Dziwnie czuje się człowiek przemierzając szlak do Morskiego Oka późnym popołudniem, kiedy wieczór jest na karku, kiedy inni po pięknym i słonecznym dniu schodzą w dół. Ty żwawym, wypoczętym krokiem podążasz w górę asfaltem, a oni choć mają z górki wykazują oznaki zmęczenia długą drogą i skwarem dnia. Rzucają z zadziwieniem wzrokiem na ciebie i pewnie większość z nich zastanawia się nad tym - jak ci się zdaje – dokąd podążasz, gdzie i po co idziesz o tej porze w góry?
W dolinach powoli zapada szarówka. Powyżej Wodogrzmotów Mickiewicza na szosie robi się pusto. Po chwili na szlaku pozostajemy prawie sami. Oprócz ciebie, tylko kilku innych turystów z takim jak twój plecakami, większymi niż zwykle, idzie tam, gdzie ty. A nad granią pokazuje się niespodziewanie księżyc. Zatem dolina nie utonie w zupełnym mroku, a tylko w ciszy nocy. Na końcu doliny jest piękne jezioro. Wiesz, że jesteś już blisko niego, bo przed tobą rośnie potężna grań, stercząca nad lustrem jeziora. Poszarpane szczyty błyszczą czerwienią odbijanych promieni słońca – słońca, którego już nie widać stąd, gdyż kładzie się do snu, a my zostaniemy tu, aby zasnąć razem z nim, a potem, już za kilka godzin wstaniemy razem z nim, by podążyć dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz