nie posiada żadnych walorów widokowych. Są na nim dwie tabliczki szczytowe polska i słowacka. Pod słowacką tabliczką jest metalowa skrzyneczka, w której przechowywany jest zeszyt na wpisy zdobywców szczytu, a także pamiątkowa pieczątka. Niestety na szczycie nie mamy zbyt wiele czasu. Właściwie nie mamy go wcale. Musimy pośpiesznie opuścić szczyt zanim ledwie na niego wyszliśmy. Zaczęło intensywnie padać i słychać wokół wyładowania atmosferyczne. Nie spodziewaliśmy się tego. Przyszło nagle.
Pośpiesznie sięgamy do plecaków po peleryny i ruszamy dalej nie myśląc o żadnym odpoczynku. Byle niżej. Błyskawice rozbłyskują poziomo w chmurach. Deszcz intensywnie leje. Leśna dróżka biegnie jednak dość długo grzbietem. W końcu jednak odbija na lewo wraz z linią granicy państwowej i ostro schodzi kamienistą dróżką w dół. W między czasie deszcz słabnie, odgłosy burzy oddalają się. Zatrzymujemy się na Przełęczy Pułaskiego. Nasłuchujemy. Wydaje się, że przechodzi. Ruszamy zatem z Przełęczy Pułaskiego na Ostry Wierch, kolejne wzniesienie w paśmie granicznym.
Nie pada. Siodło Przełęczy Pułaskiego nie jest zbyt szerokie. Szybko przechodzimy pod stok Ostrego Wierchu, który od pierwszych metrów jest bardzo ostry. Wspinamy się bez ociągania kamienistą dróżka zarośniętą krzewami. O godzinie 14.30 osiągamy rozstaj na granicznym grzebiecie. Szczyt Ostrego Wierchu znajduje się w bocznym grzbiecie około 200 metrów stąd na północ. Prowadzi tam żółty szlak. Po kilku minutach zdobywamy go, ale w tej samej chwili znów słychać nawrót deszczu, w dali słychać wyładowania. Opuszczamy szczyt i wracamy tą samą drogą na Przełęcz Pułaskiego. W między czasie przestaje padać, lecz krótkotrwałe nawroty kurtyn wodnych spotykać nas będą jeszcze kilkakrotnie. Nie one jednak będą nas niebawem zaskakiwać.
|
Grzbiet graniczny odchodzący od szczytu Lackowej. |
|
Ostry Wierch (930 m n.p.m.). |
|
Zejście z Ostrego Wierchu na Przełęcz Pułaskiego. |
O godzinie 15.00 zaczynamy schodzić z Przełęczy Pułaskiego nieznakowaną drogą do doliny, do której z północno-wschodnich stoków Lackowej spływają strugi źródłowe rzeki Biała. Droga jest wygodna, a las powoli przerzedza się. Po pięciu minutach przekraczamy pierwszą strugę przepływającą przez drogę, niezbyt głęboki bród przejść można po patykach. Trochę dalej jednak sytuacja zmienia się diametralnie. Nie pada, ale Biała staje się bardziej wartka zbierając wody spływające z okolicznych wzniesień. Nie ma innego rozwiązania, jak przeprawa przez nurt dochodzący do pół metra głębokości. Jeden, drugi, trzeci raz i tak zdaje się bez końca rzeka jak szalona przechodzi z jednej strony drogi na drugą. W pewnej chwili wydaje się nam, że idziemy korytem rzeki. Sprawdzamy po lewej - nie ma drogi, po prawej również nie ma. Idziemy więc prosto z prądem wody.
|
Droga do Bielicznej. |
|
Pierwszy kontakt ze strumieniem. |
|
A co tam... przez bród najwygodniej. |
|
Czy to koryto rzeki, a może jednak droga? |
|
Cerkiew w Bielicznej. |
O godzinie 15.30 mijamy z prawej bieloną cerkiewkę grekokatolicką z 1796 roku, murowaną z kamienia. W roku 1985 została zrekonstruowana po zniszczeniach wojennych i powojennych. Stanowiła niegdyś centrum życia duchowego wsi Bieliczna, wsi łemkowskiej liczącej przed II wojną światowa 34 domostwa.
Podążamy dalej w dół doliny. Wchodzimy na otwarte przestrzenie. Jesteśmy już blisko kresu wędrówki, ale gdy słyszymy zbliżające się wyładowania atmosferyczne, chowamy się w zagajnikach. Dolina Białej uchodzi za jedną z najbardziej malowniczych dolin w Beskidzie Niskim. Skąpana dzisiaj deszczem lśni srebrzystymi kroplami, które spływają po konarach i liściach jak łzy. Aura mimo wszystko dostarcza wielu niezwykłych wrażeń, poza oczywiście okresowo nadchodzącymi i odchodzącymi wyładowaniami. Gdyby można było zobaczyć stojące tutaj chyże i wyglądających spod okapów dachów Łemków. Nic z tego, bo w Bielicznej nie mieszka już nikt od lat. Niektóre wioski łemkowskie zaczęły żyć nowym, innym życiem...
A w Bielicznej trawa aż po pas
Nad Bieliczną Lackowa stoi w chmurach
Nad Bieliczną rosną lasy pełne malin i borówek
Nad Bieliczną płacze dobry Bóg
A w Bielicznej tylko cerkiew ukryta
W kępie drzew jak w zielonym kożuchu
W środku krzyczą świętokradcze napisy na ścianach
Poprzez sufit nieba sięga wzrok
Tuż przy drodze czerwona poziomka
Śpi głęboko spokojna o życie
Bo niczyja nie zerwie jej ręka
Tu w Bielicznej już nie mieszka przecież nikt
(Krzysztof Kleszcz - „Nad Bieliczną”)
|
Lackowa stoi w chmurach. |
O godzinie 16.15 docieramy pod leśniczówkę w Izbach. Wykręcamy mokre ubranie, przebieramy się w suche. Wraca aura błękitnego nieba. Milkną zupełnie rwące strumienie wody. Wraca sielanka i spokój. Nie chce się stąd wyjeżdżać...
Tej ściany płaczu pod Lackową to nigdy nie zapomnę. Zadziorny szczyt! :)
OdpowiedzUsuń