Słonecznie jest dzisiaj od samego rana. Zapowiada się gorący dzień. Rosa odparowała z naszego namiotu jeszcze zanim przebudziliśmy się. Można by go złożyć od razu, ale pozostawiamy go jeszcze na słońcu. Korzystamy z dogodnej aury, która pozwala nam wszystko przewietrzyć. Na ósmą mamy podane śniadanie u Zosi, która znów serwuje nam takie swojskie pyszności, że odechciewa się stąd iść. Potem przychodzi moment na pakowanie plecaków. I moglibyśmy wymaszerować, ale siadamy jeszcze na werandzie pogadać z gospodarzami o dziwnym czasie, w którym obecnie żyjemy. Tęsknota do zwyczajnego, niczym nieograniczonego rytmu życia jest ogromna. Po ostatnim łyku kawy wynurzamy się jednak z tego melancholijnego nastroju. Myśli, że kiedyś było inaczej odchodzą na dalszy plan, bo słońce wysoko już stojące powiada nam: ruszajcie już w drogę! Przed wami ta kraina, którą tak lubicie odwiedzać, w nieskończoność penetrować nawet te same zakamarki, przemierzać szlaki wielokroć przechodzone. Ostatnie dni ukazały już wiele obrazów charakterystycznych dla Beskidu Niskiego. Dzień dzisiejszy namaluje nam kolejne obrazy.
O dziesiątej żegnamy się z gospodarzami. Do zobaczenia, miejmy nadzieję jeszcze w tym roku. Jak zwykle była tu dla nas wspaniała przystań. Czas nam ruszać w drogę. Odpłynąć w bezkres spokoju. Zobaczyć znów prawdziwe ścieżki Beskidu Niskiego. Oddalamy się od ośrodka idąc poboczem szosy nr 977 w stronę Gorlic. Na dalszym ciągu szosa ta łączy Gorlice z Tarnowem. Natomiast za nami biegnie na Przełęcz Dujawa, znaną również jako Przełęcz Beskidek (słow. Priesmyk Dujava; 547 m n.p.m.), znajdującą się w głównym grzbiecie wododziałowym Karpat. Grzbietem tym biegnie obecnie granica polsko-słowacka. Za czasów wędrówek Karola Wojtyły była to granica polsko-czechosłowacka. Poprzez swoje ukształtowanie przełęcz ta była dogodnym miejsce do przekroczenia głównego grzbietu Karpat, stąd też już od czasów średniowiecza, a może nawet wcześniej, przechodził przez nią uczęszczany szlak handlowy. Dzisiejsza szosa 977 oraz jej przedłużenie po stronie słowackiej o nr 545 zapewne jest bardzo bliska przebiegu tamtego szlaku handlowego, bowiem z pewnością pokrywa się ze śladem drogi bitej wybudowanej przez Austriaków w latach 1787-88, która zastąpiła stary trakt.
Przed kapliczką domkową nakrytą dwuspadowym, czerwonym dachem, skręcamy w prawo. Opuszczamy szosę i rozpoczynamy intensywne podejście Popowych Wierchów. Wpierw skrajem widokowej łąki, która pozwala nam spojrzeć pożegnalnie na dolinę Zdynianki oraz wznoszącą się po przeciwnej stornie Rotundę. Ileż sentymentalnych wspomnień znów tutaj zostawiamy. Jednak tam gdzie idziemy będziemy odświeżać kolejne wspomnienia, ochraniając je od zapomnienia.
|
Przed widoczną kapliczką szlak skręca w prawo. |
|
Początek podejścia na Popowe Wierchy. |
Wchodzimy do lasu, gdzie wzrasta nachylenie zbocza. Ścieżka wiedzie wzdłuż ogrodzenia silnie zarośniętej szkółki leśnej. Nasza ścieżka jest wąska, trochę podmoknięta, ale to normalne tutaj nawet w suche dni. Podejście jest jak zwykle męczące, ale po jakimś kwadransie wyprowadza już na wierzchowinę grzbietową masywu, którą porasta bardzo urokliwy las. Uwielbiamy go. Mijamy kilka nieforemnie poskręcanych, sędziwych buków, po czym wchodzimy w stary las świerkowy, gdzie ścieżka ginie zarośnięta pędami płożących się ostrężyn. Trzeba uważać, aby nie pokłóć się o kolce wystające na ich łodygach, które niejako bronią dostępu do tajemnic rosnącego dalej lasu. Pas gęsto rosnących świerków szybko się kończy, tak nagle, jak nagle zaczął się na naszej drodze. Dalej ścieżka nasza idzie niemal płasko, mijając kolejne buki, młodsze i starsze. O godzinie 9.45 mijamy buka z umocowaną tabliczką szczytową Popowych Wierchów (684 m n.p.m.). Szczyt ten niewyraźnie wybija się na wierzchowinie grzbietu.
|
|
Pośród sędziwych buków. |
|
Kończy się las bukowy, nagle zaczyna świerkowy.
|
|
|
Las świerkowy posiada niezwykle gęste runo. |
Sielsko prezentuje się las, gdy przenikają do niego promienie słońca. Ich ciepło przenika przez wilgoć, która jednak nie niknie, utrzymując nader przyjemną temperaturę powietrza. Ścieżka szlaku w niektórych miejscach jest błotnista i długo taka będzie, choćby słońce grzało non stop przez kolejne dni. Taki jest bowiem Beskid Niski. O godzinie 11.30 wychodzimy z lasu na drogę utwardzoną, która przecina grzbiet Popowych Wierchów. Uśmiech pojawia się na naszych twarzach i myślimy jak się okazuje o tym samym, o tym jak pierwszy raz weszliśmy na tą drogę i przeszliśmy zejście z niej na tą uroczą dróżkę leśną, która dzisiaj mamy już za sobą. Z pewnością nie tylko nas dopadła tutaj taka przygoda, bo na drzewie po drugiej stronie drogi widzimy oprócz znaków szlaku dodatkowo wymalowane wskazówki – dodatkowa strzałka opisana „800 m szlak czerwony”.
|
Przyjemna dróżka przez las. |
|
Rozwidlenie - którą drogę wybrać?
|
|
|
Tamtędy idź, bo tu błoto i kałuże.
|
|
Dorodny las. |
|
Znaki na drzewie - 800 metrów należy iść drogą. |
Mając na koncie kilkakrotne przejście tego szlaku możemy sobie jednak dzisiaj pozwolić na przejście na pamięć, bez zwracania uwagi na znaki szlaku i jego skręty, nierzadko skryte w jakiś zaroślach. Co z tego, że ostatnio ludzi chodzi tędy co raz więcej, jak i tak ścieżki wyglądają wciąż tak samo, jakby były nieprzetarte, jakby nigdy nimi nigdy nie chodził. Tutejsze szlaki są przez to czasami turystycznym sprawdzianem, ale przede wszystkim nadają niezwykły urok i klimat dla prawdziwej wędrówki.
Skręcamy w prawo wchodząc na utwardzoną drogę. Droga nieznacznie pnie się w górę. Po 800 metrach mamy z niej odejście na ścieżkę po lewej. Spotykamy tutaj wielopokoleniową rodzinę turystów. Nie możemy nie zapytać skąd i dokąd idą – oczywiście, że przemierzają Główny Szlak Beskidzki. To widać po nich, po ekwipunku i butach oblepionych starym i świeżym błotem. To tak sympatyczna rodzinka, że dopiero o godzinie 11.50 rozstajemy się, żegnając turystycznym pozdrowieniem.
|
Utwardzona droga jezdna na Popowych Wierchach.
|
|
Paproć leśna (nerecznica samcza). |
Schodzimy z utwardzonej drogi do lasu, gdzie niebawem ścieżka obniża się i po niedługim czasie opuszczamy las. Tutaj na skraju łąki o godzinie 12.15 zatrzymujemy się. Rozkładamy karimaty, uklepując nimi wysokie źdźbła traw, parzymy kawę. Przed nami ścieli się piękna, zielona i nader spokojna, wręcz cicha dolina Jasionki. W jej głębi widać nieliczną zabudowę wsi, ale jakby w niej nikt nie mieszkał. Jasionka nie przypomina już zupełnie tej wsi, w której mieszkali Łemkowie. W 1947 roku zostali oni wysiedleni. Później pojawiły się tutaj PGR i kilka budynku z nim związanych. Po starej Jasionce nie zachowały się żadne zabudowania. Przekazy mówią, że gdy pojawili się tutaj pierwsi osadnicy dolina była pełna Jesionów. Musieli je wykarczować, aby założyć osadę, która nazwę miała wziąć od tych drzew.
Słońce dogrzewa. Jest bezwietrznie. Uwielbiają taką pogodę motyle, które latają nad łąką, co rusz przysiadują na kwiatku by odpocząć i posilić się nektarem. Jest prawdziwie sielankowo. Panuje niemal zupełna cisza, ale od czasu do czasu coś w lesie słychać, może to jeleń chodzi, albo niedźwiedź. Trudno to wywnioskować po ledwie słyszalnych odgłosach. Przerwę kończymy o godzinie 13.35.
|
|
Na łąkach ponad doliną Jasionki. Taki mamy pejzaż podczas przerwy. |
Schodzimy w dół doliny. Ścieżka wchodzi na szosę obok stojącej przy niej kapliczki Matki Bożej z Dzieciątkiem. Na jej cokole wyryty jest rok 1900. Kiedyś stała przy wiejskiej drodze prowadzącej do łemkowskiej wioski, dzisiaj stoi w tym samym miejscu, ale wiejską drogę zastąpiła szosa, przez która dzisiaj rzadko ktoś przejeżdża. Droga ta biegła niegdyś dalej niż obecne zabudowani wsi Jasionka. Gdybyśmy udali się za jej śladem zobaczylibyśmy wiele innych starych przydrożnych krzyży i figur z okresu XIX i początku XX wieku. Po niektórych pozostały już tylko smutne, bezradne cokoły. Są świadectwem dziejów doliny, również tych dramatycznych, po których dolina opustoszała.
|
Droga do wsi Jasionka. |
|
Kapliczka Matki Bożej z Dzieciątkiem z 1900 roku. |
Po przecięciu szosy musimy przeciąć nitkę potoku. Szlak prowadzi przez naderwaną skarpę – nieduże, ale strome osuwisko. Znamy jednak drogę wygodniejszą i przechodzimy 200 metrów szosą w stronę wsi Krzywa, a potem w prawo na drogę polną biegnąca przez łąki. Po wystających kamieniach bez problemów przekraczamy nurt potoku Jasionka. Po drugiej stronie potoku spotykamy nasz czerwony szlak. Idziemy jeszcze chwilkę skrajem łąki, która wcina się niczym zielona zatoka w las. Po wejściu do lasu zaczynamy zmagania z tym, co jest normalnością w Beskidzie Niskim.
Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Jako dzieci lubiliśmy się w nim taplać, jako dorośli ludzie możemy do tego wrócić nie tracąc w tym przypadku nic na dorosłości, bo błoto tutaj to zwyczajna rzecz. W tym roku warstwa błota jest wyjątkowa duża. Nigdy nie spotkaliśmy się jeszcze tutaj z tak ogromną grząskością. Wiedzieliśmy, że będziemy tutaj walczyć z błotem, ale nigdy dotąd, kiedy tędy przechodziliśmy błoto nie próbowało dostać się nam po kołnierzu buta do jego wnętrza. Można powiedzieć, że sielanka się skończyła. Nic tu nie da się ominąć, żadnej atrakcji, bowiem wąska ścieżka jest gęsto obrośnięta wysokimi trawami, pokrzywami i innymi chaszczami.
| |
Taki jest już Beskid Niski – najbardziej prawdziwie naturalny. W między czasie przecinamy bród potoku, w sumie jeszcze trzykrotnie. To chyba jedynie miejsce gdzie można przystanąć na twardym kamieniu. W końcu o godzinie 14.14 wychodzimy na utwardzoną drogę. Taką drogę będziemy mieli już do samego Wołowca, kolejnej łemkowskiej wsi na naszym szlaku.
|
Potok Jasionka.
|
|
Łąka wcina się w las niczym zatoka.
|
|
Przeprawa przez potok.
|
|
|
Ścieżka ginie w trawach. |
|
|
Błocko. |
|
Kolejna przeprawa przez potok. |
|
Jasionka. |
|
Latolistek cytrynek, listkowiec cytrynek (Gonepteryx rhamni). |
|
|
Pokłonnik kamilla (Limenitis camilla). |
|
Jeszcze jedna przeprawa, choć obok jest kładka.
|
O godzinie 14.50 wchodzimy na szosę wsi. Skręcamy w lewo. Idziemy nią blisko jeden kilometr, aż do zejścia na boczną drogę w prawo. Przechodzimy mostem nad potokiem Zawoja. Za mostem mamy obowiązkowy, półgodzinny punkt postojowy u Kasi. Wypijamy u niej dwa dzbanki zimnego specyfiku z czarnego bzu. To idealny sok na zaspokojenie pragnienia w czasie dzisiejszej temperatury. Chatka u Kasi ma swoistą atmosferę i klimat, z którymi o godzinie 15.30 niechętnie się rozstajemy. Podążamy dalej do miejsca zaplanowanego noclegu. Szlak wiedzie wiejską drogą, równolegle do potoku przez około 800 metrów. Wtedy kończy się utwardzona droga, a znaki szlaku zmieniają kierunek marszu. Skręcamy w prawo.
|
|
Krzyże w Wołowcu.
|
|
Droga przez Wołowiec.
|
|
Nasz kierunek - oczywiście do Chaty Kasi.
|
|
|
Stare chyże w Wołowcu.
|
Zaczynamy pokonywać stok Mareszki (801 m n.p.m.) Na początku przecinamy widokowe, aczkolwiek zarastające łąki, ułożone tarasami, na których niegdyś zapewne były łemkowskie pola. Co rusz pokonujemy skarpę przenoszącą nas na taras wyższego poziomu. W końcu wchodzimy w cienisty las bukowy. Wciąż zdobywamy wysokość, aczkolwiek nieco łagodniej. O godzinie 16.00 przecinamy utwardzoną drogę jezdną, za którą kontynuujemy podejście. Szlak prowadzący leśną drogą omija jednak wierzchołek Mareszki z daleka, od zachodu. Wkrótce nasza droga osiąga kulminacyjny punkt, za którym obniża się ku innej drodze łączącej wsie Banica i Bartne. Skręcamy na niej w prawo, w kierunku wsi Bartne. Chwilę później wychodzimy ponad łąki. Droga pnie się delikatnie wyżej, wynosząc nas ponad początki doliny Bartnianki, która odchodzi spod naszych stóp urzekając pięknym krajobrazem na dolinę.
|
Cieciorka pstra (Securigera varia). |
|
|
Zbocza Mareszki.
|
Krajobraz olśniewa łagodnością. Dolina Bartnianki jest dość szeroka. Otoczona niewysokimi leśnymi wzniesieniami, z lewej od południowego zachodu grzbietem Magurycza i Ostrej Góry, zaś z prawej, czyli od północnego wschodu grzbietem Magury Wątkowskiej z Kornutami. Ulokowana jest w niej łemkowska wieś Bartne. To jedna z nielicznych wsi w Beskidzie Niskim, do której Łemkowie powrócili, po tym jak w 1947 roku zostali przymusowo z niej wysiedleni. Cześć rodzin powróciła pod koniec lat 50-tych XX wieku. Dzisiaj jest zamieszkała w większości przez ludność łemkowską. Można w niej jeszcze zobaczyć starą zabudowę drewnianą (typowe chyże łemkowskie), a także dwie cerkwie.
|
Dolina wsi Bartne.
|
|
Droga do wsi. |
Pierwsza udokumentowana wzmianka o wsi Bartne pochodzi z 1595 roku. Wieś zamieszkiwana była przez Rusinów i Polaków. Po I wojnie światowej liczyła 145 gospodarstw i 910 mieszkańców. Była to więc duża wieś. Jej ludność zajmowała się olejarstwem, tkactwem, kuśnierstwem, pszczelarstwem, stolarstwem, ale najbardziej słynęła z kamieniarstwa. Kamieniarze mieli tu dogodny dostęp do surowca, który pozyskiwany był na Kornutach i Mochnatym. Dzieła kamieniarzy z Bartnego można podziwiać w całej Łemkowszczyźnie. Zachowały się też liczne krzyże przydrożne a w dolnej części wsi kapliczki. Największe wrażenie robią zachowane krzyże w pobliskiej, nieistniejącej wsi Świerzowa Ruska, których wysokość przekracza 4 metry!
Powyżej ostatnich zabudowań wsi, na zalesionych stokach Mareszki, w otoczeniu jodeł, buków i jaworów mamy bacówkę. W niej dzisiaj zostaniemy na noc. Docieramy do niej o godzinie 16.40. Tutaj można skosztować najlepszych łemkowskich pierogów. Póki słońce jeszcze przedziera się przez poszycie lasu korzystamy ze stolików pod drzewami. Odpoczywamy po wędrówce.
Tuż przed zachodem udajemy się na skraj lasu, by pożegnać słońce i podziękować mu, że to, że tak nam sprzyja. Na łąkach Bartnego wre jeszcze praca. Gospodarze zbierają siano. Pasące się krowy cierpliwie czekają, aż skończą prace i zagonią ich do zagród. Słońce czyni nam zachwycający spektakl. Gdy znika za horyzontem robi się trochę chłodniej. Wracamy do bacówki, by ułożyć się do snu. Zasypiamy w uczuciem pełnej błogości.
|
|
|
Słońce zaraz schowa się za horyzontem. |
sobota, 11 lipca 2020 r.
Poranek wita nas pięknie i cieplutko. To ciepło wpadające przez okno naszego pokoju nie pozwalało nam długo leżeć w łóżku. Jesteśmy dzisiejszym dniem podekscytowani, bo wszystko na to wskazuje, że właśnie dzisiaj dotrzemy na koniec 42 etapu Małopolskiego Szlaku Papieskiego (nie licząc 2 tras specjalnych) i tym samym zakończymy w pełni cały projekt, który rozpoczęliśmy 12 marca 2016 roku. Czas zatem w drogę, by zakończyć tą piękną pasjonującą wędrówkę. Zaczynam szósty dzień na szlaku.
Bacówkę w Bartnem opuszczamy o godzinie 8.30. Podążamy dalej doskonale znanym nam szlakiem. Wiemy, że będzie znów błoto. Zawsze tam jest. Ten bagienny teren nie raz dawał nam popalić i nie da się go obejść (no chyba, że przez wieś Bartne bocznymi drogami). Tym razem nie było inaczej, a nawet jest gorzej, niż można było się spodziewać. Jeszcze nigdy nie napotkaliśmy tutaj tak głębokiego błota. Gęsto rosnące zagajniki bardzo utrudniają poszukiwania mniej błotnistych przejść. Kiedyś przechodziliśmy to zakładając na buty worki nylonowe, ale nie przypuszczaliśmy, że dzisiaj też mogłyby się przydać. Ten Beskid Niski jest naprawdę niepowtarzalny. Nie ma drugiego takiego pasma w Polsce.
|
Bacówka w Bartnem. |
|
Łąki nad wsią Bartne.
|
|
Gęste zagajniki.
|
|
Tradycyjne błoto na szlaku.
|
O godzinie 9.00 udaje się nam przedostać na drugą stronę bagna. Ścieżka szlaku przecina piękną łączkę z kwitnącymi ziołoroślami. Stanowi ulubione siedlisko owadów i motyli. Zabawiamy się chwilkę z nimi tzn. fotografujemy ich makroświat. Uwielbiamy to robić. Po pewnym czasie idziemy dalej ku wzniesieniom Magury Wątkowskiej. Przed lasem z lewej dochodzi droga z Bartnego, za która mamy już tylko las. Ścieżka bez większych zmian nachylenia doprowadza nas na polankę z poukładanymi drwami. Tabliczka na drzewie informuje, że to Przełęcz Majdan (625 m n.p.m.). Faktycznie przełęcz jest już nieco za nami, ale tutaj jest dogodniejsze miejsca na postawienie znaków szlakowym, bowiem czerwony Główny Szlak Beskidzki krzyżuje z żółtym szlakiem łączącym Bartne i Świątkową Wielką. Ten żółty szlak został niedawno utworzony i prowadzi przez niezwykle atrakcyjną dolinę Magurskiego Parku Narodowego, w której odszukać można pozostałości po nieistniejącej wsi Świerzowa Ruska.
|
|
Łąka pod Przełęczą Majdan.
|
|
Goździk kropkowany, goździk widełkowaty (Dianthus deltoides L.). |
|
Jastrun zwyczajny, złocień właściwy (Leucanthemum ircutianum). |
|
Przeplatka aurelia (Melitaea aurelia). |
|
Dostojka malinowiec, perłowiec malinowiec (Argynnis paphia). |
|
|
Przełęcz Majdan (625 m n.p.m.).
|
W czasach, kiedy wędrował tędy Wojtyła z grupą nie było jeszcze parku narodowego, gdyż został utworzony stosunkowo niedawno, w 1995 roku. Z pewnością były to wówczas znacznie bardziej dzikie tereny, niż dzisiaj. Otaczała je jeszcze większa pustka. Za Przełęczą Majdan zaczynami podejście na grzbiet Magury Wątkowskiej. Dróżka leśna zwiększa powoli nachylenie, ale nie aż tak, aby to wymagało od nas dużego wysiłku. Z prawej strony, jakieś 200 metrów od nas biegnie równolegle granica województwa małopolskiego. Otacza nas piękny las bukowy. Znajdujemy się bardzo blisko obszaru Magurskiego Parku Narodowego, co widać po dzikości lasu. Obok naszego szlaku, w przylegającym do granic parku leśnym ekosystemie celowo zaprzestano prowadzenia zabiegów gospodarczych dla zapewnienia obserwacji naturalnych procesów zachodzących w lasach.
|
|
Podejście na Magurę. |
O godzinie 10.10 osiągamy grzbiet Magury Wątkowskiej. W pobliżu mamy wierzchołek o nazwie Magura, zwany także od nazwy pasma Magurą Wątkowską (829 m n.p.m.). Sam szczyt leży już w granicach Magurskiego Parku Narodowego, w jego północnej części. W jego sąsiedztwie przebiega też granica województw małopolskiego i podkarpackiego. Kończy się tutaj całe nasze przedsięwzięcie związane z pokonaniem Małopolskiego Szlaku Papieskiego. To wzruszająca chwila. Rozkładamy mały biwak na ławkach pod szczytem. Stoi tu ołtarz polowy i obelisk przypominający o wędrówce Karola Wojtyły: „Tu na Magurze Wątkowskiej w czasie wycieczki po Beskidzie Niskim z grupą młodzieży, w dniu 14.08.1953 r. Ks. Karol Wojtyła odprawił Mszę św.” – czytamy na przymocowanej tablicy pamiątkowej. Obelisk ten stanął w 50. rocznicę tego wydarzenia i w 25 rocznicę papieskiej posługi Jana Pawła II. Stojący przy nim krzyż i tablicę ufundowali jasielscy turyści w sierpniu A.D. 2003 roku. W miejscu tym kończy się Małopolski Szlak Papieski, a zarazem jest początkiem szlaku papieskiego w Beskidzie Niskim, który prowadzi aż do Komańczy, za którą ciągną się już Bieszczady.
|
Pod szczytem Magury. |
|
Widok na pasma Beskidu Niskiego i Beskidu Sądeckiego. |
|
|
Magura (829 m n.p.m.). |
|
Przy obelisku pod Magurą. |
To dla nas wzruszająca i radosna chwila. Czujemy się spełnieni. Wędrówka ta wymagała wiele wytrwałości, bo liczyła ona łącznie 44 etapy, podczas których spędziliśmy 12 dni na trasie podstawowej, 30 dni na dodatkowych trasach wariantowych i 2 dni na trasach specjalnych. To było piękne przedsięwzięcie, chyba najdłuższe, jakie kiedykolwiek podjęliśmy. Udało się, a satysfakcję potęguje fakt, że ta nasza ostatnia wycieczka Małopolskim Szlakiem Papieskim miała charakter wędrówki ciągłej, a więc odbyła się w takim samym stylu, w jakim to zrobili turyści w sierpniu 1953 roku.
Kiedy znów będzie taka włóczęga? Oby jak najszybciej. Chyba urodziliśmy się już tacy, że tęskno nam bez plecaka i nieustannej drogi.
Kolekcjonerska Karta Etapu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz