2
Beskid Niski
ŚRODKOWA ŁEMKOWSZCZYZNA
dzień 8 rozdział 18
Przemieszczamy się w miejsce, gdzie czas płynie inaczej... po swojemu. Nic go tu nie powstrzymuje, nic go tutaj nie goni. Płynie sobie jak ta rzeka wijąca się pomiędzy wzniesieniami Beskidu Niskiego, Wisłoka, czy Zawoja. Nad nami wiszą śniegowe chmury. Aura jak sen, w którym widać tylko obrazy najbliższe. Wokół silnie przymglone powietrze. Na twarzy czuć chłodne powiewy wiatru. Otacza nas bezkresne bezludzie.
TRASA:
Rostajne (425 m n.p.m.) – Nieznajowa (448 m n.p.m.) – Nieznajowa, cerkwisko – Nieznajowa (448 m n.p.m.)
Czarne (470 m n.p.m.) – Czarne, cerkwisko (516 m n.p.m.) – Czarne (470 m n.p.m.)
Hostel „Radocyna” (484 m n.p.m.)
Długie, cmentarz (475 m n.p.m.) – cmentarz wojenny nr 44 „Długie” – Przełęcz Długie, granica województw (555 m n.p.m.) – Wyszowadka (497 m n.p.m.)
OPIS:
Początek tej wędrówki znajduje się na rozstaju przy drodze do Bardejowa. Pewnie stąd wzięła się nazwa istniejącej tu niegdyś wioski łemkowskiej Rostajne (łemk. Ростайне). Wieś leżała wzdłuż potoku Ryjak, który uchodzi tutaj do Wisłoki. Po wsi pozostała murowana kapliczka prawosławna, krzyż przydrożny oraz niewielki cmentarz łemkowski z kilkoma zaledwie nagrobkami.
Kapliczka prawosławna została zbudowana w 1928 roku. W Rostajnem tylko niewielka część ludności przeszła na prawosławie w okresie schizmy tylawskiej, mimo masowości zmiany wyznania w okolicznych wioskach. W 1938 roku mieszkało w wiosce 298 grekokatolików, 40 prawosławnych i 7 Żydów. Stało w niej 65 domów. W 1945 roku większość mieszkańców uległa propagandzie radzieckiej i wyjechała do ZSSR. W wiosce pozostało wówczas 11 rodzin, które przymusowo wysiedlono w 1947 roku.
|
Kapliczka w Rostajnem z 1928 roku. |
|
Kapliczka w Rostajnem z 1928 roku. |
|
Wnętrze kapliczki. |
|
Początek drogi do Nieznajowej. |
|
Tropy i odchody. |
Nieopodal murowanej kapliczki odchodzi droga do Nieznajowej. Znak wskazuje 2 kilometry do wioski. Ruszamy tam o godzinie 8.10.
Idziemy drogą pokrytą zlodowaciałym śniegiem. Z lewej płynie szeroko Wisłoka, rozpychając się w szerokim korycie. Co rusz przy drodze napotykamy wilcze tropy, mnóstwo takich tropów. Zupełnie świeżych. Gdzieniegdzie na potwierdzenie obecności drapieżnika - leżą jego odchody.
|
Wisłoka. |
|
W drodze do Nieznajowej. |
Grupa trzyma się blisko siebie, prowadzona przez Łemko, można powiedzieć tutejszego, choć już tu długo nie mieszka. Niedaleko stąd mieszkali jego rodzice, rodzina. Tam się wychowywał. Ogarnia nas pustkowie, zaś Łemko zapewne został otoczony obrazami z przeszłości... wspomnieniami. Zapisana jest w nich historia jego przodków. Dziś wszystko jest tu inaczej. Zmieniło się zupełnie i czasy są inne. Ilu z nich, potomków dawnych mieszkańców tych dolin chciałoby do nich dziś powrócić? To nurtująca myśl. Sercem z pewnością są tutaj zawsze. Wielu z nich na tejże ziemi chce spocząć po zakończeniu ziemskiej wędrówki. Widzieliśmy to nie jeden raz. Na przykład we wsi Czeremcha, gdzie również nie ma domów i mieszkańców. Tam wśród starych nagrobków zobaczyliśmy jeden nowy z 2008 roku. Zmarła życzyła sobie spocząć na ziemi swej matki.
|
Przed Nieznajową. |
|
Łemkowska rodzina z Nieznajowej.
|
|
Chyża.
|
|
Cerkiew w Nieznajowej. |
O godzinie 8.35 docieramy na wschodni kraniec wsi Nieznajowa. Na fotografii w sepii widzimy łemkowską rodzinę, chyżę, cerkiew - cienie przeszłości, bo w rzeczywistości nie ma tu tej rodziny, chyży i cerkwi. Jest tylko śnieżny pył.
