Rzeka Wieprz płynie ze spokojem wycinając zakola przez Lubelszczyznę. Ma 303 km długości. Przepływa przez Roztocze, gdzie integruje się wyjątkowo silnie ze środowiskiem i pozwala łączyć przyjemność spływu z bliskością przyrody. To pociągający odcinek rzeki, choć ze spływów wyłączony jest najciekawszy i najbardziej atrakcyjny fragment przepływający przez Roztoczański Park Narodowy. Dzika przyroda jednak nie kończy się tam gdzie kończy się park narodowy, lecz wyczuć ją można wokół w otulinie.
Ten dzień spływu rozpoczynamy w miejscu, gdzie rzeka opuszcza obszar Roztoczańskiego Parku Narodowego, na przystani w miejscowości Obrocz. To duża przystań, gdzie składowanych jest mnóstwo kajaków. Panuje chmurna, ale ciepła aura. Wyśmienita na spływ, choć z pewnością nie złapiemy dzisiaj opalenizny. Wystarczy jednak wczorajsza, bo co za dużo to niezdrowo. Wrzesień na Roztoczu to ciekawa pora. Właściwie już po sezonie kajakarskim, który kończy się tutaj z ostatnimi dniami wakacji. Teraz na rzece jest pusto, ale w sezonie płyną po niej sznureczki kajaków. Jest wówczas bardzo ciasno.
Ten dzień spływu rozpoczynamy w miejscu, gdzie rzeka opuszcza obszar Roztoczańskiego Parku Narodowego, na przystani w miejscowości Obrocz. To duża przystań, gdzie składowanych jest mnóstwo kajaków. Panuje chmurna, ale ciepła aura. Wyśmienita na spływ, choć z pewnością nie złapiemy dzisiaj opalenizny. Wystarczy jednak wczorajsza, bo co za dużo to niezdrowo. Wrzesień na Roztoczu to ciekawa pora. Właściwie już po sezonie kajakarskim, który kończy się tutaj z ostatnimi dniami wakacji. Teraz na rzece jest pusto, ale w sezonie płyną po niej sznureczki kajaków. Jest wówczas bardzo ciasno.
Przystań w Obroczy. |
Płyniemy Wieprzem, przy którym sadowią się lasy, ciągi drzew nadrzecznych, chylących się nad powierzchnię rzeki. W czasie upałów te drzewa stwarzają przyjemne warunki ściągając na wodę cień. Niektóre powalił czas i próchnieją w nurcie rzeki. Niektóre omijamy, niektóre ocierają kadłub kajaka. Wpływamy do Zwierzyńca są dwie przystanie z plażą. Zeszłego roku korzystaliśmy z gościny tej drugiej. Tym razem zatrzymujemy się w pierwszej. Bufet zaczyna pracować pełną parą. Można coś przekąsić, napić się coś chłodnego lub ciepłego.
Przystań w Zwierzyńcu. |
Po przerwie płyniemy dalej. Pokonujemy kolejne meandry rzeki. Dopływamy do miejsc, gdzie jej brzegi porasta trzcina. Wkrótce pojawia się przed nami nisko zawieszona metalowa kładka. Ktoś namalował na niej napis, krótki i jednoznaczny „Kryj ryj” - chowamy się w kajakaui przepływamy bez uszczerbku na ryju pod kładką. Wypływamy na zalew Rudka. Na przeciwległym brzegu widzimy niedużą zaporę elektrowni. Kierujemy się na prawo od zapory, gdzie czeka nas przenoska.
Odpływamy od przystani. |
Kontrola położenia z mapą. |
Kładka nad wpływem Wieprza do zalewu Rudka. |
Zalew Rudka. |
Zapora elektrowni na zalewie Rudka. |
Płyniemy dalej przez urokliwy Zwierzyniec, miasteczko, gdzie siedzibę ma Roztoczański Park Narodowy. Rzeka wartko przepływa pod wiaduktem kolejowym, gdzie woda przelewa się po kamienistym dnie. Na szlaku wodnym pojawiają się urocze mostki i kładki. Na lewo od nas znajduje się staw z wyspami. Na jednej z tych wysp stoi barokowy kościół na wodzie. W sąsiedztwie tego stawu znajduje się zabytkowy browar z 1806 roku produkujący piwo „Zwierzyniec” w charakterystycznych butelkach.
Zmieniamy kierunek z zachodniego na północno-zachodni. Mijamy kolejne domostwa założone przy nabrzeżach rzeki. Scalają się one z rzeką drewnianymi pomostami. Widzimy tabliczki informujące, że jest to teren prywatny. Zatem biwak nie jest w takich miejscach możliwy. Rzeka kieruje się na północ. Wpływa między dwie osady. Z lewej mamy wieś Wywłoczka, z prawej wieś Bagno. Przed południem cumujemy na lewym nabrzeżu, przy posesji Jana. Odpoczniemy przy grillu.
* * *
Tymczasem, mniej więcej w tym samym czasie i całkiem niedaleko łączki Jana zacumował swoisty statek. Ma on bosmana, znanego na lądzie z imienia Albert, lecz na wodach zwany jest Glaukosem. Tutejsi mieszkańcy zdaje się nie na co dzień widzą tak potężną jednostkę. Dziwnie i niespotkanie się zwie. To nieznana i jedyna nazwa na wodach morskich i oceanicznych, jak też rzecznych - „Mercedes”. Glaukos powiada, że „król jest tylko jeden” i trzeba wiedzieć, że w kontekście tego sformułowania Glaukos ani myśli o sobie, ani znamienitych załogantach, czy elitarnych pasażerach, lecz nawiązuje do jednostki, z którą związany jest od lat. Nikt nie słyszał, aby kiedykolwiek go zawiodła, no może poza incydentalnym zdarzeniami, nierzadko również była mu domem. Na jej pokładzie znajduje się spory kubryk, który pomieści nawet 54 osoby. Zwykle wszystkie znajdujące się w nim koje są zajęte, a z pewnością taki jest, gdy podróżują w nim postacie tak szacowne, jak te, które właśnie opuszczają pokład.
Postacie?... Hmm... Osada, w której się pojawili dawno już nie widziała tak barwnego korowodu. Jej mieszkańcy z niedowierzaniem spoglądali w jego kierunku, choć żaden z nich nie śmiał opuścić swego domostwo, ani nawet pomyśleć od tym, by wyjść do ogródka, czy stanąć bezpośrednio przy drodze i powitać niecodziennych gości. Być może z braku śmiałości, a może ze strachu mieszkańcy pochowali się w swoich domach. Korowód wyraźnie obrał kurs na domostwo Jana. Szli skrajem szosy, tej samej, którą przejeżdżały pojazdy lądowe. Zwykle pojazdy te mkną szybko, często z prędkością na granicy prawa, lecz tym razem spowalniały swój bieg widząc... może przebierańców, a może... realnych władców mórz i oceanów, bagien i wszelkich sadzawek. No bo skąd mieli wiedzieć, że to co widzą, to nie wytwór fantazji, to nie świat baśni, czy omam, lecz najprawdziwsza świta Neptuna.
Byli już blisko celu, zaledwie kilka metrów od wejścia na terytorium Jana, znanego na tutejszych wodach starego wodniackiego wygi, z którym już nie pierwszy raz zawierali układ na użyczenie małych jednostek pływających. Jan od lat prowadzi przystań tychże jednostek. Znana jest szeroko z nazwy „Pagaj” i ceniona nawet wśród elit, również reprezentowanych świtą Neptuna. Jan dał się już poznać ze swego profesjonalizmu, popartego największym doświadczeniem. Byli już bardzo blisko, gdy zobaczyli dwie niewiasty, opuszczające wody przy terytorialne. Przystań Jana leży właśnie nad takimi wodami, a niewiasty, Małgorzata i Katarzyna, wyraźnie się w niej taplały, co widać było po ich mokrym stroju. Chciały opuścić terytorium Jana bez żadnego myta, bez stania się pełnoprawnym wodniakiem, zgodnie z wymogami starego wodniackiego prawa. Wówczas to Neptun po raz pierwszy od opuszczenia pokładu swego flagowego okrętu „Mercedes”, uniósł się srogo: – Ech, do czorta! Nie daję wam żadnych szans! Czeka was dziesięć w skali Beauforta! – i niewiasty z pokorą zawróciły.
Korowód świty Neptuna skierował się ku rzece i przystani. Teren trawiastym stokiem opadał ku nabrzeżu, przy którym krzątała się jakaś gromada. Obok unosił się dym znad paleniska, nad którym piekło się żarło. Smakowity zapach ulatniał się niczym z kambuza. Towarzystwo szykowało się do uczty. Zauważyć też można było pewne wyluzowanie, takie jakie czasem przynosi kubek rumu, czy dwie flaszki złocistego napoju, albo kilka kielonków ostrzejszej czystej.
Stał wśród nich wodniak nieprzeciętny, co niejedno wiosło już skruszył. To do niego skierował swe kroki Neptun i słowa: – Co to za chmarę neofitów przyprowadziłeś tutaj, Topografie! Znali się od lat. Wielokroć spotykali na jednego w stylowej karczmie, znajdującej się wiele kilometrów stąd. Tutaj w Wywłoczce spotkali się dopiero po raz drugi. W między czasie było jednak wiele innych spotkań, również niedawno w tutejszym regionie. Dlatego też w geście przywitania Neptun od raz przeszedł do rzeczy:
– Witaj Topografie, ostatnie spotykamy się dość często – na co Topograf uśmiechnął się do Neptuna, a ten odwzajemnił się takim samym uśmiechem, choć spod bujnego jego siwego zarostu nie było tego widać. Gęste i dłuższe niż ostatnio jego włosy przysłaniały nawet policzki. Spomiędzy kosmyków widać było tylko błękitne oczy, symbolizujące barwą spokój i sprawiedliwość, uduchowienie i miłość, niebo i fale morskie i wiele innych cnót, które długo by wymieniać. Podobnymi lokami porośnięty był czerep Topografa, choć nieco krótszymi i uporządkowanymi z niebywałą dbałością. W ręku jednak trzymał nie swoje wiosło, co Neptun szybko dostrzegł zaniepokojony. Wszak to dawne, stare wiosło znał doskonale, a poza tym wcześniej nigdy nie widział, aby Topograf rozstawał się z nim. Kiedyś po tutejszych i nietutejszych wodach wiosło to pływało z wiosłem słynnego Olka, który właśnie kończy swoją trzecią transatlantycką wyprawę i jutro przy dobrych wiatrach ma przycumować na kontynencie europejskim. Wiosło to nie tylko Neptun miał w pamięci, ale też liczne pośladki chrzczonych neofitów - one szczególnie dobrze pamiętały to stare wiosło Topografa.
– Muszę je oszczędzać – rzekł Topograf widząc zaniepokojenie Neptuna. Obaj pamiętają i nie tylko oni, ten dzień, kiedy wiosło Topografa o mało nie poszło w proch na twardej dupie jednego z neofitów podczas czerwcowego ceremoniału chrztu wodniackiego.
Neptun rozejrzał się dookoła. |
Neptun rozejrzał się dookoła. W tym samym momencie w oczach Topografa pojawił się błysk, jakby chciał coś powiedzieć, czego nie powiedział a powinien powiedzieć wcześniej. Chciał teraz to rzec, lecz nie chciał wchodzić w słowo Neptunowi.
Neptunus. |
– Lecz kilkanaście twarzy widzę po raz pierwszy...
– Tak Neptunie, to prawda – odparł Topograf, tym razem nie czekając jak Neptun dokończy zdanie – zgadza się Neptunie, są nowi, których trzeba poddać próbie.
I po tych słowach oczy stojących skierowały się na postacie stojące za Neptunem. Dotąd stali oni nieruchawo. Teraz jak na dźwięk trąbki sygnałówki barwne postacie stojące dotąd spokojnie poruszyły się, wręcz zaczęły falować jak wzburzone morze. Każdy z nich wiedział co ma robić, bo każdy z nich znał doskonale swój fach i profesję. Byli gotowi, co nie jest niespodzianką. Nie raz przecie dali się poznać jako wyrafinowani specjaliści w przeprowadzaniu rytualnych prób, czy też zadawaniu różnorakich katuszy, sprawdzających przydatność neofitów i innych szczurów lądowych w szeregach braci wodniackiej. Byli wśród nich medycy o doświadczeniu sięgającym czasów pierwszych argonautów, którzy pod wodzą Jazona wyruszyli okrętem Argo po złote runo do Kolchidy. Byli wśród nich Boreadzi - skrzydlaci bracia, siłacz Herakles, pieśniarz Orfeusz, Tezeusz - pogromca Minotaura, Kastor i Polideukes - bliźniaczy bracia, piękna Atalanta i wielu innych helleńskich bohaterów. To chyba właśnie medyków najbardziej obawiają się neofici, bo wiedzą, że nie każdemu udaje się zejść ze stołu chirurgicznego na własnych nogach, tak, aby trafić w ręce cyrulików, którzy dokonają pierwszego oczyszczenia elewa na wodniaka. Cyrulicy potrafią doskonale wydepilować to i owo, położyć na twarzy i członkach odpowiednie maseczki upiększające, a nawet - gdy zajdzie taka potrzeba - przeprowadzić oczyszczającą lewatywę.
Jeden z neofitów na stole chirurgicznym. |
Poczekalnia, a w niej pielęgniarki - higienistki zakłądają pieluszkę neoficie. |
Od lewej: nadworny fotograf, medyk, kapelan i piratka. |
Faza oczyszczania i upiększania, czyli wizyta u cyrulików. |
No i w końcu nadchodziła ta ostatnia próba, najprzyjemniejsza, bo tak jak Neptun lubi się napić oraz dobrze i zdrowo zjeść, tak i wodniak nie powinien w tym względzie wybrzydzać, tym bardziej, że kucharze przygotowali tym razem naprawdę wyjątkowe i wykwintne smakołyki z neptunowskiego stołu. To próba, która jednocześnie sprawdza odporność kandydata na wodniaka na chorobę morską. Po niej pozostaje już tylko udać się po pieczątkę na dupie nabitą wiosłem z rąk Topografa. Po tym wszystkim neofita stawał przed obliczem Neptuna i Salacji, by złożyć uroczystą przysięgę oraz przyjąć wodniackie imię.
Urocze diablątko. |
Wszyscy czekają na swoją kolej. |
Smakołyki kuchni Neptuna: - Temu podwójną porcję! - woła z tyłu Topograf. |
Pieczątka wiosłem Topografa. |
Diabły Morskie i Piratka. |
Napracowali się tego dnia wszyscy ciężko. I znów jak zawsze cała ekipa, za którą osobiście ręczył Topograf, przeszła pomyślnie próbę. Każdy wytrzymał katusze Chrztu Wodniackiego, przeprowadzonego zgodnie ze starą wodniacką tradycją i wedle przyjętego rytuału. Wodniackie Bractwo powiększyło się o osiemnastu nowych, wspaniałych wodniaków.
– Gratulacje należą się wszystkim śmiałkom, lecz bez wątpienia największe siedmioletniej Madzi, odtąd w wodniackim świecie zwanej Arielką, najmłodszej członkini naszego Wodniackiego Bractwa – oświadczył Neptun, wskazując dłonią na śliczną dziewczynką na rękach Salacji. Tego dnia wszyscy oddali się całym sercem i duszą wodniackiej tradycji i zwyczajom. I trzeba to powiedzieć, że tak barwnego widowiska nie było jeszcze nigdy.
Wodniackie Akty Chrztu i Certyfikaty. |
Biesiada trwała jeszcze trochę, wkrótce jednak wodniacy zaczęli odpływać, nie od razu wszyscy, lecz kolejno w różnych odstępach czasu. Ogarniała ich chęć pozostania jeszcze w ogrodzie Jana, ale też chęć by płynąć dalej. Można nie dowierzać, ale to co stało się tutaj jest faktem, choć myślami wspomnień może zdawać się starą baśnią, której współtwórcami są wszyscy uczestnicy spływu i każdy z nich może teraz powiedzieć, tak jak Józef Ignacy Kraszewski:
„I ja tam byłem, miód, piwo piłem, bo każda stara baśń tak się przecie kończyć powinna.”
POCZTÓWKOWY KALEJDOSKOP
Wodniackie Bractwo. |
* * *
Opuszczamy nabrzeże. Wodujemy na rzece jako ostatni, Neptunus i Salacja, bo tradycyjnie zamykamy grupę, grupę niezwykłą, wspaniałą. Otwierający grupę Topograf jest już daleko przed nami. Szlak wodny jest wyraźnie oczyszczony. Mijamy wycięte zarośla i oczyszczony jaz. Przed nami tylko jedna przenoska na starej śluzie w Turzyńcu. Tym razem Topograf zdecydował, że robimy ją lewym brzegiem, gdyż prawy brzeg jest przed śluzą naderwany. Płyniemy dalej leniwym nurtem rzeki, meandrując przez pola i łąki. Nie widzimy ich z pokładu kajaka, bo brzeg jest zbyt wysoki, stromy. Gdzieniegdzie wznoszą się piaszczyste skarpy z otworami w których na wiosnę zaczynają gniazdować jaskółki brzegówki (Riparia riparia). Jednak o tej porze roku nie ma ich tutaj. Wspominamy czerwiec zeszłego roku, kiedy fruwały tutaj nad naszymi głowami, przysiadywały na skarpach, niknęły w jamkach skarpy.
Wpływamy na otwarte tereny. Na brzegach rośnie niewiele drzew. Bez problemów pokonujemy jaz, który rok temu wzbudzał tyleż emocji. Wygląda teraz na niższy. Ten spływ samoistnie wiążemy z ubiegłorocznym - porównujemy i jedno możemy powiedzieć: rzeka wygląda inaczej, przynosi inne wrażenia. Po przenosce w Turzyńcu dalej mamy sielankę, aż do Szczebrzeszyna.
Śluza w Turzyńcu. |
Wieprz. |
Zbliżamy się do mety spływu. Z lewej widzimy wyniosłe wzgórza. To już Szczebrzeszyn. Rzeka wchodzi w ostatnie zakręty, a potem wchodzimy na zarośniętą krzakami prostą, gdzie rzeka niespodziewanie przyspiesza i faluje. Koryto rzeki jest tu wąskie, a wartki nurt niesie wartko, wprowadzając nas pod most i znajdujący się pod nim uskok mający około 40 cm wysokości. Pod uskokiem mamy głębszy banior. Z prawej mijamy zabytkowy młyn. Jeszcze chwilka i dobijamy przed mostem drogowym do lewego brzegu. Kończymy spływ w Szczebrzeszynie, w którym chrząszcz wciąż brzmi w trzcinie, bo przecież wszyscy wiedzą, że Szczebrzeszyn właśnie z tego słynie.
Wracamy do naszej bazy, do ośrodka „Lech” w miejscowości Susiec. Susiec to nieduża, zaciszna miejscowość, a zarazem świetny punkt wypadowy na roztoczańskie szlaki piesze i wodne. Leży w pięknej, zielonej okolicy. W Suścu urodził się Sylwester Chęciński - reżyser słynnej komediowej trylogii: „Sami Swoi”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”. Dlatego też stanął tutaj pomnik Kargula i Pawlaka. W naszym gronie też mamy znakomitego reżysera od wspominkowych prezentacji, w których obraz współgra z dźwiękiem i humorem. Beatka tym razem przygotowała pokaz z ostatniego spływu po dolnej Tanwi. Na tym wieczór nie kończył się. Trwały zajęcia muzyczne w dwóch panelach: tanecznym i gitarowym. Wodniackie Bractwo bawiło się do północy. Cisza nocna została przedłużona do godziny ósmej rano.
Ośrodek „Lech” w Suściu ma ogromne możliwości spędzania wolnego czasu. Dziękujemy pani Agnieszce za gościnę, wygodne spanie, a paniom kucharkom za smakowite posiłki.
Ośrodek „Lech” w Suściu ma ogromne możliwości spędzania wolnego czasu. Dziękujemy pani Agnieszce za gościnę, wygodne spanie, a paniom kucharkom za smakowite posiłki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz