Jest czwarta trzydzieści. Palenica Białczańska spowita jest jeszcze mrokiem. Gwiazdy do nas mrugają. Są ich miliardy. Gdy tak chwilę dłużej wpatrzyć się w kosmos, to widok nieba tak usłanego gwiazdami zaczyna przerastać naszą wyobraźnię. Wiemy jaki jest nasz świat, nie znamy choćby jednego innego z tych miliardów. Czy są tak piękne jak ten nasz? Czy wstalibyśmy dla nich tak wcześnie? Chwilę po nas w Palenicy Białczańskiej pojawia się kilka innych zespołów, które wyruszają spotkać się z zimowym pięknem tatrzańskich grani.
TRASA:
Palenica Białczańska (984 m n.p.m.)
Wodogrzmoty Mickiewicza (1100 m n.p.m.)
Dolina Roztoki (1435 m n.p.m.)
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1672 m n.p.m.)
Rozstaj pod Kozim Wierchem (1710 m n.p.m.)
Kozi Wierch (2291 m n.p.m.)
Rozstaj pod Kozim Wierchem (1710 m n.p.m.)
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1672 m n.p.m.)
Dolina Roztoki (1435 m n.p.m.)
Wodogrzmoty Mickiewicza (1100 m n.p.m.)
Palenica Białczańska (984 m n.p.m.)
OPIS:
Asfaltowa droga do Morskiego Oka miejscami pokryta jest plamami lodu. Są to dobrze widoczne szkliste plamy i łatwo je ominąć. Powoli znika ciemność. Z cienia szarości wyłania się prze nami Gerlach, znajoma sylwetka góry, której szczyt kojarzy nam się z Trzema Koronami. Nadchodzi świt. Na ostatniej prostej przed Wodogrzmotami Mickiewicza jest już całkiem widno, ale słońce wciąż jest skryte po drugiej stronie Tatr. Zatrzymujemy się na dawnym placu parkingowym pod drugiej stronie mostu nad potokiem... Zakładamy raczki na podejściowe buty, bo dalej na szlaku na pewno jest śnieg i lód. Potem jeszcze tylko łyk płynu i idziemy dalej. Faktycznie nie pomyliliśmy się. Bez kolców na butach trudno byłoby wdrapać się na uskok doliny. Potem jest już łatwiej. Dalsza droga jest znana sympatykom tatrzańskich wędrówek, bo Dolina Pięciu Stawów Polskich jest popularnym celem. Szlak wznosi się i obniża, skręca na lewo i na prawo, przecina po mostkach potok. Wydaje się, że w ogóle nie zdobywamy wysokości, aż do kolejnego przecięcia potoku, kiedy skręcamy na lewo, na stromy stok Świstowej Czuby. Trawers w lewo, potem w prawo i dróżka przyjmuje charakter stokówki. Znów podążamy w górę doliny, znów w miarę łagodnie zyskując na wysokości. A szczyt docelowy jest już widoczny, ale wciąż musimy zadzierać głowę do góry, by na niego popatrzeć, bo wciąż jest wysoko ponad nami.
|
Palenica Białczańska, godzina 4:30. |
|
Księżyc. |
|
Nadchodzi świt. Z prawej widać Gerlach. |
|
Dolina Roztoki. |
Kilkanaście minut przed siódmą wychodzimy z lasu na przedpola Siklawy. Nie słychać jej grania o tej porze roku. Strugi obijające się o skały są zastygłe w lodzie. Z prawej widzimy próg Dolinki Buczynowej. Ponad Dolinką Buczynową sterczące ostrza granitowego grzebienia Orlej Perci. Ciąg Granatów i Buczynowych Turni wygląda stąd na znacznie krótszy niż w rzeczywistości. Przełęcz Krzyżne, na której Orla Perć ma jeden ze swoich końców nie jest widoczna. Imponująco jednak wznosi się Wielki Wołoszyn, leżący po wschodniej stronie przełęczy. Kiedyś, w okresie międzywojennym i przez niego przebiegał podniebny szlak, jak go niektórzy zowią.
Przed Wodospadem Siklawy szlak rozwidla się, ale w zimie wskazany jest jeden wariant. Ten który zmierza bliżej Siklawy jest zakazany ze względu na duże zagrożenie lawinowe. Zimowy wariant prowadzi w górę uskoku znajdującego się po lewej. Nie jest on długi, ale stromość do pokonania sprawia, że ten odcinek jest nie lada wyzwaniem, a będzie jeszcze większym podczas schodzenia. Wejście na uskok zajmuje nam około pół godziny. O godzinie 7.30 wchodzimy do schroniska stojącego na wysokim progu doliny, położonego na wysokości 1670 m n.p.m.
|
Górna część Doliny Roztoki. |
|
Dolinka Buczynowa (słow. Bučinová dolinka) otoczona granią Orlej Perci. |
|
Panorama Orlej Perci z progu Doliny Pięciu Stawów Polskich. |
|
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. |
W Schronisku PTTK w Dolinie Pięciu Stawów jest bardzo tłoczno. Dwa tygodnie temu chcieliśmy zarezerwować sobie w nim nocleg na ten weekend i już nie było ani jednego wolnego miejsca. Dzisiaj przy schronisku organizowana jest impreza skiturowa, także zajęcia z zimowej turystyki. Wewnątrz schroniska udaje się znaleźć kawałek wolnej ławki. Możemy wygodnie wypić po kubku herbaty. Potem przebieramy buty pod raki i przygotowujemy sprzęt asekuracyjny, którym może się nam przydać na dalszym odcinku.
O godzinie 8.30 wychodzimy ze schroniska. Po założeniu raków zmierzamy dalej w głąb doliny. Dolina rozgrzana jest już promieniami słońca, nie mniej przy powierzchni panuje temperatura powstrzymująca topnienie śniegu. Jego wierzchnią warstwę stanowi puch. Niedaleko od schroniska przecinamy kładką ukrytą pod śniegiem strugę potoku Roztoka wypływającą z Wielkiego Stawu Polskiego. Stawy w dolinie są jeszcze silnie skute lodem. Idziemy równolegle do północno-zachodniej linii brzegowej Wielkiego Stawu Polskiego w kierunku Szerokiego Żlebu opadającego spod Koziego Wierchu. W lecie to właśnie tym żlebem prowadzi szlak na szczyt Koziego Wierchu, lecz w zimie byłoby to zbyt niebezpieczne. Szerokim Żlebem lubi zejść lawina. W zimie wybrana musi być inna droga np. po lewej patrząc od dołu, gdzie wystające skały ułatwiają odnalezienie optymalnej drogi. Częściej jednak turyści wybierają stronę prawą i tam też widzimy wyraźnie wydeptaną ścieżkę, w przeciwieństwie do grzędy po lewej stronie żlebu. Wybieramy zatem prawą stronę od Szerokiego Żlebu.
|
Nad Wielkim Stawem Polskim. |
Widzimy przed sobą tylko jeden dwuosobowy zespół, ale za nami w oddali wiać kolejne. Piękna aura przyciągnie tutaj jeszcze wielu. Widać już spory sznureczek ludzi zmagających się z progiem przy Siklawie. Tutaj na stoku Koziego Wierchu jest jeszcze pusto. O godzinie 9.00 rozpoczynamy napierać na górę. U podnóża góry nie ma dużego nachylenia. Nieduża warstwa miękkiego śniegu sprawia, że z początkiem podejścia radzimy sobie dość szybko, ale dalej nachylenie zbocza znacznie rośnie. Częste odpoczynki dla złapania rytmu oddechu są niezbędne. Wchodzimy w trawersy, aby złagodzić podejście. W jednym z nich zbliżamy się nawet blisko rynny żlebu, ale szybko odwracamy się i wspinamy się w przeciwnym kierunku. Wkrótce wchodzimy między wystające spod śniegu skałki. Dają one większe poczucie bezpieczeństwa, do którego zimą trzeba podchodzić z większą troską. Białe góry wyglądają niewinnie, ale to zwodnicze myślenie. Mały błąd, nieuwaga, zła ocena sytuacji, czy zrządzenie zdarzeń może sprawić, że zlecimy w dół z lawiną. Dzisiaj do południa zapowiedziany jest pierwszy stopień zagrożenia lawinowego, ale po południu, gdy pod wpływem wysokiej temperatury warstwa śniegu będzie odklejać się od skał zagrożenie lawinowe wzrośnie do dwójki. Szczególnie będzie to zauważalne na najbardziej nasłonecznionych, południowych stokach.
|
Początek zbocza pod Kozim Wierchem. |
|
W górze pokazuje się wierzchołek. |
|
Zbocze jest co raz bardziej strome. |
|
Widok na uskok Doliny Pięciu Stawów Polskich. |
|
Za nami skuty lodem Wielki Staw Polski. |
|
Schronsko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. |
|
Na horyzoncie Niżne Tatry. Z lewej Grań Hrubego, a za nią pokazuje się szczyt Krywania. |
Jest już gorąco. Najchętniej pozbylibyśmy się ostatniej warstwy okrycia, czyli koszulek, ale czy byłoby to stosowne. Robimy częste przystanki, w tym ze dwa dłuższe, podczas których przysiadamy i spoglądamy na dolinę, i jej otoczenie, i błękit nieba, i uwierzyć nie możemy w tak cudowną aurę. Wtedy człowiekiem władać zaczyna lenistwo szepcące cichutko do głowy, ażeby posiedzieć dłużej, a najlepiej uciąć sobie drzemkę na śnieżnobiałej pościeli. W dali przed budynkiem schroniska widać kilka osób wylegujących się w słońcu w leżakach. Czujemy jednak niewyspanie, które zapewne sprawiłoby, aby krótka drzemka w bezwiednym odlocie przerodziła w twardy, choć z pewnością błogi sen. Góra jednak czeka, a nie będzie długo czekać w tak pięknej aurze. Na sen przyjdzie jeszcze czas. Ciągniemy w górę. Zwlekamy z założeniem kasków, aby wyrównać opaleniznę na głowie. Górskie, zimowe słońce zrobi to bardzo szybko.
|
Z widokiem na Dolinę Roztoki. |
|
Trawers. |
Wierzchołek Koziego Wierchu wizualnie wydaje się już bardzo bliski, ale wciąż przybliżamy się do niego bardzo powoli, tym bardziej, że przed granią nachylenie stoku znacznie rośnie. Pod grzebień grani docieramy o godzinie 11.20. Znów zasiadamy na śnieżnobiałej pierzynie i odpoczywamy chwilę, potem ruszamy na lewo w kierunku szczytu. Z prawej mijamy wąską czeluść opadającą do Dolinki Koziej. Przechodzimy blisko skały po prawej. Przy skale tej jest spora stromizna opadająca właśnie wprost do czeluści. To wzmaga naszą ostrożność i skupienie nad każdym krokiem. Adrenalina będzie większa podczas schodzenia, kiedy śnieżną rynnę ostro opadającą w dół będziemy mieli przed sobą. Nie widać jej końca, nie widać jak się załamuje na skałach, ale wiemy jak wygląda ta skalna ściana z drugiej strony. To pobudza wyobraźnię.
|
Odpoczynek przed wejściem na grań. |
|
Czeluść do Dolinki Koziej. |
|
Grzbiet i podejście nad czeluścią. |
|
Na skalnym grzebieniu. |
|
Ślady lawinek w Szerokim Żlebie. |
Wychodzimy w końcu na grań. Jest oczywiście wąska i to bardzo. Na wprost widać już wierzchołek Koziego Wierchu. Stoi na nimi kilka osób. Jest już naprawdę bardzo blisko. Tylko trzeba przejść niemal już płasko, ale nad urywającym się Szerokim Żlebem, który ma tutaj swój początek. Idziemy dalej przed siebie mając z lewej powietrzne przestrzenie. jak również z prawej to samo. Śnieżna ścieżka obchodzi najbardziej wybijające się skały od lewej. Z prawej ściana opadająca do Dolinki Koziej jest zdecydowanie bardziej urwista, w wielu miejscach podcięta. Z tego też względu pasterze wypasający dawnymi czasy w Dolince Koziej wcale nie nazywali tego szczytu Kozim Wierchem, tak jak pasterze po drugiej stronie, lecz Czarnymi Ścianami. Nazwa ta dopiero później przylgnęła do sąsiedniego, południowo-wschodniego szczytu.
|
Kozi Wierch na grani. |
|
Pod granią Koziego Wierchu. |
|
Dolinka Kozia i Dolina Gąsienicowa Czarna. W dali widać ośnieżony masyw Babiej Góry. |
|
Podcięta grań. |
Na szczyt Koziego Wierchu (słow. Kozí vrch; 2291 m n.p.m.) wchodzimy o godzinie 11.45. Uff! Zeszło nam trochę z podejściem góry. Od schroniska szliśmy 2 godziny i 45 minut, czyli 35 minut dłużej niż mapowy czas (letni). Teraz nadszedł czas na zasłużoną sielankę w ekscytującym i prześlicznym krajobrazie. Kozi Wierch jest najwyższą górą położoną w całości (od podnóży) na terytorium Polski. Roztacza się z niego fenomenalna panorama. Przez Kozi Wierch przechodzi szlak Orlej Perci, jednokierunkowy od strony zachodniej, czyli od przełęczy Zawrat poprzez Mały Kozi Wierch, Zmarzłe Czuby, Zamarłą Turnię i Kozie Czuby, które z perspektywy wierzchołka na którym stoimy są bardzo niskie. Jedynie położona trochę dalej Świnica (2301 m n.p.m.) dorównuje wysokością, ale nie ma się co temu dziwić, gdyż jest ona wyższa od Koziego Wierchu.
|
Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). |
|
Dotarliśmy na szczyt, czas spocząć na skale. |
|
Grań Koziego Wiechu w stronę wschodnią. |
|
Widok na Granaty. Z lewej najniższa to Żółta Turnia. |
Za Świnicą widać całe Tatry Zachodnie. Dawno temu, kiedy Tatry znaliśmy tylko z perspektywy bocznej, wydawało się nam, że są one większe. Patrząc na ich rozciągłość widzimy ich krańce i uświadamiamy sobie, że piki tych gór są policzalne. Szkoda, że miliony lat temu nie wyrosły bardziej rozlegle. W tym jednak jest ich wyjątkowość, że na stosunkowo niewielkiej powierzchnie 785 km² wykształciła się taka unikatowość krajobrazowa i przyrodnicza. Wyrastają nagle od strony północnej, na co zawsze z podziwem spoglądamy wjeżdżając na Kotlinę Nowotarską. Od strony południowej nie robią takiego wrażenia. Z tamtej strony zaraz za doliną Wagu i Popradu wznosi się kolejny wysoki wał górski Niżnych Tatr, wabiący jeszcze inszą odmiennością. Dla nas po drugiej stronie Tatr są kolejne Tatry, mniej znane, widoczne z Koziego Wierchu w znacznej części. Klarowność zimowego powietrza pozwala dostrzec tego, czego zazwyczaj latem nie da się zobaczyć.
Najwyższe szczyty Tatr znajdują się oczywiście na wschodzie. Tkwią tam w skupieniu, w swoim królestwie, choć i Kozi Wierch, i Świnica, i widoczny Krywań z Granią Hrubego do niego należą. Tatry Wysoki zaczynają się na Suchej Przełęczy leżącej przed Kasprowym Wierchem, który stąd wygląda dość chucherkowato, żeby nie powiedzieć, że w ogóle ginie z krajobrazu mając za sobą wyższy, charakterystyczny grzbiet Giewontu. Zagęszczenie szczytów Tatr Wysokich na wschodzie jest jednak bardzo duże. Szczyty jedne na drugie zakładają się. Niektóre wyodrębniają się znakomicie, jak Lodowy Szczyt, Gerlach, czy Rysy. Na końcu plejady szczytów widoczne są też Tatry Bielskie, trzecie, najmniejsze tatrzańskie pasmo, ukazujące nam nie tylko swe najbardziej znane szczyty, ale również Jatki wypiętrzające się na południowo-wschodnim krańcu tego pasma.
|
Panorama Tatr Zachodnich. |
|
Widok na grzbiet Orlej Perci (Kozie Czuby, Zamarła, Turnia, Zmarzłe Czuby), Zawratową Turnię, Świnicę.
W tle Tatry Zachodnie, |
|
Dwa wierzchołki Świnicy. U dołu zdjęcia widać Zawratową Turnię ze śladem po obrywie skalnym. |
|
Fragment łańcucha Niżnych Tatr (tzw. część dziumberska). |
|
Kasprowy Wierch i Giewont. |
|
Babia Góra. |
Aura jest fantastyczna. Miała ona przyczynić się do większego tłoku na zimowych szczytach Tatr, jak prognozowaliśmy to sobie, jednakże liczba wspinających się osób jest mniejsza niż przypuszczaliśmy. Na okolicznych szczytach, Świnicy, Granatach, Kościelcu widzimy grupki kilku osobowe. Również na naszym Kozim Wierchu jest obecnie tylko kilka osób. Owszem zmieniają się, bo jedni schodzą, a drudzy wychodzą, ale na przedeptanym szlaku jest swobodnie. Nawet na jednym ze szczytowych głazów nie ma problemu, aby zalegnąć i wystawić piersi i lica ku słońcu. Na szczycie Koziego Wierchu nie ma zbyt dużo miejsca, szczególnie w zimie, ale nikt nie ma trudności na znalezienie miejsca dla siebie. Nikt nie chce schodzić po wyjściu na szczyt od razu, ani za kwadrans, ani nawet za godzinę. Jest zbyt tu pięknie. Z niedowierzaniem spoglądamy na zegarek, gdy widzimy dochodzącą godzinę 13.30. Kiedy nam ten czas zleciał. Żadne z nas nie ma pewności, czy już powinniśmy schodzić, a może jeszcze chwilkę tu pozostać. Przecież jutro mamy dzień wolny. No tak, ale o której godzinie odjeżdża do Zakopanego ostatni bus z Palenicy Białczańskiej. W lecie na pewno byśmy mieli na co liczyć nawet w godzinach popołudniowo-wieczornych, ale w zimie już raz ścigaliśmy się z czasem, aby zdążyć na ostatniego busa. A zresztą jak nie zdążymy, to pójdziemy do Zakopanego na nogach😉 bo przecież lubimy chodzić.😃
|
Drzemka. |
|
Poleżanko. |
|
Panorama Tatr Wysokich i Tatr Bielskich. |
|
Tatry Wysokie. Z lewej widać Tatry Bielskie. |
|
Świnica na tle Tatr Zachodnich. |
|
Tatry Zachodnie. |
|
Tatry Zachodnie. |
|
Granaty. |
|
Tatry Wysokie z Gerlachem, Rysami i Mięguszowieckim Szczytem Wielkim w roli głównej. |
|
Panorama Niżnych Tatr. |
|
Ponad Doliną Pięciu Stawów Polskich. |
|
Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). |
|
Czas wracać. |
Zaczynamy schodzić o godzinie 13.30. Asekurujemy się w trudniejszych miejscach, przede wszystkim na najbardziej stromych i eksponowanych odcinkach. Ostrożności nigdy nie za wiele, a po za tym trening uczy dobrych nawyków. Żegnamy urokliwy wierzchołek góry. Z Doliny Pięciu Stawów Polskich podążają na niego kolejni turyści. Najbardziej emocjonujące, to oczywiście wspomniana czeluść skrywająca się za skałą, a potem kolejne miejsce nieco poniżej, gdzie jest spore nachylenie. Wiele osób schodzi tędy tyłem, czyli twarzą do stoku wbijając w śnieg dziób czekana.
|
Spojrzenie z grani na Kozi Wierch. |
|
Stromy stok Koziego Wierchu i Szeroki Żleb. |
|
Zejście nad czeluścią. |
Śnieg pod granią zrobił się grząski, ale ma konsystencję firnu. Nogi dość głęboko zapadają się w nim. Raki raczej nie trzymają się w takim śniegu zbyt pewnie, gdyż obsuwają się wraz ze śniegiem. Zniknęła też jedna wydeptana ścieżka i każdy wyszukuje sobie swoją dogodną drogę na tej stromiźnie. Przed nami cały czas rozciąga się w pełnej okazałości Dolina Pieciu Stawów Polskich ograniczona z drugiej strony grzbietem odchodzącym od Szpiglasowego Wierchu na północny wschód, czyli ze szczytami Miedziane i Opalony Wierch.
Gładkie tafle stawów pokryte lodem i śniegiem zdają się w ogóle nie przybliżać. Cały czas zapadamy się w śniegu, nic nie pomaga schodzenie po śladach innych. Nikomu to nie pomaga. Część schodzących w dolnych partiach stoku decyduje się na tzw. „dupozjazd”, dzięki któremu znacznie skracają czas zejścia. nam udaje się to dopiero około godziny 16.30, ale pozostaje jeszcze dojście do schroniska, a potem dalsza droga z uskokiem doliny. Słońce zaczyna dotykać już grani. Zajdzie wcześnie, jak kalendarzowej zimy, bo czas będziemy zmieniać dopiero tej nocy. Jutro zajdzie więc godzinę później. Nie obawiamy się jednak zmroku. Jesteśmy na to przygotowani, a jedynie o powrót do Zakopanego, który jednak nie determinuje nas to do pośpiechu.
|
Stromizna. |
|
Przejście w pobliżu Szerokiego Żlebu (widać go po prawej). |
|
Na lewej stronie zbocza. |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich. |
|
Próg doliny w linii prostej wydaje się być już bardzo blisko. |
|
Trawers na prawo. |
|
Zmiana kierunku. |
|
W Szerokim Żlebie widać ślady po lawinkach. |
|
U podnóża Koziego Wierchu. |
|
Przed nami Opalony Wierch i Miedziane. |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich. Słońce za chwilę dotknie grani. |
Gdyby były wolne miejsca, zapewne zostalibyśmy na noc w schronisku. Łapalibyśmy z leżaków ostatnie promyki słońca ocierające się o śnieżną, lśniącą pokrywę w blasku. Po jego zachodzie zaś zapewne spróbowalibyśmy policzyć wszystkie gwiazdy na niebie, bo przed świtem nie zdążyliśmy tego zrobić. A może udałoby się odszukać pośród nich tą szczęśliwą dla nas, która dała nam ten cudowny dzień. Jego fenomen to nie tylko aura i wspaniałe miejsca, które odwiedziliśmy, ale z pewnością też chęć poniesienia wspólnego wysiłku, aby doznać czegoś wyjątkowego, doznać przeżyć niezwyczajnych, które łączą we wspólnych wspomnieniach. Dlatego wszystko nam już jedno, czy zdążymy na busa, czy też nie... Aha, na pewno nie zdążymy i to jest jedyna pewna rzecz w tym momencie. Jest już po siedemnastej.
|
Przed schroniskiem. |
Pod schroniskiem szybciutko przepakowujemy plecaki, ale raki zostawiamy sobie jeszcze na butach, bo przydadzą się na uskoku. Z uskokiem doliny chyba też nam dłużej schodzi nie przy jego podejściu. Zejście wyzwala większa ostrożność. Dalej już po ciemku przy świetle czołówek podążamy dróżką przez las wraz z grupkami innych turystów, którzy w pięknie dzisiejszego dnia ulegli chwilom zapomnienia i przestali liczyć się z czasem. Czas stał się dzisiaj mniej ważny, zszedł na drugi plan. Nawet pieniądze przestały się na moment liczyć, gdy postanowiliśmy zamówić sobie taksówkę do Zakopanego. Za takie chwile w życiu trzeba zapłacić 120 złotych - warto. Chcielibyśmy jeszcze wybrać się gdzieś (oczywiście już nie dzisiaj), ale czy na jutro zdążymy się wyspać.
Dobrze jest osiąść na parę dni w Zakopanem i snuć na bieżąco plany co jutro będziemy robić, a może zastanowimy się nad tym jutro, jak wstaniemy?
Paskudne smugi kondensacyjne na niebie. Poza tym bajka.
OdpowiedzUsuń