Po lewej na łące widać ruiny tartaku, który przed II wojną światową dzierżawił pewien Żyd. Niedaleko był też drugi tartak prowadzony przez Polaka o nazwisku Dobrzański. Znajdował się przy Wisłoce, około 800 metrów powyżej ujścia potoku Zawoja przy drodze do Radocyny i Czarnego. Po wojnie Dobrzański uruchomił tartak ponownie. Odbudował dom i zamieszkał w nim. Zmarł w 1967 roku, zaś tartak pozostał do 1978 roku, kiedy spłonął w pożarze.
Podążamy dalej przez śnieżne pustkowie. Szukamy skrawków po łemkowskich chyżach, ale na nic. Pokrywa śnieżna kryje świadectwa przeszłości. Jeden z mieszkańców Nieznajowej, który przez zrządzenie losu nie wyjechał z innymi na wschód wspominał po wojnie: „Domów było około 60, były malowane jednolicie na niebiesko, a wewnątrz bielone wapnem. Dwa były kurne, jeden obok nas. Na ścianach, w rogach wisiały święte obrazki, albo za szkłem, albo malowane na szkle. Wszyscy jedli z jednej, glinianej miski. Talerzy nie było, tylko jako ozdoba stały oparte w kredensie. Łyżki były drewniane, był tokarz w Nieznajowej co je robił. Po domach robili wycinanki, które były przylepiane na ścianach, wisiały też pająki ze słomy. Meble to były skrzynie, a potem komody. Na deskach łóżka leżała słoma, a na niej prześcieradło. Używano lamp naftowych, u niektórych były zegary. Przed domami stały studnie z żurawiami. Sady były niewielkie, rosły pojedyncze drzewa. W ogródkach rósł barwinek, czosnek, cebula, kapusta. Na polach sadzono zboża jare i ziemniaki. Hodowano głównie krowy, świnie, gęsi i indyki. Owiec było mało.”
W czasie II wojnie światowej ów mieszkaniec Nieznajowej wywieziony został na roboty do Niemiec. Wrócił do wioski w 1946 roku, ale nikogo już tu nie było. Wszyscy Łemkowie opuścili swoje domy i wyjechali dobrowolnie na tereny obecnej Ukrainy, zaś miejscowi Polacy przeprowadzili się do Czarnego. Zobaczył puste domy i puste cerkwie. Czekały na mieszkańców, ale już tu nie powrócił. Chcieli wrócić, gdy zobaczyli jak jest w Rosji, ale na granicy ich już nie puścili. Domy w końcu zawaliły się. Zawaliły się również cerkwie.
|
Ruiny tartaku. |
Zbliżamy się do ujścia Zawoi. Po prawej mijamy figurę Świętej Rodziny z 1901 roku. Na jej cokole wyrzeźbiono trzy płaskorzeźby przedstawiające świętych: Mikołaja, Piotra i Pawła. Dalej za nią stoi krzyż. Na Łemkowszczyźnie jest ich więcej niż gdziekolwiek indziej. Wyżej w dolinie Zawoi stała cerkiew wybudowana w 1780 roku, dzieło cieśli Teodora Rusinko. Stała tutaj długo, dłużej niż domy w tej opuszczonej dolinie. Jakież niesamowite wrażenie musiała wzbudzać wśród wędrujących tędy w owym czasie. Stała, trwała, ale też niszczała pozbawiona opieki. W końcu runęła w 1963, albo w 1964. Nie znalazła kustosza, choć uznawana była za jedną z najładniejszych cerkwi zachodniołemkowskich. W 2008 roku postawiono tu drzwi do wioski. Można je otworzyć i przezeń przejść na drugą stronę, by okiem wyobraźni zobaczyć to czego już tu niema, chyży i ludzi.
|
W Nieznajowej. |
|
Figura Świętej Rodziny z 1901 roku. |
|
Droga przez Nieznajową. |
|
Kapliczka z krzyżem. |
|
Krzyż. |
|
Drzwi do nieistniejącej wsi Nieznajowa. |
|
Krzyż przydrożny. |
|
Zawoja (z prawej) wpływająca do Wisłoki. |
|
Zawoja przed ujściem do Wisłoki. |
Droga skręca na południe zaraz przed drewnianym, ale niezbyt starym domem. Ktoś w nim jest. Ciekawe kto? Może potomek dawnych mieszkańców, a może ktoś kto szuka ciszy i samotności. Przechodzimy po lodzie bród potoku Zawoja, który wpada do Wisłoki. Pod drugiej stronie Wisłoki stoi domek byłej leśniczówki. Obecnie znany jako chatka „Nieznajowa” znajdująca się pod opieką Stowarzyszenia Miłośników Nieznajowej. Funkcjonuje obecnie jako schronisko dla niewymagających turystów. Przed jej progiem pojawia się człowiek, być może zaskoczony naszą obecnością, w ogóle obecnością innej żywej duszy. Pyta o warunki przejścia żółtym szlakiem do Wołowca przez dolinę Zawoi. Nie możemy mu pomóc, bo nie idziemy z tamtego kierunku.
|
Chatka „Nieznajowa”. |
Prawdziwy Beskid Niski, to ten dziki i nieujarzmiony przez człowieka. Taki jest nadal. Niegdyś takie były też niedalekie Bieszczady, ale po takich Bieszczadach pozostały legendy. Trzeba w nich dobrze szukać, aby znaleźć te pierwotne klimaty, zaś w Beskidzie Niskim mamy je wciąż... teraz.
Nagle droga, którą maszerujemy wpada do Wisłoki. Ginie w niej, a pojawia się na przeciwległym brzegu. Służy jej za dno. Rzeka jest w tym miejscu szersza. Ostatnie ocieplenie zabrało z niej pokrywę lodową. Jakoś jednak musimy przejść na drugą stronę. Niektórzy układają ścieżkę z gałęzi, kamieni lub brył lodu wyrwanych z brzegu rzeki. Nie daje to jednak gwarancji przejścia suchą nogą. Odważniejsi decydują się na inny sposób i zdaje się lepiej na tym wychodzą: ściągają buty, skarpety, podwijają spodnie w górę i przechodzą na bosaka po kamienistym dnie potoku.
Najtrudniejszy jest pierwszy kontakt z lodowatą wodą, potem idzie gładko. Jest przecież taka metoda lecznicza nazywana krioterapią. Nogi i stopy szybko jednają się z zimnem. W końcu trzeba stanąć na przeciwległym brzegu, oblodzonym i śliskim. Bosa stopa dobrze jednak trzyma się takiej nawierzchni. W błyskawicznym czasie po wyjściu z wody nogi ogarnia gorąc, jakbyśmy weszli na rozpalone węgielki. Trzeba wytrzeć stopy do sucha np. polarową rękawiczką, którą mamy pod ręką, nakładamy skarpety, buty i jesteśmy gotowi do dalszej drogi. Przeszkoda za nami. Czy dalej będą podobne? Owszem tak, ale daje się jej pokonać bez ściągania butów. Szkoda - przechodzi myśl przez głowę. Zimowe przejście przez bród potoku to niezwykłe doświadczenie.
|
Przeprawa przez Wisłokę. |
Oddalamy się nieco od Wisłoki na pewien czas, ale wciąż wędrujmy jej doliną. Mijamy miejsce po tartaku Dobrzańskiego. Za chwilę znów wchodzimy w bliskie sąsiedztwo rzeki, która pojawia się od prawej. Przecinamy ją, potem znów chyba jakiś dopływ i kolejny. Udaje się przejść na sucho po lodzie i śniegu.
|
Kolejne przejścia przez Wisłokę. |
|
Sosna. |
|
Granica Magurskiego Parku Narodowego. |
|
Przed Wisłoką. |
|
Kolejna przeprawa przez Wisłokę. |
O godzinie 9.50 dochodzimy do rozejścia dróg przy którym stoi murowana, XIX-wieczna kapliczka domkowa. Na wprost droga widzie do wsi Długie i Radocyna, w prawo do wsi Czarne. Skręcamy w prawo. Idziemy w górę doliny potoku o łemkowskiej nazwie Czorne (podobnie jak nieistniejąca w niej wioska). Droga delikatnie pnie się górę. Chmury są tak nisko, że zanurzamy się w nich szybko. Różnica jest już nawet po zyskaniu kilkunastu metrów nad poziomem morza. Maleje widoczność, robi się chłodniej.
|
Czarne, domkowa kapliczka z XIX wieku. |
|
Kapliczka u ujścia potoku Czorne. |
|
Początek drogi w górę doliny potoku Czorne. |
|
Kapliczka z krzyżem. |
|
Droga przez Czarne. |
Mijamy kolejne kapliczki i krzyże przydrożne. Z lewej wśród pastwisk widoczna jest mała bacówka. W sezonie prowadzi się tutaj wypas. Odchodzimy około jednego kilometra od Wisłoki. Stoi tu jeszcze chyża łemkowska. Jest jej obecny gospodarz, jedyny mieszkaniec nieistniejącej wsi - Jerzy Szczepkowski, artysta zajmujący się ceramiką, pochodzący z Warszwy. Otwiera furtkę i wpuszcza nas na teren obejścia. Z lewej zaraz za furtką jest czynna studnia, typowa wiejska obudowana drewnianym daszkiem, z korbą i wałkiem na którym nawija się łańcuch z uczepionym wiadrem. Powyżej mamy stary dom, nieco pochylony na bok, ale w sezonie letnim wraca do niego życie, przyjeżdżają tutaj studenci ASP na warsztaty. W tym domu przyszedł na świat i spędził dzieciństwo nasz Łemko Gienio. Za domem w obejściu stoi pięć koni. Pilnuje ich pies. Musi być przy nich cały czas, bo wilków jest tu sporo. – Wilki często zaglądają tutaj – mówi gospodarz – tutejsze okolice są ich domem.
|
Bacówka w Czarnem. |
|
Droga przez Czarne. |
|
Studnia w ocalałym łemkowskim obejściu. |
|
Wita nas jeden z koni. |
|
Na tyłach obejścia z panem Jurkiem Szczepkowskim. |
|
Czyżby coś wywęszył w kieszeni? |
|
Stara chyża z tyłu. |
|
Stara chyża z frontu. |
Pół kilometra stąd stała cerkiew greckokatolicką z 1789 roku. Niszczała po wojnie. W 1993 roku rozebrano ją i przeniesiono do skansenu w Nowym Sączu. W 1880 roku stały 54 domy, żyło 330 mieszkańców, zarówno Rusinów, jak i Polaków. W roku 1926 lub 1927 cała wioska przeszła na prawosławie. Kilka lat później powstała czytelnia i szkoła z językiem ukraińskim. Po wojnie część mieszkańców wioski wyjechała za agitacją do ZSRR. Pozostało 9 rodzin i nadal działała szkoła. Po wysiedleniach w czerwcu 1947 roku w Czarnem pozostała tylko jedna rodzina, w której Łemko był gajowym. Po roku 1956 do wioski powróciły trzy łemkowskie rodziny, ale już tu nie mieszkają. Czarne ma obecnie tylko jednego stałego mieszkańca, Jerzego Szczepkowskiego .
Pan Jerzy odprowadza nas do furtki. Żegnamy się i wracamy na rozejście dróg w dolinie Wisłoki. Tam też stoi drugi drewniany dom na terenie wsi Czarne. Mieszkał w nim pewien Łemko, jeden z tych któremu udało się powrócić w rodzinne strony w 1946 roku. Mieszkał tu do śmierci swojej żony, którą pochował na miejscowym cmentarzu w 1976 roku. Wyjechał potem do Grybowa, gdzie zmarł w 1980 roku. W domu tym mieszka obecnie Jurek Szczepkowski, którego spotkaliśmy przed chwilą we wcześniejszym obejściu. Tu ma swoją pracownię, tu pracuje i prowadzi letnie plenery ceramiczne. Wcześniej mieszkał tu Andrzej Stasiuk, rozpoczynając w tym miejscu swoje spotkanie z Beskidem Niskim, znany pisarz mieszkający obecnie tylko za jedną górą stąd. Właśnie stąd wzięła się nazwa wydawnictwa „Czarne”, w której Stasiuk wydaje swoje książki.
|
Pan Jerzy odprowadza nas do furtki. |
|
Kolejny łemkowski ślad w Czarnem. |
|
Z powrotem przed doliną Wisłoki. |
|
Drugi stary dom w Czarnem. |
Kierujemy się w stronę Radocyny, kolejnej wioski istniejącej jedynie na mapie. Wieś ciągnie się w górę doliny, aż do źródlisk Wisłoki. Kiedyś tam pójdziemy, ale nie dziś. O godzinie 10.45 zatrzymujemy się na długą przerwę w hostelu „Radocyna” położonym na skraju dawnej wsi.
Tu poznasz, kto jest kim naprawdę,
Kto umie wiatru nabrać w żaglem
Kto szczery jest, a kto udaje,
Gdy błądzi z Tobą przez rozstaje,
Kto umie czytać leśne listki
I komu bliski Beskid Niski.
(fragm.)
Czytamy wiszące na ścianie schroniska „Beskidzkie refleksje po powrocie do Radocyny”. Po trudach wędrówki dobrze jest tutaj przysiąść, odpocząć, skosztować pierogów ruskich. Gospodarze chyba nie spodziewali się tak dużej grupy o tej porze roku, ale są przygotowani. Można zjeść, napić się, pogadać. Magia hostelu udziela się i po pewnym czasie czujemy się jakby był naszym domem. Nie chce się go opuszczać.
Jednak o godzinie 12.20 opuszczamy przytulne wnętrze hostelu. Wracamy jakieś 500 metrów w dół Wisłoki, gdzie kiedyś sięgała skrajem wieś Długie (łemk. Dołhe). Wioska ta ciągnęła się na południowy wschód od Wisłoki, wzdłuż jej prawobrzeżnego dopływu. Żeby wejść na teren dawnej wsi musimy przekroczyć Wisłokę, ale jest tutaj mostek.
|
Wisłoka na wysokości wsi Długie. |
|
Wisłoka na wysokości wsi Długie. |
W 1881 roku w Długiem stało 36 gospodarstw, zamieszkiwanych przez 247 osób. Zaraz za Wisłoką znajduje się ukryty wśród drzew stary łemkowski cmentarz. Pozostało na nim kilka kamiennych nagrobków. Około 300 metrów dalej znajdowała się cerkiew pw. św. Dymitra, zbudowana w 1745 roku. Cerkiew ta stała tu jeszcze w 1955 roku. Powyżej miejsca po cerkwi stoi kamienny krzyż z 1869 roku, poniżej znajduje się cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej nr 44 zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča, na którym pochowano 37 Austriaków i 207 Rosjan. Te cmentarze w okresie międzywojennym wpisywały się w krajobraz łemkowskich wiosek.
|
Przed cmentarzem wsi Długie. |
|
Cmentarz łemkowski we wsi Długie. |
|
Cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej nr 44 zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča. |
|
Kamienny krzyż z 1869 roku stojący powyżej miejsca po cerkwi. |
|
Kapliczka z krzyżem we wsi Długie. |
|
Przez Długie. |
Idąc dalej mijamy kapliczki i krzyże. Wiele z nich jest zniszczonych. Na drugim końcu wsi zatrzymujemy się przy symbolicznych drzwiach do wsi - wsi, której już nie ma. Jest na nich szkic z rozmieszczeniem domów i nazwiskami mieszkańców. Przed wojną stały w niej domy jeden za drugim, wzdłuż drogi która podążaliśmy. Ich „...ściany z dala bielały, okna niewielkie w domu.” Wejdźmy do środka jednej z tych chat: „w kącie przeciwległym do pieca stał stół, za nim zbiegały się dwie długie, przyścienne, nieruchome ławy, służyły do spania. Misa na stole, z której jedli wszyscy. Skromnie było.” Tyle można zobaczyć spoglądając na drzwi do wsi Długie. Za ich progiem jednak nie widać żadnej z chat. Krajobraz wsi nie jest podobny do tego, jaki tu był pierwotnie. Dzisiaj w tej wsi...
Dachem wysokie Niebo nad Tobą, ścianami las gęsty.
Wbrew wszystkiemu co widzimy w dolinie pozostała ta sama co kiedyś, łemkowska gościnność, zaproszenie na drzwiach:
Przekrocz próg Domu tego, a dawnej gościnności smak zaznasz.
|
Drzwi do nieistniejącej wsi Długie. |
|
Pusta kapliczka. |
I jakże moglibyśmy tu nie przyjechać znów kiedyś. Dolina zmieniła się bezpowrotnie. Wiedzą o tym Łemkowie, wiedzą o tym wszyscy. Pamięć musi jednak pozostać. – „Te drzwi mają przypominać historię tych miejscowości ... są symbolem życia które kiedyś tutaj było ... tego co było, a czego w tej chwili nie ma...” – opowiadała Natalia Hładyk, twórczyni drzwi do nieistniejących wiosek.
Powyżej drzwi wciąż podążamy na przełęcz. Mijamy wciąż krzyże, kapliczki. Niektóre puste i zniszczone. W jednej z pustych wnęk „zamieszkała” współczesna figura Matki Bożej. Wiatr się wzmaga, gdy zbliżamy się do siodła rozległej przełęczy Długie, leżącej na wysokości około 550 m n.p.m. Stoi na niej duży kamienny krzyż. Przez przełęcz przechodzimy o godzinie 13.15. Przechodzi przez nią granica między województwem małopolskim i podkarpackim.
|
Droga z Długiego na Przełęcz Długie. |
|
Kolejna pusta kapliczka. |
|
Przydrożny krzyż. |
|
Oblodzone igiełki. |
|
Krzyż na Przełęczy Długie. |
Schodzimy do Wyszowatki. Do 1968 roku wieś nazywała się Wyszowadka. Jej nazwa pochodzi od słowa „wisz” oznaczającego zarośla, sitowie, bądź mokrą łąkę. Obecnie jest to osiedle z popegeerowskim krajobrazem. Są w niej również budynki po zakładzie karnym rozwiązanym pod koniec lat siedemdziesiątych. Na drodze pojawia się asfalt i kończy pustkowie. Wyszowadka to ostatnia wieś z łemkowskim rodowodem na trasie dzisiejszej wędrówki. Podzieliła los taki sam jak inne łemkowskie wioski – wszystkich jej mieszkańców przesiedlono na wschód (240 osób). Wspominają ich dwa kamienne krzyże z roku 1904 stojące przy drodze oraz murowana kapliczka z kamienia przykryta gontem z 1924 roku.
|
Kamienny krzyż w Wyszowadce z 1904 roku. |
|
Wyszowadka. |
W Wyszowadce kończymy wędrówkę o godzinie 13.45. Jeszcze tylko spojrzenie za siebie: widać drogę skąd przyszliśmy - znika w toni mgły. Łemkowie tęsknią, lecz nie wracają do swoich gór, dlaczego? Adam Barna z Czarnego w swoim „pamiętniku wysiedleńca” odpowiada „Dusza i serce jest stale w górach, ale stare ciało musi pozostać już z rodzicami, sąsiadami i znajomymi na obczyźnie. Tam jest teraz zielona pustynie, tu pozostał niezapomniany żal”. Jakże nie mieć żalu za wypędzenie z rodzinnych stron, czy pragnienia otrzymania zadośćuczynienia za krzywdę. Gdyby nawet wrócić to do czego - na to pustkowie, które dzisiaj zobaczyliśmy? Zostawić po raz drugi zapuszczone korzenie i urządzać życie na nowo znów? Nawet będąc nie-Łemko, jesteśmy wrażliwi na te rozterki. Dostrzegamy rozdroża problemów, których nie potrafimy rozwiązać, choć bardzo chcielibyśmy to zrobić. Staramy się podtrzymywać pamięć i tożsamość opuszczonych gór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz