Wabiące naturalnością, olśniewające urodą, różnorodnością kształtów, a nawet odcieni fioletu i różu. Wśród nich zdarzają się również albinosy. Są niewielkie, lecz dzielnie potrafią przeciwstawić się surowości wczesnowiosennej aury, kiedy pierwsze symptomy wiosny próbują przełamać wszechobecną jeszcze zimę w Tatrach. W niektórych miejscach zakwitają łanami tworząc na polanach spektakularne dywany. Ich rozkwit nie trwa długo - zwykle około 3 tygodnie pod warunkiem sprzyjającej przez ten czas aury.
Dzisiaj zdecydowaliśmy się spędzić dzień relaksacyjnie. Wczorajsza zimowa wędrówka i wspinaczka na Kozi Wierch zmordowała nas nieco. Odespaliśmy wiec co trzeba, zjedliśmy nieduże śniadanie i wybraliśmy się do popularnego, łatwo dostępnego miejsca w Tatrach - na Polanę Kalatówki.
Nad nami słoneczko i błękit nieba, a pod butami droga na górską polanę. Ruszyliśmy zobaczyć, jak wygląda tam wiosna. Na Polanie Kalatówki obudziło się już mnóstwo krokusów. Wypełniły wolne od śniegu poletka. Jednakże to dopiero początek, gdyż na polanie zalega jeszcze mnóstwo śniegu. Wybierając się dzisiaj na Kalatówki sądziliśmy, że śniegu w ogóle już nie będzie, bo ostatnie dni były bardzo ciepłe. Śnieg ten jest jednak zbity i zleżały - potrzebuje więcej czasu na stopnienie. Na polanach znajdujących się głębiej w dolinach śniegu jest jeszcze sporo. Jednak, gdy niedzielna aura utrzyma się przez kilka kolejnych dni doliny zapewne uwolnią się zupełnie od śnieżnobiałej pokrywy. Z kilka dni bardzo prawdopodobny jest szczyt wysypu krokusów w Tatrach. Oby tylko słoneczko nas wtedy nie opuściło, gdy wybierzemy się za tydzień do Chochołowskiej. Tłumy i owszem będą. Przyzwyczailiśmy się do nich i nie przeszkadzają nam, poza niektórymi jednostkami, które próbują rozdeptać te śliczne fioletowe maleństwa.
Była to leniwa niedziela. Zauroczyły nas pierwsze tegoroczne gromady tatrzańskich krokusów. Polana Kalatówki przechodzi swoistą transformację – wiosna już przyszła, ale zima jeszcze nie odeszła. Na Kalatówkach oddaliśmy się wiosennej idylli – odpoczęliśmy, zjedliśmy obiad, wypiliśmy szklaneczkę złocistego napoju. Czegóż więcej do szczęścia potrzeba?
Oto obrazki z tej naszej krótkiej wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz