OPIS:
Tak się złożyło, że nasz pensjonat „Sobolówka” leży przy niebieskim szlaku zbiegającym do Zakopanego. Świetnie, bo nie musimy dreptać kilkaset metrów na szczyt Gubałówki. W związku z tym, iż nasze śniadanko przeciągło się trochę, na trasę wyruszyliśmy dopiero o 8.45. To wina kucharza, który zaserwował tak apetyczne jadło, że nie chciało się odchodzić od stołu, a wcale nie było to nic nadzwyczajnego i wymyślnego. Ot, proste, ale porządne jadło.
Niebieski szlak omija szczyt Gubałówki od wschodniej strony. Wiedzie chwilę po otwartym terenie, przetartą śnieżną ścieżką. Dobrze, że w nocy nie sypał śnieg, bo sami byśmy musieli przecierać szlak. Wchodząc na północne stoki Gubałówki wstępujemy do lasu. Ścieżka w pewnych momentach dość stromo opada, ale ewentualne śliskości da się łatwo ominąć. Po około 10 minutach wychodzimy ze zwartego lasu. Na jego skraju mijamy metalowy krzyż.
|
„Sobolówka”. |
|
Początek zejścia z Gubałówki niebieskim szlakiem. |
Od tego momentu przed sobą mamy prawie cały czas pożywkę dla oka. Zachmurzenie ogranicza nam widoki, ale surowa grań Tatr usiłuje wyłonić się zza jego kurtyny, jak na jakimś filmie grozy. To niesamowite, jak Tatry potrafią imponować bez względu na aurę. Z kolei Zakopane mamy jak na talerzu. Otwarte pola na zboczach Gubałówki, przez które przechodzimy to rubieże osiedla Walowa Góra. Wkrótce nasza ścieżka biegnie wzdłuż skarpy, opadającej do zadrzewionego jaru Walowego Potoku, gdzie baraszkują wiewiórki.
|
Wychodzimy ze zwartego lasu. |
|
Rubieże osiedla Walowa Góra. |
|
Zachmurzenie ogranicza nam widoki, ale surowa grań Tatr usiłuje wyłonić się zza jego kurtyny,
jak na jakimś filmie grozy. |
|
Wkrótce nasza ścieżka biegnie wzdłuż skarpy, opadającej do zadrzewionego jaru Walowego Potoku... |
|
...gdzie baraszkują wiewiórki. |
|
Pierwsze domy osiedla Walowa Góra. |
Jesteśmy już w pobliżu pierwszych domów osiedla. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i ścieżka nasza wchodzi na szerszą drogę. Ta, w którymś momencie zamienia się w wąską szosę, która szybko sprowadza nas w pobliże dolnej stacji wyciągu linowo-terenowego na Gubałówkę (mamy go po prawej). Przed sobą natomiast mamy zamarznięty potok o nazwie Cicha Woda Zakopiańska, płynący na zachód. Troszkę dalej, na wysokości 802 m n.p.m. łączy się z potokiem Bystra tworząc rzekę Zakopiankę. W tym miejscu o godzinie 9.30 rozstajemy się z niebieskim szlakiem i kierujemy się w stronę dworca, gdzie musimy złapać bus jadący do Morskiego Oka przez Zazadnią, skąd rozpoczniemy wędrówkę na Gęsią Szyję.
O godzinie 10.30 stajemy u wylotu Doliny Filipka na wysokości 944 m n.p.m. Gdzieś niedaleko za sobą mamy Polanę Zazadnia. Przed nami mamy niebieski szlak na Rusinową Polanę, z której zaatakujemy Gęsią Szyję. To popularny szlak, gdyż wiedzie obok Sanktuarium Matki Boskiej Jaworzyńskiej na Wiktorówkach. Szlak prowadzi nas wygodną, leśną drogą. Jest ona zarazem drogą zaopatrzeniową sanktuarium. Panuje lekki mróz, sprzyjający zimowej wędrówce.
Droga stopniowo załamuje się na zachód. Po kilkunastu minutach wędrówki Dolina Filipka, wciska się ciaśniej pomiędzy zbocza Filipczańskiego Wierchu (1209 m n.p.m.) i północnego ramienia opadającego z Gęsiej Szyi. Przed tym miejscem przechodzimy przez drewniany most nad Złotym Potokiem, który zasila Filipczański Potok, płynący z prawej strony naszej drogi. Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście płynie w nich woda, bo koryta pokryte są lodem i przysypane szczelnie śniegiem. Stykamy się tu z taką zimą, jaka kiedyś powszechnie występowała nie tylko w górach - piękną, białą, taką o jakiej ostatnio marzymy przed każdą Wigilią i świętami Bożego Narodzenia, czy też w okresie mikołajkowym. Jednak najbardziej cieszy nas to, że miejski harmider został daleko, daleko za nami, a otoczył nas płynący zewsząd spokój. Panującą ciszę przerywa tylko od czasu do czasu odgłos zsypującego się z drzew śniegu, którego świerkowe gałązki nie mogły już unieść. Tudzież wypełnia ją szmer wiewiórki przemykającej z drzewa na drzewo. Mamy tu klimaty wyjęte z marzeń. Czekają na każdego, kto tylko odważy się opuścić domowe pielesze, by zapuścić się na ścieżki reglowych lasów Tatr Wysokich.
|
Przez las Wiktorówki. |
Po przejściu przez most nad Złotym Potokiem, skręcamy w lewo, gdzie odgałęzia się Dolina Złota. Droga dalej wznosi się łagodnie, ale od teraz wzdłuż spływającego doliną Złotego Potoku. Po naszej prawej rośnie las zwany Wiktorówkami, od którego pochodzi nazwa sanktuarium. O godzinie 11.10 dochodzimy do miejsca, w którym droga ostro skręca w lewo i staje się bardziej stroma. Kilka metrów dalej po obu stronach drogi pojawiają się drewniane poręcze, ułatwiające podejście. Nie jest ono jednak zbyt długie, bo pomiędzy drzewami już widać drewniany kościółek, wtapiający się w tatrzańską przyrodę - przystanek w naszej dzisiejszej wędrówce. O godzinie 11.15 przechodzimy przez furtkę kościelną.
|
Droga ostro skręca w lewo i staje się bardziej stroma, kilka metrów dalej po obu jej stronach
pojawiają się drewniane poręcze, ułatwiające podejście. |
|
Sanktuarium na Wiktorówkach. |
Historia tego miejsca rozpoczęła się pewnego letniego dnia 1860 roku. Wówczas to znajdująca się nieco wyżej Rusinowa Polana należała do kilku gazdów ze wsi Bukowina, Białka, Gron i Rzepiska, wypasających tu owce. Jedną z pasterek była 14-letnia Marysia Murzańska. Nadchodził już wieczór, gdy musiała się czymś zająć w szałasie. Gdy wyszła z powrotem na zewnątrz okazało się, że stado, którym się opiekowała gdzieś zniknęło, a na dodatek całą Rusinową ogarnęła gęsta mgła. Przestraszona zaczęła szukać owiec na leśnym zboczu Wiktorówek. I wtedy na jednym z drzew zobaczyła blask wielkiej jasności, a w nim postać Matki Boskiej, która obiecała pasterce szybkie odnalezienie zgubionych zwierząt oraz dała trzy polecenia: pierwsze z nich dotyczyło opuszczenia Rusinowej Polany, bo grożą jej tu duchowe niebezpieczeństwa, pozostałe dwa polecenia dotyczyły przypominania ludziom, aby nie grzeszyli i pokutowali za winy. I tak jak cudowna postać obiecała, zwierzęta szybko się odnalazły. O całym zdarzeniu Marysia opowiedziała pasterzowi, a ten na smreku, pod którym Marysia miała widzenia przybił obrazek Matki Boskiej. Rychło zastąpiono papierowy obrazek znacznie trwalszym na szkle malowanym. Inne nieznane ręce postawiły tam później kapliczkę i rzeźbę w drewnie, które wciąż stoją w tym samym miejscu do dziś. Później odkopano w pobliżu rzekomego objawienia źródełko, którego woda ma podobno właściwości uzdrawiające. Wtedy o Matce Boskiej z Wiktorówek zaczęto mówić „Matka Boska Jaworzyńska”. Przez kolejne lata przychodzili tu modlić się okoliczni pasterze. Później miejsce to stało się celem pielgrzymek.
|
Ołtarz we wnętrzu kaplicy. |
Pierwszą niewielką kaplicę wybudowano tu w 1902 roku, jednak nie utrzymała się długo - została strawiona przez pożar. Druga kaplica powstała w 1921 roku, ale i ta parę lat później uległa zniszczeniu za sprawą burzy śnieżnej. Do budowy kolejnej bukowiańscy górale przystąpili w 1936 roku. Ta, kilkakrotnie rozbudowywana przetrwała już do obecnych czasów. W budynek kaplicy wkomponowano m.in. turystyczną kuchnię, do której doprowadzono wodę z pobliskiego, cudownego źródełka. W kuchni gospodarze sanktuarium na Wiktorówkach - ojcowie dominikanie - każdego gościa odwiedzającego to niezwykłe miejsce w Tatrach, częstują kubkiem gorącej herbaty, a w razie potrzeby poświęcą im swój czas na rozmowę, czy inne duchowe wsparcie. Zagubiony turysta zawsze może liczyć na schronienie.
Jest też na Wiktorówkach symboliczny cmentarz. Utworzono go na skalnym murze otaczającym kaplicę, na którym mocowane są pamiątkowe tablice przypominające tragicznie zmarłych, którzy w górach pozostali na zawsze. W ścianie skalnego muru znajdziemy też niecodzienny element architektoniczny - wbudowaną w skarpę góry ambonę (kazalnicę) połączoną z konfesjonałem (słuchalnicą). Konfesjonał z trzech stron chroni dach z szerokim okapem. Nad nim wkomponowano ambonę przykrytą czterospadowym dachem.
|
Wbudowana w skarpę góry ambona (kazalnicę) połączoną z konfesjonałem (słuchalnicą). |
Dziękujemy Dominikanom za gościnę, a w imieniu o. Marcina Dąbkowicza, tak jak obiecaliśmy - pozdrawiamy Nową Hutę. O godzinie 11.50 powracamy na niebieski szlak. Od furtki prowadzi teraz stromo wzdłuż ogrodzenia terenu kaplicy. W lecie dreptalibyśmy tutaj po stopniach, ale dziś ich nie widać. Mamy przed sobą wyślizganą ścieżkę leśną, przy niej drewniane poręcze do pomocy, no i nieodzowną odrobinę własnego sprytu. W miejscu, gdy ścieżka zaczyna odchodzić od ogrodzenia terenu kaplicy mijamy wspomnianą kapliczkę, postawioną w miejscu, w którym Marysia Murzańska ujrzała Matkę Bożą.
|
Powracamy na niebieski szlak. Mamy przed sobą wyślizganą ścieżkę leśną. |
|
Kapliczka postawiona w miejscu, w którym Marysia Murzańska ujrzała Matkę Bożą. |
Wspinamy się wyżej, nieźle gimnastykując się podczas mijana z grupą młodzieży schodzącą (a właściwie zjeżdżającą na butach lub na tyłkach) z naprzeciwka. Po dziesięciu minutach od wyjścia z kaplicy szlak łagodnieje i pięć minut później wyprowadza z lasu na Rusinową Polanę. Jej nazwa wywodzi się od sołtysa z Gronia, Karola Rusina, któremu około roku 1650 król Jan Kazimierz oddał w dziedzictwo Gęsią Szyję i przylegającą polanę.
|
Rusinowa Polana (widok w kierunku podejścia na Gęsią Szyję). |
W górnej części Rusinowej Polany widać szałas pasterski i bacówkę. Przy bacówce znajduje się węzeł szlaków turystycznych, a nieco wyżej kilka ławek z których można podziwiać śliczną panoramę, nawet dziś, choć zachmurzenie skrywa postrzępione szczyty gór oraz bardziej odległe obiekty. W ciemnych, kłębiastych chmurach Tatry wyglądają bardzo złowrogo. Uwagę przykuwają ściany skalne masywu Młynarza (słow. Mlynár), a szczególnie jego okazała boczna grań odchodząca od Wielkiego Młynarza (słow. Veľký Mlynár, 2170 m n.p.m.) ku wschodowi, składająca się z kilku turni (słow. Hrebeň Bielovodských veži), kolejno od szczytu ku wschodowi:
- Młynarka (słow. Mlynárka, ok. 2010 m n.p.m.),
- Upłaziasta Turnia (słow. Západná Bielovodská veža, ok. 1880 m n.p.m.) ,
- Przeziorowa Turnia (słow. Prostredná Bielovodská veža, ok. 1860 m n.p.m.),
- Nawiesista Turnia (słow. Bielovodská veža, 1830 m n.p.m.),
- Młynaczyk (słow. Mlynárik, ok. 1785 m n.p.m.).
|
W ciemnych, kłębiastych chmurach Tatry wyglądają bardzo złowrogo. |
|
Uwagę przykuwają ściany skalne masywu Młynarza (słow. Mlynár), a szczególnie jego okazała boczna grań
odchodząca od Wielkiego Młynarza (słow. Veľký Mlynár, 2170 m n.p.m.) ku wschodowi |
Na Rusinowej Polanie zmieniamy kierunek marszu. Idziemy, a właściwie wspinamy się po stromym stoku na południowy zachód, a kierują nas od teraz znaki koloru zielonego. Wspinamy się w kierunku klina, którym polana wciska się w zalesione zbocze Gęsiej Szyi. Dzięki temu za nami wciąż rozciąga się górski pejzaż. Przy doskonałej widoczności, w miarę zdobywania kolejnych metrów widok ten musi być coraz bardziej rozleglejszy, ale przekonamy się o tym na własne oczy, jak tylko przywędrujemy tu kiedyś jeszcze raz.
|
Widok na Rusinową Polanę z podejścia na Gęsią Szyję. |
O godzinie 12.50 wchodzimy do niskiego lasu świerkowego i zaraz potem ścieżka łagodnieje idąc po wygiętym grzbiecie, na kształt gęsiej szyi, z czego wzięła się nazwa szczytu i góry. Najlepiej widać to patrząc na tą górę z boku, z innego punktu. Szlak wiedzie grzbietową przecinką leśną, a sam grzbiet sprawia wrażenie dość wąskiego. Jesteśmy na wysokości bliskiej głównej kulminacji Gęsiej Szyi. Widoczność jest znacznie mniejsza niż na Rusinowej Polanie. Wierzchołek góry spowija chmura. Warunki na zimową wędrówkę są jednak w dalszym ciągu idealne. Szlak przetarty, temperatura w sam raz, wiatru prawie wcale.
|
Tuż przed szczytem Gęsiej Szyi. |
O godzinie 13.15 osiągamy wierzchołek Gęsiej Szyi o wysokości 1489 m n.p.m. Zbudowana jest on z dolomitowych skałek wypiętrzających się na wysokość około 15 m. Są to tzw. Waksmundzkie Skałki. W lecie obdarzają wędrowców pełnią swojej krasy, a w zimie ledwo pokazujące się spod warstw śniegu skałki stanowią szkielet do nadnaturalnych śnieżnobiałych kształtów. Zapewne zdradliwych, bo nie wiadomo gdzie kończy się twarda skała, a gdzie zaczyna śnieg przylepiony do jej ścian.
|
Gęsia Szyja (1489 m n.p.m.). |
Gęsia Szyja imponuje nie tylko widokami, których nie było nam dane doznać, ale również swoim zaskakującym zwieńczeniem. Wszak maszerowaliśmy leśnymi ścieżkami, które nagle lawirują wzdłuż litych skał. Wyczuwamy wyzwalającą się ekscytację oraz pewien rodzaj entuzjazmu doładowującego nas jakąś nieznaną energią, dzięki której czujemy się bardziej silni niż wtedy, gdy wyspani i wypoczęci rozpoczynaliśmy dzisiejszą wędrówkę. Teraz poszlibyśmy zupełnie innymi, dłuższymi ścieżkami, ale dzień nieubłaganie zmierza do swojego końca.
Po dwudziestominutowym pobycie na szczycie zaczynamy schodzić zachodnim ramieniem masywu. Ścieżka szlaku wraca do lasu. Spokojnie przeprowadza nas przez siodło Przysłopu Waksmundzkiego (1443 m n.p.m.), a po chwili schodzi po południowym zboczu następnego wzniesienia w masywie Gęsiej Szyi tj. Suchy Wierch Waksmundzki (1485 m n.p.m.).
|
Zaczynamy schodzić ze szczytu zachodnim ramieniem masywu. |
Rówień Waksmundzką osiągamy o godzinie 13.55. Jest to dawna polana pasterska, rozciągająca się na wysokości 1400-1440 m n.p.m. m.in. przez Przełęcz Waksmundzką, która oddziela Suchy Wierch Waksmundzki (1485 m n.p.m.) i Małą Koszystą (2014 m n.p.m.). Tutaj zmieniamy kolor szlaku na czerwony, kierujący na Psią Trawkę. Idziemy teraz w kierunku północno-zachodnim - polany, a następnie wchodzimy na kilka minut do młodego świerkowego lasu. Ponownie wychodzimy na rozległą polanę - Waksmundzką Polanę, rozciągającą się na wysokości 1365-1400 m n.p.m. Polana należała do górali ze wsi Waksmund, stąd jej nazwa. Idziemy jej skrajem na północ do krawędzi lasu. Przed wejściem do lasu mijamy żelazny krzyż, odlany w Kuźnicach. Został on ufundowany przez Maksymiliana Nowickiego, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz znanego badacza fauny i flory tatrzańskiej. Był pionierem ochrony przyrody w Polsce, jednym z inicjatorów objęcia ustawową ochroną kozic i świstaków (był to pierwszy w Europie tego typu akt prawny, uchwalony został w 1868 r.). Poza tym był też współtwórcą Towarzystwa Tatrzańskiego. Wielbicielom tatrzańskich szlaków osoba Maksymiliana Nowickiego przywodzi na myśl jego syna - Franciszka H. Nowickiego, słynnego taternika i projektodawcy Orlej Perci.
|
Waksmundzka Polana, rozciągającą się na wysokości 1365-1400 m n.p.m. |
|
Żelazny krzyż na skraju Waksmundzkiej Polany,
odlany w Kuźnicach, a ufundowany przez Maksymiliana Nowickiego. |
O godzinie 14.10 schodzimy z Waksmundzkiej Polany i wchodzimy w gęsty las. Ścieżka wijąc się przez gąszcz leśny sukcesywnie obniża swoją wysokość. O godzinie 14.30 przechodzimy drewnianym mostkiem ponad zamarzniętym Pańszczyckim Potokiem. Przed 15.00 docieramy na Psią Trawkę - dawną tatrzańską polanę położona na wysokości 1185 m n.p.m. w Dolinie Suchej Wody. Obecnie miejsce to w ogóle nie przypomina polany, gdyż niemal całkowicie zarosło lasem. Od dawna nie rośnie już tu psia trawka (
Nardus stricta). Obecnie przebiega tędy utwardzona droga dojazdowa do schroniska PTTK „Murowaniec”, z którą nasz szlak krzyżuje się. Zjadamy tu ostatnie kanapki i ruszamy dalej czerwonym szlakiem.
|
Drewniany mostek nad zamarzniętym Pańszczyckim Potokiem. |
Zaraz po przekroczeniu drogi przechodzimy kolejnym mostkiem, tym razem ponad potokiem Sucha Woda. Po 20 minutach pokonujemy bardziej strome zejście i zaraz potem wychodzimy na polanę z pozostałościami po lesie. Stoi na niej luźno jeszcze kilka drzew, ale więcej jest poprzewracanych konarów i wyrwanych z ziemi korzeni drzew. Po drugiej stronie polany wracamy do lasu i mamy krótkie niezbyt strome podejście.
|
Kolejny mostek, tym razem ponad potokiem Sucha Woda. |
|
Bardziej strome zejście. |
|
Polana z połamanymi drzewami. |
O godzinie 15.30 przechodzimy obok węzła szlaków. Dołącza do nas zielony szlak z Kopieńca Wielkiego. Piętnaście minut później mijamy budkę TPN, a po kolejnych minutach dochodzimy do pierwszych zabudowań Toporowej Cyrhli - najwyżej położonej dzielnicy Zakopanego, na wysokości 950-1040 m n.p.m. Kilka minut i widać już zabudowania Toporowej Cyrhli wraz z charakterystycznym budynkiem Kościoła Miłosierdzia Bożego i domem zakonnym księży Marianów. O godzinie 16.00 docieramy do Drogi Oswalda Balzera i od razu łapiemy bus do centrum Zakopanego.
|
Pierwsze przy szlaku zabudowania Toporowej Cyrhli - najwyżej położonej dzielnicy Zakopanego. |
|
Toporowa Cyrhla. Kościół Miłosierdzia Bożego i dom zakonny księży Marianów. |
|
Okazały budynek w Toporowej Cyrhli. |
|
Zejście do Drogi Oswalda Balzera. |
Wyprawa na Gęsią Szyję prawie dobiegła końca. Pozostało jeszcze tylko powrócić na Gubałówkę do naszej kwatery „Sobolówka”. Szarówka postępuje, ale mamy czołówki i szlak znamy. Wspinamy się niebieskim szlakiem, tym samym którym o poranku schodziliśmy. Z otwartych pól nad Walową Górą spoglądamy na światełka Zakopanego. Jest już ciemno, ale Zakopane jeszcze spać nie idzie. W dość szybkim tempie pokonujemy zbocze Gubałówki (zdaje się, że zajmuje nam to jakieś 30 minut. O godzinie 17.45 kończymy wędrówkę i udajemy się od razu na wieczorny posiłek.
|
W drodze na Gubałówkę - wieczorny widok na Zakopane z Walowej Góry. |
|
Do naszej kwatery na Gubałówce kilka kroków. |
gryzę palce z zazdrości;)ja jeżdzę tylko latem
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący "górski" blog, piękne wędrówki i krajobrazy, bardzo ładne zdjęcia...
Będę tutaj stałym gościem... :-)
Pozdrawiam serdecznie.
P.S. Zazdroszczę trochę tych wędrówek po Tatrach. Ja mam trochę daleko. Ale na szczęście bliskie mi pasma Sudetów też potrafią być piękne...