Po powrocie z wojska Juraj Jánošík niedługo gościł pod ojcowską strzechą. Wnet odszukał go tu Tomáš Uhorčík, który namówił go do zbójnictwa. Jánošík dołączył do bandy i wraz z nią wyruszył po swój pierwszy łup na Morawy. Tam zrabowali płótno na koszule. W dniu 29 września 1711 roku, w Świętego Michała, Jánošík zgodnie z obyczajem zbójnickim złożył dziewięciokrotną przysięgę na wierność, która na zawsze związała go z bandą. Podczas zbójeckiego łupiestwa szybko zdobył rozgłos, pieniądze oraz poważanie u pozostałych zbójników. W chwili, gdy Jánošík przystał do bandy zbójeckiej we wrześniu 1711 roku, składała się ona z kilkudziesięciu osób, pochodzących głównie z Moraw, górnych Kysuc i z Polski.
Jakiś czas po przystaniu Jánošíka do zbójników, w październiku 1711 roku Uhorčík ożeniwszy się przechodzi na osiadły tryb życia. Uhorčík pod przybranym nazwiskiem osiada w Klenovcu. Nie zrywa jednak kontaktu ze swymi towarzyszami, ale ukrywa ich i żywi w prowadzonej gospodzie. W ten właśnie osobliwy sposób uczestniczy w podziale łupów zbójnickich. Zapewne Uhorčík doceniając odwagę Jánošíka i doświadczenie żołnierskie, mając do niego zaufanie powierza mu przywództwo nad bandą zbójnicką. Stało się to jeszcze zanim osiadł w Klenovcu. Jednakże można przypuszczać, że wciąż miał wpływ na poczynania towarzyszy, a nawet na decyzje Jánošíka, który mógł być tego nieświadomy. Było to dość wygodne rozwiązanie dla przebiegłego Tomáša Uhorčíka.
Okoliczności w jakich odbyło się przekazanie Jánošíkowi przywództwa są zastanawiające. Jánošík przecież nie miał doświadczania w zbójowaniu, a po za tym był najmłodszy z kompanów, którzy znali go względnie krótko. Co zatem spowodowało, że członkowie bandy Uhorčíka podporządkowali się przywództwu Jánošika? Całkiem możliwe, że musiał udowodnić kamratom, że jest godny sprawowania przywództwa, być może poprzez walkę wręcz z kontrkandydatami. Jednak już wtedy dostrzegano jego spryt i skuteczność podczas akcji rabunkowych. Zapewne nigdy nie dowiemy się jak było w rzeczywistości. W każdym bądź razie podczas zbójowania Jánošik dał się poznać jako dobry przywódca. Napady były precyzyjnie pomyślane, dobrane tak, aby przynosiły więcej zysku niż strat. Rabował karawany kupieckie, podróżnych, zamożnych mieszkańców z okolic, a także plebanów – często zamożniejszych od właścicieli wsi, w której mieszkali. Jednocześnie opłacał niektórych wielmoży, którzy później pomagali mu uniknąć pojmania, czy uwolnić się w razie schwytania. Oczywiście nie mogło to trwać wiecznie.
Ze strzępów informacji o Jánošiku możemy wywnioskować, że właściwie nie był złym człowiekiem. W ciągu półtorarocznego zbójowania podobno nikt nie zginął z jego ręki. Mówiono o nim, że odbiera bogatym i daje biednym, ale w rzeczywistości raczej nikogo nie obdarowywał łupami poza dziewczętami, które lubił obdarowywać biżuterią. W działaniach kierowała nim fantazja i romantyzm, swego rodzaju szlachetność i być może również chęć zdobycia sławy, która spowodowała, że życie rolnika nie mogło go już zadowolić. Zbójowanie mogło być w tym względzie drogą na skróty za sławą, którą rozpoczął już wcześniej w czasie służby w wojsku, w którym mógł oczekiwać awansów. Jednak raz postawiony krok na zbójecką drogę sprawił, że stałą się ona jego życiową dolą. Nie mógł już z tej drogi zejść, podobnie jak jego przyjaciel Uhorčík, który próbował to zrobić.
TRASA:
Tiesňavy (587 m n.p.m.) Malé nocľahy (1000 m n.p.m.) Dolina Obšívanka Podolina Vyšné Kamence (497 m n.p.m.) - Penzión ZBOJNÍK
Kilka minut po godzinie piętnastej wchodzimy na Zbójnicki Chodnik, w miejscu zwanym Tiesňavy (587 m n.p.m.), nad którym wznoszą się strzeliste wapienie. Przybierają różnorodne formy krasowe, a wśród nich uważny obserwator może dostrzec charakterystyczne zbójnickie okno. Zaczynamy wspinać się od razu bardzo ostro w górę. Zbocze jest bardzo strome i gdyby nie długie zakosy ścieżki, pewnie byśmy nie dali rady po nim wyjść. Bardzo wcześnie pojawiają się sztuczne ułatwienie na tym nie łatwym do przebycia szlaku. Zbójnicka droga z pewnością nie była prostą drogą, podobnie jak ta ścieżka przechodząca na przemian to stromym leśnym stokiem, to po skalnych żebrach lub gzymsach. Co pewien czas zbliżamy się do skalnych krawędzi oferujących urzekające i zapierające dech w piersiach widoki na dolinę Vratna i okoliczne wzniesienia. Nabierając bardzo szybko wysokości wkrótce dostrzegamy wyłaniające się zza masywu Boboty poszarpane skały Wielkiego Rozsutca. Z drugiej strony głównej grani Krywańskiej Małej Fatry zwijają się wały fenowe. Te malownicze chmury towarzyszą potężnemu żywiołowi wiatru. Musi zatem tam silnie wiać, ale u nas jest cicho, a wiatr tylko delikatnie zawiewa dla ochłody.
Wspinamy się z częstymi odpoczynkami, wymuszanymi głównie podziwem dla otaczającego pejzażu wspaniałych gór, pokrytych lasami ubarwionymi z niezwykłym talentem malarskim przez jesień. Tej wspaniałej jesieni nie zapomnimy z pewnością. Wiele raz wyrażaliśmy zachwyt nad tym najbardziej kolorowy okresem roku, jednakże to co tu i teraz widzimy przerasta wszystkie wcześniejsze jesienie. Jakże szkoda, że nie możemy tego zabrać ze sobą, żeby pokazać to wszystkim, bo zdjęcia z pewnością nie oddadzą piękna tego cudu natury tak, jak ludzkie oczy widzące to bezpośrednio.
Przechodzimy po szerokiej półce, a potem wspinamy się krótko po skałkach ubezpieczonych stalową liną. Spoglądając w dół doliny mamy wrażenie, że wspinamy się zupełnie pionowo w górę. Ziemne stopnie zaparte stalową blachą wciąż szybko wynoszą nas w górnie partie masywu. Potem znów trawers po półce wzdłuż wapiennej ściany. Ileż tu emocji przeplata się z walorami estetycznymi. Jesteśmy już bardzo wysoko, gdy wchodzimy w zagajniki kojarzące się z rodzajem gaju, w którym nasi słowiańscy przodkowie oddawali hołd i cześć bóstwom natury. Powyżej ten gaj przeobraża się w las. Podchodzimy stok pod wydrążoną niszą, na której końcu mamy małą grotę wydrążoną już raczej siłami natury, a nie ręką człowieka. Jesteśmy już prawie na wysokości czubków białych iglic wieńczących górę.
W panoramie świetnie już widoczne są Boboty, Wielki Rozsutec i Stoh, gdy wchodzimy do lasu. Wspinamy się dróżką zasypaną, szeleszczącymi liśćmi. Łatwo taką dróżkę zgubić, skrytą pod jesiennymi liśćmi. Przechodzimy pod potężnym głazem podpartym przez wędrowców licznymi patykami i drwami. Niedaleko powyżej mamy już kulminacyjny punkt naszej wspinaczki. Dochodzimy do niego o godzinie 16.30. Nie jest to jednak najwyższy szczyt masywu Sokolie (1171 m n.p.m.). Ten odwiedzimy podczas kolejnego pobytu w tych górach, bo Zbójnicki Chodnik zbliża się jedynie do niego na nieco ponad kilometr. Masyw jest arcyciekawie ukształtowany, niezwykle różnorodny – musimy kiedyś poświęcić mu więcej czasu.
Znowu mamy trawersik, tym razem krótki pod wapieniami, a potem docieramy pod szczerbinę do której dostajemy się wspinając po krótkiej drabince i po klamrach. Wydawało się nam, że pozostaniemy już po drugiej stronie góry, a tymczasem za szczerbiną znów mamy widok na Dolinę Vratna. Schodzimy niżej po stopniach, potem płasko i w górę gzymsem przy stalowej linie. O godzinie 16.45 osiągamy siodełko z węzłem szlaków Malé nocľahy (1000 m n.p.m.). Jest tu ławeczka i pieńki, na których przysiadamy dla dziesięciominutowej przerwy. Ależ to było piękne podejście!
Jesteśmy teraz sami, wyczuwamy intymność w tej ciszy i spokoju jaki tutaj panuje. Ptaki odleciały już stąd do ciepłych krajów. Nie ma nikogo, tylko my dwoje, daleko na końcu całej grupy. Drogowskaz informuje, że do opuszczenia góry potrzebujemy nieco ponad godzinkę. Powinniśmy zdążyć zejść przed zmrokiem. Ruszamy w dół trzymając się w dalszym ciągu niebieskich znaków Zbójnickiego Chodnika. Słońce migoce już nisko między konarami drzew. Poruszamy się szybko, ale w eksponowanych miejscach musimy zwolnić, również ostro opadających w dół odcinków nie da się szybko przebyć. Zresztą nie można Zbójnickiego Chodnika ot tak tylko szybko przemierzyć, bo jest zbyt ekscytujący i byłaby to strata czasu na taką wędrówkę.
Szlak doprowadzana nas znów do serii znakomitych punktów, z których mamy widok na Góry Kisuckie i janosikową Terchovę. Myśleliśmy jednak, że na zejściu będzie łatwiej, że po tej stronie góry nie będzie już przepaści, a jednak są i to chyba w większej ilości. Tu zdaje się napotykamy najbardziej emocjonujące fragmenty przejść, a wrażenie takie potęguje to, iż zejście wydaje się nie mieć końca.
Wkrótce nikniemy w szarówce ogarniającej ciasny wąwóz. Słychać jakby spadające kamienie, jakby ktoś strącał je w otchłań wapieni zanurzających się barwnej koronie lasu, który wypełnia łożysko doliny. Może to dziki zwierz, a może człowiek – myślimy. Wszystko wyjaśnia się na kwadrans przed osiemnasta, kiedy osiągamy łożysko wąwozu – to spływający potok przelewa się przez kamienie, trąca je swoim nurtem. Została nam do przemierzania łatwa już ścieżka, dzieląca się ciasnym wąwozem z potokiem. Niebawem doganiamy grupkę naszych turystów. Zbójnicki Chodnik wyprowadza nas z lasu do wioski Vyšné Kamence.
Zapadł już mrok. Mijamy kilka chałup, docieramy do głównej szosy, gdzie skręcamy w stronę Terchovy, by po chwili dotrzeć do szczególnej koliby (Penzión ZBOJNÍK), która stylizacją przypomina Juraja Jánošika i kompanów, jak również historię całego tego regionu, w którym przebywamy. Tu w pięknej terchovskiej scenerii chwilkę oddajemy się zapachom kuchni wywodzącej się z domowych potraw przyrządzanych w tradycyjnym stylu. Trzeba wracać do bazy, gdzie czeka nas także wyśmienita strawa i odpoczynek.
17-19.05.2019 - wyprawa 9 Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów BAZA: Markowe Szczawiny, Hala MiziowaODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019 odcinek: Bieszczady Wschodnieczyli... od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej
termin 2. wyprawy: wrzesień 2023 odcinek: Gorganyczyli... od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej
termin 3. wyprawy: wrzesień 2024 odcinek: Czarnohoraczyli... od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich
Koszulka Beskidzka
Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu -
koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”. Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności, ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju, pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!
19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3 Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.
I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.
7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4 bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.
Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi! Dziękujemy cudownym ludziom, z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki Słowackiego Raju. Byliście wspaniałymi kompanami.
Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!
15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5 Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol - - Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)
519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce
Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -
WYRÓŻNIENIE prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na
za dostrzeżenie piękna wokół nas.
Dziękujemy i cieszymy się bardzo, że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu, ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na Navigator Festival 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz