Dziennik wypraw i przystań przed kolejną wędrówką.

Mont Blanc, 4. doba: powrót

Przespaliśmy twardo noc. Nie mieliśmy problemów z zaśnięciem, takich jak poprzedniej nocy. Położyliśmy się wczoraj dość wcześnie o godzinie 20:00, a i tak trochę zaspaliśmy. Nie obudził nas ani gwar osób ruszających tej nocy do ataku na szczyt Mont Blanc, ani żadne inne odgłosy osób współdzielących pomieszczenie noclegowe. Wstaliśmy tylko na śniadanie, które zamówiliśmy na godzinę 2:15. Zjedliśmy razem z ludźmi ruszającymi do ataku na szczyt, a po śniadaniu znów zapadliśmy w twardy sen. Po otwarciu oczu ze zadziwieniem stwierdzamy, że jesteśmy ostatnimi osobami leżącymi jeszcze w łóżku. Inni już gdzieś wyszli, jeśli nie na szczyt góry, to na jadalnię, albo do toalety, albo na zewnątrz łapiąc zasięg dla telefonu. Pewna część osób, która pozostała w schronisku planuje popołudniową wspinaczkę na szczyt, inni oczekują kolejnej nocy poddając się aklimatyzacji. Tak planują na przykład Ukraińcy, który podejmą wspinaczkę za kilkanaście godzin, czyli następnej nocy.

TRASA:
Refuge du Goûter (3835 m n.p.m.) - Refuge de Tête Rousse (3165 m n.p.m.) - Le Nid d'Aigle (2372 m n.p.m.) Bellevue (1801 m n.p.m.) Les Houches, Télécabine de Bellevue

Nam pozostało już tylko, a może raczej powinniśmy powiedzieć jeszcze zejście - blisko 3000 metrów w dół, do punktu, gdzie 3 dni temu rozpoczynaliśmy wspinaczkę na Mont Blanc. Planowaliśmy opuścić schronisko wcześniej, aby zdążyć przed największą aktywnością spadających kamieni w żlebie Grand Couloir. Ze schroniska Goûter wychodzimy później niż planowaliśmy. Zespoły naszego teamu zaczęły zejście około pół godziny temu. Związani liną, w rakach pozwalających na przejście krótkiego odcinka po lodowcu pomiędzy nowym i starym schroniskiem Goûter jesteśmy też gotowi do drogi.

Schronisko Goûter (fr. Refuge du Goûter; 3835 m n.p.m.) było dla nas dobrym domem. Stoi nad przepaścistą otchłanią skał Aiguille du Gouter, oferując niesamowity widok. Jego ciepłe i przytulne wnętrza wykończone sosnowym drewnem dają to, czego potrzeba wspinaczom do wypoczynku. Jest to nowe schronisko, które funkcjonuje od 2014 roku. Mieści 120 osób. Zastąpiło stary obiekt z 1960 roku. Otwierane jest zwykle na przełomie maja i czerwca, a zamykane z końcem września lub na początku października. Jednakże bywa też zamykane w sezonie, kiedy pojawia się zbyt niebezpieczne zagrożenie na szlaku prowadzącym na szczyt góry. Jego obudowa ze stali nierdzewnej lśni z daleka w słońcu. Zbudowane zostało na planie owalu i osadzone na stalowych podporach wbitych sześć metrów w skałę, w przeciwieństwie do starego schronienia, które osadzone zostało na przesuwającym się lodzie.

Opuszczamy Schronisko Goûter.

Opuszczamy nasz dom o godzinie 7:00. Idziemy przepaścistym skrajem lodowca w kierunku starego schronienia. Mijamy się z zespołami podążającymi w przeciwną stronę. Czy uda się im tak jak nam? Wczoraj wśród podobnych zespołów podążających w górę wiedzieliśmy osoby z pierwszymi objawami choroby wysokogórskiej – wymiotujące i słabnące. Zbyt szybko, zbyt prędko chcieli być na szczycie. Biała Góra wymaga dużego szacunku, spokoju i przygotowania. W nas nie ma jeszcze euforii radości i nie będzie dopóki nie będziemy na dole. Prawdziwe chwile szczęścia nastąpią, kiedy trącimy się kieliszkami szampana.

Zejście, które nam zostało wiedzie trudnym terenem, bardzo stromym, tylko częściowo jest ubezpieczone stalowymi linami. W dali słońce oświetla już Francję, ale na lodowcu i opadającej spod niego ścianie panuje jeszcze cienisty półmrok. Lód srogo skrzypi nakłuwany kolcami naszych raków. Przemieszczamy się powoli przez ten ostatni krótki odcinek lodowca, jaki pozostał nam do przejścia. Jeszcze kawałek stromego zejścia z ostrego grzbietu i jesteśmy na platformach starego schronienia Goûter. Tutaj możemy zdjąć raki i zapakować do plecaków.

Widok w kierunku starego schronienia Goûter.

Na grani Aiguille du Gouter - ostatni odcinek lodowca do pokonania.

Grań Aiguille du Gouter.

Schronisko Goûter.

Bierzemy głęboki oddech i o godzinie 7:30 opuszczamy metalową platformę. Schodzimy krótką drabiną w dół na skaliste urwisko. Poruszamy się dalej ostrożnie wpinając linę w ekspresy zaczepione do stalowych lin. Stalowe liny pomagają nam na początku tego emocjonującego zejścia. Niżej nie będzie ich, a dopiero pojawią się ponownie w końcówce tego zejścia. Wiemy o tym doskonale, bo jest to dokładnie ta sama droga, jaką przemierzaliśmy 2 dni temu. Na każdym fragmencie zejścia trzeba być maksymalnie skupionym. Niedużo jest takich miejsc na tej stromej ścianie skał, gdzie można usiąść i odpocząć, i jednocześnie nie przeszkadzać innym wchodzącym, albo schodzącym. Nasze zejście trwa wyjątkowo długo – wydaje się nie mieć końca. Widoczne daleko pod nami schronisko Tête Rousse długo wygląda tak, jakbyśmy nie przybliżali się do niego wcale.

Opuszczamy metalową platformę schodząc krótką drabiną w dół na skaliste urwisko.

Schronisko Goûter widoczne spod starego schronienia Goûter.

Nasza droga zejścia.

Prealpy Sabaudzkie.

Zejście z Aiguille du Gouter. (fot. Patryk Ciepiela)

Prealpy Sabaudzkie.

Grzęda po której schodzimy, otoczona dwoma niebezpiecznymi żlebami.

Aiguille de Bionnassay (4052 m n.p.m.).

Widok na południowy zachód.

Poniżej widać Base Camp, a na prawo od niego topniejący lodowiec Tête Rousse.

O godzinie 11.00 w żlebie Grand Couloir zalega jeszcze cień, choć promienie słońca padają już na widoczny w dole lodowiec Tête Rousse. Od czasu do czasu słyszymy w żlebie znajdującym się obok nas odbijajacy echem stukot spadającego kamienia. To niepokojący i co raz częstszy odgłos. Przy ścieżce trawersującej żleb jesteśmy o godzinie 11:30. Zatrzymujemy się i nasłuchujemy. Z drugiej strony żlebu słuchać rumosz zsuwających się kamieni. Widać jak przewalają się przez ścieżkę na drugim końcu. Kilka kamieni stacza się jednocześnie. Widzimy przyczynę - to wspinacz znajdujący się na przeciwległej grzędzie.

– Skąd on się tam wziął? Przecież nie ma tam zejścia! – patrzymy na niego ze wściekłością i bezzwłocznie wrzeszczymy:
– Stones! Stones! – ostrzegając innych wspinaczy znajdujących się poniżej.
– Po co ten człowiek tam wchodził?

Czekamy, aż zejdzie na ścieżkę przecinającą Grand Couloir i opuści niebezpieczny żleb. Potem znów nasłuchujemy. Cisza. Ruszamy przyspieszonym krokiem jednym okiem penetrując górę żlebu. W razie czego, gdyby coś leciało z góry, spróbujemy zrobić unik. Na szczęście nie trzeba tego robić, bo po kilkunastu sekundach jesteśmy po drugiej stronie żlebu. Teraz możemy wyładować się angielskim słowotokiem na bezmyślnym wspinaczu. Znosi to z pokorą.

– Sorry – powiada patrząc błagalnym spojrzeniem. Wie co zrobił, jak i również to, że mogło to być fatalne w skutkach.

Ścieżka przecinająca Grand Couloir.

Schodzimy spod żlebu wzdłuż grzędy na ścieżkę poniżej, która slalomem sprowadza na kamienny płaskowyż, pokryty częściowo topniejącym lodowcem Tête Rousse. Po niedługim swoim biegu ścieżka znika wśród kamiennego rumoszu. Od tego miejsca ludzie poruszają się całą szerokością zmierzając do bazy namiotowej, schroniska lub w kierunku dalszej drogi w dół. My kierujemy się w stronę schroniska Tête Rousse, przechodząc w pobliżu Base Camp. Mija południe. Musimy odpocząć, posilić się i przepakować bagaże. Przedwczoraj w schronisku Tête Rousse zostawiliśmy część ekwipunku. Trzeba teraz go dopakować do plecaka. Nie jest to łatwe, bo plecak wydaje się mniej pojemny niż wcześniej. W domu przed wyjazdem udało się nam wszystko ładnie poukładać, a teraz nie możemy pomieścić w nim tych samych rzeczy. Lekkie buty podejściowe troczymy przy plecakach, a sami zostajemy w ciężkich butach. Okazuje się, iż zaskakująco świetnie się w nich schodzi po tutejszym kamiennym rumoszu, w przeciwieństwie na przykład do kamiennego traktu w lesie porastającym Boczań, przez który schodziliśmy w tych samych butach na początku tego roku. Przypominają się nam chwile zimowych trekkingów w Tatrach, które odbyliśmy przed wyprawą na Mont Blanc. Była to końcówka marca, kiedy wracaliśmy z Kościelca. Na Boczaniu nie było już wtedy śniegu, a na odkrytych kamieniach w tych twardych butach można było nogę skręcić.

Płaskowyż z topniejącym lodowcem Tête Rousse.

Widok na przemierzoną dotąd drogę.

Pod schroniskiem Tête Rousse.


W schronisku Tête Rousse zamawiamy po kubku herbaty i dużej porcji ciasta. To będzie nasz obiad na dzisiaj, ale obiecujemy sobie, że później zjemy coś bardziej obfitego i wykwintnego. Musimy tylko zejść do miasteczka. Czeka nas jeszcze długa droga. Znajdujemy się obecnie na wysokości 3167 m n.p.m. - zatem zostało jeszcze ponad 2000 tysiące metrów w dół. O godzinie 13.30 opuszczamy otoczenie schronisku Tête Rousse. Przemieszczamy się na drugą stronę płaskowyżu poprzez cieknący lodowiec, do miejsca, gdzie na skraju stoi drewniana budka. Stoi przed nią strażnik, który sprawdza u wychodzących do góry alpinistów dokumenty rezerwacyjne do schronisk, uprawniajace do wejścia na Mont Blanc.

Za drewnianą budką strażnika znów zaczyna się strome zejście, ale nie aż tak bardzo strome jak z Aiguille du Gouter. Schodzimy dalej we dwoje bez wiązania się liną. Patryk „pobiegł” do przodu, aby wydeptać sobie dodatkowe kilometry. Jest już dość późno, bo zatrzymaliśmy się dłużej w Tête Rousse. Mamy jednak zamiar skrócić pieszą wędrówkę i skorzystać z Tramwaju du Mont-Blanc. To jeden z prezentów, jaki postanowiliśmy sobie zrobić za wejście na Białą Górę - należy się nam. Ścieżka gęstymi zakosami sprowadza nas w dół. Po godzinie wchodzimy na płaski teren rozciągający się po wzniesienie z kamiennym schronem Baraque forestière des Rognes (2768 m n.p.m.). Teren ten pokryty jest surowym skalnym rumoszem, który upodobały sobie tutejsze kozice. Te piękne zwierzęta nie stronią od przechodzących ludzi. Są atrakcją i znakomitym motywem dla fotografii.

Lodowiec Tête Rousse.

Lodowiec Tête Rousse.

Budka strażnika.

Gęste zakosy ścieżki.

Widok na Vallée de Chamonix.

Strome zejście z Tête Rousse.

Odcinek ubezpieczony stalową liną.

Strome zejście z Tête Rousse.

Odpoczynek na surowym, skalnym rumoszu.

Aiguille du Gouter imponuje swoją wyniosłością.

Zejście, a za nami w tle widać Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.).

Pod Baraque forestière des Rognes (2768 m n.p.m.).

Ciągle w dół.

Spod Baraque forestière des Rognes (2768 m n.p.m.) grań Aiguille du Gouter imponuje swoją wyniosłością. Byliśmy tam wysoko jeszcze nie tak dawno, dzisiejszego poranka, ale czy naprawdę, czy naprawdę tam weszliśmy? – to co zrobiliśmy w ostatnich dniach staje się snem, albo bajką, ale przecież musieliśmy to zrobić, przecież pracowaliśmy nad tym intensywnie przez ponad pół roku, a więc to nie może być sen, czy bajka. Niedowierzanie przenika nas od czasu do czasu. Jesteśmy już na łatwej górskiej ścieżce, na której można zmniejszyć koncentrację i pomyśleć o doznaniach z ostatnich dni alpejskiej wspinaczki.

Nie mamy kontaktu telefonicznego z pozostałymi członkami naszej wyprawy. Zniknęli gdzieś, skrywając się poza zasięg telefonii komórkowej. Wspaniała pogoda nie ponagla do zejścia, lecz wręcz przeciwnie: nakazuje jak najdłużej cieszyć się alpejskim krajobrazem, zapamiętać jak najwięcej z tej wyjątkowej podróży. Znów robimy krótki odpoczynek na kamieniu rozgrzanym żarem słońca. Nieopodal pasą się kozice. Jedna podchodzi nawet bardzo blisko – trzy lub dwa metry, a może nawet bliżej do wyciągniętej dłoni. Nie boi się, ale nie pozwala się dotknąć. Mierzy wzrokiem każdy ruch człowieka, ale nie płoszy się. To fascynujące zwierzęta.

Łatwiejsza alpejska ścieżka sprowadzająca do Le Nid d'Aigle.

Spotkanie z alpejską kozicą.


Przy szlaku pojawiają się pierwsze skąpe poletka traw alpejskich.

Roślinność rosnąca tuż nad Le Nid d'Aigle.

Wracamy do początku drogi normalnej na Mont Blanc.

O godzinie 15:50 docieramy na Nid d'Aigle, gdzie stoją wagoniki Tramwaju du Mont Blanc. Przyspieszamy w obawie, że odjadą nam. Kierujemy się szybciutko do kasy, tam jednak pan mówi, że nie ma już biletów. Pokazuje na tablicę z rozkładem odjazdów, gdzie przy godzinie odjazdu tramwaju pisze „Complet”. Patrzymy na późniejsze odjazdy - tam również są czerwone karteczki z napisem „Complet”. Niemożliwe! Na wszystkie kursy do końca dnia wszystkie bilety zostały sprzedane. Ale pech! Trzeba zatem zasuwać w dół pieszo. Nie da się wybłagać dodatkowych dwóch biletów.

Najszybciej będzie zejść torowiskiem, ale musimy poczekać, jak odjadą wagony tramwaju. Podchodzimy bliżej nich. W jednym z wagoników dostrzegamy Adriannę i Magdę.

– Zjedziecie, to powiedzcie pozostałym, że schodzimy pieszo! – zostawiamy im informację, po czym już zupełnie żartem dodajemy – Niech czekają z kąpielą.

Wiemy, że prysznice przy dolnej stacji kolejki gondolowej Télécabine de Bellevue czynne są do osiemnastej i na pewno nie zdążymy. Mamy nadzieję, że wykąpiemy się gdzieś indziej, w drodze powrotnej... musimy, bo nie kąpaliśmy się od czterech dni. Tymczasem w oczekiwaniu na odjazd tramwaju siadamy na ławkach. Wkrótce tramwaj odjeżdża. Czas nam w drogę, ale gdy wstajemy pan z kasy nagle wyskakuje z kasowej budki i wymachując rękoma krzyczy coś po francusku... mówi coś, że są bilety na dodatkowy kurs tramwaju. Podbiegamy zatem szybciutko do kasy. Jesteśmy pierwsi przy okienku.

– Kiedy odjedzie?
– O godzinie 17:30 – odpowiada kasjer, a my upewniamy się pisząc mu tą godzinę na kartce, aby upewnić się czy dobrze usłyszeliśmy... – tak właśnie o tej godzinie – potwierdza.

Nie zastanawiając się kupujemy bilet łączony na zjazd tramwajem do Bellevue i dalszy zjazd gondolą.Uff! Mamy zatem jeszcze trochę czasu. Siadamy z powrotem na ławce. Może jednak przytrzymają nam te prysznice w Les Houches – myślimy sobie spoglądając na siebie. Myśli jednakże przerywa pan kasjer, który znów wyskakuje ze swojego pomieszczenia, wbiega pośród ludźi i macha rękoma nawołując coś po francusku. Chodzi mu o dodatkowy tramwaj – właśnie, właśnie! Przyjedzie wcześniej niż było to planowane, trzeba się przygotować do wsiadania! Dobrze, że siedząc na ławkach nie wyjmowaliśmy więcej rzeczy z plecaków, że nie zdejmowaliśmy butów, że nie zrobiliśmy sobie większego biwaku. Zbieramy się szybciutko. Dodatkowy Tramwaj du Mont-Blanc faktycznie podjeżdża wcześniej, jeszcze zanim wszystko udaje się nam spakować do plecaków. Wsiadamy do wagonu. Teraz telefon do tych, co już są na dole, aby jednak spróbowali przytrzymać nam te prysznice, bo przypuszczalnie zjedziemy na styk przed ich zamknięciem. Zadowalamy się stojącymi miejscami przy drzwiach, mimo, że siedzące są wolne. Tak będzie lepiej, bo dzięki temu pierwsi wysiądziemy na przystanku „Bellevue” i pierwsi ruszymy do gondoli, która ma znacznie mniejszą pojemność niż wagon tramwaju.

Le Nid d'Aigle (2372 m n.p.m.).


Wtem rozlega się donośny gwizd. Tramwaj zaczyna zjeżdżać wprost do ciemnego tunelu. Niebawem nikniemy w mroku tunelu, z którego wyjeżdżamy na emocjonujący trawers. Tory ułożone są tuż nad urwiskiem z ekscytującym widokiem. Z okien tramwaju mamy widok na jęzor lodowca Bionnassay, spływający bardzo nisko łożyskiem doliny. Tramwaj zjeżdża stromo powoli, ale dość szybko wytraca wysokość. Dopiero przed wzniesieniem Mont Lachat skręca w lewo i przechodzi w łagodny trawers tego wzniesienia. Tramwaj du Mont-Blanc jest najwyżej wyjeżdżającym składem kolejowym we Francji (czwarty pod tym względem w Europie). Dostarczaja tym samym niesamowitych wrażeń. Linia tramwajowa du Mont-Blanc liczy 12,4 km długości. Zastosowany w niej specjalny mechanizm kolei zębatej i przyczepnej pozwala na pokonania różnicy wysokości 1792 m. Pierwszy odcinek linii, do Col de Voza, został otwarty w 1907 roku. Swój obecny koniec Nid d'Aigle linia osiągnęła pod koniec w sierpniu 1914 roku, kiedy prace zostały zawieszone z powodu I wojny światowej. Nigdy nie zostały już później wznowione, choć planowano dociągnięcie linii do Aiguille du Goûter. Na początku linia była eksploatowana przez lokomotywy parowe, dopóki w 1956 roku nie została zelektryfikowana. Obecnie linia Tramwaju du Mont-Blanc obsługiwana jest przez trzy wagony silnikowe o nazwach Anne, Marie i Jeanne, nazwane tak od imion trzech córek właściciela linii w chwili jej elektryfikacji.

Jęzor lodowca Bionnassay.

Masyw zasłania się obłokami.

Stacja Bellevue.

O godzinie 16.50 dojeżdżamy do Bellevue. Wysiadamy i podbiegamy szybciutko na grzbiet, gdzie stoi górna stacja kolejki gondolowej. Zasapaliśmy się, ale jesteśmy pierwsi. Oglądamy się za siebie... nikt nas nie goni, nie próbuje prześcignąć, nikomu się nie spieszy. Zwalniamy odzyskując po chwili spokojny oddech. W ten sposób zapewniamy sobie miejsce w oczekującym wagoniku gondoli i nie musimy czekać w kolejce na kolejny kurs. Zostaje nam dzięki temu dużo czasu na kąpiel pod prysznicem, funkcjonującym odpłatnie przy dolnej stacji gondoli Télécabine de Bellevue.

Dolna stacja Télécabine de Bellevue w Les Houches.

Kilkanaście minut po siedemnastej kolejka gondolowa zwozi nas do punktu wyjścia, w którym cztery dni temu wczesnym porankiem rozpoczęliśmy zmagania z jej wysokością Mont Blanc. Szczęśliwy powrót kończy spełnianie wielkiego marzenia, które niespodziewanie nabrało realistycznego wymiaru 245 dni temu, podczas pamiętnego świątecznego wieczoru 26 grudnia 2018 roku.


Marko czekał na nas cierpliwie już od godziny czternastej na parkingu pod dolną stacją Télécabine de Bellevue w Les Houches. Cały czas był odwodem w naszych działaniach górskich na Mont Blanc. Za te cztery dni naszej nieobecności zdążył dokładnie poznać dolinę i leżące w niej miasteczka Chamonix i Argentière. Służy teraz wskazówkami i radą, gdzie dobrze i smacznie zjeść oraz gdzie kupić pamiątki. W Chamonix żegnamy się z Peterem. Rejsowym busem odjeżdża stąd, aby dołączyć do żony, która rozpoczęła wypoczynek w pobliskim kurorcie. My zaś zatrzymujemy się jeszcze na półtorej godziny w dolinie Vallée de Chamonix. Zwiedzamy, korzystamy z restauracji, zaglądamy do pamiątkarskich sklepów. Gdy słońce chyli się już nisko nad górskimi graniami odjeżdżamy do domu busem, który jak ogier mknie powożony przez niezastąpionego Marko.

Zdobywcy w Chamonix-Mont-Blanc.

Widok w kierunku masywu Mont Blanc z Argentière.

Noc szybko zapada i nie dłuży się, mimo stania w dużym korka w Montreux. Odlatujemy w twardych drzemkach, w których pojawia się plątanina snów o Białej Górze. To co zrobiliśmy nie wydaje się być realne. Wciąż wyczuwamy niezwykle silną ekscytację i emocje, i oczywiście radość spełnienia.

Gdy nowy dzionek nastaje, myśli wspominają to co działo się wczoraj i wcześniej - wspominają jak przepiękną, ujmującą baśń. Te dni połączyły nas na zawsze emocjonalnie z Białą Górą. Stała się nam tak bardzo bliska, iż nie wiemy czy to co w głębi słyszymy, to jej wołanie, czy tylko nasze wewnętrzne pragnienie, które wzywa, aby kiedyś na nią wrócić. Tak, to bardzo osobliwe uczucie i pragnienie, z którym dotąd nigdy nie obcowaliśmy. Ta przygoda jest wciąż jak sen lub bajka, ale przecież wydarzyła się naprawdę.




Ekipa w komplecie, bohaterowie tej opowieści,
od lewej: Marek, Marco, Piotr, Dorota,
Patryk, Magda, Adrianna, Peter i Łukasz.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom wyprawy, ludziom wypełnionym pasją zdobywania, ale też pragnieniem poznawania gór oraz ich natury za wspólną przygodę.

W wyprawie wzięli udział (kolejność
zupełnie przypadkowa): Piotr Kordowski,
Adrianna Śliwa, Magdalena Szot, Patryk Ciepiela,
Łukasz Nowicki, Piotr Paos, Marek Charuza
oraz my, czyli Dorota i Marek Szala.



Udostępnij:

1 komentarz:


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas