Budząc się z twardego snu, pierwszym odruchem jest spojrzenie w okno. Na zewnętrz jest biało od mgły, ale widoczność nie jest ograniczona zupełnie. Gruba warstwa chmur skutecznie ukrywa słońce, ale jest bardzo ciepło. Kładąc się wieczorem do snu przy otwartym oknie obawialiśmy się chłodu. Nie raz mogliśmy się już przekonać, że w górach nawet podczas gorącego lata chłód może być bardzo przenikający. Zdaje się, że w nocy padało. Wokół budynku schroniska zauważyć można sporo kałuż, zresztą wystarczy spojrzeć na ociekające wodą trawę i drzewa.
Najważniejsze jest jednak to, że zmęczenie zniknęło i to wbrew wczorajszym przewidywaniom. Zwykle przecież tak bywa, że pierwszy dzień wędrówki najbardziej daje się we znaki na drugi dzień, a tu w jakiś cudowny sposób czujemy się gotowi do drogi. W domu to pewnie kusiłaby nas jeszcze poduszeczka i ciepła kołderka, a tu jakaś magiczna moc gna dalej. No tak, a co z butami? - oto jest pytanie.
Buty jak się okazuje są dużo lżejsze, ale nie suche. Nieprzyjemnie je ubierać na ciepłe nogi, ale w ruchu powinny szybko oddać przyrodzie wodę, którą są jeszcze nasiąknięte. Po 5 minutach od ich założenia przestajemy zwracać uwagę na związany z tym dyskomfort. Spakowani, nasyceni i wypoczęci jesteśmy gotowi do dalszej drogi.
TRASA:
Chata Kmínek (830 m n.p.m.), Korytovo (881 m n.p.m.) {} Razcestie nad Kmínkom (855 m n.p.m.) Sedlo nad Bitalovcami (840 m n.p.m.) Makov, Centrum (580 m n.p.m.)
Makov, centrum Rožnov pod Radhoštěm Trojanovice, Pod Kozincem (466 m n.p.m.) Trojanovice, Malá Ráztoka, Můstek (565 m n.p.m.) Chata Koksař (550 m n.p.m.)
Makov, centrum Rožnov pod Radhoštěm Trojanovice, Pod Kozincem (466 m n.p.m.) Trojanovice, Malá Ráztoka, Můstek (565 m n.p.m.) Chata Koksař (550 m n.p.m.)
OPIS:
Dochodzi już 10.00. Wychodzimy z Chaty Kmínek (830 m n.p.m.), ale zabawiamy jeszcze w jej pobliżu. Udajemy się na kilkudziesięciometrowe zalesione podejście na Korytovo (881 m n.p.m.) zaczynające się za budynkiem schroniska. Wczoraj nie było możliwe zobaczyć, że Chata Kmínek wygląda nieco inaczej niż na zdjęciach w Internecie. Przebudowano ją od strony głównego wejścia, powiększając kubaturę budynku. Otoczenie chaty daje możliwości nie tylko w zakresie turystyki pieszej, czy rowerowej. Jest tu też basen kąpielowy, a na zimę mały wyciąg narciarski. Wielbiciele grilla też mogą być usatysfakcjonowani, a też restauracja schroniska może poszczycić się świetną domową kuchnią, o czym wczoraj osobiście się przekonaliśmy podczas kolacji.
Widok z podejścia na zalesiony wierzchołek góry Korytovo (881 m n.p.m.). |
Chata Kmínek (830 m n.p.m.). |
Gotowi do drogi. |
No chodźmy już. |
Spod Chaty Kmínek wyruszamy w górę połączonymi szlakami zielonym i czerwonym, które po 5 minutach doprowadzają nas do rozstaju szlaków nad Kmínkom (855 m n.p.m.). Stąd rozchodzą się szlaki na przełęcz Bumbálka (czerwony szlak) i do Makova (zielony szlak). Wracamy do Makova... nie, nie kończymy jeszcze wyprawy. Wracamy do Makova bo tam mamy autobus do Czech, który jedzie w pobliże następnego celu.
Węzeł szlaków przy chacie Kmínek. |
Chata Kmínek od strony wejścia głównego. |
Wchodzimy na zielony szlak. Mamy teraz przed sobą błotniste i strome zejście - znamy je z autopsji. Tym razem od razu wchodzimy na skraj lasu i nie narażamy butów na podtopienia. Dochodzimy do kapliczki, przed którą droga rozwidla się na dwie. Skręcamy w prawo i zaraz o 10.25 osiągamy przełęcz nad Bitalovcami (840 m n.p.m.). Tu pojawia się czerwony szlak, który będzie nas prowadził do przystanku autobusowego Makov Chata. Szlak zielony jeszcze przez chwilę biegnie z czerwonym, po czym przed polaną, na której wczoraj mieliśmy problemy ze znalezieniem właściwego szlaku, odchodzi do innego miejsca w Makovie zwanego Gašparík.
Polaną, na której wczoraj mieliśmy problemy z odszukaniem właściwego szlaku. |
Grzyby wyrosły po deszczu. Spotykamy wiele osób, a właściwie rodziny zbierające je. Na polanie skręcamy 90 stopni w lewo. Teraz rozmoknięta droga leśna łagodnie schodzi w dół, omijając pobliskie wzniesienie sięgające 875 m n.p.m., znajdujące się po naszej lewej. W jej koleinach znajduje się mnóstwo kałuż, dlatego często idziemy równolegle do niej własną ścieżką wśród drzew. Pozwala na to bardzo ubogie w tym miejscu runo leśne.
Na szlaku jest mokro. |
Idziemy własną ścieżką obok błotnistej drogi. |
Potem droga wznosi się na drugie zbocze, za którym ostro opada w dół. To właśnie na tej stromiźnie widzieliśmy wczoraj Salamandrę. Skąpany w deszczu las w dzień jest piękny i tajemniczy, ale jeszcze wczoraj w zapadającej szarówce ogarniał dreszczem. Jakże wszystko inaczej wygląda za dnia. Dzięki niemu widzimy też ile jest w rzeczywistości wody na szlaku.
Jeszcze jedno podejście i... |
...schodzimy ostro w dół. |
O godzinie 11.00 wychodzimy z otchłani gęstego lasu. Pojawiają się pierwsze, znane nam już domy przysiółka Bugalovci. Zaczyna się tu droga utwardzona dla kół samochodów. Mijamy kolejne wolnostojące domki. Przed jednym z nich pozdrawiamy robiącą porządki gospodynię - w odpowiedzi otrzymujemy słowackie: Dobry dzien! A skądże to idziecie w taki czas? Z lasu pani, z lasu... - odpowiadamy z uśmiechem.
Wychodzimy z otchłani gęstego lasu i pojawiają się pierwsze domy przysiółka Bugalovci. |
Mijamy kolejne wolnostojące domki. |
O godzinie 11.20 dochodzimy do ulicy, wzdłuż której rozlokowany jest Makov. Skręcamy w lewo, do centrum wioski i po 20 minutach jesteśmy na przystanku autobusowym Makov Centrum. O godzinie 12.34 mamy stąd autobus do Rožnova pod Radhoštěm. W oczekiwaniu zwiedzamy sklepy i uzupełniamy prowiant. Wciąż myślimy o butach, choć przestaliśmy odczuwać to, że są mokre. Najlepiej byłoby wypchać je gazetami, ale tutejsze są dość drogie, a do czterech par butów potrzeba nam ich trochę. Spróbujemy zaradzić temu w Czechach.
Tutaj czerwony szlak skręca w lewo i prowadzi na Wyżynę Turzovską, na której leży Korytovo. |
Główna ulica przebiegająca przez Makov. |
Żegnamy się z Makovem. Przyzwyczajeni w naszym kraju do rozklekotanych, często sypiących się już busów jeszcze nie przyzwyczailiśmy się do spotykanych powszechnie zadbanych, czystych autobusów. Podobnie zresztą jest tu z regionalną komunikacją kolejową, którą zapewniają nowoczesne składy, a właściwie pojedyncze wagony, przypominających bardziej tramwaj niż pociąg. Czystość i schludność środków komunikacji publicznej nikogo tu nie dziwi (tylko nas). Tak też było wczoraj w Čadcy, kiedy na własne oczy przekonaliśmy się, jak wnętrze naszego wagonu jest sprzątane i myte, bez odstawiania wagonu na bocznice, ale tuż przed odjazdem. Czuliśmy się wtedy, jak w klasie exclusive. Jednak, aby nie być posądzonym o awersję do naszej rodzimej kolei, powiedzieć trzeba o perełkach polskiego kolejnictwa jeżdżących np. na trasie Kraków-Oświęcim, czy tzw. papieski pociąg relacji Kraków-Wadowice.
Na przystanku Makov Centrum. |
Wróćmy jednak myślami na trasę naszej wyprawy. W Makovie przejaśnienia na niebie dostarczały nam wiele optymizmu. Pokrywało się to z prognozami pogody, które na najbliższe dni były bardzo obiecujące. Wijącą się jezdnią zbliżamy się do wysokości 859 m n.p.m., na której położona jest przełęcz Bumbálka. Za oknami autobusu pojawia się coraz gęstsza mgła, a może to chmura, ale bez względu na to, co to jest ogranicza widoczność do kilkudziesięciu metrów. Na rękach i policzkach czujemy przepływ chłodniejszego powietrza. Nagle zaczyna kropić deszcz, a zaraz potem dość siarczyście padać. Autobus zwalnia. Słychać jego silnik pracujący z mozołem na coraz niższym biegu. Droga jest śliska i stroma, a zakręty wijącej się po zboczu drogi bardzo wąskie. Tak przejeżdżamy przez Bumbálkę, przez którą przebiega granica czesko-słowacka.
A zatem jesteśmy już w Czechach. Teraz z przełęczy już z górki. Przełęcz Bumbálka stanowi umowną południową granicę Beskidów. Oddziela Beskid Śląsko-Morawski od położonej bardziej na południe grupy Białych Karpat. Pierwszą zaliczająca się do Beskidów grupą górską jest Beskid Śląsko-Morawski położony głównie na terytorium Czech. Tam znajdują się kolejne miejsca będące w naszym zainteresowaniu.
Szybko wyjeżdżamy z mlecznej chmury i równie szybko znika deszcz. To takie typowe w wyższych partiach górskich. U góry leje, a na dole nie. Przejeżdżamy przez kolejne wioski: Górną Beczwa (Horní Bečva) - 505 m n.p.m., Środkowa Beczwa (Prostřední Bečva) - 470 m n.p.m., Dolna Beczwa (Dolní Bečva) 427 m n.p.m. i około 13.10 wysiadamy zatrzymujemy się na ulicy 1 Maja w Rožnovie pod Radhoštěm (378 m n.p.m.).
Jechaliśmy kursem przelotowym, który nie przejeżdża przez dworzec autobusowy, dlatego musimy do niego podejść pieszo jakieś 200 metrów przechodząc przez dworzec kolejowy. Szukamy stanowiska, z którego można dostać się do Trojanovic, gdzie planujemy się zakwaterować. Mamy, to stanowisko nr 12, mamy jeszcze trochę czasu, kiosk, a w nim gazety. A pani kioskarka, jak usłyszała, że potrzebujemy kilku najtańszych gazet od razu się domyśliła, do czego nam są one potrzebne. Odwróciła się za siebie i wyjęła stertę starych gazet, pytając miło czy tyle starczy. A ile razem kosztują? Nic. No to będzie porządne suszenie butów.
Rožnov pod Radhoštěm - dworzec kolejowy. |
Wkrótce podjeżdża autobus do Trojanovic. Zapytacie dlaczego właśnie tą wioskę wybraliśmy? Wioska ta leży u stóp zboczy górskich Beskidu Śląsko-Morawskiego, dzięki czemu jest znakomitą bazą wypadową na Radhošť, Radegast, Pustevny. Blisko z niej też do samego Rožnova. Znaczenie też ma tańsza infrastruktura turystyczna.
O godzinie 14.00 wysiadamy na przystanku Trojanovice, Pod Kozincem. Miejsca na nocleg mamy upatrzone bezpośrednio u podnóża gór w przysiółku Ráztoka. Czeka nas około 5 kilometrów pieszej wędrówki, co prawda szosą, ale pośród łąk i pastwisk rozciągającymi się bezpośrednio pod zalesionymi wzniesieniami górskimi. Kiedyś Trojanovice były gminą pasterską. Osadnictwo na tych ziemiach ma korzenie słowiańskie, o czym świadczą najstarsze lokalne nazwy gór, wzgórz i potoków np. Radhošť, Hradisko, Lubina. Później przyszedł czas na osadnictwo wołoskich pasterzy, szukających w tutejszych górach spokojnego i szczęśliwego życia.
Idziemy ulicą Solárka. Nieco za nami po naszej lewej widać szyby kopalni węgla kamiennego. Za nimi położone jest miasto Frenštát pod Radhoštěm. W niecałe 30 minut docieramy do miejsca połączenia z ulicą Kopaná, gdzie stoi krzyż postawiony tu w 1886 roku. Przechodzimy przez Lánský potok. Dochodzimy do małego ronda, gdzie skręcamy na drogę odchodzącą w prawo. Wiedzie nas ona już prosto do Ráztoki, a poprzedza ją Malá Ráztoka, w której zaczynamy rozglądać się za miejscem noclegowym. O godzinie 15.00 mijamy hotel U Kociána, oraz kapliczkę z 1890 roku, którą nakazał zbudować karczmarz Kocián. Pytamy o miejsce w pensjonacie Babička, ale nie udaje się - brak miejsc. Podchodzimy na drugą stronę ulicy do Chaty Koksař i tam...
Trojanovice. Krzyż na Kopanej. |
Kapliczka z 1890 roku na Lomnej przy hotelu „U Kociána“. |
...dostajemy do dyspozycji piękny, drewniany domek nad potokiem Lomná. Od razu składamy rezerwację na dwie noce, bo jutro zapowiada się arcyciekawy dzień, choć miejscowi mówią, że jutro z naszych planów nic nie będzie, bo pogoda będzie taka, że raczej trzeba iść do hospody na pivo. Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz